Poprzednia, dziewiętnasta część tutaj.
Thranduil krzyknął z bólu, gdy Arwena i Luthien zdjęły go z konia. Rana była spora, Bolg w ostatnim momencie zdołał uderzyć elfickiego króla w ramię i brzuch. Bolało, ale był z siebie dumny, bo zdołał obronić Thorina i jego ukochaną. Arwena od razu ruszyła na poszukiwanie zioła, które uśmierzyłoby ból i pomogłoby przyspieszyć gojenie rany.
- Pilnuj go – nakazała surowo Luthien – Niech w ogóle się nie rusza.
Dziewczyna patrzyła podejrzliwie na Thranduila, który leżał bez sił oparty o drzewo. Uważnie obserwował Luthien, a ona z niechęcią odwróciła się od niego. Kiedy jednak usłyszała pełne bólu westchnienie, podeszła i usiadła obok. Powoli, najdelikatniej jak umiała zaczęła zdejmować mu zbroję i ubranie. Thranduil w milczeniu obserwował jej poczynania, a kiedy odsunęła od krwawiących ran tkaninę, odwrócił wzrok. Luthien uśmiechnęła się kpiąco.
- Na sobie nie wygląda to tak przyjemnie, prawda? – powiedziała z wyraźną złośliwością – Boli, krwawi, nie wiesz czy przeżyjesz… Co innego zrobić komuś takie piękne rany, to musi być prawdziwa przyjemność, prawda? Szczególnie na krasnoludzkich plecach!
- Tak, wiem! Byłem podły, zaślepiony, zły do szpiku kości! – krzyknął Thranduil – Ale zmieniłem się! Nie jestem dumny z tego, co kiedyś zrobiłem Thorinowi, dlatego przyszedłem walczyć tu z nim, pokazać że jestem jego przyjacielem!
- Trochę późno, nie uważasz?
- Uratowałem cię, gdybym was nie zasłonił, leżałabyś tam martwa!
- Mam ci być wdzięczna!?
- Mogłabyś przynajmniej nie być niemiła – burknął urażony Thranduil – Na wszystkie świętości, jaki ja byłem głupi że chciałem cię zabrać Thorinowi! Jak ten biedny krasnolud to znosi…
- Co chciałeś zrobić!?
- A tak, chciałem się z nim wymienić, wolność za ciebie! Wybrał ciebie, a ja nie mogę wyjść z podziwu, dlaczego to zrobił!!!
- Ale… Jak to… - Luthien zabrakło słów i zaczęła krążyć w kółko, nie wiedząc, co zrobić – Ty podła świnio!
- Coraz bardziej przekonuję się, że Thorin nie wie, co go czeka…
- Może po prostu ma podejście do kobiet, a ty nawet nie wiedziałbyś co z kobietą zrobić!
- Zdziwiłabyś się! – odkrzyknął Thranduil. Uśmiechnął się pod nosem; ta niewysoka dziewczyna miała ogromny temperament i tak naprawdę uważał, że świetnie z Thorinem do siebie pasują.
- Tak? To proszę powiedz mi, co zrobiłeś ostatnio z kobietą… I ile to było wieków temu! – ironicznie odparła Luthien.
- Co zrobiłem? Syna – powiedział elf – I całkiem mi się udał!
- Właśnie widzę, chyba jest podobny do matki!
Thranduil posmutniał i zamilkł. Przypomniała mu się Nienna, szczęśliwie spędzone z nią chwile, to jak bardzo go kochała… Luthien spoważniała i domyśliła się, że kryje się za tym jakaś smutna historia. Przyklękła obok elfa i spojrzała na jego pełną bólu twarz.
- Co się z nią stało? – zapytała łagodnie.
- Odeszła za Morze – Thranduil spojrzał na nią ufnie – Kochała mnie niemożliwie mocno, ale nie udźwignęła presji bycia królową. Zanim się poznaliśmy, była zwykłą, prostą dziewczyną. Była tak krucha i delikatna… Nie tak ostra i pewna siebie, jak ty. Ty z godnością będziesz trwała u boku Thorina jako Królowa spod Góry, ale dla Nienny bycie Królową Leśnego Królestwa było ponad jej siły. Gdy urodziła Legolasa zaczęła blaknąć, niknąć w oczach. Pewnego dnia odeszła, a ja pozwoliłem jej na to… Od tego dnia moja dusza czerniała coraz bardziej i bardziej, aż do dnia, kiedy Galadriela przypomniała mi o tym, kim jestem, i powiedziała że Thorin na mnie liczy.
- Przykro mi, nie wiedziałam że przeżyłeś tak smutną historię, to musiało być straszne…
- Tak, ale teraz wszystko się zmieni – elf uśmiechnął się blado – Jeśli przeżyję, udam się do niej. Do mojej ukochanej Nienny, odpłynę za Morze choćby jutro i spotkam się z nią…
- Tak mi przykro – Luthien rozpłakała się i przytuliła Thranduila, który był zszokowany jej nagłą zmianą nastroju.
- Mnie nie jest przykro. Jestem szczęśliwy i wreszcie wolny!
- Może jesteś podłą świnią, ale masz dobre serce. Choć i tak mam ochotę cię zabić…
- Moja droga, pomyśl że blizny na plecach Thorina będą wieczną pamiątką po waszym przyjacielu. Nigdy się już nie spotkamy, ale choć w ten sposób zostanę z wami na zawsze.
- Jeśli to miał być żart, to kiepski – odparła Luthien, odsuwając się od niego – Choć lepsza taka pamiątka, niż żadna. Mimo tego wolałabym jako pamiątkę trzymać nad kominkiem twoją głowę.
- Mogę podarować ci kilka włosów.
- Dziękuję, obejdzie się – dziewczyna wstała i zdjęła kolczugę, a wtedy oczom Thranduila ukazał się pięknie zaokrąglony brzuszek. Uśmiechnął się i nagle wszystko zrozumiał.
- To dlatego masz humory! – roześmiał się – Nienna dokładnie tak samo zmieniała nastroje, kiedy nosiła pod sercem Legolasa! Gratuluję!
- Dziękuję – rozpromieniła się Luthien.
- Kim jest szczęśliwy tatuś?
- Chyba ktoś próbował mnie obrazić… - dziewczyna powoli sięgnęła po miecz.
- Żartowałem! – krzyknął elf – Naprawdę, cieszę się. Wiem, że z moich ust może to brzmieć niewiarygodnie, ale cieszę się. W końcu Thorin ma to, na co zasłużył: piękną kobietę, dziecko i odzyskane królestwo.
- I dwie nowe siostrzenice – dodała Luthien – Nie wiem czy wiesz, ale Kili i twoja strażniczka…
- Tauriel? Z krasnoludem!?
- Thranduilu, miałam cię za tolerancyjnego i nowoczesnego mężczyznę…
- Ech… A ten drugi? Z kim się spotyka?
- Nie wiedziałam, że mężczyźni lubią plotki – uśmiechnęła się ironicznie dziewczyna – Fili zakochał się w kuzynce Bilba, tego przemądrzałego hobbita.
- Ród Durina kompletnie zwariował… Co za czasy! Żaden z nich nie żeni się z krasnoludzicą? Swoją drogą, tak między nami… Nie dziwię im się – Thranduil roześmiał się wesoło – Widziałaś kiedyś krasnoludzkie kobiety?
- Nie, jeszcze nie.
- Jak zobaczysz, to padniesz z wrażenia!
- Jesteś okropny! Każda kobieta jest piękna! – oburzyła się Luthien.
- Tak? Nawet taka z brodą?
Oboje wybuchnęli śmiechem, i tak zastała ich zdumiona Arwena, niosąca ziele do uleczenia króla elfów. Odetchnęła jednak z ulgą, bo widziała, że między Luthien a Thranduilem panuje zgoda. Miała nadzieję, że tak też i będzie z Thorinem…
***
Słońce powoli wychylało się zza chmur. Był niesamowicie cichy i chłodny poranek, gdy Thorin wyszedł przed Górę i rozejrzał się wokoło. Wokoło pełno ofiar, i tylko nikłym pocieszeniem był fakt, że sojusznicy stracili o wiele mniej żołnierzy niż wróg. Od razu przeniesiono truchła orków w miejsce, gdzie uprzednio schowano rozczłonkowanego Smauga, i spalono ich z ogromną satysfakcją. Martwych krasnoludów, elfów i ludzi natomiast złożono we wspólnym grobowcu tuż za Samotną Górą. Dół został przysypany i pokryty ogromnym kamieniem, na którym wyryto w trzech językach: wspólnej mowie, sindarińskiej i w khuzdul, słowa:
„Tu spoczęli bohaterowie polegli podczas obrony wolności w Bitwie Pięciu Armii 23 listopada 2941 roku Trzeciej Ery. Cześć ich pamięci, która nigdy nie zaginie i przekazywana będzie z pokolenia na pokolenie. Ich męstwo i bohaterstwo uratowało Śródziemie przed zagładą, a ofiara, jaką złożyli, będzie już na zawsze przypieczętowaniem przyjaźni i wiecznego sojuszu między Plemieniem Durina, Rivendell, Lothlorien, Zielonym Królestwem i Esgaroth”.
- Nigdy wam tego nie zapomnę – szepnął wzruszony Thorin, i zwrócił się donośnie do wszystkich obecnych – Drodzy przyjaciele! Ten dzień to nasze wielkie zwycięstwo, ale i porażka. Straciliśmy wielu dobrych ludzi, wielu wspaniałych elfów i krasnoludów. Straciliśmy naszych braci, ale odzyskaliśmy wolność. Sprzymierzyliśmy się przeciw siłom zła i wygraliśmy. Niech ten sojusz pozostanie w nas na zawsze i nigdy, przenigdy nie pozwólmy, aby cokolwiek nas poróżniło. W imię Durina, przysięgam dochować wierności i przyjaźni po wsze czasy, a po mnie dochowają ich moi potomkowie.
- I z naszej strony masz przysięgę lojalności – odparł Elrond, a Celeborn i Galadriela potwierdzili to skinieniem głów.
- Pragnę także wspomnieć mego drogiego przyjaciela, Bilba Bagginsa z Shire, hobbita który niejednokrotnie uratował nas od niebezpieczeństw, a nawet i od śmierci. I twoją krainę obejmuje przysięga wiecznej przyjaźni i sojuszu. Twoi potomkowie będą przyjaciółmi moich.
Targany wyrzutami sumienia Bilbo schował się za Bomburem. Postanowił wyznać Gandalfowi, że ma Arcyklejnot w kieszeni, jednak kiedy usiłował go odnaleźć, nie widział go. Wszyscy rozeszli się przygotowywać uroczystości, które miały się rozpocząć w południe. Thorin samotnie krążył dookoła Góry, podczas gdy reszta jego krasnoludzkich towarzyszy próbowała ogarnąć nieco bałagan, jakiego przysporzyła walka ze Smaugiem. Kili i Fili osobiście sprzątali salę tronową, przygotowując ją na uroczystość koronacji króla, a Bombur, Esmeralda i kilku elfów z Rivendell przygotowywali ucztę.
- Dlaczego się smucisz, Thorinie? – do krasnoluda dołączył Elrond.
- Nie smucę się… Myślę o przyszłości. Dlaczego w ogóle chcecie mnie koronować? Nie mam Arcyklejnotu, nie mogę…
- Przestań! – przerwał mu elf – Zrozum w końcu, że to ty jesteś ich przywódcą i nie chcą żadnego innego. Arcyklejnot był tylko symbolem, zresztą to niemożliwe, żeby zginął. Myślę, że w ciągu kilku dni odnajdzie się, musi gdzieś być, najpewniej przysypany złotem…
- A Luthien? Nie zgadzam się na żadne uroczystości bez niej, chcę żeby była! Odwołaj koronację, muszę ją znaleźć! I Thranduil, był ranny…
- Spokojnie przyjacielu! Tauriel i Legolas pojechali po nich, bądź spokojny. Do południa na pewno się zjawią. Ochłoń, uspokój się, bo czeka cię dziś jeszcze wiele wrażeń…
Tymczasem Bilbo nerwowo szukał Gandalfa. Znalazł go wreszcie w skarbcu z Celebornem i Galadrielą. Podszedł nieśmiało i chrząknął znacząco.
- Och tu jesteś, nasz mały bohaterze! – ucieszył się Gandalf.
- Musimy porozmawiać – odparł hobbit, zerkając nerwowo na królewską parę – Pilnie.
- Więc mówże!
- Ale to… prywatna sprawa – Bilbo drżał pod wpływem przenikliwego wzroku Galadrieli, co zwróciło również uwagę jej męża i czarodzieja.
- Ukrywasz coś cennego, hobbicie – szepnęła tajemniczo królowa – Tajemnica ciąży ci bardzo i boisz się czegoś…
- TAK! – krzyknął Baggins, nie mogąc wytrzymać, i wyjął z kieszeni Arcyklejnot, padając z rozpaczą na kolana – Mam go! Tak, jestem włamywaczem, złodziejem, ukradłem go, przejrzałaś mnie, o pani, wybaczcie!!!
- Bilbo… Skąd…
- Przysięgam, Gandalfie, chciałem go oddać, bardzo chciałem, ale… Ja nie mogłem, nie mogłem patrząc na niego, jak zżera go to paskudne choróbsko! Szukał go i łaknął jak powietrza, a ja bałem się, że jeśli oddam mu go od razu, to skończy się dla nas wszystkich źle! Ja przepraszam, nie chciałem zawinić, kierowałem się dobrem mojego przyjaciela, który pogrążony w smoczej chorobie był przerażający!
Bilbo zacisnął powieki i oczekiwał na wyrok. Wtedy Celeborn nachylił się i uniósł jego podbródek.
- Nie lękaj się, synu pięknego i zielonego Shire – powiedział – Wykazałeś się ogromną odwagą, która zostanie doceniona. Istotnie, gdybyś wczoraj oddał Thorinowi Arcyklejnot, mógłby przeważyć w złą stronę i dziś, zamiast króla, mielibyśmy jego wrak.
- I znowu losy ważyły się w rękach małego hobbita – z dumą powiedział Gandalf – Bilbo, Thorin powinien obsypać cię złotem i wykuć ci ogromny pomnik za twoje zasługi.
- Nie chcę tego… Chcę, żeby był zdrowy, szczęśliwy i… z Luthien. Czasem może wpaść do mnie z wizytą, ale zapowiedzianą – podkreślił – Nie potrzebuję złota.
- Doprawdy, poczciwy z ciebie hobbit, nie spotyka się często takich osób, jak ty – przyznał Celeborn, uśmiechając się pokrzepiająco – Głowa do góry, teraz musimy tylko oddać klejnot jego właścicielowi.
- Ale jak…? Ja mam go dać i przyznać się, że skradłem…!?
- Nie – Gandalf znacząco spojrzał na Galadrielę – Wydaje mi się, że mam plan…
***
Dochodziło południe. Wszyscy zebrali się już w sali tronowej, oczekując na rozpoczęcie uroczystości. Podniosła atmosfera udzieliła się wszystkim, oprócz Thorina, który nieco zagubiony i zdenerwowany krążył dookoła tronu. Po jego obu stronach ustawili się już dumni Kili i Fili, a ich ukochane stały kilka kroków dalej, z podziwem patrząc na nich i tylko czekając, aż będzie po wszystkim i w końcu będą mogły rozpocząć z nimi szczęśliwe, długie życie. Gandalf i Bilbo stali tuż przy siostrzeńcach króla, który nadal niespokojnie krążył wokół tronu. W końcu do sali wszedł pochód, na czele którego szedł Elrond, trzymający w dłoniach koronę Throra. Obok niego kroczyła Galadriela z Celebornem. Thorin w końcu przestał chodzić i stanął przed tronem, wyprostowany. Gdy Elrond odłożył koronę, usunął się na bok, podobnie jak Galadriela z Celebornem. Wtedy Thorin ujrzał Legolasa, prowadzącego swego ojca. Thranduil uśmiechał się ciepło.
- Żyjesz – z ulgą odetchnął krasnolud.
- Żyję… Zacząłem żyć. Dzięki tobie.
Thorin skłonił się elfickiemu królowi, który z synem stanął u boku Elronda, i… zaniemówił. Kilka kroków za nimi szła miłość jego życia. Niewyobrażalnie piękna, promienna, uśmiechnięta, miękkie loki okalały jej śliczną twarz. Niosła w dłoniach niewielkie zawiniątko, ale nie to przykuło jego uwagę. Zwiewna, błękitna suknia ukazywała jej kształty. Zobaczył po raz pierwszy to, czego w najśmielszych snach się nie spodziewał, zaokrąglony brzuch, który mógł wskazywać tylko jedno…
- Luthien – szepnął, robiąc kilka kroków naprzód – Moja Luthien…
- Thorinie, tak bardzo jestem szczęśliwa – odparła, wyciągając ku niemu rękę – Kocham cię…
Krasnolud padł przed nią na kolana i z niedowierzaniem patrzył na jej brzuch. Delikatnie, jakby bał się że zrobi jej krzywdę, dotknął go i uniósł pytający wzrok ku górze. Luthien szklącymi się oczami potwierdziła to, o co chciał zapytać, a wtedy Thorin, trzymając obiema dłońmi okrągły brzuch ukochanej, złożył na nim pocałunek. Luthien dotknęła jego rąk, a on objął ją w talii i przytulił się do jej ciała. Dziewczyna wplotła palce w jego włosy i napawała się tą cudną chwilą bliskości, jak gdyby byli zupełnie sami, nie zwracali uwagi na tłumy ich obserwujące. W końcu Thorin wstał i spojrzał w oczy Luthien z ogromną miłością i szczęściem.
- Tak bardzo cię potrzebowałem – powiedział – Ale już jesteś, jesteście… Kocham was tak mocno… Tak się bałem, że cię nie zobaczę, że zginę albo tobie coś się stanie. A ty przyszłaś, wróciłaś do mnie z najpiękniejszym prezentem, jaki mogłem sobie wymarzyć…
- Mamy kuzyna – Kili szturchnął brata w bok – Najprawdziwszego kuzyna!
- Kocham cię, Luthien – kontynuował Thorin – I mam nadzieję, że twoje uczucia do mnie się nie zmieniły, wyrządziłem ci tyle złego, zraniłem cię… A jednak tu jesteś.
- Robiłeś to wszystko dla mnie. Wiem o tym i tak naprawdę potrafiłam docenić to dopiero teraz. Zresztą… Odesłałeś mnie do Rivendell w najbardziej odpowiednim momencie – Luthien położyła dłoń ukochanego na swój brzuch.
- A ty jesteś tak nieodpowiedzialna, że mimo tego przyjechałaś tu na pewną śmierć…
- Nie potrafilibyśmy żyć bez ciebie. Woleliśmy zginąć u twojego boku niż żyć samotnie i cierpieć…
- Moja mała, słodka, niemądra dziewczynko! – Thorin z ogromną radością porwał Luthien w swoje silne objęcia – Tak bardzo cię kocham!!! – krzyknął.
- Ja ciebie też…
Dookoła rozległy się okrzyki i brawa. Wszyscy cieszyli się szczęściem Thorina i Luthien, wyglądali razem pięknie, miłość biła z nich na odległość. Krasnolud wpatrywał się w swoją ukochaną z błyskiem w oku, ale już nie szaleńczym, choć może szaleńczym, lecz z czystej miłości. Patrzył w jej oczy z podziwem, nie mogąc przestać. Czuł do niej tak ogromne pokłady uczuć, tak silnych, i widział w jej spojrzeniu to samo.
- Już czas – powiedział Gandalf – Czas na ceremonię.
Luthien zrobiła krok w tył i wysunęła dłoń, w której trzymała zawiniątko. Z niepokojem i obawą rozwinęła je i salę wypełnił blask. Thorin jak urzeczony wpatrywał się w jego źródło. Arcyklejnot… Najpiękniejszy kamień świata. Najwspanialszy, najcenniejszy…
Mój. Mój skarb. Moje serce, mój najdroższy… Mam cię w końcu, odzyskałem, ukochany… Moje szczęście. W końcu do mnie wróciłeś. Jesteś tu ze mną, tak piękny jak jeszcze nigdy, i tak mocno cię kocham! Niczego na świecie tak nie pragnąłem, jak ciebie…
![]()
Thorin nie mógł oderwać wzroku od klejnotu, co przeraziło Luthien. Zrobiła jeszcze jeden krok w tył, kiedy zauważyła w jego spojrzeniu coś dziwnego. Coś, co sprawiło, że poczuła lęk, i to tak duży, jak jeszcze nigdy… Krasnolud zauważył jej reakcję i przestraszył się sam swoich myśli. Wyciągnął drżącą dłoń w kierunku lśniącego Arcyklejnotu. Był tak piękny, zachwycający… Ale przecież ona była piękniejsza. Stała naprzeciwko przejęta, przestraszona i wycofana. Jakby niepewna jego uczuć, które rzeczywiście przez chwilę były pełne zwątpienia. Musiała zobaczyć w jego oczach to, co czuł do Arcyklejnotu. Ale czy tak naprawdę coś do niego czuł…? Czy tylko wmawiał sam sobie, że jest mu niezbędny? A może liczyło się coś zupełnie innego, a Arcyklejnot był tylko odległym marzeniem, był czymś, do czego Thorin całe życie ślepo dążył, a tak naprawdę nie był mu w ogóle potrzebny? Gdy zrobił krok w kierunku Luthien, ona odruchowo cofnęła się. Patrzył wprost w jej duże, zielone oczy, i widział w nich paniczny strach.
- Luthien – szepnął drżącym głosem – Podejdź do mnie…
- Nie – dziewczyna zrobiła krok w tył i cofnęła dłoń z Arcyklejnotem.
- Luthien…
Thorin był przerażony swoją reakcją. Jak mógł w ogóle pomyśleć coś takiego, mając przy sobie Luthien… Widział, jak zareagowała, widział że boi się go. Boi się, że uczucie do Arcyklejnotu jest silniejsze niż to do niej i ich dziecka. Bez namysłu zrobił krok w przód i mocno złapał ją za rękę.
- Jak możesz mi nie ufać – powiedział – Czego się boisz?
Dziewczyna spojrzała znacząco na lśniący kamień. Thorin chwycił go w swą dłoń i nie zastanawiając się ani chwili, rzucił go za siebie. Gdyby Kili nie złapał go w ostatniej chwili, Arcyklejnot rozprysnąłby się na drobne kawałki. Wszyscy zebrani z coraz większym zainteresowaniem przyglądali się scenie rozgrywającej się na samym środku sali tronowej.
- Złapałem go – powiedział Kili do Gandalfa – Czy to znaczy, że to ja ożenię się następny?
- O czym ty mówisz?
- Bilbo opowiadał mi, że w jego stronach kiedy panna młoda rzuca bukietem, ta dziewczyna która go złapie, pierwsza wyjdzie za mąż!
Luthien tymczasem patrzyła zszokowana na roztrzęsionego Thorina.
- Co ty zrobiłeś…? – zapytała cicho.
- Nie potrzebuję go – w głosie krasnoluda było słychać, że te słowa nie są dla niego łatwe – Wcale nie jest mi tak bliski. Luthien, podejdź do mnie… Nie bój się mnie, nie rób mi tego, potrzebuję cię… Teraz bardziej, niż kiedykolwiek. Kochanie, zginę bez ciebie, nie chcę skończyć jak mój dziadek… Ogarnięty szaleństwem, osamotniony wśród bogactwa… Bez was.
Luthien zrozumiała, co ukochany chce jej przekazać. Wtuliła się w niego, pozwalając łzom swobodnie płynąć. Thorin przyznał się do słabości, zrobił to przy tak wielu świadkach, pokazał wszystkim że tak naprawdę to nie Arcyklejnot jest najważniejszy, tylko właśnie ona… Krasnolud poczuł ogromną ulgę, spływającą na niego powoli. Spojrzał w oczy Luthien i pocałował ją delikatnie.
- Odnalazłem sens mojego życia, po latach poszukiwań – ogłosił twardo, tak aby wszyscy dokładnie go słyszeli – Znalazłem moje serce, wreszcie mam w dłoni Serce Góry. I nie jest to ten bezwartościowy kamień – wskazał na klejnot, lśniący w ręku Kiliego, po czym chwycił Luthien za ramię – TO jest Serce tej Góry. Moje serce, moja miłość. Moja ukochana i moje dzieciątko. Proszę ją tylko, aby nigdy nie zostawiła mnie samego i była ze mną, bo jeśli z mojej piersi zostanie wydarte moje serce, umrę. Luthien, czy zechcesz zostać królową Ereboru i żyć ze mną tu przez długie, szczęśliwe lata?
Dziewczyna oniemiała, słysząc to wyznanie. Wyznanie, które było szczere i zupełnie niespodziewane. Thorin patrzył na nią błagalnie, jego usta drżały, lecz zdawał się w ogóle nie oddychać. Widziała w jego oczach najprawdziwszy strach, i nie mogła pozwolić, by dłużej go paraliżował.
- Zgodzę się, ale będziesz traktował z szacunkiem Arcyklejnot – odparła z uśmiechem – To pamiątka po twoim dziadku, nie możesz tak po prostu nim rzucać dla jakiejś… kobiety!
- Dla matki mojego dziecka – podkreślił krasnolud – Jedynej kobiety, którą kocham.
Thorin złapał Luthien z szacunkiem za rękę i poprowadził ją do tronu, gdzie odebrał od siostrzeńca Arcyklejnot i umieścił go dokładnie w tym miejscu, gdzie tkwił za czasów Throra. Odszedł krok dalej i wyprostował się, po czym z czcią skłonił przed pięknym, lśniącym klejnotem. W ślad za nim to samo uczynili jego siostrzeńcy, Luthien i każdy obecny krasnolud. Wreszcie Gandalf wziął w dłonie koronę Throra i podszedł do Thorina, który przyklęknął i pochylił głowę.
![]()
- Thorinie, przyjacielu, dokonałeś wielkich rzeczy – rozpoczął podniosłym tonem czarodziej – To, co wydawało się niemożliwe, spełniło się dzięki tobie. Odzyskałeś waszą ojczyznę, odzyskałeś tron, koronę i Arcyklejnot, zgładziłeś wroga, pomściłeś swych przodków. Walczyłeś jak lew, i doskonale wiem, że nie walczyłeś dla siebie. Walczyłeś dla nich, dla wszystkich twoich krasnoludzkich braci, a także dla niej, dla kobiety, którą pokochałeś, której uratowałeś życie w mieście goblinów. Zawsze stawiałeś siebie na końcu, najważniejsze było dobro innych, dlatego dziś w końcu to TY zajmiesz odpowiednie miejsce. Dziś TY jesteś najważniejszy, oto na mocy wszelkich praw, działając zgodnie z wolą wielkiego króla Throra i księcia Thraina, oznajmiam wszystkim, że powrócił Król spod Góry!!!
Rozległy się wiwaty i okrzyki na cześć nowego monarchy. Gandalf uroczyście nałożył na głowę Thorina koronę, a kiedy krasnolud wstał i wyprostował się, prezentował się dumnie i majestatycznie. Zrobił na Luthien ogromne wrażenie, była przeszczęśliwa widząc go w końcu na swoim miejscu. W całej tej radości poczuła niespokojne ruchy dziecka w brzuchu. Patrząc na swego ukochanego poczuła dumę, i aby wyrazić swój szacunek i oddanie dla króla, stanąwszy tuż przed nim, uklękła, oddając mu hołd, po czym wszyscy zgromadzeni uczynili to samo. Thorin zmieszał się i próbował podnieść Luthien, lecz ona uśmiechnęła się do niego znacząco, lustrując z góry do dołu jego sylwetkę. Krasnolud zarumienił się i poczuł rozpierającą jego serce radość. Ukochana, piękna kobieta u boku i odzyskany dom… Czego mógł chcieć więcej?
- Witajcie w domu, przyjaciele – powiedział do swych rodaków, i zwrócił się do elfów i ludzi – A was zapewniam, że wrota Ereboru zawsze będą dla was szeroko otwarte. Szczególnie dla przyjaciół z Zielonego Królestwa – dodał nieco ironicznie, patrząc na Thranduila, który podszedł do niego powoli – A teraz zapraszam na ucztę! Kili, Fili, czyńcie honory domu!
- Do twarzy ci z koroną – powiedział król elfów, zbliżywszy się do Thorina. Ten uśmiechnął się sarkastycznie.
- Lepiej niż tobie – odparł – Jak się czujesz?
- Boli, ale było warto. Przynajmniej wy jesteście cali – Thranduil przyjrzał się Luthien, którą Thorin właśnie wzrokiem przywołał do siebie – Ma charakter i temperament. Ciesz się, że widzisz mnie żywego, myślałem że nie przeżyję wczorajszego popołudnia, i to bynajmniej nie z powodu Bolga…
- Czyżby moja słodka dziewczynka dała ci popalić? Przykro mi, ale pociesz się, że ja będę miał to do końca życia.
- Jesteś okropny! – oburzyła się Luthien, lecz Thorin objął ją ramieniem i uśmiechnął się czarująco:
- Ależ kochanie, nie powiedziałem ani jednego słowa, że żałuję! Wiesz dobrze, jak lubię, kiedy dajesz mi popalić… Bardzo dobrze wiesz…
- Chyba zapomniałam…
- Za chwilę sobie przypomnisz – szepnął jej do ucha krasnolud.
- Moi drodzy, nie chciałbym wam przeszkadzać – Thranduil nieco posmutniał i westchnął – Chcę się z wami pożegnać.
- Chyba zostaniesz jeszcze trochę?
- Pożegnać… na zawsze – dodał – Odchodzę. Odpływam za Morze.
- Ale dlaczego? – Thorin wydawał być się poruszony tą nowiną – Co się stało?
- Zbyt dużo zła wyrządziłem, zbyt wiele osób skrzywdziłem, czuję że teraz, kiedy wam pomogłem, wypełniłem moje przeznaczenie i… po prostu czas na mnie.
- Daj spokój, zastanów się jeszcze, jesteś tu potrzebny… Nie wierzę, że to mówię, ale brakowałoby mi ciebie, gdybyś odszedł! Mam nadzieję, że to tylko przelotne pomysły, które się nie spełnią.
- Tam ktoś na mnie czeka – odparł elf – Kobieta, którą kochałem.
- Nie wiedziałem…
- Luthien ci później opowie, rozmawialiśmy o tym długo. Thorinie, chciałbym, abyś mi wybaczył to, że kiedyś odwróciłem się od was i zostawiłem w obliczu nieszczęścia, to że uwięziłem cię i poddałem strasznym torturom, że nienawidziłem cię tak bardzo… Mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz. Kiedyś, niekoniecznie teraz, wiem że to trudne…
- Już ci wybaczyłem – odparł Thorin – W chwili, kiedy zobaczyłem cię na polu bitwy. To mi wystarczy.
Thranduil spojrzał na krasnoluda z wdzięcznością i nachyliwszy się ku niemu, zatonęli w przyjacielskim uścisku. Luthien z rozrzewnieniem patrzyła na piękny koniec ich wspólnej drogi, na to pożegnanie, które na zawsze zmieniło stosunki krasnoludów z elfami. Thranduil skłonił się jej z szacunkiem i bez słowa odszedł w kierunku swoich rodaków. Thorin przyciągnął do siebie swą ukochaną i musnął ustami jej czoło.
- Teraz przyznaj się, skąd miałaś ten kamyk – powiedział, patrząc na nią uważnie.
- Jaki kamyk? – Luthien udawała, że nie wie, o co chodzi, co rozbawiło Thorina.
- Tę błyskotkę, która jest nad tronem. Skąd go miałaś?
- Ja… Wiesz, znalazłam go kiedy tu wchodziłam, leżał sobie tak samotnie przy drzwiach… Pomyślałam, że dam ci go, a tu okazało się że to Arcyklejnot, taka niespodzianka!
- Oj nie umiesz kłamać, kochanie – westchnął krasnolud – Przyznaj się.
- Naprawdę znalazłam go…
- Luthien!
- To ja – nagle pomiędzy nimi bezszelestnie pojawił się Bilbo – Posłuchaj mnie…
- Z największą uwagą! Robi się coraz ciekawiej!
- Thorinie, znalazłem go przedwczoraj. Pamiętasz, kiedy przyszedłeś z Kilim, by uratować mnie przed Smaugiem? Skorzystałem z okazji, że odwróciliście jego uwagę i schowałem Arcyklejnot do kieszeni…
- Ty…? – oczy Thorina pociemniały i zrobił krok w kierunku hobbita, jednak Luthien przytrzymała go.
- Po prostu bałem się o ciebie! – kontynuował Baggins – Bałem się, że kiedy będziesz miał go w rękach, odwrócisz się od nas, ogarnie cię większy obłęd, zrobiłem to dla ciebie! Chciałem zwrócić ci go, kiedy będziesz bezpieczny i spokojny, kiedy… Kiedy Luthien będzie przy tobie. Nie zamierzałem go ukraść, zrobiłem to dla twojego dobra, Thorinie, uwierz mi…
- To prawda, nasz przyjaciel wykazał się ogromną odwagą – dodał Gandalf, podchodząc do nich – Na jego miejscu zrobiłbym to samo. Powinieneś być mu wdzięczny.
- Ale… Ale ja szukałem go, spędziłem długie godziny na szukaniu, nie powiedziałeś mi…
- Lepiej, że zająłeś się szukaniem, w innym przypadku mógłbyś doprowadzić drużynę do destrukcji. Nie byłeś sobą, wstąpiła w ciebie choroba, zrozum że Bilbo zrobił najlepsze, co mógł.
- Nie róbcie ze mnie wariata – Thorin nagle cofnął się o krok i wyrwał ramię z rąk Luthien – Nie jestem taki, jestem zdrowy, to minęło… Nie traktujcie mnie tak – zakończył cichym, drżącym głosem.
- Kochanie nikt cię tak nie traktuje – zapewniła Luthien, bojąc się o ukochanego – Już jest dobrze, jestem z tobą, nie bój się… Chodź, podaj mi rękę.
- Nie! Chcę być sam…
Thorin odwrócił się i niespodziewanie dla wszystkich wyszedł szybkim krokiem z sali tronowej. Bezwiednie podążył do komnaty, w której kiedyś mieszkał. Wszedł tam z ciężkim sercem i rozejrzał się. Prawie nic się nie zmieniło… Dotknął dłonią ścian i łzy popłynęły mu ciurkiem z oczu, tak bardzo tęsknił za tym miejscem… Spojrzał na dużą, złotą harfę stojącą w kącie i przypomniał sobie lata dzieciństwa. Podszedł do niej i położył na niej palce, zamknąwszy oczy, zaczął grać. W tym czasie przez głowę przechodziły mu różne myśli, wspominał przeszłość, zarówno tę odległą jak i tę bliższą, od poznania Luthien, myślał o przyszłości, o rodzinie, jaką stworzy z ukochaną, o ich dzieciach, o swych siostrzeńcach… Melodia była raz wesoła, raz smutna, dźwięki jakby same wypływały spod jego palców. W końcu był w domu, u siebie, po raz pierwszy od wielu lat to poczuł…
Tymczasem Luthien z niepokojem patrzyła na Gandalfa.
- Trzeba było kłamać! – powiedziała z wyrzutem – Co teraz? Siedzi tam sam, nie wiadomo jakie ma myśli, może się załamać!
- Nigdy więcej kłamstw, Luthien – odparł czarodziej – Thorin jest silny i zniesie to, a przede wszystkim zasługuje na prawdę.
- Boję się o niego… Nadal jest dziwnie rozedrgany emocjonalnie, jakby rozdarty. Nie wiem już, jak mu pomóc…
- Spokojnie, ochłonie i wróci. Zobaczysz.
Dziewczyna już chciała odpowiedzieć, kiedy z daleka dobiegł wszystkich piękny dźwięk harfy. Cała sala zamilkła, wsłuchując się w piękną, melancholijną melodię, która po chwili zmieniła prędkość i radośnie wypełniała serca wszystkich, po czym znowu zwolniła i dotykała najczulszych miejsc w duszach. Luthien z zachwytem w oczach słuchała pięknej gry i wiedziała, od kogo ona wychodzi.
- Korona błyśnie złotem, w stu harfach zabrzmi dzwon – wyrecytowała głośno– A w górskich grotach echo powtórzy dawny ton!
Bilbo spojrzał na nią znacząco i razem zaintonowali pierwszą zwrotkę według melodii granej na harfie:
- Podziemny król nad króle, pan wydrążonych skał i władca srebrnych źródeł odbierze to, co miał.
Wszyscy zgromadzeni zaczęli śpiewać na cześć powracającego króla, a Luthien pobiegła poszukać swego ukochanego, co nie było trudne, bo przepiękne dźwięki łatwo wskazywały drogę. Kiedy otworzyła drzwi, zamarła z zachwytu. Thorin, siedząc na podłodze, dotykał harfy z taką miłością, z takim uczuciem, tak delikatnie ale stanowczo – zupełnie tak, jak dotykał zawsze Luthien. Wyglądał przy tym pięknie, tak smutno, ale pięknie. Nie zauważył jej wejścia, zatracił się w muzyce tak mocno, że nie słyszał, jak podchodzi do niego i klęka naprzeciwko. Dopiero kiedy jej dłoń dotknęła jego mokrego od łez policzka, zadrżał i melodia ucichła.
- Kochają cię, słyszysz? – Luthien zamilkła na chwilę, aby Thorin mógł usłyszeć dźwięk pieśni – Oni wszyscy cię kochają. Wróciłeś jako król, wielki, oczekiwany przez lata król. Nie możesz ich zawieść. Nie zamykaj się tu samotnie…
- Daj mi czas, muszę się oswoić. Wróciłem tu po latach, wróciłem do domu, i mimo że nic się nie zmieniło, to jednak jest inaczej. Nie ma dziadka, nie ma taty, to ja ich zastępuję i nie bardzo mogę się w tym odnaleźć.
- Przecież tak dobrze dajesz sobie radę w dowodzeniu… Kiedy cię poznałam, byłeś prawdziwym przywódcą i królem.
- Teraz jest inaczej, zrozum… Wiele przeszedłem, otarłem się o śmierć, o chorobę, o obłęd, który zniszczył mego dziadka. Potrzebuję czasu i potrzebuję… ciebie.
- Jestem i zawsze będę – odparła Luthien, trzymając jego dłonie – Niczym się nie martw, poradzimy sobie razem. Fili i Kili nam pomogą, słyszałam że nasz młodszy siostrzeniec w ciągu ostatnich dwóch dni przejął dowodzenie i szło mu fantastycznie.
- Tak, mój kochany Kili… Bez niego bym zginął, te ostatnie dwa dni były decydujące, a on stanął na wysokości zadania. Prawdziwy książę z rodu Durina, nieustraszony i odważny. Ale teraz potrzebuję ciebie, mojej nieustraszonej, kochanej dziewczynki, która nie będzie bała się tego, co jeszcze gnieździ się na dnie mojej duszy i pomoże mi to z niej wyciągnąć i raz na dobre wyrzucuć…
- Będę z tobą zawsze, tak długo, jak będziesz żył, przysięgam że nigdy cię nie zostawię i odejdziemy z tego świata razem.
- Luthien, kochanie… - Thorin nagle spoważniał i wyglądał, jakby się czegoś przestraszył – Nigdy nie pomyślałem o tym, ale… Przecież nie dożyjemy razem starości. Ty jesteś innej rasy, niż ja, ludzie nie żyją tak długo… A ja nie poradzę sobie już bez ciebie!
- Proszę, nie smuć się – dziewczyna uśmiechnęła się pokrzepiająco – Widzisz, podczas pobytu w Rivendell dowiedziałam się, że w jakiś sposób płynie we mnie krew dawnych Numenorejczyków. Aragorn, ukochany Arweny i jej ojciec, Elrond, odkryli że 5 pokoleń temu krew Dunedainów zmieszała się z krwią mojej rodziny. Po prostu jakiś mężczyzna pozwolił sobie na niezobowiązującą… przygodę. W ten sposób jedna z gałęzi mojej rodziny była długowieczna, tylko że jakimś cudem ja o tym nie wiedziałam.
- To niemożliwe – szepnął Thorin, wpatrując się w ukochaną z niedowierzaniem.
- Też tak myślałam, w końcu moja mama zginęła młodo, ale jej matka żyła dużo ponad 100 lat i wszyscy dziwili się, że jeszcze nie umarła. Może gdyby nie zginęła nieszczęśliwie w wypadku, żyłaby jeszcze dłużej! Ale teraz, kochanie, będziemy razem! Arwena mówiła mi, że Dunedainowie są obdarzeni łaską długowieczności, że mogą żyć nawet 300 lat!
- Luthien, nie wierzę… To najpiękniejsze, co mogłaś mi teraz powiedzieć – Thorin przytulił ukochaną mocno do siebie – Nie zostawisz mnie samego!
- Ja ciebie na pewno nie, ale w drugą stronę…
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Zapewne wiesz, jako mądry, wykształcony krasnolud z królewskiego domu, że Numenorejczycy mieli niesamowicie szlachetną mieszankę we krwi. W ich żyłach, a także w moich, płynie krew ludzi, Majarów i… elfów – Luthien zakończyła ściszonym głosem, patrząc niepewnie na ukochanego, który wręcz przewiercał ją wzrokiem.
- Masz w sobie krew elfów? – Thorin jakby wzdrygnął się, widząc nerwowe przytaknięcie – I moje dziecko też?
- Tak, kochanie…
- I myślisz, że powstrzyma mnie to przed pokazaniem, jak bardzo cię pragnę i jak mocno tęskniłem!?
Luthien z obawą spojrzała w oczy Thorina, które były radosne, a on sam roześmiał się głośno i pocałował ją w usta.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę! – krzyknął – Nareszcie będę mógł zemścić się za wszystkie moje krzywdy, których doznałem z rąk TWOJEGO krewniaka, Thranduila!
- Nie czuję się jego krewniaczką!
- Ale moja zemsta będzie słodka… moja mała elficzko – z dzikością i pożądaniem w oczach Thorin zmierzył Luthien i sugestywnie oblizał swoje wargi.
- Nie obrażaj mnie! Nie jestem elfem!
- Jestem tolerancyjny, nie przeszkadza mi to…
- A ja jestem wierna mojej jedynej krasnoludzkiej rodzinie, wasza wysokość – Luthien wstała i odwróciła się tyłem do Thorina – Czuję się krasnoludem, i w imię Durina, zaklinam waszą wysokość, proszę mnie więcej nie obrażać!
- Powtórz to… – dziewczyna poczuła na swym karku oddech Thorina i zakręciło jej się w głowie.
- Co?
- W imię Durina, wasza wysokość…
- W imię… - głos jej zadrżał, gdy czuła na swoim brzuchu dłonie ukochanego – W imię Durina… Wasza wysokość…
- Pięknie, jeszcze raz…
- Wasza wysokość – Luthien obróciła się i ujrzała rozmarzone, błękitne oczy – Wasza wysokość, co mogę dla waszej wysokości zrobić…
- Może panienka wiele zrobić – szepnął zmysłowo Thorin – Ale to już bynajmniej NIE w imię Durina, tylko z moim imieniem na ustach…
- Kochanie, musimy wrócić do gości – Luthien otrząsnęła się, co było trudne, bo czuła się przy nim jak w niebie – Czekają na nas…
- Wrócimy, owszem, ale później. Książęta się nimi zajmują, więc są w dobrych rękach, ale ty… Ty jesteś w jeszcze lepszych. Chodź, pokażę ci coś.
- Co?
- Skarbiec – w oczach Thorina była najzwyklejsza, dziecięca wręcz radość – Jest piękny. Chodź, musisz go zobaczyć!
Ze śmiechem na ustach pobiegli w kierunku skarbca. Był jeszcze nieco podniszczony przez gonitwę ze Smaugiem i przez jego wieloletnie przebywanie tam, ale nie przeszkodziło to Luthien w dostrzeżeniu piękna tego miejsca. Krasnoludzkie budowle były naprawdę imponujące, i musiała szczerze przyznać, że Lothlorien i Rivendell były zachwycająco piękne, ale to tu czuła się jak w domu, i to krasnoludzka architektura sprawiła, że serce biło jej szybciej i nie mogła wyjść z podziwu nad misterną robotą rąk rodaków Thorina. A do tego ogromne ilości złota i klejnotów… Wpatrywała się w nie jak urzeczona, wcale nie dlatego że pragnęła bogactwa, ale dlatego że w skarbcu wyglądało po prostu jak w bajce. Thorin poprowadził ją na sam środek dużego pomieszczenia i spojrzał jej głęboko w oczy.
![]()
- Luthien, kochanie… Chcę, żebyś była moją żoną – powiedział uroczyście – O niczym innym nie marzę, odkąd cię poznałem. Wiem, że nie mówiłem tego nigdy, ale już dawno cię pokochałem. I jesteś dla mnie najważniejsza. Wiesz, kiedy zdałem sobie z tego sprawę? Kiedy zobaczyłem cię w łapskach tego paskudnego orka, który próbował cię skrzywdzić. Kiedy trzymałem cię wtedy w ramionach, tak kruchą i delikatną, wtedy uświadomiłem sobie że… Że to ty jesteś moim Arcyklejnotem, że to ty jesteś sercem tej Góry, a więc moim. Zrozumiałem, że muszę cię chronić i nie mogę pozwolić, by coś ci się stało. Wtedy dotarło do mnie, że strasznie mocno cię kocham…
- Thorinie… Ja już wtedy czułam twoją miłość – szepnęła dziewczyna – Choć zwątpiłam w nią w momencie, kiedy…
- To już przeszłość. Liczy się to, co jest teraz. A teraz chcę ci powiedzieć, że jesteś najlepszym, co mi się w życiu przydarzyło. Nigdy nie kochałem nikogo i niczego tak bardzo, jak ciebie… i naszego dziecka.
- A Arcyklejnot i te wszystkie skarby?
- Luthien, moja mała, słodka, niemądra dziewczynko… Mówiłem ci już. To TY jesteś moim Arcyklejnotem. I nigdy NIC tego nie zmieni…
Thorin patrzył na swą przyszłą żoną z ogromną miłością. Wiedział, że nadal potrzebuje jej opieki i czułości, że jest w nim jeszcze ta cząstka ciemnej strony, którą tylko ona potrafi uleczyć. A Luthien wiedziała już, że Thorin nigdy jej nie zawiedzie i będzie ją kochał do końca swoich dni. Przyłożyła do swego brzucha jego dłoń, by mógł poczuć ruchy ich dziecka, wiercącego się niespokojnie, jednak kiedy poczuło dotyk swego taty i jego ciepły, niski głos, uspokoiło się natychmiast. Thorin z rozczuleniem spojrzał na swą ukochaną.
- Kocham was – szepnął – Dziękuję, że pojawiłaś się w moim życiu.
- To ja tobie dziękuję za uratowanie życia, mój wybawco…
Patrzyli na siebie tak zauroczeni, trzymając się za ręce, kiedy nagle usłyszeli przeraźliwie głośny krzyk Kiliego:
- Zaczynamy zabawę!!! Chłopaki, do instrumentów, polewajcie wina, śpiewajcie, piękne kobiety tańczą!!! Nie, nie o tobie mówiłem, Legolasie!!!
Thorin spojrzał zdziwiony na Luthien i wybuchnęli śmiechem.
- To może my też zaczniemy naszą zabawę… - zamruczał – Tylko ty i ja…
Przysunął ją do siebie i pocałował z miłością, po czym położył delikatnie, i jedyne co słyszeli to dźwięk spadających, złotych monet… Czuli tylko siebie, widzieli tylko siebie, i wreszcie Thorin poczuł, jak z jego serca odchodzi ostatnia czarna myśl. W końcu był wolny i szczęśliwy.