Quantcast
Channel: zRYSIOwana ja
Viewing all 1083 articles
Browse latest View live

Richard Armitage na planie „Into the Storm”.


"Serce Góry", fanfik autorstwa Kate, część 15.

$
0
0
Poprzednia, czternasta część tutaj.


Luthien zrobiła krok w tył, gdy zwierciadło pociemniało i uspokoiło się. Nadal nie dowierzała, że mogła go ujrzeć, że patrzyła w oczy Thorina, że słyszała go! I te rany, paskudne rany na ciele, które chciała opatrzyć, wycałować, ukoić jego ból… Do oczu napłynęły jej łzy i wszystkie emocje, które w sobie trzymała, wybuchnęła. Osunęła się na ziemię i płakała, długo i głośno. Galadriela dopiero po kilku minutach podeszła do niej, usiadła obok i objęła ją ramieniem.
- Jest silny – powiedziała kojącym, cichym głosem – Przetrwa wszystko, jeśli tylko będzie to robił z myślą o tobie.
- Ale dlaczego on, dlaczego… Niczym na to nie zasłużył!
- Widzisz, Luthien, taki jest świat. Jeśli ktoś jest dobry, mądry, kochają go inni, to ma też wielu wrogów, którzy za wszelką cenę spróbują go stłamsić, zniszczyć… Ale Thorin na to nie pozwoli, to była dla niego próba, chwila słabości, podczas której chciał ulec żądaniom Thranduila, lecz kiedy okazało się że jemu chodzi o ciebie, Thorin wygrał z samym sobą. Widziałaś, że walczył o ciebie, jesteś dla niego ważniejsza niż Arcyklejnot, zrozum to!
- Nie, to niemożliwe… - szepnęła Luthien – Thorin wiele razy podkreślał, że nie ma nic ważniejszego niż Arcyklejnot, cały czas dawał mi do zrozumienia, że nigdy nie będę pierwsza…
- Robił to, by nie ulec słabości. By nie pozwolić, żeby cokolwiek mogło zagrodzić mu drogę do odzyskania ojczyzny. Tak naprawdę odkąd cię poznał, bogactwa Ereboru stopniowo traciły dla niego wartość. Teraz uświadomił sobie, że to nie Arcyklejnot jest sercem Góry…
- Ale… Jeśli nie Arcyklejnot, to co!?
- Ty, moja droga… Serce Góry od zawsze było sercem Thorina, ale ty zmieniłaś jego priorytety. Teraz ty jesteś jego sercem, choć ten uparty krasnolud nigdy nie przyzna się do tego głośno. Jesteś najważniejszą osobą w jego życiu, i uwierz mi, że cokolwiek będzie musiał przejść, zrobi to właśnie dla ciebie.
- Nie mogę w to uwierzyć… Thorin mnie kocha…?
Galadriela z tajemniczym uśmiechem kiwnęła głową. Luthien ponownie popłakała się, a pani Lorien podniosła ją i zaprowadziła do komnaty, gdzie dziewczyna prawie natychmiast zasnęła.

***
Thorin obudził się po długim śnie, wypoczęty i spokojny. Gdy otworzył oczy, pierwszym co ujrzał był zaciekawiony wzrok hobbita, wbity w niego z celi naprzeciwko. Z bólem podniósł się z podłogi i podpełz bez sił do swoich krat.
- Coś mnie ominęło? – zapytał Bilbo, lustrując dokładnie Thorina – Kiedy zasypiałem, byłeś piękny, młody i zakochany. Teraz wyglądasz jak swój własny pradziadek w chwili śmierci. Co robiłeś w nocy?
- Próbowałem rozmawiać z Thranduilem – z oporem wyznał krasnolud.
- Co… Ty!? To niemożliwe!
- Prawie zabiłem tego obślizgłego gada… Wiesz, czego chciał? Chciał Luthien! Chciał Luthien w zamian za wolność! MOJĄ Luthien!!!
- Żartujesz, tak? – Bilbo nie wierzył w to, co słyszał, i był przekonany że Thorin miał zły sen albo pomieszało mu się w głowie.
- Nigdy nie żartuję, jeśli o nią chodzi – warknął krasnolud – Chciałem nas stąd wyciągnąć i byłem gotów na ustępstwa, chciałem zapłacić temu… ścierwu. Ale on powiedział, że nie chce klejnotów, że chce Luthien, że kiedy mu ją oddam, wypuści nas… Bilbo, nie uwierzysz co poczułem. Rzuciłem się na niego i chciałem go udusić, ale strażnicy mnie odciągnęli, a wtedy on… kazał mnie wychłostać. Ledwie żyłem po ich zabawie… Ale wtedy stało się coś dziwnego.
- Co? Bo nie mogę sobie wyobrazić nic dziwniejszego niż to, że chciałeś pertraktować z tą żmiją!
- Bilbo, ona do mnie przemówiła… Przysięgam, że rozmawiałem z Luthien – przekonywał przyjaciela Thorin – Mówiła do mnie, nie widziałem jej ale słyszałem…
- Pewnie byłeś wyczerpany po torturach i wydawało ci się – Bilbo powątpiewał w to, co opowiadał mu krasnolud – Takie rzeczy się nie zdarzają!
- Mówiła że jest w Lothlorien u królowej elfów, że mają tam jakieś zwierciadło, dzięki któremu mnie widzi… Przysięgam, że mówię prawdę! Wydawało mi się, że przez moment widzę panią Lorien, uwierz mi że nie wymyśliłem tego!
- Tak, Thorinie, wierzę – dla własnego spokoju rzucił Baggins, ani trochę nie wierząc jednak w opowieść krasnoluda.
- Wiesz, była taka piękna, ale płakała… Nie mogłem tego znieść. To było straszne. Choć czułem, że chce mi coś powiedzieć, było coś co próbowała dać mi do zrozumienia ale nie wiem nawet, jak to się stało, że…
- Jesteś zmęczony, odpocznij – powiedział Bilbo – Wyśpij się, niedługo wrócą Tauriel z Legolasem i ruszymy do Samotnej Góry.
- Myślisz, że tam dotrzemy? – z nadzieją patrzył przed siebie Thorin.
- Tak… Obiecuję ci, że tego dokonamy. Ale odpocznij, potrzebujemy zdrowego na ciele i umyśle przywódcy, a nie cienia krasnoluda.
Thorin uśmiechnął się z wdzięcznością do hobbita i ułożył głowę na zwiniętych ubraniach. Mimo, że czuł się wypoczęty, oczy od razu zamknęły mu się i ponownie zasnął. Bilbo z obawą spoglądał na poranionego przyjaciela; czy to możliwe, że fizyczny ból był tak silny, że odebrał mu rozum? Czy Thorin oszalał? Bał się o niego bardzo, szczególnie w obliczu wiadomego wszystkim faktu, że mężczyźni z rodu Thorina mieli skłonność do obłędu…
***
Celeborn, Galadriela i Elrond zgromadzili się w jednej z komnat, pozostawiając śpiącą Luthien pod opieką Arweny. Niepokoił ich brak wiadomości od Gandalfa i przeczuwali, że grozi mu ogromne niebezpieczeństwo. Mimo faktu, że wyruszył do Dol Guldur wraz z Radagastem,
obawiali się że nawet dwóch potężnych czarodziejów może sobie nie poradzić z niesamowicie silną czarną mocą, która skryła się w ruinach fortecy. Kiedy zaczęli rozmawiać, do pomieszczenia wpadł z krzykiem i rozwianym włosem Radagast.
- Wróg! Nieprzyjaciel powrócił! – mówił nerwowo – Gandalf w niebezpieczeństwie!
Elrond wstał natychmiast i podprowadził czarodzieja do okrągłego stołu, przy którym siedzieli.
- Spokojnie, przyjacielu, opowiedz dokładnie co się dzieje.
- Kazał mi wracać, powiadomić panią Lorien że czyha tam coś złego, niebezpieczeństwo, czarna siła, że to może być pułapka! Kiedy byłem na granicy Lothlorien, dogonił mnie motyl i przekazał wiadomość od Gandalfa.
- Jak brzmiała ta wiadomość? – dopytywała Galadriela. Radagast spojrzał na zebranych przerażonym wzrokiem i szepnął złowieszczo:
- Sauron…
Po twarzach wszystkich przeszedł cień. Więc największy wróg, najgorsze zło wrócilo do Śródziemia… Zbyt dobrze pamiętali ostatnie spotkanie z Sauronem, by teraz być spokojnymi. Myśl ta napawała ich serca strachem, lecz ani myśleli zostawić przyjaciela w potrzebie.
- Ruszamy tam jutro z rana – zarządził Celeborn – Radagaście, jeśli chcesz, pójdziesz z nami. Arwena zostanie z Luthien tu, w naszym pałacu. Cokolwiek by się nie stało, czarna siła nie ma tu dostępu. Uratujemy Gandalfa i unieszkodliwimy Saurona.
- Skąd pewność, że nam się uda? – powątpiewała Galadriela.
- Nie mamy pewności – odparł jej mąż – Ale nie mamy też prawa opuścić Mithrandira. Elrondzie?
- Tak, masz absolutną rację. Odbijemy Gandalfa i wtedy dopiero udamy się do Thranduila. Chyba że ty, Galadrielo, zechciałabyś udać się do niego sama…
- Nie ma mowy. Nie zostawię was w tej sytuacji – zapewniła – Sauron musi sobie przypomnieć, kim jest królowa Lothlorien…
Cała czwórka spojrzała na siebie znacząco. Wojna nadchodziła wielkimi, głośnymi krokami. Nie myśleli jednak, że umknie im tak ważna sprawa, jak powrót samego Saurona… Jak to możliwe, że dotąd żadne z nich tego nie zauważyło?
***
Po kilku dniach podróży Legolas i Tauriel dotarli z powrotem do pałacu w Mrocznej Puszczy. Bardzo obawiali się konfrontacji z królem, a przede wszystkim tego, co dzieje się z krasnoludami. Tauriel drżała z niepokoju o Kiliego, ale także o Thorina, bardzo nie chciała aby okazało się że zdenerwował Thranduila do tego stopnia, że znowu był torturowany. Podczas gdy Legolas udał się do ojca zrelacjonować wyprawę i spróbować wywrzeć na nim wrażenie, jakby był nastawiony przeciw krasnoludom, Tauriel pobiegła do lochów. Było późno, więc więźniowie spali. Elfka uklękła przy kratach Kiliego i patrzyła w jego uśmiechniętą, spokojną twarz. Poczuła nieznajome dotąd ciepło w sercu i dziwną, niewytłumaczalną radość. Chciała wsunąć dłoń przez kraty i dotknąć go, lecz był za daleko. Popatrzyła na niego przez chwilę i wstała cicho, by nikogo nie zbudzić. Otworzyła celę Thorina i weszła do środka. Jeszcze spał, ale usiadła przy nim i dotknęła jego ramienia. Nie miał na sobie koszuli, więc mogła dojrzeć jego plecy. Rany mogły mieć kilka dni, co znaczyło, że krasnolud miał bliskie spotkanie z Thranduilem… Lekko potrząsnęła ramieniem Thorina, aż ten obudził się.
- Tauriel! – krzyknął, a ona uciszyła go gestem – Tauriel, wróciłaś… Dlaczego tak długo?
- Lepiej ty powiedz mi, co zrobiłeś że Thranduil prawie cię zabił – elfka delikatnie dotknęła palcem jego pleców, a krasnolud skrzywił się.
- Chciałem się z nim dogadać, ale on…
- Co zrobiłeś!?
- Chciałem pójść z nim na układ, ale on chciał mojej Luthien. Chciał Luthien w zamian za naszą wolność. Chyba domyślasz się, co o tym sądzę i co mogłem mu powiedzieć…
- Przecież obiecaliśmy, że wrócimy! – rzuciła z pretensją Tauriel – Miałeś czekać!
- Wiem… Ale nic mi nie jest. A ty wróciłaś, więc wyciągniesz nas stąd! Wyciągniesz, prawda…?
- Oczywiście. Nie od razu, daj nam jeszcze dzień albo dwa, musimy sprawić żeby Thranduil nie miał absolutnie żadnych podejrzeń. A wtedy uciekniemy stąd razem. Ja i Legolas pójdziemy z wami, damy wam konie, pomożemy wam dotrzeć tak daleko, jak sobie zażyczysz. Jeśli będziesz chciał, dojdziemy razem do Samotnej Góry…
- Nie! – zaprotestował ostro Thorin – To znaczy… Zrozum Tauriel, pomagasz nam, jestem ci wdzięczny, ale nadal jesteś elfem. Nie bardzo wyobrażam sobie moment wejścia do Ereboru z tobą i… synem Thranduila u boku. Wybacz.
- Rozumiem cię – elfka uśmiechnęła się ciepło, poklepując krasnoluda po ramieniu – To wasz dom, wasz moment i nie śmiałabym w nim uczestniczyć.
- Poczekaj… Jeszcze jedno. Jeśli Kili… - Thorin zawiesił głos i spuścił oczy – Jeśli Kili będzie chciał mieć cię przy sobie w tej chwili, nie stanę mu na drodze.
- Co ty… Co ty mówisz!?
- Skończmy tę rozmowę, Tauriel. I tak powiedziałem więcej, niż bym chciał…
- Nigdy nie pozwolę, żeby Kili wpadł na tak głupi pomysł – zapewniła elfka – Nie martw się.
- Jeśli będzie miał taki kaprys, zaciągnie cię tam siłą, i nie będę miał nic do powiedzenia. Ja też wprowadziłbym tam ze sobą Luthien…
- Luthien to zupełnie inna historia. Wiesz, ona jest niesamowita – westchnęła Tauriel – Kocha cię tak mocno, że o mało mnie nie zabiła za tę naszą niewinną zabawę na początku…
- Bardzo niewinną – na twarzy krasnoluda wykwitł ironiczny uśmieszek – Szkoda, że moja wojownicza księżniczka się na tobie nie zemściła… Powiedz, co u niej?
- Jest w dobrych rękach. Tęskni za tobą tak bardzo, że do tej pory nie wiedziałam, że tak w ogóle można. Pani Galadriela miała zabrać ją do magicznego zwierciadła tuż po naszym wyjeździe z Lorien, Luthien tak bardzo chciała cię zobaczyć…
- Więc to zdarzyło się naprawdę – Thorin rozpromienił się – Tak, słyszałem ją, rozmawialiśmy… Nie wiesz nawet, jak mi jej brakuje…
- Domyślam się. Cóż, muszę już cię opuścić, pozwól że pójdę przywitać się z Kilim.
- Jasne. Tauriel, zapamiętaj jedną rzecz… Jeśli mój ukochany syn będzie cierpiał z twojego powodu choć przez chwilę, zabiję cię. Nie ma dla mnie ważniejszej rzeczy na świecie oprócz Luthien, Kiliego i Filiego. Traktuję ich dwoje jak moje własne dzieci, jestem gotów dla nich zabić… i za nich zginąć.
Tauriel uśmiechnęła się nieswojo, słysząc słowo „syn”. Doskonale wiedziała, że Luthien jest w ciąży, ale nie miała prawa powiedzieć tego Thorinowi… Skoro nie wspomniał o tym ani słowem, widocznie Luthien nic mu nie powiedziała. Więc i ona nie może się w tej sprawie odezwać. Z drugiej strony jednak bardzo nie chciała mieć przed nim tajemnic, i wyobraziła sobie jego wściekłość, gdyby za kilka miesięcy dowiedział się, że wszyscy dookoła wiedzieli o ciąży Luthien i zatajali to przed nim. Ale przecież to nie jej sprawa, nie mogła w zastępstwie za matkę oznajmić ojcu, że zostaną rodzicami. Zmieszana, czym prędzej wstała i bez słowa poszła do celi Kiliego. Poruszał się niespokojnie przez sen, a w końcu powoli otworzył oczy. Pierwsze, co ujrzał, to nachylona nad nim piękna twarz elfki. Wyciągnął dłon i dotknął jej policzka.
- Tauriel… Tęskniłem…
- Ja za tobą też, mój mały – odparła – Jak się masz?
- Teraz dobrze – Kili podniósł się z zimnej posadzki i chwycił ręce ukochanej – Kiedy stąd uciekniemy?
- Niedługo… Jutro, może pojutrze.
- Byle jak najszybciej – szepnął krasnolud, nachylając się ku jej twarzy – Jesteś tak piękna… Piękniejsza niż miliony gwiazd na niebie…
- Kili…
- Nie wiem, co na to mój wujek, moja mama, ale… Tak cię kocham, Tauriel…
Krasnolud przyciągnął ją bardzo blisko siebie i zbliżył do niej swe usta. Przez chwilę wpatrywali się w siebie niepewnie, jakby z obawą, że robią coś złego. Czuli się, jakby łamali jakiś zakaz, jakby przekraczali granicę, której przekroczyć nie można. Szczególnie, że dwie cele dalej siedział Thorin, a gdzieś ponad nimi był Thranduil. Ale uczucie, które ich tak nagle połączyło, było silniejsze niż wszystko inne. Kili delikatnie pocałował rozchylone usta Tauriel, z każdą sekundą zwiększając moc swego pocałunku. Kiedy w końcu elfka objęła go za szyję, krasnolud chwycił ją mocno w talii i przycisnął do siebie. Pierwszy raz była tak blisko jakiegokolwiek mężczyzny, zawsze była tylko dowódcą straży i nigdy nie myślała nawet, że mogłaby z kimś być, kochać kogoś… A teraz, za sprawą Kiliego, wszystko zaczynało się zmieniać. Jej życie zaczynało się zmieniać. Sprawiła to miłość do krasnoluda i jego cudowny pocałunek… Gdy oderwali się od siebie, patrzyła na niego przestraszona.
- Nic się nie bój – szepnął Kili – Wszystko będzie dobrze. Już niedługo tylko ty i ja…
Tauriel zerwała się i czym prędzej wyszła, zakluczając kraty. Szybko wybiegła z lochów, po drodze napotykając Legolasa. Wyglądał na przygnębionego. W pierwszej chwili elfka pomyślała, że Thranduil domyślił się wszystkiego i chce ich ukarać. Przestraszona, odciągnęła przyjaciela w ustronne miejsce.
- Co się stało? – zapytała – Powiedz prawdę. Już po nas?
- Nie – uspokoił ją Legolas – Choć mam wrażenie, że nadal jest podejrzliwy. Wysłuchał mnie i wydaje się, że jest przekonany co do naszych czystych zamiarów, ale tak jak mówię, nie zmażemy od razu pierwszego wrażenia. Będzie patrzył nam na ręce, dlatego musimy działać ostrożnie.
- Co teraz?
- Tauriel, zaczekamy do jutra. Jutro późnym wieczorem ojciec urządza ucztę. Ty oficjalnie będziesz pilnować więźniów, co sprawi że odciągniemy od lochów strażników i wyślemy ich na ucztę, a tak naprawdę wymkniesz się z pałacu, weźmiesz 7 koni, więcej nie można bo będzie to zbyt podejrzane, jeśli ktoś to odkryje, i udasz się z nimi nad wodospad. Zaczekasz tam na nas.
- Na was? – zdziwiła się Tauriel – A wy… co zrobicie?
- To proste. Wypuszczę krasnoludów i zejdę z nimi do piwnic. Tam nie będzie nikogo, bo też wszyscy pójdą na ucztę. Wtedy każę im wejść do beczek i spuszczę zapadnią do rzeki. Popłyną do ciebie, pomożesz im wydostać się z beczek, a wtedy wsiądziecie na konie i udacie się w stronę Esgaroth.
- A co z tobą, Legolasie?
- Ja wezmę konia i was dogonię.
- Dobrze, ale jest w twoim planie luka. Co, kiedy Thranduil zorientuje się, że nie ma krasnoludów i nie ma nas? Wyśle w pościgu za nami całe swoje wojsko!
- Masz rację, tego nie przewidziałem… W takim razie pójdę do ojca i powiem, że krasnoludom udało się uciec, i że jadę z tobą w pościg. Powinien dać się nabrać… Przekonam go, Tauriel!
- Miejmy nadzieję, że tak będzie… Wierzę, że nam się uda. Rozmawiałam z Thorinem, twój ojciec chciał wymiany. Wolność za Luthien. Nie muszę ci chyba mówić, jak Thorin zareagował, i co w odpowiedzi na to zrobił Thranduil…
- Tauriel… Nie wiedziałem, że mój ojciec jest tak podły – szepnął z żalem w głosie elf – Nie poznaję go… Jak mógł… Nienawidzę go!
- Legolasie, nie zrobił ci nic złego…
- Czyni zło wszystkim dookoła! – krzyknął – A ja jestem częścią tego świata, który mój własny ojciec ma za nic! Sieje nienawiść wszędzie i…
- Spokojnie, już dobrze – Tauriel objęła przyjaciela ramieniem – Zmienimy to wszystko, w miejsce jego podłości zaczniemy czynić dobro. Zaczniemy od krasnoludów. Możemy zmienić świat, wierzysz w to, prawda?
- Wierzę… I dziękuję ci, że jesteś.
***
Elrond, Celeborn, Galadriela i Radagast dotarli już do ruin Dol Guldur. Mrok spowijał wszystko dookoła, forteca wyglądała jakby była opuszczona, jakby od lat nie było tam żywego ducha. Powoli kroczyli do przodu i czuli w powietrzu potężną, czarną magię.
- Tu pułapka – mruczał pod nosem Radagast – Pułapka, niebezpieczna, groźna pułapka…
- Gdzie ostatnio widziałeś Gandalfa? – zapytał Elrond.
- O tu, przy tej kępie martwych krzewów. Dalej wszedł sam.
- Rozjaśnijmy nieco atmosferę – szepnęła Galadriela, wymawiając po tym ciche, elfickie zaklęcia. W dłoni dzierżyła niewielki, kryształowy przedmiot, z którego zaczęło płynąć jasne światło.
- Wchodzimy – zarządził Celeborn – Raz na zawsze rozprawmy się z Cieniem…
Pewnym krokiem ruszyli w stronę wejścia fortecy. Im bliżej byli, tym większa moc w dziwny sposób odpychała ich w tył, jednak Radagast poradził sobie z tym problemem, zdejmując ciężkie zaklęcie. Ich oczom ukazał się wielki, przeraźliwie czarny cień, w środku którego płonęła początkowo niewielka, ognista łuna, która z każdym krokiem stawała się większa. Wiedzieli już ponad wszelką wątpliwość, z kim przyszło im się zmierzyć. Stali naprzeciwko samego Saurona…

***
W umówionym czasie Legolas i Tauriel zaczęli wprowadzać w życie swój plan. Ryzyko było dość duże, ale zabrnęli za daleko, żeby się wycofać, zresztą bardzo zależało im na pomocy krasnoludom. Tauriel zwolniła ze służby strażników, którzy z radością udali się na królewską ucztę. Wtedy elfka poinstruowała więźniów, że mają być cicho i czekać na Legolasa. Kiedy upewniła się, że sala, na której odbywa się uczta, jest zapełniona, i wszyscy bawią się w najlepsze, udała się do królewskich stajni. Niezauważona, zabrała ze sobą 7 koni i czym prędzej popędziła z nimi w stronę wodospadu. Legolas w tym czasie pilnował, aby nikt im nie przeszkodził, a jeśli zobaczył jakiegoś elfa wędrującego po pałacu, natychmiast wysyłał go na królewską ucztę. Tym sposobem oczyścił okolice lochów i piwnice, i mógł już rozpocząć realizować swoją część planu. Podszedł do celi Thorina i otworzył ją. Krasnolud zerwał się z podłogi, patrząc na niego podejrzliwie.
- Co robisz? – zapytał.
- Wychodzicie stąd – odparł Legolas – Bądźcie cicho, zaprowadzę was w bezpieczne miejsce, skąd będziecie mogli wyjść.
- Jaką mam pewność, że mogę ci ufać?
- Zaufałeś Tauriel? Musisz ufać i mnie. Nie martw się, zadbaliśmy o wszystko, dziś odbywa się uczta u mojego ojca więc pałac jest pusty, wszyscy skupili się w sali na najwyższym piętrze.
- Cóż… Jestem w szoku, dziękuję że nam pomagasz – wyznał Thorin – Ale… Nie boisz się?
- Nie – Legolas był pewny siebie i tego, co robi – Nie boję się. To, co robię, jest słuszne, mam poparcie króla Celeborna, królowej Galadrieli i pana Elronda, nie boję się mojego ojca, jeśli o to pytasz. Pomogą nam, będą tu niedługo po naszej ucieczce. Zresztą, to nie czas na dyskusje, wychodzisz czy zostajesz tu na wieczność!?
Thorin bez słowa opuścił celę, a Legolas w mgnieniu oka uwolnił resztę jego towarzyszy.
- Gdzie moja kobieta? – nerwowo rozglądał się Kili – Nie chciałem ciebie, chciałem Tauriel!
- Zamknij się, albo cię zaknebluję – syknął Legolas – Rób co mówię, albo jako jedyny zostaniesz tu, zamknięty na klucz!
- Nie bądź taki pewny siebie, Tauriel mnie kocha!
- Jak widzisz, Tauriel tu nie ma, więc ode mnie zależy twoje życie.
- Róbcie, co mówi! – rozkazał Thorin – Bez dyskusji!
Elf spojrzał na Kiliego z wyższością i wyprowadził krasnoludów z lochów. Powoli, stąpając możliwie jak najciszej, zawędrowali do piwnic. Tam stanęli w kręgu i wszyscy patrzyli na swojeo wybawcę.
- Wejdziecie do beczek – zarządził Legolas.
- Że co!? – krzyknął oburzony Bombur – Po moim trupie!
- Chętnie ci w tym pomogę!
- Nie dam się wsadzić do beczki! – upierał się rudobrody krasnolud – To uwłaczające!
- Jeśli w ogóle znajdziemy beczkę w twoim rozmiarze… - mruknął Bofur.
- Jak ja będę tam oddychać? – Dori zaczął nerwowo krążyć i oglądać beczki.
- To kpina! Wyprowadź nas stąd, albo skręcę ci kark! – krzyczał Dwalin.
Legolas spojrzał niecierpliwie na Thorina.
- Zrób coś z nimi, albo w tej chwili pójdę po mojego ojca!
- Cisza! – rozbrzmiał głos przywódcy – Wszyscy do beczek, zrozumiano!?
- Chyba żartujesz! – Bibo tupnął nogą – Jak mnie wsadzisz siłą, to…
Nie zdążył dokończyć zdania, bo Thorin chwycił go za kamizelkę i wrzucił do beczki, sam wślizgując się do kolejnej. W ślad za nim podążyli jego siostrzeńcy i cała reszta głośno narzekających krasnoludów. Nieskutecznie uciszani przez Legolasa, w końcu zostali spuszczeni zapadnią wprost do zimnej rzeki o rwącym nurcie. Elf tymczasem pobiegł na salę, gdzie odbywała się uczta. Podszedł do swego ojca i nachylił się nad nim.
- Ojcze, więźniowie zbiegli – szepnął mu do ucha – Nie wiem, jak to się stało…
- Jesteś nieudolny! Jak mogło do tego dojść! – krzyknął król, jednak syn uspokoił go.
- Ciszej, nie przerywaj uczty… Tauriel pilnowała ich, ale przed chwilą znalazłem ją nieprzytomną przed celą Dębowej Tarczy. Twierdzi że została uderzona w tył głowy i straciła przytomność, a wtedy zapewne udało mu się zabrać klucze i uwolnić się. Gdybym był przy niej…
- Gdzie mogą być?
- Wszędzie, ojcze. Ale nie martw się, Tauriel już ruszyła w pościg, jadę za nią, nie pozwolimy  żeby nam uciekli…
- Weźcie ze sobą kilku wojowników…
- Nie ma potrzeby! – zdenerwował się Legolas – Damy radę, zaufaj nam. Dorwiemy krasnoludy i przyprowadzimy do ciebie, przysięgam…
Thranduil patrzył na syna nieco podejrzliwie, ale w końcu machnął ręką z obojętnością.
- Niech tak będzie – westchnął ciężko – Wracajcie czym prędzej…
Legolas skłonił się i pobiegł wprost do stajni, gdzie dosiadł konia i popędził w kierunku wodospadu. Tam już dotarły krasnoludy, którym Tauriel pomagała wydostać się na brzeg. Mimo głośnych narzekań, byli wdzięczni za uratowanie. Z pomocą elfów dosiedli wysokich koni po dwóch: Kili dosiadł się do Tauriel, Legolas wziął do siebie Bilba, Dwalin jechał z Balinem, Ori z Dorim, Nori z Bifurem, Bofur z Bomburem, Gloin z Oinem, a Thorin z Filim. Niezwłocznie ruszyli w stronę Esgaroth.
- Wujku… Jak się czujesz? – zapytał troskliwie Fili.
- Lepiej, już prawie nie boli.
- Cieszę się, ale… Wiesz, o co pytam. Jak czujesz się wewnątrz, w środku… w sercu, wujku.
- Nie jest łatwo, synu… Wiesz, jak jest dla mnie ważna. Brakuje mi jej z każdym dniem coraz bardziej…
- Pytałeś Tauriel, co u niej?
- Tak, wszystko dobrze… Elrond otoczył ją opieką – westchnął Thorin – Ale nie ma mnie przy niej, więc nie ma pewności czy jest bezpieczna…
- Tak mi przykro, że musisz się z tym zmagać. Wiem, że jest ci wystarczająco trudno z całą sytuacją, ale odkąd nie ma Luthien…
- Radzę sobie. Dziękuję ci za troskę.
- Wujku, mam obowiązek troszczyć się o ciebie i opiekować się tobą. Jestem twoim siostrzeńcem…
- Pewnego dnia będziesz królem – oznajmił poważnie Thorin – Cieszę się, że tak dojrzałym i odpowiedzialnym królem, bardziej niż ja.
- Wujku, ale…
- Tak, Fili, nadajesz się do tego jak nikt. Ja zawiodłem zbyt wiele razy… I jeszcze pewnie zawiodę. To ty powinieneś zasiąść na tronie Durina.
- Wujku, nie będę tego słuchał! – zaprotestował Fili – Skończ tak mówić! Ty jesteś naszym królem, nie rozumiem dlaczego tak nagle straciłeś pewność siebie… Zawsze byłeś dumny, świadomy swego pochodzenia i możliwości, silny, a ostatnio strasznie przygasłeś… Nie takiego ciebie znamy! Nie do takiego przywódcy jesteśmy przyzwyczajeni! Ja i Kili całe życie patrzyliśmy na ciebie jak na święty obraz, byliśmy i nadal jesteśmy tobą zafascynowani i bezgranicznie oddani, chcemy żebyś znowu pozbierał się i pokazał wszystkim, kim jest władca Ereboru, król spod Góry, największy spośród potomków Durina! Weź się w garść, wujku, i pokaż im wszystkim!
Thorin z rozczuleniem spojrzał w niebo. Tacy siostrzeńcy to skarb, jaki niezwykle trudno znaleźć w tym świecie, i choćby dla nich powinien być taki, jakim był kiedyś. Dumnym, dostojnym królem i nieustraszonym, silnym wojownikiem. Aby nadal mieli skąd czerpać wzorzec, by mogli przygotować się do roli monarchy, która na nich w przyszłości czeka.
- Dziękuję, Fili – powiedział głębokim, poruszonym głosem – Przysięgam, że wrócę. Taki, jakim byłem. Zrobię to dla ciebie, mój synu…
Zamilkli, bo nie potrzebowali więcej słów. Znów poczuli między sobą tę niezwykłą więź, nie tylko rodzinną, tę niesamowitą relację ojca z synem, ale też i dwóch dojrzałych, świadomych mężczyzn, wojowników o ojczyznę, o wolność, o swe dziedzictwo. Thorin zdawał sobie sprawę, że bez Filiego nie zdziałałby wiele, że to on jest teraz jego podporą i prawą ręką. Owszem, kochał Kiliego równie mocno, ale ten zdawał się być pochłonięty zupełnie innymi sprawami…
- Mmm… Pachniesz konwaliami – wymruczał młody krasnolud, wtykając nos we włosy Tauriel i zaciągając się mocno. Elfka uśmiechnęła się pod nosem.
- Nie widziałam konwalii od pół roku – powiedziała rozbawionym głosem.
- To mogą być też fiołki. Albo… tak, to zapach świeżego bzu. Macie bez w tej… W tej podłej wiosce?
- Podła wioska!?
- A jak nazwać miejsce, w którym nas więziono? Piekło? Też może być. Tak czy inaczej, w przeciwieństwie do Thranduila, pięknie pachniesz.
- Skąd wiesz, jak pachnie Thranduil? – roześmiała się Tauriel.
- Podejrzewam że siarką, albo… wiesz, byłem kiedyś w miejscu, gdzie hodowano świnie. Tak wyobrażam sobie zapach twojego króla. Patrząc na niego, wyobrażałem sobie wielką, tłustą, nadmuchaną świnię. I tak myślałem sobie, jak wyglądałby nadziany na rożen i…
- Kili! – krzyknęła elfka – Przerażasz mnie!
- A co gdybym powiedział, że…
- Może lepiej nic już nie mów.
- Tauriel! Żądam zmiany przewoźnika!
- Nie masz wyboru, słodki maluchu.
- Wujku, zabierz mnie od niej! – pisnął przeraźliwie Kili.
- Trzeba było uważniej wybierać towarzyszkę życia – odparł uśmiechnięty Thorin – Kochaj i cierp, mój mały.
- Święte słowa – poparła go Tauriel – Wasza wysokość, upomnij swego siostrzeńca. Właśnie nazwał Thranduila nadmuchaną, tłustą świnią, a to słowa niegodne następcy tronu.
- Ależ nie po to uczyłem go całe życie szczerości, żeby go teraz ograniczać!
- Nie ma tu nikogo normalnego? – elfka załamała ręce – Fili, może ty…
- Ja nazwałbym go… przerośniętą, zmutowaną krzyżówką goblina z orkiem – Fili uśmiechnął się uroczo do ukochanej swego brata – I ta jego śmieszna korona… Zdaje się, czy zrobił ją z zeschniętych badyli?
- Wiesz, synu, niektórzy mężczyźni muszą powiększać swoje ego poprzez takie dodatki, i przedłużać swoją… Eee, dobrze, nie powiedziałem tego – Thorin ledwie stłumił w sobie śmiech – My nie musimy niczego udowadniać, ale taki biedny, elficki król… Tauriel, właściwie dlaczego Thranduil nie ma żony? Bądź co bądź, z kimś musiał tego Legolasa stworzyć.
- Jego żona odeszła za Morze tuż po narodzinach Legolasa – opowiadała elfka – To temat tabu. Ale po kątach szepcze się, że już drugiego dnia po zawarciu małżeństwa miała dość…
- Wszystko jasne. Biedna kobieta nie wytrzymała, a on bez niej… Może gdyby miał kogoś…
- Wujku, kto by chciał go dotknąć? – wtrącił Kili – Nie jest tobą ani mną, więc nie miej złudzeń. ŻADNA szanująca się kobieta nawet na niego nie spojrzy.
- Jesteście okrutni!
- Nie bardziej niż ty, Tauriel – odparował Thorin – Moje plecy nadal cię pamiętają.
- Myślałam, że to zamknięty temat…
- Wujku daj jej spokój, przecież przeprosiła – bronił ukochanej Kili – Luthien wycałuje ci te twoje plecy jak tylko ją odbijemy, i szybko się zagoi.
- Uważaj, co mówisz! – upomniał go starszy brat – Nie zapominaj się!
- A ty co, zazdrosny? Mały blondynku? Oj, zapomniałem że mój braciszek nie ma kobiety, musimy to uszanować i nie wspominać o MIŁOŚCI przy nim…
- Kili… Zamknij się! – przywołał do porządku siostrzeńca Thorin – Może i nie ma kobiety, ale więcej rozumu niż ty, i dziwię się Tauriel że dokonala takiego wyboru!
- Też się sobie dziwię – elfka posłała Filiemu uwodzicielskie spojrzenie, a potem wybuchnęła śmiechem.
- Ha ha, zabawne… Dobijcie mnie jeszcze! Dobijcie! A to i tak JA mam najpiękniejszą kobietę w Śródziemiu!
- O ile się nie mylę, JESZCZE jej nie miałeś – złośliwie wytknął Thorin – I ostrożnie używaj słowa „najpiękniejsza”, dobrze?
- Chciałem… Chciałem powiedzieć… Oprócz Luthien, oczywiście – bąknął speszony Kili.
- Co powiedziałeś!? – krzyknęła Tauriel.
- Na Durina… Co mam mówić, żeby wam obojgu dogodzić! – młody krasnolud rozzłościł się z bezsilności – Fili, pomóż bratu!
- Ja? Przecież ja nie mam kobiety, nie mogę wypowiadać się na temat miłości oraz piękna Tauriel i Luthien! Co ja się tam znam…
- Zdrajca!
- Smarkacz!
- Dobrze, chłopcy, wystarczy tych żartów – uspokoił siostrzeńców Thorin – Kili, od lat powtarzam ci, abyś nauczył się ogłady i opanowania. A Fili znajdzie swoją miłość, zasługuje na najlepszą kobietę w Śródziemiu.
- Wujku, przecież nie odbiję ci Luthien… Ani temu dzieciakowi Tauriel. A lepszych nie ma. 
- Znajdziesz, synu, albo i ona cię znajdzie, jak Luthien mnie... A wtedy zobaczysz, że życie jest naprawdę przepiękne. 
Na twarzy Thorina wykwitł błogi uśmiech. Tak, chwile z Luthien były bez wątpienia najpiękniejszymi w jego życiu. Tak bardzo pragnął jeszcze kiedyś zaznać jej ciepła i miłości… Miał ogromną nadzieję, że kiedyś to nastąpi.







-------

Notka: Autorem opowiadania jest Kate. Opowieść oparta jest na postaciach z filmu „Hobbit: Niezwykła podróż” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich. Do zilustrowania opowiadania użyto screenów i przyciętych screenów Kate z filmów „Hobbit: Niezwykła podróż” i „ Hobbit: Pustkowie Samuga”.
-------

Audiobook "Hamlet...". Wywiad z panem Armitage'em.

$
0
0
Niedawno ( tutaj i tutaj) rozmawiałyśmy o nowym projekcie pana Armitage’a a dziś ukazał się wywiad z nim promujący tego audiobooka. Powieści napisanej przez A.J.Hartley'a i Davida Hewsona. 



Fragmentów tej powieści możecie posłuchać na blogu jej autora, tutaj

Na dobry początek tygodnia…

$
0
0
...John Porter. A w zasadzie jedna scena. :-)

Richard Armitage jako John Porter w serialu "Strike Back”/”Kontra”. Mój screen. 






Miłego tygodnia Wszystkim!

"Serce Góry", fanfik autorstwa Kate, część 16.

$
0
0
Poprzednia, piętnasta część tutaj.


Jednak zanim zaczniecie czytać, chciałabym Was poinformować, że Kate zaczęła publikować swoje opowiadanie na Wattpad. Mam nadzieję, że dzięki temu więcej osób będzie mogło cieszyć się talentem Kate. Prace Kate znajdziecie tutaj.   


Luthien leżała pośrodku pachnącej, wysokiej kępy trawy, patrząc na stokrotki, które trzymała w dłoniach. Słońce ogrzewało ją przyjemnie, przedzierając się przez gęste korony drzew. Było jej cudownie, czuła ruchy swojego dziecka, te niespokojne kopnięcia w brzuch, i uśmiechała się, odprężona.
- Jestem z tobą – mówiła, gładząc swój zaokrąglony brzuch – Zawsze będę. Tatuś też chciałby być tu z tobą, ale poszedł odzyskać nasz dom. Kiedyś ci o tym opowie… Usiądziesz z nim przed kominkiem, tata weźmie cię na kolana, przytuli i opowie o swoich przodkach, o smoku, i o tym, jak go pokonał i odebrał to, co kiedyś mu zabrano. Tata dba o nas jak nikt inny na świecie, robi to dla nas, wiesz? Tęskni za nami. Nie opowiadałam ci jeszcze o tym, ale twój tatuś jest najwspanialszym krasnoludem na świecie, wielkim, dostojnym królem, który kocha wszystkich swoich poddanych i za każdego oddałby życie, tak samo jak za nas. Jest niesamowity. Zobaczysz, kiedy przyjdziesz na ten świat, pokochasz go od razu tak samo mocno, jak ja. Nie da się go nie kochać… Obiecuję ci, że niedługo tatuś po nas wróci i wszystko będzie dobrze.
Bardzo chciała wierzyć w to, co mówiła do swego dziecka, choć jej serce przepełniał strach. Im dłużej była daleko od Thorina, tym mocniej bała się o niego. Miała nadzieję, że Legolas i Tauriel już uwolnili krasnoludów i hobbita z lochów Thranduila i maszerują teraz na Samotną Górę. Czuła, że powinna z nim być, ale nie mogła w tej chwili nic zrobić. Czekała cierpliwie, i wciąż marzyła o tej chwili, kiedy wreszcie go spotka…
***

4 konie galopem pędziły w stronę światła, opuszczając mroki ruin Dol Guldur. Nie zatrzymywały się jeszcze przez długi czas, aż poczuły, że czarna moc się ich nie ima, że rozpływa się i znowu czują świeże powietrze. Zatrzymały się dopiero po wschodniej granicy Mrocznej Puszczy, za rozkazem Galadrieli. Królowa elfów podeszła do wierzchowca, na którym Radagast podtrzymywał wycieńczonego Gandalfa, i wspólnymi siłami ułożyli go na miękkiej trawie. Żył, ale był na skraju wyczerpania, osłabiony przede wszystkim potężną, czarną magią. Radagast nachylił się nad nim i mamrotał niezrozumiałe zaklęcia, po których Gandalf otworzył oczy.
- Witaj przyjacielu – Celeborn chwycił jego dłoń i pomógł mu usiąść – Nawet nie wiesz, jaka to dla nas radość, widzieć cię całego.
- Co z Sauronem? – dopytywał nerwowo, ledwo łapiąc oddech.
- Odszedł w cień – uśmiechnął się Elrond – Przypomniał sobie moc królowej Galadrieli. Co prawda nie mamy pewności, czy kiedyś jeszcze nie odrodzi się… Ale na razie unicestwiliśmy go, myślę że na długi czas.
- Los Saurona zależy od Jedynego Pierścienia, a ten, choć nie wiadomo gdzie, nadal istnieje. Jedyną szansą na zniszczenie zła jest zniszczenie Pierścienia w Górze Przeznaczenia – mówiła cichym głosem Galadriela – Ale nie zajmujmy się teraz tym, ważne że jesteś z nami. Mithrandirze, udamy się teraz do Thranduila. Stało się coś złego, i musimy interweniować. Pomóc Thorinowi…
- Co z nim!?
- Został pojmany przez Legolasa, syna Thranduila, i wtrącony do lochu – opowiadał Elrond – Kiedy ten zrozumiał swój błąd, było już za późno. Nasz krasnoludzki przyjaciel nie potrafi utrzymać języka za zębami, stąd spotkały go kilkakrotne tortury. Legolas i jego przyjaciółka, Tauriel, przybyli do nas po pomoc, obiecaliśmy że pójdziemy do Thranduila, lecz oni musieli wrócić tam i narażając się, uwolnić krasnoludy i małego hobbita. Sądzę że są już w drodze, tak więc my musimy wypełnić naszą część misji. Gandalfie, wszystko zmierza ku dobremu.
- A co z Luthien? – czarodziej poderwał się z miejsca – Miała być u ciebie!
- Jest w Lorien pod opieką mej wnuczki, Arweny – uspokoiła go Galadriela – Mithrandirze, Luthien jest w ciąży. Nosi pod sercem potomka Durina…
- To… To naprawdę… Nie może być! – Gandalf uśmiechnął się triumfalnie – Wiedziałem, co robię! Thorin o tym wie?
- Nie, i może lepiej żeby powiedziała mu dopiero po wszystkim, osobiście…
- A jeśli nie zdąży!?
Zapanowała cisza. Wszyscy patrzyli na siebie, zdając sobie sprawę że tak naprawdę misja Thorina może zakończyć się niepowodzeniem, ale nie chcieli dopuszczać tego do siebie.
- Zdąży – uciął temat Celeborn – Zadbamy o to. Gandalfie, pomożemy krasnoludom tak bardzo, jak będzie to konieczne. A na razie zajmijmy się naszym niepokornym Thranduilem.
***
Wędrowcy dotarli po krótkim czasie do Miasta na Jeziorze, zwanego inaczej Esgaroth. Nie mieli problemu z wejściem, ponieważ był z nimi syn władcy Leśnego Królestwa – w innym przypadku obecność trzynastu krasnoludów z hobbitem byłaby bardzo dziwna i raczej niezbyt mile widziana. Legolas jednak zapewnił im spokojne przejście i zakwaterowanie w mieście. Po całym Esgaroth od razu rozniosły się plotki o przybyciu niespotykanych gości; szeptano, że jest wśród nich wnuk danego króla spod Góry. Od razu przypomniano sobie o dawnych przepowiedniach.
- Słyszeliście? – mówiono – Powrócił władca srebrnych źródeł! Przepowiednia się spełnia!
- Jaka przepowiednia? – zdziwił się młody, ponury jegomość. Ludzie dookoła patrzyli na niego ze zdumieniem i rozbawieniem.
- Och Bardzie, jakiś ty głupi… Podziemny król nad króle, Pan wydrążonych skał i władca srebrnych źródeł odbierze to, co miał – wyrecytował jeden ze staruszków, a po chwili resztę dopowiedział drugi:
- Korona błyśnie złotem, w stu harfach zabrzmi dzwon - a w górskich grotach echo powtórzy dawny ton. W pas się pokłonią lasy, i źdźbła zielonych traw, a złoto i diamenty popłyną rzeką wpław.
- Tak, już pamiętam – szepnął Bard - Zaszemrzą pieśń strumienie, zaszumi las i bór - i radość zapanuje, gdy zjawi się Król Gór. Już pamiętam… Ale mówiono też gorsze rzeczy! Kiedy wejdą do Góry i zbudzą smoka… Miasto spłonie!
- Nie pleć bzdur! Dość mamy twojego pesymizmu i czarnowidztwa!
- Ale to niebezpieczne… Niebezpieczne!
Ludzie przestali go słuchać, aż w końcu zrezygnowany, udał się do domu. Tymczasem krasnoludy wraz z hobbitem rozgościli się w domu, który został im udostępniony. Thorin uważnie rozglądał się dookoła siebie.
- Do Dnia Durina niewiele czasu… Zostaniemy tu dwa dni, nabierzemy sił i ruszamy – zarządził, zdejmując płaszcz – Legolasie, dziękuję ci. Możecie wracać do domu…
- Nie mam gdzie wracać – uśmiechnął się ponuro elf – Ojciec zabiłby nas od razu. Chyba że… Elrond i reszta dotarli już do niego.
- Zostaniemy z wami aż do waszego wymarszu – dodała Tauriel – A wtedy zobaczymy, co dalej.
- Jeszcze raz wam dziękuję. Bilbo… Bilbo co robisz przy tym oknie?
Hobbit stał przy oknie wręcz przyklejony do szyby, i patrzył na coś z niedowierzaniem. Kręcił głową i zacisnął zęby, jakby był zły.
- Co ona tu robi… - syknął.
- Kto? – zapytał Balin.
- Co robi tu ta smarkula!?
- Bilbo, o kim mówisz?
Hobbit z wściekłością odkleił się od szyby i otworzył z rozmachem drzwi. Podparł się rękoma pod boki i krzyknął donośnie:
- Esmeraldo! Esmeraldo Tuk!!!
Niska, drobna postać odwróciła się i pisnęła z radości. Momentalnie zerwała się z miejsce i podbiegła z ogromnym rozpędem do Bilba, rzuciła mu się na szyję tak mocno, że wpadła wraz z nim do domu i wylądowali na podłodze.
- Bilbo, kochany mój, znalazłam cię! – krzyczała, obcałowując policzki hobbita – Tyle czasu!
- Stop! Esmeraldo Tuk, wstań ze mnie! Dwalinie, nie gap się tylko zdejmij ze mnie to babsko!
- Ja tam nie będę przeszkadzał twojej… narzeczonej? – parsknął śmiechem krasnolud.
- To żadna narzeczona! – wrzasnął Baggins – To moja rozwydrzona, smarkata kuzynka, Esmeralda Tuk! Zdejmijcie ją ze mnie!!!
Kili z Dwalinem chwycili Esmeraldę za ręce i podnieśli ją. Dziewczę odwdzięczyło się promiennym uśmiechem i grzecznym dygnięciem. Bilbo wstał z podłogi, otrzepał się i ze złością spojrzał na krewniaczkę.
- A teraz wytłumaczysz się, droga panno, zanim ten pan użyje swojego młota bojowego, skąd się tu wzięłaś i dlaczego nie pilnujesz mojej norki, jak obiecałaś!!!
- Bilbo, drogi kuzynie! – Esmeralda nie dostrzegała, bądź nie chciała dostrzec złości Bagginsa – Tak się cieszę, że cię znowu widzę!
- Esmeraldo Tuk!!!
- Dobrze dobrze, już mówię… Tęskniłam za tobą, i pragnęłam wyruszyć za tobą w świat, przeżyć przygodę!
- Zaraz, moment!!! KTO opiekuje się teraz moją norką!? – zatrwożył się hobbit. Esmeralda zaśmiała się cicho.
- Zainteresowana tym była stara Lobelia Sackville-Baggins…
- Dajcie mi miecz! Chcę umrzeć! – krzyknął dramatycznie Bilbo.
- Spokojnie, daj mi dokończyć! Poprosiłam o to Rosie Brandybuck.
- Od kiedy nie ma cię w domu, podła smarkulo?!
- Bo ja wiem… Od dwóch miesięcy.
- Jesteś… Jesteś nieodpowiedzialna!!! Wyruszyłaś SAMA w podróż przez CAŁE Śródziemie… Jesteś głupia, krnąbrna i nieodpowiedzialna!!!
- To samo mówiłem kiedyś o Luthien – westchnął Thorin, zerkając na Filiego, który jak zauroczony wpatrywał się w kuzynkę Bilba.
- Jak tu dotarłaś!? – kontynuował wzburzony hobbit – Nie uwierzę, że dotarłaś tu na własnych stopach!
- Nie, kuzynie, jestem sprytniejsza niż sądzisz – uśmiechnęła się pod nosem Esmeralda – Nieopodal gospody pod Rozbrykanym Kucykiem spotkałam grupę ludzi wędrujących do Dunlandu, zabrałam się z nimi, zabawiłam tam jakiś czas, potem pojechałam z innymi do Rohanu, bardzo przyjemne miejsce, ale byłam tam krótko, bo ludzie z którymi wędrowałam, spieszyli się do Gondoru. A z Gondoru wprost do Esgaroth. I tak mi się tu spodobało, że postanowiłam zostać i zaczekać na ciebie. Nie patrz tak na mnie, przecież wiedziałam jako jedyna osoba że zmierzasz do Samotnej Góry, więc i Miasto na Jeziorze zapewne albo miniesz, albo do niego zawitasz. I oto jesteś, z grupką krasnoludów i elfami, w życiu się tak dobrze nie bawiłam!
- Tak… Droga panno Tuk, jestem Thorin Dębowa Tarcza – z nieskrywanym rozbawieniem przedstawił się przywódca – I też muszę przyznać, że całkiem nieźle się dziś bawię.
- To pan jest królem! Wasza wysokość, jestem oszołomiona twoją… No, w każdym razie, wszystkim jestem oszołomiona. Jest pan najprawdziwszym królem!
- Jeszcze nie królem i… może nie „pan”, droga panno Tuk.
- Och, nigdy nie przechodziłam na „ty” z monarchą! Miło mi, jestem Esmeralda. A twoi przyjaciele?
- To Legolas, syn króla Thranduila, i Tauriel, oboje z Leśnego Królestwa, nasi przyjaciele – z uśmiechem przedstawiał wszystkich Thorin – Za tobą stoi najlepszy kucharz Śródziemia, Bombur, i jego brat Bofur. Dalej jest Bifur, Dori, Nori i ich młodszy brat Ori, obok nasz naczelny lekarz, Oin, i nasz skarbnik Gloin. Dwalin, Balin, ten przyklejony do Tauriel młodzieniec to mój młodszy siostrzeniec, Kili, a tu jest starszy, Fili.
Esmeralda obróciła się w stronę Filiego i oniemiała. Dość wysoki jak na krasnoluda, niesamowicie przystojny blondyn, który teraz stał jak wryty, wpatrzony w Tukównę. Teraz dopiero na spokojnie i uważnie mógł ocenić jej wygląd: była drobna i niska, jej okrągłą, rumianą buzię okalały złote, gęste loczki. Miała duże, niebieskie oczy i wydatne usta. Była po prostu piękna. Zupełnie niepodobna do marudnego hobbita, który zapewne najchętniej dałby jej porządne lanie, jako starszy kuzyn, za nieposłuszność i bezmyślne opuszczanie wygodnego domu. Ale ta dziewczyna była odważna, dzielna, a przy tym żywa i wesoła, zrobiła na Filim ogromne wrażenie.
Młody krasnolud podszedł do niej i ujął delikatnie jej rękę.
- Fili, do usług – powiedział, całując jej dłoń – Witamy, panno Tuk.
- Ojejku, najprawdziwszy krasnoludzki książę…
- Ja też jestem księciem, ja też! – krzyknął Kili, ale nikt go nie słuchał.
- Może panienka zjadłaby z nami? Dopiero przybyliśmy, Bombur właśnie miał przyrządzać kolację… Prawda? – Fili zwrócił się do grubego przyjaciela, który przytaknął i od razu zabrał się za gotowanie.
- Dość tego – rozzłościł się Bilbo – Smarkulo! Zawsze wiedziałem, że Tukowie to kłopoty, ale ty przekraczasz wszelkie granice!
- Ośmielę się przypomnieć, że również jesteś Tukiem – roześmiał się głośno Thorin – Bilbo, daj dziewczynie spokój, jak chodziło o Luthien, broniłeś jej zawsze i wszędzie, a własnej kuzynki czepiasz się jak rzep psiego ogona!
- Bo to smarkula! Bo Esmeralda to kłopoty! – miotał się Baggins – Bo…
- Bilbo, wędrowałam tyle czasu, żeby cię odnaleźć – dziewczynie udało się oderwać wzrok od Filiego i zwróciła się do kuzyna – Doceń to. Zawsze pragnęłam przygód, ale nikt mnie nie rozumiał. Myślałam, że chociaż ty…
- Ja po prostu oszaleję… Czy w tym zimnym, podłym mieście jest choć odrobina piwa!?
- Nori, Bofur, idźcie i zadbajcie o dobry trunek dla naszego przyjaciela – rozkazał Thorin – Kili… Kili nie uwieszaj się na Tauriel! Kili, to wątła kobieta, a ty przecież swoje ważysz!
- Jakoś jej to nie przeszkadza!
- Bo zatykasz mi usta i nie dajesz dojść do słowa! – roześmiała się elfka, odsuwając od siebie ukochanego.
- Pamiętaj, że pilnuję jej jak oka w głowie – zagroził Legolas.
- Wielkie rzeczy, zmiotę cię z tej ziemi jednym ruchem!
- Chłopcy, uspokójcie się… - westchnęła Tauriel i rozejrzała się dookoła – A gdzie jest Esmeralda?
Nim ktokolwiek zdążył to zauważyć, hobbitka wraz z Filim usiedli w kącie i rozmawiali o czymś zawzięcie, wpatrzeni w siebie. Thorin spojrzał z rozrzewnieniem na siostrzeńca… Wyglądało na to, że pisklęta wyfruwają mu z gniazda. Najpierw Kili zakochał się w elfce, co Thorin przełknął z ogromnym trudem, a teraz Fili zauroczył się kuzynką Bilba! Cieszył się ich szczęściem, jak każdy dobry ojciec, ale w głębi serca czuł smutek, że jego mali chłopcy wyrośli i już nie będą przychodzić do niego z problemami, żalami czy radościami. Przecież nie był w stanie zatrzymać ich przy sobie przez całe życie… A teraz dotarło do niego, że właściwie tego chciał. Tak naprawdę miał cichą nadzieję, że zasiądzie na tronie Ereboru, mając po obu stronach swoich ukochanych synów, którzy do końca jego dni będą wiernie przy nim trwać, i nigdy nic ich nie rozdzieli… No tak, ale przecież wszystko zaczęło się zmieniać w momencie, kiedy do jego świata wkroczyła Luthien. To ona pierwsza sprawiła, że zakończył się ten wspaniały etap, gdzie nic nie było w stanie rozdzielić tej wielkiej trójcy, trzech potomków Durina… Ale równocześnie zaczął się inny etap, równie cudowny. A to, że Kili i Fili znaleźli swoje drugie połowy, było naturalną konsekwencją tego, że i Thorin odnalazł swoje szczęście. Może gdyby nie Luthien, dalej byliby tylko oni, król i dwóch książąt… Ale przecież jej pojawienie się było dla niego największym błogosławieństwem, jakie mogło go spotkać w tym akurat momencie życia. I miał nadzieję, że tym samym będą Tauriel i Esmeralda dla Kiliego i Filiego…
***
Thranduil z wściekłością miotał się po swej komnacie. Teraz był pewien, że własny syn oszukał go, a on sam dał się podejść jak małe dziecko. Jak mógł mu uwierzyć! Jemu i tej strażniczce… Był naprawdę niesamowicie wściekły, i głośno dawał temu wyraz.
- Zdrajca! Przeklęty zdrajca, wyhodowany na własnym łonie! – krzyczał – I ta przeklęta Tauriel, przeciwstawili mi się, a ja takich rzeczy nie wybaczam… Zemszczę się, Legolasie!!!
- Mój panie – wetknął do środka głowę jeden ze strażników – Masz gości…
- Nie ma mnie! Nie przyjmuję nikogo! – wrzeszczał Thranduil – Zamknąć całe królestwo, podwoić straże, nie wpuszczać NIKOGO!!!
- Nas wpuścisz.
Król obrócił się momentalnie i ujrzał w drzwiach Galadrielę, a tuż za nią Celeborna i Elronda. Na samym końcu pochodu szli Gandalf i Radagast. Thranduil nie spodziewał się tak osobliwej delegacji, i zupełnie nie rozumiał, po co zjawili się w jego pałacu właśnie w tej chwili…
- Pani Galadrielo – powiedział z szacunkiem, ale i ze zdziwieniem, kłaniając się – Czemu zawdzięczam wizytę tak szacownych gości?
- Gdzie Thorin!? – huknął groźnie Gandalf. Thranduil spojrzał na niego z nieskrywaną złością.
- A co ciebie to obchodzi?
- Odpowiedz, kiedy pyta cię nasz przyjaciel – upomniał go Elrond.
- A od kiedy to ty mi rozkazujesz!?
- Zabrnąłeś za daleko, Thranduilu – oznajmił poważnym tonem Celeborn – Siejesz zło, nie różnisz się niczym od orków i goblinów, stajesz się podobny do Azoga Plugawego…
- A cóż to… Przybywacie do mojego królestwa, by mnie obrażać? Ubliżać mi? Straż!!!
Nic jednak nie wskórał, bo Radagast dwoma stuknięciami swego kostura zamknął wszystkie możliwe wejścia i, używając magicznych mocy, pchnął elfa na ścianę i przytrzymał go przy niej chwilę, po czym puścił, pozwalając by upadł na podłogę.
- Wzywasz straż do władcy sąsiedniego królestwa? Stałeś się podłym, egoistycznym wyrzutkiem, Thranduilu. Chciałeś potraktować mego męża tak, jak potraktowałeś Thorina… Jak można tak niegodnie potraktować króla, czyimkolwiek królem by był, powinieneś okazać szacunek! – ostro zareagowała na zachowanie Thranduila Galadriela – Nie myśl, że możesz teraz nas zamknąć, bo czegokolwiek byś nie zrobił lub nie rozkazał twoim strażom, nie ośmielą się uczynić niczego przeciwko dwójce potężnych czarodziejów i nam, władcom Lorien i Rivendell. Pogódź się z tym, Thranduilu, twoja tyrania się kończy.
- Nigdy nie pozwolę wam panoszyć się w MOIM pałacu!!!
- A ja nie pozwolę panoszyć ci się w Śródziemiu i niszczyć wszystkiego, co dobre! – Elrond w złości podszedł do Thranduila i chwycił go mocno za szaty – Unieszczęśliwiłeś własnego syna, co z ciebie za ojciec… Bo królem jesteś ŻADNYM!  Nie potrafisz rządzić, ale najbardziej boli to, że twój syn wstydzi się i boi własnego ojca!
- Nie wspominaj o nim… Jest zdrajcą!
- Jest uczciwym, dobrym, młodym chłopcem, sprawiedliwym. Myślisz, że nie dostrzega niegodziwości, których się dopuszczasz? – Galadriela odsunęła zdenerwowanego Elronda i stanęła naprzeciwko Thranduila, patrząc na niego tak przenikliwie, że ledwo mógł znieść to spojrzenie – Tak, wypuścił Thorina i jego przyjaciół, i zrobił to z naszego polecenia. Bo właściwie nikt nie wie, dlaczego ich uwięziłeś… Dlaczego aż tak nienawidzisz Thorina? Nigdy nic ci nie zrobił… Odpowiedz mi, dlaczego?
Dumny elf kulił się pod spojrzeniem Galadrieli, czując coraz większą presję z ich strony. Zatrząsł się ze złości i rzucił swoją koroną o podłogę.
- Ten krasnoludzki śmieć nigdy nie powinien być królem – warknął – Tak jak jego ojciec i dziadek. Chciwi, pazerni i egoistyczni…
- Tak samo jak ty, Thranduilu – odparł Celeborn – Jesteś taki sam, a nawet gorszy. Kiedy Thror wyrządził ci krzywdę? A kiedy zrobił to Thorin?
- To TY odmówiłeś im pomocy – dodał nerwowo Gandalf – Nie kto inny, jak wielki władca Leśnego Królestwa, który odwrócił się plecami do bezdomnych, głodujących, przegonionych z własnego domu smoczym ogniem sojuszników! Prosił cię o pomoc w obliczu tragedii, a ty…
- Miałem narażać swoich ludzi, by te brudne krasnoludy miały gdzie mieszkać!?
- Moi drodzy, pozwólcie zaproponować – odezwał się milczący dotąd Radagast – Widzę, że nie ma sensu rozmawiać z Thranduilem, więc może… Zostawmy go zamkniętego w jednym z jego lochów z moimi królikami o ostrych ząbkach i wielkich serduszkach… A wtedy udamy się pomóc krasnoludom.
- Nie uda wam się to! Moi ludzie nie pozwolą zrobić mi krzywdy! Pożałujecie!
- Twoi ludzie, Thranduilu, zrobią wszystko, co JA każę – powiedziała pewnie Galadriela – Twoje słowo przeciw mojemu, naprawdę, nie próbowałabym na twoim miejscu…
- Czego więc chcecie!?
- Uratować cię, zanim będzie za późno, i staniesz się plugawy niczym blady ork. Zanim stoczysz się w otchłań zła i podłości… Zrozum, że jesteśmy tu dla twojego dobra! Nie jesteś już tym Thranduilem, którym byłeś kiedyś – łagodniej już mówiła królowa elfów – Nie tym, który pojawił się na tym świecie i przyjaźnił się z każdym motylem, z każdym kwiatem, który rósł w ogrodzie jego rodziców… Nie tym samym, który poznał Niennę na łące, w której się zakochał i którą kochał tak mocno… Pamiętasz? Byłeś jeszcze młodym elfem, kiedy przyjechałeś do Lothlorien i poznałeś Niennę, którą jej matka zostawiła w naszym królestwie na wychowanie. Nie przeszkadzało ci, że nie była księżniczką, a zwykłą, prostą elfką, choć nadzwyczaj piękną. Pokochałeś Niennę od pierwszego spojrzenia, ona ciebie również. Pamiętasz, jak przyszedłeś prosić mnie i Celeborna o błogosławieństwo, o to by mogła zostać twoją żoną? Byłeś tak szczęśliwy i tak dobry. Co cię zmieniło… Miałeś wszystko. Tron po swoim ojcu, wiernych poddanych, piękną, kochającą żonę i ślicznego synka. Co cię zmieniło, Thranduilu!?
Jasnowłosy elf patrzył na Galadrielę z przerażeniem. Właśnie zajrzała na samo dno jego duszy, przywołała bolesne wspomnienia. Wyciągnęła z zakamarków jego zamrożonego serca to, co gnębiło go od długich lat…
- Nienna… - szepnął cicho, osuwając się na podłogę – Kiedy odeszła… Zabrała ze sobą moje serce. Zabrała je, bo oddałem je całe. Dlaczego ode mnie odeszła…
- Mój drogi, wiesz że nie zniosła presji bycia królową, pragnęła być z tobą, uszczęśliwić cię, ale przerosło ją to. Nie udźwignęła tego ciężaru… Sam pozwoliłeś jej odejść za Morze.
- Ale mogłem odejść z nią! – krzyknął rozpaczliwym głosem – Zostawić królestwo Legolasowi! Przecież tak bardzo ją kochałem… Ale byłem na nią tak zły, tak zły że nie potrafi tego unieść, że nie potrafi być ze mną! Zaślepiła mnie władza i złość na nią, złość że nie potrafi kochać mnie w taki sposób, jak ja ją kochałem… Pomyślałem, że skoro ona nie może dać mi miłości, jakiej potrzebuję, zrekompensuję to sobie nieograniczoną władzą. Dlatego pozwoliłem jej odejść za Morze i… codziennie tego żałuję.
- Thranduilu… Dlaczego nie przyszedłeś do mnie z tym problemem? Dlaczego nigdy nie powiedziałeś, tylko zmieniłeś się, stałeś się jak głaz bez serca!
- Codziennie mi jej brakuje – kontynuował – I codziennie tę pustkę wypełniam inaczej. Najlepiej się czuję, kiedy kogoś zamknę, torturuję, kiedy mogę wyładować to w negatywny sposób… Stałem się takim, jakim nigdy nie chciałem być! Mój syn pewnie mną pogardza… - dodał ze strachem.
- Twój syn czeka, aż się zrehabilitujesz – powiedział Celeborn, podchodząc do Thranduila – Jeszcze możesz wszystko naprawić, zmazać wszystkie złe uczynki dobrymi.
- Tak… Tak, masz rację! Zrobię jeden, ogromny dobry uczynek. Odpłynę za Morze, usunę się z tego świata, choćby jutro… Wyjdę na spotkanie mojej ukochanej, jestem pewien, że Nienna na mnie czeka…
- Posłuchaj, Thranduilu, mówiąc o rehabilitacji, myślimy o prawdziwym odkupieniu twoich win wobec krasnoludów – wyjaśnił Elrond, po czym poparł go Gandalf:
- Pomożesz Thorinowi odzyskać jego dom. Pomożesz mu, przeprosisz go i…
- On mnie zabije! Za wszystko, co mu zrobiłem… Ale może to i dobrze, nie zasłużyłem na nic innego…
- Nie, Thranduilu, Nienna czeka na ciebie, nie możesz umrzeć. A Thorin… Thorin jest mądrym krasnoludem, zrozumie I wybaczy ci. Znam go dobrze. Proszę, weź się w garść, pokaż że jesteś honorowy! Pokaż, że jest w tobie jeszcze cząstka dobra, którą możesz wykorzystać… Jeśli nie dla siebie, zrób to dla Nienny!
- Tak… Tak, dla Nienny – szeptał nerwowo elf – Tak zrobię. Pomogę Thorinowi, pomogę mu, pomogę… Ale po wszystkim oddam Legolasowi we władanie moje królestwo i odpłynę za Morze.
Wszyscy zebrani popatrzyli na skulonego, żałośnie wyglądającego Thranduila. W końcu się udało…
- Wiedziałem, że zmądrzejesz – przerwał chwilę ciszy Gandalf, pomagając mu wstać – Jesteś nam teraz bardzo, bardzo potrzebny…
- Jestem pewien, że wraz z twoją przemianą, odmieni się ten piękny niegdyś, zielony las – westchnął Radagast – Znowu wróci tu życie, szczególnie że przepędziliśmy zło z fortecy Dol Guldur. Możemy przywrócić harmonię w Śródziemiu, sprawić by ten świat znowu żył w zgodzie i pokoju… Ty jesteś jednym z najważniejszych elementów tej układanki, Thranduilu. Ty i Thorin. Pomóż nam zmienić bieg wydarzeń…
- Tak, pomogę – powiedział elf, prostując się i dumnie patrząc przed siebie – Choć będzie to ostatnia rzecz, jaką zrobię na tym świecie. Pomogę.
***
Po spokojnie spędzonej nocy Thorin obudził się dość szybko. Wszyscy jeszcze spali, a krasnolud z rozczuleniem patrzył na Kiliego, wtulonego w Tauriel jak małe, bezbronne dziecko. W drugim kącie Fili leżał tuż obok Esmeraldy, tylko nieśmiało trzymając ją za rękę. Thorin uśmiechnął się; jego mali chłopcy dorośli w błyskawicznym tempie. Postanowił wyjść na krótką przechadzkę. Dopiero świtało, więc miasto było ciche, nikt nie wychylił jeszcze nosa na zewnątrz. Korzystając z ciszy i napawając się wszechobecnym spokojem, Thorin udał się na drugi kraniec miasta, skąd był najlepszy punkt widokowy na północ. Wszystko spowijała mgła, lecz nagle rozstąpiła się, pozwalając pierwszym, leniwym promieniom słońca przedrzeć się i otulić zmęczoną długą wędrówką i wszystkimi cierpieniami twarz krasnoluda. Zamknął oczy i chłonął ciepło, i ten rześki, świeży zapach powietrza, kiedy nagle coś kazało mu otworzyć powieki.
Zrobił to i ujrzał wysoki, dumny szczyt, górujący nad wszystkim. Z niedowierzeniem zrobił kilka kroków do przodu i dotknął dłonią swej piersi. Serce biło mu jak oszalałe, a w oku zakręciła się nieproszona łza. 

- Erebor – szepnął, nie odrywając wzroku od góry – Mój dom…







-------

Notka: Autorem opowiadania jest Kate. Opowieść oparta jest na postaciach z filmu „Hobbit: Niezwykła podróż” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich. Do zilustrowania opowiadania użyto screenów i przyciętych screenów Kate z filmów „Hobbit: Niezwykła podróż”, „ Hobbit: Pustkowie Samuga” i „Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia”.

-------

Aktualizacja 28/05/2014 kolejna część tutaj

Coś dla miłośników gry w szachy.

$
0
0
Facebookowy profil Urban and The Shed Crew dziś udostępnił poniższe zdjęcie.

Richard Armitage jako Chop i Neil Morrissey jako Doc na planie filmowym. Źródło.





Wiem, mało wyraźnie widać tu mojego naszego ulubionego aktora, ale i tak miło jest móc zobaczyć go przy pracy. 

Będę tu wieczorem, teraz zmykam do fryzjera. :-)

Happy Guy Day! I ...

$
0
0
... i jeden odcinek „Robin Hooda” z drugiego sezonu serialu BBC pt. „Child Hood” / „Dzieciństwo”. Chociaż wydaje się, że powinnam powiedzieć jeden odcinek serialu z sir Guy’em. ;-) Dla mnie to wyjątkowy odcinek, ponieważ wówczas, a było to niespełna cztery lata temu, po raz pierwszy widziałam Richarda Armitage’a na małym ekranie. Wtedy nie mogłam oderwać oczu od tego groźnego, ale jednocześnie niesamowicie dumnego, wręcz królewskiego mężczyzny na koniu. 
Richard Armitage jako Sir Guy w serialu BBC"Robin Hood" S3Ep.3. Mój screen. 



I prawdę mówiąc nic poza tym mężczyzną na koniu nie zostało mi wówczas w pamięci. Co jest dość dziwne, bo po ponownym obejrzeniu okazało się, że odcinek ten obfituje w cudne momenty z sir Guy’em. Takie chociażby jak przymierzanie przez Guy’a niezniszczalnej zbroi...


...przed rozmową z Marian,



czy jego ironiczny uśmieszek z szeryfa,




bądź też podziękowanie przemoczonego Sir Guy’a Marian za ocalenie mu życia.



No cóż, tak jak wspomniałam w mojej pamięci pozostał sir Guy na koniu.


Wszystkie zamieszczone tu zdjęcia to moje screeny z serialu.


Krótki post o audiobooku „Hamlet, Prince of Denmark: A Novel”.

$
0
0

Doganiając informacje jakie ukazały się w tym tygodniu w RAświecie jestem winna Wam, ale również i sobie, post o audiobooku „Hamlet, Prince of Denmark: A Novel”, autorstwa A. J. Hartley’a i Davida Hewsona a czytanego przez mojego naszego ulubionego aktora Richarda Armitage’a.




Audiobook ukazał się 20 maja nakładem Audible.com i zajmuje dość wysokie miejsca w rankingach sprzedażowych. Niestety mam wrażenie, że nie można zakupić go w naszym kraju, a jeśli ktoś ma jakieś sugestie jak to zrobić, to będę wdzięczna.
Jak można przeczytać tutaj, pan Armitage o pracy nad tą powieścią powiedział:
"Audio work like this reminds me of all the reasons I became an actor: the simple art of storytelling. I hope this work for Audible delights both those who already love Shakespeare and perhaps brings a new audience to the story of Hamlet, and to the very personal and pure experience of simply listening."
czyli:
"Praca audio jak ta przypomina mi wszystkie powody dla których zostałem aktorem: prosta sztuka opowiadania. Mam nadzieję, że praca dla Audible zachwyci zarówno tych którzy już kochają Szekspira i być może przyciągnie nową publiczność do historii Hamleta, do bardzo osobistej i czystej przyjemności słuchania."
Polecam Waszej uwadze post współautora tej powieści pana Davida Hewsona, o kulisach nagrywania audiobooka, a który możecie przeczytać tutaj.


I jeszcze jedna ciekawostka, z okazji premiery „Hamlet, Prince of Denmark: A Novel” Audible poprosiło o nagranie krótkiego wideo ( przy użyciu aplikacji Vine) z najbardziej znanym cytatem ze Szekspirowskiej sztuki. Poniżej "To be, or not to be: that is the question” w wykonaniu Richarda Armitage’a.


(aby usłyszeć naciśnijcie głośniczek w lewym górnym rogu)



Coś dla miłośników „Północ Południe”.

$
0
0
Lady Lukrecja na swoim blogu My little reflections dzieli się spostrzeżeniami na temat „Północ Południe” E. Gaskell, oraz prezentuje przepiękną stylizację zainspirowaną główną bohaterką, Margaret Hale. Post możecie przeczytać tutaj do czego gorąco zachęcam.

Na dobry początek tygodnia…

$
0
0
... Jedno spojrzenie Lucasa Northa bo jakoś trudno mi napisać Johna Batemana. 
Richard Armitage jako Lucas North (John Bateman) w serialu BBC "Spooks" S9E3/ "Tajniacy"S9E3. Mój screen.





Och, mam wrażenie, że to spojrzenie zmiękczyłoby najtrwalsze serce. 




A potem mówi:
„Close your eyes and you'll remember. Close your eyes." 
( "Zamknij oczy a będziesz pamiętać. Zamknij oczy")
które dzięki RichardArmitage.Net możecie usłyszeć tutaj.





I już nic nie będzie takie samo …

Miłego tygodnia Wszystkim!

 Wszystkie zamieszczone tu zdjęcia to moje screeny z serialu.

"Serce Góry", fanfik autorstwa Kate, część 17.

$
0
0
Poprzednia, szesnasta część tutaj.


- Nie! Absolutnie się NIE zgadzam!!! Po moim trupie!!!
Przeraźliwy krzyk Bilba roznosił się po całym Esgaroth. Hobbit tupał z wściekłością nogami i miotał się po całym domu. Nikt nie był w stanie go uspokoić.
- Znoszę ją od dwóch dni, przywykłem. Przywykłem! Ale nie pozwolę wejść sobie na głowę! Thorinie, przeszyj mnie swoim mieczem, jeśli taka jest twoja decyzja! Zabij swego przyjaciela, zabij mnie od razu, teraz i zaraz!!!
- Spokojnie, Bilbo…
- Nie „spokojnie”, Balinie! – wrzasnął Baggins – Panuje tu kompletny brak szacunku do mnie! Ta osoba NIE pójdzie z nami, albo ona, albo ja!!!
- Bilbo! – Thorin potrząsnął przyjacielem mocno i spojrzał na niego przenikliwie – Czegoś ty się opił w nocy!? Czego ty chcesz od tej biednej dziewczyny!?
- Ona jest moim koszmarem! Nie pójdzie za mną już nigdzie!
- A ja ci oświadczam, że Esmeralda idzie ZE MNĄ do Ereboru, rozumiesz!? – uniósł się Fili – Takie jest jej życzenie, powiedziała że chce iść, wujek się zgodził!
- To dlaczego Tauriel nie może iść ze mną!? – pisnął z pretensją Kili.
- Mam inne sprawy na głowie, nie rób zamętu, niemądry krasnoludzie! – upomniała go elfka – Jesteś nieznośny i niedojrzały!
- Żeby była jasność: nie pochwalam tego, Fili – oznajmił poważnie Thorin – Uważam, że Esmeralda byłaby bardziej bezpieczna tu, w Esgaroth.
- Wujku…
- Fili, ja też odesłałem moją Luthien już dawno temu! Jest teraz bezpieczna i nie martwię się, że… że zginie – dodał cicho – Nie zabronię Esmeraldzie iść z nami, ale zastanówcie się nad tym. Powinieneś być odpowiedzialny za kobietę, która jest dla ciebie ważna.
- Właśnie – fuknął Bilbo.
- Kuzynie… Popatrz na mnie – nieśmiało poprosiła Esmeralda, biorąc Bagginsa za rękę – Nie chcę wchodzić ci w drogę. Ale wiesz, że zawsze byłeś dla mnie wzorem, zawsze byłam w ciebie wpatrzona. Chciałam cię naśladować, byłeś zawsze taki mądry… A kiedy udałeś się w podróż, poszłam za tobą. Wiem, że to było nieodpowiedzialne, zdaję sobie sprawę, ale wiesz że to było to, czego zawsze pragnęłam. Chciałam przygód, a kiedy ci o tym opowiadałam, śmiałeś się ze mnie i mówiłeś, że jestem najbardziej szaloną Tukówną ze wszystkich szalonych Tuków. Lubiłeś mnie kiedyś, Bilbo…
- Nadal cię lubię – mruknął niechętnie – Ale niezmiernie mnie irytujesz!
- Czuję się na siłach, żeby wam towarzyszyć. Proszę, zgódź się…
Bilbo z ukosa spojrzał na swą kuzynkę, po czym zwrócił wzrok ku Balinowi. Krasnolud zerknął z kolei na Thorina i Esmeraldę, po czym wzruszył obojętnie ramionami.
- W zasadzie… Może drugi włamywacz mógłby się przydać? – powiedział.
- To niedorzeczne – jęknął jego brat – Ile jeszcze kobiet będzie się za nami ciągnąć!?
- Dwalinie, masz z tym problem? – oburzył się Bilbo – Przeszkadza ci MOJA kuzynka? O nie, nie tak to będzie wyglądać! Esmeraldo Tuk, przygotuj się na przygodę życia! Już jutro ujrzysz wielkie królestwo krasnoludów i smoka!

- Naprawdę? To wspaniale!
- Mam nadzieję, że tak ci pójdzie w pięty, że raz na zawsze odczepisz się ode mnie i wszelkich przygód.
- Kochany kuzynie, ozłocę cię, kiedy wrócimy do Shire! – piszczała z radości Esmeralda – Wybuduję ci pomnik!
- JEŚLI przeżyjemy i wrócimy – zaznaczył Bilbo – I JEŚLI ten młody, narwany krasnolud pozwoli ci tam wrócić…
Esmeralda spojrzała niepewnie na Filiego, który czule ujął jej małą dłoń i złożył na niej pocałunek, posyłając jej powłóczyste, ujmujące spojrzenie. Hobbitka zarumieniła się i zatrzepotała rzęsami.
- Och, dość tych mdłych i łzawych scen! – Dwalin zatrząsł się ze złości, sięgając po swój topór – Do boju! Ruszamy czy będziemy oglądać te brednie cały dzień!?
- Zostaw ich – poprosił go Thorin – Są młodzi i zakochani. Pozwól im żyć. Esmeraldo… Witamy w drużynie, mam nadzieję że nie będziesz żałować.
- Na pewno nie będę – odparła, nie mogąc oderwać wzroku od Filiego – Jestem szczęśliwa.
- Nadal uważam, że to brednie!
Po tych słowach Dwalin chwycił swoją broń i wyszedł z domu. Wzruszywszy ponownie ramionami, w ślad za bratem podążył Balin, a po chwili cała reszta kompanii również poszła ich śladem. Plotka o pobycie krasnoludów była w Esgaroth najgorętszym tematem minionych dwóch dni, ale ich wymarsz z miasta był już naprawdę ogromnym wydarzeniem. Wszyscy ludzie zgromadzili się na głównym rynku, oczekując na ich przejście. Thorin i jego drużyna byli zdziwieni tak liczną obecnością mieszkańców Esgaroth, którzy wiwatowali im i wyrażali nadzieję na powodzenie misji. Nawet sam władca miasta wyszedł naprzeciw Thorinowi i życzył mu powodzenia. Kompania była gotowa, by wsiąść na łódź i popłynąć w stronę Samotnej Góry, lecz nagle drogę zagrodził im Bard. Tłum zaczął buczeć i próbował usunąć go sprzed oblicza Thorina, ale ten przyglądał się ponuremu osobnikowi z uwagą.
- Nie zrobicie tego – krzyknął z całą mocą – Nie wejdziecie do tej góry!
Krasnolud popatrzył na niego z politowaniem.
- Kimże jesteś, żeby mi tego zabraniać? To MOJA góra, MÓJ dom.
- Jeśli wejdziecie do góry, ześlecie na nas śmierć. Zbudzicie bestię… A wtedy nas zniszczy.
- Zabijemy smoka – twardo odparł Thorin – Zrobimy to, co nie udało się ludziom z Esgaroth lata temu.
- Tak, nie zapominajmy, że to twój przodek, Bardzie, chybił wszystkie strzały i pozwolić Smaugowi przeżyć – zauważył ironicznie władca Miasta – Jakież więc masz prawo, by wypowiadać się na ten temat?
- Może nie zabił smoka, ale trafił go kilkakrotnie i poluzował łuskę! Teraz wystarczyłaby jedna strzała i smok niechybnie by zginął!
- Więc teraz JA go zabiję! – krzyknął Thorin, czym wywołał entuzjastyczną reakcję tłumu – Usuń mi się z drogi, nie chcę tracić na ciebie czasu.
- Nie masz prawa… Nie masz prawa, by wejść do góry.
Krasnolud zmierzył go pogardliwym spojrzeniem i stanął na wprost niego, kładąc dłoń na rękojeści miecza. Wyciągnął drugą ręką klucz i uniósł go w górę, zbliżając do Barda.
- JA mam do tego JEDYNE prawo – podkreślił z mocą.
- Z drogi – Dwalin siłą odepchnął Barda i utorował drogę do łodzi – Ruszajmy, mamy niewiele czasu.
- Powodzenia, przyjaciele! – krzyczał donośnie władca Esgaroth – Do zobaczenia niedługo! Czekamy na dobre wieści!
Przy akompaniamencie wiwatów i okrzyków radości, kompania Thorina wsiadła na łódź. Na brzegu został jeszcze tylko Kili. Tauriel schyliła się i odgarnęła włosy z jego twarzy.
- Do widzenia, mój mały rycerzu – powiedziała cicho – Bądź odważny jak dotąd, odzyskaj swój dom. Będę na ciebie czekała.
- Żałuję, że nie będzie cię ze mną…
- Mamy ważną misję. Musimy wrócić do Mrocznej Puszczy.
- Tauriel… Pamiętaj o mnie – szepnął Kili – Jesteś moją nadzieją. Obiecaj mi, że będziemy żyli długo i szczęśliwie…
- Postaram się ciebie nie zawieść, mój mały.
Nie zważając na zdumienie tłumu, pocałowała go ze łzami w oczach. Kiedy tylko zdołała odsunąć się od niego i przerwać pocałunek, odwróciła się i uciekła. Legolas poklepał Kiliego po plecach i pobiegł tuż za przyjaciółką. Młody krasnolud otarł mokry od łez Tauriel policzek i wsiadł na łódź, po czym popłynęli w stronę Ereboru. Od Esgaroth do Samotnej Góry rzeką było całkiem niedaleko, więc po kilku godzinach wędrowali po stokach Góry, by odnaleźć wejście. Po mozolnej wspinaczce wreszcie dotarli do półki skalnej, która wydawała im się miejscem, którego szukali. Thorin wyjął mapę i spojrzał na nią uważnie.
- To tu – szepnął ze wzruszeniem – Wejście do Ereboru…
- Thorinie – oczy Balina zaszkliły się – Jesteśmy w domu… Słońce zachodzi!
- Stań na szarym głazie kiedy drozd dziobem zastuka – z czcią odczytał Thorin przepowiednię z mapy, którą dzierżył – A ostatni promień Dnia Durina wskaże dziurkę od klucza…
- No gdzie ten promień? – niecierpliwił się Kili – Wujku! Słońce już się chowa!
- Nie! Jeszcze nie teraz, nie!!!
Thorin z nadzieją patrzył prosto w słońce. Ściskał w dłoni klucz, mając nadzieję włożyć go zaraz w dziurkę i otworzyć wrota. Słońce jednak schowało się za skały i nic nie wskazywało, żeby miało się jeszcze pokazać. To koniec…
- Nie… Nieeee! – krzyknął rozpaczliwie Thorin, padając na kolana – Mój dom, przepadło… Moje skarby, mój Arcyklejnot…
- Wujku…
- Nie, Fili, nie! Rozwalcie tę skałę! NIC nie odgrodzi mnie od mojego złota i mojego tronu, NIC!!! Bierzcie topory, rozwalcię tę skałę!!!
Kilkoro z krasnoludów posłusznie chwyciło za swą broń i tłukli skałę, lecz na próżno. Ostrza tępiły się tylko, a na skale nie było ani jednej rysy.
- To koniec – rozwiał wszelkie wątpliwości Balin – Odejdźcie… To potężne zaklęcie, nie zdejmiecie go siłą!
- Tyle trudu na nic – warknął wściekle Dwalin – Ktoś nas oszukał! Albo mapa jest fałszywa, albo…
- Zamknij się! – krzyknął Thorin, wzbudzając przerażenie i zdumienie. Nigdy jeszcze nie podniósł głosu na Dwalina, a teraz dodatkowo wyglądał, jakby coś go opętało – Wszyscy się wynoście! Nie potrzebuję was! Choćbym miał umrzeć, wejdę tam!!!
- Wujku, uspokój się – podszedł do niego Fili – To koniec. Straciliśmy ostatni promień…
- Nie zbliżaj się do mnie!
- Thorinie – szepnął niepewnie Balin, kładąc mu rękę na ramieniu – Jesteśmy tu z tobą, nam też zależało, by tu wejść… By odzyskać nasz dom.
- Nie masz pojęcia, o czym mówisz! – wyrwał się wściekle – Żadne z was nie ma!
Bilbo z przerażeniem patrzył, jak szaleństwo ogarnia Thorina. Przytulił roztrzęsioną Esmeraldę i uspokajał ją; dziewczyna bała się tego, co robi i mówi przywódca krasnoludów. Nie znała go wcześniej i nie wiedziała, do czego jest zdolny, a jej niepokój pogłębiała konsternacja wśród kompanii i to, jak bardzo stanem wujka przejął się Fili. Nagle Esmeralda uszczypnęła Bilba.
- Hej, popatrz w górę! – wskazała na powoli wychylający się zza skał księżyc, i krzyknęła głośno z radości – TO jest wasz ostatni promień Dnia Durina! Patrzcie na skałę!
Thorin nerwowo spojrzał na księżyc i zwrócił się w kierunku skały. Jasne światło spowiło ich wszystkich, i usłyszeli stukot. To drozd… Więc jednak! Nie chodziło o słońce, chodziło o księżyc! Thorin, trzęsąc się, podbiegł do skały i natychmiast ujrzał małą dziurkę. Nerwowym, szybkim ruchem włożył do niej klucz i przekręcił go. Udało się… Pchnął z całych sił i drzwi ustąpiły. Był na progu Ereboru… Uklęknął, nachylił się i wsparł dłońmi o skalną posadzkę.
- Wujku… - Fili zrobił krok w jego kierunku, ale Esmeralda powstrzymała go.
- Zostaw – szepnęła – Daj mu chwilę.
Thorin z niedowierzaniem patrzył przed siebie i wdychał zapach swego domu, nieco inny niż lata temu, ale nadal mający w sobie to niepowtarzalne coś, co pamiętał z lat dzieciństwa. Z szacunkiem ucałował próg, na którym się znajdował i powoli podniósł się. Zrobił krok w przód, dotykając ścian, sunąc po nich palcami, i odwrócił się do drużyny.
- Balinie… Pamiętasz? – powiedział drżącym głosem. Stary krasnolud przytaknął.
- Każdy szczegół… - odparł – Każdy…
Thorin był już zupełnie innym krasnoludem, niż jeszcze chwilę wcześniej; przedtem wściekły, ogarnięty dziwnym szaleństwem i zupełnie obcy, teraz zdawał się być tak poruszony, spokojny…
- Kili – szepnął cicho – Podejdź do mnie, synu… Fili…
Siostrzeńcy bez wahania, jak zahipnotyzowani podeszli do wujka i rzucili mu się bez słowa w objęcia. Thorin tulił ich do siebie jak dzieci, głaszcząc ich po głowach i nie wstydząc się tego, że z jego oczu płyną ogromne łzy.
- To nasz dom. Mój i wasz… Tu się wychowałem. Ja i wasza mama. Część was zawsze tu była, w niej, we mnie, w waszym dziadku. Teraz zasiądziemy znowu na naszym tronie, pokażę wam każdy zakątek naszej pięknej ojczyzny, chłopcy obiecuję wam, że sprowadzę tu Dis, sprowadzę waszą mamę, moją ukochanę, małą siostrzyczkę… Będziemy tu wszyscy razem, znowu razem, i nigdy was nie opuszczę…
- Tak bardzo cię kochamy, wujku – wyznał Kili – Gdyby nie ty… Nie byłoby nas tu. Nie stalibyśmy na progu Ereboru…
- Nigdy cię nie zostawimy – dodał Fili – Choćbym miał ściągnąć tu Esmeraldę, a Kili Tauriel.
- Nie, Fili – Thorin pokręcił głową – Wasze szczęście jest najważniejsze. Zrobicie, co będziecie chcieli, nie zmuszę was abyście zostali, jeśli nie chcecie. Ale pamiętajcie, że mocno was kocham i zrobię dla was wszystko.
Bilbo, trzymając pod rękę swą kuzynkę, przyglądał się tej wzruszającej scenie z zainteresowaniem. Bezsprzecznie Thorina zaczęła już męczyć smocza choroba, wszak jeszcze przed chwilą, tuż przed wejściem do Ereboru krzyczał, wygadywał okropne rzeczy pod adresem swoich przyjaciół, a teraz sytuacja zmieniła się totalnie: stał tam, tak bezbronny i poruszony, kurczowo trzymając się swoich siostrzeńców. Hobbit zdawał sobie sprawę, że od tej chwili życie z Thorinem będzie trudne, i nie lada wyzwaniem będzie wytrzymać z nim w tych ciężkich dla niego chwilach. Najbardziej Bilbo obawiał się momentu, kiedy krasnolud ujrzy swe skarby; czas miał pokazać, że się nie mylił, i czekały go ciężkie chwile…
- Wejdźcie do środka – polecił Thorin. Towarzysze od razu spełnili rozkaz, rozglądając się uważnie po ścianach i kątach.
- Oto siódme królestwo ludu Durina – odczytał napis na jednej ze ścian Gloin – Niech Serce Góry jednoczy wszystkich krasnoludów w obronie tego domu.
- Co to za rysunek? – zapytał Bilbo. Balin podszedł do niego i spojrzał na wyryte symbole.
- Tron króla – odparł.
- A to coś nad nim?
- To Arcyklejnot.
- Ach, tak… Czyli tak właściwie, co?
- To, panie włamywaczu, jest powodem, dla którego tu jesteś – powiedział poważnie Thorin, zbliżając się do hobbita – Twoje zadanie wymaga nie lada odwagi i poświęcenia. Musisz zejść na dół, do smoka, wykraść mu Arcyklejnot i przynieść mi go.
- Rozumiem, że to żart, bardzo dobry – nerwowo roześmiał się Bilbo, ale był jedyną osobą, która się śmiała. Przełknął głośno ślinę i z niepokojem spojrzał na krasnoluda – BARDZO dobry żart.
- Zejdziesz tam i dostarczysz mi Arcyklejnot – powtórzył z mocą Thorin – Mam nadzieję, że się rozumiemy. Pierwszą próbę masz już teraz. Jeśli ci się nie uda, wrócisz tam jutro z rana.
- Thorinie, zacznijmy od jutra – niepewnie poprosił Balin – Wszyscy jesteśmy zmęczeni, Bilbo po tak długiej wędrówce nie ma siły na poszukiwanie Arcklejnotu tej nocy. Proszę, bądź wyrozumiały i daj nam wszystkim czas do jutra…
Przywódca niechętnie, ale zgodził się, kiwając po chwili namysłu głową. Rozkazał Gloinowi i Oinowi rozpalić ognisko, po czym wszyscy zasiedli do kolacji. Wszyscy, oprócz niego samego… On usunął się nieco w głąb korytarza i siedział tam samotnie, odizolowany od reszty kompanii.
- Jestem w domu… - szeptał cicho – Tato, wróciłem, wróciłem do domu. Dziadku, gdzie jesteś, powinieneś wyjść mi na spotkanie. Dziadku, już jestem! Przyprowadziłem ze sobą Balina, zaraz cię znajdziemy i zobaczysz, jak się zmienił przez te lata.
Wstał i krążył w tą i z powrotem, nie ośmielając się zapuścić zbyt daleko, trzymając się jednak kilkadziesiąt kroków od drużyny. Zaglądał w każdy kąt, jak gdyby czegoś szukał.
- Tato! – zawołał donośniej – Tato gdzie jesteś? Na pewno schowaliście się gdzieś tu, żeby smok nie zrobił wam krzywdy. Tato chcę ci powiedzieć, że wróciłem do was… Jest ze mną kobieta, którą kocham, jest przy wyjściu, Balin się nią opiekuje… Dziadku, tato, nie chcecie jej poznać?
Bilbo był zaniepokojony nieobecnością Thorina i jako jedyny słyszał dochodzące z sąsiedniego korytarza głosy. Wstał i bezszelestnie udał się w stronę, skąd dochodziły dźwięki. Wychylił się zza ściany i ujrzał Thorina, który z kimś rozmawiał… Pozostał niezauważony przez krasnoluda, ale dostrzegł dziwny, szaleńczy błysk w jego oku.
- Dziadku, proszę przyjdź do mnie, wiem że tu jesteś! – mówił dalej – Weź Dis i przyjdźcie się przywitać z naszymi przyjaciółmi. A może i Frerin jest z wami…
Bilbo omal nie rozpłakał się na ten widok. Thorin sprawiał wrażenie kompletnie opętanego, odartego z rozumu, który przedtem był przecież najsilniejszą bronią krasnoluda. Mądry, doświadczony i inteligentny ponad miarę, teraz był wrakiem, cieniem dawnego Thorina. Hobbit bezszelestnie podszedł do niego i objął go ramieniem.
- Thorinie – wydusił z trudem – Twój brat zginął w bitwie w dolinie Azanulbizar, nie ma go tu…
- Nie, to niemożliwe! Mój mały braciszek, jak mógł zginąć!
- Uspokój się, oprzytomniej, Frerin nie żyje. Podobnie twój ojciec, który został pojmany i przez lata torturowany. Nie ma ich tu…
- Bilbo, nie… Nie! Myślałem, że tu są i czekają na mnie… A dziadek i Dis?
- Twoja siostra czeka na ciebie, ale w Błękitnych Górach. Spotkasz ją niedługo. A Thror… Został ścięty przez Azoga. Thorinie, przykro mi, nikt tu na ciebie nie czeka…
- Na Durina… - krasnolud osunął się po ścianie na podłogę i ukrył twarz w dłoniach – Co się ze mną dzieje… Bilbo, ja oszaleję. To ponad moje siły…
- NIC nie jest ponad twoje siły. Jesteś naszym przywódcą, musisz dać radę! To tylko chwila słabości, odpoczniesz i jutro zaczniemy wszystko od nowa. Obiecaj mi to.
- Przyjacielu… Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił – wyznał nagle Thorin, patrząc przenikliwie w oczy hobbita, po czym niespodziewanie zwrócił wzrok ku pierścieniowi, który miał na palcu – Wiesz, tata dał mi go, zanim ruszył na wojnę, na której zginął. To ostatni z siedmiu wielkich Pierścieni krasnoludów. Czuję wielką odpowiedzialność, ale i dumę, że go noszę. To jedyna pamiątka, jaką po nim mam…
- A klucz i mapa?
- Tak, to też… Nadal nie wiem jednak, jak znalazły się w posiadaniu Gandalfa. Nie chciał mi tego nigdy powiedzieć.
Bilbo zmieszany odwrócił głowę, ale poczuł że musi powiedzieć Thorinowi prawdę o jego ojcu. Zebrał się w sobie i zaczął opowieść:
- Wiesz, że twój ojciec został pojmany… Zabrano go do fortecy Dol Guldur, gdzie przez wiele lat torturowano go okrutnie, co doprowadziło go do tak wielkiego szaleństwa, że nie pamiętał nawet swego imienia. Nie pamiętał również ciebie, a jedyne, co Gandalf zdołał od niego wyciągnąć, to informacja, gdzie ukrył mapę i klucz. Nie możemy być tego pewni, ale prawdopodobnie torturowano Thraina przez te lata właśnie po to, by ujawnił wrogowi, gdzie jest klucz do Ereboru. Nie zrobił tego, Thorinie, dochował tajemnicy, mimo że znęcano się nad nim przez… dekady – dokończył cicho Bilbo. Krasnoludem wstrząsnął dreszcz.
- Jak to: przez dekady!? Chcesz powiedzieć, że…
- Kiedy Gandalf był w Dol Guldur tuż przed waszym przybyciem do Shire, twój tata jeszcze żył. Ale podobno było z nim strasznie źle, był wyczerpany nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. Kiedy wyznał Gandalfowi, gdzie jest klucz i mapa, umarł. Uznałem, że musisz o tym wiedzieć, twój tata był niesamowicie silnym krasnoludem, a przede wszystkim bohaterem. Kto wie, co stałoby się, gdyby ugiął się i wyznał wrogowi, gdzie schował klucz…
- Kim był ten „wróg”?
- Gandalf twierdzi, że Thrain nie miał już siły, by to wyznać. Myślę nawet, że psychicznie nie był w stanie tego określić po kilkudziesięciu latach w zimnym, ciemnym lochu i codziennych, dotkliwych torturach. W każdym razie, możesz być pewien: twój tata jest bohaterem, który prawdopodobnie uchronił Śródziemie przed ogromnym nieszczęściem. Skoro komuś aż tak zależało na Ereborze, aby trzymać go przez kilkadziesiąt lat w lochu, nie zabijając go od razu…
Thorin odchylił głowę do tyłu, oparł się o ścianę i zapłakał jak małe dziecko. Jego ukochany tata zginął w obronie całego świata, a on siedzi i rozczula się nad sobą, pozwala by ogarnęło go szaleństwo! Był w tej chwili ostatnią osobą, która mogła cokolwiek zmienić. Nie miał obok siebie brata, dziadka ani ojca, teraz to on był królem, przywódcą, więc nie mógł zawieść.
- Mój tata był najwspanialszym krasnoludem na świecie – powiedział po chwili ciszy, uspokajając się nieco – Moim bohaterem. Kiedy będzie po wszystkim, pomożesz mi rozsławić jego imię. Nie chcę, by po świecie krążyła ta nieprawdziwa plotka o tym, że ojciec oszalał i zginął nie wiadomo gdzie. Spiszemy dokładnie wszystko, co wiesz, i rozniesiemy tę wiadomość w każdy zakątek świata. Pamięć o Królu spod Góry, Thrainie, musi być żywa. Oczyścimy jego imię i przywrócimy świetność naszemu domowi… Zrobimy to dla niego. Dla mojego kochanego taty.
Bilbo uśmiechnął się pokrzepiająco i odszedł, widząc, że Thorin wolałby zostać sam. Zaglądał jednak do niego co jakiś czas, upewniając się czy wszystko jest w porządku. Krasnolud jednak spokojnie leżał, wpatrując się w ciemność, podczas gdy bliżej wyjścia jego towarzysze przy ognisku świetnie się bawili, ciesząc się powrotem w rodzinne strony. Fili i Kili opowiadali Esmeraldzie, jak niegdyś Luthien, o dzieciństwie, w którym najważniejszą rolę pełnił dla nich wujek. Kuzynka Bilba była pełna podziwu dla Thorina, dla tego co zrobił nie tylko dla swojej rodziny, ale także i dla całego krasnoludzkiego narodu.
- A ty chciałeś zamknąć mnie w domu i pozbawić możliwości poznania takich osób! – prychnęła z wyrzutem do kuzyna – Egoista! Jasne, tobie to dobrze bo sami cię prosili o pomoc, ale o mnie to nikt nie pomyślał!
- Droga bratowo, gdyby ten zrzędliwy hobbit powiedział nam, że ma TAKĄ kuzynkę, dalibyśmy sobie z nim spokój i od razu zabrali ciebie – powiedział z przekąsem Kili, szturchając Bilba.
- Dziękuję, szwagrze, widzę że można na tobie polegać.
- A tobie co? Ledwoś ciotkę stracił, toś sobie bratową przygruchał? Taki spragniony rodzinnych więzi, szczególnie z pięknymi kobietami? – roześmiał się Bofur – Musisz wiedzieć, Esmeraldo, że nasz książę to niepoprawny optymista i szalony łowca rodzin.
- Łowca rodzin!?
- Tak, widzi rodzinę we wszystkim, co się rusza.
- Odczep się! – krzyknął Kili, udając oburzenie – W przeciwieństwie do ciebie, piękne kobiety same do mnie lgną i chcą być moją rodziną!
- Chłopcze, obawiam się, że Luthien lgnęła raczej do Thorina, a Esmeralda bezsprzecznie jest z nami ze względu na twojego brata – zakpił Dwalin – Jesteś więc rodziną z przypadku.
- Jesteście podli i tyle!
Kili wstał i ruszył w głąb korytarza, poszukując Thorina. Szedł powoli, wszak nie znał tego miejsca i nie chciał się zgubić. Znalazł wujka niedaleko, leżącego spokojnie pod ścianą z zamkniętymi oczami. Kili myślał, że śpi, toteż położył się tuż obok niego. Popatrzył na niego z rozczuleniem i poczuł niesamowitą wdzięczność do tego silnego, dostojnego krasnoluda, który w głębi serca tak naprawdę nie był dla niego tylko odległym, zdystansowanym władcą, a ukochanym wujkiem, który był w stanie oddać za niego życie. A Kili czuł, że byłby w stanie zrobić dla niego to samo, dla krasnoluda, który całe życie zastępował mu ojca. Patrzył na jego zmęczoną, zmartwioną nawet we śnie twarz i zrobiło mu się strasznie przykro. Że też nie może nic na to poradzić… Okrył go szczelniej płaszczem i odgarnął włosy z jego policzka. Objął go ramieniem i przytulił się do niego jak za dawnych lat…
- Dlaczego nie może być jak kiedyś, wujku – szepnął – Mogło być tak dobrze, mogliśmy być szczęśliwi, nie przeszedłbyś tylu cierpień i upokorzeń w drodze tutaj… Nigdy nie spotkalibyśmy Luthien ani Tauriel, ale bylibyśmy szczęśliwi razem. Tak byłoby dla ciebie lepiej…
- A dla ciebie? – usłyszał. Przestraszony poderwał się i zobaczył, że Thorin wcale nie śpi – Chodź tu, mój mały…
Thorin usiadł od ścianą i przygarnął Kiliego, który zwinął się w kłębek i przywarł do wujka jak wtedy, kiedy miał zaledwie 10 lat i panicznie bał się burzy. Przez moment czuli, jakby te piękne lata powróciły, jakby nigdy nic się nie zmieniło, ale niestety… Rzeczywistość okazała się przytłaczająca.
- Naprawdę poświęciłbyś dla mnie Tauriel? – zapytał poważnie Thorin.
- Tak, wujku – odparł młodzieniec – Wszystko bym dla ciebie poświęcił. Zrobiłbym to, co ty dla mnie robisz odkąd się urodziłem.
- Kili…
- Nie przerywaj mi ten raz, proszę, i nie uciszaj! Nie mogę znieść, kiedy cierpisz i jesteś smutny. Nie mogę znieść, kiedy masz w oczach ten… ten paskudny, chory obłęd! Chciałbym cię obronić, ale nie potrafię, wujku, wybacz mi… Chciałbym czasem wziąć to wszystko na siebie i uwolnić cię od tego brzemienia, które w sobie nosisz.
- Kili… Za to cię właśnie kocham. Ale muszę przez to przebrnąć sam.
- Nie, dopóki masz mnie! Powiedz, co mam zrobić, a na pewno się nie zawaham ani chwili.
- Po prostu bądź ze mną, synku, wspieraj mnie, nawet kiedy zrobię coś, czego nie powinienem, nie zostawiaj mnie samego – poprosił cicho Thorin – Wiesz, przypominasz mi Luthien…
Tak samo szczery, radosny i bezgranicznie oddany. Wypełniasz mi pustkę, którą zostawiła. Ale wiem, że już niedługo, że będę musiał oddać cię w elfickie ręce, czy mi się to podoba czy nie…
- Wujku, ja mogę zrezygnować – gorąco zapewnił Kili – Jeśli nie zgadzasz się na to, żeby Tauriel…
- Cicho, już wystarczy – przerwał mu Thorin – Możesz robić ze swoim życiem, co chcesz. Byle byś nie przestał mnie nigdy kochać, bo ja nie przestanę i do końca życia będziesz moim małym synkiem.
- Nawet, jeśli będziesz miał własne dzieci z Luthien…?
- Tak, nawet wtedy. Będziesz równie ważny, jak one – uśmiechnął się ciepło Thorin – A i na tronie zasiądziesz przed nimi.
- Wujku, nie chcę być królem. Nie chcę tronu i tego wszystkiego…
- Jesteś tego pewien?
- Kocham to miejsce, mimo że nigdy go nie widziałem, ale czuję z nim ogromną więź, wiem że to twoje i moje miejsce, i nie zamierzam się od tego nigdy odcinać, ale znasz mnie… Jeśli ktoś w twojej kompanii nie nadaje się na monarchę, to jestem to ja – odparł poważnie – Będę jednak zawsze blisko was. Wujku, początkowo chciałem uciec z Tauriel gdzieś daleko, ale pomyślałem że nie wolno mi tego robić, a poza tym wcale nie chcę być daleko od was. Nie mógłbym żyć bez ciebie, mamy, wszystkich naszych przyjaciół… Oznajmiłem Tauriel, że albo zamieszkamy w Ereborze, albo…
- Albo: co?
- Co myślisz o odbudowaniu miasta Dale? Zamienimy to okropne pustkowie Smauga z powrotem w kolorowe, piękne miejsce u podnóża Góry. Posadzimy lasy, krzewy, kwiaty, zrobimy tu piękny zakątek! Wtedy mieszkałbym z Tauriel w jednym z takich zagajników na obrzeżu miasta, i miałbym cię nadal blisko!
- Kili, jesteś wspaniały. I absolutnie uważam, że nadajesz się na władcę, w końcu jesteś krasnoludem z rodu Durina… Ale skoro tak wolisz,muszę uszanować twoją decyzję. Pomysł o odbudowie Dale jest świetny, oddamy ludziom to, co stracili przez Smauga…
- Wujku… Ktoś inny na twoim miejscu odbudowałby je dla siebie, ale ty chcesz podarować ludziom całe miasto! Jesteś tak dobry!
- Po prostu sprawiedliwy, Kili. To normalne, nie ma w tym nic dziwnego. Chcę, żebyś też taki był, dobry i sprawiedliwy, wtedy ludzie będą cię szanować i kochać, gdziekolwiek nie pójdziesz.
- Będę taki jak ty, obiecuję ci to. Wujku, powiedz mi jeszcze jedno… Kiedy zobaczymy się z mamą?
- Niedługo – odparł Thorin, uśmiechając się wreszcie naprawdę radośnie – Tęsknię za nią mocno, sprowadzimy ją tak szybko, jak się da. Zabijemy smoka i od razu po nią poślemy. Moja mała siostrzyczka musi znowu mieć opiekę, na jaką zasługuję, zbyt długo pozwoliliśmy jej być samej.
- A Luthien? Odnoszę wrażenie, że jakoś mniej o niej mówisz… Coś się zmieniło?
- To za bardzo boli.
- Kochasz ją?
- Bardzo. ZA bardzo – dodał – Wiem, że gdyby dziś była tu przy mnie, wszystko wyglądałoby inaczej. Ale to wszystko dla jej bezpieczeństwa, dla jej dobra, Kili. Kiedyś to zrozumie i może będzie chciała jeszcze ze mną rozmawiać…
- Jestem pewien, wujku. Osobiście pójdę po nią do Rivendell i ściągnę ją do ciebie choćby siłą.
Thorin roześmiał się i mocniej przytulił siostrzeńca, i tak jak przed laty, przytuleni do siebie niczym tato ze swoim małym synkiem, usnęli spokojnie. Tak zastał ich Bilbo, który wrócił do drużyny, oznajmiając że Thorin i Kili są niedaleko, całkiem bezpieczni. Hobbit obawiał się bardzo tego, co miało nastąpić następnego dnia, ale nie wiedział, jak bardzo to, co przewidywał, będzie się różniło od tego, co tak naprawdę się wydarzy…
***
W Lothlorien panował spokój i harmonia, piękne, wonne rośliny kwitły wszędzie, rozsiewając niesamowity zapach i urok. Luthien powoli spacerowała po alejkach ogrodów Galadrieli, gładząc swój wyraźnie już widoczny brzuch. Minęło już tyle czasu, odkąd Thorin ją opuścił… Nadal czuła żal. Czuła żal, bo wiedziała, że dla jego dobra lepiej byłoby, gdyby z nim poszła. Również i ona czułaby się lepiej i bezpieczniej przy mężczyźnie, którego kocha. Paradoksalnie czułaby się bezpieczniej z Thorinem przemierzając dzikie zakątki Śródziemia niż tu, samotna w Lothlorien. Powód był prosty: tam mogła ochronić go przed wszelkim złem, jakie by go spotkało, nawet gdyby miało to oznaczać śmierć. Tu mogła jedynie bezczynnie czekać i codziennie zamartwiać się, czy Thorin żyje. Czuła się bezbronna, nie mając go u boku, mimo że była w najbezpieczniejszym miejscu na świecie, gdzie żadne zło nie miało dostępu. Cóż znaczy bezpieczeństwo wobec przejmującej samotności? Luthien sto razy bardziej wolała niebezpieczeństwo z nim, niż bezpieczeństwo bez niego. Ale teraz musiała też myśleć o dziecku, w innym przypadku już dawno by stąd uciekła i podążyła w ślad za swoim ukochanym… Tak rozmyślając, bezwiednie dotarła do miejsca, gdzie Galadriela trzymała swoje zwierciadło. Bez chwili namysłu chwyciła za ucho srebrnego dzbanka i nabrała do niego wody. Kiedy już zbliżyła się do misy, poczuła ukłucie wyrzutów sumienia, pomyślała że nie powinna tego robić, nie ma prawa rządzić się w tym magicznym, nieobliczalnym miejscu… Ciekawość jednak zwyciężyła i Luthien wlała wodę do misy. Odstawiła dzban, i kiedy tafla uspokoiła się, dziewczyna skupiła się na Thorinie, na tym jak bardzo go kocha i jak mocno pragnie go ujrzeć… Słyszała w głowie dziwne głosy, jakby należące do zupełnie innych osób, i nagle ujrzała Thorina przed Ereborem. W tej samej chwili usłyszała za sobą kroki i poczuła na ramieniu dłoń Arweny.
- Nie powinnaś tego robić – szepnęła ze strachem – To niebezpieczne…
- Proszę, nie utrudniaj. MUSZĘ go zobaczyć – odparła Luthien – Pozwól mi…
Elfka ustąpiła, decydując jednak że zostanie z nią na wszelki wypadek. Luthien z niepokojem patrzyła w zwierciadło, w którym widziała przepełnionego wściekłością Thorina. „Wszyscy się wynoście! Nie potrzebuję was! Choćbym miał umrzeć, wejdę tam!!!”, usłyszała jego pełen pretensji i żalu krzyk. Przeraziła się, ale to było nic w porównaniu z tym, co doszło do jej uszu po chwili, gdy ujrzała miotającego się między ścianami Thorina z obłędem w oczach, krzyczącego „Tato gdzie jesteś? Na pewno schowaliście się gdzieś tu, żeby smok nie zrobił wam krzywdy. Tato chcę ci powiedzieć, że wróciłem do was… Jest ze mną kobieta, którą kocham, jest przy wyjściu, Balin się nią opiekuje…”.
- Na Durina, Arweno – Luthien odskoczyła od zwierciadła jak oparzona – On potrzebuje pomocy…
- Luthien, mówiłam że nie powinnaś tego robić…
- Czy ty nie rozumiesz!? On oszalał!!! Szuka swojego taty, widzisz to!? Jego tata NIE ŻYJE! Słyszysz, co on mówi!? Czy nie masz serca…?
- Luthien, nic nie poradzimy, jesteśmy zbyt daleko – szepnęła ze współczuciem Arwena – Proszę, zostaw to, wracajmy do twojego pokoju, powinnaś odpocząć.
Dziewczyna jednak zrobiła krok w kierunku zwierciadła. Tym razem ujrzała ukochanego z Kilim, tulących się do siebie z ojcowsko-synowską miłością. „Wiem, że gdyby dziś była tu przy mnie, wszystko wyglądałoby inaczej. Ale to wszystko dla jej bezpieczeństwa, dla jej dobra, Kili. Kiedyś to zrozumie i może będzie chciała jeszcze ze mną rozmawiać…”, mówił Thorin, a w oczach Luthien wezbrały łzy.
- On mnie naprawdę kocha! – krzyknęła głośno – A ja tyle razy w niego wątpiłam…
- Luthien, to nie twoja wina.
- Jak mogłam, on zrobił to dla mnie…
Przerwała, bo zwierciadło zaczęło pokazywać różne inne sceny. Kobiety ujrzały pałac, a przed nim Thranduila, Galadrielę, Celeborna, Elronda, Gandalfa i Radagasta, przygotowujących się do wymarszu. Tuż za nimi formowało się wojsko elfickie, uzbrojone na wojnę. „Kruki mówią, że orkowie zbliżają się do zachodniej granicy Mrocznej Puszczy i zmierzają w stronę Ereboru. Wojna już się zaczęła”, powiedział Radagast, a wtedy Luthien ujrzała w zwierciadle Azoga z krwią na dłoniach. U jego stóp leżał martwy krasnolud, na szczęście żaden z tych, których znała. „Krasnoludzkie ścierwa poznają, kim jest Blady Ork”, rechotał obrzydliwie, „Szykuj się, Dębowa Tarczo, to twoje ostatnie dni. Zginiesz w męczarniach jak twój tatuś, który mi się sprzeciwił. Skończysz jeszcze gorzej, niż on”. Po tych słowach oczom Luthien jeszcze raz ukazał się Thorin, spokojnie śpiący z Kilim u boku, a tuż po tym ujrzała wielkie, ogniste oko, które okazało się być okiem Smauga, który właśnie przebudził się ze snu. Po tej wizji zwierciadło pociemniało, a Luthien nie widziała ani nie słyszała już nic. Była naprawdę przerażona, ale nie straciła zimnej krwi.
- Jadę tam – zadecydowała – Z samego rana.
- O czym mówisz, Luthien?
- Jadę do Thorina.
- To wykluczone! – krzyknęła Arwena – Jesteś w ciąży, decyzją Thorina było, abyś była bezpieczna!
- Moją decyzją jest, by być przy jego boku. Mam pozwolić, by zginął, nie dowiedziawszy się o swim dziecku!?
- Luthien, błagam, jesteś zmęczona – elfka załamała ręce – Porozmawiamy jutro, dobrze?
- Nie powstrzymasz mnie. Kocham go, rozumiesz co znaczy kochać!?
- Tak, dlatego właśnie powinnaś uszanować decyzję Thorina, który z miłości do ciebie zadbał o twoje bezpieczeństwo. Nie bądź niemądra, nie rób niczego pochopnie…
- Naprawdę niczego nie rozumiesz! – wybuchnęła Luthien – Thorin popada w obłęd! Ogarnia go szaleństwo, smocza choroba, ja nie będę siedzieć w Lorien i umierać ze zmartwienia! BĘDĘ przy nim, moim podstawowym błędem było to, że już wcześniej mu się nie postawiłam! Nie miałam prawa go zostawiać, to przy mnie odżył, był spokojny, potrafił opanować gniew i złe emocje, które nim targały. To ja odsuwałam od niego szaleństwo, które próbowało wedrzeć się do jego duszy. Moim obowiązkiem jest wrócić do niego i być tam, choćbym miała zginąć, zasłaniając go sama sobą.
- Luthien… Nie możesz tego zrobić, rozumiem wielkie uczucie ale…
- Arweno, czy gdyby twój ukochany był w niebezpieczeństwie, zostawiłabyś go samego?
- To nie to samo! – zaprotestowała elfka.
- Ależ tak! Odpowiedz, gdyby ktoś zagrażał Aragornowi, potrafiłabyś siedzieć spokojnie i czekać!?
- NIE! – wyznała gorzkim tonem Arwena – Nie potrafiłabym. Nie mogłabym tego znieść.
- Cieszę się, że to rozumiesz.
- Ale twoje dziecko... Nie możesz, musisz uważać, masz w sobie potomka Thorina...
- Jeśli Thorin zginie, nie mamy po co żyć. Ja i to dziecko. Arweno, nie powstrzymasz mnie...
- Proszę, zastanów się!
- Jeśli nie potrafisz mi pomóc, nie przeszkadzaj mi w tym. Jeśli w ciągu kilku dni nie ujrzę Thorina, umrę...
Elfka odwróciła się i wybiegła bez słowa. Luthien usiadła na trawie i usiłowała uspokoić oddech, czując mocne kopnięcia dziecka w brzuchu.
- Już spokojnie, kochanie – mówiła – Już się nie denerwuję. Niedługo pojedziemy do tatusia, zobaczysz jak bardzo cię kocha… Nie zostawimy go, prawda? Kochamy go mocno, i jeśli mamy umrzeć, to przy jego boku. Wybacz, ale nie potrafię inaczej. Nie ma dla nas życia bez twojego taty, zrozum… Mam nadzieję, że kiedyś pojmiesz, że nie oszalałam, że robię to dla nas, a przede wszystkim dla tatusia. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz…
Uspokoiwszy się, Luthien wstała i już miała wrócić do pałacu, kiedy nagle pojawiła się Arwena. Ze łzami w oczach, ale i niesamowitą odwagą wypisaną na twarzy, rzuciła Luthien cienką, lekką kolczugę z mithrilu.
- Bez tego nigdzie cię nie puszczę – uśmiechnęła się słabo – Przymierz, to wyrób twojej krasnoludzkiej rodziny.
- Dziękuję – Luthien spojrzała z wdzięcznością na elfkę. Ta otarła łzy i przytuliła dziewczynę.

- Mam nadzieję, że to, co robię, jest dobre. A teraz chodź odpocząć, jutro czeka nas ciężki poranek…







-------
Notka: Autorem opowiadania jest Kate, która publikuje swoją opowieść na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść oparta jest na postaciach z filmu „Hobbit: Niezwykła podróż” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich. Do zilustrowania opowiadania użyto screenów i przyciętych screenów Kate z filmów „Hobbit: Niezwykła podróż”, „ Hobbit: Pustkowie Samuga” i „Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia”.
-------

Richard Armitage jako John Proctor.

$
0
0
Dziękuję bardzo Joli za informację, że pojawiło się zdjęcie Richarda Armitage’a jako Johna Proctora.

Richard Armitage jako John Proctor. Plakat promocyjny do sztuki teatralnej „The Crucible”/ „Czarownice z Salem”. Źródło: FB Old Vic Theatre
Oraz wielkie dzięki za link do filmu udostępnionego przez The Old Vic  w którym pan Armitage mówi o tej roli.



Moja nowa RA - tapeta na czerwiec 2014r.

$
0
0
Piękny maj mamy już na sobą, więc i z majową tapetą należało się pożegnać i zrobić nową czerwcową. Tak więc, oto ona, moja nowa tapeta z ….
…. Johnem Mulliganem granym przez Richarda Armiatge’a w serialu „Moving On”/ „Na rozdrożu”.





Niestety nie mogę zdecydować, którą z nich wybrać. A do ich zrobienia użyłam screena z RANet oraz cytatu z piosenki Melody Gardot, a mianowicie:
Your heart is as black as night…
Czyli:
Twoje serce jest tak czarne jak noc…
Piosenkę możecie posłuchać poniżej, a polski tekst tej piosenki tutaj


Na dobry początek tygodnia…

$
0
0
… John Mulligan, bo przyznam, że trudno mi o nim nie myśleć spoglądając na moją czerwcową tapetę. ;-)

Richard Armitage jako John Mulligan w serialu „ Moving On”/ „Na rozdrożu”. Źródło: Armitage-online.ru





Mężczyzna od którego można się uzależnić.





Mężczyzna o niezwykle głodnym spojrzeniu.



O  niesamowicie urokliwym i niewinnym uśmiechu.





Kolacja z którym może wywołać niezły zawrót głowy. 


Ale również, boleśnie szczerym w sowich ocenach.











Miłego tygodnia Wszystkim!

Źródło zamieszczonych tu zdjęć: Armitage-online.ru

A przy okazji to już 12-ty ( jeśli dobrze liczę) taki poniedziałek. :-)

"Serce Góry", fanfik autorstwa Kate, część 18.

$
0
0
Poprzednia, szesnasta część tutaj.

Thorin obudził się wczesnym rankiem u boku siostrzeńca. Spoglądał w mrok dalszych korytarzy Ereboru, czując zewsząd zapach siarki. Coś jednak zamajaczyło mu w przenikliwej ciemności, jakiś kształt, wydawało mu się że ktoś wyciąga do niego rękę… Słyszał głosy w swojej głowie. „Thorinie… To ja, podejdź do mnie… Wnuku, musisz odnaleźć Arcyklejnot!”. Krasnolud zerwał się i potrząsnął siostrzeńcem.
- Kili! Kili spójrz! – krzyczał – Obudź się, to twój pradziadek!
- Gdzie, wujku… - mruknął zaspany młodzieniec.
- Tam! Zobacz, woła nas! To twój pradziadek!
- Wujku, na Durina… On NIE ŻYJE – Kili szybko otrząsnął się ze snu i chwycił Thorina za ramiona – NIE ŻYJE, rozumiesz to!?
- Ale… jak to…
- Idziemy stąd.
- Ale dziadek…
- Wujku, błagam, wróć do mnie! Otrząśnij się, wiem że ci go brakuje, ale nie ma go tu. Thror został zabity przez Azoga, pamiętasz? Widziałeś to, byłeś przy tym…
Thorin z niedowierzaniem spojrzał na swego siostrzeńca i przytulił się do niego, bezsilny. Ogarniało go coraz większe szaleństwo, i zupełnie nie potrafił nad sobą zapanować. Kili przestraszył się obłędu w oczach wujka, ale trwał przy nim, czekając aż ochłonie. Trzymając go mocno, powtarzał po cichu, że to minie, że za chwilę wszystko będzie dobrze. Thorin uwierzył mu i po kilku minutach wstał, mocno trzymając się Kiliego, i ruszyli do reszty kompanii, która właśnie jadła śniadanie. Przysiedli się do towarzystwa, milcząc.

- Coś się stało? – zapytał Bilbo, przeżuwając powoli resztki elfickiego chlebka – Jakiś problem, panowie?
- Nie, nic się nie stało – odparł niepewnie Kili.
- Hej, widzę że coś jest nie tak! Co, doskwiera wam brak kobiet?
- Nie twoja sprawa – warknął Thorin.
- Spokojnie, nie miałem nic złego na myśli…
- To przestań żuć te elfickie śmieci i idź po Arcyklejnot!!!
Wszyscy spojrzeli na Thorina, który zdawał się absolutnie nie panować nad sobą i swoją złością. Kili złapał jego ramię, ale ten wyrwał się i patrzył wściekle na hobbita, który z trudem przełknął ostatni kęs. Podparł się rękoma pod boki i poirytowany otwierał już usta, by odpowiedzieć, ale Thorin ubiegł go, posyłając mu piorunujące spojrzenie:
- Zabieraj się stąd, nie wziąłem cię ze sobą, żebyś odpoczywał!
- Wiesz co ci powiem? – Bilbo patrzył na przyjaciela z wyrzutem – Jesteś nienormalny! Chory! Chory przez tę twoją piekielną żądzę złota! Niedługo znienawidzisz nas wszystkich, a wtedy zostaniesz tu sam, tak długo aż zgnijesz, zasypany klejnotami i złotymi monetami!
- Zabierzcie go ode mnie!
- Jesteś…
- Bilbo – znaczącym tonem przerwał hobbitowi Balin, wskazując drogę w głąb ciemnych korytarzy.
- Tak, masz rację! Nie będę przebywał ani minuty dłużej w towarzystwie tego niewdzięcznego szaleńca! – krzyknął Baggins.
- Znikaj mi z oczu, albo cię zabiję! – wrzasnął Thorin, zamaszystym ruchem wyciągając miecz. Bilbo cofnął się, przerażony.
- Wujku – szepnął Kili, próbując zbliżyć się do niego, ale przywódca trzymał wszystkich na odległość lśniącego ostrza Orkrista.
- Wynoś się, włamywaczu – warknął pogardliwie Thorin – Póki jeszcze jestem dobry.
Bilbo odwrócił się na pięcie i odszedł, a tuż za nim podążył Balin. Thorin usiadł pod ścianą, lecz nikt, nawet jego siostrzeńcy, nie byli w stanie zwrócić mu uwagi na to, jak bardzo źle się zachował. Bali się go. Nigdy taki nie był, tak obcy, oschły i… niebezpieczny. W jego oczach było coś przerażającego. Cała kompania zostawiła go i wyszli na zewnątrz, czekając w milczeniu. Kili chciał wrócić do wujka, lecz brat powstrzymał go, mówiąc że Thorinowi przyda się teraz samotność. Tymczasem Balin odprowadził Bilba do schodów.
- Wybacz mu – powiedział krasnolud – Wiesz, że nie jest teraz sobą.
- Wiem, ale to, co robi, jest przerażające! Gdybym był tam jeszcze chwilę, zabiłby mnie! Doprawdy nie wiem, co jeszcze tu robię!
- Bilbo, zrób to dla nas. Dla mnie, Kiliego, Filiego… Nie myśl o Thorinie.
- Nie mogę! – krzyknął nerwowo hobbit – Z jednej strony żal mi go, bo wczoraj…
- Co stało się wczoraj?
- Miał przywidzenia. Mówił do ojca i dziadka, myślał że są tu i wołał ich… Rozmawiałem z nim. Wydawało mi się, że mu pomogłem, a dziś…
- Biedny Thorin… Myślę, że tak naprawdę tu pomogłaby tylko Luthien.
- Tak, z nią też miał przywidzenia… Jeszcze w lochu Thranduila, twierdził że rozmawiał z nią, że jest w Lothlorien i widzi go w jakimś magicznym zwierciadle. Udawałem, że mu wierzę, ale już wtedy wiedziałem, że ogarnia go szaleństwo.
- Zaraz zaraz, opowieści o legendarnym zwierciadle pani Lorien są od dawna znane! To by znaczyło, że Luthien jest tam i kontaktowała się z Thorinem! Taka dobra wiadomość! – ucieszył się Balin. Hobbit spojrzał na niego sceptycznie.
- Ty w to wierzysz?
- Nie ma w co wierzyć, to pewne jak nic! Na Durina, gdyby Luthien wiedziała że akurat w tej chwili Thorin najbardziej potrzebuje jej pomocy…
- Znając ją, pewnie wsiadłaby na konia i przyjechała tu najszybciej, jak można. Balinie, nie dajmy się zwariować, takie rzeczy się nie zdarzają!
- Och Bilbo, sam się przekonasz. Zabiorę cię kiedyś do Lothlorien. Nie wierzę, że nie słyszałeś o wielkiej pani elfów, Galadrieli, i jej magicznych mocach!
- Ominęła mnie ta niewątpliwa przyjemność – z ironią odparł Baggins, zerkając w ciemność korytarzy Ereboru – Dobrze, dość tych pogaduszek. Idę po Arcyklejnot.
- Uważaj na siebie.
- Spokojnie, złego diabli nie wezmą…
- Martwię się o ciebie. Posłuchaj, jeśli smok się obudzi… Uciekaj, ile sił w nogach. Nie przejmuj się Arcyklejnotem, po prostu uciekaj. Wolę ujrzeć cię żywego.
- Przynajmniej ty – westchnął Bilbo – Życz mi powodzenia.
Hobbit udał się schodami w dół, a Balin wrócił do kompanii. Przechodząc obok Thorina, spojrzał na niego z wyrzutem, ten jednak w ogóle nie zareagował, ściskając rękojeść miecza. W jego głowie kłębiły się różne sprzeczne myśli, żałował tego że tak podle zachował się w stosunku do Bilba, ale nade wszystko pragnął teraz tylko odzyskać swoje skarby. Ogarnęła go żądza złota, i nie obchodziło go, czy ktoś z jego drużyny nie przypłaci tego życiem. W pewnej chwili jednak przypomniał sobie o Luthien, i przestraszył się swoich myśli. Ona zawsze łagodziła jego złość, pomagała odnaleźć właściwą ścieżkę, a teraz… Pogubił się. Myśl o Luthien, tulącego go do siebie, sprawiła, że chciał porzucić wszystko i biec do niej, odnaleźć ją choćby na końcu świata. Wtem usłyszał potężny ryk z wnętrza Góry. Poderwał się i podbiegł do reszty drużyny.
- Co to było? – zatrwożyła się Esmeralda, przylegając do Filiego całym ciałem.
- To był smok – mruknął Balin – Mam nadzieję, że nasz przyjaciel wyjdzie z tego cało…
- Mój kuzyn!!! Bilbo, trzeba ratować Bilba!!!
Tymczasem hobbit trafił do ogromnego skarbca kompletnie nie w porę. Kiedy wszedł, smok właśnie przebudził się. Zachowując zimną krew, Bilbo przypomniał sobie o magicznym pierścieniu, który od razu założył na palec. Poruszał się bezszelestnie, z przerażeniem wpatrując się w ogromnego smoka, który węszył wokół siebie, jak gdyby wyczuł czyjąś obecność. Hobbit ukrywał się za filarami, rozglądając się rozpaczliwie za dużym, białym klejnotem. Coś mignęło mu tuż pod ogonem smoka, ale nie miał odwagi, by tam podejść. Widział ogromne oko bestii coraz bliżej siebie, aż w końcu ze strachu odskoczył w bok, czym zwrócił uwagę Smauga.
- Złodziej! – syknął potwornym  głosem smok – Gdzie się czaisz?
Odpowiedziała mu cisza. Smaug uśmiechnął się chytrze i jego brzuch zapałał od środka ogniem, co wzbudziło ogromny niepokój Bilba, a kiedy bestia zwróciła się w jego stronę, zamarł.
- Masz ostatnią szansę, by się pokazać, złodzieju!
Baggins wiedział, że za chwilę może zostać z niego kupka popiołu, toteż ujawnił się, zdejmując z palca pierścień i ukazując się oczom smoka. Ten powstrzymał się od zionięcia ogniem i z zaintrygowaniem nachylił się nad hobbitem.
- Proszę, proszę, kogo my tu mamy… Nie jesteś krasnoludem, ani człowiekiem. Nie znam tego zapachu… Kim jesteś? – ryknął z taką mocą, że Góra zatrzęsła się w posadach.
- Jestem… Przybyłem by podziwiać twoją wielkość, o Smaugu przewspaniały – jąkał się nerwowo Bilbo – Jestem zwykłym wędrowcem, przybyłem tu spod Pagórka, jechałem konno, płynąłem w beczce, po to by ujrzeć twe królestwo, wasza wysokość.
- Krętacz z ciebie, złodzieju, ale nadzwyczaj uprzejmy… Co tu robisz? Jesteś szpiegiem!
- Nie, o potężny Smaugu, ja…
- Szukasz tu czegoś – zagrzmiał smok – Przysłały cię krasnoludy… Masz mnie za głupca!?
- Nie, nigdy w życiu, ja… Ja nie znam żadnych krasnoludów…
- Kłamca! Myślisz, że nie spodziewałem się tego, że Dębowa Tarcza powróci? Spróbuje odzyskać swoje dawne królestwo? Nie sądziłem jednak, że będzie na tyle tchórzliwy, że wyśle tu jakiegoś…
- Mój panie, powstrzymaj swój osąd – Bilbo odważył się wejść Smaugowi w słowo – Naprawdę jestem tu, by podziwiać cię, obejrzeć twą wspaniałość i skarby, które zgromadziłeś. Pozwól, że nacieszywszy oko, odejdę i nie będę niepokoił cię swą obecnością…
- Nie! – smok zagrodził ogromną łapą przejście hobbitowi – Koniec tej zabawy. Wiem, po co przyszedłeś. Ten tchórz wysłał cię po Arcyklejnot! Nie potrafił przyjść tu sam i stawić czoła swojemu przeznaczeniu!
- Nie, naprawdę jestem sam i…
- Przestań kłamać! Co obiecał ci ten tchórz? Udział w skarbach, których nigdy nie odzyska? Pomyśl co tu robisz, wysłał cię wprost do mnie, pomyśl jak mało dla niego znaczysz! Poświęcił cię!
- Nie! – krzyknął Bilbo – Thorin taki nie jest!
- Więc jednak…
- Co ty sobie myślisz! Mieszkasz tu jak u siebie, podczas gdy Erebor jest własnością moich przyjaciół! Odebrałeś im dom, zabiłeś większość z nich, jesteś zwykłym, podłym gadem!
- Uważaj, co mówisz! – Smaug niebezpiecznie zbliżył się do Bilba i dzieliło ich już naprawdę niewiele. Hobbit czuł gorąco parujące z jego nozdrzy – Wkradłeś się tu, złodzieju, i obrażasz MNIE, Króla pod Górą!
- Nie ty jesteś Królem pod Górą!!!
- Nie ma innego! – ryknął smok – I nie będzie!!!
- Thorin jest Królem Ereboru, nikt inny! – Bilbo odruchowo wyjął Żądełko, czując zagrożenie – I zaraz się o tym przekonasz!
- Tak? Dobrze, paskudny złodzieju – Smaug uśmiechnął się wrednie i zagrzmiał z całych sił, aż jego potężny głos dotarł do krasnoludów – Nie wstydź się, Thorinie Dębowa Tarczo, pokaż się! Przyjdź i uratuj swego wiernego sługę, który właśnie poświęca dla ciebie życie!!!
Balin z lękiem spojrzał na Thorina, który spuścił wzrok i zacisnął dłonie. Cała kompania była zdjęta strachem, Fili tulił do siebie Esmeraldę, a Kili podszedł do wujka i patrzył na niego z nadzieją.
- Musimy mu pomóc – orzekł – Za wszelką cenę. Idziemy, prawda?
Odpowiedziała mu jedynie głucha cisza. Trzynaście par oczu patrzyło na Thorina z nadzieją i jednocześnie niedowierzaniem.
- Idziemy – powtórzył Dwalin, chwytając swój topór, i nie odrywając oczu od przywódcy. Kili zmarszczył czoło i zrobił krok w kierunku Thorina:
- Wujku, idziemy…
- Dajcie mu czas – powiedział twardo.
- Czas? Na co? – oburzył się nagle Balin – Na to, by zginął w męczarniach? By zabił go smok, twój największy wróg?
- Boisz się? – z kpiną spojrzał na przyjaciela Thorin.
- Tak. O ciebie! Popadłeś w obłęd, popatrz na siebie! Pogardzasz wszystkim, co nie jest związane z władzą i bogactwem! Za nic masz swoich przyjaciół! To wszystko przez skarby Góry, przez Arcyklejnot, ta chciwość doprowadziła również i twego dziadka do szaleństwa!
- Nie jestem moim dziadkiem – warknął Thorin.
- Przede wszystkim nie jesteś sobą! Thorin, którego znam, nie zawahałby się, by tam wejść…
- Nie zaryzykuję całej tej wyprawy dla życia jednego… włamywacza – odparł przywódca z pogardą. Balin aż cofnął się, słysząc te słowa. Nawet jego brat z wrażenia upuścił swój topór, patrząc na Thorina ze złością. Fili próbował trzymać swą ukochaną, ale nie udało mu się, i dziewczyna wyrwała się, podbiegając do jego wujka.
- To Bilbo, mój kuzyn! – krzyczała, szarpiąc go i okładając pięściami – Ty bezduszny, podły draniu! Chcesz zabić mojego kuzyna!!!
- Zabierzcie ode mnie tę wariatkę! Fili, zabierz ją!
- Chcesz go zabić, wysłałeś go na pewną śmierć! – Esmeralda nic sobie nie robiła z tego, że Thorin próbuje ją odepchnąć, a i nikt nie kwapił się by ją od niego odciągnąć – Jesteś podły, podły jak ten smok, niczym się od niego nie różnisz!!! Bądź przeklęty!!!
- Zabierz ją! – wrzasnął krasnolud, pchając dziewczynę na ziemię, i wyciągnął w jej kierunku miecz – Nie próbuj więcej się do mnie zbliżać!
- Wujku, co ty robisz! – Kili wytrącił mu Orkrista z dłoni i kopnął go w kierunku wejścia – Opanuj się! Nie tego uczyłeś mnie całe życie! Stajesz się takim, jakimi zawsze pogardzałeś, stajesz się jak Thranduil…
- Nie porównuj mnie do niego, smarkaczu!
- Wujku, Bilbo być może oddaje za ciebie życie, a ciebie w ogóle to nie interesuje! Przypomnij sobie teraz, jak Thranduil opuścił was, kiedy to twoi bracia umierali… Wujku, Bilbo to nasz przyjaciel!
- Nie będę ryzykował…
- TO NASZ PRZYJACIEL!!! – rozpaczliwie krzyknął Kili, pchając Thorina ze złością na skalną ścianę. Przeraził się tego, co zrobił, kiedy jego wujek uderzył w nią i upadł, jednak nie podszedł do niego. Stał twardo w miejscu i podniósł Orkrista.
- Kili – szepnął Fili, bojąc się o brata, jednak ten niewzruszenie stał naprzeciwko wujka i patrzył mu nieustraszenie w oczy.
- Nie będę służył komuś, kto choć trochę przypomina Thranduila – powiedział ostro – Ani Azoga. Nie potrafię szanować kogoś, kto nie szanuje swoich przyjaciół. Powiedz mi, jak spojrzysz Luthien w oczy i powiesz jej, że pozwoliłeś hobbitowi umrzeć? Co jej powiesz, co? Jak wytłumaczysz to, że stałeś się podłym wyrzutkiem, i nie ma w tobie za grosz tego bohaterstwa, którym jej zaimponowałeś, i którego mnie uczyłeś od dziecka!? Jak jej wytłumaczysz, że miałeś rodzinę, kochających cię siostrzeńców, ale nie masz nikogo, bo wszyscy cię opuścili, tak jak ty opuściłeś Bilba!?
Przerwał i rozejrzał się wokół siebie. Cała drużyn patrzyła na niego z podziwem i szacunkiem, nikt poza nim nie odważył się powiedzieć Thorinowi kilku słów prawdy. Gdy skierował wzrok z powrotem na Thorina, zauważył że ten skrył twarz w dłoniach. Uklęknął szybko tuż przy nim i odsunął jego ręce, patrząc mu w oczy.
- Wujku, powiedz mi, że to minęło, że wstaniesz teraz i pójdziesz ze mną tam, do środka…
- Pójdę sam – Thorin nieoczekiwanie poderwał się i zabrał siostrzeńcowi swój miecz – Nie mogę cię narażać.
- A ja nie mogę pozwolić, żebyś narażał sam siebie. Nie puszczę cię samego. Balinie, kiedy wejdziemy do środka, odczekajcie kilka minut – Kili wydawał rozkazy jak wytrawny dowódca – Wtedy również wejdźcie i zbliżcie się jak tylko można do głównej hali. Czekajcie na mój znak, a wtedy wejdziecie. Powiem wam, co robić, musicie tylko dokładnie słuchać. Żadnych ruchów bez ojego wyraźnego rozkazu, rozumiemy się?
- Idę z wami – powiedział Fili, lecz jego brat nie zgodził się:
- Masz pod swoją opieką kobietę, więc weź za nią odpowiedzialność. Trzeba było zostawić ją w bezpiecznym miejscu! Zresztą, jeśli my zginiemy, ktoś musi przejąć dowództwo i tron. Siedź tu i nie wychylaj nosa, dopóki nie powiem, że ci wolno.
Kili chwycił Thorina za rękę i ruszyli w głąb ciemnych korytarzy. Reszta krasnoludów patrzyła na siebie z niedowierzaniem, że właśnie on, ten zdawałoby się najmniej rozsądny i najbardziej roztrzepany z nich, przejął dowództwo w najtrudniejszej dla wszystkich chwili. On zaś prowadził wujka, mocno trzymając go za dłoń.
- Dziękuję ci – szepnął Thorin – Bez ciebie skończyłoby się to niczym.
- Przestań – twardo odparł Kili – Bez ciebie w ogóle by nas tu nie było. Nie rozczulaj się nad sobą tylko idź przed siebie, myśl o Bilbie i Luthien. Musisz go uratować i zachować się tak, by spojrzeć jej w oczy.
- Na Durina, uwierz mi, nie wiem dlaczego to wszystko powiedziałem… Przecież ten mały hobbit tyle razy pomógł mi, uratował mi życie, a ja…
- To już minęło, wujku. Byłeś zaślepiony, teraz jest dobrze. Tam na dole czeka na nas smok, musimy go zabić, pamiętasz?
Thorin przytaknął i bez słowa ruszyli dalej. Było coraz duszniej, coraz goręcej, i coraz jaśniej. Z każdym kolejnym krokiem czuli, że są coraz bliżej celu, czuli obecność wroga całym ciałem. Byli już prawie na miejscu, kiedy Thorin ujrzał z daleka dziwną łunę, bardzo znajomą. Zostawił siostrzeńca w tyle i podbiegł do końca schodów. Stanął na ich skraju i zamarł… Sparaliżował go widok, który miał pod sobą.
Zaczerpnął głęboko powietrza i jak zaczarowany wpatrywał się w ogrom złota, który mienił się i lśnił niesamowitym blaskiem. Poczuł nieopisaną miłość do każdej złotej monety, do każdego drogocennego kamienia, który widział, poczuł pożądanie, jakiego nigdy jeszcze nie czuł. Pożądanie tak silne, że przysłoniło mu to, co czuł do kobiety, którą kochał. Zdecydowanie w tej chwili nade wszystko kochał i pragnął tylko skarbów, które niegdyś należały do jego dziadka. W jego oczach lśniło szaleństwo, które nie mogło równać się do wcześniejszych momentów obłędu, można było odnieść wrażenie, jakby każda z jego źrenic stała się wielką złotą monetą. Ręce drżały mu niczym liście na wietrze, rozchylone usta z trudem łapały powietrze, a serce waliło mu tak mocno, jakby chciało wyrwać się z jego piersi i zatonąć w nieprzebranych skarbach Ereboru. Kiedy Kili dogonił go i stanął tuż obok, naprawdę przeraził się tym, co ujrzał na twarzy swego wujka. To, czego był świadkiem wcześniej, naprawdę nie miało porównania z tym, co ujrzał teraz, będąc z nim sam na sam w obliczu skarbów, które na nim nie zrobiły absolutnie żadnego wrażenie. Najważniejsze było tylko to, aby uratować serdecznego przyjaciela ze szponów smoka, jednak Thorin zdawał się teraz być zaprzątnięty zupełnie innymi sprawami…
- Wujku – Kili delikatnie dotknął jego ramienia – Bilbo na nas czeka…
- Jestem w domu, to wszystko moje… Moje ukochane skarby, moja miłość – mamrotał Thorin, obracając się wokół siebie i patrząc na wszystko, co go otaczało – Na Durina, zostanę tu do końca życia, będę dbał o każdy kawałek złota, o wszystko, co należy do mnie…
- Wujku! Tam jest smok! – krzyknął rozpaczliwie Kili, jednak na niewiele się to zdało.
- Nigdy nie czułem tak wielkiej miłości do niczego na tym świecie… To najpiękniejsze, co mogły ujrzeć moje oczy, tak bardzo pragnąłem tej chwili…
- A Luthien!? Zapomniałeś o niej!?
- Kto?
- Wujku, błagam, Luthien! Otrząśnij się!
- Nie wiem, o kim mówisz… - w oczach Thorina była kompletna pustka, odbijały się w nich tylko złote refleksy – Kili, spójrz, to wszystko jest moje… Nasze!
- Przynajmniej jesteś w stanie się ze mną podzielić, ciekawe jak długo – mruknął młody krasnolud, po czym złapał wujka mocno za ramiona i z całej siły nim potrząsnął – Wróć do mnie, albo będę zmuszony zrobić coś, na co nigdy nie miałbym w normalnych okolicznościach odwagi!
- Puść mnie, zostaw… - szeptał nerwowo Thorin, jakby nie słyszał słów siostrzeńca – Moje ukochane… Piękne… MOJE…
Kili zatrząsł się ze złości i puścił go. Przez chwilę bił się z myślami, czy dobrze robi, ale postanowił postawić wszystko na jedną kartę i siłą zmusić Thorina, by zaczął myśleć logicznie i jasno. Odszedł kilka kroków, po czym nagle zawrócił i jednym mocnym kopnięciem w kostkę ściął go na ziemię. Thorin upadł, a Kili drżącą ręką uderzył go mocno w twarz i mocno szarpnął nim kilka razy.
- Obudź się, na Durina! – krzyknął, i sam zdziwił się że jest w nim tyle odwagi – Nie pamiętasz Luthien!? Nie wiesz, po co tu przyszedłeś, kim jesteś!? Obchodzą cię tylko te świecidełka!!! Jeśli nie oprzytomniejesz, będę zmuszony…
Przerwał i przystawił do szyi Thorina miecz. Ten otworzył szeroko oczy, z których znikło szaleństwo, zastąpione przez strach. Paniczny strach, że za chwilę straci coś najważniejszego. Swego ukochanego siostrzeńca, który straci do niego resztki szacunku.
- Przepraszam – szepnął ze łzami w oczach – Synu, wybacz mi… Proszę, pomóż mi, nie dam rady znieść tego sam…
- Już dobrze, wujku – Kili podniósł go i przytulił mocno do siebie – Jestem tu z tobą. Dlatego właśnie nie pozwoliłem ci pójść samemu. Nie odchodź ode mnie ani na krok, a wszystko będzie dobrze.
- Musimy iść, Bilbo czeka… Nie możemy pozwolić, żeby coś mu się stało. Poświęcił się dla mnie.
- Tak, wujku, cieszę się że znowu to widzisz.
- Wybacz, że musisz w tym uczestniczyć, że widzisz mnie w najgorszych momentach, w mojej słabości… Dotąd na samo dno mojej duszy mogła zajrzeć tylko Luthien. A ty tak dobrze ją zastępujesz…
- Taka moja rola, królu – uśmiechnął się Kili – Wstawaj, idziemy.
W tym momencie dobiegł ich okropny śmiech Smauga, i łopot jego skrzydeł.
- Ten plugawy, krasnoludzki uzurpator przysłał cię tu, mały złodziejaszku – szydził – Dębowa Tarcza chciał, abyś przyniósł mu Arcyklejnot… Piękny, prawda?
Wiem, że kusi cię… I mnie kusi, aby pozwolić ci go zabrać, abyś dał mu to, czego szuka, a ja wtedy patrzyłbym jak Arcyklejnot niszczy go, jak pochłania go chciwość, jak Dębowa Tarcza stacza się na samo dno, owładnięty szaleństwem… Jak staje się zerem, marnym pyłem. Ale dość tej zabawy. Widzisz, że twój przyjaciel opuścił cię, nie ma co dalej tego ciagnąć, wybierz więc, jak chcesz umrzeć?
- NIE! – wrzasnął donośnie Bilbo, nie mogąc oderwać wzroku od lśniącego Arcyklejnotu leżącego dosłownie kilka kroków od niego – Thorin już tu idzie, nie zostawiłby mnie! Zależy mu na mnie, nie jest taki… jak TY!!!
Thorin i Kili, słysząc to, spojrzeli na siebie porozumiewawczo i czym prędzej pobiegli w stronę, skąd dochodził potworny hałas diabelskiego śmiechu smoka. Kiedy dotarli na miejsce, zatrzymali się na progu ogromnej sali, wypełnionej po brzegi złotem, i zobaczyli ogromną bestię rozpościerającą skrzydła. Bilbo w tym właśnie momencie po raz pierwszy zwątpił i pomyślał, że może Thorin nie przyjdzie mu na ratunek. Nie widział go zza wielkich skrzydeł smoka, i z rezygnacją opuścił miecz, myśląc, że zaraz zginie.
- Wróciłem! – zagrzmiał nagle pewnym siebie głosem Thorin – Wróciłem po swoje, przebrzydły gadzie, wróciłem po zemstę!
Smaug zupełnie stracił zainteresowanie Bilbem i powoli odwrócił się w kierunku, skąd dobiegł go głos. Uśmiechnął się i wypuścił z nosa obłok pary.
- Proszę proszę… Krasnoludzki książę Thorin Dębowa Tarcza!
- Król! – poprawił go ze złością Kili – JA jestem księciem, podła jaszczurko!
- Król? – Smaug zarechotał potwornie – Krasnoludzki król spod Góry nie żyje. Umarł dawno temu. Teraz JA jestem królem pod Górą!
- Nigdy nim nie byłeś! – krzyknął Thorin – Ukradłeś nasz dom, zabiłeś moich braci… Nadszedł dzień zemsty, zapłacisz za wszystko!
Korzystając z zamieszania Bilbo bezszelestnie podszedł do Arcyklejnotu i podniósł go, chowając do kieszeni. Nie wiedział jeszcze, co z nim zrobi, pewne było że miał go i nie zamierzał tak prędko oddać nikomu. Kiedy już Serce Góry było bezpieczne, hobbit wsunął na palec pierścień i niezauważony przemknął tuż obok Smauga, kierując się na schody, po których chciał dotrzeć do Thorina i Kiliego.
- Koniec tej zabawy – mruknął smok, zbliżając się do Thorina, który nieustraszenie patrzył ogromnej bestii prosto w oczy – Zabiłem każdego, kto stanął mi kiedykolwiek na drodze, sądzisz że nie zabiję ciebie? Ty nędzny, skompromitowany uzurpatorze! Lepiej pożegnaj się z życiem, wielki królu, okryty hańbą za życia i pohańbiony po śmierci! – zakończył z ironią.
- Zapamiętaj moje słowa, parszywy śmieciu – donośnie zawołał Thorin, dumnie spoglądając bez ruchu w wielkie oczy Smauga – Król pod Górą powrócił. Przygotuj się na śmierć!
- Teraz! – wrzasnął przenikliwie Kili, a na jego słowa na salę wpadła reszta kompanii – Rozdzielcie się! Wyciagnijmy go na zewnątrz! Wujku, kryj się!!!
Po tych słowach młody krasnolud odciągnął Thorina w jedno z pobocznych wejść, a cała reszta rozproszyła się parami, biegając wszędzie, gdzie mogli, usiłując odwrócić uwagę smoka i wywabić go na zewnątrz. Bilbo tymczasem podbiegł do Thorina i Kiliego, nie zdejmując jeszcze pierścienia.
- Gdzie nasz hobbit? – przywódca rozglądał się zdenerwowany – Straciliśmy go… To przeze mnie! Smaug zabił go, zanim przyszliśmy!
- Wujku, Bilbo jest sprytny, może udało mu się…
- To moja wina. Zginął przeze mnie!!!
- Jeszcze nie – hobbit zdjął pierścień i wyszedł zza pleców Thorina – Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
- Na Durina, Baggins… Ty jesteś… Jesteś z żelaza! Ty podstępny, wredny, mały hobbicie! – krasnolud nie krył radości na widok przyjaciela – Powiedz, jak ci się to udało!?
- Eee… Sposobem. Prawdę mówiąc to Smaug jest niesamowicie ślamazarny i łatwo odwrócić jego uwagę. Nieważne, co robimy teraz?
- Musimy wywabić smoka na zewnątrz – orzekł Kili – A potem spróbować go zabić. Tylko jak to zrobić?
- Bard wspominał o poluzowanej łusce – westchnął Thorin – Bilbo, możesz to potwierdzić?
- Szczerze mówiąc nie miałem czasu się przyglądać, ale wydawało mi się, że jest ciemny punkt na jego piersi. To może być luka, o której mówił.
- Świetnie, trzeba tylko w nią trafić…
- Wujku, czy damy radę zabić go mieczem? Słyszałem coś o czarnych strzałach, może to jedyny sposób na smoka…
- Daj mi pomyśleć, Kili… Wydaje mi się, że kiedy mamy słaby punkt, wystarczy silne i głębokie uderzenie długiej włóczni. Włóczni u nas dostatek – Thorin uśmiechnął się pod nosem – I nawet wiem, gdzie dziadek je zostawił. Tędy!
Kilka kroków dalej była zbrojownia, skąd cała trójka zabrała tyle włóczni, ile zdołali unieść, i bocznymi korytarzami kierowali się do wyjścia. Thorin po drodze liczył, czy wszyscy przyjaciele są przy życiu, i czy udaje im się zmylić Smauga. Cóż, kiedy pod nogami biega jedenastu krasnoludów i jedna zwinna hobbitka, nawet wielki smok może stracić orientację, szczególnie że kompania Thorina była bardzo zgrana i szybko poruszała się pomiędzy filarami, a kiedy czuli za sobą smoczy ogień, niezwłocznie ukrywali się tak, że nawet pojedyncza iskra nie była w stanie ich dotknąć. Kiedy Thorin, Bilbo i Kili byli tuż przy głównym wyjściu, hobbit nagle zatrzymał ich.
- Poczekajcie, ja muszę… Muszę wam coś wyznać!
- Teraz? Nie żartuj, poplotkujemy kiedy będzie po wszystkim! – zdenerwował się Thorin, jednak Bilbo nie dawał za wygraną.
- Posłuchaj mnie, ja… Ja mam pierścień, znalazłem go, kiedy zgubiłem wam się w lochach goblinów. Ten pierścień czyni mnie niewidzialnym… Nie mówiłem wam tego dotąd, bo bałem się przyznać. Ale Thorinie, może teraz jest ten moment… Jeśli założę pierścień, stanę się niewidzialny, z łatwością podejdę do Smauga od dołu i wbiję mu włócznię w samo serce!
- Bilbo, zaskoczyłeś nas – mruknął zdumiony Thorin – Gdybym wiedział…
- Przepraszam, chciałem powiedzieć wcześniej, ale jakoś… nie było okazji. Jeśli chcesz, mogę ci go pożyczyć!
- Przyjacielu – krasnolud uśmiechnął się ciepło i poklepał Bilba po plecach – Jesteś nieocenionym skarbem, ale nie mogę się na to zgodzić. Po pierwsze, nie miałbyś tyle siły, aby wbić tak potężną włócznię w tak potężnego smoka. A po drugie… Ja nie zniósłbym tego, gdybyśmy zabili Smauga z ukrycia, nie patrząc mu w oczy. To jedno sobie przysięgłem, że kiedy smok będzie umierał, jego ostatnim obrazem będę ja. I tego nie zmienię.
- Ale bezpieczniej będzie, jeśli…
- Bezpieczniej, ale mniej honorowo – zakończył dyskusję Thorin – Pamiętacie, co jest najważniejsze, prawda? Lojalność, HONOR i waleczne serce. A ja muszę uratować honor rodu Durina, i dziś tego dokonam.
Krasnolud rozejrzał się dookoła i wybiegli głównym wejściem przed Górę. Kili został w środku i zwołał wszystkich:
- Opuścić Górę! Do głównej bramy! – krzyczał, po czym zwrócił się do smoka – Ty barbarzyńska, podła istoto! Podejdź tu, zmierz się z synami Durina! Ja, książę Kili, wzywam cię, abyś stanął twarz w twarz z królem tego miejsca!
Jednym susem wyskoczył na zewnątrz, uśmiechając się pod nosem.
- Zawsze chciałem to powiedzieć!
Rozwścieczony Smaug skierował się wprost do wyjścia, nie bacząc na nic po drodze. Skrzydłami burzył kolumny, aż w końcu z impetem wpadł w bramę, niszcząc ją. Ogarnięty gniewem zatrzymał się, gdyż na wprost wejścia stał Kili z mieczem uniesionym wysoko, jakby był gotów do walki. Smok zmieszał się początkowo, ale po chwili roześmiał się głośno.
- Ty? Na mnie z tą zabaweczką? – kpił – Najpierw Dębowa Tarcza wystawił tego małego włamywacza na niebezpieczeństwo, teraz zasłania się tobą!? Co za tchórz!
- Zawsze chciałem to zrobić – powiedział zadowolony z siebie Kili – Wujku, do ataku!!!
Nim Smaug zdążył się obejrzeć, z lewej strony w mgnieniu oka wyskoczył Thorin z ogromną włócznią w dłoni. Nie zdążył w ogóle zareagować, krasnolud cały czas był dosłownie krok od niego, czekając na sygnał siostrzeńca. W ciągu sekundy Thorin skoczył pod ogromne cielsko smoka i wbił w czarną lukę w pancerzu długą włócznię. Smaug ryknął przeraźliwie, a głos ten dotarł aż do granic Mrocznej Puszczy. Thorin błyskawicznie uciekł spod smoka i sięgnął po kolejną włócznię, którą wbił tuż obok, jeszcze głębiej. Smok zachwiał się i upadł, ale zanim to zrobił, ostatnim ognistym oddechem wyzionął w powietrze wielki słup płomieni, widocznych z bardzo daleka. Gdy gad leżał i umierał, Thorin dla pewności wbił w jego serce trzecią włócznię.
- To JA jestem królem pod Górą! – krzyknął triumfalnie, a nieoczekiwanie na trupa wskoczył Kili i podbiegł na sam ogromny łeb Smauga.
- To za dziadka! – wrzasnął jak w amoku, wbijając włócznię w wielkie oko smoka, po czym wbił kolejną w drugie – A to za pradziadka!
- To nie on ich zabił, Kili – powiedział oszołomiony Thorin, ale siostrzeniec tylko wzruszył ramionami:
- To co? Gdyby nie on, nigdy by do tego nie doszło. A poza tym zawsze chciałem to zrobić!!!
Kili zeskoczył z trupa i odciągnął od niego Thorina. Stali tak chwilę bez ruchu, wpatrując się w olbrzymie cielsko, leżące u ich stóp, martwe. Dołączył do nich Bilbo, spoglądając na synów Durina z nieskrywanym podziwem.
- Dokonaliście tego – szepnął, z niedowierzaniem patrząc na dymiące zwłoki – Zabiliście Smauga…
- MY dokonaliśmy, Bilbo – Thorin przygarnął go do siebie – My wszyscy. A ty przede wszystkim.
- Wujku! – ze zburzonej bramy nadbiegł Fili – Wujku, żyjecie… Zabiłeś go!
- Fili…
- Tak się cieszę, że nic wam nie jest! – młody krasnolud uściskał wujka i brata, po czym spojrzał Thorinowi w oczy – Jak się czujesz?
- Dobrze… Świetnie… Nigdy się tak nie czułem…
- Musisz odpocząć – zarządził Bilbo, z dumą patrząc na całą dołączającą do nich kompanię – Wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Erebor jest nasz.
- Nie! Musimy znaleźć Arcyklejnot! – w oczach Thorina niespodziewanie znowu pojawiła się ta okropna nuta szaleństwa.
- Wujku, jutro…
- Nie, Fili. Musimy znaleźć Arcyklejnot – powtórzył, kierując się do środka Góry – Za mną!
Bilbo stanął przy trupie Smauga, i klejnot w kieszeni strasznie mu zaciążył. To był ten moment, kiedy powinien przyznać się Thorinowi do odnalezienia go i oddać. Jednak coś podpowiadało mu, aby tego nie robił, aby poczekał na rozwój wydarzeń. Miał wrażenie, że gdyby teraz zwrócił Arcyklejnot, Thorin mógłby zatracić się w gorączce złota, w tym pożerającym, szkodliwym pożądaniu, które zmieniało go nie do poznania. Gdyby miał w dłoni Arcyklejnot, poczułby się niekwestionowanym królem, a to mogłoby mu zaszkodzić w tak krótkim czasie od pierwszego triumfu, jakim było zabicie smoka. Choć z drugiej strony Bilbo czuł się, jakby oszukiwał przyjaciół, trzymając najważniejszy krasnoudzki klejnot w swojej kieszeni. Może jednak lepiej byłoby mu go oddać… Kiedy był już o tym prawie przekonany, nad jego głową zaczął krążyć kruk. Hobbit starał się odgonić namolnego ptaka, lecz ten niespodziewanie przemówił:
- Wojna! Wojna się zbliża! – krzyczał, a swym krzykiem zawrócił Thorina, który podbiegł z powrotem i uważnie słuchał ptaka – Nadciągają hordy orków na wargach, mnóstwo, legiony! Przewodzi im blady ork!
- Azog… - szepnął Thorin.
- Są blisko! Do jutra rana na pewno tu dotrą!
- Już po nas – załamał ręce Bilbo – Nie damy im rady w piętnastu…
- Szary czarodziej już tu jedzie! – kontynuował dalej kruk – Będzie tu niedługo! Jadą z nim władcy elfów i całe elfickie armie!
- Nie pokonamy ich tylko z garstką wojowników Elronda i Galadrieli. Trzeba ściągnąć tu inne armie, a na to nie mamy czasu!
- Thorinie, szary czarodziej zwołał już armie ludzi znad Jeziora, wracam teraz z Żelaznych Gór, gdzie wysłano mnie po posiłki.
- Z Żelaznych Gór… Czy Dain zgodził się pomóc?
- Tak, będą tu jutro rano – odparł kruk – Przygotujcie się do wielkiej wojny! Zło zalewa nasz świat, nie możemy pozwolić, by nas opanowało!
- Dziękujemy ci, dobry ptaku, nie wiem jak odwdzięczę ci się za te nowiny…
- Wygrajcie tę wojnę! Niech pójdą w niepamięć dawne zatargi, odnów sojusze, które wygasły. Nawet nieprzyjaciel może okazać się w tej chwili przyjacielem!
- To chyba nie dotyczy Thranduila – mruknął Bilbo.
- Oczekujcie pomocy z najmniej spodziewanej strony. Powodzenia!!!
Kruk odleciał w stronę Esgaroth. A więc wojna… Gandalf wraz z elfami i ludźmi miał dotrzeć do Góry z nadejściem wieczora, a Dain Żelazna Stopa wraz ze swoim wojskiem nad ranem, podobnie jak orkowie. Thorin spojrzał przed siebie z obawą.
- Dziś zatriumfowaliśmy, ale co przyniesie jutro…
- Damy radę, Thorinie – pocieszał go Bilbo – Skoro zabiliśmy smoka, poradzimy sobie z garstką orków. Zawsze sobie radziliśmy.
- Oby, przyjacielu, oby…
Krasnolud zawrócił i z uniesioną wysoko głową wkroczył do Góry. Wyglądał tak dostojnie, majestatycznie, kroczył dokładnie jak król, który powrócił do swego królestwa.
 W bramie z czcią dotknął murów i ucałował je z szacunkiem. W środku stali już wszyscy towarzysze, którzy rozstąpili się po obu stronach i ukłonem witali króla. Thorin rozejrzał się wokół, spojrzał na wszystkie swoje skarby, po czym oczy zwęziły mu się i ponownie zapłonęły.

- Arcyklejnot – szepnął – Mój skarb…

***
- Mam nadzieję, że do wieczora dotrzemy do Góry – westchnął ciężko Radagast – Wiek już nie ten, kości bolą mnie od tych waszych koni. Dlaczego nie zabrałem swoich króliczków!?
- Może dlatego, że chciałeś mnie nimi szczuć – uśmiechnął się pod nosem Thranduil – W połączeniu z tymi gryzoniami jesteś niebezpieczny!
- On zawsze jest niebezpieczny, choć nie wygląda – Gandalf roześmiał się szczerze, choć okoliczności były raczej bardzo poważne.
- Nie jestem, nie rób ze mnie potwora!
- Jesteś czarodziejem, to wystarczająco niebezpieczne.
Nagle wszyscy zatrzymali się, słysząc potworny ryk dochodzący z Samotnej Góry. Galadriela spojrzała na swego męża ze strachem w oczach. Po chwili ujrzeli wysoki słup ognia i łomot, jakby coś ogromnego uderzyło o ziemię. Elrond i Gandalf wymienili znaczące spojrzenia.
- Obawiam się, że Smaug przeszedł właśnie do historii – powiedział spokojnie elf, a Gandalf roześmiał się ponownie:
- Mój Thorin… Mój niski, dzielny przyjaciel! Wiedziałem, że jest do tego zdolny! Odzyskał dom!
- Skąd ta pewność? – zapytała Galadriela.
- Słyszysz? Głucha cisza – odparł jej mąż – Smok został zgładzony. Po raz ostatni wyzionął z siebie ogień i…
- Tak kończą smoki – dodał Thranduil – Wiem coś o tym. Ten charakterystyczny ryk śmierci i ostatni podmuch. Widziałem to wiele razy. Muszę przyznać, Gandalfie, że Thorin… Naprawdę…
- Co, Thranduilu?
- Jest prawdziwym wojownikiem i królem. Nie sądziłem, że mu się to uda. Zwracam honor, będę musiał go przeprosić.
- Bezsprzecznie, przyjacielu, bezsprzecznie…
Ruszyli dalej, mimo wojny wiszącej w powietrzu, pełni nadziei i optymizmu. Thorin dokonał niemożliwego, pokazał swą siłę i determinację. Potrzebował tylko pomocy na wojnie. Jedyne, czego potrzebował, to przyjaciele. Thranduil doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to spotkanie będzie ostatnim w ich życiu, więc musi za wszelką cenę udowodnić Thorinowi, że jest jego przyjacielem.
***
- Dalej, szukajcie! Głębiej, przeszukujcie wszystko! – rozkazywał ostro Thorin, przekopując góry złota w wielkim skarbcu – Fili, bliżej sali tronowej!
- Thorinie, zbliżają się wrogowie – zauważył Balin – Może jednak powinniśmy odłożyć poszukiwanie Arcyklejnotu na później…
- Na kiedy? Na wtedy, gdy umrę? Jak będę leżał martwy na polu bitwy, wtedy zaczniecie szukać?
- Wujku przestań! – oburzył się Kili – Dlaczego miałbyś umrzeć? Chyba tylko dlatego, że wojna zastanie nas kompletnie nieprzygotowanych i nieuzbrojonych, a Arcyklejnotem nie zabijesz Azoga!
- Muszę go mieć teraz, zaraz, muszę go mieć w rękach, nie rozumiecie!?
- Wydaje ci się, że musisz!
- CHCĘ GO TERAZ!!!
- Idźcie do zbrojowni – rozkazał niespodziewanie Kili, a cała kompania bez słowa sprzeciwu posłuchała go, oprócz jego brata.
- Co ty wyprawiasz? – krzyknął Thorin – Co ty robisz, rządzisz się jak…
- Jak u siebie, wujku – przerwał mu siostrzeniec – Jestem u siebie, jestem księciem i mają obowiązek mnie słuchać, przykre ale prawdziwe. Pogódź się z tym.
- Zostawcie mnie…
- Obiecałem już, nie zostawię cię ani na krok. Zobacz, co się z tobą dzieje…
- Wujku, przysięgam że znajdziemy Arcyklejnot, ale teraz jest wojna, zaraz wróg będzie u bram, nie damy rady bez ciebie – dodał Fili, kładąc dłonie na ramionach Thorina – Otrząśnij się, proszę… Dlaczego jesteś taki obcy, myśleliśmy że pokażesz nam dom, nasze dziedzictwo…
- Dopóki nie mam Arcyklejnotu, nie spojrzę wam w oczy i nie będę udawał króla.
- Wujku… Nie potrzebujesz tego świecidełka, żeby nam zaimponować, wiesz o tym doskonale. I wiesz, że każdy z nich od dawna uważa cię za jedynego króla, niezależnie czy masz Arcyklejnot, czy go nie masz. Kochamy cię, zrozum to w końcu, bez względu na wszystko!
- Och Fili… Nie mam sił – Thorin opadł na podłogę pokrytą złotymi monetami – Cały czas żyłem jakimś niedoścignionym marzeniem, że kiedy tu dotrzemy, wszystko będzie jak dawniej, Arcyklejnot będzie czekał na mnie i będzie tak, jak kiedyś…
- Będzie lepiej, po wojnie – zapewnił Kili – Z Luthien. Pamiętaj, kto tak naprawdę jest najważniejszy, co jest sercem góry, wujku. Żadne świecidełka tego nie zmienią. Wstań, pójdziemy do zbrojowni. Powstań, żołnierzu! – dodał ze śmiechem.
- Dziękuję wam – słabo uśmiechnął się Thorin – Dajcie mi chwilę. Zaraz do was dołączę, potrzebuję minuty w samotności.
Siostrzeńcy przytaknęli i udali się do zbrojowni. Thorin kilka razy przegarnął kupkę złota, rozglądając się wokół siebie, i nie wiedząc, że zza filaru obserwuje go Bilbo.
Arcyklejnot strasznie mu ciążył, przede wszystkim powodował ogromne wyrzuty sumienia. Wyjął go z kieszeni i już chciał podejść do Thorina, lecz wtedy krasnolud niespodziewanie obrócił się w jego kierunku i schował kamień.
- Czułem go – szepnął zachrypniętym głosem, rozglądając się dzikim wzrokiem – Musi tu być… Mój ukochany, najcenniejszy, moje serce…




-------
Notka: Autorem opowiadania jest Kate, która publikuje swoją opowieść na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść oparta jest na postaciach z filmu „Hobbit: Niezwykła podróż” i „Hobbit: Pustkowie Samuga” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich. Do zilustrowania opowiadania użyto screenów i przyciętych screenów Kate z filmów „Hobbit: Niezwykła podróż” i „Hobbit: Pustkowie Samuga”. 
-------

Happy Guy Day! I ...Sir Guy: „Było coś między nami”.

$
0
0
Dziś znów przyciąga mnie bardziej romantyczna strona Sir Guy’a, zatem małe przypomnienie jednej sceny. Sceny ( z drugiego sezonu serialu BBC "Robin Hood") w której szeryf mówi sir Guy’owi, że Marian uciekła, w momencie w której jej ojciec zmarł. 
Richard Armitage jako sir Guy of Gisborne i Keith Allen jako Szeryf Nottingham w serial BBC “Robin Hood” S2Ep.8. Mój screen. 

Szeryf jest dość okrutny pytając się Guy’a i jednocześnie odpowiadając sobie i jemu, jak należy interpretować ucieczkę Marian.




Szeryf: Uciekła gdy zmarł jej ojciec. Co to znaczy? Według mnie to, że… ten staruch był jedynym powodem, dla którego ona tu była.
Jednak odpowiedź sir Guy’a na tą zaczepkę jest bardzo poruszająca.
  


 Sir Guy: Nie. Było coś między nami.

Wszystkie zamieszczone tu zdjęcia to moje screeny z serialu.

Na dobry początek tygodnia…

$
0
0
… być blisko Johna Portera .. i czy potrzeba mówić więcej ? 
Richard Armitage jako John Porter w serialu "Strike Back”/”Kontra”. Mój screen. 




Miłego tygodnia Wszystkim!

Richard Armitage jako John Proctor- kolejne zdjęcie.

"Serce Góry", fanfik autorstwa Kate, część 19.

$
0
0
Poprzednia, osiemnasta część tutaj.

Słońce powoli zachodziło, wokół Góry hulał chłodny wiatr. Niebo pociemniało, zdawało się jakby cały świat przygotowywał się do wielkiej bitwy, która zbliżała się wielkimi krokami. Stojący przed wejściem do Góry Balin słyszał z daleka nadchodzące wojska, jednak nie to było jego największym zmartwieniem. Bał się o Thorina, który nie zaprzestał poszukiwań od południa. Przegarniał złoto, drążył, przeszukiwał wszystkie kąty w poszukiwaniu Arcyklejnotu, podczas gdy wszyscy zbroili się i przygotowywali do walki. Był głuchy na prośby i nawoływania, skarb zawrócił mu w głowie tak bardzo, że stawał się bardzo agresywny gdy ktoś się do niego zbliżał. Obcy, przepełniony wściekłością, z szaleństwem i żalem w dzikim spojrzeniu, wzbudzał przerażenie wszystkich obecnych. W końcu usiadł pod królewskim tronem, zrezygnowany.
- Nie ma go – szeptał nerwowo – Nie ma, zniknął, został skradziony…
Bilbo zerkał na niego, dręczony wyrzutami sumienia. Po co zabierał ten przeklęty klejnot, po co wtrącał się w tę sprawę… Postanowił jednak, że nie odda go teraz. Kto wie, jak zareagowałby Thorin? Choć obawiał się, że pogrążony w nieszczęściu i poszukiwaniu Arcyklejnotu, zaniecha udziału w bitwie, która z każdą minutą była coraz bliżej. Hobbit był rozdarty, bardzo chciał zwierzyć się Balinowi, lecz bał się mówić cokolwiek, nawet staremu krasnoludowi, który zawsze go rozumiał. Postanowił zmierzyć się z tym samemu.
- Bilbo! – usłyszał nagle głos Kiliego i ruszył w stronę zbrojowni.
- Co się stało?
- Mam coś dla ciebie! – uśmiechnął się książę, rzucając mu cienką, małą kolczugę – Idealna na twój rozmiar. To mithril, najbardziej wytrzymały na świecie. Może cię trafić i ze sto strzał, a żadna cię nie zabije!
- Chcesz topór? – zapytał Nori, oglądając wszystkie ich rodzaje, wiszące na ścianie.
- Mam Żądełko – odparł Bilbo – Powinno mi wystarczyć.
- Żartujesz! To nóż do krojenia sera – roześmiał się Bombur – Orków najlepiej zabijać ciężką, krasnoludzką bronią.
- Nie chcę nikogo zabijać!
- To po co tu przyszedłeś? To nie wycieczka! – Dwalin założył na siebie ciężką zbroję.
- Dajcie mu spokój, to włamywacz, a nie wojownik – Fili stanął w obronie niziołka – I tak uratował nam skórę wiele razy.
- Mój kuzyn jest bohaterem?
- Tak, kochanie, bohaterem.
- To cudownie! – krzyknęła zachwycona Esmeralda – Mój kuzyn jest bohaterem, a mój mężczyzna księciem! Będę miała tyle do opowiedzenia, kiedy wrócę do domu!
- Wracasz? Nie zostajesz z Filim? – zdziwił się Bilbo.
- No tak… W zasadzie to… Nie poprosił mnie o to i myślałam, że nie chce…
- Mój kwiatuszku! To jedyna rzecz, o której teraz myślę! – zapewnił Fili – Zostaniesz moją żoną i zamieszkasz ze mną w Ereborze?
- Och, dajcie spokój bo zaraz coś rozwalę!!! – Dwalin rzucił swoimi toporami o podłogę.
- Fili, naprawdę chcesz…?
- Tak, Esmeraldo, chcę abyś została moją żoną. Księżniczką.
- To najbardziej romantyczne zaręczyny jakie mogłam sobie wyobrazić – szepnęła hobbitka – TAK! Chcę być twoją żoną!!!
- I księżniczką – złośliwie dodał jej kuzyn.
- Nie zależy mi na tym!
- Zaraz zacznie się wojna, a wy zajmujecie się pleceniem bzdur! – krzyczał poirytowany Dwalin – Zaręczyny, miłość, księżniczki, niedobrze się robi! Esmeraldo, zakładaj kolczugę i bierz miecz!
- Ale…
- Bez dyskusji!
- Nie ty jesteś dowódcą! – zauważył Nori, wywołując powszechną wesołość.
- Właśnie, Kili wydaje rozkazy! – poparł Bofur – Kili, Kili powiedz nam, dzieciaczku, co mamy robić?
- Do broni, żołnierze! Droga bratowo, kolczuga dla ciebie, proszę tu masz miecz i mały toporek.
- Hej, to mój kuchenny! – oburzył się Bombur – Siekam nim mięso!
- Esmeralda będzie nim siekać wnętrzności orków – zarządził Kili – Gotowi? Dobrze, na stanowiska. Niedługo zjawi się Gandalf z elfami. Jeszcze jedno… Bombur, Bifur, Bofur, Gloin, Dori, Nori i Dwalin, idźcie przeciągnąć smocze truchło gdzieś dalej. Jeśli będzie za ciężkie, posiekajcie je na mniejsze części. Nie może zagradzać nam wejścia do Góry. Ori, przygotuj na szybko z Esmeraldą jakąś strawę. Fili, gdybyś mógł pójść z Bilbem na punkt obserwacyjny i określić, jakie jest położenie wroga, Daina i Gandalfa, wy dwaj macie najlepszy wzrok. Oin pójdzie ze mną do wujka. Dziękuję za uwagę, możecie odmaszerować.
Wszyscy bez słowa sprzeciwu wypełnili słowa nieformalnego przywódcy, jakim od momentu gdy Thorin podupadł na zdrowiu stał się Kili. Młody krasnolud miał nadzieję, że może zioła Oina pomogą na psychiczne problemy Thorina. Gdy weszli do sali tronowej, na klęczkach szukał czegoś po kątach. Oin westchnął z rezygnacją i pokręcił głową.
- Wujku… Chodź, niedługo przyjedzie Gandalf – Kili podszedł do Thorina i pomógł mu wstać.
- Tak… Gandalf? Po co?
- Pomóc nam.
- Ach tak… Pomoże odnaleźć Arcyklejnot?
- Wujku, zbliża się wojna, musisz się przygotować.
- Dobrze, tylko go znajdę – spojrzenie Thorina było puste i nieobecne, co niesamowicie przeraziło jego siostrzeńca. Błagalnie spojrzał na Oina, który jednak niewiele był w stanie zrobić.
- Mam zestaw ziół na omamy, ale nie wiem czy to coś pomoże – powiedział.
- Spróbujmy – odparł Kili – Wujku, usiądź sobie tu na tronie, poczekaj moment, odpocznij…
- Nie! – krzyknął Thorin – Nie wolno mi siadać na tronie, nie wolno…
- To twój tron, masz do niego jedyne prawo.
- To tron króla, ja nie mogę, nie mogę…
- Wasza wysokość – westchnął ciężko Oin, podsuwając Thorinowi dymiącą misę – Proszę głęboko wdychać dym.
- Po co to?
- Pomoże znaleźć waszej wysokości klejnot, rozjaśni umysł i odświeży myślenie – na poczekaniu wymyślił Oin – Proszę, niech wasza wysokość wdycha.
- Dlaczego on mówi na mnie wasza wysokość? – Thorin spojrzał pytająco na Kiliego z obłąkańczym błyskiem w oku. Zdawało się, jakby kompletnie stracił rozum i nie wiedział, co się wokół niego dzieje.
- Bo jesteś królem.
- Nie, nie jestem…
- Jesteś!
- Nie jestem, ja… Ja nie mam uprawnień, nie mam…
- Zrozum, że Arcyklejnot nie jest ci do tego potrzebny. Twój dziadek był królem jeszcze zanim go odkryto! Ten klejnot był tylko symbolem, prawdziwe źródło jest tu, w naszych sercach – spokojnie tłumaczył mu Kili – Wywodzimy się z rodu Durina, nasi przodkowie byli królami, więc i ty jesteś. Po tobie będzie nim Fili. Niezależnie, czy znajdziemy Arcyklejnot, czy też nie. Proszę teraz, zrób o co prosi cię Oin, to doskonały fachowiec, chce dla ciebie dobrze.
- Proszę, wasza wysokość, proszę wdychać dym z ziół.
Thorin posłusznie spełnił polecenie. Po chwili uspokoił się, zamknął oczy i zdawało się, że wreszcie przestał drżeć. Usiadł na podłodze i oparł się o tron, wdychając opary. Kili odciągnął Oina na bok, by Thorin nie słyszał, o czym rozmawiają.
- Nie zaszkodzi mu to? – zapytał z obawą.
- Absolutnie, ręczę za tę mieszankę. Swego czasu książę Thrain prosił mnie, abym tymi ziołami uspokajał jego ojca, Throra. Thorin nie wiedział o tym, Thrain ukrywał przed nim początki obłędu króla, ale młody książę sam zaczął się wszystkiego domyślać. Szczerze mówiąc, specjalnie zabrałem ze sobą pęczek tych ziół, na wypadek gdyby… Gdyby ta paskudna choroba dotknęła też i jego.
- Jesteś nieoceniony. Powiedz mi, znasz się na tym dobrze… Może gdybyśmy spróbowali znaleźć Arcyklejnot, może gdyby wujek miał go w swoich rękach, może przeszłoby mu?
- Wątpię – Oin stanowczo pokręcił głową – Wydaje mi się, że w tym stadium taki szok pogłębiłby tylko jego chorobę. Więc nawet, jeśli go znajdziemy, odczekałbym z oddaniem Arcyklejnotu przynajmniej do zakończenia bitwy. Prawdę mówiąc, odstawiłbym to najlepiej do powrotu Luthien. Ta dziewczyna działa na niego lepiej niż jakiekolwiek moje lekarstwo!
- Gdyby tu była, nie mielibyśmy problemu!
- Kili… Kili? – usłyszeli cichy głos Thorina. Młody krasnolud podbiegł do niego natychmiast.
- Co się stało, wujku?
- Czy Gandalf już jest?
- Nie, ale za chwilę dowiemy się, jak daleko są. Fili i Bilbo są na obserwacji.
- Co z resztą? – Thorin podniósł się i wyprostował; wyraz jego twarzy był zupełnie inny. Wróciła mu dawna bystrość i rozum.
- Ori i Esmeralda robią kolację, a reszta zajmuje się trupem Smauga. Przeszkadzał mi przed wejściem do Ereboru, uznałem że trzeba się go pozbyć.
- Bardzo dobrze. Wszyscy są gotowi i uzbrojeni?
- Tak, wasza wysokość! – Kili wyprostował się jak struna i skłonił z szacunkiem.
- Cieszy mnie to… Dobrze się spisałeś. Teraz jeszcze JA muszę się przygotować…
Raźnym krokiem Thorin opuścił salę tronową, udając się do zbrojowni. Tam znalazł najpiękniejszą, bogato zdobioną zbroję króla Throra, założył ją i zaopatrzywszy się jeszcze w
dwa ciężkie topory, które zarzucił sobie na plecy, wyszedł przed Górę i stanął na dużym głazie dumny, wyprostowany i pełen dostojeństwa. Ci, którzy wracali właśnie z zadania przesunięcia smoczego trupa, zatrzymali się z boku i z podziwem patrzyli na pełną majestatu postawę Thorina. Odruchowo oddali mu pokłon. Starszym krasnoludom zdawało się, jakby ujrzeli ponownie wielkiego króla Throra w latach jego największej świetności. Od Thorina bił niesamowity blask i waleczność, jego oczy wpatrzone w dal płonęły. Zrozumiał, że musi stanąć na wysokości zadania i poprowadzić swój lud do wojny.
***
Gandalf w towarzystwie elfów zbliżali się do Samotnej Góry. Właściwie tylko kilkadziesiąt minut dzieliło ich od celu, kiedy Thranduil zatrzymał cały pochód.
- Zaczekajcie – powiedział niepewnym głosem, a wszyscy spojrzeli na niego ze zdumieniem – Może to nie jest najlepszy pomysł, żebym pokazywał się teraz Thorinowi. Nie zrozumcie mnie źle, chcę mu pomóc, ale… Obawiam się tego spotkania.
- Nie chcesz się chyba wycofać? – Radagast zmierzył go podejrzliwym wzrokiem – Moje króliczki są nadal głodne!
- Nie, to nie o to chodzi. Uważam, że lepiej nie denerwować Thorina, skoro jak mówi Galadriela, ma ze sobą problemy. Dość już ma na głowie, bardzo chciałbym żeby był zdrów i w pełni mocy umysłowych, ale… Po prostu uważam, że moje przybycie w tym momencie byłoby dla niego może zbyt dużym szokiem i mógłby odebrać to jako atak.
- Co chcesz zatem zrobić? – zapytał Celeborn.
- Zostanę z moimi wojskami tu, w tym wąwozie – odparł Thranduil – Przeczekamy tu do rana, i wtedy ruszymy do ataku od tej strony. Tak będzie najrozsądniej, i ze względów logistycznych, i ze względu na zdrowie i… temperament Thorina – dokończył Thranduil z uśmiechem – I jego niesamowicie gorące uczucia w moim kierunku. Bezpieczniej będzie, kiedy spotkamy się bezpośrednio na polu bitwy lub po niej. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie.
- To bardzo mądre z twojej strony – poparł Elrond – Zmieniłeś się, przyjacielu, a Thorin na pewno to doceni. Proponowałbym rozdzielenie naszych wojsk. Ty zostaniesz ze swoimi w wąwozie, część armii Rivendell i Lorien pójdzie z nami i obstawi stoki Góry, a trzecia część ustawi się na wschodzie, skąd przybędą posiłki z Żelaznych Gór.
- Niech tak będzie – zgodził się Celeborn, po czym zwrócił się do swej małżonki – Galadrielo, czy jesteś pewna, że chcesz być z nami na tej wojnie? Możesz wrócić do domu, jeszcze jest czas…
- Nie będę uciekać przed złem – odparła królowa – Razem je pokonamy.
Po tych słowach ruszyła przed siebie, a zaraz za nią jej mąż i Elrond. Gandalf i Radagast pożegnali jeszcze Thranduila i przekazali wojsku rozkazy Elronda, po czym podążyli śladem elfów.
***
Bilbo nerwowo chodził przed Górą, oczekując niecierpliwie przybycia Gandalfa. Tak bardzo musiał zwierzyć się mu, że znalazł Arcyklejnot… Kamień ciążył mu strasznie mocno, nie tak bardzo fizycznie, jak psychicznie. Nie mógł znieść świadomości, że okłamuje Thorina, choć uspokoił go fakt, że zioła Oina podziałały na niego nadzwyczaj skutecznie i
przywódca jest znowu w pełni sił.
Hobbit podszedł do niego nieśmiało i stanął tuż obok.
- Dobrze wyglądasz – mruknął.
- Dziękuję – Thorin obejrzał się na przyjaciela i uśmiechnął się – Ty też niczego sobie.
- Niezła zbroja.
- Rodowa – podkreślił krasnolud, wpatrując się w dal – Wykuto ją specjalnie dla mego dziadka, kiedy miał objąć panowanie.
- Pasuje jak znalazł do twojej sytuacji. Też je właśnie objąłeś.
- Nie. Dopóki nie znajdę Arcyklejnotu…
- Znowu zaczynasz!
- Nie wiesz, o czym mówisz! Nie masz pojęcia…
- Posłuchaj, to zwykły, świecący kamyk, nawet niezbyt ładny i…
- Skąd wiesz jak wygląda!? – przerwał mu Thorin, przewiercając go wzrokiem na wskroś. Bilbo przestraszył się jego spojrzenia.
- Tak tylko… zgaduję… - wzruszył ramionami – Przecież w porównaniu do Luthien to zwykły kamień jakich wiele w piasku – wybrnął zręcznie – Nic nie przebije jej piękna. Prawda?
- Jesteś uzbrojony? – krasnolud niespodziewanie zmienił temat.
- Tak, powiedzmy że tak…
- W takim razie właź na górę i siedź w punkcie obserwacyjnym. Weź ze sobą Oriego, przydadzą się tam dwie osoby. Będziecie nas o wszystkim informować.
Kiedy Bilbo spełnił rozkaz, Thorin stał samotnie wypatrując przybycia posiłków. Jego myśli zaprzątnięte były tylko jednym tematem…
Luthien… Moja mała, słodka dziewczynko. Nie ma cię tu, a tego właśnie pragnę najbardziej, jesteś mi potrzebna, czuję, że gdybyś była… Ja byłbym inny. Tak naprawdę nie wiem, co teraz czuję i czego chcę, co jest dla mnie ważne, ale wiem, że chcę ciebie obok. Jest ze mną źle, boję się czy nie spadnę na samo dno, ten koszmar nawiedza mnie co noc. Nie chcę skończyć jak mój dziadek i ojciec, a wygląda na to że podążam dokładnie tą samą ścieżką… A ja za bardzo cię kocham, żeby cię stracić, i żeby pozbawić cię bycia ze mną. Wiem, że kochasz mnie jak nikogo innego, że dałabyś wszystko żeby teraz ze mną być, wiem że jestem dla ciebie najważniejszy, dlatego chcę zrobić wszystko, żeby cię odzyskać. Za kilka dni będzie po wszystkim, przeżyję kochanie, zrobię to dla ciebie, a wtedy przyjdziesz do mnie i będziemy tu razem, szczęśliwi…
Zadumany Thorin nawet nie zauważył przybycia Gandalfa. Dopiero jego głos wyrwał go z krainy marzeń, gdzie utonął, myśląc o swojej ukochanej.
- Thorinie! – krzyknął czarodziej, zeskakując z konia.
- Gandalf! – krasnolud otrząsnął się i uśmiechnął szeroko, wpadając w ramiona przyjaciela – Jak dobrze mieć cię znowu obok!
- Zmieniłeś się, chłopcze. Wyglądasz jak prawdziwy król!
- W końcu podobno mam królewskie korzenie – roześmiał się Thorin – Tak się cieszę, że cię widzę! Elrondzie!
- Witaj, Thorinie! To niesamowite szczęście widzieć cię tu, w twoim domu, w dobrym zdrowiu!
- Ze zdrowiem bywa różnie… Ale jest dobrze. Udało nam się – odetchnął z ulgą krasnolud, kiedy ujrzał nagle niesamowicie piękną postać wyłaniającą się z mroku – Pani Galadrielo… - skłonił się głęboko, i spojrzał na jej męża – Panie Celebornie, witam królewską parę w Ereborze.
- Twój widok bardzo nas ucieszył – odparł Celeborn – Zabiłeś smoka, to wielki wyczyn. Śródziemie ci tego nie zapomni.
- Porzuć smutek, Thorinie, synu Thraina – odezwała się milcząca dotąd Galadriela – Widać go w twoich oczach. Wiem, o czym myślisz… Twoje pragnienia ziszczą się. Zdobyłeś Erebor, zabiłeś smoka, czekasz na tą jedyną, która już niedługo na powrót wróci do twego życia. Masz wszystko, czego potrzebujesz…
- Nie mam Arcyklejnotu – mruknął zdezorientowany Thorin – Serce Góry zaginęło…
- Będzie w twoich rękach szybciej, niż się spodziewasz – elfka uśmiechnęła się tajemniczo – Wszystko w swoim czasie.
Bilbo obserwował osobliwą scenkę z wysoka i nie mógł wytrzymać, aby nie zejść i nie przywitać się z Gandalfem. Cała drużyna wyszła przed Górę aby ponownie ujrzeć czarodzieja. Chwila radości nie trwała długo, bowiem przybył spóźniony Radagast, który zatrzymał się po drodze, by wysłuchać ptaków, przekazujących mu nowiny.
- Całe legiony orków – mamrotał, zdenerwowany – Mnóstwo, ogrom!
- A co z Dainem? – zapytał Thorin.
- Spieszy tu, powinni być jeszcze przed świtem. Ludzie z Esgaroth już są blisko.
- Jak wyglądamy liczebnie?
- Nieszczególnie, biorąc pod uwagę, że orkowie są na wargach, więc podwójnie groźni. Naszą przewagą jest jednak Góra, będzie nas idealnie osłaniać.
- A więc wojna… - westchnął Thorin, odstępując kilka kroków w bok – W imię Durina, bracia, do broni!
- Do broni, wasza wysokość! – odkrzyknęli mu krasnoludzcy towarzysze.
- Zająć pozycje! Bilbo, Ori, na obserwację! Esmeraldo, pójdziesz z nimi! Fili, Kili… Choćby to miała być nasza ostatnia bitwa, choćbyśmy mieli polec, choćbyśmy mieli zginąć, zginiemy razem.
W milczeniu oczekiwali na najgorsze. Hałas nadciągających wrogich wojsk był coraz głośniejszy. Zastępy ludzi przybyły dość szybko i ustawiły się, podobnie jak elfickie armie, na swoje stanowiska. Oczekiwanie było nerwowe, lecz mimo wszystko noc minęła bardzo szybko. Gdy tylko pierwsze promienie słońca wyłoniły się zza chmur, na horyzoncie pojawili się wrogowie.
- Gdzie u diabła podziewa się Dain? – Thorin był coraz bardziej ogarnięty wściekłością i dziką chęcią walki.
- Już nadchodzi – krzyknął z góry Bilbo – Będą tu lada moment!
- Musieli mieć małe opóźnienie, nie denerwuj się – uspokajał Thorina Balin.
- Ja się NIE denerwuję. Ja jestem szczęśliwy, że za moment spadnie tu tysiące parszywych łbów i przeleje się krew orków!
- Myślę, że już czas – powiedział Elrond, dając znać swym wojskom.
- Naprzód – warknął groźnie Thorin – Po zwycięstwo.
- Gelekh d’ashrud bark! – krzyknął Bifur.
- Czas rozbujać nasze topory – Dwalin, powtórzywszy jego słowa, chwycił swój oręż i pierwszy ruszył przed siebie.
- Za ciebie, dziadku – szepnął Thorin – I za tatę.
Wyjąwszy Orkrista podążył śladem przyjaciela, a za nimi cała reszta wojsk. Natarli na nieprzyjaciela z ogromną wściekłością, i wtedy ujrzeli wyłaniających się z leżącego nieopodal wąwozu elfickich żołnierzy. Thorin z łatwością rozpoznał Tauriel i Legolasa, którzy wraz z całą armią ruszyli do ataku na orków, których pojawiły się niesamowicie ogromne ilości. Król krasnoludów z obawą i niecierpliwością rozglądał się, czy wojska Daina już przybyły, i w końcu usłyszał charakterystyczny dźwięk rogu, zwiastującego przybycie posiłków. Odetchnął z ulgą i ponownie zatracił się bez pamięci w walce, co rusz ścinając kolejnego wroga. Nagle znieruchomiał… Nie, to niemożliwe. Nie mogło go tu być, to zdrajca, podły zdrajca, to…
- Thranduil!? – wrzasnął wściekle Thorin, a elf obejrzał się w jego stronę – To ty!!!
Król elfów zamarł, obawiając się reakcji krasnoluda. Nie zauważył zbliżającego się do niego od tyłu orka, który już brał zamach by go ściąć. Widział tylko, jak Thorin wyjmuje pokaźny nóż i rzuca nim w jego stronę. Był przekonany, że celował do niego, ale nie uchylił się, mimo tego nóż przeleciał tuż przy jego twarzy i trafił w ostatniej chwili w stojącego za nim wroga. W tym momencie ork zdążył jeszcze chwycić Thranduila za szyję i powalić go na ziemię, a Thorin bez namysłu podbiegł i dobił potwora. Przyklęknął przy przerażonym elfie i chwycił go za ramiona z całych sił, aż ten syknął z bólu.
- Thorinie, wybacz mi… - szepnął. Krasnolud puścił go z niedowierzaniem, myśląc że się przesłyszał.
- Co powiedziałeś?
- Wybacz, przepraszam!!!
Zdezorientowany Thorin rozejrzał się wokół siebie i jednym machnięciem miecza zabił kolejnego orka, który się do nich zbliżył. Spojrzał na Thranduila i szarpnął go mocno za szaty.
- Wstawaj, podła świnio – syknął ze złością – Chyba nie przyszedłeś tu, żeby odpoczywać.
Thorin odskoczył od niego i zatracił się ponownie w szale walki. Thranduil otrząsnął się z szoku i ramię w ramię wraz z krasnoludzkim królem siekał orków z ogromnym zacięciem. Wiele już było ofiar po obu stronach, a wroga zdawało się nadal przybywać. Posiłki z Żelaznych Gór przybyły, walka trwała już dość długo, lecz Thorin zmuszony był pod naporem wroga zarządzić nagły odwrót i cofnąć się bliżej Góry, skąd ustawieni na stokach łucznicy mieli lepsze pole do popisu. Kili wraz z Legolasem i Tauriel krążyli w pobliżu dwóch królów, odcinając wrogom strzałami dostęp do nich.
- Nieźle ci idzie, jak na kobietę – krzyknął Kili, nie odrywając wzroku od orków.
- Tobie też, jak na tak niski wzrok – odparła Tauriel – Uważaj, za tobą!
Legolas w mgnieniu oka zabił orka przymierzającego się do ataku na krasnoludzkiego księcia.  Ten skinął z wdzięcznością głową i już po chwili mógł odwdzięczyć się tym samym. Bitwa rozgorzała na dobre, krew lała się wszędzie a trup ścielił się gęsto. Orków jednak zdawało się przybywać, aż w końcu na horyzoncie pojawił się najbardziej znienawidzony przez Thorina: Azog Plugawy wraz ze swoim synem, Bolgiem. Powoli kroczyli na swych wargach, jakby napawając się widokiem swych walczących żołnierzy i przelanej krasnoludzkiej krwi. Azog nie dostrzegł jeszcze Thorina, który walczył akurat przy samotnej skale niedaleko Góry, ale krasnolud zdążył zauważyć nadejście swego największego wroga… Tak, nadszedł w końcu ten dzień, kiedy jego miecz przeszyje serce Azoga, kiedy pomści w końcu śmierć swego dziadka i ojca. Był pewien, że tego dokona. Kiedy jednak chciał iść w jego stronę, stanąć twarzą w twarz ze swoim największym wrogiem, coś innego przykuło jego wzrok. Coś, co bardzo go zaniepokoiło i sprawiło, że na chwilę zamarł w bezruchu.
- Nie, to niemożliwe – szepnął sam do siebie – To nie może być ona…
Z niedowierzaniem patrzył przed siebie rozszerzonymi oczyma. Był w kompletnym szoku, wyglądał jakby zobaczył ducha. Balin z niepokojem spojrzał na niego; ostatnio Thorin wyglądał tak, kiedy widział śmierć swojego dziadka. Obrócił się w stronę, w którą patrzył król i zrozumiał… W stronę Thorina biegła drobna postać, której jasne, płomienne włosy lśniły w promieniach słońca.
- Luthien! – krzyknął krasnolud, zrywając się z miejsca.
- Thorin! – dziewczyna biegła co sił, trzymając w dłoni miecz – Kochany…
- Luthien… Co ty tu…
- Mój kochany – dziewczyna wpadła w drżące ramiona Thorina, który przycisnął ją do siebie z całych sił – Ty żyjesz… Jesteś tu, żyjesz…
Padli na kolana, tuląc się mocno do siebie, i nie zważając na trwającą wokół bitwę. Krasnolud łapczywie dotykał jej twarzy i ramion, jakby chciał upewnić się czy naprawdę ma ją przy sobie. Tak, była obok, tak samo piękna jak przedtem, tak samo słodka, czuła i kochana…
- To niebezpieczne, co tu robisz!? Jak się tu dostałaś!? – pytał nerwowo, pozwalając wśród nadmiaru emocji wkraść się na swe usta delikatnemu uśmiechowi.
- Nieważne jak, ważne że jestem i obronię cię przed wszystkim – odparła ściśniętym głosem Luthien, a po jej twarzy spływały łzy – Widziałam wszystko w zwierciadle Galadrieli, nie mogłam cię zostawić…
- Kazałem ci czekać w Rivendell!
- Moje miejsce jest przy tobie.
Thorin był wstrząśnięty. Ujął w dłonie twarz Luthien i delikatnie pocałował ją drżącymi ustami.
- Zabiłem smoka – szepnął – Zrobiłem to…
- Wiedziałam, że ci się uda. Nikt inny by tego nie…
Luthien przerwała, bo tuż przy jej uchu przeleciała z ogromną prędkością strzała. Thorin odepchnął ją i podniósł się, widząc biegnących ku niemu orków.
- Uciekaj! – krzyknął do swej ukochanej, lecz ta chwyciła w dłoń swój miecz.
- Nie ma mowy!
- Ty głupia, bezmyślna kobieto, uciekaj stąd!
Odwrócił się od niej, nacierając samotnie na wroga, jednak już po chwili z pomocą pospieszył mu Thranduil i siostrzeńcy. Luthien wstała i dźgnęła jednego z orków w plecy, udało jej się unieszkodliwić jeszcze kilku innych. Thorin zerknął na nią i uśmiechnął się pod nosem. Wyglądała przepięknie w krasnoludzkiej kolczudze z mithrilu, a jej powiewający w szale walki warkocz lśnił w słońcu. Krasnolud jednak musiał przestać o niej myśleć i stawić czoła największemu zagrożeniu. Oto zbliżał się do niego Azog na wielkim, białym wargu. Thorin wyprostował się i chwycił w lewą dłoń topór, w prawej trzymając Orkrista. Kroczył dumnie przez pole walki w kierunku wroga, osłaniany przez siostrzeńców.
- Proszę proszę, sam król Thorin Dębowa Tarcza – roześmiał się paskudnie Azog – Och jest i przyszła królowa! A tyle jej szukałem… Cóż, dziś upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. Może nawet trzy, bo wielki król z Mrocznej Puszczy też przyszedł…
- Spróbuj ich tknąć – warnkął wściekle Thorin – Nareszcie zginiesz, śmieciu.
- Doprawdy?
Blady ork okrzykiem rozkazał swemu wargowi ruszyć do ataku. Potwór naskoczył na Thorina, trafiony w locie strzałą Kiliego, lecz zdawał się tego nie poczuć, a król, robiąc zręczny unik, obronił się przed skokiem bestii. Z przerażającym krzykiem ruszył wprost na wroga, wbijając topór w ogromne cielsko warga, który zawył z bólu i padł. Azog zdołał zeskoczyć i ruszył na Thorina z ogromnym wojennym młotem z kolcami. Chybił kilkakrotnie, jednak Thorin unikając jego ciosów, padł na ziemię. Luthien nie mogła spokojnie patrzeć na to, co się dzieje, i zaczęła biec w jego kierunku, wtedy jednak Thranduil zatrzymał ją.
- Zostań tu – powiedział – Nie narażaj się…
- A co ty masz do gadania!? – oburzyła się Luthien – Zejdź mi z drogi! Powinnam cię zabić za to, co mu zrobiłeś!
- Proszę cię, idź w bezpieczne miejsce, Tauriel cię odprowadzi…
- Nie dotykaj mnie – Luthien przystawiła miecz do szyi Thranduila – Inaczej zginiesz.
Thranduil zrobił krok w tył, nie chcąc denerwować dziewczyny, lecz ujrzał w tym momencie, jak Thorin słania się na kolanach, zasłaniając się kawałkiem pnia. Azog brał właśnie kolejny zamach, kiedy miecz króla elfów dźgnął go przelotem w brzuch. Thorin spojrzał na swego wybawcę ze zdziwieniem, ale i z wdzięcznością, jednak nie był to czas na podziękowania; ruszył do ataku i wbił ostrze Orkrista w ciało Azoga aż po samą rękojeść. Blady ork z potwornym wrzaskiem padł, po raz ostatni biorąc zamach ogromnym młotem. Udało mu się drasnąć Thorina w ramię, a kiedy ten odsunął się, chwytając za bolące miejsce, Luthien wbiła miecz w serce konającego Azoga.
- Mój syn… i tak cię dopadnie – syknął ork, chwytając ostatni oddech, po czym wrzasnął przeraźliwie – Bolg!!!
Po tych słowach umarł na środku pola bitwy, pokonany przez samego krasnoludzkiego króla z pomocą jego ukochanej i króla elfów. Jego syn błyskawicznie znalazł się tuż przy trupie ojca, w dzikim szale machając swym młotem na wszystkie strony, Thranduil jednak zasłonił Thorina i Luthien własnym ciałem i upadł, uderzony dość mocno. Wtedy Bolga przeszyło kilkanaście strzał wypuszczonych z elfickich łuków i padł martwy tuż przy Azogu. Thorin podbiegł do Thranduila i uklęknął przy nim, chwytając go za ręce.
- Wszystko dobrze? – zapytał, wyraźnie zmartwiony.
- Tak, to tylko draśnięcie… Ukryj Luthien, idź z nią w bezpieczne miejsce…
- Nie zostawię was! A kompletnie nie wiem, co mam z nią zrobić, jest strasznie uparta! Thranduilu, co ci jest…
- Nic, przejdzie – wycedził przez zęby elf, mocno ściskając swe ramię i próbując wstać – Idź, poradzę sobie.
- Na Durina… Jesteś poważnie ranny! Nie ma mowy, ty i Luthien idziecie się schronić, nie będę narażał żadnego z was – postanowił Thorin – Kili! Do mnie!
Zanim jednak siostrzeniec zdążył zareagować, na pole bitwy wjechała na swym koniu Arwena. Thorin patrzył na nią z nieskrywanym zdumieniem; skąd elficka księżniczka wzięła się pod Samotną Górą!?
- Thorinie, Luthien mi uciekła, nie mogłam jej dogonić – tłumaczyła się, zdyszana – Zmyliła mnie! Mam nadzieję, że nic jej się nie stało…
- Nie, oprócz tego że zabiła kilkunastu orków i dobiła Azoga. Posłuchaj, weźmiesz ją i Thranduila w bezpieczne miejsce, rozumiesz?
- Niedaleko stąd jest mały zagajnik, schronimy się tam…
- Chcę zostać – wymruczał słabo Thranduil.
- Zamknij się! – odparł stanowczo Thorin – Jesteś wprawdzie podłą świnią, ale nie pozwolę ci tak umrzeć.
Bez namysłu sam dźwignął elfa i wsadził go na grzbiet konia. Arwena usiadła za nim, trzymając go, by nie spadł. Thorin podbiegł do Luthien, która ramię w ramię z Kilim walczyła z orkami. Porwał ją w ramiona i odciągnął kawałek, by byli niewidoczni dla oczu wszystkich.
- Jesteś głupia, nieodpowiedzialna i krnąbrna – strofował ją, zupełnie jak wtedy, na samym początku, gdy się poznali, lecz teraz jego oczy płonęły gniewem i były przerażające – Jak mogłaś! Gdybyś zginęła, nie miałbym po co żyć!
- Dlatego też przyjechałam… Bo ja też nie miałabym po co żyć, gdybyś umarł!
Thorin ścisnął mocno jej ramiona i przeraźliwie krzyknął, a jego krzyk przepełniony był kompletną bezsilnością.
- Kocham cię, ty niemądry, lekkomyślny dzieciaku! Nie rozumiesz tego!?
Nie bacząc na toczącą się wokół bitwę, przylgnął do niej i pocałował ją z mocą, aż Luthien zakręciło się w głowie. Znowu czuła go blisko, jego usta na swoich, znowu czuła się wyjątkowa i kochana… Tak, w końcu to powiedział! Z radości miała ochotę śpiewać, i tylko odgłosy walki przypomniały jej, że nie jest to najlepszy moment. Poczuła mocne kopnięcie w brzuchu i odsunęła się odruchowo od Thorina. Przecież on o niczym nie wiedział… I nie mogła powiedzieć mu teraz! Tak, zdecydowanie powie mu jak tylko wygrają bitwę, kiedy emocje opadną i będą mogli spokojnie porozmawiać…
- Arweno! – krzyknął Thorin, a elfka błyskawicznie zjawiła się tuż obok na swym koniu; krasnolud wsadził Luthien na jego grzbiet i zwrócił się do córki Elronda – Oboje mają przeżyć. Z obojgiem mam do pogadania, jak już będzie po wszystkim.
Elfka pogalopowała na koniu z Luthien i Thranduilem daleko, Thorin bardzo szybko stracił ich z oczu. Spokojny o ich bezpieczeństwo, ponownie zatracił się w walce, jeszcze bardziej skuteczny, bo wiedział, że ma o co walczyć. Luthien dodała mu takich sił, jakich już dawno nie miał. Okazała się być najskuteczniejszym lekarstwem na wszystkie dręczące go problemy. Czuł rozpierającą go dumę i w końcu opuściło go poczucie winy, które mu ciążyło, bo wmawiał sobie że wszystkie nieszczęścia rodu krasnoludów są przez niego, ponieważ nie potrafi pomścić śmierci ojca, dziadka i setek swoich rodaków. Teraz, kiedy miał na rękach krew Smauga i Azoga, czuł się wygrany. Czuł, że zemsta dokonała się, a ostatnim jej etapem będzie rozgromienie armii nieprzyjaciela w pył. To jednak wydawało się nie być łatwe. Wyjątkowo wcześnie tego dnia zaszło słońce, a niebo stało się ciemne i ponure. Kili uniósł wzrok i dostrzegł ogromne ptaki, lecące w ich stronę.
- Orły! – krzyknął donośnie – Orły nadlatują!
- Wysłuchały nas – szepnął uradowany Radagast do Gandalfa.
- Wygraliśmy – odparł drugi czarodziej – Bitwa jest nasza…

Zastępy krasnoludów z imieniem Durina na ustach ruszyły do ostatecznego ataku. Orły chwytały w swe ostre szpony wargów i rozszarpywały ich, a orków zrzucały na ziemię z dużej wysokości. Bitwa powoli kończyła się; księżyc wychylał się nieśmiało zza ciemnych, ciężkich chmur. W serca sojuszników wstąpiły nowe nadzieje, w momencie, gdy ostatecznie zatriumfowano nad siłami zła, niejeden krasnolud wpadł w objęcia elfa, dzieląc tę wielką radość ponad podziałami i dawnymi zatargami. Wszystko zaczynało być tak, jak od dawna być powinno…


-------
Notka: Autorem opowiadania jest Kate, która publikuje swoją opowieść na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść oparta jest na postaciach z filmu „Hobbit: Niezwykła podróż” i „Hobbit: Pustkowie Samuga” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich. Do zilustrowania opowiadania użyto screenów i przyciętych screenów Kate z filmów „Hobbit: Niezwykła podróż” i „Hobbit: Pustkowie Samuga”. 
-------

Richard Armitage jako John Proctor- trzecie spojrzenie.

$
0
0
Jak podało RACentral, The Old Vic Theatre na swoim Facebooku udostępniło trzeci plakat promocyjny z Richardem Armitage’m jako Johnem Proctorem do sztuki teatralnej „The Crucible”. Podobnie jak dwa wcześniejsze i ten jest autorstwa Jay’a Brooksa
Źródło obrazka

Viewing all 1083 articles
Browse latest View live