Dziś mam wielką przyjemność zaprezentować Wam opowiadanie, którego autorką jest Eve, komentatorka tego bloga. Bardzo dziękuję Eve za przesłanie tego opowiadania i za zgodę na opublikowanie go na blogu.
***
Notka od Autorki: Poniższy tekst NIE jest przeznaczony dla tolkienistów - mniej lub bardziej ortodoksyjnych, gdyż może wywołać szczękościsk, toczenie piany z ust, atak szału, niekontrolowane ciskanie przedmiotami codziennego użytku a w końcu palącą potrzebę obrzucenia inwektywami autorki.
Stare porzekadło mówi, że „mądrzy ludzie, żyją w brudzie”. Thorin przez wiele lat stosował się do owej „złotej” i zapewne mocno zalatującej zasady, ale pewnego dnia zażył kąpieli, co okazało się wydarzeniem brzemiennym w skutki.
![]() |
Richard Armitage jako Thorin Dębowa Tarcza. Zdjęcie promocyne do filmu "Hobbit: Niezwykła podróż". Źródło:RichardArmitageNet.com |
ZAGINIONE BUTY THORINA
Zjednoczone Siły Śródziemia odniosły spektakularne zwycięstwo w Bitwie Pięciu Armii. Orkowie zostali wybici lub zepchnięci do cuchnących nor, w których przyszli na świat. Nie można było usunąć tego plugastwa z ziemi w całości, gdyż profesor Tolkien, podczas narady wojennej, postawił stanowcze veto, planując kolejną książkę o dziejach Śródziemia i paskudy były mu jeszcze potrzebne. Nasi bohaterowie nie mieli więc wyjścia – część wrogów musiała ocaleć. Na dodatek w wyniku bitwy Śródziemie czekały poważne zmiany. Thranduil powrócił do swojego ponurego lasu bez spodziewanych łupów, a co gorsza bez Tauriel, w której podkochiwał się jego zbotoksowany synalek. Dain Żelazna Stopa, który miał chrapkę na przywództwo nad krasnoludami też musiał obejść się smakiem. Nie zdobył arcyklejnotu, jego włochaty świniak zaopatrzony w noktowizor padł na polu bitwy, a młoteczek okazał się maleńki w porównaniu z królewskim mieczem Thorina. Twardziel mógł być tylko jeden, tak, jak jedyny, prawowity król Ereboru.
- Zimno jak jasna cholera! – Thorin w pełni ubrany, ale bez butów szedł przez jeden z niezliczonych korytarzy Samotnej Góry. Kołysał się śmiesznie na boki, bo posadzka faktycznie była zimna. Bose stopy mlaskały przy każdym kroku.
- Wyglądam jak idiota! Strój tronowy, ta głupia korona i jestem boso! Niech no dorwę tego, kto za to odpowiada! Brakuje tylko, by ten dureń Thranduil znów pomylił godziny audiencji i zjawił się jak zwykle za wcześnie, bo „łoś mu się spłoszył” – dodał naśladując ton i sposób mówienia króla elfów – jasny szlag!
Władca mruczał pod nosem kolejne przekleństwa, przerywając stek wyzwisk, od czasu do czasu jękami, spowodowanymi przenikliwym chłodem.
- Czemu tu nie ma podłogowego ogrzewania?! Dziadek to jednak stara kutwa była! Nie powinien majstrować przy przetargu, pieniądze z Unii Śródziemia i tak by przepadły! Trzeba było zatwierdzić i teraz firma Convector robiłaby dobrze moim stopom! Szlag! Ale zimno!
Nagle zderzył się z jakąś niepozorną postacią.
- Stokrotnie przepraszam Wasza Wysokość – cichy, zalękniony głos dobiegał jakby zza ściany – myślałam, że Wasza Wysokość jeszcze śpi. Spóźniłam się, wybacz, panie.
Spojrzał w dół i zobaczył swoją twarz odbijającą się w zaginionych butach, które zwisały nieco bezwładnie przytrzymywane wysoko nad pochyloną głową, drobnymi, kobiecymi dłońmi. „Pewnie to jakaś stara, brodata i pomarszczona krasnoludzica! Muszę pogadać z Bardem. Trzeba tu kobiet! Normalnych! Nie owłosionych! Ludzkich kobiet! Elfki są jak koszykarki – za duże! Nie lubię ich!”
- Nareszcie! Masz pojęcie jak wyglądałbym bez butów na tronie!?
- Nie, wybacz panie – czuł, że dziewucha kuli się jeszcze bardziej. Widział teraz tylko jej włosy koloru leśnego miodu lśniące w połyskliwym świetle pochodni. Buty również lśniły … jak nigdy wcześniej.
- Wstań! – rozkazał.
Posłusznie podniosła się z kolan i stała przed nim z pochyloną głową.
- Jak ci na imię? – zapytał ostro.
- Eulalia, panie – szepnęła ledwie słyszalnie.
- Co za głupie imię! Spójrz na mnie!
Niepewnie podniosła wzrok … Nadal była przestraszona. Po Ereborze krążyły legendy o wybuchowym charakterze jego władcy. Thorina zatkało. Pierwszy raz w życiu nie wiedział, co ma zrobić. A przecież zawsze wiedział i nigdy się nie mylił! Patrzyły na niego dwa przejrzyste szmaragdy oczu, nieśmiałych i zalęknionych, lśniące loki miękko okalały twarz o delikatnych rysach, na nosie zauważył kilka piegów, które tylko dodawały jej uroku. A usta … usta były tak kuszące swoją łagodną czerwienią … I ani śladu brody! Głośno przełknął ślinę.
- Skarpety! Masz moje skarpety? Mam boso ganiać w tych buciorach? Wiesz jakie to niewygodne? Odciski potem jak nic!
- Nie panie, nie noszę ich, tylko czyszczę. A skarpety są tutaj – sięgnęła do kieszeni i podała mu zrolowaną parę w kolorze ognistej czerwieni.
Thorin usiadł na podłodze i zaczął je zakładać. Eulalia klęknęła kawałek dalej i przysiadła na piętach z nadal pokornie pochyloną głową. Miał wrażenie, że jednak ukradkiem, bacznie przygląda mu się.
- Dlaczego siadłaś?
- Bo to się nie godzi, panie …
- Co się nie godzi? – Thorin naciągał właśnie but szarpiąc miękką cholewkę, a ponieważ coś nie za bardzo mu to szło, to przygryzał koniuszek języka.
- Żebym … żebym była nad tobą królu, gdy … gdy siedzisz i to jeszcze na podłodze.
- Zapewniam cię, że są sytuacje, w których absolutnie godzi się, żebyś była nade mną i to nawet wtedy gdy siedzę na podłodze – uśmiechnął się nieco lubieżnie widząc oczyma wyobraźni, jak Eulalia unosi się i opada miarowo na jego biodrach.
- Oczywiście, panie – wyraźnie nie zrozumiała, co miał na myśli.
Wstał, podszedł do niej i podał jej dłoń.
- Wstań, moja panno – o, tak, „moja” bardzo pasuje do sytuacji. Nie mógł zaprzeczyć, że czyścicielka królewskiego obuwia wpadła mu w oko. Było w niej coś … sam nie wiedział co, ale chciał zobaczyć ją ponownie i czuł, że jedno „ponownie”, to będzie stanowczo za mało.
Spojrzała na niego zdezorientowana, ale posłusznie wykonała polecenie, chwytając go za rękę. Cały ranek marzyła, że choć przez chwilę go zobaczy. Opowieści nie kłamały. Thorin był absolutnie wyjątkowy: postawny i barczysty jak na krasnoluda, długie, falujące włosy poprzetykane siwymi pasemkami dodawały mu dostojeństwa. Nosił krótką brodę, co nie było typowe dla krasnoludzkich władców, ale pewnie lata niewygód sprawiły, że tak było mu po prostu łatwiej. Najbardziej niezwykłe były jednak jego oczy. Cudownie błękitne, z iskierkami rozbawienia a jednocześnie pełne siły i majestatu właściwych największemu władcy w Śródziemiu.
- Świetna robota Eulalio. Chętnie zobaczę, jak radzisz sobie z czyszczeniem i polerowaniem innych powierzchni. Przyjdź do mnie wieczorem.
- Tak, panie, jak rozkażesz – Eulalia dygnęła, uśmiechnęła się niewinnie i odeszła tanecznym krokiem. Przyglądał się jej przez chwilę: kołyszącym się biodrom, falującym włosom i sukni plątającej się wokół kostek. Widział, jak wyprostowała się i mógłby przysiąc, że dziewczyna uśmiecha się do siebie od ucha do ucha.
Eulalia przez cały dzień była zajęta swoimi obowiązkami. Uśmiechała się jednak pod nosem na myśl, że wieczorem znowu zobaczy króla. Podobał jej się strasznie, ale doskonale wiedziała, że nie ma najmniejszych szans na coś więcej niż służba u niego. Nie ona – zwykła dziewczyna, bez rodziny, domu i pozycji. Dlatego zgodziła się na to, czego nikt inny nie chciał robić – na czyszczenie jego butów. Po cichu liczyła na coś takiego, co miało miejsce dzisiejszego ranka - zobaczy Thorina nie tylko z daleka stając na palcach w tłumie poddanych. A on zobaczy ją – nie jedną z twarzy – tylko ją samą. Wieczorem znów go spotka, może znów z nim porozmawia…? A jeśli nawet nie … Zabierze buty do czyszczenia i to jej wystarczy.
Thorin nie mógł skupić się na tym, co mówił Thranduil. Król elfów znów truł jak poparzony. Może zajadał te same grzybki co Radagast? A może to cuchnące wyziewy w Mirkwood są temu winne? Co mu znowu przyszło do tej utlenionej głowy? Korona go za mocno uwiera, czy co? Handel księżycowymi kamieniami i leśnymi owocami? Pogięło go? Niechże siedzi w tym swoim lesie, pasa sarny i łosie i zajada te podejrzane jagody! Albo lepiej! Niech hoduje te durne świniaki dla Daina! Mowy nie ma! To krasnoludy od wieków mają największe i najpiękniejsze klejnoty w Śródziemiu i żaden elfi blondas nie będzie miał do nich dostępu!
Thorin nie sądził, że rządzenie jest tak nudne i wyczerpujące. Thranduil, który nie wiedzieć czemu uważał się za jego najlepszego przyjaciela, pojawiał się w Ereborze regularnie. Dziś Thorin nie miał na niego ochoty. Dlatego z radością odprowadził go do stajni, by mógł wskoczyć na swego łosia i odjechać. Niestety zwierzę Thranduila znowu zapaskudziło przeznaczony dla niego boks w samym rogu. Smród niósł się daleko przed bydlęciem. Thorin ostrożnie stawiał nogi, by nie wpaść w poślizg na łosiowym łajnie. Nie chciałby pacnąć w obornik na oczach króla elfów a poza tym … nie – przede wszystkim nie chciał, by Eulalia musiała zeskrobywać łosiowe bobki z jego butów!
Ledwie udało mu się pozbyć Thranduila, jego zalatującego stęchlizną i naftaliną zwierzaka i wrócić na tron, Balin wyrósł przed nim jak spod ziemi. Thorin miał nadzieję, że to już koniec na dzisiaj. Marzył o tym, by podnieść się z niewygodnego tronu. Już wiele razy myślał, że Aegon Targaryen za morzem ma jeszcze gorzej niż on. „Tron ze stopionych mieczy pokonanych wrogów! To dopiero musi uwierać w tyłek! Ale nad smokiem skubaniec umie panować!”
- Wasza Wysokość! – nie było dobrze. Balin zwracał się do niego w ten sposób tylko podczas oficjalnych spotkań – czy pamiętasz Brumhildę? Córkę Brona z Gór Czerwonych za Morzem?
Odsunął się na bok i Thorin ujrzał … wyjątkowo brzydką krasnoludzicę. Czarny kołtun na głowie i na brodzie, mała i bardzo korpulentna jak na swoją rasę, zezowata z haczykowatym, mięsistym nosem.
- Wasza dostojność – odezwała się chropawym, skrzeczącym głosem – to prawdziwy zaszczyt znów spotkać największego krasnoluda w Śródziemiu – oblizała usta i dygnęła dwornie. Thorin poczuł przypływ mdłości. Ropucha zdecydowanie nie była w jego typie.
- Oczywiście Balinie – skłamał, bo był pewien, że zapamiętałby taką poczwarę – Brumhildo … - skłonił lekko głowę licząc na to, że gdy ją podniesie, to koszmar zniknie. Nie będzie widział i słyszał paskudy.
- Buniu, panie … jeśli łaska. Mów mi proszę, Buniu, jak przyjaciel.
„Co ona sobie wyobraża?! Mam przyjaźnić się z tym… tym … kaszalotem? W życiu! I co to za zdrobnienie? Przejęła się ostatnim przeglądem kabaretów w mieście ludzi? Na co Bard wydaje unijne fundusze!?”
- Miło mi cię znów spotkać Brumhildo – mało nie udławił się owym „miło”. Balin uśmiechnął się zadowolony.
- Czy Wasza Wysokość zechce pokazać Buni skarbiec?
Gdyby królewski wzrok mógł zabijać, doradca leżałby właśnie na posadzce w przedśmiertnych konwulsjach. Thorin słyszał podniecone posapywanie ropuchy czekającej zapewne tylko na moment, by zostali sami.
- Przykro mi –władczy głos ociekał ironią – Kili i Tauriel dziś wyjeżdżają. Muszę dopilnować, by mój siostrzeniec podróżował jak na księcia przystało – mówiąc to energicznie podniósł się z tronu i ruszył w stronę komnat nowożeńców, nie zwracając uwagi na protesty Balina.
- Będę czekała z utęsknieniem panie … - zaskrzeczała ropucha.
„A ja nie!” – w ostatniej chwili ugryzł się w język, by nie powiedzieć tego głośno.
Resztę dnia zajęło mu unikanie Brumhildy. Paskuda miała jakiś wewnętrzny radar i pojawiała się zupełnie nieoczekiwanie na jego drodze. Była okropnie namolna. Za którymś razem Thorin, widząc jej charakterystyczną postać w korytarzu schował się w załomie, za masywnym filarem. Kaszalot dotarł wprawdzie na niebezpieczną odległość, ale wyraźnie rozczarowany tym, że go nie znalazł wydał szereg dziwnych, nieprzyjemnych dźwięków i odszedł jak niepyszny. Thorin był zły na siebie. „Odkąd to król ucieka przed jakąś babą!? Babą? Toż to byłby komplement! Balin dowie się dokładnie, co myślę o jego pomysłach znalezienia mi żony!” Wyszedł zza filaru i zmartwiał. Kroki kaszalota ucichły. Odwrócił się i zaczął węszyć. „Czy jej dziadkiem był jakiś ork? Co na Durina?!” Wycofał się. Zdjął buty i na palcach skierował się do swych komnat.
- Cholera! Ślisko! – przystanął, zdjął skarpetki i znów pomyślał o Eulalii i jej szmaragdowych oczach. Uśmiech jednak zaraz znikł z jego twarzy, gdy poczuł przeszywający chłód, niemal parzący stopy.
- Gdybym nie pozwolił nawiać tej przerośniętej i plującej ogniem jaszczurce, miałbym teraz naturalny ciepły nawiew … Trochę ziół od Radagasta, albo kilka rad od Aegona i Smaug byłby potulny jak baranek … Tylko trzeba byłoby czymś go karmić … te paskudy, które mi Balin podsuwa … mogłyby gubić się w przepastnych korytarzach Ereboru … Nie wiem, czy jaszczur wolał dziewice … pewnie i tak nimi są – kto by takie tknął!
Wieczorem usłyszał ciche pukanie do drzwi komnaty. Nie miał jednak ochoty na wizyty i towarzystwo. Może faktycznie potrzebował żony? Nawet Dwalin i Ori o tym mówili. Jako król miał pewne „przywileje”. Chętnych kobiet wszelkich ras nigdy nie brakowało odkąd objął rządy w Ereborze. Tylko, że on nie chciał „chętnej” – chciał „swojej”. Takiej, która nie będzie w nim widzieć króla tylko jego samego – humorzastego krasnoluda cierpiącego na przerost ego i szczycącego się swym mieczem.
- Odejdź! Nikogo nie ma w domu! – dla podkreślenie swoich słów rzucił butem w drzwi. Pukanie na chwilę ustało, ale po chwili znów je usłyszał.
- Co jest!? Brumhildo, mówiłem już …! – z rozmachem otworzył drzwi i zobaczył kulącą się postać o lśniących włosach koloru miodu. Eulalia … Cofnęła się kilka kroków, podniosła wzrok i pokornym głosem powiedziała:
- Wybacz panie, że ci przeszkadzam. Powiedziałeś, że mam przyjść, ale skoro … skoro … skoro jesteś zmęczony, to pozwól tylko, że zabiorę buty …
Pierwszy raz w życiu Eulalia była zadowolona ze swojego cokolwiek nikczemnego wzrostu. Mogła teraz stać przed Thorinem zupełnie naturalnie, nie chować głowy w ramionach, nie garbić się, nie wykręcać głupawo i patrzeć w jego cudnie błękitne oczy … W szkole wszyscy wyzywali ją od krasnoludków. Kazali jej pić polo-coctę, by zwiększyć rozmiar … Mówili, że w kingsajzie jest fajniej … Durnie! Tam nie ma takiego Thorina… Król cofnął się do komnaty, co natychmiast wykorzystała. Złapała buty, ukłoniła się, szepnęła „dobrej nocy Wasza Wysokość” i już jej nie było.
Thorin długo nie mógł zasnąć. Odkąd przestały dręczyć go koszmary, noce stały się dziwnie puste i samotne. W końcu, gdy policzył już wszystkie jeże Radagasta, po raz setny obrócił się na drugi bok, oczy same zamknęły się i ujrzał śmiejące się spojrzenie Eulalii. Wyśliznęła mu się z ramion i pobiegła przed siebie przez łąkę pełną kwiatów. Po chwili odwróciła się w jego stronę i wyciągnęła ręce. Ruszył za nią tak samo lekki i radosny. Dogonił ją bez trudu, ujął jej dłoń, przyciągnął do siebie, mocno przytulił a potem zachłannie pocałował przewracając się na pachnącą trawę.
Gwałtownie otworzył oczy. Nie było jej obok a on leżał jak zawsze sam w wielkim łożu w swojej komnacie. „Na cholerę mi takie łóżko, gdy nie mam go z kim dzielić!” Poduszka zaliczyła właśnie solidny prawy sierpowy, Thorin ze złością obrócił się na drugi bok, licząc, że gdy zamknie oczy to Eulalia powróci … „Eulalia! Głupie imię! Tylko język się plącze! … Lilly … Właśnie! Lilly! Delikatna, skromna i piękna jak kwiatuszek!”
- Lilly – mruknął – Lilly … Znów zapadł w sen. Stał teraz na niewielkiej łące w środku gęstego lasu. Słońce chyliło się ku zachodowi. Wiał lekki, przyjemny wiaterek, poruszający wysoką trawą. Przed nim błyszczało niewielkie jeziorko. Woda musiała pochodzić z ciepłego źródła, bo na powierzchni od czasu do czasu pojawiały się bąbelki pękające pod obłoczkiem pary. Nagle znów ją zobaczył. Wynurzyła się z wody. Lśniła niczym najcenniejszy klejnot. Uśmiechała się prowokacyjnie i przyzywała go gestem, by do niej dołączył. Mowy nie ma! W życiu! On się nie kąpie! Nigdy! Co najwyżej bierze prysznic w górskim wodospadzie! Lilly nadal słodko uśmiechnięta wstała powoli. Mokre włosy otuliły jej ciało, ale nie ukryły zarysu kształtnych piersi, wcięcia w talii, szczupłych ramion, jedwabistej skóry… Thorin stracił rozum. Rozebrał się błyskawicznie i wskoczył do wody rozchlapując ją na wszystkie strony. Poczuł miłe, odprężające ciepło, łagodny zapach kwiatów, wilgoć i drobne dłonie Lilly na ramionach. Zamknął oczy. Było mu … przyjemnie … Tak … kąpiel z bąbelkami i z piękną, nagą kobietą … Właśnie! To grzech siedzieć tak bezczynnie, gdy ona jest na wyciągnięcie ręki! Uśmiechnął się błogo i otworzył oczy. Lilly patrzyła na niego pożądliwie. Skąd taka odmiana w tej kobiecie? Do tej pory zawsze spłoszona i nieśmiała … a teraz? Jej oczy zdawały się mówić, że za chwilę zazna takich rozkoszy o jakich nawet nie śnił. Nagle ujrzał w jej dłoni szczotkę. „Skąd ona ją wytrzasnęła? A! Przecież czymś musi czyścić moje buty … Na Durina, to chyba nie ta sama szczota!?” Lilly bez słowa przesunęła ostrymi włoskami swojego narzędzia pracy po jego ramieniu. Thorin poczuł miłe mrowienie. Uśmiechnął się. Wyraźnie ją to zachęciło, bo powtórzyła ruch, równie subtelnie jak poprzednio i już po chwili szczotka w towarzystwie dłoni Lilly błądziły po jego ciele. Było mu bardzo, bardzo przyjemnie, czemu dawał wyraz głuchymi pomrukiwaniami. Nagle Lilly odrzuciła szczotkę, uniosła jego ramię i zaczęła myć go ostrożnie pod pachą … To … to było … niezwykłe… Zrozumiał nareszcie dlaczego faceci śpiewają podczas kąpieli, golenia i pod prysznicem. Robią to, gdy nie są sami! Wystarczy tylko odpowiednia, chętna i naga kobieta obok! Nie wiedział kiedy z gardła wyrwała mu się melodia Misty Mountain. A potem … im bardziej intensywne były ruchy Lilly, tym głośniej śpiewał.
Thorin obudził się o pierwszym brzasku, czując, że nie jest sam w komnacie. Instynktownie sięgnął po sztylet ukryty pod poduszką i bardzo wolno uniósł się nieznacznie na łokciu, rozglądając przy tym uważnie dookoła. Eulalia krzątała się po pomieszczeniu. Słyszał cichutki szelest jej sukni. Poruszała się bardzo ostrożnie, odkładając na miejsc jego rzeczy: pas, karawasze, łuskową zbroję, pochwę miecza i … koronę! Jego durną koronę po dziadku też wyczyściła! Patrzył jak ustawia buty, a potem otwiera skrzynię, wyciąga z niej dwie pary skarpet i chowa je do kieszeni. „To dlatego zawsze masz zapasowe pod ręką …” Nagle zamarł, bo dziewczyna odwróciła się w jego stronę, suknia zawirowała i dopiero wtedy zauważył, że jest boso. „Ała! Ależ musi ci być zimno!” Przyglądała mu się przez chwilę z czułością i uwielbieniem, potem uśmiechnęła się, podniosła swoje buty i cichutko wyszła zamykając za sobą bezgłośnie drzwi. Thorin gwałtownie wyskoczył z łóżka i zaraz tego pożałował. „Cholerna zimnica! Trzeba tu jakieś skóry rozłożyć. Jak Thranduil jeszcze raz przyjedzie na tym swoim bydlęciu, to je zabiję, a skórę każę tu położyć! Nie … pewnie będzie śmierdziała gorzej niż na żywym …” Nie zważając na dojmujący chłód, energicznie podszedł do drzwi, otworzył je z rozmachem i widząc dziewczynę, krzyknął:
- Lilly! – nie zareagowała – Eulalio! – powtórzył. Stanęła od razu. Odwróciła się, włosy zawirowały wokół ramion, ukłoniła się nisko i zapytała:
- Tak, Wasza Wysokość? – na jej ustach błąkał się nieśmiały uśmiech. Do Thorina dotarło właśnie, że stoi w samych gatkach, ale niespecjalnie go to obeszło.
- Czemu tak skradałaś się?
- Nie chciałam cię budzić, panie. Wczoraj byłeś zmęczony i rozdrażniony. Pomyślałam, że sen dobrze ci zrobi – podniosła oczy. Zaczerwieniła się wyraźnie skrępowana widokiem jego nagiego, muskularnego torsu.
- Podejdź – powiedział łagodnie. Posłusznie wykonała polecenie. Ujął ją za ręce. Rzuciła mu pytające spojrzenie, a gdy zobaczyła że Thorin nachyla się aż zesztywniała z przejęcia. Tymczasem on najdelikatniej jak potrafił ucałował jej dłonie i szepnął:
- Dziękuję …
- Ty mnie? … Panie, ty … ty … ty mnie dziękujesz? Ja … ja tylko … - jąkała się ze zdenerwowania. Chwycił jej podbródek, łagodnie przytrzymał i tonąc w tych cudnych oczach, które śniły mu się przez całą noc, powiedział z całym przekonaniem:
- Tak, dziękuję ci.
Patrzyła na niego nadal zdezorientowana. W końcu uśmiechnęła się, a motyle w brzuchu Thorina zaczęły swój szalony taniec.
- To ja dziękuję, Wasza Wysokość.
Dygnęła i odeszła sprężystym krokiem. Patrzył dopóki nie zniknęła za zakrętem. Postanowił, że ostatni raz pozwolił jej odejść.
Thorin szedł zadowolony do sali tronowej. Ori już wcześniej zawiadomił go, że płowowłosy leśniczy oczekuje tam na jego przybycie. Gdy zapytał o łosia, Ori skrzywił się wymownie zatykając nos. „Czyli wszystko jasne – bydlę znów zasmradza stajnię.” Dziś jednak nie przeszkadzało mu to. Dziś zamierzał odprawić Brumhildę, a potem zejść do pralni, odszukać Lilly i … i dalej nie miał pojęcia. Wiedział jednak, że tym razem niezawodny plan nie jest potrzebny. Wystarczy pełna improwizacja i przekonanie o tym, że nigdy się nie myli. Zatem, jeśli zrobi coś szalonego, to będzie to właściwe.
Był już prawie na miejscu, gdy poczuł silne szarpnięcie za rękaw. „Co na Durina!” Balin położył palec na ustach i skinieniem głowy dał znać, gdzie król powinien spojrzeć. To, co Thorin zobaczył było faktycznie … zaskakujące, nawet bardzo zaskakujące. Brumhilda cała w skowronkach spoczęła na stopniach wiodących do tronu. Gestykulowała żywo nieskoordynowanymi ruchami i swoim skrzekliwym głosem niemal wykrzykiwała kolejne zdania. Thranduil siedział po turecku u jej stóp z rozanielonym i nieco błędnym wzrokiem, spijając każde słowo z jej ust. „Co on znowu wziął? Jakie ziele tym razem? Ślepy jest i głuchy? W sumie … jest już taki stary, że coś może mu szwankować … A niech mnie!” Thorin stał i gapił się cokolwiek głupawo na to, co działo się przed jego oczami. Leśniczy, bowiem zdjął koronę, podał ją kaszalotowi, który chichocząc wcisnął ją na swój kołtun. Król elfów westchnął w ekstazie. „Aż tak cię to kręci? Coż … elfy zawsze były jakieś dziwne. Zakochać się w paskudzie! Ale numer!” Thorin nie posiadał się z radości. Pozbędzie się Brumhildy i leśniczego za jednym zamachem. „Gołąbeczki” będą teraz zajęte tylko sobą, dzięki czemu skończą się ciągłe wizyty w Ereborze. Uśmiechnął się, odwrócił na pięcie i pognał w głąb góry.
- Thorinie! Dokąd? – usłyszał za sobą teatralny szept Balina.
- Po żonę! Na moich – nie twoich zasadach! – rzucił przez ramię zderzając się przy tym z twardą czaszką Dwalina.
- Nareszcie – mruknął z ulgą krasnolud – cały ranek cię szukam.
- Spadaj!
- Ej! Jestem szefem twojej ochrony, chyba powinienem …
- Spadać!
- Thorinie, nie możesz wszędzie chodzić sam!
- Mylisz się Dwalinie! Mogę! I jeśli będę potrzebował twojego towarzystwa, to dam ci znać, a teraz spadaj – i nie czekając na odpowiedź popędził przed siebie.
Lilly jak zawsze zajmowała miejsce w samym rogu pralni. Inne kobiety przekrzykiwały się niczym przekupki na targu, opowiadały jakieś niestworzone historie, przechwalały, która z nich miałaby większe szanse u Thorina i jak zawsze zachwycały się nim: jego władczym spojrzeniem, atletycznym ciałem, brodą, lokami, siłą i dostojeństwem. Klepały jak najęte, co takiego zrobiłyby z nim w łóżku, albo w innym miejscu. Lilly wyłączyła się. Nuciła pod nosem ulubioną melodię, wspominała poranek i widok, jakiego nie doświadczyła żadna z roznegliżowanych praczek … królewskie usta na jej dłoniach, lekko drapiącą brodę i łaskoczące włosy, które opadły na jej przedramiona… Ona jedna w tym pomieszczeniu rozmawiała z Thorinem … Ona jedna wiedziała, jak władca wygląda gdy śpi. Ona jedna widziała go w samych gatkach … Podniosła głowę słysząc jakieś zamieszanie.
Thorin wpadł jak burza do pralni wprowadzając kobiety w absolutną konsternację. Zatrzymał się na moment a potem zaczął krążyć wśród balii nerwowo rozglądając się na boki. W końcu zobaczył to, czego szukał. Lilly stała w kącie patrząc na niego z niemym uwielbieniem. Gdy ich oczy spotkały się zmartwiała. Przypominała teraz szlachetny posąg z … czerwonymi skarpetami w ociekających woda dłoniach. Thorin podszedł do niej zdecydowanym krokiem, wyszarpnął skarpety i cisnął je z impetem do balii, a potem ujął jej twarz w dłonie i wpił się w jej usta. Lilly nadal stała sztywna jak słup. Dopiero po chwili zarzuciła mu ramiona na szyję, a jej ciało poddało się natarczywej pieszczocie. W końcu brakło jej powietrza, więc odsunęła Thorina delikatnie od siebie. Przyglądał się jej czule, pogłaskał po policzku słysząc za plecami westchnienia innych kobiet przeszywające grobową ciszę pralni.
- Thorinie … - Lilly skuliła się chowając za nim. Chwycił ją za rękę i bez słowa pociągnął za sobą. Szedł bardzo szybko zamaszystym krokiem. Eulalia próbowała dotrzymać mu tempa. Kobiety rozstępowały się przed nimi, oszołomione niecodziennym widokiem. Po wyjściu z pralni król puścił się biegiem przed siebie nadal mocno ściskając dłoń Lilly. Nagle stanął, przyparł ją do ściany i ponownie wpił się w jej usta. Teraz nie żądał, tylko … prosił. Był wniebowzięty, gdy Lilly z pasją odwzajemniła pocałunek. Czuł jej drżące ciało, dłonie przytrzymujące twarz, ten niezwykły zapach jego kobiety. Przycisnął ją mocniej biodrami, by poczuła jak bardzo działa na niego jej bliskość i pieszczoty. Nagle poczuł bezczelne stukanie w ramię.
- A! Tu jesteś! – usłyszał głos Dwalina – Chodź, Thranduil chce z tobą rozmawiać. Nie czas na obmacywanie dziewek po kątach! Ja wiem, że masz swoje potrzeby i jakaś chętna zawsze się znajdzie, ale …
Thorin niechętnie odsunął Lilly od siebie. Uśmiechnął się do niej rozmarzony, po czym odwrócił gwałtownie i jednym ciosem powalił Dwalina na ziemię. Złapał się za nadgarstek, zgiął w pół i jęknął:
- Jasna cholera! Ale masz twardy łeb! Co ty tam masz? Kamienie?
Dwalin, nieco oszołomiony dźwigał się z podłogi patrząc gniewnie na Lilly, która trwożliwie chowała się za plecami Thorina. Otwierał już usta, by powiedzieć, co sądzi o takim traktowaniu, gdy król ryknął:
- To, że jesteś szefem BOK-u* nie znaczy, że możesz wszędzie za mną łazić i przeszkadzać mi, gdy jestem BARDZO zajęty! A jeśli jeszcze raz użyjesz określenia „dziewka” wobec mojej przyszłej żony, to tak ci nakopię, że tatuaże ci zbieleją! - Dwalin patrzył na niego z niedowierzaniem – A teraz idź i powiedz gajowemu, że zatrzymały mnie WAŻNE sprawy. GDY skończę, to do niego przyjdę.
- Jak rozkażesz – Dwalin obrażony odwrócił się i odszedł.
- Thorinie … - Lilly wyszła zza jego pleców – czy… czy ty … czy ty … - jąkała się znów ze zdenerwowania.
- Tak! Właśnie tak! Chcę, żebyś została moją żoną. Zresztą po tym przedstawieniu, jakie urządziliśmy w pralni, nie masz wyjścia.
- Urządziliśmy? – podniosła brwi ze zdumienia – urządziliśmy?! Rzuciłeś się na mnie z tymi … słodkimi ustami … - westchnęła i pocałowała go bardzo namiętnie – i mówisz, że nie mam wyjścia? – szepnęła łapiąc oddech i nadal mocno przytulając się do niego.
- Dokładnie! – wysapał Thorin – nie masz wyjścia. Szykuj się na wieczór! Nie ma potrzeby, by dłużej z tym zwlekać.
- Ale ja … ja … ja nie mam odpowiedniej sukni … nie chcę przynieść ci wstydu … bo ja … ja … wyglądam …
- Pięknie. Tak? To chciałaś powiedzieć? – bardziej stwierdził, niż zapytał – wierz mi, suknia będzie ci jedynie przeszkadzać, a tę można na szczęście szybko zdjąć, więc jest w sam raz.
Thranduil pierwszy raz wyglądał na zakłopotanego. Włochate gąsienice brwi zbiły się w jedną grubą kreskę nadając jego twarzy prawdziwie groteskowy wygląd. Thorin znowu pomyślał, że gajowy ma fatalną kosmetyczkę, bo przy tak utlenionym łbie, czarne brwi wyglądają głupawo. Brumhilda stała obok swego wybranka. Thorin z trudem powstrzymał uśmiech, bo „gołąbeczki” wyglądały jak Wielki Goblin i jego mały Toadie.**
- Thorinie – elf odezwał się melodyjnym głosem. „Znów będzie mnie czarował! Dureń! Jeszcze nie wpadł na to, że na mnie to nie działa?” – pokornie pragnę prosić cię o łaskę … i wybaczenie dla Brumhildy – spojrzał w dół i uśmiechnął promiennie – najpiękniejszej istoty, jaką w swym długim życiu widziałem. „No, stary … niezłe te grzybki, które zajadasz! Ciekawe, co będzie, gdy ci się skończą.”
- Thorinie, wybacz mi, proszę – wtrąciła się Brumhilda– nie planowałam tego, ale Duduś, znaczy Thranduil … zrozum proszę: serce nie sługa.
„Duduś?! Na Durina! Masz przekichane, kolego! Twoja wola!”
- Thranduilu, Brumhildo, nie mam prawa stawać wam na drodze. Obyście byli szczęśliwi!
- Czy to znaczy, że uczynisz nam ten zaszczyt i zostaniesz drużbą? – oczy elfa zalśniły, a gąsienice powróciły na swoje miejsce. Balin chrząknął znacząco.
- Tak – Thorin odpowiedział z ociąganiem.
- To cudownie! – Brumhilda aż podskoczyła i klasnęła w dłonie – poproszę siostrę, by towarzyszyła ci, nie jest wprawdzie tak piękna jak ja …
- To zbytek łaski, Brumhildo. Mam z kim pojawić się na waszym ślubie – mówiąc to odwrócił się i wyciągnął dłoń. W głębi korytarza pojawiła się niepozorna postać Lilly. Szła spokojnie. Dopiero, gdy wynurzyła się z cienia, Thorin zauważył, że jest zmieszana i zaczerwieniona ze wstydu. Thranduil posłał porozumiewawcze spojrzenie narzeczonej. Oboje od razu domyślili się kim jest kobieta chowająca się za ramieniem Thorina.
- Wspaniale! – krasnoludzica była naprawdę zachwycona – zrobimy wielkie, podwójne wesele: najpierw tu w Ereborze, a potem w Mirkwood u Dudusia! Będzie …
- Nie! – Thorin przerwał jej zdecydowanie – wasz ślub, to … wasza sprawa. Możecie zaprosić pół lasu, krasnoludy z Gór Czerwonych i nawet całe Westeros z Aegonem i jego smokiem! Pląsajcie do tej swojej psychodelicznej muzyki, jedzcie zieleninę, te podejrzane jagody, grzybki Radagasta i co tam jeszcze chcecie! My – spojrzał na Lilly – zrobimy to po naszemu!
- Czyli jak? – oczy kaszalota zwęziły się nadając twarzy jeszcze paskudniejszy wygląd.
- Po krasnoludzku! – odparował Thorin. Elf położył dłoń na kołtunie narzeczonej i powiedział melodyjnym głosem:
- Żabeńko, każdy ma prawo robić to tak, jak lubi i jak nakazuje tradycja – Brumhilda najwyraźniej skupiła się na niewielkiej dwuznaczności wypowiedzi, bo ożywiła się ponad miarę a w jej oczach rozbłysła żądza.
- Oczywiście Dudusiu, co tylko zechcesz … i jak zechcesz.
Późnym popołudniem Duduś z Żabeńką udali się do lasu. Thorin liczył na to, że tak dalece zajmą się sobą, iż zapomną o całym świecie. Zresztą zaprzątały go inne sprawy. Zbliżał się wieczór i noc, która miał być pierwszą z wielu dzielonych z Lilly, ale by do tego doszło musiał się ożenić.
- Fili!! Gdzieś tym razem polazł!! - głos króla niósł się przez korytarze góry.
- Jestem wuju! – Fili wpadł do sali tronowej.
- Ile razy prosiłem, byś nie mówił do mnie „wuju”? To, że nosisz miecz nie znaczy, że jesteś Rochem Kowalskim! – prychnął Thorin.
- Oczywiście wu … Thorinie. I za dużo o tym mówiłeś …
- Istotnie. Za dużo. Ale mniejsza z tym. Gotowy?
- Jasne! – Fili rozpromienił się. Rola mistrza ceremonii spodobała mu się od razu. Thorin stwierdził bowiem, że skoro on jako kapitan okrętu HMS Erebor bierze ślub, to udzielić mu go może tylko pierwszy oficer. Fili był dumny jak paw.
- Krótka formuła. Pamiętasz?
- Oczywiście Thorinie – tym razem nie popełnił błędu – zatem zaczynajmy: Czy ty Thorinie?
- Tak!
- A czy ty Eu … Eu … Lilly?
- Tak.
- Możesz pocałować żonę wu … - jedno mordercze spojrzenie wystarczyło, by Fili przypomniał sobie o prośbie króla – Thorinie – dokończył z ulgą.
Wesele miało iście krasnoludzki charakter: dużo jadła (bez zieleniny, za to pojawiły się frytki), dużo piwa, dużo sprośnych piosenek i tyle samo wywijania hołubców na stołach. Thorin i Lilly wymknęli się szybko z tego szaleństwa, udając się do pobliskiego lasu (absolutnie NIE Mirkwood). Pan i władca już wcześniej zadbał o to, by bez trudu trafić na polanę, która przyśniła się mu poprzedniej nocy. Bilbo, zwany teraz „B”, przy pomocy agenta o kryptonimie OO7- Beorna, znalazł i odpowiednio zabezpieczył właściwe miejsce. Wystarczyło jedynie, by Thorin zaprowadził tam Lilly. Gdy stanęli na polanie, spojrzeli na siebie przeciągle, zrzucili ubrania, chwycili za ręce, rozpędzili i z głośnym pluskiem wskoczyli do jeziorka.
… A potem … Misty Mountain śpiewane na dwa głosy niosło się po lesie aż do brzasku.
**Toadie - maleńki, lizusowaty ogr służący księciu Igthorn’owi, słodki niczym równie lizusowaty Mort
Uwaga! Autorka nie bierze odpowiedzialności za ewentualny uszczerbek na zdrowiu psychicznym czytających. Po ewentualną poradę proszę kierować się do najbliższej placówki NFZ i pytać o dr hab. n. med. Radagasta, lek. Tauriel lub dr n. med. Oin’a.