Quantcast
Channel: zRYSIOwana ja
Viewing all 1083 articles
Browse latest View live

Nowa projekt pana Armitage’a?

$
0
0
Plotki głoszą o jego uczestnictwie w adaptacji powieści Edith WhartonSummer”/ „Lato”.  

O czym jest powieść? W skrócie, co znalazłam tutaj:
Wczesnym latem w niewielkim miasteczku North Dormer Charity Royall, adoptowana córka miejscowego adwokata,zauważa na ulicy młodego człowieka, którego styl bycia i ubranie świadczą, że przyjechał z dużego miasta. Poznają się później, w bibliotece, w której Charity pracuje jako bibliotekarka. Okazuje się, że młodzieniec jest architektem i poszukuje książek o wczesnym budownictwie Nowej Anglii. Lucius budzi w dziewczynie zupełnie nowe uczucia, z czasem opanowuje jej myśli zupełnie. Powoli dowiadujemy się o niezwykłym pochodzeniu dziewczyny. Wharton umiejętnie stopniuje napięcie, dostarczając kolejnych informacji na temat bohaterów, a także powoli odkrywając przez czytelnikiem ich prawdziwe, skrywane pod różnymi maskami oblicza, a wszystko to na tle przyrody, która dzięki naturalistycznym opisom znakomicie podkreśla aktualny stan duchowy głównej bohaterki.
Powieść, pełna wewnętrznych konfliktów, moralnych rozterek i naturalistycznych opisów dowodzi, że Wharton jest jedną z największych przedstawicielek literackiego naturalizmu w literaturze amerykańskiej.
Fragment powieści tutaj.




"Czarny anioł", fanfik autorstwa Kate. Część piąta.

$
0
0
Richard Armitage jako sir Guy i Lucy Griffiths jako  Lady Marian
w serialu BBC "Robin Hood". Źródło obrazka. 

Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść, "Czarny anioł" zainspirowana jest postacią Sir Guy'a Gisborne granego przez Richarda Armitage'a w serialu BBC "Robin Hood" i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.


***

Poprzednia, czwarta część tutaj.

Guy powoli otworzył jedno oko. Chwilę trwało, zanim rozbudził się i przypomniał sobie wczorajszy upojny wieczór ze służącą. Drżąca, niepewna, uroczo niewinna – to ostatnie było tym, co najbardziej pociągało go w Anastazji, czego najbardziej pożądał. Czystość i niewinność… Cechy tak odległe od jego charakteru, a jednak właśnie to go intrygowało. Ciekawe, jak Anastazja wygląda rankiem, gdy śpi… Gisborne powoli obrócił się i spostrzegł, że jest sam. Łoże po stronie, gdzie spała dziewczyna, było idealnie równo zaścielone. Na fotelu leżało jego ubranie – nie tak, jak zwykle, niedbale rzucone i zmięte, a prosto złożone, podobnie jak stojące na podłodze buty – równo ustawione i czyste. Ale dlaczego nie było JEJ!? Guy zerwał się na równe nogi. Był zły, bo nie pozwolił jej oddalać się, zanim on wstanie. Ubrał się i zbiegł do kuchni, gdzie służące krzątały się już, dowodzone przez Joan. Rozejrzał się – nigdzie nie widział Rusinki.
- Anastazja!!! – wrzasnął tak przerażająco, że wszystkie dziewczęta zadrżały.
- Dostanie jej się – mruknęła Mary – Zobaczycie.
- Gdzie ta ruska…
- Nie ma jej, panie – odezwała się Brigitte – Wyszła na targ po sprawunki…
- Ty – warknął, wskazując na nią palcem – Nie odzywaj się do mnie. Nie pytałem ciebie!
- Sir Guy – Joan podeszła do rozwścieczonego rycerza – Czy Rusinka zrobiła coś złego? Ukarzę ją, jeśli trzeba.
- Sam to zrobię. Kiedy wróci, natychmiast…
Odwrócił się gwałtownie, słysząc skrzypienie drzwi. Anastazja zamarła, widząc płonący gniewem wzrok Guy’a i skłoniła się z pokorą, stawiając kosz z zakupami na podłodze. Mężczyzna zerwał się i wyszedł z kuchni, szarpiąc ją za ramię i pociągając za sobą. Zatrzasnął drzwi i przycisnął przerażoną dziewkę do ściany.

- Myślisz, że wszystko ci wolno? Że jesteś wyjątkowa? – cedził przez zęby – Możesz się rządzić?
- Panie, nie wiem o co chodzi…
- Nie wiesz! – wrzasnął – Obudziłem się, a ciebie nie było! Nadal nie rozumiesz!?
- Sir Guy, wybacz mi, ja…
- Dałem ci szansę, jakiej nie dostała żadna z nich. Pozwoliłem ci zostać, otworzyłem się przed tobą, zbliżyłem się do ciebie! A ty… zostawiłaś mnie! WYSZŁAŚ bez pozwolenia!
- Panie – dziewczę rozpłakało się – Obudziłam się o świcie i… chciałam zostać. Naprawdę.
Gisborne wpatrywał się w nią twardo, ale czuł, że coś zaczynało w nim pękać. Przestraszył ją, a ona… chyba nie miała złych intencji.
- Patrzyłam na ciebie, panie, długi czas. Byłam przy tobie i czekałam, aż się obudzisz, ale… Bałam się, że kiedy wrócę do dziewcząt, gdy nie będą spały, zaczną gadać, plotkować…
- Chyba już raz wyraźnie powiedziałem ci, żebyś się tym nie przejmowała.
- Bałam się, panie – powtórzyła – Nie lubią mnie, a szczególnie Mary. Nie chciałam, żeby obróciły się przeciwko mnie.
- Tobie powinno najbardziej zależeć na tym, żebym to JA się przeciw tobie nie obrócił. Powiedz mi, co ja mam teraz o tobie myśleć? Co z tobą zrobić? – nachylił się nad nią i czuła jego szybki oddech na policzku – Jesteś nieposłuszna. Uważasz się za Bóg wie kogo, usiłujesz wymusić na mnie protekcję dla swojej przyjaciółki, a kiedy ci ulegam, robisz wszystko wbrew mnie.
- Nie chciałam tego… - spuściła głowę.
- Patrz na mnie! – krzyknął przerażająco – Za kogo ty się uważasz, Anastazjo? Jesteś zwykłą, ruską niewolnicą. Nie wykonujesz mojej woli dlatego, że boisz się o swoją… opinię? – zapytał tonem ociekającym wręcz jadem – Jaką opinię? I tak poszłaś o krok za daleko. Oddałaś mi się i nic już nie zwróci ci twojej cnoty, nawet najbardziej gorliwe modlitwy. NIKT już nie będzie postrzegał cię jako dobrej, nieskalanej, cnotliwej panienki, od ubiegłej nocy jesteś TYLKO moją kochanką. Zbrukaną, nieczystą.
- Nie czuję się zbrukana – szepnęła niepewnie – Byłam z tobą, panie.
- Co ty mówisz? – Guy cofnął się o krok – Słyszysz sama siebie?
- Nigdy więcej nie zrobię nic wbrew tobie – powiedziała, patrząc mu w oczy – Wybacz mi, panie. Zrobiłam źle, wychodząc bez twojego pozwolenia. To był ostatni raz.
- Pewnie, że ostatni. Tej nocy odwiedzi mnie Brigitte – warknął Guy – Zobaczymy, czy jest tyle warta, ile twierdzi szeryf.
- Sir Guy, błagam – Anastazja padła na kolana – Nie rób tego… Nie rób JEJ tego.
Rycerza ogarnął szał. Szarpnął dziewkę za włosy i pchnął na ścianę, przyduszając ją lekko.
- Za kogo ty się masz? – warknął – Nadal do ciebie nie dociera, że nic nie znaczysz?
Puścił ją i spojrzał na nią z wyższością. Anastazja osunęła się na podłogę i płakała cicho, kryjąc twarz w dłoniach. Serce mu drgnęło, ale nie chciał go słuchać. Musiał pokazać jej, gdzie jest jej miejsce, i że wcale nie jest dla niego ani trochę ważna. Odwrócił się od niej i usłyszał kroki, a po chwili zza rogu wyłoniła się Marian. Zdenerwował się trochę, bojąc się, że zacznie dopytywać o kulącą się pod ścianą służącą.
- Marian! – zawołał, podchodząc do niej – Nie wiesz, jak się cieszę…
- Sir Guy – skłoniła lekko głowę – Jak się masz?
- Brakowało mi twojej obecności.
- Zawstydzasz mnie… Guy, co tam się dzieje? – Marian wskazała na Anastazję.
- Nie wiem. Rozpłakała się, biedaczka, i nie chce powiedzieć, co się dzieje.
- Tak nie można!
- Marian…
- Co się stało? – podeszła do Anastazji i przyklękła przy niej – Jak ci na imię?
- Anastazja, pani.
- Ktoś cię skrzywdził?
- Nie, pani. Ja tylko… - podniosła głowę i napotkała surowy wzrok Gisborne’a – Ja tylko tęsknię za rodziną.
- Jak mogę ci pomóc?
- Nie możesz, pani. Służę na zamku, jestem niewolnicą, a nawet nie wiem, gdzie są moi rodzice.
- Guy!
- Zostaw, Marian – westchnął rycerz – Nie ona pierwsza i nie ostatnia.
- Guy, na pewno możesz jej pomóc!
Gisborne spojrzał na Marian. Jego ukochana, piękna, słodka Marian… Anioł. Dobra i uczciwa aż do bólu. Jedynie dobrem mógł trafić do jej serca. Spojrzał na skuloną Anastazję i uśmiechnął się ciepło do swojej ukochanej.
- Jesteś niesamowita, Marian – powiedział łagodnie – Pomogłabyś każdemu, ktokolwiek by to nie był. Zgoda, pomożemy tej biednej dziewce spotkać rodziców, wiem nawet, gdzie można spotkać jej ojca.
- Guy, jesteś cudowny! – ucieszyła się Marian, całując go z radością w policzek – Mogę z nią pojechać!
- To niebezpieczne.
- Nie ufasz mi? Poradzę sobie!
Gisborne zastanowił się; czy to dobry pomysł, by puszczać je same? Z drugiej strony jednak, Marian była jedyną osobą na świecie, której ufał. Pomoże Anastazji spotkać się z rodziną i odprowadzi ją do zamku.
- Zgadzam się.
Objaśnił Marian, gdzie ma się kierować, dał kobietom dwa konie i odprowadził je do bramy. Tam zbliżył się do Anastazji i tak, by jego ukochana nie słyszała, powiedział:
- Jak wrócisz, niezwłocznie poinformujesz Brigitte, że oczekuję jej w komnacie po wieczerzy. ŻADNYCH tłumaczeń, jeśli piśniesz choć słowo za dużo, zginiesz.
Patrzyła na niego wzrokiem przepełnionym bólem. W końcu odjechały. Był nadal zły na Anastazję, ale sam nie wiedział, dlaczego właściwie jest zły. Postanowił ją jednak dotkliwie ukarać – doskonale wiedział, że sam fakt, iż osobiście będzie musiała wysłać do jego komnaty przyjaciółkę, której z takim poświęceniem broniła, będzie dla niej bolesny. Chciał dopiec jej najbardziej, jak to tylko było możliwe. Chciał, by poczuła się zgnębiona, upokorzona, wykorzystana i nic nie warta. Pytanie tylko, dlaczego? Jednak sam nie potrafił na to odpowiedzieć. Coś niesamowicie ciągnęło go w jej kierunku, ale jednocześnie chyba bał się tego, że Anastazja wyzwala w nim pozytywne emocje i dobre uczucia. Dziwne, bo przecież tego chciał, chciał zmienić się za jej sprawą dla Marian, a teraz mścił się na niej, choć przecież nie zrobiła NIC złego…
- Sir Guy – usłyszał głos jednego z żołnierzy; odwrócił się gwałtownie.
- Czego!?
- Szeryf cię wzywa.
Gisborne szybkim krokiem udał się do zamku. Zastanawiał się, czego może chcieć od niego Vasey o poranku. Czyżby znowu miał wydumane pretensje? Chciał się wyżyć? A może był zły, bo Mary nie podołała jego wymaganiom? Cóż, gdy kilkanaście minut wcześniej wszedł do kuchni, ta bezczelna dziewka była tam obecna, mógł więc wywnioskować, że szeryf nie zostawił jej u siebie na noc, a wyrzucił za drzwi. Ale przecież była całkiem niezła… Gisborne zabawiał się z nią wielokrotnie, i za każdym razem był usatysfakcjonowany; Mary zawsze wykazywała więcej inicjatywy, niż inne dziewczęta, była zawsze chętna – czasem aż za bardzo. Była też biegła w używaniu swoich ust, co tak bardzo lubił szeryf. Co więc mogło pójść nie tak? Guy wzdrygnął się na myśl, że mógłby zaprosić ją kiedykolwiek do swojego łoża, nie teraz, kiedy spędziła noc u Vasey’a. Całe szczęście, że miał rozeznanie, które z dziewcząt odwiedzają szeryfa, bo nie miał najmniejszej ochoty używać po nim czegokolwiek – a szczególnie kobiety. Z jednej strony poczuł lekki zawód, że Mary już nigdy nie będzie jego kochanką, z drugiej jednak ulżyło mu, bo ta dziewka była zbyt bezczelna i jej rozwiązłość zaczynała irytować rycerza. Cóż… zaczynała już go nudzić. Była zbyt oczywista.
- Jesteś nareszcie! – ucieszył się Vasey, gdy Guy przekroczył próg jego komnaty – Jak minęła noc?
- Wspaniale, mój panie – uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Która była tą szczęśliwą?
- Rusinka.
- Ale… Alex… Aleksandra?
- Anastazja – poprawił go poirytowany Guy.
- Tak! Piękne imię, Anastazja! Jaka była? Mów, bo mnie ciekawość zżera! – dociekał szeryf, zdejmując jedwabny, czarny szlafroczek i pokazując Guy’owi swoje pośladki – Chyba wezwę ją dziś wieczorem. Jak myślisz?
Guy spanikował. Jak to: Vasey wezwie JEGO Anastazję!? JEGO kochankę, JEGO niewolnicę, JEGO własność!? Zbruka ją swoim obleśnym ciałem, a wtedy Guy już nigdy jej nie tknie! Ale… dlaczego tak się tym przejął? Przecież przed chwilą sam odepchnął ją od siebie i powiedział, że to był ostatni raz, że od teraz będzie wzywał Brigitte… Nigdy nie miał takiego przytłaczającego zamętu w głowie. Nie mógł pozwolić, by szeryf zagarnął JEGO Anastazję dla siebie! Nie może tego zrobić sobie, ale też nie może tego zrobić… jej.
- Nie radzę, panie – powiedział, wyraźnie zdenerwowany – Nie nadaje się.
- Gisborne! – szeryf odwrócił się przodem do niego, nie bacząc na swą nagość – Powiedziałeś, że było wspaniale. Okłamujesz mnie, czarna ptaszyno!
- Jakże bym śmiał! Po prostu… nie było najgorzej, ale… jest strasznie płaczliwa. Boi się, drży, więcej czasu minęło na uspokajanie jej, niż na konkretne działanie. A zresztą leżała jak kłoda.
- Nie nie nie, Gisborne, męcz się z nią sam – Vasey, ku zadowoleniu rycerza, potrząsnął z niesmakiem głową i zaczął się ubierać – Wiesz, że nie znoszę płaczek. Wyrzuciłbym ją przez okno. Ale ta Mary…
- Wspaniała dziewczyna – mruknął Guy, uśmiechając się pod nosem.
- Tak! W istocie! Lepsza niż Francuzka. Przysyłaj mi odtąd tylko ją, dobrze? Czasem może dla odmiany zabawię się z inną, ale odpuszczę sobie Brigitte. Mary ma lepszą technikę, Gisborne. Gdybyś wiedział…
- Wiem, mój panie – Guy poprawił sobie rękawice i zlustrował szeryfa od góry do dołu – Doskonale znam technikę Mary. Inaczej nigdy bym ci jej nie przysłał.
- Ach tak… To taka z ciebie kanalia! – Vasey roześmiał się głośno – Dałeś mi zużytą babę!
- Wypróbowaną, panie, a to różnica. Nie dałbym ci kota w worku, nie zasługujesz na byle co…
- Dobra dobra! Przestań kadzić, Gisborne, bo każę cię ściąć! Powiedz mi lepiej, co zamierzasz zrobić z Hoodem. Chyba nie pozwolisz mu skakać po drzewach do woli?
- Myślę intensywnie nad tym, jak go schwytać, panie.
- Myślisz? Gisborne… Lubię cię, chłopcze, ale masz z tym ostatnio problemy. Bez urazy, ale… pozwoliłeś leśnym ludkom uciec.
- Nie ja, ale ci tępi idioci – warknął Guy – Skąd miałem wiedzieć…
- Stąpasz po cienkim lodzie, kochasiu. Nie próbuj ze mną dyskutować. Zmiataj mi stąd, myśleć gdzie indziej. A! Jeśli tak bardzo zatraciłbyś się w myśleniu, że nie zobaczylibyśmy się do wieczora, pamiętaj o Mary. Niech zjawi się tu wieczorem.
Gisborne obrócił się na pięcie i wyszedł, trzaskając drzwiami. Zapowiadało się tak dobrze, a znowu musiał go poniżyć i zdenerwować! Co za parszywy, łysy gnom! W głowie Guy miotał w stronę szeryfa najgorsze przekleństwa, miał go dosyć i gdyby nie to, że dzięki niemu mógł być kimś, dojść do czegoś więcej, niż miał teraz, najchętniej pozbyłby się go jednym ruchem ostrego miecza.
***
Marian z Anastazją wracały już ze spotkania z rodzicami Rusinki. Nie obyło się bez łez i wzruszeń, ale dziewczę zapewniło ich, że na zamku jest traktowana bardzo dobrze, pan jest łagodny i sprawiedliwy, nikt jej nie krzywdzi, i zasługą sir Guy’a jest to, że mogła przyjechać ich odwiedzić. Wasilij co prawda próbował namówić córkę, by uciekła z nimi, ale Anastazja stanowczo odmówiła, twierdząc że Gisborne zrobił dla niej wiele dobrego i nie może tak po prostu go oszukać. Wasilij musiał przyznać jej rację, bo sam był pod wrażeniem tego, że rycerz nie zrobił mu krzywdy, gdy znalazł go na zamku, a co ważniejsze – nie skrzywdził jego jedynej córki. Obecność lady Marian również uspokoiła rodziców dziewczyny, była wszak osobą znaną i powszechnie szanowaną, wiedzieli, że ich córce nie grozi przy niej krzywda, więc ze spokojem pożegnali się i pozwolili, by odjechały.
- Anastazjo – Marian odezwała się do niej po dłuższym milczeniu – Nie jesteś szczęśliwa.
- Jestem, pani – uśmiechnęła się przez siłę Rusinka – Po prostu się zamyśliłam.
- Widzę, że coś cię gryzie. Myślałam, że po spotkaniu z rodzicami coś się zmieni… Czy na pewno traktują cię na zamku dobrze?
- Pani, nie może być lepiej! – zapewniła Anastazja – A sir Guy jest dobry i sprawiedliwy. Jest miły, naprawdę. Dba o nas, żeby niczego nam nie zabrakło.
- Guy… - szepnęła niepewnie Marian – Czy Guy… nie zrobił ci krzywdy? Nie wykorzystał?
- Pani! Jak mogłaś tak pomyśleć! Sir Guy nigdy nie tknął żadnej z dziewcząt – z przekonaniem odparła Rusinka, nie chcąc, by lady Marian miała o nim złe zdanie – Jest najbardziej porządnym człowiekiem, jakiego znam.
- Ciekawe, czy znamy tego samego Guy’a…
- Co mówiłaś, pani?
- Nieważne – westchnęła Marian, i w tym momencie tuż przy jej uchu z głośnym świstem przeleciała strzała. Dobyła w dłoń sztylet i rozejrzała się dookoła, zaniepokojona, ale dobiegł ją znajomy śmiech.
- Moja droga przyjaciółko! – krzyknął Robin Hood, zeskakując z drzewa – Jak się masz?
- Robin… Nigdy nie dorośniesz!
- Daj spokój – podał jej rękę i pomógł zejść z konia – A kto to jest?
- Anastazja, jedna ze służących z zamku.
- Anastazja… Czekaj, czy to czasem nie córka kupca Wasilija?
- Tak, panie – odparła Rusinka – Skąd mnie znasz?
- Twój ojciec chciał, bym pomógł cię stamtąd zabrać… Co tam jeszcze robisz, skoro możesz wychodzić wolno, i to z Marian?
- Pracuję tam… Dlaczego miałabym uciekać z miejsca, gdzie jest dobrze, gdzie traktują mnie uczciwie i sprawiedliwie?
- Dziewczyno, służysz Gisborne’owi, to samo w sobie wyklucza sprawiedliwość, a tym bardziej uczciwość!
- Robin – syknęła Marian, dając mu znak, by się uciszył, i odciągnęła go na bok.
- Co ty robisz? Ta dziewczyna potrzebuje pomocy!
- Robin! Uspokój się. Nie wiem, o co chodzi, ale ta dziewczyna bardzo szanuje i lubi Guy’a. Nie zrób czegoś, czego mogłabym potem żałować. Nie mam pewności, czy nie powie mu o naszym spotkaniu.
- Marian, coś mi tu śmierdzi. JAK jakakolwiek służąca może lubić Gisborne’a, a już szczególnie taka, która została siłą porwana!
- Nie przesadzaj, Guy ma swoje… dobre strony. Potrafi być dobry, uprzejmy…
- Przestań! – warknął Robin – To skończona, podła, cyniczna kanalia!
- Dobrze, ale nie krzycz! – uspokoiła go dziewczyna – Ona nie może usłyszeć ani słowa. Jest jakaś dziwna, i chyba coś ukrywa. Twierdzi, że Guy nic jej nie zrobił, ale ja w to nie wierzę.
- Bo to niemożliwe! Na pewno wykorzystał ją i zabronił pisnąć choć słowem…
- Lady Marian – zawołała nieśmiało Anastazja – Może pojadę do Nottingham sama?
- Poczekaj, już jedziemy. Nie mogę puścić cię samej, obiecałam sir Guy’owi że zajmę się tobą. Robin…
- Już mnie nie ma. Moja pani – skłonił się Marian, i zwrócił się ku Anastazji – Jeśli będziesz potrzebować pomocy, wiesz, gdzie mnie szukać. Możesz znaleźć mnie za pośrednictwem Marian.
- Robin!!!
- Nie trzeba, panie. Sir Guy jest dobry, mój ojciec powie ci to samo. Jeśli będę potrzebowała pomocy, zwrócę się do niego.
- Anastazjo, co ty mówisz – Robin podszedł do niej i chwycił ją za dłoń – To niemożliwe. Znam go doskonale…
- Robin! Nie mąć jej w głowie, nie oczerniaj Guy’a – stanowczo odparła Marian – Ona ma rację. Daj nam spokój i zostaw też sir Guy’a w spokoju.
Mrugnęła do niego porozumiewawczo i wskoczyła na konia. Odjechały czym prędzej w stronę Nottingham; Marian nie chciała już zaczynać rozmowy z Anastazją, i choć czuła potrzebę wytłumaczenia się jej z pogawędki z Robinem, to jednak zrezygnowała. Wierzyła, że Rusinka nie piśnie Gisborne’owi słowa o spotkaniu z Hoodem. A nawet jeśli powie, ona wszystkiego się wyprze. Przecież Guy ma do niej słabość, komu miałby uwierzyć – jej czy zwykłej służącej? Dla Marian było to jasne, i przestała zaprzątać sobie tym głowę.
***
Guy krążył bez celu po zamku. Skręcało go z ciekawości, co działo się podczas wyprawy Marian i Anastazji do rodziców Rusinki, ale przecież nie mógł zapytać żadnej z nich – Marian była w Knighton ze swym ojcem, a Anastazja… Cóż, postanowił ją ukarać, był więc konsekwentny. Właśnie widział, jak Mary wchodzi do komnaty szeryfa, a więc i Brigitte zaraz powinna u niego być. Co robić, jak się zachować? Przecież nie tknie jej, wiedząc, że kilka dni wcześniej miał ją przed nim Vasey!
Tymczasem Anastazja chodziła cały dzień podminowana, co wszystkim rzuciło się w oczy. Dziewki naśmiewały się z niej pod nieobecność Joan, że Gisborne w ogóle jej nie dotknął, i zapewne nigdy tego nie zrobi. Brigitte była zaniepokojona brakiem humoru swojej przyjaciółki.
- Nastya – odezwała się w końcu, gdy znalazły chwilę, by porozmawiać na osobności – Co się dzieje? Mam wrażenie, że coś się stało.
- Brigitte…
- Pomogłaś mi, teraz ja pomogę tobie, jeśli będę potrafiła.
- Nie pomożesz – rozpłakała się Anastazja – Nic nie zrobisz!
- Nastya, jak to… Co on ci zrobił!?
- Mnie nic, ale…
- Mów!
- Wybacz mi, nie wiem, jak cię przepraszać, ale Gisborne kazał… On chce, żebyś odwiedziła go w komnacie – z trudem wydusiła Rusinka – Teraz, po wieczerzy.
Francuzka omal nie zakrztusiła się ze zdumienia.
- Nastya, jak to… Proszę, powiedz że to nieprawda…
- Błagałam go na kolanach, prosiłam, ale zmusił mnie, żebym ci to przekazała… Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym tam pójść za ciebie!
- Anastazja, co ty mówisz! – krzyknęła Brigitte, potrząsając przyjaciółką – Jak to: pójść za mnie!? Mało dla mnie zrobiłaś?
- Obiecałam, że uratuję cię, i zrobiłam to, ale… tylko na jedną noc. Teraz on… on nie chce mnie, chce ciebie, wiem, że robi to na złość mi, chce mnie ukarać i…
- Stop! Uspokój się! Co ty bredzisz? Brzmisz, jakby zależało ci, by iść do sir Guy’a… - Brigitte zawahała się, widząc dziwne spojrzenie przyjaciółki – Nie, nie chcesz mi powiedzieć, że…
- Zostaw. Po prostu do niego idź, ale wybacz mi, że nie potrafiłam cię ochronić.
Anastazja wybiegła, by przyjaciółka nie mogła już spojrzeć jej w oczy. Bała się, a oprócz tego była skołowana. Miała wrażenie, jakby Gisborne po prostu wybornie się nią bawił, i jakby jego czułe słowa były tylko przykrywką dla jego niezmierzonej podłości…
Brigitte otrząsnęła się z szoku. Nie wiedziała, czy bardziej zdumiał ją fakt, że Gisborne jednak nie jest tak dobry, jak utrzymywała jej przyjaciółka, i chce również ją wykorzystać, czy to, że Anastazji widocznie na nim zależy. Jak to w ogóle możliwe… JAK ona mogła zakochać się w tak cynicznym, brutalnym okrutniku!?
- Brigitte – usłyszała głos Joan – Pan czeka na ciebie, powiedział mi o tym przed chwilą.
Francuzka przebrała się szybko i ze ściśniętym gardłem poszła do jego komnaty. Trzęsła się cała, pamiętając obrzydliwe zbliżenie z szeryfem, i modliła się tylko o to, by Gisborne nie był aż tak ohydny jak Vasey. By nie poniżył jej do tego stopnia, by kazać jej ustami… Zatrzęsło ją na samo wspomnienie.
Delikatnie zapukała do drzwi; odpowiedź była natychmiastowa. Weszła więc i skłoniła się nisko.
- Panie… jestem – szepnęła.
Guy gwałtownie obrócił się w jej stronę. Stała pochylona, drżąca… Była naprawdę śliczna, trochę podobna do Anastazji. Długie, jasne włosy opadały na jej plecy, miała zamknięte oczy i przygryzała dolną wargę. Gisborne podszedł do niej i jednym palcem uniósł jej podbródek.
- Brigitte – westchnął głośno – Szeryf bardzo sobie ciebie chwalił…
Nie odpowiedziała; mocniej przygryzła wargę i trzęsła się cała. Nachylił się i dotknął ustami jej policzka, jedną dłoń położył na jej talii, drugą zaś przytrzymał jej twarz. Zbliżył się do niej, tak by przylegać do niej całym ciałem, by czuła go całego, by sprowokować ją do czegoś, ale ona stała nieruchomo. Guy ujął w obie dłonie jej twarz i niespodziewanie spróbował pocałować ją. Jego ostry zarost przejechał po jej ustach; posłusznie rozchyliła wargi i uległa mu. Guy był zaskoczony tym, jak dobrze całuje Francuzka, nawet pomimo przerażenia, jakie w niej widział. Przycisnął ją do siebie mocno, a ona zesztywniała. Odsunął ją od siebie gwałtownie.
- Dość – warknął – Myślałaś, że będę cię chciał po tym, jak miał cię szeryf?
- Więc po co, panie – rozpłakało się dziewczę – Po co mnie tu sprowadziłeś?
- To nie twoja sprawa. Siadaj i czekaj, aż pozwolę ci wyjść.
Przycupnęła na skraju łoża i łkała cicho, skrywając ze wstydem twarz w dłoniach. Guy krążył komnacie, zdenerwowany; irytowała go cała ta sytuacja, a najbardziej płacz dziewczyny. Anastazja by nie płakała, Anastazja byłaby z nim teraz, całowałaby go, tuliłaby się do niego ufnie… A ta cała Brigitte? Żadnego z niej pożytku. Wezwał ją tylko po to, by ukarać Rusinkę, choć tak naprawdę nie miał za co. To, że wyszła nad ranem? Bała się. To zrozumiałe, służące potrafią być wobec siebie bezwzględne, a szczególnie, jeśli jedna wyrasta na faworytkę pana. Niepotrzebnie jednak wychodziła, przecież wyraźnie powiedział jej, że nie ma się tym przejmować. Może jednak za ostro ją potraktował?
- Brigitte – odezwał się; dziewczyna podniosła wzrok – Nie płacz.
- Wybacz, panie…
- Wyjdziesz teraz stąd, ale nikomu nie piśniesz słowa o tym, co tu zaszło.
- Ale… Przecież NIC nie zaszło…
- Tego też nie powiesz. Ktokolwiek by cię pytał, nie rozmawiaj na ten temat. Tym bardziej z Anastazją. Dowiem się, jeśli nie będziesz posłuszna, a wtedy… Przestanę mieć skrupuły i wrócisz do szeryfa.
- Błagam o litość! – Brigitte padła na kolana i chwyciła dłonie Guy’a, okryte skórzanymi rękawicami.
- Wstań – rozkazał – I posłuchaj mnie uważnie. Nie myśl, że cokolwiek dla mnie znaczysz, ty czy twoja przyjaciółka. Możesz być jej jednak wdzięczna, bo gdyby nie jej wstawiennictwo, byłabyś teraz gościem szeryfa. Oddała mi się po to, by uchronić cię przed pójściem do niego, to naprawdę szlachetne z jej strony.
- To niemożliwe…
- Wiem, pewnie czujesz przytłaczające poczucie winy. Anastazja pozwoliła się upodlić, by obronić ciebie… Można pozazdrościć takiej przyjaźni – Guy uśmiechnął się jadowicie – Pocieszę cię, że nie była nieszczęśliwa. Zrobiła to z przyjemnością, więc nie martw się. A teraz wyjdź i nie odzywaj się ani słowem do nikogo na temat tej rozmowy.
- Dobrze, panie, ale… Dlaczego w ogóle mnie tu wezwałeś? – Brigitte nie potrafiła spojrzeć mu w oczy, wstydziła się i czuła do niego obrzydzenie pomieszane z lękiem.
- Chcesz wiedzieć? Powiem ci. Anastazja pozwala sobie na zbyt wiele, chciałem jej pokazać, że nic dla mnie nie znaczy, i że nie ma prawa mnie do niczego zmuszać ani prośbą, ani płaczem. Jeden jej błąd i trafisz do Vasey’a, Brigitte. Teraz rozumiesz? A ja ciebie nie dotknę, bo po prostu nie chcę.
- Mimo wszystko dziękuję, panie, że dzięki tobie nie muszę już odwiedzać szeryfa – wydusiła z siebie z trudem.
- Jeśli będziesz grzeczna i posłuszna, Brigitte… – Guy chwycił jej podbródek w dłoń i zbliżył się do niej tak, że stykali się ciałami – …nie trafisz do niego. Coś ci powiem: to JA jestem tu najważniejszy, rozumiesz? Vasey tańczy, jak mu zagram. Wszystkie, które trafiają do jego komnaty, są tam wysyłane przeze mnie. NIKT nie przejdzie przez tamte wrota bez mojej wiedzy, a jeśli ja powiem szeryfowi, żeby z którąś nie sypiał, to tego nie robi, rozumiesz? Cóż… Vasey jest niewybredny, bierze wszystko, co jest pod ręką, nie przeszkadzają mu używane kobiety – Gisborne wzdrygnął się z niesmakiem – Ja wręcz odwrotnie. Nie tknąłbym żadnej, którą miał on. To w pewnym sensie uwłaczające, nie uważasz?
Brigitte zamknęła oczy. Jak mógł mówić jej o współżyciu z „używaną” kobietą jako czymś uwłaczającym, w momencie, kiedy ona sama była totalnie upokorzona przez szeryfa!? Obaj używali kobiet jako zabawek, a nawet gorzej, czuła się jak zużyta, brudna szmata, którą ktoś wytarł podłogę, a on śmiał mówić jej, że noc z nią byłaby dla niego uwłaczająca!? Co Anastazja widziała w tym potworze?
- Zdziwiona? – roześmiał się Gisborne – Pewnie twoja ruska przyjaciółka naopowiadała ci, jaki jestem dobry i szlachetny? Jest urzekająco naiwna – dodał szeptem, muskając ustami jej ucho – I za to tak bardzo ją lubię. Mogę się nią bawić do woli i w każdy sposób. A teraz możesz odejść.
Gwałtownie odsunął się od niej; zmieszana Brigitte skłoniła się i czym prędzej wyszła z jego komnaty. Ten człowiek był dla niej odrażający. Bezduszny, okrutny, nie było w nim ani krztyny tego dobra, o którym mówiła Anastazja. Sam przyznał, że jej przyjaciółka jest niesamowicie naiwna i sama sobie wmawia to, że Gisborne ma dobre serce. Brigitte była pewna, że ten mężczyzna ma kamień zamiast serca, czarną dziurę zamiast duszy… Nie kazał jej zostać tylko dlatego, że brzydził się nią, a brzydził się, bo musiała spędzić noc z szeryfem, do którego wysłał ją osobiście! Taki człowiek nie może mieć ŻADNYCH uczuć i ludzkich odruchów… Był bezdusznym potworem, i bardzo chciała wykrzyczeć to głupiej, naiwnej Anastazji w twarz, ale… nie mogła. Gisborne zabronił jej rozmawiać o nim z kimkolwiek, a jej tak bardzo było żal przyjaciółki, która ślepo wierzyła w dobro tego okrutnika.
- Brigitte! – usłyszała jej głos; podniosła głowę i ujrzała przyjaciółkę, wychylającą się zza kuchennych drzwi – Jak się czujesz?
- Dobrze – mruknęła.
- Co się działo…? Czy sir Guy… Czy on cię dotknął? Zrobił ci coś?
- A co? – syknęła Brigitte – Zazdrosna?
Serce ją bolało, ale musiała wyminąć przyjaciółkę i w milczeniu weszła do izby służących. Dziewczęta próbowały podpytywać ją, co zrobił z nią sir Guy, ale uparcie milczała; dopiero Joan uciszyła rozemocjonowany tłum, a Brigitte mogła odetchnąć, choć nie do końca z czystym sumieniem. Czuła się winna, że nie może nawet porozmawiać z Anastazją…
Rusinka tymczasem płakała, wtulona w poduszkę. Łkała cichutko, by nikt nie mógł jej usłyszeć. Czuła się oszukana przez Brigitte i przez Gisborne’a. Jak on mógł zaprosić do alkowy jej najlepszą przyjaciółkę… Wiedział, że to jej, Anastazji, zależy na nim, że kocha go, że pragnie z nim być, a on tak po prostu skrzywdził ją z rozmysłem – wiedział, że wieczór z Brigitte zaboli ją bardziej, niż z jakąkolwiek inną z dziewcząt. A ona? Wróciła z jego komnaty odmieniona. Obca i niemiła. Widocznie to ona chciała zostać ulubienicą sir Guy’a… Ale dlaczego on jej to zrobił? Czy to wszystko tylko dlatego, że bojąc się o siebie i chcąc uniknąć plotek i złośliwości, wyszła od niego nad ranem…?
***

Minęło kilka dni od rozmowy Guy’a z Brigitte. Rycerz od tamtego czasu ani razu nie widział się z Anastazją, i czuł, że czegoś bardzo mu brakuje. O dziwo, nawet codzienne wizyty w Knighton u ukochanej Marian nie dawały mu ukojenia. Co prawda była dla niego o wiele milsza, trochę bardziej przystępna i otwarta, ale nie cieszyło go to tak, jak zawsze. Pragnął ją poślubić, ale ona cały czas upierała się, że muszą zaczekać do powrotu króla z wyprawy krzyżowej. Bał się, że ucieka mu, że to tylko sposób na odwleczenie wszystkiego, ale musiał jej ufać; komu, jak nie swej ukochanej? Czuł, że rozpaczliwie potrzebuje kogoś, komu może bezgranicznie wierzyć, komu może powiedzieć wszystko, otworzyć się, wyjawić swoje lęki czy wspomnienia z przeszłości, przede wszystkim potrzebował kogoś, kto będzie go kochał. Pragnął, by była to Marian, ale nie był pewien, czy ona jest w stanie go pokochać. Był realistą i zdawał sobie sprawę, że musi o nią i jej uczucie walczyć, że Marian nie płonie namiętnością w stosunku do niego, że na razie po prostu lubi go i to w zasadzie tyle. Ale jemu to nie wystarczało, Guy potrzebował prawdziwego uczucia i postanowił, że będzie bardziej starał się, by Marian w końcu spojrzała na niego przychylnym okiem i nie wychodziła za niego tylko dlatego, że tak wypada i mu to obiecała; chciał, by została lady Gisborne z przekonania i z czystej miłości do niego. A on tej czystej, niewinnej miłości łaknął jak niczego innego na świecie…

Richard Armitage na Weibo o swoim nowym projekcie.

$
0
0
Poinformował dziś, że rozpoczął prace nad jego nową rolą w “Pilgrimage” (“Pielgrzymka”). 
Wpis RA umieszczony na Weibo.com/RCArmitage

Na dobry początek tygodnia (#45)…

$
0
0
Troszkę poezji w interpretacji mojego naszego ulubionego aktora, Richarda Armitage’a.



Autorką tych pięknych filmików jest Justyna, której jeszcze raz, tym razem z tego miejsca bardzo dziękuję za te piękne widea i za znalezione tłumaczenia.
A nawiasem dodam, że wiersze te ukazały się na Walentynki dzięki Audible
 

Światowy Dzień Czytania Tolkiena.

$
0
0

Prawdę mówiąc nie miałam w planach go obchodzić, ale dziś rano mój kolega zwrócił mi dawno pożyczoną dla jego syna książkę J.R.R.Tolkiena „Hobbit czyli tam i z powrotem” w przekładzie pani Marii Skibniewskiej. Następnie w moim radiu usłyszałam, że dziś jest Światowy Dzień Czytania Tolkiena. Cóż mi pozostało uczynić wobec takiego splotu wydarzeń? Wzięłam książkę do ręki, przewertowałam kilka kartek i …



…i zatrzymałam się na poniższym fragmencie.

  W namiocie bowiem spoczywał na łożu Thorin, broczący krwią z wielu ran, a jego pokłuta zbroja i wyszczerbiony topór leżał obok na ziemi. Gdy Bilbo podszedł blisko, ranny otworzył oczy.

  -Żegnaj, zacny złodzieju- rzekł.- Odchodzę do wielkiego domu, by zasiąść wśród przodków i oczekiwać, aż świat się odrodzi. Porzucam srebro i złoto, idąc do krainy, gdzie te skarby nie mają wartości, chcę tedy rozstać się z tobą w przyjaźni i dlatego odwołuję wszystko co powiedziałem i uczyniłem tam, u Górnej Bramy.
   Bilbo przejęty żalem ukląkł na jedno kolano.
  -Żegnaj, Królu spod Góry!- powiedział. –Gorzki to koniec naszej wyprawy! Nie ma tak wielkiej góry złota, która by opłaciła tę stratę. Ale rad jestem, że dzieliłem z wami niebezpieczeństwa, to zaszczyt, na który żaden Baggins nigdy nie zasłużył.
   - Ty zasłużyłeś- rzekł Thorin. - Więcej dobrego tkwi w tobie, niż sam się domyślasz, synu miłego Zachodu. Masz odwagę i rozum połączone ze sobą we właściwej mierze. Świat byłby weselszy, gdyby więcej jego mieszkańców tak jak ty ceniło dobre jadło, zabawę i śpiew wyżej niż górę złota. Ale jakikolwiek jest ten świat- smutny czy wesoły- ja muszę go już opuścić. Żegnaj!
   Bilbo odwrócił się, odszedł, siadł samotnie w kącie, otuliwszy się kocem i – wierzcie mu albo nie wierzcie- płakał tak, że oczy mu zapuchły, a głos ochrypł. Bilbo miał poczciwe, czułe serce. Długi czas upłynął, nim po tych zdarzeniach odzyskał humor na tyle, by znów zdobyć się na jakiś żart. (...)*
Martin Freeman jako Bilbo Baggins i Richard Armitage jako Thorin Dębowa Tarcza w "Hobbit: Bitwa Pięciu Armii". Mój screen, 


*- J. R.R. "Tolkien. Hobbit, czyli tam i z powrotem". Wydawnictwo: ISKRY str.298

"Czarny anioł", fanfik autorstwa Kate. Część szósta.

$
0
0
Richard Armitage jako Sir Guy w serialu BBC "Robin Hood".
Screen Kate.
Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść, "Czarny anioł" zainspirowana jest postacią Sir Guy'a Gisborne granego przez Richarda Armitage'a w serialu BBC "Robin Hood" i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.

***
Poprzednia, piąta część tutaj

- Gisbooorneee!!!
Dziki wrzask szeryfa oderwał Guy’a od lektury; czytał właśnie stare rękopisy, które niegdyś dostał od popa, więzionego przez szeryfa. To zwyczajne, nic nie warte listy, ale jemu nie chodziło o treść – po prostu powoli rozszyfrowywał cyrylicę, a że dawno już nie miał z nią styczności, przypominał sobie ruski język. Sam nie wiedział, po co to robi, ale przy tym powoli zaczynało brakować mu Anastazji. Pomyślał sobie, że może wystarczy już bezcelowego karania jej, teraz jednak musiał iść do Vasey’a.
- Gdzie byłeś!? – wrzasnął szeryf, gdy Guy przekroczył próg jego komnaty.
- U siebie – syknął rycerz – Potrzebujesz czegoś, panie?
- Zobacz! Zobacz, Gisborne! Służba jest NIEUDOLNA! Prosiłem o wino, a co dostałem? Co, Gisborne?
- Nie wiem.
- Mleko, czarny baranie!!!
Guy przewrócił oczami. Nie wierzył, że Vasey wzywa go z powodu… MLEKA! To tak niedorzeczne, że ledwo powstrzymał się od parsknięcia śmiechem.
- Istotnie, to wielka zniewaga – westchnął – Jak mogę ci pomóc, panie?
- Przyprowadź mi tą, która przyniosła mi to świństwo – szeryf wychylił mleko jednym łykiem – Już!
- Z przyjemnością będę oglądał, jak zawiśnie.
Guy obrócił się na pięcie i skierował się do kuchni. Szeryf doprowadzał go do szału, wzywał z powodu nieważnych błahostek, wyżywał się na nim, poniżał – a przecież był w swoim mniemaniu wybitnym rycerzem, który miał większe predyspozycje do bycia szeryfem niż łysa gnida, która zatruwała mu życie!
- Joan – zawołał, widząc zarządczynię służby przy drzwiach kuchni.
- Witaj, sir Guy – skłoniła się – W czym mogę pomóc?
- Joan, Vasey prosił o wino, a dostał mleko – Gisborne uśmiechnął się z ironią – Służąca, która mu je dostarczyła, ma natychmiast się u niego zjawić.
- Wybacz, panie, gdybym wiedziała…
- Jak dla mnie, możecie podać mu nawet truciznę. Przynajmniej nie będzie mnie wzywał w tak bzdurnych sprawach.
- Jak sobie życzysz, panie – Joan odwzajemniła jego uśmiech; była jedyną osobą, którą Gisborne jako tako szanował, i która mogła sobie pozwolić na odrobinę żartów w jego obecności. Znała go długo i wiedziała, kiedy i na co może sobie pozwolić – Już wołam nieposłuszną służącą – dodała.
- Wspaniale.
Joan otworzyła drzwi do kuchni i rozkazała jednej z dziewcząt natychmiast udać się do szeryfa. Gisborne zmierzył służkę z góry do dołu – nie znał jej imienia, ale kojarzył ją z wyglądu. Nie myślał jednak o niej; wszedł do kuchni i stanął pośrodku, rozglądając się dookoła.
- Anastazja! – krzyknął donośnie.
Dziewczęta zamarły. Patrzyły na jego surową twarz i bały się nawet poruszyć. Brigitte spuściła wzrok, nie mogąc na niego patrzeć. Czego ten potwór mógł chcieć od jej przyjaciółki? Wprawdzie od paru dni unikała jej, nie chcąc rozmawiać z nią o tym, co zaszło – a właściwie co nie zaszło w jego komnacie, ale nadal była jej najbliższą przyjaciółką i bała się o nią. Nie chciała, by Gisborne skrzywdził ją w jakikolwiek sposób.
- Anastazja!!!
Rusinka usłyszała go już za pierwszym razem, jednak bała się mu pokazać. W końcu jednak wyszła na środek i dygnęła przed nim; Guy skinął głową, pokazując na drzwi, i bez słowa wyszedł. Anastazja zebrała się w sobie i postanowiła stawić mu wreszcie czoła. Od kilku dni dotkliwie za nim tęskniła, a jednocześnie chciała wykrzyczeć mu prosto w twarz, co myśli o jego zachowaniu. Może teraz jest odpowiedni moment… Wiedziała, że nie ma do tego prawa jako zwykła służąca, ale nie miała nic do stracenia. Teraz, kiedy wiedziała już, że go kocha, wszystko jej było jedno. Mógł ją nawet kazać powiesić, mógł zabić ją własnoręcznie – bez niego jej życie i tak było bezwartościowe. Gdyby nie Guy, uciekłaby stąd. Poprosiłaby Robina, żeby pomógł jej wrócić do rodziny. Nie chciała jednak tego, pragnęła spróbować dotrzeć do niego, do jego duszy, dlatego podążyła tuż za nim do jego komnaty. Nie bała się już niczego.
- Sir Guy – szepnęła drżącym głosem, gdy zamknęła za sobą drzwi i byli sami w pomieszczeniu – Jestem.

Odwrócił się w jej stronę i zlustrował ją dokładnie. W jednej chwili zapragnął jej niebywale mocno… Podszedł do niej, ale ona cofnęła się o krok. Uniósł brew i chwycił ją za nadgarstek. Próbowała wyszarpnąć rękę, ale trzymał mocno. Spojrzała mu w oczy, w których widziała zdumienie i rozczarowanie.
- Dlaczego mi to robisz, panie? – zapytała.
- Co robię? – zdziwił się – Wezwałem cię.
- Za co mnie karzesz? Za to, że oddałabym za ciebie życie?
- Anastazjo, uważaj na słowa…
- Kilka dni temu wezwałeś tu Brigitte! – krzyknęła – Zrobiłeś to moimi rękami, wysłużyłeś się mną, żebym cierpiała! Wiedziałeś, że zaboli mnie fakt, że muszę wepchnąć ją w twoje ramiona po tym, jak uratowałam ją od cierpienia w alkowie szeryfa! Wiedziałeś, że zaboli mnie to, że wolisz ją, a nie mnie… Czym sobie na to zasłużyłam?
- Zamknij się w końcu! – Guy wybuchnął, nie mogąc znieść potoku słów dziewczyny; jeszcze nigdy ŻADNA służąca nie była tak bezczelna!
- Zabij mnie, panie, wtedy nie powiem już ani słowa. Jeśli moją winą jest to, że cię kocham, to po prostu mnie zabij…
- Kim ty jesteś, Anastazjo? – wycedził przez zaciśnięte zęby – Jakim prawem tak się do mnie odzywasz? Jak śmiesz uważać, że możesz być jedyną kobietą w tym łożu? Jak śmiesz uzurpować sobie prawo do zawłaszczania mnie dla siebie!
- Nie zrobiłeś tego samego ze mną, panie? Czy nie twierdzisz, że twoja kobieta ma prawo być tylko TWOJĄ? Że nie będziesz dzielił się nałożnicami z szeryfem?
- Dość!!! – Gisborne pchnął Anastazję tak mocno, że upadła na łoże – Porównujesz się ze mną? Za kogo ty się masz? Myślałem, że jesteś wyjątkowa, że jesteś inna niż te wszystkie wywłoki, które wyrywają sobie nawzajem włosy, by trafić do mojej alkowy, a tymczasem ty…
- Tymczasem ja ciebie kocham, panie. Naprawdę nie rozumiesz?
- NIE! Nie masz prawa mnie kochać! Nie możesz…
- Odważyłam ci się przeciwstawić tylko dlatego, że nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, panie. Jeśli za chwilę odbierzesz mi życie, niczego nie stracę. Pokochałam cię, panie, i proszę o wybaczenie, jeśli to grzech. Nie chcę od ciebie niczego, pozwól mi tylko służyć ci i być blisko…
Patrzył na nią ze zdumieniem i nie rozumiał. Po raz kolejny powtórzyła, że go kocha. Jak mogła go kochać? Nikt go nigdy nie kochał… Oprócz matki wiele lat temu. I siostry, którą skrzywdził. Ojca, który zginął. Odkąd ich stracił, nie znał miłości, zapomniał, co to właściwie jest. Jak to jest: kochać kogoś? I czy on w ogóle zasługuje na czyjąś miłość?
- Anastazjo, nie wiesz, co mówisz – zbladł i ściszył głos niemal do szeptu – Nie możesz mnie kochać, nikt mnie nie kocha. Mnie nie można kochać, rozumiesz? Nie jestem dobry, nie zasługuję i nie chcę niczyjej miłości!
- Jeśli ktoś na tym zamku na nią zasługuje i jej potrzebuje, to jesteś ty, mój panie – dziewczę wstało i podeszło do zdezorientowanego Guy’a – Pozwól mi… Błagam, nie zamykaj się przede mną, daj mi szansę, panie.
- Anastazja…
Rusinka uklękła przed nim i chwyciła jego dłonie. Gisborne drżał, nie wiedząc, jak się zachować. Dziewczyna powoli zsunęła mu ciężkie, skórzane rękawice i pocałowała z szacunkiem jego obie dłonie. Rycerz spojrzał na nią z góry i coś w nim pękło. Ta niewinna istota oddała mu całą siebie, razem z ciałem oddała mu swoje serce i duszę, kochała go i chciała być dla niego oparciem. Czy potrafił to zaakceptować i wejść w tą przedziwną relację? Cóż… przecież i tak czuł słabość do Anastazji. Pożądał jej, a przy tym czuł się przy niej dobrze. Coś go ciągnęło w jej stronę, lubił jej towarzystwo. Dlaczego nie miałby spróbować?
- Nastya – szepnął, podnosząc ją z podłogi; widząc jej wzrok, poczuł wyrzuty sumienia i potrzebę, by wszystko jej wyjaśnić – Nie dotknąłem Brigitte. Nic między nami nie zaszło. Nie mogłem. Chciałem cię tylko ukarać.
- Udało ci się, panie.
- Będziesz jedyną, która ma wstęp do tej komnaty, rozumiesz? Nie chcę widzieć tu innej. Tylko ty możesz tu przebywać. Ale jeśli kiedykolwiek mnie zasmucisz, jeśli mnie zdradzisz… Zemszczę się tak, jak jeszcze nigdy na nikim innym. Nie jest mi łatwo to powiedzieć, ale… ufam ci. Ale nie wybaczam zdradzonego zaufania.
- Sir Guy… Przysięgam na moją matkę, że nigdy nie zrobię nic wbrew tobie. Nie zdradzę cię.
- Anastazjo…
Patrzył na nią i sam nie wierzył w to, co się dzieje. W jego głowie krążyło tysiąc myśli, przede wszystkim nie rozumiał swojego zachowania, tego, że pobłażał Anastazji, podczas gdy inna służka na jej miejscu już byłaby ścięta, tego że pozwolił jej wykrzyczeć swoje uczucia – a powinien był uciszyć ją i nie pozwalać jej na tak bezczelność. Co się z nim działo? Dlaczego pozwalał, by władzę nad nim przejęły wyrzuty sumienia i uczucia? Lubił tę dziewczynę, naprawdę ją polubił, co rzadko mu się zdarzało. Oprócz Joan tak naprawdę nie lubił prawie nikogo. Nawet szeryfa. A Anastazja była mu w dziwny sposób bliska. Przede wszystkim musiał przyznać, że strasznie za nią tęsknił po pierwszej wspólnie spędzonej nocy, Rusinka tak mocno wbiła się w jego świadomość, że nie mógł przestać o niej myśleć.  A kiedy widział ją stojącą naprzeciwko siebie, tak niepewnie patrzącą na niego… wreszcie się do niej uśmiechnął.
***
Guy oddychał szybko, uśmiechając się mimowolnie. Od dawna nie czuł się tak dobrze. Fizycznie i duchowo, był tak odprężony, spokojny, wyciszony – choć nadal pełen emocji. Trzymał ją przy sobie, otaczał ramieniem, przyciskając mocno. Czuł jej, równie szybki co swój, oddech na swojej piersi, głaskał jej miękkie włosy, gdy ona kreśliła palcem małe kółeczka na jego nagim brzuchu. Dlaczego ta kobieta była tak wyjątkowa? Dlaczego pozwalał jej na tak wiele, i był gotów na jeszcze więcej?
- Spójrz na mnie – rozkazał – Prosto w oczy.
Posłusznie podniosła się i usiadła, patrząc na niego z góry. Guy obserwował jej nieokryte niczym od pasa w górę ciało i uśmiechał się łagodnie; w końcu podniósł wzrok i wpatrywał się uparcie w jej oczy.
- Co widzisz?
- Co masz na myśli, panie?
- Co w nich widzisz?
Położyła mu dłoń na policzku, lecz zarumieniła się, zawstydzona; chciała cofnąć rękę, ale nie pozwolił jej na to, przytrzymując ją.
- Widzę dobrego człowieka, który potrzebuje miłości – powiedziała niepewnie – Wiem, że nigdy mnie nie skrzywdzisz, panie. Jesteś dobry, czuły, delikatny i łagodny.
- Anastazjo, źle patrzysz – westchnął – Widzisz coś, czego nie ma.
- Dałabym wszystko, by przekonać cię, że nie masz racji.
Zdumiał się, słysząc te słowa. Jak mogła tak mówić… Przecież to nieprawda. Ale to, co mówiła, sprawiało że czuł się dobrze. Chciał jej wierzyć, i przy niej naprawdę stawał się inny. Przyciągnął ją do siebie, muskając ją lekko ustami w policzek.
- Jesteś niesamowita – szepnął – Zostaniesz tu do rana.
- Z przyjemnością, panie. Jak sobie życzysz.
- I proszę cię… Kiedy jesteśmy tu sami, za zamkniętymi drzwiami, nie mów do mnie „panie”.
- Ale… jak mam mówić? – zdziwiła się.
- Zwyczajnie – uśmiechnął się – Po imieniu.
- Mój Boże! – poderwała się – To nie przystoi!
- Anastazjo… A czy przystoi, byś była moją kochanką? Nie bądź hipokrytką, bo bardzo ci to nie pasuje.
Jego czarujący uśmiech zbił ją z tropu. Jak mógł jej proponować taką poufałość? Czym innym było sypianie z nim, a czym innym… Nie, to śmieszne. Jak mogła próbować się do tego przekonywać? Przecież Gisborne właśnie otwierał się przed nią, wpuszczał ją do swojego świata, a ona protestowała, że to nie wypada. Nonsens!
- Guy – westchnęła z rozmarzeniem – Dziękuję ci.
- Za…?
- Za to, że mogę z tobą być.
- Nie, Anastazjo. To ja ci dziękuję, że wtedy zgodziłaś się zostać.
- Jak mogłam odmówić…?
- Mogłaś – powiedział łagodnie – Bo do niczego cię nie zmuszałem.
- Przecież możesz mieć każdą z niewolnic. Nie rozumiem… Nie musisz pytać o zdanie.
- Chciałem ciebie. I mylisz się, gdybym nie pytał kobiet o zdanie, byłbym taki sam, jak Vasey, i jak ci wszyscy inni, którzy gwałtem biorą każdą napotkaną dziewkę. A ja tego nie potrzebuję, wiedziałem, że prędzej czy później będziesz moja, tak jak każda inna, na którą mam ochotę. Czasem czekanie jest o wiele ciekawsze niż zmuszanie kobiety do zbliżenia. Kiedyś tak robiłem, i nie sprawiało mi to przyjemności. A przecież mam oczy, widzę że dziewki garną się do mojej komnaty, że rywalizują o moje względy… Dlaczego więc miałbym którąkolwiek zmuszać, skoro same się do mnie pchają?
- Już nie będą – mruknęła dziewczyna.
- Słucham?
- Już nie będą – powtórzyła – Powiedziałeś, że tylko ja mam prawo… Nie chcę, żeby była jakaś inna.
Guy spoważniał. Był zdziwiony nagłym przypływem odwagi służącej. Jak mogła stawiać warunki i dyktować, że ona ma być jedyną!? Nie był jednak na nią zły. Zaimponowała mu.
- Anastazjo… - zamruczał wprost do jej ucha – Powiedz mi, jak mówili na ciebie na Rusi? Jak zwracali się do ciebie rodzice?
- Mówią mi Nastya, a mój tato nazywał mnie Nastenka.
- Ładnie. Powiedz mi, jak spotkanie z rodzicami?
- Wspaniale, sir… - przerwała, widząc jego piorunujący wzrok – Wspaniale, Guy. Dziękuję, że pozwoliłeś mi jechać tam z lady Marian.
Zamilkła na chwilę. To była idealna okazja, by powiedzieć mu o spotkaniu jego ukochanej, świętej Marian ze znienawidzonym Robin Hoodem, ale… bała się, że obróci się to przeciwko niej. Że Guy zezłości się i wygoni ją z komnaty… Może jeszcze zrobi coś gorszego? Nie chciała psuć tej pięknej chwili. Ale wezbrała w niej złość na Marian, która manipulowała i oszukiwała Guy’a, który na to NIE zasługiwał!
- Jestem szczęśliwa, że mogłam zobaczyć rodziców – kontynuowała – Ojciec kazał ci podziękować za to, że jesteś dla mnie dobry. Uspokoił się i wie, że nic mi tu nie grozi.
- Cieszę się, że zmądrzał.
- Nie rozumiem tylko, dlaczego Robin Hood oferował mi pomoc… Kazał mi uciekać – powiedziała niepewnym głosem – Powiedział, że mogę zwracać się do niego po pomoc.
- O czym ty mówisz!? – Guy zdenerwował się i odruchowo ścisnął jej rękę – Jaki Robin Hood? Pojechałaś do rodziców z Marian!
- Panie…
- Anastazjo!!!
- Wybacz, Guy. Nie powinnam była ci mówić, tylko cię zdenerwowałam…
- Mów wszystko – warknął.
- On… Zatrzymał nas w drodze powrotnej. Nie wiem, o czym rozmawiał z lady Marian, ale namawiał mnie żebym uciekała. Powiedziałam mu, że nie muszę od ciebie uciekać, potem usiłował nakłonić, żebym kontaktowała się z nim jeśli będę potrzebowała pomocy. Powiedziałam mu, że po pomoc zwracam się tylko do ciebie, nie pozwoliłam mu cię obrażać.
- Co w tym wszystkim robiła Marian!?
Anastazja przestraszyła się. Jeśli teraz popełni błąd, może przekreślić wszystko… Wydawało jej się, że musi być ostrożna i nie powinna przedstawiać Marian w złym świetle. Do tego Guy powinien dojść sam.
- Lady Marian pod koniec poparła mnie i powiedziała, żeby Robin dał nam i tobie spokój. Kazała mu odejść.
- Ale rozmawiała z nim wcześniej – patrzył na Anastazję twardo, jakby chciał wyczuć, czy dziewczyna go nie okłamuje.
- To prawda, Robin odciągnął ją i próbował z nią rozmawiać. Bałam się go – zmyśliła, chcąc zobaczyć, czy Guy przejmie się nią choć trochę – Wyglądał na zdenerwowanego. Jest jakiś dziwny. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego, jeśli jeszcze kiedyś pozwolisz mi pojechać do rodziców, nie puszczaj mnie samej ani z lady Marian, bo Hood wtedy nie da nam spokoju. Tylko przy tobie czuję się bezpieczna.
Gisborne spojrzał na nią chłodno. Dopiero docierało do niego, co powiedziała. Bała się Hooda i nie chciała mieć z nim nic wspólnego? Nareszcie rozsądna kobieta! Nie rozumiał, co ci wszyscy wieśniacy z okolicy widzą w tym leśnym pachołku.
- Następnym razem pojadę z tobą, Nastenko – pocałował ją w czoło – Nauczę cię też jak walczyć mieczem, w razie byłabyś kiedyś w niebezpieczeństwie. Nie chciałbym, żeby ten zielony wypłosz próbował cię kiedykolwiek siłą „ratować” wbrew twojej woli, a wiem ze jest do tego zdolny, choćby po to, by zrobić mi na złość.
- Nic nie odsunie mnie od ciebie – uśmiechnęła się do niego promiennie – Nic ani NIKT.
- Robisz się bardzo pewna siebie – mruknął, zadowolony.
- Kocham cię, Guy.
Słyszał jej słowa, sprawiały, że było mu miło, ale… mimo wszystko nie do końca to do niego docierało. Nie bardzo rozumiał, czym jest kochanie, czym jest miłość, jak powinien na nią reagować, jak ją odbierać, i jak na nią odpowiadać. Gdyby te słowa powiedziała do niego Marian… Ale to nie ona tu była. Ona unikała go, spotykała się w lesie z Hoodem, diabeł jeden wie czy specjalnie czy przypadkiem, a w jego ramionach była Anastazja. Gdyby nie ona, nie wiedziałby o przypadkowym spotkaniu z Robinem. Jak Marian mogła mu to zrobić? Przecież dbał o nią, obsypywał podarunkami! Dlaczego nie widziała, jak bardzo mu zależy, i raniła go znajomością z banitą?
- Czym się martwisz? – zapytała Anastazja, tuląc się do niego.
- Nieważne. Nie zaprzątaj sobie tym swojej ślicznej głowy.
- Chcę wiedzieć i pomóc ci…
- Moja Nastenko – przycisnął ją do łoża i patrzył na nią z góry – Zapamiętaj: jeśli będziesz mi wierna, mogę przychylić ci nieba. Rozumiesz to?
- Rozumiem, ale dlaczego mi o tym mówisz właśnie teraz?
- Nie chcę, żebyś robiła cokolwiek wbrew mnie – oczy mu pociemniały, a głos brzmiał groźnie – Nie toleruję zdrad, ani nieposłuszeństwa. Jesteś moją niewolnicą, TYLKO moją, dociera to do ciebie? Jesteś moją własnością, a ja jestem twoim panem. Nie chcę nigdy słyszeć, że sprzeciwiasz mi się, szczególnie przy świadkach.
- Ale… Tu nie jesteś moim panem – szepnęła niepewnie – Tu jesteś mój. Mój ukochany rycerz. Czuły, dobry, opiekuńczy… Po prostu: Guy.
Patrzył na nią i usiłował być srogi, ale jej przestraszone oczy roztapiały resztki lodu w jego sercu. Była niebywale odważna, mówiąc mu to wprost, ale miała rację. Nie chciał mieć w łożu przedmiotu, bezwolnej rzeczy – chciał równorzędnej sobie kobiety, która czuje i sprawia, że i on potrafiłby czuć. Chciał wiedzieć, jak to jest, należeć do kogoś całym ciałem.
- Nie, Anastazjo – powiedział spokojnie – Nie jestem tu panem. Za zamkniętymi drzwiami tej komnaty ja również jestem twój. Pamiętaj tylko, że obdarzyłem cię ogromnym zaufaniem, jakiego poza tobą nie ma NIKT. Nie chciałbym, żebyś mnie zawiodła…
- Nie mów już nic – położyła mu palec na ustach – Przytul mnie mocno.
***
Robin krążył niespokojnie po kryjówce, czym denerwował swoich kompanów. Środek nocy, a on tupał głośno, ostentacyjnie dając do zrozumienia, że ma problem. Mały John nie krył swojej irytacji i głośno wyrażał swoje niezadowolenie.
- Robin! Albo, do diabła, powiesz w końcu, co ci jest, albo roztrzaskam ci łeb o kamień!
- Nie zrozumiesz – fuknął Hood – Żadne z was nie zrozumie!
- Pewnie! Bo masz w drużynie samym półgłówków – syknął Will – Nic tu po nas, sir Robin potrzebuje samotności…
- Poczekaj! Przepraszam, ja po prostu… Nie wiem, co robić.
- Nie pierwszy raz!
- Posłuchajcie, widziałem się dziś z Marian. Była z tą Rusinką, córką kupca Wasilija.
- Tą, którą miałeś uratować, ale odmówiłeś? – odezwała się Djaq.
- Nie odmówiłem, ale musiałem ratować króla…
- Którego nie było – wtrącił Alan – Nie chcę być zabawny, ale Gisborne nas urządził koncertowo!
- Gisborne zrobił coś tej dziewczynie. Ona jest w niego kompletnie zapatrzona, albo tak bardzo zastraszona… Utrzymywała, że Gisborne jest dobry i tylko do niego będzie zwracała się o pomoc.
- Może to ty jesteś zaślepiony nienawiścią do niego? – powiedział Much – Dziewki garną się do niego jak ćmy do światła. Coś w nim musi być.
- Może jest zabawny – dodał Alan – Może dobrze gotuje, albo…
- Przestańcie sobie żartować! Mówię poważnie! Musimy pomóc tej biednej dziewczynie!
- Robin, ona tego NIE CHCE! – zdenerwował się Mały John – Zrozum, że nie zbawisz całego świata!
- Nie można lubić Gisborne’a! Jutro idziemy tam wszyscy i uratujemy ją, a przy okazji inne biedne niewolnice.
- Po co wszyscy?
- A po to, Will, żebyśmy mieli większe szanse. Rozdzielimy się; część z nas odwróci uwagę strażników, a druga część zakradnie się do pomieszczeń dla służby. Uwolnimy każdą z niewolnic, która będzie tego chciała.
- Nie chcę być zabawny, ale jaki to ma sens, żebyśmy wszyscy zginęli? – zachichotał Alan – Przecież to pewna śmierć. Chcesz zrobić to dla jednej Rusinki, która, mówiąc wprost, kopnęła cię w… kostkę i powiedziała, że woli Gisborne’a od ciebie?
- Robin, czy to czasem nie jest po prostu twoja urażona duma? – poparł przyjaciela Will – Wiesz, że zawsze jesteśmy z tobą, ale to po prostu nie ma sensu.
- Rozniosę tego podłego gada na kawałki, uwolnię od niego naszą piękną ziemię. Odbiorę mu i Anastazję, i moją Marian. Idźcie spać, rano musicie być wypoczęci, to będzie ważny dzień.
Nikt nie wierzył w powodzenie tej akcji, ale nie chcieli sprzeciwiać się Robinowi. Myśleli, że może gdzieś tam jednak ten plan ma jakiś sens, i może to odpowiedni czas, by pokazać szeryfowi i jego przyjacielowi, że kończy się ich czas panowania, bo niedługo do kraju miał powrócić król Ryszard.
***
Szeryf krążył po zamku od świtu. Nie mógł spać, dokuczały mu korzonki, a Mary niemiłosiernie chrapała. Wyrzuciłby ją, jednak polubił tę dziewkę i uwielbiał, gdy go zaspokajała – jego zdaniem była w tym niezrównana. Umiejętności Francuzki były niczym w porównaniu z nią. Rankiem poczuł potrzebę, by natychmiast opowiedzieć o tym Guy’owi, poszedł więc pod jego komnatę i nasłuchiwał przez chwilę. Cisza… Czyżby go nie było? Uchylił wrota. Uśmiechnął się pod nosem, widząc Gisborne’a obejmującego Anastazję.
- Tu cię mam, ptaszku – zaśmiał się – Leży jak kłoda, powiadałeś… Gisborne!!!
Guy i Anastazja poderwali się, przestraszeni. Dziewczę schowało się za plecy kochanka, a ten zakrywał ją, przecierając oczy. Szeryf zaśmiewał się do łez, widząc ich zaskoczone miny.
- Piękny mamy poranek! I piękną masz towarzyszkę! Aleksandra, dobrze pamiętam?
- Anastazja – warknął Guy – Czego chcesz!?
- Ojojoj, Gisborne, jesteś nieprzyjemny! Daj się napatrzeć…
- Panie – szepnęła dziewczyna – Zrób coś…
- Nie bój się – odparł, i zwrócił się do szeryfa – Chciałbym ubrać się i odesłać służącą.
- Rób więc to!
- BEZ świadków!
- Gisborne, na Boga! Co to ja gołej baby nie widziałem?
- Nie chcę, żeby ktokolwiek patrzył na nią nieubraną – wycedził przez zęby – To MOJA kobieta.
- A ty jesteś MOIM poddanym, Gisborne. Sprzeciwiasz mi się przy służbie?
Guy nabrał głośno powietrza. Wściekły, nie wiedział, co zrobić, jednak nie mógł pozwolić, by szeryf nim manipulował i na dodatek oglądał Anastazję nago!
- Proszę cię tylko, panie, żebyś wyszedł i pozwolił mi odesłać służącą – powiedział, siląc się na spokój, choć nie było to łatwe – Zaraz do ciebie przyjdę.
- Ptaszyno, czyś ty się zakochał? – Vasey uśmiechnął się i złożył usta w dzióbek, udając, że szczebiocze niczym skowronek – W tej pięknej nałożnicy?
- Panie…
- A co z Marian? Jej już nie kochasz?
- Ja…
- A może kochasz je obie, Gisborne, hę?
Guy zbladł. Był wściekły! Nienawidził, gdy szeryf w taki sposób poniżał go, stawiał w niezręcznej sytuacji. Jak mógł? I to przy niej!
- Anastazjo, musisz wiedzieć że mój przyjaciel do szaleństwa zakochany jest w lady Marian. Znasz naszą lady, prawda? Wspaniała kobieta. Piękna, a zarazem inteligentna, nic dziwnego, że Gisborne się zakochał, prawda, Anastazjo?
- Prawda, panie – szepnęła z bólem serca, odruchowo ściskając Guy’a za nadgarstek, który trzymała.
- Co sądzisz o Marian, moja droga, skoro już tak miło sobie gawędzimy? – Vasey bezceremonialnie przysiadł na brzegu łoża; dziewczyna odruchowo jeszcze bardziej zakryła się pledem.
- Panie… - warknął Guy, wściekle lustrując go wzrokiem, ale ten nic sobie z tego nie robił.
- Pytam Anastazji, nie ciebie, tłumoku. To co, piękna, co sądzisz o lady Marian?
- Mam nadzieję, że jest uczciwa w stosunku do sir Guy’a, panie, i że wkrótce go uszczęśliwi – odparła w końcu drżącym głosem.
Vasey wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Właśnie. Oby była uczciwa, Gisborne, i nie robiła cię w trąbę. Skakanie po drzewach nie przystoi pannie z dobrego domu, prawda, Anastazjo? Prawda!?
- Tak, panie.
- No! Ty nie skaczesz po drzewach, ty podobno… leżysz jak kłoda. Prawda, Gisborne?
Vasey wstał i wyszedł z komnaty z rozmachem. Guy jeszcze przez chwilę wpatrywał się w zamknięte wrota, a Anastazja odsunęła się od niego.
- Co to znaczy, że masz nadzieję, że Marian jest uczciwa? – odwrócił się gwałtownie w jej stronę.
- Życzę ci szczęścia, panie – odparła z goryczą – Tylko tyle.
- Anastazjo…
- Pozwól mi odejść. Nie chcę zalegać w twoim łożu niczym… kłoda.
Guy uśmiechnął się delikatnie. Odgarnął jej włosy na plecy i patrzył na jej zamknięte powieki, okalane długimi rzęsami. Była tak piękna i bezbronna, była kochającą kobietą i wspaniałą kochanką, dawała mu to, czego nigdy nie dała żadna inna, czego pragnął od Marian, a czego ta nie chciała mu dać.
- Nastenko – odezwał się – Spójrz na mnie. Owszem, powiedziałem Vasey’owi, że leżysz w łożu jak kłoda, ale zrobiłem to tylko dlatego, żeby uchronić cię przed pójściem do jego alkowy. Co miałem zrobić? Pozwolić, by ten staruch dotykał cię i… nie daj Boże zrobił z tobą to, co z Brigitte i Mary? Wiesz, że nie dopuściłbym do tego… Jesteś MOJA. Dość tych dąsów, bo zaraz wyjdę z siebie i poznasz mój gniew – dodał nadzwyczaj łagodnie.
- Już poznałam – spojrzała na niego z błyskiem w oku – Ale dziękuję Bogu za każdą chwilę z tobą i za każde słowo z twoich ust.
Przytuliła się do niego ufnie, a on objął ją swoimi silnymi ramionami i zamknął ją w nich, całując ją w czubek głowy.
- Już wystarczy – powiedział – Ubierz się. Przyjdziesz tu o zmierzchu.
Anastazja skinęła głową i posłusznie zaczęła się ubierać, na co Gisborne patrzył z nieskrywaną przyjemnością. Wyglądała zjawiskowo, gdy naga schylała się do podłogi po suknię, gdy zakładała swój strój kawałek po kawałku, gdy zwinnie zaplatała swe długie, złociste włosy w warkocz… W końcu, całkiem ubrana, podeszła do niego i pocałowała jego dłoń, uśmiechając się promiennie.
- Dziękuję, panie.
Odwróciła się na pięcie i wyszła, niemal bezszelestnie zamykając za sobą wrota. Guy padł na łoże i zatopił się w marzeniach o swojej słodkie, ruskiej niewolnicy. Pragnął ożenić się z Marian, ale to Anastazja dawała mu wszystko, czego chciał od swej przyszłej żony. Jak to pogodzić? Czy będąc mężem dobrej, nieskalanej, uczciwej Marian, może kochać ją, równocześnie mając swoją piękną kochankę u boku? Czy taki układ w ogóle byłby możliwy?
Anastazja tymczasem z radości płynęła wręcz przez zamkowe korytarze. Gisborne uszczęśliwiał ją swoją bliskością, i już dawno pożegnała się z wyrzutami sumienia. Co prawda w codziennej modlitwie rozmawiała z Bogiem i tłumaczyła mu się ze swego postępowania, ale nie pojmowała go już w kategoriach śmiertelnego grzechu. Była niesamowicie zakochana i każda okazja do spędzenia z Guy’em choć godziny była warta wszystkiego, poza tym tłumaczyła sobie, że jej postępowanie prowadzi do zmiany pana, że dzięki niej w panu coś się zmienia, że powoli staje się dobry, że…
- Czekaj, ruska zdziro – jej rozmyślania przerwał znajomy głos. Odwróciła się; to była Mary. Zagrodziła jej przejście, wychodząc z komnaty szeryfa.
- Daj mi przejść.
- Przejść…? Chyba na drugą stronę, do piekła. A zresztą urządzę ci piekło tutaj, Anastazjo… Za wszystko mi słono zapłacisz.

Na dobry początek tygodnia (#46)…

$
0
0
… Claude Monet grany przez Richarda Armitage’a w miniserialu “Impresjoniści”.


I jego zachwyt nad światłem. 



Miłego tygodnia Wszystkim!

Dzisiejszy post zawiera moje screeny z serialu „Impresjoniści”

Olivier Awards, Twitter Q&A z panem Armitage’em.

$
0
0
Jak wynika z powyższego tweeta w czwartek 2-go kwietnia pan Armitage będzie odpowiadał na pytania zadawane na Tweeterze. 
I tak się zastanawiam, czy to nie jest zapowiedź tego, że mój nasz ulubiony aktor otrzyma tą nagrodę. W każdym razie trzymam kciuki!

Mój RA-alfabet. Literka A.

$
0
0
W oczekiwaniu na informacje dotyczące nowej roli pana Armitage’a dziś rozpoczynam nowy cykl postów pod tytułem "Mój RA-alfabet". Mam nadzieję, że również i dla Was zabawa literkami będzie przyjemnym doświadczeniem. :-)
Dziś literka A


Czyli A jak Armitage Richard,
Sesja zdjęciowa dla magazynu DA MAN, grudzień 2014. Autor zdjęcia Mitchell Nguyen McCormack. 
Źródło zdjęcia: daman.co
a w zasadzie Richard Crispin Armitage, który urodził się 22 sierpnia 1971 roku w Leicester w Wielkiej Brytanii, w rodzinie inżyniera i sekretarki. Więcej na temat biografii pana Armitage’a możecie przeczytać tutaj, tutaj, tutaj bądź tutaj.


Dodam jeszcze A jak Aktor, który przyciągnął mnie swoim sir Guy’em w serialu BBC „Robin Hood”,

Richard Armitage jako sir Guy w serialu BBC "Robin Hood" S2Ep.3. Mój screen.



a przekonał (i zRYSIOwał) przez Johna Thorntona z mini-serialu BBC „North&South”/”Północ Południe”.
Richard Armitage jako John Thornton w serialu BBC "Północ Południe". Mój screen. 



i dodam jeszcze A jak Autografy, które tak hojnie rozdaje swoim fanom„dobrze życzącym” na każdych eventach, jak to miało miejsce ubiegłego lata po spektaklu "The Crucible".

Do następnej literki. :-)

Ideę tego postu zaczerpnęłam z tego miejsca, za zgodą autorki dodam. 

Kilka tweetów z dzisiejszego #AskArmitage.

$
0
0
@OlivierAwards#AskArmitage dołączcie do mnie przez 30minut zadając pytania. Mój nowy przyjaciel „Lippy” nie będzie odpowiadał na pytania.


Pytanie:Najbardziej ekstremalny moment?Wpływ pierwszego zdjęcia/wymiotowanie w akcie4 improwizacji/nietrzymanie moczu/rzucić o ścianę siekierą ostrzoną 4godz.?
Odpowiedź: Czy mogę powiedzieć kiepskie śniadanie kupione przez ciebie w Leeds jakiś rok temu? Improwizacja/przygotowanie dla akt4 którego używałem każdego wieczoru RA.   



Pytanie: Czy miałeś swoją własną wersję Johna Proctora przed rozmową z Yael? Czy była inna?

Odpowiedź: „Smakowałem” niezwykły portret Millera w bardzo osobisty sposób, myślę, że to zobaczyła Yael. RA.


Pytanie: Co byłoby dla ciebie rolą życia?
Odpowiedź: To było to. Proctor, ale produkcja Yael przewyższyła moje oczekiwania. Jest inna rola w naszych umysłach…RA. 

Pytanie: Co jest w scenariuszu, że sprawia że myślisz „muszę być częścią tego”
Odpowiedź: Kiedy czytasz oczyma słowa na stronie i natychmiast chcesz mówić je na głos, a potem próbujesz tego.   

Pytanie: Co wziąłeś od twojego wielkiego powrotu do teatru do twojej pracy w filmie i telewizji?  
Odpowiedź: Myślę, że poczucie twardej (mocnej) gry lub wracaj do domu, i że każde „wzięcie” jest szansą pójścia głębiej. Bez powtarzania.    


Pytanie: Jaką rolę chciałbyś grać najbardziej w przyszłości, o której śnisz aby grać? Dziękuję bardzo!
Odpowiedź:  Chciałbym stać na scenie i mówić „ Jutro i jutro i jutro…” Mówiłem to prywatnie wystarczająco dużo razy!   


Pytanie: Co jest trudniejsze na scenie, dramatyczny konflikt czy subtelne czułe emocje?
Odpowiedź: Czując coś/gęsia skórka jest trudna do „zobaczenia”, uważam że „cicha alchemia” między dwojgiem aktorów może pobudzić (zelektryzować) publiczność.     

Pytanie: jaka była twoja ulubiona reakcja publiczności w trakcie gry?
Odpowiedź:  kiedy Cheever w akcie2 wchodzi by aresztować Elizabeth, wstrzymane oddechy w „och nie”, ludzie umieszczający swoje dłonie na twarzach, ich strach był namacalny. 

Więcej tweetów możecie zobaczyć tutaj

      

Moja trzecia rocznica bloga!

$
0
0
Wczoraj minęły trzy lata odkąd zdecydowałam się opublikować pierwszego posta na tym blogu. To doprawdy dziwne uczucie…

Ale pozwólcie, że przy tej okazji podziękuję Wam za to, że zaglądacie tutaj, dziękuję za wszystkie Wasze komentarze. Dziękuję za wszystkie Wasze maile i wiadomości zostawianie na facebooku. To dzięki Wam łatwiej było mi czekać na kolejne filmy pana Armitage’a przez te minione dwanaście miesięcy. Dziękuję również wspaniałym RA blogerom za linkowanie moich postów. W tym miejscu pragnę podziękować także Wszystkim tym, którzy zgodzili się podzielić swoimi wrażeniami z obejrzenia pana Armitage’a w roli John Proctora w „The Crucible”. Dziękuję również Eve za podzielenie się z nami swoim zabawnym opowiadaniem. I bardzo, ale to bardzo szczególne podziękowanie kieruję do Kate, która umila mam środowe wieczory swoimi fanfikami.

I jeszcze jedno podziękowanie. Dziękuję panie Armitage (Rysiu :-)) za nieustającą inspirację. 


A z okazji rocznicy bloga mam dla Was małą niespodziankę. Konkurs w którym do wygrania są dwa filmy z moim naszym ulubionym aktorem Richardem Armitage’em. Pierwszy z nich to „Epicetrum”

 a drugi to: „Hobbit. Pustkowie Smauga".  

Aby wziąć udział w konkursie należy odpowiedzieć poprawnie na dwa pytania. Poprawne odpowiedzi należy przysłać na mój adres zrysiowana@o2.pl do 9 kwietnia tego roku. 



Pierwsze pytanie: O pracy nad którą postacią Richard Armitage powiedział, że siedział w pociągu czytając scenariusz płakał ze śmiechu?

Pytanie drugie: Do pracy nad którą postacią Richard Armitage powiedział, że do studia jeździł rowerem? 

Podpowiem, odpowiedzi znajdziecie na blogu. 



Zasady konkursu.
  1. Każdy może wziąć udział w konkursie.
  2. W konkursie będzie dwóch zwycięzców.
  3. Aby wziąć udział wystarczy poprawnie odpowiedzieć na pytania konkursowe.
  4. Prawidłowe odpowiedzi należy wysłać na adres: zrysiowana@o2.pl
  5. Po ogłoszeniu wyników adresy uczestników zostaną usunięte.
  6. Na prawidłowe odpowiedzi czekam do dnia 9 kwietnia 2015r.
  7. Następnego dnia zostaną wylosowani zwycięzcy jak również dla zwycięzcy zostanie wylosowana nagroda.
  8. Nagrodami są filmy „Epicentrum” i „Hobbit. Pustkowie Smauga” ( wydanie gazetowe).
  9. Zwycięzcy zostaną poinformowani mailem o zwycięstwie i nagrodzie oraz zostaną poproszeni o podanie adresu na który należy wysłać nagrodę. Koszty przesyłki pokrywa autorka tego bloga.
  10. Lista zwycięzców ( imiona bądź nicki) zostanie podana w osobnym poście na moim blogu. 

Mam nadzieję, że zasady są jasne.


Happy Easter od pana Armitage'a.

Radosnych Świąt Wielkiej Nocy.

Na dobry początek tygodnia (#47)…

$
0
0
… Thorin Dębowa Tarcza grany przez Richarda Armitage’a w „Hobbit. Pustkowie Smauga”.
Richard Armitage jako Thorin Dębowa Tarcza w "Hobbit. Pustkowie Smauga". Mój screen.


Lubię to ujęcie, nie tylko dlatego że gdy oglądałam w kinie w 3D to Thorin był na wyciągnięcie ręki (a może bardziej jego miecz ;-)), ale również dlatego, że podoba mi się ta kompozycja tutaj. Thorin w centrum w dodatku podświetlony światłem z kominka, co powoduje że w tej mrocznej karczmie bardziej widać jego wielkość, nie bez znaczenia jest również to, że zajmuje prawie cały stół… tak można zapomnieć, że to krasnolud.

Miłego świętowania Wszystkim!


Mój RA-alfabet. Literka B.

$
0
0
Kontynuacja z tego miejsca.
Pierwszym skojarzeniem jakie mam myśląc o tej literce, to Bjak Broda pana Armitage’a. Broda, która gościła dość długo na twarzy mojegonaszego ulubionego aktora za sprawą zaangażowania go do roli Thorina w „Hobbicie” a potem do roli Johna Proctora w spektaklu „The Crucible”.

Wiecie co myślę o brodatych mężczyznach i że bardzo lubię kiedy na twarzy pana Armitage’agości kilkudniowy zarost. Ale skoro B to broda, zatem kilka zdjęć pana Armiatge’a z brodą.

Richard Armitage podczas pierwszej konferecji obsady Hobbita. Luty 2011r.Źródło:Armitage-online.ru
Sesja zdjęciowa Project Magazine. Lipiec 2011. Autor zdjęcia Matt Holyoak.
Źródło: RichardArmitagenet.com
Sesja zdjęciowa Project Magazine. Lipiec 2011. Autor zdjęcia Matt Holyoak.
Źródło
:Armitage-online.ru
Richard Armitage podczas premiery filmu „Capitan America”. Lipiec 2011. 
Richard Armitage podczas Comic Con w San Diego. Lipiec 2012. 
Źródło:RichardArmitagecentral.co.uk
Richard Armitage w Sydney. Kwiecień 2013. Źródło
Richard Armitage podczas Popcorn Taxi Q&A, Maj 2013. Źródło Endorwitch.tumblr
Richard Armitage, sesja zdjęciowa w The Old Vic Theatre. 
Autor zdjęcia Lefteris Pitarakis. Lipiec 2014. Źródło news.yahoo.com
Richard Armitage po występnie w  BBC Breakfast studio, 14/07/2014. 
Autor zdjęcia Jon Baxter. Źródło:manchestereveningnews.co.uk
Selfie Richarda Armitage’a udostępnione przez niego na Twitterze. Wrzesień 2014.
Selfie Richarda Armitage’a udostępnione przez niego na Twitterze. Październik 2014.

Do następnej literki. :-)

Ideę tego postu zaczerpnęłam z tego miejsca, za zgodą autorki dodam.


"Czarny anioł", fanfik autorstwa Kate. Część siódma.

$
0
0
Richard Armitage as Sir Guy
Richard Armitage jako sir Guy w serialu BBC
 "Robin Hood"S2Ep.13.Screen Ani.
Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść, "Czarny anioł" zainspirowana jest postacią Sir Guy'a Gisborne granego przez Richarda Armitage'a w serialu BBC "Robin Hood" i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.




***
Poprzednia, szósta część tutaj.

Nikt nie widział, jak Guy popołudniu dosiada konia i jedzie do Derby. Chciał pozostać niezauważony, potrzebował czasem chwili oddechu i samotności – szczególnie, jeśli chodziło o wizytę u Annie. Jak zawsze wziął ze sobą sakiewkę złota; nie planował zabawić tam długo, chciał tylko rzucić jej pieniędzmi i wyjść, wrócić do Nottingham, by w ramionach Anastazji spędzić kolejny, upojny wieczór. Tego właśnie potrzebował. Nie bardzo uśmiechało mu się, by jechać do Annie, ale powinność była dla niego priorytetem. Duma nakazywała mu, by opiekować się byłą kochanką i dzieckiem, które spłodził. Nie, nie umiał i nie chciał nazywać go synem. To było dla niego zbyt wiele. Jednak teraz, gdy zauważył Annie klęczącą przed chatką i trzymającą w dłoni lichy krzyżyk zrobiony z dwóch patyków, ogarnęło go dziwne uczucie. Czyżby coś się stało…?
- Annie! – zeskoczył z konia i podbiegł do niej.
Podniosła wzrok z niedowierzaniem, jakby nie spodziewała się, że go zobaczy.
- Sir Guy – jęknęła głosem pełnym cierpienia – Boże, dlaczego to na mnie spadło…
- Annie, spokojnie – przyklęknął obok niej – Co się stało? Gdzie Seth?
- Panie, on…
Z żałością wzniosła wzrok ku górze i podała Gisborne’owi krzyżyk. Rycerz patrzył na związane słomą patyki i przez chwilę nie wiedział, co myśleć. Wielkie łzy płynące po twarzy kobiety uświadomiły mu, że coś niedobrego musiało stać się z jego… jego dzieckiem. Pierwszy raz poczuł, że to małe stworzonko naprawdę było JEGO!
- Przestań płakać – powiedział, zniecierpliwiony – Mów, co się stało. Mów!

- Panie, nasz synek umarł – odparła cicho – Nie żyje…
Poczuł, jakby ktoś uderzył go w twarz. Słowa, które wypowiedziała, dźwięczały mu w głowie niczym nieznośny dzwon, którego niczym nie mógł uciszyć. Nie żyje… Nie żyje. Mały chłopiec, który niczemu nie był winien, który urodził się przypadkiem, wbrew woli swojego ojca, którego nawet nie chciał dotykać czy na niego patrzeć – nie żyje. Myślał, że znowu zobaczy go, usłyszy jego denerwujący płacz, krzyk, a tu martwa cisza. Dosłownie martwa… Guy poczuł dziwny ucisk w gardle. Nie rozumiał tego, przecież na co dzień był obyty ze śmiercią, sam ją nawet zadawał, a teraz okazuje się że dotknęło go to, że jakieś dziecko umarło. No i co z tego!? Setki dzieci umierają codziennie! Ale… nie każde było jego dzieckiem. Spojrzał bezradnie na Annie i poczuł ogromny żal.
- Powiedz mi – odezwał się w końcu, łapiąc ją za rękę – Jak to się stało?
- Chorował od kilku dni – łkała, nie patrząc mu w oczy – Wczoraj wieczorem… nie obudził się.
- Chorował? Dziewczyno, trzeba było posłać kogoś do Nottingham, poinformować mnie!
- Panie, nie chciałeś tego…
- Ale przysłałbym ci medyka!
- Medyk był, sąsiedzi zatroszczyli się o nas i pomagali, sprowadzili medyka ale powiedział, że jeśli nie poprawi się do wczorajszego popołudnia, Seth… - urwała, zanosząc się płaczem – Czym zawiniłam, panie!? Kochałam go, opiekowałam się, byłam z nim codziennie, a teraz Bóg zabrał mi go…
- Annie, nikt ci niczego nie zabrał! – Gisborne potrząsnął nią, nie wiedząc, jak ma się zachować.
- Odbierz mi życie, panie! – krzyknęła z żalem – Nie chcę już żyć! Zabij mnie i połóż obok mojego dziecka… Chcę do niego dołączyć…
Rzuciła mu się w ramiona, lamentując głośno. Guy z pewnym oporem otoczył ją ramieniem, podniósł z ziemi i wprowadził do chatki. Normalnie zostawiłby ją z hukiem i odjechał, ale… nie potrafił. Sam poczuł się okropnie przytłoczony śmiercią Setha. Nie znał tego dziecka, nie czuł z nim żadnej więzi i nigdy nie chciał, jednak teraz wszystko się odwróciło. Bądź co bądź, to był jego syn. Jego krew. Nie chciał go, nie kochał, ale teraz poczuł się, jakby jakaś część jego gdzieś odeszła.
- Annie, przestań płakać – silił się na twardy ton – To nic nie zmieni. Uspokój się, bo zaraz stąd wyjdę!
Usiadła na krześle przy stoliku i ukryła twarz w dłoniach. Niewiele do niej docierało, ale tak bardzo nie chciała zostać sama… Otrzeźwiła ją groźba, że Guy wyjdzie i zostawi ją. Spojrzała na niego ze strachem.
- Zostanę z tobą do rana – powiedział, odwracając wzrok – Boję się, że zrobisz coś głupiego. Jutro pomyślę, co z tobą zrobić.
- Panie, jesteś dla mnie tak dobry…
- Przestań!
Uciszył ją jednym, srogim spojrzeniem. Była mu jednak niezmiernie wdzięczna, tak bardzo, że podeszła do niego i przytuliła się mocno. Zaskoczyła go; zesztywniał, nie miał ochoty na spoufalanie się, nie miał jednak serca by ją odtrącić. Zdecydowanie jednak wolałby, żeby miejsce Annie zajęła Anastazja albo Marian. Najlepiej, gdyby była to Marian… Jedyna kobieta, na której tak bardzo mu zależało. A Annie była tylko dawną kochanką, która przypadkiem zaszła w ciążę. Nie chciał jej, i gdyby nie to, że umarło ich dziecko, nie byłoby go tu. Guy jednak delikatnie okrążył ją ramionami i przycisnął do siebie. Ponownie popłakała się cichutko, a on głaskał jej włosy. Zrobiło mu się smutno; przypomniał sobie, jak ostatnim razem Annie wcisnęła mu Setha w ramiona i wyszła. Był malutki, spokojny, i choć Guy nie przyglądał mu się jakoś szczególnie, zauważył, że dziecko było do niego trochę podobne. To był jego syn…
- Annie – westchnął ciężko – Połóż się. Odpocznij, wyśpij się…
- Nie zostawisz mnie, panie?
- Nie.
Puściła go więc i spojrzała w jego oczy z wdzięcznością, po czym położyła się na sienniku. Gisborne usiadł obok na podłodze, trzymając ją lekko za rękę. Patrzył gdzieś w dal, nie chcąc nawet nawiązywać kontaktu wzrokowego z dziewczyną; czuł się dziwnie, ale pomyślał, że chociaż tyle musi dla niej zrobić, w końcu już raz prawie pozbawił jej dziecka, chcąc je wywieźć, i wtedy odezwały się w nim wyrzuty sumienia. Teraz było to samo, czuł się winny tego, że nie dość opiekował się Annie i Sethem, że za rzadko przyjeżdżał, że nie patrzył na syna…
- Był dla mnie wszystkim – szepnęła drżącym głosem Annie – Przecież tak bardzo go kochałam… Kochałam go za nas dwoje. Opowiadałam mu o tobie, panie, że troszczysz się o niego, a on słuchał, a teraz… Nie ma go. Odszedł, nie wyobrażasz sobie, jaką pustkę czuję, jak boli mnie serce, nie wiesz, jak bardzo chcę umrzeć…
- Nie wiem i zapewne nigdy nie zrozumiem – przytaknął – Ale nie myśl, że w ogóle mnie to nie obeszło. Zajmę się tobą, Annie, wymyślę coś…
- Dlaczego mówisz o mnie? Ja mogę umrzeć, nie chcę już niczego, bo to nie wróci mi Setha…
- Śmierć dziecka to nie koniec świata! – zniecierpliwił się – Życie toczy się dalej!
- Jak możesz tak mówić!
- To prawda, lepiej się z tym pogódź. Nie pomogę ci umrzeć, możesz o tym zapomnieć.
- Sir Guy, jesteś okrutny! Nie rozumiesz, czym jest śmierć kogoś, kogo się kocha!
- Zamknij się, głupia! – krzyknął donośnie – JA nie wiem!? JA!? Na moich oczach spłonął dom, w którym była moja matka, mój ojciec… Ty bezmyślna, głupia gąsko! Jak śmiesz tak mówić!?
- Panie, wybacz… - przeraziła się; nie wiedziała o tym, że Guy jako dziecko widział śmierć swoich rodziców!
- Wybacz! Na drugi raz zastanów się, co mówisz – warknął – Nie zabiłem się po ich śmierci, i widzisz, kim się stałem? Jestem najważniejszą po szeryfie osobą w Nottingham. Jak mogłem przerwać swoje życie? Było zbyt cenne.
- Sir Guy, naprawdę mi przykro – chwyciła go za ramię i wtuliła się w nie – Przepraszam…
- Po prostu śpij. Nic już nie mów.
Annie posłusznie zamilkła. Chlipała jednak jeszcze jakiś czas w poduszkę, na co Guy kompletnie nie zwracał uwagi, myśląc, co z nią zrobić. Wysłać do jednego z baronów na służbę? Ale do którego? Nie chciał, by trafiła do kogoś, kto mógłby ją skrzywdzić… Ale nad tym zastanowi się jutro. Teraz marzył tylko o tym, żeby zasnąć, zapomnieć i wreszcie odpocząć…
***
Anastazja bezskutecznie pukała do drzwi. Wzywał ją, dlaczego więc nie otwierał? Zdenerwowała się trochę, prawdę mówiąc zmartwiła się, że coś się stało. Czyżby był na nią zły? A może po prostu go nie było? Albo… wybrał inną? NIE! Nie on! Zeszłej nocy jasno dał jej do zrozumienia, że jest jedyną kobietą, którą pragnie mieć w swoim łożu. Nie zrobiłby tego, nie po tym, jak jej zaufał i wpuścił do swojego serca…
- Gdzie sir Guy? – krzyknęła, gdy zobaczyła przechodzącego kawałek dalej strażnika.
- Co ci do tego? – warknął niechętnie.
- Uważaj, co mówisz, bo pożałujesz! Sir Guy wzywał mnie do siebie. Pytam grzecznie gdzie jest!?
- A co tu się dzieje?
Anastazja odwróciła się; zmierzał ku niej szeryf w jedwabnej piżamce i klapkach. Obserwował ją uważnie i uśmiechał się ironicznie. Rusinka skłoniła się grzecznie.
- Co się stało, Anastazjo? – zapytał dobrotliwym tonem – Czy ta niedojda robi ci krzywdę?
- Nie chce mi powiedzieć, gdzie jest sir Guy, panie – odparła – Jest niemiły!
- Ty podły szczurze! – wrzasnął Vasey – Jesteś niemiły dla niewolnic! Jak śmiesz!
- Panie…
- Zjeżdżaj stąd, albo każę cię ściąć!
Strażnik czym prędzej ulotnił się. Szeryf okrążył Rusinkę kilkakrotnie; ona zaś drżała, będąc dziwnie zaniepokojoną. Czego mógł chcieć od niej Vasey?
- Anastazjo, szukasz Gisborne’a?
- Wzywał mnie, więc jestem, ale nie otwiera.
- Proszę – szeryf otworzył szeroko wrota do komnaty rycerza – Jest? Nie ma. Wystawił cię. Ja bym tego nie zrobił.
- Z pewnością, panie…
- Zapraszam cię więc do siebie.
- Ale… Wybacz, panie, ja…
- No, już, co to dla ciebie za różnica, ja czy Gisborne? Jesteśmy obaj tak samo męscy, przystojni, zabawni, interesujący, Gisborne ma tylko nieco więcej włosów, ale czy to zaleta?
- Panie, nie jestem godna by towarzyszyć ci…
- Och, Anastazjo, nie krępuj się! – roześmiał się szeryf – Jesteś jak najbardziej godna tego, by mi towarzyszyć! Skoro ta pusta Mary może, to dlaczego nie ty? Piękna, słodka i inteligentna… Takie najbardziej ceni Gisborne, prawda?
- Ja… nie wiem, panie…
- Mnie wpycha te głupie, a sam spija śmietankę. Gdybym był podły, wziąłbym cię do siebie siłą i pokazałbym mu, że też potrafię podkradać skarby. Ale, Anastazjo, masz przed sobą człowieka uczciwego i prawego, nigdy nie skrzywdziłbym nawet muchy, a co dopiero mojego serdecznego przyjaciela Gisborne’a…
- To doprawdy wspaniałe z twojej strony, panie.
- Cóż, chętnie przygarnąłbym cię na czas, gdy Gisborne zabawia się gdzieś poza murami zamku z… inną – podkreślił jadowicie – Ale ty jesteś wierna i czekasz. Nie zarośnij tylko pajęczyną, piękna Anastazjo!
Gwiżdżąc donośnie, szeryf oddalił się. Rusinka patrzyła za nim z rosnącym obrzydzeniem. Jak śmiał tak mówić o sir Guy’u!? Jak mógł próbować namawiać ją na coś tak ohydnego? Gdyby Guy wiedział, gdyby słyszał ich rozmowę… Na pewno by coś zrobił. Nie wierzyła, że mógłby być teraz z inną. To niemożliwe, nie chciał innych! Chciał teraz tylko jej, była o tym przekonana. Weszła do jego komnaty i rozejrzała się dookoła. Bez niego było tam tak pusto… Położyła się na jego łożu. Chciała czekać, chciała, by kiedy wróci, widział ją, by wiedział że była tu cały czas. Zasnęła, śniąc o nim do samego rana…
***
Guy patrzył na śpiącą Annie, na której twarz padały delikatne promienie słońca. Jak to możliwe, że dał się ponieść wyrzutom sumienia i został przy niej na noc? Co prawda nic między nimi nie zaszło, ale nie poznawał sam siebie – został z nią, czuwał, troszczył się o nią, robił coś, czego nigdy by dla nikogo nie zrobił. Ale ona potrzebowała jego pomocy…
- Sir Guy… - Annie otworzyła powoli jedno oko – Jesteś tu…
- Obiecałem przecież – mruknął – Co sobie myślałaś?
- Wybacz, panie, nie chciałam cię urazić.
- Posłuchaj mnie teraz: jutro przyślę po ciebie powóz, spakujesz się i wyjedziesz do Londynu. Znam tam pewnego barona, który jest mi winien przysługę za uratowanie życia. To spokojny, starszy człowiek, na pewno cię nie skrzywdzi i nie wykorzysta. Powołasz się na mnie, przekażesz mu list ode mnie, myślę że wszystko się uda. Pojedziesz tam i zapomnisz o wszystkim, rozumiesz?
- Panie… Jak mam zapomnieć o swoim dziecku? – zapłakała cicho.
Guy zirytował się.
- Po prostu przestaniesz rozpaczać! To nie do zniesienia! Ja muszę już jechać do Nottingham, ale pamiętaj, by być przygotowaną na jutro.
Wstał i przeciągnął się lekko. Od spania na wpół zgiętym bolały go wszystkie kości, miał jednak nadzieję, że rozprostuje je na koniu. Nie patrząc na Annie wyszedł przed chatkę, by zaczerpnąć świeżego powietrza, ona jednak wybiegła zaraz za nim i przytuliła go.
- Dziękuję, panie, za wszystko, co dla mnie zrobiłeś – powiedziała niepewnym głosem – Jesteś wspaniały. Nikt nigdy nie zatroszczył się o mnie tak, jak ty.
- Dobrze, daj mi już spokój, chcę jechać – odganiał się od niej jak od natrętnej muchy, ale ona nie ustępowała.
- Będę się za ciebie modlić.
Guy uśmiechnął się sarkastycznie.
- Nie potrzebuję twoich modlitw.
Annie zmieszała się lekko, ale postanowiła spróbować jeszcze raz. Wspięła się na palce i delikatnie pocałowała Gisborne’a w usta. Mężczyzna odepchnął ją, zirytowany.
- Co to miało być? – warknął – Na co ty sobie pozwalasz!? NIGDY nie wykorzystuj sytuacji, rozumiesz?
- Panie, wybacz…
- Nigdy!
Odwrócił się gwałtownie i wskoczył na konia, gnając w kierunku Nottingham. Annie natomiast usiadła przed chatką i płakała, czuła jakby wszystko zepsuła, zdenerwowała sir Guy’a i zasmuciła go… Rozpacz z powodu śmierci Setha zmieszała się z poczuciem winy i smutkiem, że Gisborne ją odepchnął; prawdę mówiąc gdzieś w środku tliła jej się nadzieja, że może spojrzy na nią jak na kobietę, że może coś jeszcze może między nimi być… Nie wyzbyła się tak do końca ciepłych uczuć względem niego i w głębi serca marzyła, że jeszcze kiedyś otworzy się przed nią i będzie wszystko dobrze. Nie wiedziała, że Guy ma już kogoś, przed kim się otwiera, i nie zamierza z tego łatwo zrezygnować…

***
Anastazja obudziła się dość późno. Od razu, gdy tylko otworzyła oczy, poderwała się by sprawdzić, czy Guy wrócił – nie było go jednak. Co się stało…? Przestraszyła się, bała się o niego, w końcu nie wrócił na noc, mogło mu się coś stać…
- Anastazja! – do komnaty wkroczyła z hukiem Joan – Co ty tu robisz!?
- Wybacz, pani! Czekałam na późna na sir Guy’a, ale on nie wrócił…
- Wiem, głupia, bo właśnie wjechał na dziedziniec! Co ty sobie wyobrażasz? Śpisz w komnacie pana, podczas gdy go nie ma!
- Ja czekałam na niego, wzywał mnie, więc czekałam…
- Wyjdź stąd natychmiast, zanim wróci i zobaczy!
Anastazja posłusznie wyszła z komnaty Gisborne’a, choć tak bardzo chciała go zobaczyć… Po wczorajszej przykrej sytuacji z Mary potrzebowała go bardzo. Nie, nie chciała się skarżyć, ale bała się, a on dawał jej poczucie bezpieczeństwa. Kiedy szła na dół, do izby dla służących, Guy przechodził właśnie korytarzem. Zatrzymał się, gdy zauważył Rusinkę, i przypomniał sobie, że wczorajszy wieczór miał spędzić właśnie z nią.
- Sir Guy, tak się cieszę, że cię widzę – szepnęła, rozpromieniona – Jak się czujesz?
- Przyjdziesz do mnie wieczorem – uciął krótko, lustrując ją podejrzliwie z góry do dołu – Coś ci się stało?
- Nie, panie, cieszę się, że jesteś…
- Wracaj do swoich obowiązków.
Oddalił się sprężystym krokiem. Anastazja z takim samym jak zawsze zachwytem obserwowała go tak długo, aż zniknął za rogiem. Jak to możliwe, że ten mężczyzna był tak bardzo powalający, że zawładnął nią nawet nie wiadomo kiedy?
Tymczasem Gisborne z uśmiechem wszedł do komnaty szeryfa.
- Miłego poranka, mój panie – przywitał się – Czy coś mnie ominęło?
- Przede wszystkim, czarna zarazo, nie zapytałeś mnie o zgodę na wyjazd – syknął Vasey – Co ty sobie wyobrażasz?
- Ważne sprawy – westchnął Guy – Nie mogły czekać.
- Jakieś wymierne korzyści dla mnie?
- Niestety, panie.
- Jesteś zwyczajnym baranem, Gisborne! Tępym ciemniakiem! A tak na przyszłość, to zabieraj swoje zabawki ze sobą, bo plączą mi się pod nogami i kołatają do mojej alkowy przez pół nocy!
- Jak… jak to!? – krzyknął rycerz – Kto śmiał zakłócać ci spokój, panie?
- Kto, kto… ta twoja ruska wszetecznica, Gisborne. Nawet nie wiesz, jak się przymilała, jak starała się, żebym zaopiekował się nią tej nocy… Powiedziałem: nie! Gisborne jest moim przyjacielem, nie zdradzę go, nie tknę cię palcem, jawnogrzesznico!
- To niemożliwe… Anastazja…?
- A co ty myślałeś, że jesteś jej jedynym ukochanym? Chłopcze, to dziewuszysko chce tylko piąć się wyżej i wyżej, dla niej nieważne jest, przez czyje łoże! To ten typ ruskiej baby, która zrobi wszystko dla dobrego ożenku!
- Wybacz, panie, jeszcze dziś zrobię z nią porządek, nie będzie ci się więcej narzucać.
Guy ani przez chwilę nie uwierzył szeryfowi w jego podłe oszczerstwa. Za dobrze znał Anastazję, by w to uwierzyć. Była najszczerszą i najbardziej uczciwą osobą na świecie, i brzydziła się Vasey’em. Musiał jednak udawać przed nim, że jego zdanie jest dla niego ważne, i że wierzy mu, jakiekolwiek bzdury by opowiadał.
- Gisborne, dziś mam dla ciebie zadanie – szeryf wstał z krzesła i okrążył rycerza kilkakrotnie – Ja będę leżał i pachniał w otoczeniu moich niewolnic, a ty pojedziesz do Locksley i zedrzesz z tych śmierdzących wieśniaków trochę złota. A! I znajdź mi jakąś nową towarzyszkę, zupełnie nową, może być któraś ze wsi. Lubię przełamywać lody z nowo poznanymi kobietami…
Guy skłonił się lekko i wyszedł. Vasey był wyjątkowo z siebie zadowolony; uwielbiał psuć humor swojemu ulubionemu rycerzowi i próbować jego cierpliwość, uwielbiał bawić się nim i doprowadzać do szału. Tego dnia jednak Gisborne był wyjątkowo opanowany; szeryf był niezwykle ciekaw, dlaczego, ale o to planował go zapytać, gdy ten wróci z przejażdżki do Locksley. A może sobie odpuści… Może zapyta dopiero jutro.
***
Guy nie mógł już doczekać się wizyty Anastazji, siedział na swym wielkim łożu jak na szpilkach. Tęsknił za nią bardzo, nie spodziewał się, że może mu tak bardzo brakować zwykłej służącej… Kiedy zapukała do drzwi, poderwał się na równe nogi i otworzył jej z uśmiechem.
- Nareszcie – chwycił ją wpół i wciągnął do środka, całując namiętnie – Nie mogłaś przyjść wcześniej?
- Musiałam dokończyć mycie podłogi w kuchni – wydusiła pomiędzy jego słodkimi pocałunkami – Tak bardzo za tobą tęskniłam…
- Och, moja Nastenko…
- Guy, gdzie byłeś wczoraj? Martwiłam się, że coś ci się stało, umierałam, czekałam tu całą noc…
- Nie pytaj – pocałował ją kolejny raz – To w ogóle nieważne…
Położył ją na łożu i obsypywał pocałunkami. Anastazja kompletnie zapomniała o tym, co wczorajszego poranka zrobiła jej Mary, i zatraciła się w jego pieszczotach, pragnąc więcej i więcej… Kiedy jednak Guy zdjął z niej suknię, odsunął się od niej i wpatrywał się w jej ciało.
- Co się stało? – zapytała, zniecierpliwiona.
- Co to… co to jest!? – warknął wściekle.
- Ależ Guy, o czym mówisz?
- Co TO jest!? – wskazał palcem na ogromne sińce na jej boku i udzie.
Anastazja zaczerwieniła się i usiadła na łożu. Tak bardzo było jej wstyd… Guy zauważył też zasinienie dookoła jej ramienia i z niedowierzaniem dotykał go palcami.
- Anastazja, mów mi od razu, kto ci to zrobił – Gisborne ledwo powstrzymywał się od ataku szału – Kto, jak i kiedy. MÓW!!!
- Panie – przeraziła się jego podniesionego tonu – To nic… Zejdzie za kilka dni.
- Anastazja!!!
- To… Mary – szepnęła, przestraszona – Wczoraj rano, gdy wychodziłam od ciebie…
- Mów wszystko!
- Zatrzymała mnie i… pobiła. Krzyczała różne rzeczy, że nigdy nie będziesz mój, że to kwestia czasu kiedy mnie wyrzucisz, a wtedy ona wróci i… Tak strasznie się bałam…
- Anastazjo – Guy chwycił ją za ramiona – Dlaczego nic nie powiedziałaś? Dlaczego nie przyszłaś?
- Bałam się. Nie chciałam na nią donosić…
- A Joan!? Czy ona kompletnie nie widzi, co tu się dzieje!?
- Nie dałam po sobie nic poznać. Proszę, nie gniewaj się na mnie…
- Gniewać… - powtórzył – Gniewać? Na ciebie? Nastenko, jak mogłaś tak pomyśleć…
Poderwał się jednak na równe nogi i wybiegł z komnaty; Anastazja nie zdążyła zareagować. Guy biegł zamkowymi korytarzami, przepełniony wściekłością. Skoro Mary nie potrafiła powstrzymać się i podniosła rękę na JEGO kobietę, to do czego mogła być zdolna!? Wparował do kuchni, gdzie służba akurat spożywała kolację; od razu zauważył Mary, siedzącą z brzegu. Chwycił ją za włosy i szarpnął nią tak mocno, że upadła wraz z krzesłem.
- Panie, litości! – krzyknęła – Czym ci zawiniłam!?
- Czym!? – wrzasnął, klękając przy niej i chwytając ją za gardło – Ty podła, głupia zdziro! Zabiję cię!
- Mój panie, uspokój się – Joan przestraszyła się gwałtownej reakcji rycerza – Zrobię z nią porządek, ale powiedz, co zrobiła…
- Idź do mojej komnaty i sama zobacz – warknął – Jeszcze raz ta wywłoka dotknie Anastazji albo choć na nią spojrzy, nie ręczę za siebie.
- Panie, sama się o to prosiła – próbowała bronić się Mary, ale odniosło to odwrotny skutek; Guy aż zatrząsł się i ostatkiem woli powstrzymał od skrzywdzenia jej. Pchnął ją tylko z obrzydzeniem i wstał.
- Jutro nie chcę jej tu widzieć – zwrócił się nerwowo do Joan – Nie obchodzi mnie, czy zawiśnie, czy utonie. A jeśli kiedykolwiek zobaczę sińce albo rany na ciele Anastazji, TY za to odpowiesz własną głową – wycelował palec w zarządczynię służby – Jeżeli przerasta cię twoja funkcja, możesz odejść! Jak mogłaś pozwolić, by jedna wywłoka skatowała niewinną dziewczynę!?
- Mój panie, Anastazja nie skarżyła się, przysięgam, że wyciągnęłabym wszelkie konsekwencje, gdybym wiedziała! Wiem, że Rusinka jest ci bliska i moim obowiązkiem jest ją chronić, ale…
- Skończ! Jutro ma nie żyć, rozumiesz?
- Panie, ale… co powie szeryf? Ostatnio był bardzo zadowolony z Mary…
- To MÓJ rozkaz! Niech nie obchodzi cię, co powie szeryf! Już o niej zresztą zapomniał – Guy z obrzydzeniem zerknął na Mary trzęsącą się ze strachu na podłodze – Sprowadziłem mu dziś nową nałożnicę. To… coś ma skończyć swój żywot. A dziś do lochu z nią.
Odwrócił się na pięcie i opuścił kuchnię. Dziewczęta odetchnęły z ulgą; w głębi duszy każda bała się też o swój los. Nigdy nie wiadomo, co wymyśli sir Guy w złości! Joan patrzyła na Mary z wściekłością.
- Zawołajcie straż – rozkazała – A ty… w ogóle przestań na mnie patrzeć. Brzydzę się tobą.
Straż zabrała Mary do lochu, gdzie w strachu czekała na jutrzejszą egzekucję. Kiedy zaś Guy wszedł do swojej komnaty, Anastazja płakała, skulona na brzegu łoża. Przytulił ją mocno i pocałował w czubek głowy.
- Już po wszystkim – powiedział kojącym głosem – Nikt nigdy cię już nie dotknie… Masz moje słowo.
Jego słowo… Słowo rycerza, słowo jej ukochanego Guy’a – to znaczyło, że musiało mu na niej zależeć… Czuła się w jego ramionach bezpiecznie, jak jeszcze nigdy, ze wstydem pomyślała, że nawet ojciec nigdy nie zapewnił jej takiego bezpieczeństwa, jak ten pozornie okrutny i podły mężczyzna. Czyżby też czuł coś do niej…?





Następna część za tydzień.

Wyniki konkursu.

$
0
0
Jak zapewne pamiętacie tutaj ogłosiłam konkurs z okazji mojej trzeciej rocznicy bloga. Dziś moja Mama wylosowała zwycięzców. Jednak zanim podam wyniki, chciałabym Wszystkim podziękować za udział w zabawie. Wasz udział sprawił mi dużo RAdości.
A teraz zwycięzcy,którzy podali prawidłowe odpowiedzi na pytania i ich nagrody.

Roza_000 - „Epicetrum”

Monika - „Hobbit. Pustkowie Smauga".  

Gratuluję Dziewczyny!

Poniżej podaję prawidłowe odpowiedzi na pytania konkursowe:
O pracy nad którą postacią Richard Armitage powiedział, że siedział w pociągu czytając scenariusz płakał ze śmiechu?
I pytanie drugie:
Do pracy nad którą postacią Richard Armitage powiedział, że do studia jeździł rowerem? 

Ogłaszanie wyników Olivier Award bez Richarda Armitage’a.

$
0
0
Wygląda na to, że w niedzielę 12 kwietnia nie będzie Richarda Armitage’a podczas ogłaszania wyników Olivier Award.
Czyli: z powodu mojego harmonogramu filmowego w Toronto, nie jestem w stanie dotrzeć do Londynu w niedzielę. Moje szczere przeprosiny


Czyli: Chciałbym życzyć wszystkim nominowanym powodzenia, mam nadzieję, że wszyscy będą mieli fantastyczny wieczór. Dużo miłości Richard x

Mimo wszystko trzymam kciuki, aby mój nasz ulubiony aktor wygrał w  kategorii Best Actor (Najlepszy Aktor) za rolę Johna Proctora w spektaklu The Crucible graną w The Old Vic Theatre w zeszłym roku. 


Tymczasem w Irlandii…

$
0
0
Jon Bernthaludostępnił poniższe zdjęcie. 

A wcześniej Stanley Weber na swoim Instagramie umieścił piękne zdjęcie miejsca w którym najprawdopodobniej będzie kręcony film „Pilgrimage”/”Pielgrzymka”. 



Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Stanley Weber (@stanley_weber)

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Stanley Weber (@stanley_weber)

Niestety wciąż jedyną informacją o tym filmie jest to, że akcja będzie działa się w XIII wieku a bohaterami będą mnisi, którzy pielgrzymują do Rzymu z relikwiami, a których wiara podczas tej podróży ma być wystawiona na próbę. Oprócz Richarda Armitage’a w filmie mają pojawić się jeszcze wspomniany wyżej Jon Bernthal i Tom Holland.

Richard Armitage: Sorry I can't be there…

Viewing all 1083 articles
Browse latest View live