Quantcast
Channel: zRYSIOwana ja
Viewing all 1083 articles
Browse latest View live

Article 0

$
0
0

Na dobry początek tygodnia (#48)…

$
0
0
… John Mulligan grany przez Richarda Armitage’a z serialu „Moving On”/ „Na rozdrożu. Tonący brzytwy się chwyta”.

Richard Armitage jako John Mulligan
















Myślę, że wszyscy wiemy jak niebezpiecznym jest John Mulligan, ale w tej scenie jego szczerość jest wręcz powalająca.


Miłego tygodnia Wszystkim!

Post zawiera moje screeny z serialu. 

"Czarny anioł", fanfik autorstwa Kate. Część ósma.

$
0
0
Richard Armitage jako sir Guy of Gisborne
Richard Armitage jako sir Guy w serialu BBC "Robin Hood".
Screen Kate.
Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść, "Czarny anioł" zainspirowana jest postacią Sir Guy'a Gisborne granego przez Richarda Armitage'a w serialu BBC "Robin Hood" i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.


***
Poprzednia, siódma część tutaj

Gisborne stał wyprostowany na schodach dziedzińcu zamku, patrząc przed siebie wyniośle. Tłum nic nie wartych wieśniaków wpatrywał się w niego z zaciekawieniem, byli zaintrygowani, kogóż tym razem kazał stracić najważniejszy rycerz Nottingham. Popołudniowe słońce mocno grzało, duchota tego dnia była wręcz nie do zniesienia, oni jednak stali uparcie, czekając na to, co się wydarzy. Wszyscy lubili publiczne egzekucje, przynajmniej coś działo się wtedy w ich szarym, nudnym życiu, Guy jednak nie był szczęśliwy z tego powodu; do tej egzekucji doprowadziło cierpienie jego kobiety, a to bolało bardziej, niż cokolwiek. Patrzenie na poranione i posiniaczone ciało Anastazji było dla niego trudniejsze niż zniesienie własnej urażonej dumy. Ktoś ośmielił się podnieść rękę na jego własność, na coś, co należało tylko do niego – takiej zniewagi nie wybaczał, dla niego było to równoznaczne z tym, jakby ktoś jemu zrobił krzywdę. Kiedy patrzył, jak żołnierze wprowadzają zapłakaną Mary, uśmiechnął się pod nosem. Tak, nareszcie pokaże wszystkim, że z nim, wielkim sir Guy’em, się nie zadziera! Zaprowadzono ją pod stryczek, a kat właśnie zamierzał założyć dziewczęciu kaptur na głowę.
- Nie! – krzyknął donośnie Guy – Na przestrogę dla wszystkich, którzy ośmielą się wystąpić przeciwko mnie. Chcę patrzeć, jak umiera. Nie zasłaniać twarzy!

Jęk przerażenia rozległ się po całym dziedzińcu. Gisborne był niebywale okrutny, nie było nikogo, kto by choć trochę się go nie bał. Mary w duchu błagała Boga o życie, choć nie miała już żadnej nadziei, kiedy czuła, jak stryczek otula powoli jej szyję. Widziała naprzeciw ironiczny wyraz twarzy Gisborne’a i żałowała każdej chwili swojego życia. Jak mogła być tak głupia…
- Skończcie z nią – warknął Guy, poprawiając rękawice.
W tym momencie za Guy’em pojawiła się Anastazja. Przerażona tym, co widzi, podbiegła do niego bez zastanowienia.
- Mój panie!
- Anastazja! – syknął cicho – Czego chcesz!?
- Błagam, zaklinam cię, nie rób tego!
- Widziałaś, co ci zrobiła? Robiąc to tobie, podniosła rękę na mnie, rozumiesz?
- Guy, nie rób tego – w oczach Rusinki zalśniły łzy – Zrób cokolwiek, wyrzuć ją, wtrąć do lochu, ale nie zabijaj…
- Anastazja, odejdź stąd!
- Panie – krzyknął kat, widząc że Gisborne nie patrzy w stronę egzekucji, a czekał na jego ostateczny znak.
- Guy, nie jesteś taki – szepnęła Anastazja – Nie potrzebujesz tego, ja tym bardziej. Nie plam sobie dłoni krwią… Mary nie jest tego warta!
- Wynoś się stąd! – krzyknął zduszonym głosem.
- Proszę… Niczego innego nie chcę.
Spojrzał na nią, zdziwiony.
- To znaczy, że… wolisz, by ta podła zdzira żyła, niż żebym ja z tobą…
Zwiesiła głowę, nie mogąc wypowiedzieć tych słów, bo było to zbyt trudne. Tak, wolała zachować życie Mary niż być z Guy’em. Nie mógł tego zrozumieć, ale… zaintrygowała go jeszcze mocniej. Sam nigdy by o tym nawet nie pomyślał, był przyzwyczajony i nauczony innego życia: oko za oko, ząb za ząb. Śmierć i jej zadawanie nie była dla niego niczym wyjątkowym, ale widział, jak mocno przeżywa to Anastazja. Jak dobrym człowiekiem musiała być, by stawiać mu się w tej sprawie? Jak jasną duszę miała, że wolała zachować przy życiu swojego największego wroga kosztem odsunięcia się od Guy’a? Patrzył na nią i docierało do niego powoli, że ta kobieta ma mu do zaoferowania znacznie więcej, niż mu się wydawało. A co, jeśli to ona jest jego światełkiem w tunelu…?
- Wynoś się – wycedził przez zęby.
- Panie…
Ze złością machnął ręką; strażnicy już podbiegli, by ją od niego odciągnąć, a on właśnie zamierzał powiedzieć katowi, że…
- Co to za cyrki, Gisborne? Wesele jakie czy zlot najwierniejszych wieśniaków? – usłyszał nagle głos szeryfa; zacisnął pięści i spojrzał w jego stronę. Właśnie nadchodził z kierunku bramy.
- Mój panie…
- Co ta tłuszcza robi bez MOJEGO zaproszenia na MOIM dziedzińcu? Już, rozejść się!
- Trwa egzekucja – warknął rycerz; kat zrobił krok w tył, odsuwając się od przerażonej Mary.
Vasey spojrzał w jej stronę z zaciekawieniem.
- Mary umiera? – uśmiechnął się szeroko – I JA nie zostałem zaproszony? Och, Gisborne, zawiodłeś mnie. Na swój ślub też mnie nie zaprosisz?
- Nic podobnego, ja…
- Chłopcze – zawołał słodkim głosem do kata – Zostaw to dziewczę w spokoju. Żadnej egzekucji NIE BĘDZIE!!! – wydarł się wściekle, patrząc na Guy’a z obłędem w oczach.
- Ale…
- Nie będziesz wyrzynał mi moich kochanek jedna po drugiej, tępy czarnuchu! Mary, do mojej komnaty, przestań się mazać, głupia bekso! – krzyknął do niej, po czym zwrócił się do Guy’a – A z tobą, podły intrygancie, porozmawiam jutro. Nie chcę cię tu widzieć, wynocha z zamku!!!
- Ależ panie, właśnie chciałem odwołać egzekucję… Chciałem ją nastraszyć…
- Od straszenia, Gisborne, to jestem tu JA. Zbyt często mylisz mnie z sobą. Uważaj, bo przekraczanie kompetencji czasem powoduje bolesny upadek… Na samo ostrze noża.
Szeryf odwrócił się, wściekły, i z impetem wkroczył do zamku. Upokorzony Guy wsiadł na konia i czym prędzej opuścił Nottingham. Jak ten podły, łysy staruch mógł tak poniżyć go przed poddanymi? Przed Mary? Co prawda sam chciał ją ułaskawić, chciał zrobić to dla Anastazji, ale…
- Zabiję cię kiedyś, przeklęty psie – warknął sam do siebie, mknąc w stronę Locksley – Wykrwawisz się w moich ramionach!
Złorzecząc w myślach Vasey’owi, pędził przed siebie. Co prawda szeryf lubił go upokarzać, ale na Boga, nigdy nie robił tego na oczach prostaków i żołnierzy! Jak mógł! Guy zawsze był mu wierny, robił, co mu kazał, nigdy się nie sprzeciwiał, a ten obślizgły gad poniżył go z powodu zwykłej niewolnicy, która podle pobiła JEGO kobietę! Złośliwie pomyślał, że chciałby, aby Mary powtórzyła swój czyn na szeryfie, wtedy zobaczyłby kogo tak bardzo faworyzuje…
W końcu zatrzymał się w Locksley. To tu niegdyś mieszkał Robin Hood, ale jego majątek został mu odebrany i formalnie należał do Gisborne’a. Guy jednak nie mieszkał tu – szeryf uznał, że lepiej, gdy będzie zawsze pod ręką, na zamku w Nottingham. Rycerz nie śmiał się sprzeciwić, choć niejednokrotnie miał serdecznie dość szeryfa i pragnął tylko znaleźć się jak najdalej od niego. Teraz w końcu miał szansę – był u siebie… Wszedł do dworku. Dawno już go tam nie było… W ogóle nikogo dawno nie było, wszystko pokrywała warstewka kurzu. Zdenerwował się, w końcu nie po to miał służbę i kazał jej odwiedzać dwór w Locksley co tydzień, żeby nie wykonywała jego poleceń! Na pewno porozmawia o tym z Joan, ale teraz… Usiadł w fotelu i zatonął w chaosie własnych myśli.
***
Anastazja nie miała pojęcia, co się dzieje. Ostatnią rzeczą, jaką widziała i słyszała na dziedzińcu, było wejście szeryfa. Strażnik wciągnął ją siłą do zamku i kompletnie nie wiedziała, jak dalej potoczyła się egzekucja Mary. Najbardziej przeraziła ją jedna myśl: bardziej bała się o to, jak zareaguje wobec Guy’a szeryf na widok Mary ze sznurem wokół szyi, niż o to, że Mary istotnie umrze. Bała się, że Guy może słono zapłacić za samowolne ogłoszenie egzekucji kochanki szeryfa. Czym prędzej chciała sprawdzić, czy jest cały, pobiegła więc do jego komnaty, jednak nie zastała go tam; wychodząc jednak zauważyła z oddali Mary podążającą do komnaty szeryfa, a po chwili – samego Vasey’a. Skłoniła się nisko na jego widok.
- Daleko nie zajedziesz, służąc temu baranowi – syknął jadowicie – Ostrzegałem cię.
- Mój panie, co się stało? Gdzie jest sir Guy?
- Diabli wiedzą, gdzie jest. Na pewno się tu dziś nie pojawi. Nie po tym, jak próbował powiesić moją Mary… Swoją drogą, złotko, wiesz, dlaczego chciał to zrobić?
- Panie, sir Guy zrobił to… dla mnie – szepnęła niepewnie – Mary… Mary pobiła mnie dotkliwie z zazdrości, a on zdenerwował się… To moja wina.
- Co ty mówisz? – Vasey z zainteresowaniem obserwował Anastazję – Jak udowodnisz mi, że jesteś pobita przez Mary?
Dziewczę zaczerwieniło się na samą myśl, ale to mogła być jedyna szansa, by w jakiś sposób ochronić Guy’a! Uniosła więc suknię, ukazując siniaki i zadrapania na swoim udzie.
- To nie wszystko, wyżej też jestem poraniona – powiedziała cicho – Zrobiła to przedwczoraj, gdy rankiem wychodziłam z komnaty sir Guy’a, a ona z twojej, panie. Groziła mi, że sir Guy jeszcze będzie jej i…
- Dość!!! – Vasey chwycił Anastazję za gardło i przycisnął do ściany – Jeszcze jedno słowo o Mary, a ty zawiśniesz. I też nie będę pytał Gisborne’a o zdanie!!!
Pchnął ją i udał się do swej komnaty, wściekły jak mało kiedy. Kiedy wszedł do środka, Mary poderwała się z łoża, na którym siedziała.
- O panie, mój zbawco! – krzyknęła teatralnie – Niegodnam całować twych stóp i…
Urwała, bo Vasey wymierzył jej siarczysty policzek, patrząc na nią ze złością.
- To prawda? – warknął – Pobiłaś tę ruską ladacznicę!?
- Panie…
- Odpowiadaj!!!
- Panie, obrażała cię – skłamała naprędce Mary, roniąc łzy i trzymając się za policzek – Oskarżała o różne niecne rzeczy, nie wytrzymałam, musiałam coś zrobić, bo…
- Zamknij się! – Vasey ponownie uderzył służącą – Nie ma w tobie za grosz rozumu, w przeciwieństwie do niej! Myślisz, że nie wiem, że wolałabyś chędożyć się z Gisbornem? Ale on cię nie tknie, bo jesteś głupia jak but! Ja przygarnąłem cię z litości, bo po prostu byłaś lepsza niż Francuzka. Oprócz tego nie ma w tobie NIC! W głowie pustka aż wiatr hula!
- Wasza wysokość, nie karz mnie takimi słowami…
- Sam wolałbym poużywać sobie Anastazji, a wiesz, dlaczego? Bo ona MYŚLI! A ty? Pobiłaś ją, bo chciałaś wrócić do alkowy Gisborne’a!
- Nigdy, panie…
- Teraz nie wrócisz już do ŻADNEJ! – wrzasnął jak opętany – Wynocha z mojego zamku, już!!!
Zanosząc się histerycznym płaczem, Mary uciekła z komnaty Vasey’a, a ten krążył po niej niewyobrażalnie wściekły. Co robić? Miał w głowie dwie myśli: pierwszą było odnalezienie Gisborne’a i uduszenie go, a drugą – zaciągnięcie Anastazji do swej komnaty. Tak, zdecydowanie ta druga opcja była niesamowicie kusząca… Zabawiałby się nią całą noc, a rankiem kazał straży wydobyć Guy’a choćby spod ziemi i przyprowadzić go, by na własne oczy zobaczył swoją kochankę w łożu szeryfa.
- Oj tak ptaszku – uśmiechnął się sam do siebie – Zobaczymy, jaką zrobisz minę, gdy twoja święta Rusinka będzie MOJA… Straż! – krzyknął, a kiedy żołnierz pojawił się w komnacie, rozsiadł się wygodnie w fotelu – Sprowadź mi tu natychmiast Anastazję. Już!!!
Dziewczyna tymczasem szukała Joan. Była przerażona tym, co się wokół niej dzieje, i ponad wszystko pragnęła być blisko Guy’a, który dawał jej ogromne poczucie bezpieczeństwa. Czuła też, że i ona jest mu teraz potrzebna. Ale gdzie go szukać…?
- Joan! – krzyknęła, widząc nagle zarządczynię.
- Nastya? Co się dzieje? – kobieta zatrzymała się z zaciekawieniem.
- Błagam, powiedz mi, gdzie może być sir Guy. Boję się, przed chwilą widziałam się z szeryfem, powiedziałam mu dlaczego Mary miała zawisnąć, ale wściekł się… Nie chcę tu być.
- Dziecko, uspokój się. Vasey nic ci nie zrobi…
- Zagroził, że jeśli powiem choć słowo o Mary, to ja zawisnę. Nie wiem, co mu przyjdzie do głowy, Joan, proszę, pomóż mi! Chcę tylko odnaleźć sir Guy’a, nic poza tym.
Zarządczyni wpatrywała się w nią z zainteresowaniem. Ta dziewka naprawdę zakochała się w Gisbornie i traktowała go jak swoje wybawienie, jak azyl! A uprzedzała ją, by się nie zakochiwała… Nie mogła jednak odmówić jej pomocy, w końcu Guy też okazywał, jak mocno zależy mu na tej niepozornej Rusince. Strach pomyśleć, co byłoby, gdyby przez zaniechanie Joan coś stało się Anastazji…
- Myślę, że mógł pojechać do swego dworku w Locksley – odparła w końcu – Nic innego nie przychodzi mi do głowy.
- W Locksley? Nie wiedziałam, że ma tam posiadłość…
- Dostał ją kiedyś… po Robin Hoodzie. Nieważne. Szukaj go tam, a jeśli nie znajdziesz, zostań tam na noc. Jeżeli Gisborne pojawi się na zamku, poinformuję go, gdzie jesteś. Lepiej, żebyś zniknęła, najważniejsze jest twoje bezpieczeństwo…
- Nie wiem, jak ci dziękować, pani – Rusinka klękła i ucałowała dłoń Joan – Jestem ci wdzięczna za wszystko…
- Wstań, nie wygłupiaj się! – syknęła – Robię to z obawy o swoje życie i swoje stanowisko. Jeśli coś ci się stanie, Gisborne zemści się na mnie. No już, uciekaj stąd!
Anastazja bez namysłu wybiegła z zamku i skierowała się w stronę Locksley. Joan tymczasem usiadła przy stole w kuchni i ciężko westchnęła. Co ma zrobić z Rusinką, która zakochała się w Gisbornie, który, jak powszechnie wiadomo, żywi uczucia do lady Marian? Choć musiała przyznać, że niespotykane było to, iż mimo zażyłości z panną z Knighton, Guy naprawdę dba o Anastazję, faworyzuje ją i spędza z nią CAŁE noce! Joan w całym swoim życiu nie widziała jeszcze nałożnicy, która spędziłaby tyle czasu w jego komnacie. Co tak naprawdę łączyło go z niewolnicą z Rusi?
- Gdzie ruska służąca? – do kuchni wparował jeden z bezmyślnych strażników, których Joan wybitnie nie lubiła.
- Nie ma! – odparła opryskliwie – Co ci do tego?
- Szeryf ją wzywa, ma natychmiast stawić się u niego!
- Przekaż więc mu, że opuściła zamek. Poszła na targ, nie wiem, kiedy wróci.
Strażnik odwrócił się na pięcie i czym prędzej odmaszerował z powrotem do komnaty szeryfa, który czekał już z niecierpliwością. Kiedy usłyszał, co kazała mu przekazać Joan, pokiwał tylko głową, dając żołnierzowi znak, że ma odejść.
- A więc to tak, moja ruska piękności – mruknął, przeglądając się w zwierciadle – Poszłaś na targ, z którego na pewno uciekłaś szukać Gisborne’a… Oj, moje kwiatuszki, chciałbym zobaczyć wasze miny, kiedy powiem wam, że oboje zawiśniecie, trzymając się za ręce!
Śmiejąc się w głos, zszedł na dół, by poszukać sobie innej nałożnicy na tę noc, a w głowie układał sobie scenariusz spotkania z Guy’em i jego kochanką. Nie odpuści im tak łatwo…
***
Guy dorzucał drewna do kominka, wspominając poranną egzekucję, która nie doszła do skutku. Był wściekły na Mary, ale czy to naprawdę był powód, by skazywać ją na śmierć? Boże, dlaczego w ogóle się nad tym zastanawiał? Powinna zawisnąć i koniec! Gdyby nie Anastazja… Co w niej było takiego, że dla niej gotów był zrezygnować z uśmiercenia kogoś, kto go zranił? I dlaczego tak bardzo zależało jej na uniewinnieniu Mary? Była skłonna poświęcić wszystko, żeby ta żmija nie zginęła… Może miała rację? Ale dlaczego tak łatwo udawało jej się wywołać u niego wyrzuty sumienia i jakiekolwiek ludzkie odruchy? Przecież to nienormalne! Nigdy nie uginał się pod niczyimi namowami, a teraz… Anastazja samą swoją obecnością sprawiała, że był inny. Tylko przy niej, ale to było wystarczająco dużo.
Patrzył w płomienie ognia tańczące w kominku. Siedząc na podłodze, oparł się plecami o fotel i zatonął w myślach. Marian… Jego piękna ukochana. Dlaczego musiał na nią czekać? Czy to wszystko naprawdę nie mogło być prostsze? Przecież mógł z nią być już od dawna, kochać ją, uszczęśliwiać… Nie znajdzie nigdzie nikogo, kto kochałby ją tak mocno jak on! Dlaczego nie chciała tego dostrzec? Starał się dla niej, ale może niewystarczająco mocno. Może potrzebował jeszcze więcej Anastazji, by zmienić się dla Marian… Może tą drogą powinien uparcie kroczyć? Tak, zdecydowanie tak. Był przekonany, że dzięki Rusince zmieni coś w sobie, co w końcu pokocha Marian. Nie mógł też zaprzeczyć, że bliska znajomość z niewolnicą była dla niego niezwykle przyjemna i wyjątkowa…
- Kogo niesie o tej porze? – syknął, słysząc ciche pukanie do drzwi; wstał i podszedł do nich – Kto tam?
- To ja, panie…
Otworzył i oniemiał. Anastazja… Jak go odnalazła? Skąd wiedziała?
- Co tu robisz? – warknął, wciągając ją za ramię do środka – Kto cię tu przysłał?
- Nikt, panie – odparła – Chciałam być z tobą. Tylko tyle…
- Kłamiesz!
- Jak Boga kocham, nie!
Guy puścił ją i usiadł w fotelu przed kominkiem. Patrzył na nią nieufnie, jakby bał się, że przysłał ją tu Vasey. Dlaczego przyszła?
- Mów prawdę.
- Panie – uklękła przed nim i chwyciła jego dłonie – Szukałam cię, bo bałam się. Nie chcę być daleko od ciebie…
- Ktoś zrobił ci krzywdę?
- Nie, ale… Szeryf groził mi…
- Co!? – Guy poderwał się na równe nogi – Jak to? Co ci zrobił?
- Powiedział, że daleko nie zajadę, służąc ci. Pytał, dlaczego kazałeś powiesić Mary, przyznałam że to przeze mnie, że mnie pobiła. Nie wierzył, więc… pokazałam mu. Wtedy przydusił mnie i kazał milczeć na jej temat, bo inaczej… Mnie też powiesi bez twojej zgody.
- Boże, Nastya – Guy uklęknął obok niej i przytulił ją – Naraziłem cię na niebezpieczeństwo…
- To nic. Boję się tylko, że to ty poniesiesz konsekwencje tego, że chciałeś zabić Mary…
- Nie zrobiłbym tego – powiedział z trudem – Kiedy ten łysy padalec przyjechał, właśnie chciałem rozkazać, by puścili ją wolno. Prosiłaś mnie o to, nie chciałem cię zasmucać.
- Guy… naprawdę chciałeś ułaskawić ją dla mnie? – patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Pewnie, że tak. Skoro ty nie czujesz, że zasługiwała na śmierć… Nie chcę robić niczego wbrew tobie. Jesteś moim ukojeniem, Nastenko, nie mógłbym burzyć twojego spokoju, bo i mój ległby wtedy w gruzach…
- Nie wierzę, że to mówisz – szepnęła, patrząc na niego jak zaczarowana – Nikt nie może mieć na ciebie takiego wpływu…
- Chcesz się przekonać?
Położył ją na podłodze, tuż przy buchającym gorącem kominku, i usiadł tuż obok niej. Powoli zdejmował z niej ubranie, napawając się każdą sekundą niespiesznego odkrywania jej ciała. Widok sińców zabolał go, poczuł przytłaczające poczucie winy, że to przez niego Anastazja cierpiała, że przez niego i to, że nie dostrzegł w porę tego jak nieobliczalna jest Mary, musiała znieść to pobicie. Nachylił się i całował każdy milimetr jej posiniaczonego ciała, czule dotykał rany, która już goiła się na jej boku.
- Jak to się stało? – zapytał – Dlaczego się nie broniłaś?
- Byłam zbyt sparaliżowana strachem, zresztą Mary była silniejsza. Próbowałam ją odepchnąć, ale zablokowała mnie i okładała pięściami, a potem, nawet nie wiem kiedy, zaczęła kopać.
- Dlaczego nie wzywałaś pomocy?
- Sama nie wiem… Prosiłam ją, żeby przestała. Bałam się krzyknąć… Bałam się, że jeśli krzyknę, będzie gorzej. Że Mary wpadnie w szał.
- Przyszedłbym od razu, wiesz o tym.
- Wiem… Teraz jestem o tym przekonana.
Uśmiechnął się do niej ciepło i pocałował. Była taka słodka i bezbronna, serce ściskało mu się na samą myśl, że mógłby ją stracić. Że ktoś mógłby ją skrzywdzić… Zgasić ten jedyny promyk światła, który tlił się w jego czarnej duszy.
- Dziękuję, że ze mną jesteś – powiedział cicho – Że odnalazłaś mnie. Nikt inny by tego dla mnie nie zrobił.
- Nie mogłam tam zostać. Już jedną noc spędziłam bez ciebie i…
- I? – spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- I było mi smutno i zimno.
- A teraz? Jak jest teraz, Nastenko?
- Teraz… - objęła go za szyję – Teraz jest… tak, jak powinno być.
***
Patrzył na jej śliczną twarz, oświetloną blaskiem płomieni z kominka. Jej zamknięte oczy okalały długie rzęsy. Uśmiechając się pod nosem, usiłował je policzyć, jednak Anastazja otworzyła powieki i spojrzała na niego swoim błękitnym wzrokiem, co sprawiło, że kompletnie zmiękł.
- Co ty ze mną robisz? – szepnął, wdychając zapach jej włosów – Pojawiłaś się nieproszona, nie wiadomo skąd…
- Przypomnę, że to ty mnie porwałeś – zauważyła rezolutnie – Wbrew mojej woli.
- To była najlepsza rzecz, jaką zrobiłem w życiu.
- Och tak – westchnęła.
- Że co? Powtórz to – zażądał, patrząc na nią ze zdumieniem – Przyznajesz, że cieszysz się, że cię porwałem?
- Guy, ja…
- Powiedz to, Anastazjo.
Wpatrywał się w nią z wyczekiwaniem, a ona zarumieniła się. Jak mogła powiedzieć na głos, że… cieszy się z porwania? Ale taka przecież była prawda. Tęskniła co prawda za rodzicami, ale nie mniej brakowało jej Guy’a, gdy go nie widziała. Przecież to na zamku w Nottingham znalazła swoją miłość.
- Tamten dzień zmienił wszystko – wyznała – Nigdy nie byłam bardziej szczęśliwa, niż z tobą.
Przytulił ją mocno. W tej chwili poczuł, że może jej powiedzieć wszystko, zwierzyć się, otworzyć, wyznać to, co go boli… Leżeli przez dłuższą chwilę w totalnej ciszy, aż w końcu Guy zaczął opowieść:
- Rok temu jedna z moich kochanek zaszła w ciążę – powiedział, opierając się na łokciu i patrząc Anastazji prosto w oczy – Nie ucieszyło mnie to. Zwodziłem ją, obiecywałem ślub tylko po to, by ją uspokoić. Kiedy urodziła, powiedziałem że na pewien czas wywiozę dziecko do opactwa w Kirklees. Tak naprawdę zostawiłem go w lesie na pewną śmierć… - zawiesił głos.
- Guy… Co ty zrobiłeś? Dlaczego!?
- Tego samego dnia tknęły mnie wyrzuty sumienia. Odszukałem go, zawiozłem do matki, a kiedy wszystko jej powiedziałem… Płakała. Ale wybaczyła mi. Znalazłem jej niewielką chatkę w Derby, jeździłem do niej co dwa tygodnie, dając pieniądze na przeżycie. Nie kochałem tego dziecka, nie chciałem na niego patrzeć, dotykać, ale czułem, że muszę wziąć za niego odpowiedzialność, choć wcale go nie chciałem. Był dla mnie obcy. Ale… Byłem tam dwie noce temu. Po tym, jak Mary cię pobiła, ja pojechałem do Derby. Annie była zrozpaczona, bo on… umarł. Nie mogłem zostawić jej samej, zostałem u niej na noc. Nie wiem, dlaczego, ale czułem dziwną pustkę… Czułem wyrzuty sumienia i dziwny żal. Ale przecież ja… nie kochałem tego dziecka.
- Jak miał na imię?
- Seth.
- Guy, nie wiem, co ci powiedzieć…
- Nie rozumiem, dlaczego tak dziwnie się poczułem, kiedy Annie powiedziała, że Seth nie żyje?
Anastazja nie wiedziała, jak się zachować. Pierwszy raz Guy tak bardzo się przed nią otworzył, i mówił tak szczerze o swoich uczuciach. Ale czego mógł od niej oczekiwać? Pocieszenia? Usprawiedliwienia? Zrozumienia? Nie miała pojęcia. Pogłaskała go po nieogolonym policzku.
- Nie kochałeś go, ale to twoje dziecko – powiedziała spokojnie – Na pewno gdzieś w środku czułeś z nim więź. Może jej nie widziałeś, ale…
- Ale co?
- Seth był twoim synem. Płynęła w nim twoja krew. To zrozumiałe, co poczułeś. Nie chcę być niedelikatna, ani oceniać cię…
- Proszę, Nastya – szepnął błagalnie – Bądź szczera. Nie rozumiem tego, a bardzo chcę…
- Myślę, że… za bardzo zamknąłeś się w tej swojej zbroi mrocznego rycerza bez serca – odparła cichutko – Chcesz taki być, ale nie jesteś, bo w głębi duszy jesteś dobry.
- Nie jestem.
- Jesteś – chwyciła go za dłoń, którą pocałowała – Widzę to w twoim stosunku do mnie. Masz dobre serce, tylko sam próbujesz je znieczulać. Gdybyś zechciał i spróbował, może pokochałbyś Setha. Zobacz, jak zmieniasz się, będąc ze mną. Kiedy cię poznałam, bałam się ciebie. Myślałam, że jesteś okrutnym, bezdusznym barbarzyńcą, złym do szpiku kości, a tymczasem ty jesteś delikatny, czuły, wrażliwy, troskliwy… Wiem, że to, co wszystkim pokazujesz, to nie do końca prawda. Chowasz się za okrucieństwem, bo nie chcesz, żeby ktoś zranił twoje dobre, delikatne serce…
- Przeceniasz mnie – westchnął smutno – Nie znasz całej prawdy o mnie…
- To mi ją opowiedz.
- Nie, nie dziś. Wystarczająco dużo dziś dla mnie zrobiłaś…
- Nic nie zrobiłam, Guy.
- Rozjaśniasz wszystko, a to wystarczająco dużo.
Dawno już nie widziała takiego spokoju na jego twarzy. Był zrelaksowany i… chyba szczęśliwy. Czyżby to dzięki niej? Nie, to niemożliwe. Nie miała na niego aż takiego wpływu. Chociaż… sam to przed chwilą powiedział. Zresztą dla niej chciał odwołać egzekucję Mary… Czyżby naprawdę była dla niego tak wartościowa?
- O czym myślisz? – mruknął wprost do jej ucha.
- O niczym szczególnym…
- Dobrze ci tu? Czy chcesz iść na górę?
- Tu jest ciepło.
Ściągnął z fotela pled, który rozłożył na podłodze przy kominku, i delikatnie ułożył na nim swoją  słodką Anastazję, wpatrując się w nią jak w obraz. Tego wieczora w ogóle nie myślał o Marian, i prawdę mówiąc wcale mu tego nie brakowało. Był tylko on, Anastazja, i nic poza tym – to ona była jego oparciem i sprawiała, że czuł się dobrze i spokojnie.
***
Pięć cieni przemykało bladym świtem pod murami zamku. Całe Nottingham zdawało się spać jeszcze głębokim snem – to była ich jedyna szansa. Jeśli nie zrobią tego teraz, może się już nie udać. Wiedzieli, że Gisborne’a nie ma na zamku, a sam szeryf… No cóż, nie był aż tak groźny. Wystarczyło zagrozić mu łukiem i trząsł się jak galareta. Gisborne’a pilnował Alan, czatując pod oknem dworku w Locksley; na rozkaz Robina, jeśli Guy obudziłby się, miał szybko dosiąść konia i czym prędzej jechać do Nottingham, by go poinformować. Nie spodziewał się jednak, że może nie zdążyć…


Następna część za tydzień.

Na dobry początek tygodnia (#49)…

$
0
0
… Percy Courtenay grany przez Richarda Armitage’a w filmie „Miss Marie Lloyd: Queen of the Music Hall”. 

Richard Armitage jako Percy Courtenay.
Zdjęcie promocyjne. Źródło" Armitage-online
Dla tych, którzy nie znają tego filmu powiem, że jest to biograficzny film o Marie Lloyd (w filmie granej przez Jessie Wallace), piosenkarce i komediantce żyjącej na przełomie 19 i 20 wieku. A mój nasz ulubiony aktor grał tam męża owej aktorki. Więcej o samym Percym Courtnenay’u możecie przeczytać tutaj

Richard Armitage as Percy Courtenay




Miłego tygodnia Wszystkim!

Post zawiera moje screeny z filmu.

Pożegnanie RA z planem zdjęciowym „Hannibala” .

$
0
0

Jak zauważono tutaj, zdjęcie z tweeta RA to nie jest jego postać.
Bardziej prawdopodobnym jest, że Andrew Cook, specjalista od efektów specjalnych pracujący na planie „Hannibala” w Toronto umieścił właściwe zdjęcie na swoim Instagramie.   


Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Andrew R. Cook (@andrewcookster)

Mój RA-alfabet. Literka C.

$
0
0
Kontynuacja z tego miejsca.

Tak, literka C to całkiem cudna literka, czyż nie? :-) Ale moją pierwszą myślą jest C jak Cytaty z wypowiedzi pana Armitage’a. I muszę przyznać, że to była jedna z pierwszych rzeczy jakie znalazłam szukając swego czasu czegokolwiek o tym aktorze, a które bardzo mnie zaintrygowały i dzięki którym pomyślałam, że to doprawdy niesamowity Człowiek.


Zatem kilka z nich. A zacznę od mojego ulubionego cytatu:

I don't think actors need to go on pedestals. I don't buy it. I think it's a weird thing. It's like you become someone else, like stepping into another universe.Nie sądzę, że aktorzy muszą być na piedestale. Nie kupuję tego. Myślę, że to dziwna sprawa. To tak, jakbyś był kimś innym, jak wchodzenie do innego świata.

(Źródło: IMDb)

Zapytany w The Times w kwietniu 2005 o to, że tak wiele kobiet zakochało się w nim, odpowiedział:

No they’re not, they’re in love with him [Mr. Thornton], aren’t they? No, it’s him, it’s not me. It’s nice, I guess, but it’s funny because I never saw the character in that way. He dresses like an undertaker and there’s a certain amount of suppression in that character, but he’s not obviously a romantic figure. Nie, one nie są, one są zakochane w nim (w panu Thorntonie), czyż nie? Nie, to on, nie ja. To miłe, domyślam się, ale to jest zabawne ponieważ nigdy nie spoglądałem na postać w ten sposób. On ubiera się jak przedsiębiorca pogrzebowy i jest pewne tłumienie w tej postaci, ale on nie jest wyraźnie romantyczną postacią.

O aktorstwie:
You can spend a bit of yourself when you give yourself to a character. At the end of a job, you have to remind yourself who and what you are. 
Możesz zużyć kawałek siebie kiedy dajesz siebie do postaci. Na końcu pracy musisz przypomnieć sobie kim i jakim jesteś.
(Źródło: IMDb)

O swoich fanach, „Armitage Army”:

They're all really clever, and they do research on things that I'm doing and then I go online, and I'm, like, 'Oh, God, I didn't know that!' I like that fact that there's a community out there, getting together and enjoying themselves because of something I've done. 
Oni wszyscy są naprawdę bystrymi i robią badania rzeczy, które ja robię a potem idę online i jestem jak ‘O Boże, nie wiedziałem tego!' Lubię fakt, że jest pewna wspólnota tam, zbierająca się razem i miło spędzająca czas z powodu czegoś co zrobiłem.

Zapytany w jaki sposób aktor czyta. Czy wyobraża sobie adaptację tego co czyta, lub jak można zagrać postać, czy zapomina, że jest aktorem. Powiedział:
‘Forgetting I am an actor?’ I always try to forget I am an actor especially when acting. 
'Zapominając, że jestem aktorem?’ Zawsze staram się zapomnieć, że jestem aktorem zwłaszcza kiedy gram.

Zapytany na rok przed swoimi 40 urodzinami, czy to nie czas o pomyśleniu o swojej własnej rodzinie, powiedział:
Yes. That’s part of the problem, isn’t it, because I still feel like I’m 25 in my head. I always thought when I got to 40 it would be OK because I’d feel 40, but I don’t.
Tak, To część problem, nie dlatego że wciąż czuję się 25 latkiem w mojej głowie. Zawsze myślałem, że kiedy będę 40 latkiem to będzie OK ponieważ będę czuć 40, ale tak nie jest. 
(Źródło: Mirror, maj 2010).

Zapytany na Twitterze w #AskThorin w marcu 2013 o jego receptę na życie, powiedział:
Chocolate ice cream. Treat others as you would want to be treated. And lots of chocolate ice cream. 
Czekoladowe lody. Traktuj innych jak sam chciałbyś być traktowanym. I dużo lodów czekoladowych.
(Źródło:Twitter#AskThorin, marzec 2013)

Zapytany czy czuje pokusę bogactwa bądź władzy odpowiedział:
In terms of my career, I’ve never made any decision so far based on finance. I didn’t become an actor because I thought I’d make lots of money. I’ve never taken a job because it would pay any kind of money — sometimes as an actor you work for no money at all. 
Jeśli chodzi o moją karierę, jak dotąd nigdy nie podjąłem żadnej decyzji w oparciu o finanse. I nie zostałem aktorem, bo myślałem że zarobiłbym dużo pieniędzy. Nigdy nie podjąłem pracy bo mogłoby to przynieść jakieś pieniądze - czasem jako aktor pracujesz bez jakichkolwiek pieniędzy.

Zapytany o jego własny Arcyklejnot, o to czego tak mocno pożąda. W wywiadzie dla Rotten Tomatoes w grudniu 2014 powiedział:
It's not material...It's respect. It's the thing that always eludes you, you know. You have to fight for it and, you know, when you get it, your arkenstone, the thing that crowns you is respect.
To nie jest materialne…. To jest szacunek. To jest rzecz, która zawsze wymyka ci się, wiesz. Musisz o to walczyć, wiesz, kiedy dostaniesz to, twój Arcyklejnot, rzeczą która cię ukoronuje jest szacunek.




Do następnej literki. :-)

Ideę tego postu zaczerpnęłam z tego miejsca, za zgodą autorki dodam.



"Czarny anioł", fanfik autorstwa Kate. Część dziewiąta.

$
0
0
Richard Armitage jako sir Guy i Keith Allen jako Szeryf w serialu
BBC "Robin Hood"Źródło zdjęcia: Armitage-online
Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść, "Czarny anioł" zainspirowana jest postacią Sir Guy'a Gisborne granego przez Richarda Armitage'a w serialu BBC "Robin Hood" i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.


***

Poprzednia, ósma część tutaj.


Guy nie był człowiekiem, który miewał przeczucia. Cenił sobie twarde, niepodważalne fakty, a jednak tego poranka coś kazało mu opuścić przytuloną do niego Anastazję. Było mu z nią dobrze, uwielbiał jej kojącą bliskość, potrzebował jednak pomyśleć. Rozejrzeć się dookoła. Wstał i podszedł do okna. Ktoś siedział na zewnątrz, oparty o ścianę… Zaintrygowany Guy bezszelestnie odsunął się i wciągnął na siebie spodnie. Starając się nie zrobić hałasu, wyszedł przed dworek. Tak… nieudolni banici znowu w akcji. Przyklęknął przed pogrążonym we śnie przyjacielu Robin Hooda. Nie miał pojęcia, jak ten nieudacznik się nazywał, ale już napawał się swoim triumfem. Postukał go delikatnie w ramię, a gdy ten otworzył leniwie jedno oko, Guy gwałtownie przycisnął dłoń do jego ust, drugą ręką ściskając jego ramię. Widział przerażenie pomieszane ze zdumieniem w jego oczach.
- Myślałeś, że mnie oszukasz, leśny kmiocie? – uśmiechnął się jadowicie – O nie. Ale dla odmiany zapamiętasz mnie na całe życie…
Gisborne zamachnął się i uderzył go pięścią w twarz, tak mocno, że polała się krew. Uderzył go jeszcze z drugiej strony, przydusił, a w końcu szarpnął nim i podniósł go. Wykręcił mu ręce do tyłu i wprowadził do środka, gdzie chwycił linę i związał go.
- Jak się nazywasz? – syknął wściekle.
- Nie powiem… - jęknął Alan, plując krwią.
- JAK się nazywasz!? Mów, albo skrócę cię o głowę, i to zaraz!!!
- Robin zaraz…
- Robin zaraz zginie. Obiecuję ci to. Jak masz na imię, pytam po raz ostatni?

- Alan…
Guy pchnął go, tak że upadł z łoskotem na podłogę. Do izby natychmiast wbiegła wystraszona hałasem, owinięta jedynie pledem Anastazja.
- Guy! Co się stało?
- Nic – niedbale otarł usta dłonią – To leśne ścierwo czatowało pod oknem.
- Kim on jest?
- Jeden ze sługusów Robin Hooda. Śledził nas, najpewniej przygotowali zasadzkę.
- Nie ma żadnej zasadzki – odezwał się Alan – Wysłuchaj mnie…
- Nie słucham śmieci. Anastazjo, idź się ubrać, zaraz ruszamy do Nottingham.
- Ależ panie… Szeryf…
- Mamy coś, co poprawi mu humor – Guy uśmiechnął się ironicznie – Wesołą egzekucję na wieczór.
Gestem nakazał jej, by się oddaliła, a sam kopnął leżącego na podłodze Alana. Napawał się widokiem wroga kulącego się pod jego kopniakami. Jak mógł być tak głupi i siedzieć całą noc tuż pod jego nosem?
- Nie wierzę. Twój wspaniały Robin wystawił się na takie niebezpieczeństwo! Nadal bezgranicznie mu wierzysz?
- Jest moim przyjacielem – westchnął ciężko Alan – To, że tu jestem, to nasza wspólna decyzja.
- Wspólna? Dorośnij! Robin nie pozwala nikomu współdecydować. Jesteś tu, bo on tak chciał.
- Hej, nie rób ze mnie niewolnika! Nie chcę być zabawny, ale to samo można powiedzieć o tobie. Szeryf nie pozwala ci decydować.
Tego już Gisborne nie wytrzymał. Kopnął Alana tak mocno, że ten zwijał się z bólu, a sam Guy wściekły wyszedł do drugiego pomieszczenia. Najchętniej rozwaliłby wszystko dookoła. Jak ten śmieć mógł powiedzieć, że szeryf na coś mu nie pozwala? Jak śmiał porównywać się do niego? Był zwykłym banitą, a on – szanowanym rycerzem. Za takie słowa powinien od razu stracić głowę.
Pochłonięty złością nie zauważył nawet, jak Anastazja cicho podeszła do niego.
- Guy – niepewnie dotknęła jego ramienia – Co się dzieje?
- Nic… Nie przejmuj się – pocałował delikatnie jej dłoń – To nie dotyczy ciebie.
- Ale co my teraz zrobimy?
- Jedziemy do Nottingham.
- Guy, ale szeryf…
- Powiedziałem już. Kiedy zobaczy jednego z banitów, gniew odejdzie. Jeszcze będzie mi dziękował.
- Obyś miał rację – Anastazja pochyliła lekko głowę – Boję się o ciebie.
- Więc przestań. Nikt nie jest w stanie nic mi zrobić. A sam Vasey kiedyś zapłaci mi za lata upokorzeń…
***
Drużyna Robin Hooda miała tego dnia wyjątkowe szczęście. Małemu Johnowi udało się bezszelestnie uciszyć dwóch strażników przy bramie, a przy samym wejściu do zamku, o dziwo, ich nie było. Nie cieszyli się jednak za bardzo, bo wiedzieli, że na pewno natkną się jeszcze na kogoś w środku. Mieli jednak już wprawę we włamywaniu się i omijaniu niebezpieczeństw, więc byli pozytywnie nastawieni. Djaq, która już kiedyś trafiła w zamku do pomieszczeń służby, zaprowadziła przyjaciół do niewielkiej izby przy kuchni, gdzie jeszcze spały dziewczęta. Much i Will czatowali przed drzwiami, Mały John stał za zakrętem, a Robin z Djaq zajęli się służącymi.
- Obudźcie się – syknął szeptem Robin – Jesteśmy tu, by was uwolnić!
Część dziewcząt podniosła się od razu; przestraszyły się, widząc mężczyznę w ich izbie.
- Spokojnie, to Robin Hood – uspokoiła je Djaq – Nic wam złego nie zrobi. Chcemy pomóc wam stąd uciec.
- Jak to? Dlaczego? – podniosły się głosy, które obudziły resztę służących.
- Nie pozwolę, by ktokolwiek cierpiał w niewoli u szeryfa – oznajmił butnie Hood – Te z was, które chcą być wolne, niech idą z nami i niczego się nie boją.
Kilka z dziewcząt od razu poderwało się, a reszta niepewnie zerkała na siebie, nie wiedząc, co o tym myśleć. Poznawały Robin Hooda, ale nadal nie rozumiały, skąd ta nagła wizyta. Prawdę mówiąc bały się, że czekają je tylko kłopoty i gniew szeryfa…
- Po co przyszliście? – zapytała Brigitte – Jaką mamy pewność, że zaraz nie wejdzie tu szeryf?
- Spokojnie, nasi ludzie są na zewnątrz i wszystkiego pilnują. Posłuchajcie, chcemy uwolnić was spod jarzma szeryfa, nie uwierzę że którejkolwiek z was jest tu dobrze.
- Ja nigdzie nie idę – mruknęła jedna z dziewcząt z zacienionego kąta – Tu jest ciepło, spokojnie, mam dach nad głową, wypłatę na czas, czego mi niby brakuje?
- Może wolności?
- I gdzie się podzieję? W lesie Sherwood?
Dziewczęta roześmiały się, co niebywale zirytowało Robina. Chciał im pomóc, a one śmiały się z niego!
- Dobrze, chcecie, to zostańcie. Nic tu po nas, Djaq.
- Zaczekaj – zaprotestowała – Dziewczęta, nie zostawimy was w lesie, odprowadzimy was do sąsiedniego miasta albo odszukamy wasze rodziny. Może znajdziemy wam  inne, lepsze i bezpieczniejsze miejsca, gdzie będziecie mogły służyć normalnym, dobrym ludziom. Przyszliśmy tu specjalnie, by wam pomóc.
- A nie czasami dlatego, żeby rozwścieczyć szeryfa i zrobić na złość sir Guy’owi?
- Och, zamknij się w końcu! – krzyknęła inna z dziewcząt do marudnej przyjaciółki – Ja idę. Mam dość tego życia. Kto idzie ze mną?
Prawie wszystkie dziewczęta podniosły się ze swoich posłań, tylko trzy zostały na miejscu. Djaq rzuciła im zachęcające spojrzenie, ale ani drgnęły. Zadowolony z siebie Robin nakazywał właśnie dziewkom, by zachowały absolutną ciszę. Rozejrzał się dookoła.
- A gdzie Anastazja? – zapytał.
- Kolejny tylko o niej – niechętnie mruknęła jedna z dziewcząt – Co w niej takiego jest?!
- Zapomnij o niej, sir Robin. Ona kocha tylko sir Guy’a, i prawdopodobnie jest teraz z nim gdzieś daleko.
- Z nim? Daleko?
- Tak, Guy chciał wczoraj ściąć kochankę szeryfa, Mary, ale ten wrócił i wściekł się. Wyrzucił sir Guy’a z zamku, a krótko po tym zniknęła też ona. Gdzie mogła pójść, jeśli nie za nim?
- Głupia, łudzi się, a Gisborne ogląda się tylko za lady Marian!
- Ona naprawdę nie chciała ratunku, Djaq! – szepnął Robin – Co jej strzeliło do głowy! Jej ojciec sam błagał mnie, bym ją uratował!
- Zostaw to, Robin! Ratujmy te, które tego chcą!
Musiał przyznać jej rację – nie mógł przecież zawracać sobie głowy jedną, najwyraźniej niespełna rozumu służącą, która była bliska Gisborne’owi. Wyprowadził dziewczęta z izby i nakazał Małemu Johnowi torować drogę do wyjścia. On sam z Djaq prowadził dziewczęta, a Will i Much zamykali pochód, osłaniając ich od tyłu. Wszystko wydawało się toczyć nadzwyczaj dobrze, jednak nikomu nie wydawało się dziwne że nie było żadnych kłopotów, przecież zawsze było wręcz odwrotnie… Zawsze pojawiało się coś, co mogło pokrzyżować im plany. Tym razem jednak Robin sądził, że wszystko pójdzie jak po maśle, i nikt nawet nie zauważy ucieczki, ale mocno się zdziwił, kiedy…
- Dokąd to? – drogę zastąpiła mu starsza, nieco przysadzista kobieta, z dłońmi opartymi na biodrach; przez ramię zwisała jej brudna szmata.
- To Joan! – rozległ się jęk służek – Co mu teraz zrobimy…
- Droga pani, my tylko pomagamy dziewczętom w ucieczce z tego kłębowiska żmij i…
- Ani mi się waż! – uniosła palec do góry – Zostają tutaj. Pracują tu i mają tu zostać. Inaczej sir Gisborne z wami porozmawia – zwróciła się do dziewcząt.
- Ten czarny padalec nie tknie już żadnej z nich! – krzyknął Robin – Dziewczęta, uciekajcie! Djaq, prowadź je, biegnijcie za Johnem!
Joan zamachnęła się i trzepnęła Robina w twarz szmatą.
- Ty leśny złodziejaszku i porywaczu! Jak śmiesz wchodzić ukradkiem do zamku i siać zamęt!
- Nie rozumie pani, że ratuję im życie?
- Robin, nie gadaj z tą wiedźmą, uciekaj! – wrzasnął Much – Już!
- Szeryf zaraz się dowie!!!
Robin zrobił unik, ale brudna ścierka Joan i tak go dosięgła. Zaczął biec za przyjaciółmi, a zarządczyni alarmowała straże. Żołnierze zerwali się, wybudzeni ze snu, lecz zanim zorientowali się, co się dzieje, Robin z drużyną i służącymi byli już przy bramie. Szeryf podbiegł do okna, słysząc hałasy, i zamarł, widząc banitów uprowadzających jego służbę…
- Hood!!! – ryknął – Dopadnę cię!!!
Robin odwrócił się tylko i wypuścił w jego kierunku strzałę, która przeleciała tuż przy jego uchu, pomachał mu i po chwili zniknął za murami miasta. Vasey wybiegł na korytarz.
- Joan! – rozdarł się na cały głos – Natychmiast do mnie!!!
Zarządczyni czym prędzej pobiegła do komnaty szeryfa, drżąc o swoje życie. Czuła się winna, ale jak mogła zapobiec temu, co się stało? Była sama, uzbrojona tylko w ścierkę, przeciwko pięciu banitom. Straże spały, pomimo wyraźnego rozkazu szeryfa, że mają czujnie pilnować porządku na zamku. Nieudacznicy! Vasey powinien ich wszystkich powiesić!
- Mój panie – skłoniła się, wchodząc do komnaty – Wybacz, próbowałam zatrzymać Hooda…
- Joan! Co się dzieje, na głowę księcia Jana!
- Panie, kiedy szłam budzić służbę, spotkałam Robina ze swoją bandą. Nie dałam mu rady, byłam sama, uciekli mi… Uprowadzili większość służących, zostały tylko trzy.
- Jak to: uprowadzili!?
- Właściwie to… poszły za nim z własnej woli, panie. Wybacz, próbowałam…
- Co robiły straże!? – wrzasnął jak opętany.
- Spali…
- Pozabijam i nabiję na pal!!! Gdzie Gisborne!?
- Sam go wygnałeś, panie – Joan cofnęła się o krok – Nie wrócił na noc…
- Jak zwykle! Tego śmierdzącego lenia nie ma NIGDY, gdy jest naprawdę potrzebny!!!
- Jestem, mój panie – rozległ się donośny głos Guy’a; po chwili wkroczył do komnaty, popychając przed sobą Alana – Czyżbyś mnie potrzebował?
Vasey patrzył to na Gisborne’a, to na jego więźnia, i nie dowierzał własnym oczom. Ta nieudaczna, czarna fajtłapa w końcu dokonała czegoś, czego żądał od niego od dawna…? Uśmiechnął się szeroko, patrząc na obitego, pochylonego banitę.
- Gisborne, ty ciemna łamago! – mruknął z zadowoleniem – Cóż to za ptaszyna z tobą przyszła…
- To Alan, panie. Sługus Hooda.
- Gdzieś go schwytał?
- Czatował o świcie pod oknem dworku w Locksley – Guy wykrzywił twarz w drwiącym uśmieszku – A właściwie „czatował” to za dużo powiedziane… Spał, myśląc, że mnie przechytrzy. Ale byłem sprytniejszy.
- Gisborne, mój słodki, czarny bzie – zaszczebiotał Vasey – Wybaczam ci wszystko, co mi uczyniłeś wczoraj! Tobie i tej twojej ruskiej ladacznicy. Ale! Ale niech ona się pilnuje, bo pozwala sobie na zbyt wiele.
- Jesteś zbyt łaskawy, panie. A co robimy z tym śmieciem?
- Na razie do lochu z nim. A potem, Gisborne… - Vasey spojrzał wymownie na Joan – POTEM porozmawiamy, co dalej…
Szeryf tanecznym krokiem wyszedł ze swej komnaty, a Guy uśmiechnął się ciepło do Joan, jednocześnie dając ej gestem do zrozumienia, by wróciła do swoich obowiązków. Sam szarpnął Alana i zaprowadził go do podziemnych, zimnych, mrocznych lochów…
***
Robin zapukał do okna swej ukochanej cztery razy, tak jak się umawiali. Czekał przez chwilę, aż otworzy, jednak nie nadchodziła. Zdziwił się, przecież nie mogła być w Nottingham tak wcześnie! Zeskoczył na dół i przeszukał całe obejście, w końcu znalazł ją w stajni, pielęgnującą swego konia.
- Marian!
- Robin, mój kochany! – ucieszyła się na jego widok – Co tu robisz?
- Udało nam się uwolnić z zamku większość służących. Co prawda zostały tam trzy, i nie było tej Rusinki, która podobno sypia z Gisbornem, ale już wyobrażam sobie minę szeryfa, kiedy dowiedział się że porwałem jego niewolnice!
- To cudowna wiadomość! – Marian rzuciła mu się na szyję – Ale dlaczego tamte zostały?
- Nie wiem, jedna twierdziła że jest jej tam dobrze. A Anastazji nie było na zamku. Ta dziewczyna chyba naprawdę zakochała się w tej kanalii… Ale może przynajmniej Gisborne da ci spokój.
- Oby tak było. Męczy mnie ta jego nachalna adoracja…
- Już niedługo, moja kochana. Uwolnię cię od niego…
- Jak?
- O tym pomyślimy. Na razie mam dla ciebie zadanie. Pojedziesz na zamek pod pretekstem spotkania z nim, i dowiesz się wszystkiego, co można. Może szeryf planuje najazd na Sherwood, by odbić nam dziewczęta?
- Będziesz trzymał je w lesie!? – zdziwiła się Marian.
- Skąd – roześmiał się Hood – Chociaż… Zaproponuję im przyłączenie się do bandy. Ale jeszcze dziś odprowadzimy je do Newark, albo jakiejś pobliskiej wsi. Zresztą zlecę to Johnowi i Muchowi. No i Alanowi, jeśli w końcu się odnajdzie…
- A co z nim?
- Czatował w Locksley, ale nie wrócił. Pewnie zabawił gdzieś po drodze, albo nadal szuka nas w Nottingham.
- Rozejrzę się za nim. Jadę w takim razie, a ty wracaj do swoich.
- Kocham cię, moja Marian!
Uśmiechnęła się słodko, pocałowała Robina w policzek i dosiadła konia, po czym pogalopowała do Nottingham. Była naprawdę zmęczona tym ciągłym udawaniem, kontaktami z Guy’em i szeryfem, ale dla dobra sprawy musiała to robić. Dla Robina, który potrzebował szpiega w obozie wroga. Nie wahała się dla niego zrobić nawet najbardziej niebezpiecznych rzeczy, nie bała się nawet gniewu szeryfa. A Guy? Jego okręciła sobie wokół palca. Nic nie mógł jej zrobić. Tego dnia był zresztą w wyjątkowo dobrym humorze…
- Witaj sir Guy! – zaczepiła go na przestronnych korytarzach zamku.
- Marian… - rozpromienił się – Tak dawno cię nie widziałem!
- Widzę, że jesteś w świetnej formie. Podobno wczoraj stało się coś złego…?
- Moja ukochana, nie mówmy o tym. Zapomniałem o wszystkim. Zjesz ze mną obiad?
- Z przyjemnością, sir Guy.
Był naprawdę szczęśliwy, że ją zobaczył. Że przyszła do niego. Nie myślał o niej dotąd, będąc z Anastazją, ale gdy ją teraz zobaczył, wszystko wróciło, wszystkie ciepłe uczucia, jakie do niej żywił. Zapomniał o Rusince, która sprawiała mu radość każdej nocy, liczyła się teraz tylko jego anielska, słodka, niewinna Marian… Guy rozkazał, by nakryć w sali jadalnej na dwie osoby, i natychmiast zabrał tam swą ukochaną. Usiadł z nią przy stole i chwycił ją za dłoń.
- Nie mogę doczekać się chwili, kiedy zostaniesz moją żoną – powiedział, patrząc w jej oczy.
Marian zmieszała się.
- Za prędko o tym mówić – odparła niepewnie – Trochę peszy mnie rozmowa o tym…
- Dlaczego? Jestem ci bliski, prawda, Marian? Przecież… gdyby tak nie było, nie spędzałabyś ze mną tyle czasu. Wiesz przecież, że bardzo mi na tobie zależy… Pragnę tego, byś była moją żoną bardziej, niż czegokolwiek innego. Jesteś jedyną kobietą w moim życiu…
- Guy… Mówią, że sypiasz z ruską służką.
- Dlaczego słuchasz ludzi, a nie mnie? – zręcznie wybrnął z trudnego tematu – Czy nie słyszysz, jak mówię Ci, że jesteś jedyna? Kocham cię, Marian, czekam na ciebie z utęsknieniem…
- Więc nie zabawiasz się z nią, czekając na mnie? – spojrzała na niego nieufnie – Jesteś mi wierny?
- A ty jesteś mi wierna? – warknął, zdenerwowany – Podobno kilka dni temu urządziłaś sobie pogawędkę z Hoodem w lesie!
- Ależ to kłamstwo!
- Więc jaki powód miała Anastazja, by mnie okłamywać?
- Guy, ale… To był przypadek. Hood napadł na nas, chciał wyciągnąć ze mnie informacje na twój temat… Nigdy bym nie zadała się z przestępcą! Nie zraniłabym cię, za bardzo jesteś mi bliski!
Kłamstwo wychodziło Marian tak naturalnie, że Guy ani przez chwilę nie pomyślał, że patrząc mu w oczy z rozmysłem go oszukuje. Podobnie w drugą stronę; czuł, że naprawdę kocha Marian i pragnie jej ponad wszystko, ale nie zamierzał czekać na nią w celibacie. Uważał, że miał święte prawo używać służby tak, jak miał na to ochotę, szczególnie że Anastazja służyła mu tylko do jednego: by nauczyć się czułości i okazywania uczuć. Sypiał z nią, by stłumić też tęsknotę za ukochaną, która była tak cudowna i niewinna, że ani myślała zbliżyć się do niego przed ślubem. Tak naprawdę między Marian a Guy’em było morze kłamstw, z których żadne nie potrafiło się wyplątać, a nawet żadne nie chciało. Między nimi była tylko jedna różnica: Marian kłamała, by chronić siebie i Robin Hooda, Guy jednak był tak wpatrzony w pannę Knighton, że był gotów do wszystkiego, by nie niszczyć jej naiwnego spojrzenia na świat, by była przekonana, że on jest równie uczciwy i dobry jak ona, by w końcu zechciała go poślubić…
- Kocham cię, Marian – powiedział, chwytając jej twarz w dłonie – Wierzę ci, ale musisz być mi bezwzględnie wierna.
- Jestem, Guy. Nie wiem, jak mogę ci to udowodnić…
- Wyjdź za mnie wreszcie!
Te słowa usłyszała Anastazja, która właśnie weszła do sali z posiłkiem. Było to dla niej niczym wbicie noża w serce… Widziała, jak Guy pochyla się w kierunku Marian i obdarowuje ją subtelnym pocałunkiem.  Dziewczę próbowało cofnąć się, ale Guy trzymał ją mocno, a z każdą sekundą tego pocałunku Marian coraz bardziej mu ulegała. Nie potrafiła zaprzeczyć, że bardzo jej się to podobało… Anastazji od razu napłynęły łzy do oczu. Jak mógł to robić!? Jeszcze kilka godzin temu kochał się z nią w Locksley, pieścił ją, całował jej rany, a teraz… Ta kłamliwa wywłoka omamiła go! Rusinka postanowiła, że zrobi wszystko, by Guy przejrzał na oczy i zobaczył, jaka naprawdę jest lady Marian. Tymczasem powoli podeszła do stołu i postawiła przed nimi parujące miski. Guy oderwał się od ust ukochanej i spojrzał w wilgotne oczy służącej.
- Możesz odejść – warknął z niechęcią – Ale zanim pójdziesz: wieczorem masz stawić się w alkowie szeryfa.
- Panie…
- Wynoś się!
Kompletnie zmieszana, opuściła pomieszczenie. Nie wierzyła, że Guy mógł być tak podły… Jak mógł!
- Teraz mi wierzysz? – szepnął, całując dłoń Marian – Nie mam z tą Rusinką nic wspólnego. Cierpliwie czekam, aż to ty zostaniesz moją żoną i odwiedzisz moją alkowę.
- Guy…
- Jedz, moja piękna ukochana.
Marian nie do końca wierzyła Guy’owi, choć widziała, że naprawdę jest w niej zakochany. A kiedy mężczyzna był w takim stanie, manipulowanie nim było bułką z masłem. Byle by tylko szeryf się nie wtrącał…
- Sir Guy – uśmiechnęła się do niego uroczo – Powiesz, co jest powodem twojego świetnego nastroju?
- Nie pochwaliłem ci się jeszcze? Mam w garści jednego z banitów.
- O Boże! – wymknęło się Marian – To znaczy, jak tego dokonałeś? To wspaniała wiadomość!
- Próbował mnie śledzić, ale byłem sprytniejszy.
- Co z nim?
- Jest w lochu, ale już niedługo.
- To znaczy?
- Zawiśnie, jak każdy zdrajca – Guy uniósł głowę i patrzył przed siebie w zamyśleniu – Jeden po drugim, zawiśnie każdy z nich, a na końcu sam przywódca bandy leśnych nieudaczników…
- Kiedy egzekucja?
Niestety, Marian nie udało się zdobyć tej informacji, bo z rozmachem do sali wkroczył szeryf.
- Witajcie, zakochane ptaszki! – krzyknął donośnie – Moja lady, wyglądasz kwitnąco. Gisborne, przystojny jak zwykle. Jak wam mija ten piękny dzień?
- Wspaniale, panie! Właśnie zapraszałem Marian na egzekucję banity. Zdecydowałeś już, kiedy się odbędzie?
Vasey spojrzał na dziewczę podejrzliwie. Nie ufał jej ani za grosz. Nie wierzył, że nie ma kontaktu z Hoodem, i prawdę mówiąc był zdumiony, że Guy był tak bardzo zaślepiony, że wierzył we wszystko, co mu mówiła.
- Niebawem – odparł, bojąc się, że Marian doniesie o dacie egzekucji Robinowi – Gisborne, mój ty cielaku, musisz udowodnić mi że przestałeś być cielęciem, a jesteś prawdziwym, silnym bykiem.
- Słucham, panie – Guy ni w ząb nie zrozumiał przesłania wypowiedzi Vasey’a, która jak zwykle była pozbawiona sensu.
- Cóż, ta łachudra w zielonych gaciach porwała nam całą służbę, podczas gdy ty raczyłeś być w Locksley z… - urwał, widząc gromiący wzrok Gisborne’a; zrozumiał, że Marian nie wie i nie ma wiedzieć o zażyłości z Anastazją – … z wielkim problemem, jakim jest plan unicestwienia przeklętych banitów – wybrnął zgrabnie – Ale teraz koniec żartów. Znajdziesz mi dziś nowe służące. W tych czterech, które zostały, nie mam kompletnie wyboru! A Mary przecież sam wygnałem.
- Jest przecież Anastazja – specjalnie odparł Guy, by uśpić czujność Marian.
- Jest do niczego. Próbowałem już przecież. Francuzka też wcale się nie stara, a tamte dwie są brzydkie. Masz znaleźć mi nowe, Gisborne. Mój ty czarny sokole. A znajdziesz je… w Locksley.
Guy uśmiechnął się triumfalnie; to pierwszy genialny od dawna plan Vasey’a. No tak! Porwanie kilkunastu dziewek z Locksley będzie dla Hooda najlepszym prztyczkiem w nos. Że też sam na to nie wpadł!
- Marian, kończysz już? – bezceremonialnie zapytał Vasey – Mamy z Gisbornem sporo ważnych spraw, także jeśli już zjadłaś… Dobrze, dobrze, możesz resztę zostawić dla mnie. Pa pa, kochana!
Marian skłoniła się, posłała Guy’owi niewinny uśmiech i czym prędzej pojechała do Sherwood, by donieść Robinowi o tym, co słyszała. Niestety nie zastała go, postanowiła więc czekać tak długo, aż się pojawi.
Szeryf tymczasem krążył wokół Guy’a niczym sęp. Gisborne czuł się nieswojo, domyślał się bowiem, że zaraz powie coś, co go zaboli, albo upokorzy. Vasey jednak usiadł obok i poklepał go po ojcowsku po ramieniu.
- Mój drogi, czarny synu, choć nigdy nie miałem romansu z czarną kobietą, więc nie wiem skąd się wziąłeś – wyszczerzył się – Ja wiem, że jesteś kochliwą bestią, że jedna baba to za mało, ale… Ładnie to tak oszukiwać przyszłą żonę? Na czym chcesz budować szczęście małżeńskie, na kłamstwie?
- Zaraz uwierzę, że tak bardzo przejmujesz się moją szczerością, panie.
- Nie, pyskata gadzino! Przejmuję się tym, że nie ufam tej dziewczynie. Nie widzisz, że cię zwodzi? Wygląda to tak, jakby była tu tylko po to, żeby zdobywać informacje dla zielonych.
- Bzdury! – syknął Guy.
- Sam jesteś bzdura! Opanuj się trochę i nie mów jej niczego, rozumiesz? Możesz z nią oglądać gwiazdy, wyznawać miłość, ale jeśli dowiem się, że to babsko dowiedziało się czegoś o sprawach państwowych, jak choćby banita w lochu…
- Co w tym złego!?
- To, że rozpaple to pozostałym banitom, ciemna maso!!!
Wstał i trzepnął Guy’a w głowę, kierując się do wyjścia. Wściekły Gisborne poderwał się i zbiegł do lochu, gdzie Alan z nadzieją wypatrywał ratunku. Ożywił się na widok towarzystwa, jednak mina mu zrzedła, gdy w zbliżającej się sylwetce rozpoznał Gisborne’a.
- Wyjdziesz stąd – powiedział spokojnie do banity.
- Ja… Naprawdę!? – Alan nie wierzył w to, co słyszy.
- Oczywiście, mój przyjacielu. Wyjdziesz.
- Dzięki! Wiedziałem, że równy z ciebie gość!
- Będziesz jednak odtąd MNIE służył.
Alan wpatrywał się w Guy’a, nie dowierzając w to, co słyszy. Ten jednak otworzył kratę i pozwolił mu zrobić krok poza celę. Rozglądał się dookoła, już prawie czując świeże powietrze i wolność, kiedy Guy nagle powalił go na podłogę jednym, silnym ciosem. Przycisnął go butem i wpatrywał się z góry w przerażoną twarz więźnia. Wyjął zza pasa woreczek ze złotem i pomachał mu nad głową.
- Wiem, że puste słowa Hooda to nie wszystko – zjadliwie zauważył Gisborne – Samymi frazesami się nie najesz.
- Tu masz rację – wycharczał przyduszany Alan.
- No właśnie. Dlatego ja opłacam ci się bardziej.
Zrzucił mu na twarz woreczek i kopnął go dość mocno. Alan zaczął kaszleć, dusząc się, a kiedy odzyskał oddech, usiadł i oparł się o kraty.
- Czego ode mnie chcesz? – zapytał.
- Informacji – Guy przykucnął naprzeciw niego – Wrócisz do swoich leśnych przyjaciół i będziesz mówił mi wszystko, co będzie istotne. Za każdą informację oczywiście będę cię wynagradzał.
- Ale… dlaczego ja?
- Bo widzę po tobie, że w przeciwieństwie do reszty, myślisz. I to myślisz racjonalnie. Jaka przyszłość czeka cię w tej bandzie?
- Nie wiem… Ale Robin jest moim przyjacielem! Przygarnął mnie, kiedy…
- Co za brednie! – krzyknął Guy – Zamierzasz za to czołgać się za nim do końca życia!? Ja teraz wyciągam do ciebie rękę. Jeśli się sprawdzisz i informacje od ciebie będą przydatne, może znajdę dla ciebie odpowiednie stanowisko…
Alan w głowie przekalkulował sobie wszystko i istotnie, bardziej opłacało mu się przyłączyć do Gisborne’a, jednak czuł się dziwnie z tym, że miałby oszukiwać swoich przyjaciół…
- Znaj moje dobre serce – Guy wyprostował się i poprawił sobie rękawice – Masz czas do jutra.
Jedną ręką szarpnął Alana i wepchnął go do celi. Zatrzasnął za nim kraty i zadowolony z siebie pojechał do Locksley, gdzie wjechał niczym prawdziwy pan, patrząc z góry na kłaniających mu się wieśniaków.
- Ludu Locksley! – zaczął wyniośle – Przybywam do was jako wasz dobry pan. Wiecie, że zawsze byłem wobec was sprawiedliwy, ale uczciwy. Kto zasłużył na karę, dostawał ją, a kto na nagrodę, też ją otrzymywał. Dziś chciałem prosić was, byście pomogli naszemu wielkiemu szeryfowi…
Wśród ludu rozległ się szum. O co może chodzić Gisborne’owi? Czy nie dość ich ciemiężył? Jego słowa i sprawiedliwości były tak bardzo przesiąknięte podłą złośliwością, że oburzyło to mieszkańców Locksley.
- Czego od nas chcesz, panie? – krzyknął jeden ze starszych mężczyzn – Czy nie dość wspomagamy skarbiec podatkami, które od nas pobierasz?
- Moi drodzy! Przyszedłem tylko po kilka młodych, zdolnych, chętnych do pracy dziewcząt. Chętne proszę zgłaszać się bezpośrednio do mnie. Daję wam… dziesięć minut.
Guy zeskoczył z konia i spokojnie spacerował sobie, uśmiechając się do wieśniaków. Doskonale wiedział, co się wydarzy, dlatego nie czekał dziesięciu minut. Już po chwili jego twarz z przyjaznej zmieniła się na przerażająco wrogą.
- Prosiłem o chętne dziewki – warknął – Mówię niewyraźnie!?
Żołnierze zeszli ze swoich wierzchowców, dobywając mieczy. Guy rozejrzał się dookoła. Ludzie twardo stali, jakby w ogóle nie bali się go… Co się do diabła stało!?
- I tak przyjdzie szeryf i go zbeszta – krzyknął ktoś z tłumu – Nie warto! Wracajmy do swoich zajęć!
W rycerzu wszystko się zagotowało. Jak jakiś podrzędny śmieć mógł tak powiedzieć…
- Zabić go! – wrzasnął ogarnięty wściekłością – I wydobyć mi dziesięć wywłok choćby spod ziemi!!!
Straże posłusznie rzuciły się do ataku; lud rozstąpił się, torując żołnierzom drogę do śmiałka, który miał odwagę powiedzieć, co myśli o ciemiężycielu, który był pod totalnym wpływem szeryfa.
- Przekonacie się zaraz, niedojdy, kim jest sir Guy Gisborne! Kto tu wydaje rozkazy!!!
Jeden z żołnierzy pchnął mieczem mężczyznę, który uraził dumę rycerza. Leżącemu ścięto jeszcze głowę. Po jego trupie przebiegli dalej, plądrując chaty w poszukiwaniu dziewcząt. Pisk i płacz rozległ się po całym Locksley; Guy stał wściekły jak nigdy, ale zarazem triumfujący. Ta śmierdząca tłuszcza w końcu przekonała się, że to ON jest PANEM!
- W następnym miesiącu podatki będą podwójne – oznajmił szyderczo – Życzę wam miłego popołudnia! I nie zapomnijcie przekazać sir Robinowi, kto was odwiedził! Jeśli będziecie mu służyć, z każdym tygodniu będę dla was coraz mniej miły. A kto pomoże mi schwytać tego szkodnika, na pewno może liczyć na moją wdzięczność.
Dosiadł konia i ruszył przed siebie, zaraz za nim wioskę opuścili rycerze, prowadząc dziesięć skrępowanych dziewcząt. Krzyczały, płakały, ale to na nic. Guy nie słyszał tego, bo pognał przed siebie, nie mając ochoty oglądać zapłakanych, brudnych dziewek. Pragnął odpoczynku i relaksu, a to mogła mu zapewnić tylko ruska nałożnica…
***
Marian niecierpliwie krążyła po kryjówce banitów. Zaczynało już zmierzchać, a Robina z drużyną nadal nie było! Bała się, że coś złego spotkało ich po drodze, może ktoś ich napadł, może to Guy… Może jej ukochany już nie żyje, zadźgany gdzieś pod drogą!
- Robin, przyjedź – mówiła sama do siebie – Wróć!
Usłyszała jakiś szelest w krzakach. Przestraszyła się nie na żarty i cofnęła się do kryjówki. Po chwili jednak usłyszała cichy płacz i ujrzała wyłaniającą się spośród listowia postać nastoletniego chłopca. Zobaczywszy ją, podbiegł z nadzieją i padł na kolana.
- O pani! – krzyknął rozpaczliwie – Tragedia… Robin Hood musi nam pomóc?
- Co się stało?
Rozedrgany chłopiec opowiedział jej ze szczegółami wszystko, co działo się w Locksley. Marian z niedowierzaniem i przerażeniem słuchała jego relacji. Wiedziała, że Guy jest okrutny, ale to, co usłyszała… Jak mógł? Z drugiej strony jednak nie dziwiła się; Robin porwał szeryfowi służbę, musieli więc zemścić się i znaleźć nowe niewolnice. W duszy modliła się, by Hood jak najszybciej powrócił, miała mu do opowiedzenia tyle rzeczy…
- Marian! – usłyszała nagle – Co tu robisz?
- Robin? – poderwała się – Robin, jesteś! Tyle czekałam!
- Musieliśmy zająć się dziewczętami… Stało się coś złego?
Marian wraz z chłopcem opowiedzieli drużynie o tym, co działo się, gdy ich nie było. Banici słuchali wszystkiego uważnie. W zasadzie dzień jak co dzień, Gisborne morduje i porywa ludzi, ale to brzmiało tak strasznie, że Robin najchętniej poderwałby się i od razu sam wymierzyłby mu sprawiedliwość.
- Biedny Alan! – jęknęła Djaq – Musimy go uwolnić!
- Tak, i te nowe służące też – zgodził się Hood.
Will parsknął śmiechem.
- Będziesz bawił się z nimi w kotka i myszkę? Będziesz kradł im wszystkie służące? Zrozum, że gdybyś nie porwał tych dziewcząt, nie uprowadziłby kolejnych! Zostaw je.
- Nie poznaję cię! Jak możesz godzić się na taką niesprawiedliwość?
- Robin, naszym priorytetem powinno być odzyskanie Alana – poparł przyjaciela John – Te dziewki… Nie, Robin, nie róbmy kilku rzeczy naraz! Zajmijmy się uwolnieniem tego półgłówka, skoro już dał się złapać!
- Oni mają rację. Robin, też byłam porwana, wiem jak to jest, ale jeśli odzyskamy Alana, przede wszystkim będzie nas więcej. Łatwiej będzie nam działać.
- Kiedy egzekucja? – Hood spojrzał na swą ukochaną.
- Nie wiem – westchnęła Marian – Szeryf chyba nie chciał, żebym wiedziała. Nie wiem, czy czegoś nie podejrzewa…
- W takim razie rzuć wszystko i chodź do nas! Zamieszkasz z nami, nie będziesz już musiała codziennie oglądać tych paskudnych twarzy!
- Nie, Robin. Jestem wam potrzebna na zamku. Guy mi ufa, on… on mnie kocha – zarumieniła się na wspomnienie przyjemnego pocałunku – Nie skrzywdzi mnie. A szeryfa będę unikać.
- Nie chcę, by Gisborne cię kochał. To ja cię kocham!
- Mogę przez to wiele osiągnąć. Guy zwierza mi się czasem, często coś podsłyszę…
- Ale on chce się z tobą ożenić!
- Nie dojdzie do tego, przysięgam. Mimo tego, że obiecałam mu małżeństwo po powrocie króla… Kiedy Ryszard wróci, będziemy wszyscy bezpieczni, Guy i szeryf zostaną ukarani, wszystko będzie dobrze, mój kochany! Tylko z tobą mogę wziąć ślub.
Robin uśmiechnął się smutno. Wolał mieć Marian przy sobie, ale wiedział, że to, co ona mówi, jest naprawdę rozsądne. Ujął jej twarz w dłonie i czule pocałował. Marian z przerażeniem odkryła, że jego pocałunek nie był tak rozkoszny jak pocałunek Guy’a… Robin zaledwie musnął ją delikatnie, z szacunkiem, a Guy namiętnie wtargnął na teren jej ust, i było to niesamowicie przyjemne uczucie. Nadal jednak była przekonana, że całym sercem kocha Robina, a to, że Gisborne próbował mamić ją swoimi zatrutymi pocałunkami… To nie było ważne. Kochała Robina. Ale przez moment zatęskniła za ustami okrutnego rycerza, który twierdził, że kocha ją nad życie.
***
- A to dobre, Gisborne! – rechotał szeryf, leżąc późnym wieczorem jak król na swoim łożu z kielichem wina – Kazałeś ściąć wieśniaka!
- Plebsowi zawsze należy się trochę rozrywki, mój panie – odparł zadowolony z siebie Guy.
- To jak? Masz jakieś ładne dziewczątka?
- Całe dziesięć sztuk. Tak urodziwe, że sam chętnie bym…
- To na co czekasz? – podniósł się Vasey – Chodźmy wybrać sobie kochanki! Ty jedną, ja drugą, co, Gisborne?
- W zasadzie… - Guy zawahał się; przed oczami stanęła mu Anastazja, jednak pomyślał, że chyba za bardzo się przed nią otworzył. Może nie powinien tego robić, może starym zwyczajem powinien wzywać do siebie nałożnicę tylko po to, by go zaspokoiła, po czym wygnać ją, i kolejnego wieczora wezwać inną… W ten sposób nie oszukiwałby w swoim mniemaniu swej ukochanej Marian, nie wdając się w emocjonalną relację ze służącą, a jednocześnie zaspokajałby swoje fizyczne potrzeby tak, jak robił to dotąd. Nie w głowie było mu czekanie na Marian w wielomiesięcznym celibacie!
- Gisborne? – niecierpliwił się szeryf.
- Tak, panie – Guy otrząsnął się – Chyba obaj zasłużyliśmy na dobrą zabawę.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Szeryf uśmiechnął się szeroko.
- Ach ty szelmo! – poklepał Guy’a po plecach – Chciałeś zrobić mi niespodziankę i już wezwałeś mi dziewkę? Ależ ja cię lubię, Gisborne!
Otworzył z rozmachem wrota, za którymi stała… Anastazja. Guy kompletnie o tym zapomniał!
- Co ty tu robisz? – zdziwił się Vasey – Pomyliłaś komnaty, zresztą Gisborne używa dziś innej służki!
- Przyszłam do ciebie, mój panie – zwiesiła głowę – Rozkazano mi towarzyszyć ci dzisiejszego wieczoru…
Szeryf zdębiał, a Guy… bez słowa wyszedł z komnaty.


Następna część za tydzień.

Pierwsze selfie z Pielgrzymki.


Na dobry początek tygodnia (#50)…

Richard Armitage jako Raymond De Merville.

$
0
0
IMDb podało listę obsady „Pielgrzymki” z której wynika, że postać grana przez mojego naszego ulubionego aktora będzie nazywać się Raymond De Merville. 



I wygląda na to, że w „Pielgrzymce” Richard Armitage nie będzie mnichem. W wywiadzie dla DigitalSpy zapytany nad czym obecnie pracuje odpowiedział:

Kręcę teraz „Pielgrzymkę”, która jest pewnego rodzaju 12wiecznym kinem drogi, o powrocie relikwii do Rzymu z grupą mnichów, gram tam francuskiego Normana, którego celem jest zepsucie tej małej podróży. To jest interesujące, i większość dialogów mojego bohatera jest we francuskim, więc muszę podszlifować mój francuski.

"Czarny anioł", fanfik autorstwa Kate. Część dziesiąta.

$
0
0
Richard Armitage jako sir Guy w serialu BBC "Robin Hood".
Screen Kate. 
Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść, "Czarny anioł" zainspirowana jest postacią Sir Guy'a Gisborne granego przez Richarda Armitage'a w serialu BBC "Robin Hood" i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.

***

Poprzednia, dziewiąta część tutaj.


Zatrzasnął wrota i zatrzymał się przy ścianie. Co ona robi… JAK mogła przyjść do szeryfa, podczas gdy przysięgała mu wierność i zapewniała, że palcem go nie tknie, że brzydzi się go, że… kocha tylko Guy’a! Mógł przewidzieć, że nigdy nie dorówna Marian, że nigdy nie będzie tak uczciwa i dobra. Zakłamana, ruska wywłoka! Guy z wściekłością uderzył pięścią w ścianę. Nie, nie mógł tak zostawić tej sytuacji. Anastazja należała do niego i zamierzał wymierzyć jej surową karę. Bez namysłu wtargnął do komnaty Vasey’a i… zamarł. Anastazja nadal stała przy drzwiach, pochylona, a szeryf siedział na łożu, czyszcząc sobie stopy szczoteczką.
- Wiedziałem, że wrócisz – wyszczerzył się – Ktoś musi zabrać stąd ten używany, wybrakowany towar.
Guy zatrząsł się, słysząc te słowa. Jak śmiał powiedzieć tak na jego Anastazję!? Tylko on miał do tego prawo, nikt inny! Ścisnął ją z całej siły za ramię i szarpnął, wyprowadzając z komnaty szeryfa. Ciągnął ją za sobą w milczeniu, kipiąc złością – i sam nie wiedział, na kogo właściwie był zły. Brutalnie wepchnął ją do swej komnaty i zaryglował z sobą drzwi. Bała się go.

- Ty zdradziecka, bezwstydna… Powinienem cię zabić!!!
- Ależ panie – płakała rozpaczliwie – Co zrobiłam?
- Co ty zrobiłaś? Lepiej zapytaj, co ja ci zrobię. To będzie gorsze i bardziej bolesne niż śmierć!
Zerwał z niej suknię i pociągając za włosy, posadził na podłodze, jednak jedno spojrzenie wystarczyło, by coś w nim pękło. Odepchnął ją od siebie i wstał. Cofnął się… Boże, jak mógł chcieć ją skrzywdzić choć przez sekundę!? Jak mogło przejść mu to przez myśl? Patrzył na nią zdezorientowany.
- Dlaczego? – zapytał cicho – Dlaczego tam poszłaś? Przysięgałaś mi wierność.
- Jestem wierna! – krzyknęła.
- Chciałaś zdradzić mnie z tym…
- Kazałeś mi tam pójść, nie pamiętasz? Przy lady Marian. Wstydziłeś się mnie i wysłałeś mnie do szeryfa, a ja zawsze spełniam twoje rozkazy, panie.
- Mówiłaś, że nigdy nie pozwolisz mu się tknąć!!!
- Wiedziałam, że mnie nie dotknie! Powiedział mi przecież sam, że nie skrzywdziłby cię. Że chciałby ze mną… ale nie zrobi tego, bo wie, że jestem twoja!
- A ty jesteś tak głupia, że mu uwierzyłaś! – Guy pchnął krzesło, które niemal wpadło do kominka.
- Gdyby spróbował, uciekłabym. Gdyby się nie dało, zabiłabym go, nie pozwoliłabym mu na nic, co byłoby wbrew twojej woli!
Gisborne usiadł na podłodze i oparł się o kominek. Zapadła cisza, przerywana tylko cichym łkaniem Anastazji. Co się nim działo? Jeszcze przed chwilą chciał wybrać sobie nową kochankę, a teraz siedział zaryglowany w swej komnacie z płaczącą Rusinką i nie wiedział, co zrobić. Jeszcze przed momentem był zadowolony i dumny z tego, czego dokonał dzisiejszego dnia, a teraz męczyły go wyrzuty sumienia, coś, co dotąd było mu całkowicie obce…
- Przecież ja cię kocham – odezwała się Anastazja – Jak mogłeś pomyśleć, że ja i szeryf…
- Wiem, że nie zrobiłabyś tego – mruknął niechętnie.
- A ja wiem, że nigdy nie będę jak lady Marian. Nigdy mnie nie pokochasz, wiem że kochasz ją i tak naprawdę pragniesz jej, ja jestem tylko czymś, co ma ci pomóc… Umilić czas oczekiwania na ślub z nią. Wiem, że ją kochasz…
- Przestań.
- Przynajmniej mnie nie okłamuj!
Podniósł wzrok i wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę. Nie potrafiła odgadnąć, co kryje się za tym spojrzeniem, co myślał, co czuł, gdy tak na nią patrzył. Nie był zadowolony, tego była pewna, a ona pozwoliła sobie na zbyt wiele. Było jej jednak wszystko jedno; jeśli choć trochę mu na niej zależało, znowu stanie się tym cudownym, kochanym Guy’em, jakim był zeszłej nocy, a jeśli nie – może ją nawet zabić. Jakie życie czekało ją bez niego?
- Pozwól mi wyjść – szepnęła, zasłaniając się suknią – Nie będziesz musiał na mnie patrzeć.
- Anastazjo…
- Proszę – powtórzyła – Zrób dla mnie choć tyle.
- Nigdzie nie wyjdziesz.
Odwróciła wzrok. Czuła się upokorzona, i nie miała odwagi patrzeć na niego. Guy powoli wstał i podszedł do niej. Zdjął rękawice i rzucił je na podłogę tuż obok niej. Kiedy tak patrzył na nią z góry, wyglądała jak jedno wielkie nieszczęście. Pomyślał sobie, że nie zasłużyła na to wszystko, i miał ogromne wyrzuty sumienia, że choć przez moment przez myśl przeszło mu, że mógłby ją… Nie, to okropne! Przecież nie był taki! Zdenerwował się i bardzo go poniosło, ale przecież NIGDY nie zrobiłby jej czegoś tak obrzydliwego!
- Nigdy nie porównuj się do Marian – powiedział, choć zrobił to tylko dlatego, by Rusinka nie poszła o krok za daleko i nadal czuła do niego respekt; tak naprawdę miał ochotę po prostu mocno ją przytulić, a nawet… przeprosić. Nie mógł sobie jednak na to pozwolić – Nigdy o niej nie wspominaj, rozumiesz? Prosiłem cię o to?
- Nie, panie – mruknęła.
- Nie życzę sobie, żebyś oceniała moje uczucia względem niej. To ty jesteś moją kobietą, z tobą dzielę moje łoże, i powinnaś być wdzięczna, że wybrałem ciebie.
- A kiedy to szczęście się skończy, panie? – zapytała retorycznie; domyślała się odpowiedzi, choć nie sądziła, że Guy powie coś zupełnie innego, niż przewidywała.
- Nigdy. Jeśli będziesz mi wiernie służyć, to… może nigdy.
Podniosła wzrok. Guy usiadł obok niej i odgarnął włosy z jej mokrej od łez twarzy.
- Jak to…? Przecież ożenisz się z lady Marian, a wtedy to ona będzie panią twojej alkowy…
- Anastazjo, nie bądź głupia – uśmiechnął się ironicznie – Sądzisz, że zrezygnuję z ciebie w imię uczucia? To, co czuję do Marian, to jedno, a to, że jesteś najcudowniejszą kochanką, jaką miałem, to wystarczający powód, żeby nie kończyć tego, co jest między nami. Jako mężczyzna mam prawo do przyjemności, a moja żona wcale nie musi o tym wiedzieć. Rozumiesz? Jeśli tylko będziesz taka, jak dotąd, cicha, wierna i posłuszna, możesz służyć mi jeszcze bardzo, bardzo długo… Kiedy zamieszkam z Marian w Locksley, zabiorę cię ze sobą. Zawsze będę chciał mieć cię blisko siebie.
- Sir Guy…
- Żadna nie była jeszcze tak blisko mnie – podkreślił – Jesteś pierwszą i jedyną kobietą, z którą spędzam całe noce i z którą rozmawiam, przed którą się otwieram. Chyba nie chcesz tego wszystkiego zniszczyć, prawda, moja piękna…?
Potrząsnęła głową. Nie chciała. Ale czuła się teraz… no właśnie, jak? Jak zabawka? Przedmiot? Jak on sobie to wyobraża? Za ścianą będzie jego żona i dzieci, a on z nią… będą kochać się w jej małej izdebce, jak gdyby nigdy nic? O ile była w stanie znieść sytuację, w której była, gdzie Guy otwarcie przyznawał się do miłości do Marian ale sypiał z nią, z Anastazją, jako swoją pocieszycielką, to jednak nie potrafiła pojąć planu na dalszy romans podczas trwania jego małżeństwa. To było strasznie niemoralne. Skąd ten człowiek bierze w sobie tyle cynizmu? Jak potrafił kłamać swej ukochanej, patrząc jej w oczy? A może… może wcale jej nie kochał, dlatego tak łatwo przychodziło mu okłamywanie jej? Przecież to z Anastazją był całkowicie szczery, a nie z Marian!
- Będzie jak sobie zażyczysz, panie – powiedziała cicho – Zrobię dla ciebie wszystko.
- Wiem – westchnął – I… przepraszam cię.
Zdębiała. Nigdy nikt na tym zamku jej nie przeprosił! A już szczególnie nie sir Guy! Jakim cudem pan przepraszał służącą!?
- Mój panie, za co?
- Nie skrzywdziłbym cię – odsunął delikatnie suknię, która okrywała jej ciało, przytrzymywaną lekko przez jej drżącą dłoń – Poniosło mnie. Nie wiem, co mnie opętało. Byłem strasznie zazdrosny i wściekły, kiedy wyobraziłem sobie ciebie z szeryfem. On nie ma prawa cię dotykać!
- Panie, pozwól mi o coś zapytać…
- Pytaj, moja śliczna – odparł, bawiąc się jej włosami.
- Panie, czy ty… czy tobie na mnie w jakiś sposób…
- Dokończ.
- Wybacz śmiałość, ale… czy tobie na mnie zależy?
Uśmiechnął się uroczo. Anastazja speszyła się, co jeszcze bardziej go rozbawiło. Roześmiał się, a widok ten był tak rozkoszny dla Rusinki, że pragnęła, by zawsze Guy był tylko taki… Chciała codziennie tak mocno go uszczęśliwiać, by śmiał się do niej.
- A czy nie dość ci to okazuję, Nastenko?
Uspokoiła się; wrócił dawny Guy. Jej kochany, wspaniały mężczyzna, którego kochała. Pewnie, że tego ponurego, agresywnego, okrutnego kochała nie mniej, ale ten uśmiechnięty dbał o nią. Całował, tulił, prawił komplementy, pieścił, podziwiał… Tamten zły wprawiał ją w przerażenie, ale tym bardziej go kochała, bo pragnęła go zmienić. Jak tu odnaleźć się w tym poplątaniu dziwnych i sprzecznych uczuć?
- Dziękuję, panie.
- Nie tak – poprawił ją – Nie masz tak do mnie mówić.
- Myślałam, że…
- Że co?
- Że jesteś na mnie zły i tego nie chcesz.
Patrzył na nią tak, że zrobiło jej się gorąco. Uniósł lewy kącik ust w kpiącym uśmiechu i tym bardziej świdrował ją wzrokiem, czuł, że dziewczę coraz bardziej peszy się.
- Nie umiem być zły na ciebie – powiedział w końcu – Nawet, jeśli cię oschle traktuję, to jestem zły na siebie. Jesteś przecież moim światełkiem, moją piękną udręką a zarazem ukojeniem, moim spokojem i niepokojem, kiedy jesteś, czuję się dobrze, a kiedy cię nie ma, szaleję ze strachu, że ktoś cię skrzywdzi. Powiedz, czym mnie tak zaczarowałaś? Co mi zrobiłaś?
- Panie, ja… ja nigdy nie słyszałam takich słów…
- Moja cudna kochanko, słońce mojego poranka, moja niewolnico, moja pani, kolorowy motylu, mój drżący liściu, moja ukochana…
- Co… co ty powiedziałeś? – zarumieniła się, słysząc poetyckie wyznania Guy’a, a on zamknął oczy i mówił dalej:
- Moje życie leży w twoich malutkich dłoniach, moja różo ze Wschodu. Jak mam ci się oprzeć, jak żyć, jak patrzeć na inne kobiety, kiedy stoisz we łzach i wołasz mnie niemo spojrzeniem?
- Mój piękny, czarny rycerzu – szepnęła, całując go raz po raz – Jesteś moim nieszczęściem… Jak mogę być szczęśliwa, kochając cię bez wzajemności? Jak mam się uśmiechać, wiedząc, że twoje udręczone, zasnute ciemną mgłą serce nie należy do mnie…
- Po prostu mnie kochaj, Anastazjo – odparł miękko – I uszczęśliwiaj mnie, a wtedy zabierzesz sobie cząstkę mojego serca dla siebie…
Nie wierzyła w to, co słyszy. Pierwszy raz mówił do niej tak pięknie, to było do niego tak bardzo niepodobne, ale pierwszy raz poczuła, że Guy nie do końca zamyka przed nią możliwość zdobycia jego serca. Sam przecież przed chwilą o tym mówił! I choć ofiarował jej tylko cząstkę, to przepełniała ją radość. Może kiedyś zrozumie, że nie może bez niej żyć, i to jej potrzebuje, a nie tej zakłamanej wiedźmy Marian!
- Kocham cię, Guy. Zawsze będę… Jestem twoją niewolnicą, a ty – rycerzem mojego serca.
Przyciągnęła go do siebie i zatopiła palce w jego włosach, mierzwiąc je podczas długiego, namiętnego pocałunku. Naiwnie wierzyła w całkowitą szczerość jego wyznań, nie dopuszczając do siebie myśli, że Guy manipuluje nią, by odzyskać jej bezgraniczne zaufanie. Oczywiście że Anastazja podobała mu się, miał do niej ogromną słabość i tak naprawdę bardzo jej potrzebował, a wręcz uzależnił się od jej bliskości, ale nadal przekonany był, że to tylko kochanka, a jego miłością życia jest Marian. Mimo tego jednak piękne słowa, które skierował do Rusinki, były po to, by uspokoić ją, a zarazem uciszyć swoje sumienie. Guy zdawał sobie sprawę, że jego zachowanie rani Anastazję, ale nie potrafił inaczej. Co dziwne, w ogóle nie zdawał sobie sprawy, że kłamstwami może ranić także Marian – kobietę, którą kochał. Był przekonany, iż sam fakt, że ją kocha, wystarcza. W stosunku do Anastazji czuł powinność, by dbać o nią, by była przekonana o swojej wyjątkowości – bo taka przecież w jego mniemaniu była. Była dla niego cenna, bo przy niej czuł, że zmienia się, jak więc mógł być dla niej niedobry?
- Guy… - usłyszał jej głos, który wyrwał go z zamyślenia – Co się dzieje?
- Co?
- Nie reagujesz na moje pocałunki… Zrobiłam coś źle?
- Zamyśliłem się. Mam tyle na głowie…
- Może wyjdę? –zaproponowała nieśmiało, ale on mocniej przycisnął ją do siebie.
- Nie. Tym bardziej musisz zostać… Nie chcę dziś myśleć o niczym poza tobą. Wiesz, Nastenko, jesteś moim jedynym stałym, pewnym elementem w życiu. Nawet, kiedy Hood mi się wymyka, poddani nie słuchają, Marian mnie zwodzi, a Vasey poniża mnie przy wszystkich, ty zawsze jesteś, uśmiechasz się, i… czuję się przy tobie inaczej.
- Lepiej? – przytuliła się do niego, całując lekko w szyję.
- Lepiej – uśmiechnął się, zrelaksowany – Normalnie. Wiesz, co w tobie najbardziej lubię?
- Co, mój kochany?
- Potrafisz słuchać. I masz w sobie coś takiego, co sprawia, że sam się przed tobą otwieram. Nie potrafię otworzyć się przy nikim innym.
- Bo to ja cię kocham, Guy – powiedziała stanowczo – Nikt inny poza mną cię tak nie kocha. Dlatego mi ufasz, bo doskonale o tym wiesz.
Odsunął ją nieco od siebie i spojrzał na nią badawczo. Robiła się coraz bardziej pewna siebie… To dobrze, taką ją lubił. Taka powinna być.
- Wiele dziewcząt mnie kochało – próbował ją prowokować – Annie też mnie kochała.
- Ale ja nie jestem Annie.
Zaskoczyła go. Przez chwilę nie wiedział, jak się zachować; rozum podpowiadał mu, że powinien ją zbesztać – jako służąca nie miała prawa do takiej zuchwałości, jednak Anastazja nie była tylko służącą. Była jego kochanką, powierniczką, a tu zdecydowanie cenił sobie szczerość i odwagę. Nie lubił głupich dziewcząt, a ona zdecydowanie taka nie była. Jej ponadprzeciętny intelekt intrygował go, Anastazja oprócz tego, że była szczera w wyznawaniu swych uczuć, miała też wyrobione własne zdanie na wiele tematów, i ku jego zaskoczeniu posiadała pewną wiedzę o świecie – co wśród dziewek niskiego stanu było naprawdę rzadkością. Musiał przyznać, że tutaj nawet Marian ustępowała jej pola. Była piękna, słodka, otwarta, dobra, ale… nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek z nią o czymś rozmawiał. Jasne, on oświadczał się jej, ona odmawiała, odsuwając sprawę do powrotu króla. Rozmawiali też o jej samopoczuciu, o jej ojcu, o tym że szeryf nie powinien pobierać tak wysokich podatków i ciemiężyć ludu, ale… to było wszystko. Z Anastazją było inaczej, nigdy się z nią nie nudził, tak naprawdę po upojnym wieczorze mógłby spędzić całą noc na rozmowie z nią. Zauważył, że słucha go zawsze z ogromnym zainteresowaniem, i łatwo zapamiętuje wszystko, co jej mówi. Jak mógł oprzeć się takiej kobiecie?
- Przepraszam – przerwała nagle ciszę trwającą między nimi – Powiedziałam za dużo.
- Nie, nie! Masz rację… Nie jesteś Annie. Nie jesteś jak żadna z nich.
Posłał jej cudowny uśmiech, który oprócz całej swojej wspaniałości był też niebezpieczny. Z każdym uśmiechem, gestem Guy’a zakochiwała się w nim coraz mocniej. Traciła głowę widząc, że zależy mu na niej, i co najgorsze – zdawała sobie z tego sprawę. Doskonale wiedziała, że nie ma już dla niej z tej sytuacji ucieczki, ale ona… wcale nie chciała uciekać.
***
Robin nie spał całą noc. Planował, jak uratować Alana, by nie powtórzyła się ostatnia sytuacja. Co prawda z uprowadzenia służących wyszli zwycięsko, ale nie było łatwo, o mały włos a ich zarządczyni pokrzyżowałaby im wszystkie plany! Z Alanem musieli być ostrożni, na pewno był pilnie strzeżony przez kilkunastu strażników. Jak to zrobić, by nie zaszkodzić przyjacielowi?
- Robin – Djaq podniosła się z lichego posłania; zdziwiła się, że Hood nie śpi – Co ty robisz?
- Zastanawiam się, co robić.
- Nie spałeś?
- Nie mogłem. Martwię się o Alana, ta kanalia specjalnie nie ustaliła terminu egzekucji, żebyśmy nie byli na to przygotowani.
- Robin, widzę tylko jedno wyjście.
- Jakie?
- Obudzimy zaraz wszystkich, przebierzemy się i udamy się do Nottingham – objaśniała Djaq – Tam spędzimy cały dzień, kręcąc się tu i tam. W końcu musimy coś dostrzec! Będziemy mogli w porę zareagować.
- No tak! – ucieszył się – Masz rację! To świetny pomysł! Will, Much, John, wstawajcie, ruszamy!
Towarzysze niechętnie wstali ze swoich posłań, ale rozumieli, że robią to wszystko dla Alana. Posilili się i narzucili na siebie łachmany, by wyglądać jak biedni wędrowcy, i ruszyli w stronę Nottingham. Wschodzące słońce oświetlało im drogę i napawało optymizmem. Musiało się udać!
- Czekajcie! – szepnął konspiracyjnie Will – Tam ktoś jest…
Wskazał dłonią na poruszające się gałęzie krzewów nieopodal. Po chwili wyłoniła się zza nich kobieca sylwetka osłonięta szarym płaszczem z kapturem. Musiała się przestraszyć, bo zaczęła biec w drugą stronę.
- Hej! – krzyknął Robin – Zaczekaj!
Ruszyli za nią ile sił w nogach. Biegła szybko, niełatwo więc było ją dogonić, udało się to dopiero, gdy kobieta potknęła się o wystający  korzeń drzewa. Robin dopadł do niej i zdjął kaptur z jej głowy; patrzyła na niego z przerażeniem. Wydawało mu się, że zna tą twarz… A może to tylko pozory. Może zwyczajnie jest do kogoś przypadkiem podobna.
- Nie bój się – uspokoił ją – Nic ci nie zrobimy, możemy pomóc.
- Zostaw mnie!
- Posłuchaj, jestem Robin Hood a to moi przyjaciele. Na pewno o nas słyszałaś.
Popatrzyła po ich twarzach podejrzliwie. Nie wyglądali na zbójców… Kobieta im towarzysząca uśmiechała się ciepło. Może to naprawdę niegroźni ludzie?
- Wypuść mnie, pójdę swoją drogą – zażądała.
- Tu jest bardzo niebezpiecznie. Powiedz jak masz na imię?
- Isolde – mruknęła niechętnie.
- Francuzka?
- Mhm. Coś jeszcze?
- Naprawdę chcemy ci pomóc – odezwała się Djaq – Powiedz, czego szukasz w tych stronach?
- Muszę się z kimś zobaczyć.
- Dobrze – Robin puścił ją i odsunął się – Nie będziemy cię zmuszać. Pomoglibyśmy ci, ale skoro nie chcesz…
Zwątpiła. Przecież samej może być jej rzeczywiście ciężko… Jeśli to rzeczywiście Robin Hood, to mogła mieć pewność, że nie stanie jej się krzywda. Postanowiła zaryzykować.
- Zaczekaj! – chwyciła go za rękę – Rzeczywiście trochę się zgubiłam. Muszę dojść do Nottingham.
- Nie chcę być wścibski, ale… szukasz kogoś?
- Tak – westchnęła – Ale to nieważne. Pomóżcie mi tam dotrzeć.
- Żaden problem, właśnie tam zmierzamy.
Ruszyli w drogę, próbując się dowiedzieć czegoś od Isolde, jednak kobieta była niezmiernie tajemnicza, od razu było widać, że skrywa jakiś mroczny sekret. Kogo mogła szukać w Nottingham? Nie dawało mu to spokoju. Isolde otworzyła się nieco i rozmawiała z drużyną Robina, jednak pilnując się, by nie zdradzić za dużo o sobie. Nie wiedziała, jaki stosunek mają do mężczyzny, którego poszukiwała, choć domyślała się że na pewno nie cieszy się powszechnym uwielbieniem. Jeśli nie zmienił się od ich ostatniego spotkania, to była przekonana, że ludzie go nienawidzą. Tak, jak i ona. To jednak nie był czas na rozważania, najpierw chciała wybadać teren i rozejrzeć się. Właśnie dotarli do bram Nottingham, ale nie mogli wejść tam normalnie, przez bramę, postanowili więc spróbować przejść nad murem. Znaleźli ciche i spokojne miejsce, gdzie nie było straży, i przedostali się na drugą stronę. Byli już w Nottingham. Teraz wystarczało tylko pokręcić się tu i ówdzie i pilnie obserwować. Rozdzielili się, Robin z Muchem poszli osobno, Mały John z Willem czatowali w pobliżu bramy, natomiast Djaq towarzyszyła Isolde. Zgodnie z umową po godzinie spotkali się pod karczmą.
- I jak? – zapytał Robin – Coś widzieliście, słyszeliście?
- Nic. Isolde próbowała podpytać paru chłopów, czy słyszeli coś o egzekucji, ale nikt nic nie wiedział.
- Nie boicie się? – Francuzka uważnie patrzyła na Robina – Podobno szeryf Nottingham to niebywały okrutnik, a jego najbliższy rycerz to zło wcielone…
- Gisborne? – parsknął Hood – Już nie raz sobie z nim radziliśmy. A szeryf to podstarzały histeryk, bez tego swojego rycerzyka nic by nie zrobił.
- Gisborne – szepnęła Isolde; zrobiła się blada.
- Co ci jest?
- Nie, nic – cofnęła się o krok – Przypomniałam sobie tylko, jak…
- Hej ludzie! Nie chcę być zabawny, ale fajnie was widzieć!!!
Wszyscy jak jeden obrócili się do tyłu. To… Alan we własnej osobie! Cały, zdrowy, choć nieco obity.
- Alan! Ty podły draniu! – Robin rzucił mu się w ramiona – Tak się o ciebie baliśmy!
- Ja o was też – roześmiał się – Jak byście sobie beze mnie poradzili?
- Ale ja ty sobie bez nas poradziłeś!?
- Nie ma o czym mówić. Trochę porozmawiałem ze strażnikami, oczywiście na pięści, i… teraz jestem z wami.
- Zbiegłeś z lochów zamku SAM!? – wykrzyknął zduszonym głosem John – To prawie jak samobójstwo!
„Samobójstwem jest to, że paktuję z diabłem Gisbornem”, pomyślał Alan, ale musiał robić dobrą minę do złej gry, uśmiechał się i żartował jak dawniej, byle nikt się nie domyślił jego zdrady.
- Dajcie spokój. Jestem z wami, to się liczy. A co to, mamy nową towarzyszkę? – rzucił okiem na towarzyszącą przyjaciołom nieznajomą.
- Isolde, pomogliśmy jej dotrzeć do miasta – odparł Will – A teraz…?
- Teraz…
- Nie zostawimy cię, Isolde. Pomożemy ci, jakikolwiek masz problem.
Kobieta popatrzyła na Robina i zwątpiła. Powiedzieć im czy odejść, by samej spełnić swą powinność…?
***
Guy zadowolony z siebie wyszedł z lochów. Był pewien Alana, na szczęście trafił na człowieka trzeźwo myślącego, który bardziej niż dobro grupy obdartych wieśniaków cenił sobie woreczek złota. Szeryf ozłoci go za oswojenie banity, był tego pewien! Alan w najbliższych dniach miał przynieść mu ważne informacje. Ale o tym zamierzał pomyśleć później…
Wszedł do swej komnaty i spojrzał, jak promienie słońca wpadają przez uchylone okiennice, oświetlając kształtne ciało Anastazji. Była tak piękna… Zanim wyszedł, odkrył ją i podziwiał w całości. Mógł spędzić tak cały dzień… Patrzyłby na nią, rozmarzony, a potem kochaliby się tak, jak zawsze, potem rozmawialiby, śmieliby się, może zabrałby ją na przejażdżkę konną do lasu, a tam usiedliby w cieniu drzewa i…
- Guy – szepnęła, czując na sobie jego wzrok.
- Mój słowiku – pocałował ją czule w policzek – Musisz już wstać.
- Już…
Uśmiechnął się. Ta dziewczyna budziła w nim niespotykane pokłady radości i beztroski!
- Gdy trawa się zieleni i rosną młode liście, gdy kwiaty pączkują na nizinach… Gdy słowiki tak słodko śpiewają w zielonych lasach, raduję się pieśnią, kwiatami, lecz najbardziej moją panią, wszystko dookoła mnie zamienia się w radość, ale to dla niej mój zachwyt wzbija się wysoko.*
Otworzyła szeroko oczy. Recytował z zamkniętymi oczami, jakby próbował przywołać jakieś wspomnienia, jakby trudność sprawiało mu powolne wymawianie tych słów. To było tak piękne… Anastazja usiadła na łożu i pocałowała jego obie dłonie.
- Co to było? – zapytała.
- Stara pieśń – westchnął – Moja mama śpiewała mi ją, gdy byłem mały. Śpiewała po francusku, nie potrafię powtórzyć jej idealnie zrymowanej po angielsku, musisz mi wybaczyć.
- Mój kochany, to było przecudne! Pamiętasz więcej takich pieśni?
- Tak – pocałował ją w czoło – Ale nie teraz. Mam ważne sprawy. Proszę, ubierz się i idź do swoich zajęć. Przyjdziesz tu wieczorem.
- Po wieczerzy?
- Przyjdziesz tu z wieczerzą dla nas dwojga – odparł – A teraz idź już.
Posłusznie skłoniła głowę i zaczęła się ubierać. Guy wstał i czekał na nią przy drzwiach. Życie byłoby o wiele prostsze, gdyby wziął Anastazję i wyjechał z nią daleko… Do Francji. Gdzieś w rodzinne strony. Może nawet zapomniałby tam o Marian?
- Guy – odezwała się niepewnie – Nigdy nie mówiłeś o twojej matce…
- Bo to długa i niekoniecznie przyjemna sprawa – warknął – Powiedziałem, żebyś wyszła.
- Przepraszam…
- Anastazjo, nie próbuj mojej cierpliwości! – krzyknął.
Szybko założyła pantofle i podeszła do drzwi. Skłoniła się ze strachem i wyciągnęła dłoń w kierunku drzwi, gdy Guy obrócił ją w swoją stronę. Patrzył na nią przez chwilę i nie wiedziała, czy w jego oczach było więcej złości, czy bólu. Zauważyła jednak, że Guy skrywa w sobie wiele cierpienia, wiele wspomnień, o których pewnie wolałby zapomnieć. Czy to one doprowadziły do tego, kim się stał?
Wypchnął ją lekko za drzwi i sam poszedł w swoją stronę. Cały czas bił się z myślami, z jednej strony pragnął w końcu wyrzucić z siebie ból ciężkiego dzieciństwa, dorastania, cierpienia, którego doznał, z drugiej jednak strony był wściekły na siebie, że okazuje słabość przy kobiecie. Czuł jednak, że długo tak nie wytrzyma i w końcu wyzna Anastazji, co go gnębi… Na to jednak musiała przyjść odpowiednia pora. Nie mogła go do niczego zmuszać, bo tym tylko go denerwowała.
Postanowił odetchnąć świeżym powietrzem. Dla pewności uzbroił się w swój miecz i wyszedł na dziedziniec.
***
Banici cieszyli się z powrotu przyjaciela. Siedzieli jeszcze jakiś czas pod karczmą w Nottingham, ale w końcu Robin zakomenderował, że czas już iść.
- Isolde, mam nadzieję, że dasz sobie pomóc? – zapytał z nadzieją.
- To znaczy?
- Oferujemy ci całodobową ochronę i nocleg – zażartował Alan – Nie chcę być zabawny, ale pasowałabyś do nas.
- Wątpię – mruknęła.
- Zostajesz więc w Nottingham?
Isolde milczała, wpatrując się w sylwetkę ubranego na czarno mężczyzny, który wychodził właśnie z zamku. Stanął na schodach i wyprostował się, patrząc z wyższością na wszystkich dookoła. Tak, poznała go… Ten człowiek zrobił jej kiedyś coś, co dogłębnie ją skrzywdziło.
- Guy – szepnęła złowrogo – Ty żyjesz… jeszcze żyjesz…


* wiersz w oryginale tutaj


Następna część za tydzień.

Richard Armitage na Weibo z miejsca w którym nie ma internetu.

Na dobry początek tygodnia (#51)…

$
0
0

…Sir Guy of Gisborne i jego piękny profil.
Richard Armitage jako Sir Guy w serialu BBC "Robin Hood".S2Ep10.Mój screen.





Miłego tygodnia Wszystkim!


Mój RA-alfabet. Literka D.

$
0
0
Kontynuacja z tego miejsca.
Dla mnie literka D jednoznacznie kojarzy się z dłońmi Richarda Armitage’a. Ale myślę, że nie jest nowością na tym blogu fakt, że uwielbiam dłonie Richarda Armitage’a.

Dłonie, które cudownie prezentują się podczas sesji zdjęciowych, tych wcześniejszych,
Autor zdjęcia Drew Gardner. Sesja zdjęciowa w Victoria & Albert Museum, 2006r.
Autor zdjęcia David Venni. 2010r. 

jak również tych, które jeszcze są świeżo w mojej pamięci. 
Autor zdjęcia  Leslie Hassler. Sesja dla w NewYork Moves Magazine. 2013.


Autor zdjęcia Mitchell Nguyen McCormack. Sesja zdjęciowa dla DAMAN Magazine. 2014

Podczas byciem postacią w którą wciela się pan Armitage. 
Richard Armitage jako John Thornton i Daniela Denby-Ashe jako Margaret Hale w serialu BBC "North&South"/"Północ Południe". Mój screen
Richard Armitage jako John Mulligan w "Na rozdrożu. Tonący brzytwy się chwyta". / "Moving On. Drowning Not Waving." Źródło obrazka.
Richard Armitage jako Sir Guy w serialu BBC "Robin Hood"S.1Ep.8. Mój screen.
Richard Armitage jako John Porter w serialu "Strike Back"/"Kontra". Mój screen.









Richard Armitage jako Gary Fuller i Max Deacon jako Donnie w “Ito the Storm”/”Epicentrum”. Mój screen. 
Richard Armitage jako Philip Durrant w „Miss Marple: Ordeal by Innocence”.Mój przycięty screen.
Sarah Smart jako Carol Bolton i Richard Armitage jako John Standring w serialu „ Sparkhouse”/”Dom na wrzosowisku”. Mój screen. 
Richard Armitage jako Lucas North w serialu "Spooks"/"Tajniacy" S7Ep2. Mój screen. Więcej cudnych dłoni Lucasa możecie zobaczyć tutaj i tutaj. 








Ale również podczas wywiadów z panem Armitage'em.
Mój screen z tego wywiadu.




Mój screen z tego wywiadu. 















Mój przycięty screen z tego wywiadu
Mój przycięty screen z tego wywiadu. 
Mój przycięty screen z tego wywiadu. 
Mój screen z tego wywiadu.
Mój przycięty screen z tego wywiadu.
Czy też podczas spotkań z fanami"dobrze życzącymi". 
Richard Armitage podczas nowojorskiej premiery “Hobbita”. 2012. Źródło: RANet. 
Richard Armitage podczas Hobbit Desolation of Smaug Q&A w Waterstone's Piccadilly, 2013. 
Źródło: RANet
Richard Armitage podczas nowojorkiej premiery "Into the Storm"/"Episentrum"
Źródło zdjęcia




Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości, że to najpiękniejsze dłonie na świecie?

Do następnej literki. :-)


Ideę tego postu zaczerpnęłam z tego miejsca, za zgodą autorki dodam.

"Czarny anioł", fanfik autorstwa Kate. Część jedenasta.

$
0
0
Richard Armitage jako Sir Guy w serialu BBC "Robin Hood".
Screen Kate. 
Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecietutaj. Opowieść, "Czarny anioł" zainspirowana jest postacią Sir Guy'a Gisborne granego przez Richarda Armitage'a w serialu BBC "Robin Hood" i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.

***

Poprzednia, dziesiąta część tutaj


Szeryf był bardzo zadowolony z tego, co widział poprzedniego wieczoru. Co prawda miał ogromną chęć na Anastazję, ale nie potrafił tego zrobić. Specjalnie nawet na nią nie spojrzał, doskonale wiedział że Guy wróci po nią – nie przewidywał tylko, że będzie aż tak wściekły. Vasey nie był głupi, widział, że Gisborne szaleje za Rusinką i jest o nią piekielnie zazdrosny.
- Młodość, miłość, słodkie kwiatki – podśpiewywał, wchodząc do kuchni – Jak to pięknie być zauroczonym i mieć przed sobą całe życie, prawda, Joan?
- Witaj, panie – skłoniła się z sarkastycznym uśmiechem – Z całą pewnością masz rację, choć sama tego już nie pamiętam.
- Och, Joan, mój biały gołębiu! Jesteś piękna i młoda jak ten liść na majowym drzewie!
- Dziękuję, panie, ty również.
- Kłamiesz! – roześmiał się – Ale do rzeczy. Gdzie nasza ruska piękność?
- Anastazja? Jest tutaj.
- O! Jesteś! – szeryf dostrzegł klęczącą przy piecu Rusinkę – Pójdziesz ze mną.
Dziewczę zmieszało się. Jak mogła pójść z szeryfem, skoro Guy tego sobie nie życzył? Poderwała się i podeszła do niego.
- Panie, ja… nie mogę! – szepnęła konspiracyjnie – Wybacz, ale sir Guy…
- Anastazjo – ścisnął jej ramię – Śmiesz odmawiać?
- Panie, błagam…
- Zamknij się, głupia! – syknął – Zrobisz to dla dobra tego durnia!

Nie wiedziała, co myśleć, ale uznała że dla własnego dobra lepiej, by poszła z szeryfem i zobaczyła, o co mu chodzi. To mogło być coś naprawdę ważnego… Może miało to związek z porannym poirytowaniem Guy’a?
- Siadaj – rozkazał, zamykając za nią drzwi swej komnaty – I posłuchaj. Doskonale wiem, że Gisborne zgłupiał na twoim punkcie, najchętniej nie pozwalałby nikomu nawet na ciebie patrzeć. Nie ukrywam, że stać go na więcej, mógłby co noc mieć inną, ale on uparł się na ciebie… Masz jakieś tajemne moce? Ukryte talenty?
- Nie wiem, mój panie – odparła – Też tego nie rozumiem.
- Ale i ty nie narzekasz na gorące, namiętne noce z moim półgłówkiem, prawda?
- Jakżebym mogła, panie!
- No właśnie… Przyznaj się, piękna – szeryf chwycił ją lekko za szyję, a jego twarzy przybrała groźny wyraz – Przyznaj się, że nie rozkładasz przed nim nóg tylko z obowiązku.
- Nigdy! To… niesamowita przyjemność…
- Tylko przyjemność?
- Panie, ja…
- Mów!!!
- Bycie z sir Guy’em to nieziemska, ogromna rozkosz – wydusiła, zażenowana.
Szeryf pchnął ją do tyłu.
- A może po prostu miłość, co!? – warknął – Mów!!!
Nie wiedziała, o co chodzi. Bała się Vasey’a, nie wiedziała, że jest zdolny do tak żenujących przesłuchań. Dlaczego wypytywał ją o intymne szczegóły jej romansu z Gisbornem?
- Kocham go, panie – wyznała wreszcie – Czego chcesz więcej!? Kocham go najmocniej na świecie!
Szeryf uśmiechnął się szeroko. Podszedł do przerażonej dziewki i z uznaniem poklepał ją po policzku.
- Nie mogłaś powiedzieć tego od razu? – zaszczebiotał słodko – Oszczędzilibyśmy ci tych pomocniczych pytań.
- Po co to wszystko?
- Skarbie, ja wiem, że kochasz tego błazna, twoje malutkie serduszko wyrywa się do niego. Także ty nie jesteś mu obojętna, choć o miłość do ciebie… z całym szacunkiem, ale nie posądzałbym go. Bez urazy, to nic osobistego, ale dobrze wiesz, że ten matoł czołga się za Marian. Ale w dziwny sposób przyczepił się do ciebie, jest jak pies ogrodnika: nawet, jeśli sam z ciebie nie skorzysta, za nic nie chce się podzielić. Szanuję uczucia mojego drogiego przyjaciela i tylko dlatego nie zamierzam cię tknąć, ale… jest jeszcze jeden powód. Bardziej przydasz mi się w jego łożu, niż w moim. Posłuchaj mnie teraz uważnie: wiem, że Marian jest przeszkodą na twojej drodze.
- Panie, jakżebym śmiała…
- Nie kłam! – wydarł się wściekle – Kochasz tego bufona i nie zaprzeczaj, że nie przeszkadza ci jego uczucie do tej leśnej latawicy!
Zamarła. O co mogło mu chodzić!? Jak mogła powiedzieć w twarz szeryfowi, że przeszkadza jej szanowana i kochana przez tłumy lady Knighton? Owszem, nie cierpiała jej, ale nie dlatego że Guy ją kochał – bolał ją fakt, że Marian okłamuje go z uśmiechem na ustach.
- Kocham sir Guy’a, panie, ale nie mogę nic poradzić na to, że on kocha Marian.
- Nie udawaj głupiej. Oboje wiemy, że… może inaczej, słonko – szeryf usiadł obok Rusinki i poklepał ją po kolanie – Nie ufam jej. Nigdy nie ufałem i nie zaufam, nie chcę jednak robić skandalu, karać jej za coś, na co nie ma dowodów, ranić mojego serdecznego przyjaciela, bla bla bla, dlatego też wybrałem ciebie. Masz owinąć sobie Gisborne’a wokół palca tak bardzo, żeby świata za tobą nie widział. Masz go w sobie rozkochać, zaczarować, omotać, Gisborne ma być TYLKO twój, rozumiesz!? Z dwojga złego wolałbym, żeby zakochał się w ruskiej służącej niż byłej kochance Robin Hooda.
A więc to tak… Marian i Robina łączyło niegdyś uczucie!? Anastazja nie miała o tym pojęcia! Teraz rozumiała ogromną niechęć szeryfa do niej; bał się najpewniej, że Marian nie zakończyła utrzymywania stosunków z banitą i w rezultacie jest szpiegiem Hooda w zamku, korzystając z zaślepionego miłością do niej Guy’a!
- Masz dzień po dniu coraz bardziej odsuwać go od Marian – rozkazał stanowczo – Rozpraszać każdą jego myśl, która będzie jej dotyczyła. Masz zawładnąć jego ciałem i umysłem, masz zdobyć jego serce, rozumiesz? Jeśli zobaczę rezultaty, jeśli Gisborne widocznie odsunie się od tej leśnej wiedźmy, odwdzięczę się. Sowicie cię za to wynagrodzę.
- Nie chcę, panie – zaprotestowała – Nie chcę żadnej nagrody. Zrobię dla niego wszystko, bez względu na cenę, jaką przyjdzie mi za to zapłacić, ale nic również za to nie chcę.
- Tym lepiej dla mnie – wyszczerzył się – I dla mojego skarbca.
- Nie rozumiem tylko, panie, skąd w tobie tyle niechęci do lady Marian?
- A to, moja droga, nie powinno cię interesować.
- Skoro mam być częścią twojego planu…
- Och ty bezczelna! – udawał zaskoczonego jej dociekliwością, choć tak naprawdę spodziewał się dodatkowych pytań – Marian i Robin, sama rozumiesz… Kiedyś byli blisko. Potem ten wypłosz uciekł do Ziemi Świętej, z czego skorzystał Gisborne, ale nadal jestem zdania, że ta laleczka może szpiegować na rzecz bandy leśniczych. Jakoś tak za bardzo interesuje się sprawami politycznymi, za bardzo jak na młodą, średnio mądrą dziewkę. Mniejsza z tym. Moja piękna Anastazjo, jeśli dowiem się, że Gisborne dowiedział się choć słowa z naszej rozmowy… Osobiście założę ci sznur na tę twoją smukłą szyję i będę patrzył, jak się zaciska, a tobie oczy wyskakują z orbit, jak tracisz oddech i…
- Wystarczy! – przerwała mu – Nic nie powiem. Ale nie robię tego dla ciebie, panie, robię to tylko dlatego, żeby go uwolnić od myśli o niej. Nie mogę patrzeć, jak go zwodzi i oszukuje.
- Co? Jak to: oszukuje? Wiesz coś!?
- Nie, panie, ale nie wierzę jej. Nie chcę oczerniać jej bez dowodów, ale…
- Jeśli znajdziesz jakikolwiek dowód na niewierność Marian, zrobię cię królową. I wyprawię wam takie wesele, jakiego Nottingham jeszcze nie widziało!
- Dziękuję, panie – odparła, niecierpliwiąc się; chciała już stąd wyjść i zobaczyć się z ukochanym – Czy mogę już odejść?
- Tak, tak, odejdź. I zawołaj jakąś służkę, ktoś musi wymasować mi stopy.
Anastazja spojrzała z obrzydzeniem na brudne nogi szeryfa; już współczuła dziewce, która będzie musiała tu przyjść. Złośliwie pomyślała, że to wielka szkoda, iż Mary już nie ma w Nottingham. Skłoniła się z szacunkiem i wyszła z komnaty, a szeryf w końcu odetchnął z zadowoleniem. Wiedział, że ruska piękność przyda mu się bardziej, niż by mógł kiedykolwiek przypuszczać.
***
- Isolde! – krzyknął Robin – Idziesz?
Kobieta powoli kroczyła kawałek za grupą, nie wyglądała na zadowoloną. Coś ją trapiło, ale nie chciała z nikim rozmawiać. Ledwie zdołali ją namówić, by wróciła z nimi do lasu i przynajmniej do czasu, gdy nie podejmie decyzji, co dalej, pomieszkała z nimi w kryjówce. I tak nie miała wyjścia – mogła albo iść z nimi, albo zostać sama, bez dachu nad głową. Myślała, że może kilka dni pomoże jej ułożyć sobie wszystko w głowie.
- Isolde!
- Idę! – fuknęła – O co ci chodzi?
Robin stanął i zaczekał na nią chwilę. Zmartwiony, przyglądał jej się uważnie.
- Coś cię trapi. Powiesz, kogo chciałaś szukać w Nottingham?
- Nie teraz. To dla mnie za trudne, daj mi spokój.
- Mogę ci pomóc… Ktoś cię skrzywdził?
- Tak – westchnęła – Ale poradzę sobie sama. Zawsze sobie radzę.
- Hej, Robin, co robimy? – zawołał Alan – Jakieś plany? Kiedy robimy rozróbę w Nottingham?
- Ty lepiej siedź w Sherwood – roześmiał się Will – Dość już tam narozrabiałeś.
- Pragnę nowych przygód!
- A ja spokoju – mruknął Mały John – Czy możecie choć przez drogę milczeć?
Isolde przyjęła jego propozycję z ulgą. Naprawdę nie miała najmniejszej ochoty na rozmowy… I choć czuła się wśród banitów zaskakująco bezpiecznie, to nie było to dla niej wymarzone towarzystwo. Jak najprędzej chciała wyrwać się z lasu i stawić czoła swojemu koszmarowi sprzed lat.
***
Joan czekała na Anastazję na dziedzińcu; Rusinka wracała właśnie z rynku ze świeżymi warzywami. Uśmiechnięta, piękna… Zarządczyni ani trochę nie dziwiła się, że Gisborne zawiesił na niej oko. Jeśli chodziło o powierzchowność, była jedną z najładniejszych dziewcząt w służbie. Nawet większość szlachcianek nie dorównywało jej urodą, prawdę mówiąc nawet uważana za wyjątkową piękność lady Marian wypadała przy złotowłosej Anastazji dość blado…
- Nastya! – krzyknęła, gdy Rusinka o mało co nie ominęłaby jej – Gdzie ty masz oczy!?
- Och, wybacz, pani, zamyśliłam się…
- O czym? – kobieta spojrzała na nią podejrzliwie.
- Zaraz idę do sir Guy’a – rozpromieniła się – Chciał zjeść ze mną wieczerzę w swojej komnacie…
Joan szarpnęła dziewkę za ramię i poszły w zaciszne miejsce bez świadków. Zarządczyni zmierzyła Anastazję wzrokiem i z dezaprobatą pokręciła głową.
- Obiecywałaś, że się w nim nie zakochasz – syknęła – I co ja mam o tobie myśleć?
- Ależ pani, to… to niezależne ode mnie – szepnęła zbita z tropu Anastazja – Jego nie da się nie kochać.
- Anastazjo!
- Wybacz, pani…
- Dobrze już, dobrze. W zasadzie masz rację… Gisborne to okrutny człowiek, ale jeśli ktoś okazuje mu uczucie, potrafi być wyjątkowo dobry. Sama bardzo go lubię, choć nie zawsze pochwalam.
- Sir Guy jest niesamowicie czuły i wrażliwy – odparła Rusinka – Nawet nie wiesz, pani, jaki potrafi być… Jak broni mnie…
- Już ja widziałam jak cię bronił! – Joan z trudem powstrzymała się od śmiechu – Mary już prawie wisiała!
- Chciał to odwołać! Chciał zrobić to dla mnie!
- Dobrze już, dobrze. Nie po to tu jesteśmy. Powiedz mi, czym się tak przysłużyłaś szeryfowi?
- Słucham!? – Anastazja cofnęła się, przerażona. Czyżby Joan o wszystkim wiedziała!?
- Kazał przekazać ci to.
Kobieta podała Rusince zawiniątko, w którym była prześliczna, czerwona suknia, dość skromna, ale bardzo kobieca. Zupełnie inna niż te, w których na co dzień pokazywała się Guy’owi!
- Skąd taka premia? – Joan popatrzyła na służkę podejrzliwie.
- Nie wiem – Anastazja była szczerze zaskoczona podarunkiem – Może… Może chciał sprawić przyjemność sir Guy’owi?
- Co za bzdury!
- Szeryf mówił mi, że… cieszy się, że Guy jest ze mną. To znaczy… że zaprasza mnie do alkowy. Może chciał żebym…
- No mów!
- Może szeryf chciał, żebym bardziej się postarała – szepnęła, zażenowana takim upraszczaniem ich relacji – Żeby w rezultacie sir Guy był bardziej zrelaksowany, zadowolony i efektywny. Nie wiem, nie siedzę w głowie szeryfa! Ale wiesz, pani, jaki on jest, i jak bardzo lubi… wtrącać się.
- Wiem, wiem aż za dobrze. Powiedzmy, że w to wierzę. Idź więc i przygotuj się, mam nadzieję, że Gisborne będzie bardzo zrelaksowany po dzisiejszym wieczorze… No już! Daj mi ten kosz, bierz suknię i biegnij się przebrać! Każę dziewczętom dokończyć wieczerzę.
Uszczęśliwiona Anastazja pobiegła bez zastanowienia do zamku. Była wniebowzięta! Pierwszy raz miała mieć na sobie tak piękną suknię, i miała to zrobić dla niego… Była ciekawa, czy Guy zwróci uwagę na jej wygląd. Na pewno! Zwykle przychodziła do niego w szarych, prostych, workowatych jej zdaniem sukniach – ale i tak coś w niej zauważył, pomimo niezbyt zachęcającego ubioru. Wychodziło na to, że Guy był z nią nie tylko ze względu na jej wygląd, ale przede wszystkim – wnętrze! Może naprawdę uda jej się sprawić, że zapomni o Marian i to w niej się zakocha…
- Wieczerza gotowa! – zawołała jedna ze służek przez zamknięte drzwi – Skończyłaś już?
- Wychodzę!
Dziewczęta z zazdrością patrzyły na śliczną suknię, która wyglądała na Anastazji po prostu obłędnie. Niektóre w milczeniu wpatrywały się w nią, niektóre szeptały między sobą, że tak spodobała się Gisborne’owi, że ten kupuje jej prezenty. Były bardzo zazdrosne, ale nie okazywały tego; bały się gniewu Joan i samego sir Guy’a.
Anastazja chwyciła srebrną tacę i z uśmiechem na ustach kroczyła korytarzami ku komnacie swego ukochanego. Oczyma wyobraźni widziała już go, patrzącego na nią z zachwytem, biorącego ją w ramiona, a potem… potem mogło być już tylko piękniej. Tego wieczoru chciała go oczarować tak bardzo, jak tylko potrafiła, chciała by uśmiechał się tylko dla niej…
Delikatnie zapukała do drzwi. Słyszała wewnątrz kroki i szelest; był w środku i czekał na nią. Uradowana, wyprostowała się i… otworzył. Stanął przed nią ubrany w same spodnie i patrzył z zaintrygowaniem. Wyglądała jakoś inaczej, niż zwykle. Promienniej.
- Wejdź – rozkazał, dłonią wskazując jej na komnatę.
- Dziękuję, panie.
Nie mogła oderwać wzroku od jego pięknego torsu, od gęsiej skórki na jego przedramionach, od niego całego nie potrafiła odwrócić oczu – był niczym anioł, nieziemsko, niewyobrażalnie piękny. Postawiła tacę z wieczerzą na skraju łoża i skłoniła się grzecznie.
- Anastazjo – westchnął, unosząc jej podbródek ku górze – Wyglądasz prześlicznie. Ta suknia…
- Specjalnie dla ciebie, mój panie.
- Nigdy cię taką nie widziałem… Nie ma kobiety, która nie ustępowałaby ci urodą – położył dłoń na jej policzku – Wszystkie gasną przy tobie, moja wschodnia różo.
- Wszystkie…? – podniosła wzrok; Guy uśmiechnął się. Wiedział, że pyta o Marian, i musiał przyznać, że…
- Wszystkie.
Zapraszającym gestem wskazał jej miejsce na łożu. Spoczęła, nalewając wina do dwóch kielichów, a Guy obserwował ją pożądliwym wzrokiem. Usiadł po drugiej stronie tacy i czekał na to, co zrobi Rusinka; ona natomiast oderwała palcami kawałek gorącej, soczystej pieczeni i włożyła mu wprost do  ust. Doskonale wiedziała, jak na niego zadziałać. Karmiła go kawałek po kawałku, co jakiś czas składając na jego wargach słodki pocałunek. Poiła go, podsuwając do ust kielich, aż w końcu on uczynił to samo. Podał jej wino, a Anastazja była zaskoczona – prawdę mówiąc myślała, że ma zadbać o to, by to Guy się najadł…
- Przecież wyraźnie powiedziałem ci rano, że zjemy razem – powiedział łagodnie – Nie mogę patrzeć, jak jesteś głodna.
Odwdzięczył jej się, podobnie jak ona karmiąc ją kawałkami mięsa. Opowiadał jej wtedy, co zwykł jadać na wieczerze gdy był młodym chłopcem, zdawał się być nieco nieobecny, gdy tak wspominał dawne czasy. Anastazja wpatrywała się w niego jak urzeczona.
- Dziękuję, najadłam się – odsunęła jego dłoń, kiedy chciał podać jej kolejny kawałek mięsa – Było pyszne.
- Napij się.
Podsunął jej do ust kielich z winem i mocno przechylił, tak że odrobina trunku polała się po jej brodzie i dwoma cienkimi strużkami popłynęła szyją na jej dekolt. Gisborne odstawił kielich i scałował każdą kroplę wina z jej skóry, jednocześnie próbując wyswobodzić ją z sukni, która krępowała jej piękne ciało. Rusinka czuła się wyjątkowa i wyróżniona, będąc tak czule pieszczoną przez rycerza. Całował każdy kawałek jej miękkiej skóry, wdychając jej zapach pomieszany z wonią wina. Dlaczego aż tak mocno na niego działała…? Nie potrafił sobie na to odpowiedzieć, ale nie było to ważne. Kochał się z nią długo i delikatnie, pieścił ją, całował, i cieszył się każdą chwilą, w której mógł być blisko niej…
***
Szeryf krążył pod komnatą Guy’a. Był piekielnie ciekaw, co dzieje się w środku, czy Anastazja spełnia swe zadanie należycie. Nie słyszał wiele, aż w końcu postanowił zajrzeć do środka przez dziurę od klucza.
- Niech to diabli! – syknął – Rób z nią coś, Gisborne!
Nagle przed oczami przeleciało mu coś czerwonego. Wytężył wzrok – tak, to nowa suknia Anastazji, Gisborne cisnął nią w szale namiętności. To spodobało się Vasey’owi i tym bardziej chciał podejrzeć więcej. Słyszał chichot dziewczęcia, a zaraz potem – radosny śmiech Gisborne’a. Jak żył nigdy nie był świadkiem takiego napadu wesołości swego rycerza! Zdecydowanie Rusinka była najlepszym wyborem, jakiego mógł dokonać. Zauważył też rzucone na podłogę czarne spodnie Gisborne’a. O tak, Anastazja w końcu wzięła się do roboty… Dobrze! Po to ją w końcu zatrudnił, żeby uszczęśliwiała i zaspokajała jego wiernego towarzysza! Vasey odetchnął z ulgą. Wszystko szło po jego myśli, a kiedy usłyszał szelest i skrzypienie łoża, wiedział, że nic tu po nim. Na koniec uśmiechnął się, słysząc westchnienia Rusinki, i zszedł do kuchni, gdzie czekała na niego Joan.
- Anastazja kręci Gisbornem na wszystkie strony – wyszczerzył się – Ten półgłówek tańczy, jak ona mu zagra. Popatrz, Joan, zwykła, ruska niewolnica, a Gisborne jest na jej punkcie szalony.
- Docenia ją i jej zaangażowanie, mój panie – odparła zarządczyni.
- To coś więcej. Ta dziewczyna ma szansę oderwać go od tej leśnej harpii… I mam nadzieję, że jej się to uda.
- Co masz na myśli, panie?
- Anastazja ma go w sobie rozkochać, tak bardzo, że Gisborne zapomni o Marian. A wtedy niech robią co chcą. Ważne, żeby wyrzucić z jego życia i mojego zamku tego paskudnego szpiega.
- Lady Knighton jest szpiegiem!?
- Wspomnisz moje słowa, Joan. Nigdy jej nie ufałem, ale nie miałem dowodów. Wystarczy jednak, że Guy zakocha się w Anastazji i zapomni o tej ladacznicy.
- A więc ta suknia…
- A co myślałaś? – Vasey ryknął paskudnym śmiechem – Że to zapłata ode mnie za wspólną noc? O nie, zainwestowałem w tę służącą! Ta czerwień miała rozbudzić mojego przyjaciela i rozgrzać do czerwoności – i jak udało mi się ustalić przez dziurkę od klucza, to był najlepszy pomyśl, na jaki wpadłem. Ubrania latały po komnacie aż miło!
- Więc… Anastazja nie kocha sir Guy’a, a spełnia tylko twe rozkazy, panie? – Joan była zdezorientowana.
- Ona go kocha jak szalona! I to jest najzabawniejsze w tej sytuacji. Ona kocha Gisborne’a, Gisborne kocha Marian, Marian prawdopodobnie kocha Hooda, który kocha tylko siebie i swoich śmierdzących wieśniaków… To będzie cyrk stulecia, kiedy uda mi się udowodnić jej zakłamanie i dwulicowość!
- A co z Anastazją, panie?
- Ona? Albo ją Gisborne weźmie, albo ją rzuci, to już nie moja sprawa. Grunt, żeby tak zgrabnie rozsuwała nogi, żeby Gisborne pomiędzy żadne inne nie chciał już zerkać!
Joan była oburzona tak przedmiotowym podejściem szeryfa do Anastazji. Co prawda była do tego przyzwyczajona, zarówno on jak i sir Guy używali kobiet jak przedmiotów do zaspokajania swoich potrzeb, lecz ten diabelski plan Vasey’a przerażał ją. Zmuszał zakochaną po uszy Anastazję do uszczęśliwiania Gisborne’a i odciągania go od lady Marian, a kiedy jej się miało udać, miał kompletnie się nią nie przejmować? Joan najchętniej powiedziałaby mu, co o tym sądzi, ale nie mogła. Miała tylko nadzieję, że sir Guy ulegnie niewątpliwemu urokowi pięknej Rusinki i odwzajemni jej miłość, a wtedy nikt nie musiałby cierpieć.
***
W komnacie było chłodno, ogień w kominku wypalił się, ale Guy czule tulił Anastazję do siebie, by nie zaznała zimna. Był jej wdzięczny za wszystko, co dla niego robiła, choć próbował twardo utrzymywać sam przed sobą, że to jej powinność, że tak naprawdę nie robi nic wyjątkowego. Nie, to nieprawda. Nikt nigdy nie zrobił dla niego tyle, co ona. Nikt, prócz jednej osoby…
- Guy, kochanie – odezwała się cichutko – Potrzebujesz czegoś?
- Ja? – zdziwił się – Nie, raczej… Nie, mam wszystko, czego mi trzeba – uśmiechnął się.
- Na pewno?
- Moja Nastenko…
- Proszę, mów tak do mnie częściej – rozpromieniła się – Czuję się wtedy tak…
- Jak w domu? – szepnął, gładząc kciukiem jej policzek.
Oczy zaszkliły jej się na wspomnienie beztroskich chwil spędzonych z ojcem, który zawsze traktował ją jak swoją małą księżniczkę, jak najdroższy skarb, i mówił do niej pieszczotliwie, z miłością… A teraz? Czy była beztroska? Z pewnością nie. Życie na zamku było jednym, wielkim pasmem niepewności i obawy o jutro, dziś żyła, jutro mogła być ścięta, i tylko jedno ją tu trzymało. Właśnie on. Guy. Próbowała porównać, który okres jej życia był bardziej szczęśliwy: beztroskie dzieciństwo z ojcem czy cudowne noce z Guy’em, czy chciałaby wrócić do tamtych dni, czy pozostać tu, u jego boku – nie potrafiła na to odpowiedzieć. W ramionach ojca zawsze była najważniejszą księżniczką, w ramionach Guy’a – jedną z wielu służących, i choć kochała go całym sercem, wiedziała, że musiałaby poruszyć niebo i ziemię, by to zmienić. Ale dla niego była gotowa na wiele… Zniesie to, że jest podrzędną niewolnicą, i postara się wybić na pozycję najważniejszej kobiety w jego życiu. Nie miała wygórowanych aspiracji, ale zdecydowanie uwierało ją to, że w oczach ukochanego mężczyzny jest TYLKO „pomocą” w drodze do szczęścia z inną kobietą – choć kiedy była przy nim i czuła jego troskliwość i czułość, zapominała o tym, i starała się myśleć, że to ONA jest jego wybranką. Tak, zdecydowanie miała nad Marian jedną, zasadniczą przewagę: to Anastazja królowała w jego komnacie, a nie lady Knighton. A to była najlepsza i najprostsza droga do jego serca.
- Ja też przy tobie czuję się jak w domu – westchnął po długiej chwili ciszy – Patrzysz na mnie tak, jakbym już skądś znał ten wzrok…
Anastazja wsparła się na łokciu i patrzyła na niego z góry. Położyła dłoń na jego czole i z troską odgarniała niesforne, czarne kosmyki na boki. Guy zamknął oczy i przywoływał wspomnienia, które były tak piękne, a jednocześnie tak bolesne… Anastazja pogłaskała go lekko wierzchem dłoni po policzku. Spojrzał na nią dzikim wzrokiem.
- Moja mama robiła tak samo, gdy mnie usypiała – powiedział z niemałym trudem – Odgarniała mi włosy z czoła, choć już wcale ich na nim nie było, a potem głaskała mnie tak, jak ty… Miała podobne dłonie, drobne i bardzo delikatne. Uwielbiałem, kiedy mnie dotykała… Czułem wtedy, że mnie kocha. Po tym, jak ojciec…
Zawiesił głos i zacisnął usta, które zaczęły drżeć. Widziała, że ciężko mu opanować emocje, z pewnością nigdy jeszcze nikomu tego nie mówił. Głaskała go powoli wierzchem dłoni po bladym policzku i patrzyła z zatroskaniem, jak męczy się i walczy sam ze sobą. Nie wiedziała, czy powinna naciskać i dopytywać, czy milczeć tak długo, aż usłyszy jego zwierzenia, wcale nie było jej łatwo patrzeć, jak Guy miota się pomiędzy wspomnieniami i uczuciami.
- Ojciec opuścił nas, gdy byłem małym chłopcem – powiedział jakby trochę wbrew sobie – Nienawidziłem go z początku. Okazało się jednak, że był chory. Trędowaty. Wygnali go, ale ja odkryłem, gdzie przebywa. Byłem u niego parę razy, ale on nie zamierzał wrócić.  Nie chciał też zabrać mnie, mamy i mojej siostry i wyjechać gdzieś daleko. Przestałem go odwiedzać, skupiłem się na nich, bo one potrzebowały mnie bardziej, niż ja ojca. Pracowałem, by pomóc mamie nas utrzymać… Moja siostra była mała i niewiele rozumiała, płakała, że nie ma z nami ojca, więc starałem się go jej jakoś zastąpić. A matka… szybko się pocieszyła. Planowała ślub z…
Urwał, a jego oczy zapałały gniewem. Anastazja głaskała go nieustannie po policzku, by choć trochę ukoić jego nerwy. Dlaczego musiał dusić w sobie aż tyle, i to przez tak wiele lat…?
- Moja matka chciała wyjść za Locksley’a, rozumiesz? – zapytał z żalem w głosie – Za ojca Robina. Nie chciałem do tego dopuścić, bo to Robin…
- Guy, jeśli nie chcesz albo nie potrafisz tego powiedzieć, nie musisz. I tak cię rozumiem…
- Robin doprowadził do tego, że mój ojciec musiał odejść – Gisborne jakby nie słyszał słów Anastazji – To on podsłuchał i doniósł, że ojciec jest trędowaty… Rozniósł to po całej okolicy!
Nie spodziewała się takiego wyznania. Czyżby właśnie poznała głęboko skrywaną tajemnicę nienawiści Guy’a do Robin Hooda? Poszło o właściwie błahą rzecz, o plotkę, ale ta plotka zrujnowała życie jej ukochanemu i pozbawiła go najważniejszej osoby w życiu – zabrała mu ojca. Czy coś takiego można w ogóle wybaczyć? Nie dziwiła się już, że Guy pała tak wielką żądzą zemsty, i zastanowiło ją, dlaczego mimo to Guy nie pomścił jeszcze ojca, dlaczego Hood jeszcze żyje!? Czyżby w Guy’u była odrobina litości, i przez te wszystkie lata mimo widocznej na pierwszy rzut oka zaciętości pozwalał Robinowi żyć, puszczając mu płazem ogromne nieszczęście, które spotkało go za jego sprawą?
- Poszedłem w końcu do ojca – kontynuował – Powiedziałem mu, że Locksley chce żenić się z mamą. Ojciec przyszedł, ale wtedy… Nie wiem, jak to się stało, ale dom zajął się ogniem. Ojciec i matka…
- Guy…
- Byli w środku.
Urwał, mrugając szybko powiekami, jakby nie chciał pozwolić, by spłynęła spod nich choćby jedna łza. Anastazja, niewiele myśląc, przytuliła go czule i raz po raz całowała w czubek głowy, nie wiedząc, w jaki inny sposób może ukoić go w tej trudnej chwili. Wszystkie wspomnienia wróciły i zalały jego serce niczym cień.
- Zostałem sam z moją małą siostrą… Wygnali nas. Obwinili mnie za pożar. Uciekliśmy daleko. Sam musiałem się nią zajmować, ale poprzysiągłem, że Locksley zapłaci za to, co zrobił. Zniszczyli mi całe życie, rozumiesz? Robin i jego ojciec. Może gdyby nie oni, to Isabella i ja…
- Kim jest Isabella?
- To moja siostra. Chciałem, żeby miała lepsze życie, niż dotąd, niż nasza matka miała… Wydałem ją za szlachetnego człowieka. Nie chciała tego ślubu, ale zmusiłem ją, nie mogłem pozwolić żeby wyszła za kogoś takiego… jak mój ojciec – mówił z wyraźnym trudem i bólem w głosie – Ani za kogoś takiego, jak Locksley. Sam wybrałem jej szanowanego szlachcica, znałem go, był majętny, dojrzały, w pewnym sensie był podobny do mnie. A wiem, że ja sam nigdy nie skrzywdziłbym mojej siostry, tak jak i żadnej kobiety, która byłaby mi bliska. Dlatego mu zaufałem.
- Guy, co się dzieje z Isabellą? – zapytała łagodnie Anastazja.
- Nie wiem – Gisborne wreszcie zwrócił ku niej wzrok – Nie widziałem się z nią od lat. Ale jestem pewien, że jest z nim szczęśliwa, że przywykła, może go pokochała… Zrobiłem dobrze, nie mogłem inaczej, przynajmniej jej się udało.
- Na pewno zrobiłeś dobrze. Jesteś… Jesteś wspaniałym bratem i synem. Matka na pewno była z ciebie dumna.
- Była, to prawda… Nie wiem, czy teraz byłaby.
- To już nieważne, Guy…
- Mogła żyć – warknął, zdenerwowany – Gdyby nie ten przeklęty Locksley! Gdyby nie mój ojciec, który nie walczył, moja matka by żyła!
- Kochany, nie zmienisz już tego, co się stało – uspokajała go – Twoja mama patrzy na ciebie z góry i opiekuje się tobą. Kocha cię i czuwa nad tobą…
- Skąd wiesz? – popatrzył na nią z wyrzutem – Powiesz mi teraz, że istnieje niebo, tak? Jakie? Prawosławne, katolickie, a może muzułmańskie? W którym niebie jest moja matka?!
- Niebo jest jedno – odparła spokojnie – Oboje tam są.
- Mój ojciec? Jeśli jest tak, jak mówisz, to mój ojciec smaży się w piekle, i mam nadzieję, że w towarzystwie Locksley’a.
- Guy…
- Mnie zresztą też nie czeka nic innego – westchnął ciężko – Nie jestem takim człowiekiem, jakiego wychowała matka. Nie ma we mnie nic z jej dobra i ciepła, z jej wrażliwości…
- Przestań! – przerwała mu stanowczo – Nie jesteś wrażliwy i dobry? To dlaczego jesteś dla mnie tak czuły i troskliwy, dlaczego dbasz o mnie? Dlaczego chciałeś ułaskawić Mary?
- Zapytaj lepiej, dlaczego chciałem ją zabić.
- Bo…
- Bo jestem zły i nigdy nie będę inny! Nie potrafiłem zatrzymać w sobie tego, co wpajała mi matka. Jej śmierć tak brutalnie odcięła mnie od tego wszystkiego…
- Guy, czy ty rozumiesz to, co mówisz? Właśnie to jest sedno wszystkiego! Zdajesz sobie sprawę z tego, że możesz być inny, więc masz na to szansę! Nie możesz się tylko od tej myśli oddalać i zrzucać wszystkiego na śmierć twojej matki. Jesteś taki, bo nie widziałeś innego sposobu na życie, ale teraz go widzisz. Guy, możesz być innym człowiekiem, rozumiesz?
- Jak?
- Normalnie. Tak, jak teraz. Dlaczego nie potrafisz być taki cudowny, jak ze mną, dla innych? Dlaczego nie uśmiechasz się do ludzi?
- Bo potrafię to tylko przy tobie – mimowolnie uśmiechnął się – Dziękuję ci, kochanie. Moja słodka różo ze Wschodu…
- Guy, wyjedźmy razem – roześmiała się, chcąc rozluźnić atmosferę – Pojedziemy gdzieś daleko, gdzie nikt nas nie znajdzie. Będę cię kochać z całego serca, a ty… Ty będziesz mnie uszczęśliwiał swoją obecnością. Urodzę ci tyle dzieci, ile sobie zażyczysz.
- Na razie jedno mi wystarczy.
- Tylko jedno?
- Ty! – zaczął się beztrosko śmiać – Nikt mnie tak nie rozbawia i nie relaksuje, jak ty. Mój radosny skowronku…
- Guy, powiedz mi jakiś wiersz.
- Nie, nie teraz…
- Proszę! – spojrzała na niego błagalnym wzrokiem – Nikt tak pięknie nie recytuje poezji, jak ty!
- Och… Nastya! Jesteś niepoprawna! No dobrze, poczekaj… Mama recytowała mi czasem piękny wiersz, nie pamiętam całego… A kiedy ujrzę skowronka wzbijającego się, by na niebie spotkać się z promieniem słońca, lecz… Nie, daj spokój, nie pamiętam!
- Sir Guy, proszę… - Rusinka kusząco pocałowała go w rozchylone usta; temu nigdy nie mógł się oprzeć.
- Nie pamiętam pierwszej zwrotki. W drugiej było coś o miłości… Ukradła mi serce, całego mnie skradła, i wszystko, co drogie, ode mnie zabrała*. Więcej nie jestem w stanie sobie przypomnieć, pamiętam ten wiersz ledwo przez mgłę.
- A inny?
- Nie dziwcie się, że śpiewam słodziej, niż najuczeńsi w krąg pieśniarze: mnie sama miłość śpiewać każe, chętnego po swej woli wodzi. Ciało, serce i zmysły i duch na nią jedną wzrok zwrócony mam, w nią jedną zasłuchany słuch**.
- Piękne… Widzisz, jak wiele zaszczepiła w tobie matka? Jest w tobie więcej z niej, niż może ci się wydawać.
Guy zamyślił się. Może Anastazja miała rację? Może… W każdym razie jeszcze nikt nigdy tak bardzo mu nie pomógł, jak ona. W tym momencie pragnął tylko jej, tylko z nią chciał być, zapomniał o Marian i gdyby miał zdecydować w tej chwili, uciekłby z Anastazją daleko. Teraz jednak położył ją delikatnie na łożu i odwdzięczał się za jej słodycz i dobroć najlepiej, jak potrafił. Anastazja zaś doskonale wiedziała, że nieprędko usłyszy z jego ust skierowane w jej stronę słowo „kocham”, ale sama jego bliskość, jego pocałunki i to, w jaki sposób doprowadzał ją do szczytów rozkoszy, było z jego strony wystarczającą oznaką tego, że nie była mu obojętna, a wręcz przeciwnie – tak naprawdę nie umiał już bez niej funkcjonować.
Guy nie mógł tej nocy nacieszyć się Anastazją, długo rozmawiał z nią, opowiadał o dzieciństwie, o matce, wypytywał ją o jej rodzinę, i z każdą chwilą czuł, że jest mu coraz bliższa. Patrzył potem jak zasypiała i postanowił sprawić jej rankiem niespodziankę. Wstał, nim się obudziła. Przygotował wszystko do wyjazdu, kazał osiodłać konia i wrócił do komnaty, gdzie Anastazja ubierała się.
- Gdzie wychodzisz? – zapytał, widząc ją zakładającą suknię.
- Och, Guy! Wybacz, nie było cię, gdy się obudziłam, więc…
- Chciałaś uciec?
- Jakżebym mogła! Po prostu… Nie wiedziałam, co robić.
- Powinnaś czekać tu na mnie – szedł w jej stronę powoli, specjalnie bujając biodrami – Naga. Uśmiechnięta. Moja.
- Zawsze jestem twoja…
- Ale zdjęcie z ciebie sukni zajmuje mi tyle czasu – szepnął, muskając wargami jej ucho i przyciągając ją do siebie.
- Mogę zdjąć ją sama, panie…
- Możesz?
- Co tylko rozkażesz…
- Pomyślmy… - Gisborne zlustrował ją z góry do dołu; czerwona suknia była naprawdę przepiękna, a Anastazja wyglądała w niej bosko – Może później. Teraz gdzieś cię zabieram.
- A gdzie?
Uśmiechnął się tajemniczo i wyciągnął ją z komnaty. Zdziwiła się na widok osiodłanego konia na dziedzińcu, ale Guy uparcie milczał. Zagadywała go całą drogę, ale on nie odezwał się ani słowem, czasami tylko śmiejąc się z jej gadatliwości. W końcu zatrzymał konia i przywiązał go do drzewa nieopodal jakiegoś obozowiska. Rusinka nie miała pojęcia, gdzie są.
- Guy! Powiedz w końcu, gdzie mnie zabrałeś!
- Ale jesteś uparta i głośna! – roześmiał się, biorąc ją w ramiona – Powiedz mi coś miłego, a ja powiem ci, gdzie jesteśmy.
- Kocham cię, Guy.
- Co? Nie słyszałem!
- Kocham cię, Guy! – krzyknęła donośnie.
W obozowisku zapanowało poruszenie. Anastazja nie zauważyła tego, bo przytuliła rycerza i pocałowała go czule. On jednak chwycił ją za ramiona i obrócił w stronę obserwujących ich ludzi.
- Tato – szepnęła Rusinka, oglądając się z niedowierzaniem na Gisborne’a, który z uśmiechem wskazał jej dłonią na jej rodziców.
- Nastenka! – usłyszała krzyk swej matki, która bez zastanowienia podbiegła do niej.
- Mamo! – ucieszyło się dziewczę – Mamusiu, tak tęskniłam!
- Boże, ty żyjesz! Wasilij, chodź tu, nasza córeczka przyjechała!
Kupiec zerwał się z miejsca i w kilka sekund dopadł do swego ukochanego dziecka, tuląc ją do siebie z niedowierzaniem. Guy stał z boku, zadowolony z siebie; doskonale wiedział, jak sprawić jej radość.
- Mamo, dlaczego miałabym nie żyć? – roześmiała się Anastazja – Żyję i jestem szczęśliwa.
- Szczęśliwa? – kobieta podejrzliwie spojrzała na rycerza – Jak?
- Sir Guy – Wasilij uprzejmie ukłonił się mężczyźnie – Niech ci pan Bóg wynagrodzi to, że nasze dziecko jest całe i zdrowe. Za opiekę, jaką nad nią roztoczyłeś, jestem ci niewymownie wdzięczny, mój panie. Co mogę zrobić, by choć trochę móc się odpłacić?
- Nic nie musisz robić – Guy spoważniał nieco – Twoja córka sama potrafi o siebie zadbać.
- Co to znaczy?
- To znaczy, że… Jakby to ładnie ująć, Nastenka jest moją ulubioną służącą. Jest moją faworytą.
Popatrzyli na niego z niedowierzaniem. Jak to: faworytą? Ich dziecko było kochanką okrutnego, złego do szpiku kości Gisborne’a?
- Znam te wasze prawosławne bzdury i przykazania, i te mądrości o monogamii. Anastazja jest jedyną kobietą w moim łożu, szanuję ją i nie stawiam na równi z innymi niewolnicami. Zasługuje na to, by być wyjątkowo traktowaną, i tak też jest.
- Nastenko, jak mogłaś! – matka odsunęła się od Rusinki – Nie tak cię wychowałam…
- Mamo, ale… Ja go kocham! Guy traktuje mnie dobrze, zależy mu na mnie, to dobry człowiek! Nie znasz go! Gdyby był zły, czy przywiózłby mnie tu do was? Zrobił mi niespodziankę, nie wiedziałam i nie prosiłam go o to! Sam chciał, bym się z wami spotkała, Guy… Wybacz, panie, sir Guy…
Zerknęła na niego przepraszająco, ale on mrugnął do niej. Podobało mu się, gdy nie tytułowała go „panem”.
- Droga pani, nie przyjechałem tu prosić o rękę waszej córki – odezwał się kpiąco – Nawet zresztą, gdybym chciał, nie pytałbym was o zdanie. Proszę się cieszyć, że widzicie Anastazję całą, zdrową i szczęśliwą, powinniście być wdzięczni, że otaczam ją taką opieką, na jaką NIGDY nie zasłużyła ŻADNA ze służących w całym Nottingham!
- Za jaką cenę!? – wybuchnęła matka Anastazji, a to rozzłościło Guy’a.
- Myślisz, że twoja córka płaci mi swoim ciałem za dobre traktowanie? – warknął groźnie – Za kogo ty ją masz!? Bronię ją przed innymi, zazdrosnymi i głupimi służkami, bronię ją przed samym szeryfem, mam bronić jej także przed własną matką!?
- Guy, proszę…
Anastazja położyła mu dłoń na piersi, jakby chciała go powstrzymać. Delikatnie pokręciła głową. Nie chciała, by kłócił się o nią z jej matką, choć sama miała do niej żal, że tak szybko potępiła ją. Ojciec dotąd nie mówił nic, ale dostrzegł w oczach Guy’a prawdziwe przejęcie, gdy mówił o jego córce.
- Wybacz mojej żonie, sir Guy. Jest zdenerwowana, tak tęskniła za Nastyą – odezwał się – Ja… proszę cię tylko, by moja córka była cała i zdrowa. Jeśli nie może być z nami, zajmij się nią najlepiej, jak możesz, panie. Jeśli ona jest szczęśliwa, i to szczęście znalazła u twojego boku, to nie mogę w to ingerować.
- Dobrze, że zmądrzałeś i nie wzywasz już pomocy Hooda – odparł lekceważąco Gisborne, po czym zwrócił się do dziewczęcia – Nastenko, jeśli chcesz, zostań tu na cały dzień.
- Naprawdę? – jej oczy zalśniły, a wtedy on uśmiechnął się łagodnie.
- Tak, moja piękna. Przyjadę po ciebie popołudniu, dobrze? – przejechał po jej policzku dłonią.
- Odprowadzę ją do Nottingham, panie – zaoferował się Wasilij – Nie kłopocz się.
- Wolałbym sam po nią przyjechać. Kiedy ostatnim razem przyjechała tu z lady Marian, po drodze napadł ich Hood. Ten leśny patałach może zechcieć zrobić mi na złość i porwać Anastazję. No dobrze, jadę więc. Opiekuj się nią. I… zapanuj nad żoną, Wasilij.
Gisborne odwrócił się i zrobił parę kroków w kierunku konia. Co prawda bał się zostawiać ją w obozowisku kupców, ale naprawdę pragnął sprawić jej przyjemność – a co lepszego mógł dla niej zrobić, niż podarować jej dzień z rodziną?
- Sir Guy – usłyszał głos matki Anastazji; zatrzymał się, lecz nie odwrócił w jej kierunku – Powiedz, nie skrzywdzisz mojego dziecka?
- Wygląda na skrzywdzoną? – syknął.
- Mamo, ja kocham sir Guy’a – odezwała się nieśmiało Anastazja, jednak nie uspokoiło to jej matki.
- Powiedz, panie, czy ty naprawdę… Zależy ci na niej? Kochasz naszą Nastenkę?
Uśmiechnął się ironicznie. Odwrócił się gwałtownie i podszedł tak blisko, że od matki Anastazji dzieliło go zaledwie kilka centymetrów. Spojrzał na nią przenikliwie.
- Może tak, może nie – wzruszył ramionami – Nie zwykłem tłumaczyć się kupcom w lesie z moich uczuć.
- Ale to nasze dziecko!
- Jak i moja niewolnica.
Nie miał ochoty na rozmowy z nią, czym prędzej wskoczył więc na konia i odjechał w kierunku Nottingham. Co to za pytanie!? Bezczelna! Nie dość, że przywiózł jej córkę, to śmiała pytać go o jego uczucia względem niej! Zdenerwował się i przyspieszył. W pewnym momencie usłyszał świst strzały, która przeleciała tuż obok niego i wbiła się w rosnące naprzeciwko drzewo.
- Locksley – warknął wściekle – Sam się prosisz o zemstę…
Wyjął miecz, ale w najśmielszych snach nie przypuszczał, że zaraz zobaczy… część swojej przeszłości.



* wiersz w oryginale tutaj
** wiersz w oryginale tutaj

Dlaczego Hobbitowa trylogia powinna być dłuższa…

$
0
0
Lub czego możemy spodziewać po rozszerzonej wersji filmu „Hobbit: Bitwa Pięciu Armii”. W wywiadzie dla Yahoo Movies UK Richard Armitage ujawnia troszkę szczegółów. 



Yahoo: Które z usuniętych scen z „Hobbit: Bitwa Pięciu Armii” są najbardziej ekscytujące dla ciebie?

Armitage: Będziemy widzieli dużą scenę pogrzebu na końcu z dość emocjonalną mową Gandalfa. To jest coś na co czekam z niecierpliwością. Wiem, że kiedy podjęto decyzję o usunięciu sceny z ostatniego filmu dodano scenkę w której można zobaczyć krasnoludów przy wodospadzie klękających wokół martwego ciała. To zostało dodane ponieważ pogrzeb został usunięty. Wyobrażam sobie, że w rozszerzonej wersji będą obie.


Więcej możecie przeczytać tutaj

Pierwsze oficjalne zdjęcie Richarda Armitage’a z planu zdjęciowego serialu „Hannibal”.

$
0
0
Źródło zdjęcia

Wygląda na to, że mój nasz ulubiony aktor jest w trakcie wywiadu. I mam nadzieję, że szybko będziemy mogli zobaczyć bądź przeczytać ten wywiad.
Tutaj możecie zobaczyć innych aktorów tego serialu.

A pamiętając tweeta Bryana Fullera z marca tego roku,



przypuszczam, że poniższe zdjęcie przedstawia jeden z rekwizytów Francisa Dolarhyde.

Na dobry początek tygodnia (#52)…

"Czarny anioł", fanfik autorstwa Kate. Część dwunasta.

$
0
0
Richard Armitage jako Sir Guy w serialu BBC "Robin Hood".
Screen Kate.
Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecietutaj. Opowieść, "Czarny anioł" zainspirowana jest postacią Sir Guy'a Gisborne granego przez Richarda Armitage'a w serialu BBC"Robin Hood" i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.


***

Poprzednia, jedenasta część tutaj.

Zeskoczył z konia. Kolejna strzała wbiła się w ziemię tuż przy jego stopie, następna – przy drugiej. Rozejrzał się, wściekły. Nigdzie nikogo nie widział! Co za tchórzliwa kreatura, bał się wyjść twarzą w twarz do Guy’a i strzelał do niego z ukrycia!
- Na tyle cię stać, Hood? – zapytał ze złością – Celu uczył cię chyba ślepiec!
Kolejna strzała przeleciała tuż nad jego głową.
- Na razie ostrzegam, Gisborne! – usłyszał zza siebie – Za chwilę będę poważny!
Guy gwałtownie obrócił się i zauważył, że krzak nieopodal poruszył się, jednak kolejna strzała nieomal dosięgła go z drugiej strony.
- To twoja moralność, Hood? Całą bandą na jednego?
- Nie zostawiasz mi wyboru! Ile razy to ty napadałeś na nas kilkoro z całym swoim wojskiem? I prawisz mi o moralności, morderco?
- JA mordercą!? – Guy powoli obracał się dookoła siebie, nie wiedząc, gdzie tak naprawdę schował się Robin – Przypomnę ci, przez kogo zginęła moja rodzina… W końcu ktoś ci to powie w twarz, o ile masz odwagę mi się pokazać!
- Teraz będziesz zrzucał na innych swoje winy? – krzyknął Hood.
- A ty będziesz rozmawiał ze mną z krzaków?
Nagle cała drużyna wystąpiła na polanę, okrążając Guy’a, który uśmiechnął się z aż nadto widoczną kpiną.
- Proszę, proszę… - powiedział z udawanym uznaniem – Cała leśna rodzinka…
- Pozwolę ci odejść – Robin powoli kroczył w jego stronę, celując do niego z łuku – Ale pod jednym warunkiem. Zwrócisz wolność dziewczętom z Locksley.
- Och, tylko tyle? Myślałem, że zażądasz tyle, że nie stać mnie będzie na wykupienie mojego życia!
- Pójdziemy z tobą do Nottingham i każesz wypuścić wszystkie niewolnice – zażądał Robin.
- Poza jedną – negocjował Guy, w ogóle nie biorąc banity na poważnie.
- Wszystkie wypuścisz! Bo inaczej… Twoja ukochana będzie musiała wbrew swojej woli opuścić swojego kochającego tatusia. A chyba nie chcesz, żeby cierpiała…?
Guy po raz pierwszy przestraszył się. Co on chce zrobić Anastazji!? I skąd w ogóle o niej wie?
- Śledziłeś mnie – powiedział cicho, zdezorientowany – Po co to wszystko? Chcesz ją skrzywdzić, żebym ja cierpiał?

- Gisborne, nie trzeba cię śledzić, żeby wiedzieć, że czołgasz się za rozpieszczoną panną Marian jak pies!
Rycerz przez chwilę nie wiedział, co się dzieje, ale w końcu dotarło do niego, o kim mówi Robin, i prawdę mówiąc odetchnął z ulgą. A więc nie wie nic o Anastazji i nie zamierza zrobić jej krzywdy…
- Zostaw Marian w spokoju – syknął przez zaciśnięte zęby, kiedy dotarło do niego, że nie może się zdradzić.
- Dlaczego się zawahałeś, Gisborne? – Robin machnął mu strzałą przed nosem – Może miałeś na myśli swoją ruską kochankę? Z którą się żenisz po powrocie króla, z Marian czy z Anastazją?
Guy zatrząsł się z wściekłości. Ten wypłosz znał jego tajemnicę i jawnie z niego kpił!
- Marian zostanie MOJĄ żoną, możesz sobie o niej pomarzyć.
- Czyżby?
- Już niedługo będzie TYLKO moja – roześmiał się nerwowo Guy – A wiesz, co jest najzabawniejsze? Podczas gdy ty będziesz marznął w tym mokrym lesie, ona będzie grzała MNIE w TWOIM łożu w Locksley!
- Co ty nie powiesz!? – słowa Guy’a wytrąciły Robina z równowagi, i zwinnym kopniakiem powalił Gisborne’a na ziemię – Póki co grzeje cię chyba niejaka Anastazja! Czy Marian o tym wie?
- Zamknij się…
- Co, poruszyłem czuły temat? Lady Anastazja of Gisborne! Skoro tak chętnie pociesza się w długie noce, dlaczego nie zostawisz Marian w spokoju?
- Marian cię nienawidzi – warknął Guy – To ty zostaw ją w spokoju.
- Tak, to prawda. Marian mnie nienawidzi – skłamał Hood – A i ja mam dość jej próżności i lekkomyślności. Jest pustą, zadufaną w sobie histeryczką. Ale z przyjemnością zdemaskuję cię przed nią i udowodnię jej, że nie czekasz na ślub z nią w absolutnej czystości…
- Nie odważysz się…
Guy w przypływie szału wydobył miecz i rzucił się na Robina, który zręcznie odskoczył w bok. Nie spodziewał się ataku, był przekonany, że przyparł Gisborne’a do muru. Much rzucił swemu przyjacielowi miecz, który ten chwycił w locie. Guy parł przed siebie, wymachując groźnie bronią, ale Robin całkiem dobrze się bronił. Niestety w pewnym momencie Guy’a oślepiły ostre promienie słońca, a Hood, korzystając z okazji, zaatakował go i ostrze jego miecza z łatwością przebiło skórzany kaftan rycerza. Robin otrzeźwiał w sekundzie i z przerażeniem patrzył na swój miecz w boku Gisborne’a. Jak to się stało… Przecież… Chciał go tylko postraszyć i unieszkodliwić!
Martwą ciszę przerwał przeraźliwy krzyk Guy’a. Nigdy w życiu nie dał się jeszcze tak zranić! Zawsze mu się udawało, nawet w najgorszych opałach, a teraz… Pokonał go brudny, śmierdzący banita! Krzycząc z bólu machnął mieczem, odpędzając od siebie Robina, a gdy ten szarpnął rękojeść, o mało co nie upadł, czując jak ostrze opuszcza jego bok.
- Mówiłeś… że nie zabijasz – wycedził Guy przez zęby.
- To dopiero początek, Gisborne. Ostrzeżenie.
Guy uniósł wzrok i… zamarł. Tuż za Robinem pojawiła się kobieta. Doskonale ją znał. Ale… skąd ona tutaj? Wydawało mu się przez chwilę, że umiera i całe życie przelatuje mu przed oczami, dlatego ujrzał ją tuż przed śmiercią, ale… wyglądała tak realnie…
- Guy – odezwała się wreszcie i z przerażeniem patrzyła na zakrwawioną dłoń Gisborne’a, który padł na kolana.
- Isolde? – Robin odwrócił się w jej stronę – Co ty tu robisz? Miałaś zostać w kryjówce!
- Guy – powtórzyła kobieta, zbliżając się do Gisborne’a.
- Isabella… - jęknął, zwijając się z bólu – Ty… co ty tu…
- Jak… Jaka Isabella? – krzyknął Hood.
- Odnalazłam cię, bracie, po tylu latach…
- Isabella, nie zostawiaj mnie teraz… Isabella…
Kobieta była rozdarta. Z jednej strony nienawidziła go całym sercem, z drugiej jednak – był jej bratem, który właśnie konał na jej oczach. Co miała robić? Zirytowane spojrzenie Robina wcale nie pomagało. Czuła się okropnie.
- Isolde, wyjaśnij mi to! – zażądał banita.
- Nie jestem Isolde – oznajmiła butnie – Jestem Isabella of Gisborne.
- Ty… Ty jesteś…
Kiwnęła głową, patrząc z góry na Guy’a. Tak. Była jego siostrą. I pewną satysfakcję sprawiało jej patrzenie na jego cierpienie, to, że jest od niej zależny, że patrzy na nią błagalnie…
- Isabella – szepnął – Dlaczego ty i… ten łachudra… Jesteś Gisborne! – krzyknął pomimo bólu – Nie masz prawa zadawać się z ŻADNYM Locksley’em!!!
- Będę robić to, na co mam ochotę. Nienawidzę cię, Guy. Dobrze o tym wiesz.
Odwróciła się na pięcie i odeszła od niego; kiedy mijała Djaq, zapytała dyskretnie, czy jej brat przeżyje. Gdy ta kiwnęła głową, Isabella odetchnęła z ulgą i chciała jak najszybciej odejść, ale… ktoś jeszcze pojawił się na leśnej polanie.
***
Anastazja z rozrzewnieniem patrzyła na oddalającego się na koniu Guy’a. Był wspaniały, podarował jej cały dzień z ukochanymi rodzicami… I jak mogła nie uwielbiać tego człowieka? Jak mogłaby go nie kochać i nie wspierać?
- Nastenko – odezwał się Wasilij, gdy Gisborne zniknął gdzieś za drzewami – Spójrz na mnie…
Dziewczę posłusznie odwróciło się w stronę ojca; na jego twarzy malowało się zatroskanie, z pewnością bał się o jej życie, przyszłość w Nottingham u boku tego człowieka. Wszyscy przecież wiedzieli, że sir Guy of Gisborne zakochany jest w lady Knighton i zamierza poślubić ją po powrocie króla z krucjaty!
- Jesteś pewna co do uczuć tego człowieka? – zapytał niepewnie.
Anastazja uśmiechnęła się ciepło.
- Tatku, niczego nie byłam nigdy bardziej pewna. Guy troszczy się o mnie, broni mnie przed wszystkimi, opiekuje się, nosi na rękach…
- Ale nadal jesteś jego służącą.
- To nie ma znaczenia – odparła – Zrobi dla mnie wszystko.
- Dziecko! Ten człowiek to okrutny morderca! – lamentowała jej matka – Nie ma uczuć! To ohydny prześladowca uczciwych, biednych ludzi!
- Mamo, sir Guy zmienia się. Uwierz mi, że tamto to już przeszłość. Spędzam noce na rozmowach z nim, przekonuję go, by był taki, jak niegdyś jego matka, że może być uczciwym, dobrym człowiekiem. Wiem o nim tyle, ile nikt inny nie wie. Zwierza mi się z intymnych i bolesnych wspomnień, ufa mi jak nikomu innemu…
- A mimo to żeni się z inną, kiedy król Ryszard wróci!
- To nie jest przesądzone – mruknęła niechętnie – To JA jestem kobietą sir Guy’a. On nie kocha lady Marian, potrzebuje tylko trochę czasu, by zerwać tę znajomość.
Kłamała, ale tylko po to, by uspokoić swą matkę. Nie mogła znieść pretensji w jej głosie, bo gdyby miała spojrzeć na swój romans z Guy’em obiektywnie, musiałaby przyznać, że to było samobójstwo. Młoda, religijna dziewczyna schodzi na ścieżkę grzechu z okrutnym, podłym rycerzem – to nie wyglądało dobrze. Ale Anastazji to nie przeszkadzało.
- Uwierzcie mi, że on mnie… kocha – powiedziała, nie patrząc rodzicom w oczy – Już niedługo skończą się plotki o ślubie z lady Knighton.
- Obiecaj mi, że nie zrobisz niczego, czego mogłabyś się wstydzić – zażądał twardo Wasilij.
Anastazja spojrzała mu prosto w twarz.
- Obiecuję. Nie mogę wstydzić się tego, że kocham człowieka, który mnie potrzebuje i zmienia się dla mnie.
- Kocham cię, córeczko – z oczu kupca popłynęły łzy, gdy przytulił swe jedyne dziecko – Ale przysięgam, jeśli Gisborne cię skrzywdzi, to zawiśnie na tym – wskazał palcem w górę – drzewie.
- Dobrze – roześmiała się – Wtedy ci w tym pomogę.
Usiedli pod drzewem i rozmawiali. Mieli sobie wiele do opowiedzenia, tak wiele, że zdawało się, że nie starczy dnia na to wyjątkowe spotkanie. Jednak Anastazja miała złe przeczucia… Kiedy nagle usłyszała dobiegający z daleka, przeraźliwy krzyk, zerwała się na równe nogi.
- To Guy! – krzyknęła, przestraszona – Poznaję! Boże, coś złego mu się stało!
- Nastenko, może ci się wydaje…
- Tato, poznam jego głos zawsze! Muszę tam biec!
Popędziła przed siebie ile sił w nogach. Wasilij, wiele się nie namyślając, pobiegł w ślad za nią, nie chcąc zostawiać swej córki w niebezpiecznej i trudnej chwili. Gdy Rusinka zbliżała się do polany, usłyszała głos:
- Nie jestem Isolde. Jestem Isabella of Gisborne.
To niemożliwe… Isabella pojawiłaby się tak nagle w Sherwood? Anastazja z niewielkiego pagórka widziała już wszystko, co działo się na polanie i ujrzała, jak piękna, ciemnowłosa kobieta nachyla się nad jej ukochanym, który klęcząc na ziemi, trzymał się za bok.
- Isabella, dlaczego ty i… ten łachudra… Jesteś Gisborne! Nie masz prawa zadawać się z ŻADNYM Locksley’em!!!
- Będę robić to, na co mam ochotę. Nienawidzę cię, Guy. Dobrze o tym wiesz.
Odwróciła się i odeszła do kobiety z bandy Robina, a wtedy Anastazja wbiegła między nich, padając na kolana przy rycerzu.
- Boże, Guy! – krzyknęła, chwytając jego zakrwawioną dłoń – Co oni ci zrobili…!?
- Nastenko, jesteś tu – jęknął z niedowierzaniem – Jak… skąd wiedziałaś…
- Usłyszałam twój krzyk – odparła, po czym odwróciła się do Robina – Co mu zrobiliście!?
- Tylko tyle, na ile zasłużył – wtrąciła się Isabella – A kim ty jesteś?
- Ty jesteś jego siostrą, podła czarownico!
- Idziemy stąd, Robin!
- Jak możesz mu to robić!? – kontynuowała Anastazja – Pozwoliłaś mu – zerknęła na zakrwawiony miecz w dłoni Hooda – skrzywdzić własnego brata!?
Isabella bez słowa odeszła, za nią Djaq, Much i John. Robin tkwił w miejscu, choć Will dawał mu znak, by iść. Zaszokowała go ta cała sytuacja, to, że Isolde okazała się nie być Isolde, a Isabellą of Gisborne, i to, że ruska służąca była gotowa dla tej podłej kanalii na wszystko!
- Podobno nie zabijasz ludzi – mruknęła z wyrzutem, podwijając kaftan Guy’a i patrząc na jego krwawiącą ranę – Jak mogłeś!?
- Anastazjo, ja…
- Nie używaj mojego imienia, brzydzę się tobą! – warknęła, po czym spojrzała z przejęciem na Guy’a – Kochany, zaraz coś wymyślimy, nie przejmuj się, mój ojciec już tu idzie…
- Jak możesz… z tym śmieciem! – wrzasnął Hood – To bandyta, podła kanalia!
Rusinka chwyciła miecz Guy’a i zerwała się, wyciągając broń w kierunku banity. Czubkiem ostrza dotknęła jego szyi; Guy leżał bez sił na ziemi i z niedowierzaniem patrzył na jej reakcję i odwagę. Stanęła w jego obronie bez chwili namysłu.
- Odejdź stąd, póki jeszcze żyjesz – wycedziła cicho – Uwierz, że nie zawaham się zrobić tego, co ty zrobiłeś jemu, po wielokroć.
- Anastazjo…
- Wynoś się!!!
Robin uniósł ręce w geście rezygnacji i zrobił krok w tył, w tym momencie na polanę wbiegł Wasilij. Rusinka odrzuciła broń i z powrotem dopadła do swego ukochanego. Blady, z trudem łapał powietrze, trzymając się za bok, a krople potu lśniły na jego czole. Patrzył na nią pełen nadziei.
- Nie powinno cię tu być – wyszeptał z trudem – Poradziłbym sobie.
- Jak? Ten tchórz dobiłby cię, leżącego! Nie przejmuj się, kochany, zaraz zabierzemy cię na zamek.
- Nie! – krzyknął, choć nie był to najlepszy pomysł, bo sprawiło mu to ból – Nikt nie ma wiedzieć. Nikomu nie powiesz, co się stało.
- Ależ Guy… Musimy zawiadomić medyka! A szeryf? Jeśli będzie czegoś od ciebie potrzebował?
- Nastenko, nie utrudniaj – westchnął ciężko, próbując się podnieść.
- Pomogę ci, sir Guy – zaoferował się Wasilij.
Gisborne nie oponował, pozwolił by kupiec wsparł go ramieniem i podniósł z ziemi. Hood tymczasem powoli wycofywał się z polany, obserwując i nie rozumiejąc, jak ci poczciwi ludzie mogą przejmować się kanalią, jaką był Gisborne! Przecież jeszcze niedawno Wasilij chciał jego pomocy, a teraz… dobrowolnie oddał mu swoją córkę? Nie mieściło mu się to w głowie. Ostatni raz spojrzał w ich stronę, a jego wzrok spotkał się z przepełnionym nienawiścią spojrzeniem Guy’a.
- Pożałujesz, Hood – warknął – Zemszczę się!
- Uspokój się – poprosiła go Anastazja, widząc po jego twarzy, że wszystko sprawia mu ból.
- Zabiję go…
- Guy!
Spojrzał na nią ze zdziwieniem; nigdy jeszcze nie podniosła na niego głosu! Popatrzyła na niego karcąco i poszła po konia, który na szczęście nie uciekł, a oddalił się o kilkanaście kroków. Guy oparł się na ramieniu Wasilija.
- Zabierz ją ze sobą – polecił – I pilnuj. Miała spędzić z wami cały dzień.
- Obawiam się, panie, że żadna siła jej tu nie zatrzyma.
- Zmuś ją!
- Nie puści cię samego! Ja zresztą jestem tego samego zdania.
- Wasilij, nie próbuj mojej cierpliwości…
- Koń czeka – oznajmiła Anastazja – Guy, dobrze się czujesz? Boże, jesteś tak blady…
- Nic mi nie jest, wracaj z ojcem.
- Tato, pomóż mu wsiąść na konia.
Guy chciał odepchnąć kupca, ale nie miał na to siły. Pozwolił więc sobie pomóc bez protestów. Anastazja wsiadła na konia przed mężczyzną, by mógł wesprzeć się na niej. Powoli odjechali w stronę Notingham. Czuła, że Guy kurczowo trzyma się jej, że coraz ciężej oddycha. Oby tylko nic mu się nie stało…
- Szybciej – szepnął bezsilnie – Proszę, chcę zaraz być w Nottingham…
- Wytrzymasz? – zapytała, zmartwiona – Może potrzebujesz postoju?
- Jedź.
Czuła to, jak bardzo Guy cierpi, ból musiał być nie do zniesienia. Czuła też, jak jej suknia przesiąka krwią w miejscu, gdzie ich ciała stykały się. A co, jeśli stanie mu się coś złego? Jeśli rana okaże się zbyt poważna, a on… umrze? Nie! Nie mogła tak myśleć. Przecież dzielnie się trzyma, na pewno potrafiłby znieść jeszcze więcej. Zgodnie z rozkazem przyspieszyła, i już niedługo byli pod murami miasta. Guy zaciskał zęby, usiłując zejść z konia, Anastazja próbowała mu pomóc, ale wszystko, co robiła, sprawiało mu tylko większy ból. Gdyby miała tyle siły, by wziąć go na ręce, wszystko byłoby prostsze. Tak mogła tylko patrzeć na jego cierpienie. Guy stanął w końcu na ziemi i wyprostował się ze zbolałą miną. Była przerażona; jak on zamierzał udawać, że wszystko jest w porządku!? Ledwo mógł utrzymać się na nogach, był blady jak kreda, jedynym pocieszeniem było to, że na czarnym stroju nie było widać krwi. Może nikt nie pozna, że coś jest nie tak…
- Idź tuż za mną – polecił jej – Masz zachowywać się jak normalna służąca. Nie dotykaj mnie, choćby nie wiem, co się działo.
- Dobrze, panie – odparła z lękiem.
Spojrzał na nią krótko i ruszył przed siebie. Sam nie wiedział, skąd znalazł takie pokłady sił – raniony w bok, krwawiący, szedł wyprostowany w stronę zamku. Każdy krok bolał, robiło mu się coraz słabiej, a oczy zaczynała zasnuwać mu mgła. Zachwiał się raz, ale Anastazja nawet nie zdążyła mu pomóc. Guy szedł naprzód, nie oglądając się na nic. Minął strażników, nie zaszczycając ich nawet spojrzeniem, i z pozorną łatwością wskoczył na schody. Bolało. Złapał się muru i wziął głęboki oddech, ale ruszył dalej z podniesioną głową. Anastazja z lękiem wyglądała, czy nikt nie nadciąga z naprzeciwka; droga jednak była pusta. Guy kroczył coraz wolniej, trzymając się ścian.
- Guy, na Boga! – szepnęła Rusinka – Pozwól sobie pomóc!
- Anastazjo…
- Guy!
- Idź przodem – rozkazał – Nic mi nie jest…
Pokręciła głową z dezaprobatą, ale wypełniła polecenie. Ruszyła w kierunku jego komnaty, oglądając się co chwilę do tyłu. Serce jej się krajało, gdy widziała go w takim stanie, widziała też, że naprawdę jest z nim coraz gorzej, i chciała wzywać pomocy, ale nie chciała mu się sprzeciwiać. Nie rozumiała jego uporu, ale była posłuszna. W końcu oboje dotarli do komnaty; Anastazja otworzyła mu wrota, a kiedy je za nim zamknęła, Guy z przeraźliwym okrzykiem padł na podłogę. Jego krzyk przepełniony był ogromnym bólem, zdawało jej się jakby musiał wyrzucić z siebie całe to cierpienie, które doskwierało mu przez ranę zadaną przez banitę.
- Guy, kochanie – uklękła przy nim – Wytrzymaj…
- Nastenko, proszę, nic nie mów nikomu – szepnął niemal bez sił; był coraz bledszy.
- Guy! Nie odchodź!
Potrząsnęła nim lekko, widząc, że omdlewa. Była zdezorientowana, nie wiedziała, co robić – czy zostać z nim w komnacie, czy wbrew jego zakazowi wezwać medyka. Podjęła decyzję widząc jego wykrzywioną bólem twarz. Kurczowo trzymał się za krwawiące miejsce. Anastazja postanowiła działać. Wytężyła wszystkie siły, by podnieść go i przenieść na łoże pomimo bólu, jaki mu tym sprawiała. Delikatnie zdjęła z niego ubranie i spojrzała na ranę. Nie była raczej głęboka ani nie krwawiła mocno, ale mimo wszystko wyglądało to dość poważnie.
- Nic się nie bój. Zajmę się tobą, wyzdrowiejesz.
- Nastenko… - szepnął, odpływając.
- Guy… Guy! Nie odchodź! Zostań!
Rozpaczliwie potrząsała nim, ale to nic nie dało. Zemdlał, tracąc resztę sił. Był tak dzielny, wytrzymując całą drogę z Sherwood i idąc prosto, by nikt nie widział jego bólu… A teraz leżał bezbronny. Nie mogła na to patrzeć. Wybiegła z komnaty, zamykając ją na klucz, by nikt nie mógł tam wejść, i pobiegła po medyka. Nie spodziewała się jednak, że niespodziewanie na dziedzińcu spotka szeryfa…
- Och, Anastazjo, dzień dobry! – przywitał się – Jak zdrowie?
- Dziękuję, panie, nie narzekam – odparła, wyraźnie niezadowolona.
- Gdzie idziesz?
- Ja…
- Nieważne. Gdzie Gisborne?
- Jest w Locksley, mój panie – skłamała, nie tracąc zimnej krwi – Przysłał mnie tu po pewną rzecz i kazał natychmiast wracać.
- Ach tak! A co robi w Locksley, moja panno?
- On… Miałeś rację, panie, zawróciłam mu w głowie tą piękną suknią. Sir Guy zażądał, bym spędziła z nim cały dzień i kolejną noc sam na sam w Locksley.
- Och! Mój serdeczny przyjaciel w końcu zrozumiał, od czego są kobiety! – roześmiał się Vasey – Zapamiętaj to, Anastazjo. Nie od kochania, a od chędożenia. Grunt, żeby się Gisborne wyszalał i wyładował, a ty masz być tylko piękną, kuszącą i zawsze otwartą przynętą. Masz zgadzać się na wszystkie, nawet najbardziej obrzydliwe jego zachcianki. Rozumiesz?
- Tak robię, mój panie. Wybacz, ale sir Guy czeka. Jest bardzo, bardzo… rozochocony.
- Cudownie, laleczko. Tak trzymaj!
Anastazja czuła się okropnie, że musiała tak powiedzieć o swoim ukochanym. Zatrzęsła się na samą myśl. Nie podobało jej się również to, jak traktował ją szeryf. Był odpychający. Ale nie to było najważniejsze. Pobiegła do medyka i uparcie stukała do drzwi, których nikt nie chciał jej otworzyć. W końcu jednak mężczyzna zirytowany hałasem wyszedł przed dom.
- Czego? – krzyknął – Jest niedziela, nie pracuję, głupi kocmołuchu!
- Błagam cię, panie! Tu nie chodzi o mnie, a o sir Gisborne’a! – klęknęła przed medykiem – Jest ranny, ale zabronił komukolwiek mówić. Jeśli mu nie pomożesz, może zginąć!
- Wynocha, kłamczucho!
- Panie, zlituj się! Jestem służącą sir Gisborne’a, na własne oczy widziałam jak został raniony w bok… Ledwo żyje, ostatkiem sił dotarł do miasta z Sherwood i omdlał w swojej komnacie! Jeśli mu nie pomożesz i on umrze, będę zmuszona donieść szeryfowi, że odmówiłeś pomocy jego przyjacielowi…
Medyk przestraszył się, zrozumiał, że dziewka może mówić prawdę. Cofnął się i wziął wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Kiedy jednak odwrócili się i chcieli skierować w stronę zamku, ich wzrok przykuła tajemnicza, zakapturzona postać, przyglądająca się im z naprzeciwka. Medyk mimo to ruszył naprzód, ale Anastazja wpatrywała się w sylwetkę kogoś, kto uparcie się w nią wpatrywał. W końcu postać zdjęła kaptur. Rusinka nie wierzyła własnym oczom.
- To ty – szepnęła z niedowierzaniem – Jak możesz tu przychodzić…
- Mogę – odparła kobieta, uśmiechając się ironicznie. Anastazja doskonale znała ten uśmiech, bo Guy robił to identycznie – Mogę, ponieważ to mój brat.
Anastazja nie mogła pojąć, jak ta kobieta mogła być tak bezczelna! Ominęła ją szerokim łukiem i dołączyła do medyka, który właśnie zbliżał się do zamku. Nie mogła się nią przejmować. Teraz zdrowie jej ukochanego było najważniejsze.


Nowy film akcji z panem Armitage’em.

$
0
0



A jak podało Screendaily.com, film „Clearance” będzie anglojęzycznym debiutem fińskiego reżysera Aku Louhimiesa. I opowiadać będzie historię byłego speca od usuwania min, w tej roli mój nasz ulubiony aktor i jego ciężarnej partnerki (a może żony, jak podaje Empireonline.com) granej przez Naomi Harris, którzy porwani w Południowym Sudanie podczas ucieczki będą musieli przejść przez ogromne pole minowe.

Intrygującym jest stwierdzenie jednego z producentów a mianowicie A. Corkina, który powiedział: 
czyli: 
Jesteśmy bardzo podekscytowani z pozyskania Richarda i Naomi do tego projektu i wiem, że oni wniosą surową autentyczność przemierzając przez wstrząsający świat Clerance.


Aktualizacja, filowanie ma się rozpocząć w listopadzie tego roku w RPA.


Viewing all 1083 articles
Browse latest View live