Poprzednia, dziesiąta część tutaj.
Koń zatrzymał się w głębi ciemnego lasu. Był niespokojny. Luthien z obawą patrzyła na zdenerwowanie zwierzęcia, lecz Lindir uspokoił ją. Zszedł z konia i pomógł również jej znaleźć się na ziemi. Wdzięczna dziewczyna przytuliła się do niego, a on z radością przyjął tę oznakę sympatii. Było ciemno i zimno, elf rozpalił ogień i usiadł przy nim wraz z Luthien, obejmując ją mocno. Uśmiechali się do siebie, rozmawiali wesoło, aż w końcu Lindir ujął jej twarz w obie dłonie, patrzył na nią przenikliwie i pocałował ją delikatnie, a ona niespodziewanie bardzo intensywnie oddała pocałunek. Wyglądała na szczęśliwą, będąc w ramionach elfa, i całowała go do utraty tchu, pragnąć być jak najbliżej niego. Wydawało się, że pragnie też czegoś więcej, kiedy…
- Luthien!!! – rozległ się głośny, rozpaczliwy krzyk, rozdzierający ciszę nocy, który obudził wszystkich w obozowisku. - Na mą brodę, co się stało!? – Gandalf zerwał się i czym prędzej podbiegł do Thorina, który przestraszony, siedział pod drzewem i ciężko dyszał. Zaraz za nim do wujka pospieszyli Kili i Fili.
- Widziałem ich… Gandalfie, ona jest z nim…
- Luthien z Lindirem!!! – wrzasnął rozpaczliwie krasnolud – A ja na to pozwoliłem!
- Wujku, uspokój się, powoli…
- Fili, ona pozwala mu się dotykać i całować, widziałem ich!!!
- To tylko sen, uspokój się – cierpliwie tłumaczył mu czarodziej – Nie mogłeś ich widzieć, bo nie ma tu ich.
- Zawsze, kiedy mam koszmary, widzę w nich rzeczy, które wydarzyły się naprawdę – upierał się Thorin – Zabiję go, wrócę tam i zabiję go!
- Daj spokój, to był tylko zły sen – Kili objął wujka ramieniem i próbował uspokoić – Ona by tego nie zrobiła, śniło ci się to, czego się boisz, rozumiesz? Luthien cię nie zdradzi. Nigdy. Ona cię kocha, przecież wiesz… Tak jak ty ją. A to jest najważniejsze.
- Ale przecież obiecała mi, obiecała, prosiła hobbita żeby mi przekazał, obiecała że nigdy nikt jej nie dotknie, że na to nie pozwoli, jak mogła kłamać… - Thorin zdawał się nie słuchać tego, co mówi jego siostrzeniec. Gandalf westchnął ciężko.
- Posłuchaj uważnie: jesteś przemęczony. Odpocznij… Boję się o ciebie, to zaczyna przybierać kształty paranoi.
- Nazywasz mnie szaleńcem…? – Thorinowi pociemniały oczy, aż Kili z obawą odsunął się od niego.
- Nie, po prostu martwię się…
- Nazywasz mnie szaleńcem!? Uważasz, że jestem szalony, że nie panuję nad sobą!?
- Thorinie ochłoń! – krzyknął Gandalf – Właśnie widzę, że masz problemy z opanowaniem!
- Już to słyszałem – syknął ze złością krasnolud – Wiem, co o mnie wszyscy myślicie! Nie jestem głupi. Wszyscy jesteście tacy sami, ona jedyna we mnie wierzyła i nie uważała mnie za wariata…
- Wujku, my też tak nie uważamy – Fili nie krył zdziwienia tym, co słyszy – Powiedz proszę, o co chodzi…
- Niech czarodziej wam powie. Niech powie, o czym rozmawiał z Elrondem w Rivendell.
- Thorinie, rozmawiałem z nim o wielu sprawach…
- Powiedz im!!!
Cała kompania z niepokojem przysłuchiwała się tej rozmowie z daleka. Thorin wyglądał na bardzo zdenerwowanego, i nawet jego siostrzeńcy nie potrafili go uspokoić. Gdyby tylko była tu Luthien… Ona na pewno by coś poradziła. Zawsze umiała z nim rozmawiać. Mógł być nie wiadomo jak wściekły, ale kilka wyszeptanych mu wprost do ucha słów łagodziło wszystko. Teraz, kiedy jej nie było, zdawało się wszystkim że jego złość jest o wiele większa niż zazwyczaj…
- Przede wszystkim, nie krzycz – pouczył Thorina Gandalf, przybliżając się nieco do niego – Teraz na spokojnie powiedz mi, o którą rozmowę ci chodzi. - Naprawdę nie wiesz? – oczy krasnoluda zalśniły, jego usta drżały, a pięści były zaciśnięte – Myślisz, że nie słyszałem, jak o mnie rozmawialiście? Jak ten przeklęty elf mówił o szaleństwie mego dziadka i ojca? Powiedział że cała moja rodzina jest tym obciążona, jakim prawem, pytam!? Co dało mu prawo do osądzania mnie!?
- To nie tak, musiałeś coś źle zrozumieć…
- WSZYSTKO dobrze zrozumiałem. Wiesz, jak się poczułem!? Rozumiesz, co znaczy zostać nazwanym za swoimi plecami szaleńcem!? Jeszcze nic nie zrobiłem, a zostałem skreślony, rozumiesz jak to zabolało!? Co oni zrobili – Thorin wskazał ręką na siostrzeńców – Że Elrond miał czelność powiedzieć, że mój ród ma skłonność do obłędu!? Obraził nie tylko mnie, ale i ich! Obraził pamięć mojego ojca i dziadka…
- On martwił się o ciebie, wcale nie miał na myśli tego, że…
- Gandalfie, pamiętam to jak dziś, zapytał cię „Czy obiecasz mi, że Thorin nie ulegnie szaleństwu?”. Nie odpowiedziałeś, nie broniłeś mnie, nawet nie próbowałeś… Zostawiłeś mnie!
- Po prostu uznałem, że nie musimy się tłumaczyć – odparł Gandalf – Thorinie, proszę cię ochłoń. To było dawno, Elrond nie miał nic złego na myśli… Myślałem, że przeszła ci złość na elfy, przecież sam wysłałeś do nich Luthien…
- Nawet nie wiesz, jak tego żałuję. Zaufałem mu, zaufałem komuś, kto w ogóle nie ufa mnie. Kto nie ma do mnie odrobiny szacunku, uważa mnie za obłąkanego… Wiesz, jakie to okropne uczucie?
- Wiem… Domyślam się – czarodziej położył dłoń na ramieniu krasnoluda i spojrzał mu głęboko w oczy – Prawdą jest, że twój dziadek popadł w obłęd, twojego ojca też zaczęła trawić choroba, ale ja ani przez chwilę w ciebie nie zwątpiłem. Wierzę, że ciebie to ominie. Masz motywację, masz… Luthien.
- Nie ma jej tu… - smutno szepnął Thorin – Gdyby była, wszystko byłoby łatwiejsze.
- Wujku, masz nas – zapewnił żarliwie Kili, z powrotem przysuwając się do niego – My w ciebie nigdy nie zwątpimy, nigdy cię nie opuścimy, a jeśli to wszystko ma skończyć się obłędem, to popadniemy w niego razem w tobą. W końcu, jak twierdzi pewien zniewieściały elf, „nasz ród ma skłonność do obłędu”. Co mi szkodzi, i tak nie masz ze mnie żadnego pożytku, mogę być obłąkany.
- Kili, mój wspaniały Kili… Dziękuję ci. I nigdy nie mów, że nie mam z ciebie pożytku. Jesteś sensem mojego życia, ty i twój brat – Thorin z czułością spojrzał na starszego siostrzeńca – I Luthien… Ale jej nie ma, więc moją jedyną podporą jesteście wy. Proszę, pomóżcie mi bo bez was nie dam sobie rady…
- Choćbym miał zginąć, pomogę ci we wszystkim – zapewnił Fili.
- A o elfa się nie martw – dodał jego brat – Już ja mu powiem co sądzę o jego plotkarskim usposobieniu, nikt nie będzie obrażał naszego wodza! - Mam nadzieję, że już ci lepiej, Thorinie? – zapytał łagodnie Gandalf.
- Jak może być źle z takim wsparciem – krasnolud uśmiechnął się blado – Przepraszam, że się uniosłem. Ale obiecuję wam, że żadnego obłędu nie będzie… Nie jestem sam, mam was, więc jestem silniejszy niż zwykle.
- Oby, mój drogi, oby…
***
Luthien z nieukrywaną niechęcią odnosiła się do Lindira, mimo że przecież poza nim nie miała zupełnie nikogo. Częściowo było to spowodowane wściekłością na Thorina, który tak po prostu oddał ją w jego ręce, nie pytając jej o zdanie, a częściowo tym, że jak słusznie zauważała, elf aż nazbyt zabiegał o jej sympatię i uwagę. Nadeszła noc, Lindir postanowił więc zarządzić postój, i wybrał dość spokojny zagajnik. W ogóle nie miał pojęcia, że kilka nocy wcześniej Luthien wraz z Thorinem spędzili tu cudowne, upojne chwile. Prawdę mówiąc w tym miejscu krasnolud po raz pierwszy pozwolił jej przejąć inicjatywę i go nieco zdominować, co o dziwo bardzo mu się spodobało, i pragnął widzieć taką pewną siebie, wyzwoloną i silną ukochaną już zawsze. Jednak jego wrodzona męska duma podpowiadała mu, że nie powinien jej na zbyt wiele pozwalać, bo to on jest mężczyzną, a ona powinna być mu bezgranicznie poddana. Kiedy jej to powiedział, Luthien wyśmiała go i jeszcze dobitniej pokazała, że też potrafi zniewolić silnego krasnoluda i objąć nad nim władzę… To była piękna noc, dziewczyna na samo jej wspomnienie uśmiechnęła się znacząco i zarumieniła się.
- Wraca ci uśmiech, moja pani – zauważył Lindir – Cieszę się, nie mogłem znieść widoku twej smutnej twarzy.
- Nie musisz się mną przejmować, poradzę sobie – odparła szorstko, ale on nie ustępował:
- Thorin rozkazał, aby roztoczyć nad tobą najlepszą opiekę, jak to tylko możliwe. Nie mogę się mu sprzeciwiać, szczególnie że zupełnie się z nim zgadzam!
- Posłuchaj mnie: Thorin jest zapatrzony w siebie, egoistyczny i bądź pewien, że powiedział to tylko dla spokoju swego sumienia, którego zresztą nie zostało już za wiele. Powiedział to, żeby nikt o nim źle nie myślał. A tak poza tym, to…
Zawiesiła głos. Sama nie wierzyła w to, co mówi. Serce podpowiadało jej, że Thorin zrobił to wszystko z miłości, której nie potrafił inaczej wyrazić. Ale rozum starał się przedrzeć przez głośne krzyki zakochanego serca, mówiąc że król krasnoludów to egoista i nigdy nie liczył się z jej uczuciami. Jednak Luthien wiedziała, że serce jeszcze nigdy jej nie zawiodło, i wierzyła w to, że on kocha ją tak mocno, jak ona jego, co nie zmieniało faktu, że była na niego tak zła i tak mocno próbowała go znienawidzić, że Lindir był przekonany iż może coś zdziałać, może uda się jakoś…
- Moja pani, rozpalę ogień – powiedział cicho, uśmiechając się lekko – Tu masz jedzenie, posil się nieco, potrzebujesz dużo sił.
Był naprawdę dobrym elfem, i nigdy nie przyszłoby mu do głowy coś takiego, ale… Ale Luthien była tak niesamowicie piękna, zawróciła mu w głowie odkąd ujrzał ją pierwszy raz. To, że należała do Thorina, skutecznie go odstraszało, ale przecież sam oddał ją w jego ręce… Zostawił ją, unieszczęśliwił. A ona znienawidziła go, takie przynajmniej miał wrażenie. Dlaczego by nie spróbować, może uda mu się dać jej odrobinę szczęścia, może ona z czasem pokocha go i będzie z nim… Lindir tylko raz w życiu widział równie piękną istotę, i to jedynie na obrazach; była to legendarna Luthien, najpiękniejsza z pięknych, elfka która poślubiła człowieka, Berena. Po której zresztą imię otrzymała jego towarzyszka…
Tymczasem Luthien z uwagą przyglądała się, jak Lindir stara się, by czuła się jak najlepiej, rozpala ogień by ją ogrzać, i zrobiło jej się głupio. Potraktowała go strasznie, nie powinna była tego robić. Przecież ten biedny elf niczemu nie zawinił… Wyjęła dwa bukłaki z winem, które przywiózł z królestwa Thranduila, i uśmiechnęła się przepraszająco.
- Chodź, napij się – zachęciła – Nie masz ze mną łatwo, należy ci się odpoczynek.
- Podróż z tobą to czysta przyjemność, moja pani…
- Tak tylko mówisz, wiem że zachowywałam się okropnie i sprawiałam ci przykrość.
- O pani, naprawdę tak tego nie odebrałem – zapewnił Lindir, odbierając od niej jeden z bukłaków i biorąc duży łyk słodkiego wina – Rozumiem twą gorycz i jestem gotów znieść wszystko, byłeś poczuła się lepiej, moja pani.
- Ustalmy jedno: mam na imię Luthien, nie PANI – podkreśliła – Możesz to dla mnie zrobić?
- Nie wiem, czy jestem godzien wymawiać twe imię, pani – powiedział drżącym głosem, z nerwów popijając jeszcze więcej wina. Była tak blisko, tak piękna w świetle płomieni…
- Jesteś uroczy… - roześmiała się dziewczyna, kładąc dłoń na jego policzku, i wzięła spory łyk wina – Czy wszyscy elfowie tacy są?
- Szanujemy kobiety, szanujemy wszystkie żywe stworzenia, ale tak piękne istoty jak ty, otaczamy wręcz boską czcią…
- Jesteś tak inny od Thorina – westchnęła Luthien, czując jak za szybko wypite wino powoduje, że kręci jej się w głowie. Lindir wyczuł swoją szansę i nerwowo wypił resztę trunku.
- Co to znaczy, Luthien? – zapytał, zbliżając się do niej odważnie. Dziewczyna zmieszała się.
- To znaczy, że… Jesteś taki… Bardzo cię lubię, ale…
- Ja też bardzo cię lubię… Jesteś najpiękniejszym kwiatem, jaki wyrósł na tej ziemi, Luthien, najpiękniejszym motylem, jesteś…
Przerwał, zbliżając swoje usta do jej warg. Dziewczyna, przerażona rozwojem akcji, nie mogła się ruszyć, ale kiedy poczuła go tuż przy sobie, odepchnęła go i uderzyła dokładnie tak, jak uczył ją Kili: mocno i boleśnie, w odpowiednie miejsce. Zerwała się z płaczem z trawy.
- Wiesz, co to znaczy!? – krzyknęła głośno – Thorin NIGDY by mnie nie dotknął wiedząc, że tego nie chcę! Thorin pragnął mnie od chwili, kiedy pierwszy raz na siebie spojrzeliśmy, ale nawet nie wiesz, ile musiałam czekać, żeby mnie pocałował! To JA wykonałam pierwszy krok, prawie zmusiłam go żeby zaczął uzewnętrzniać to, co czuje! To cię różni od Thorina. Szanujecie piękne kobiety jak boskie stworzenia!? To jest twój szacunek!? Jeden bukłak słodkiego wina i…
- Moja pani, wybacz, to nie tak…
- Nie myliłam się co do ciebie! Od początku wiedziałam, że nie mogę ci bezgranicznie ufać, ale byłam głupia że odezwały się wyrzuty sumienia i chciałam cię przeprosić za moje zachowanie! Tak, Thorin mnie zostawił, porzucił mnie jak rzecz, ale szaleję za nim, kocham go i wiem, że on kocha mnie! Należę do niego, rozumiesz? Jestem JEGO własnością. Oddałam mu się, i jeśli on dowie się, że próbowałeś przywłaszczyć jego własność, nawet Elrond ci nie pomoże. Przysięgałam mu, że nigdy nie pozwolę się tknąć innemu mężczyźnie, że do końca życia będę tylko jego, nawet tego nie potrafisz uszanować!
- Pani, ja… ja nie wiedziałem…
- Nie wiedziałeś!? Tym gorzej o tobie świadczy! – krzyczała donośnie, zanosząc się płaczem – Myślałeś, że jeden dzień wystarczy, żebym z tobą… Na Durina, jakie ty o mnie masz zdanie… Masz mnie za jakąś…
- Pani, nie! – zaprotestował żywo Lindir, padając przed nią na kolana – Wybacz, to wino tak zadziałało, ja nie wiem, ja nigdy w życiu bym… Przysięgam, nie dotknę cię już!!! - Posłuchaj mnie jeszcze raz, uważnie: należę do rodziny krasnoludów z Ereboru, to jest mój dom, to są moi bliscy. Jeśli nie chcesz, żeby moi siostrzeńcy zgnietli cię na proch, w ogóle ze mną nie rozmawiaj. Mam nadzieję, że chwyt Kiliego zabolał odpowiednio.
- Kiliego… Tego…
- TAK, tego! Jeśli nie zabije cię Thorin, zrobi to Kili. Lepiej uważaj, i nigdy nie mów żadnej kobiecie, że ją szanujesz. A teraz odejdź, i nie odzywaj się do mnie, jeśli nie chcesz, by twój pan dowiedział się, co tu zaszło.
Lindir, z miną zbitego psa, oddalił się od niej, a wściekła Luthien długo jeszcze płakała. Czuła się winna, wydawało jej się, że zdradziła Thorina, że sprowokowała elfa do takiego zachowania. Miała być w najbezpieczniejszym miejscu na świecie, a czuła się zagrożona jak jeszcze nigdy. Tak bardzo potrzebowała teraz Thorina, tak bardzo jej go brakowało…
***
W obozie krasnoludów noc była niespokojna. Głównie dlatego, ze Thorin budził się często i z lękiem sprawdzał, czy nikt nie zaginął i czy wszystko jest na miejscu. W końcu stwierdził, że w ogóle nie będzie zasypiał, szczególnie że koszmary powróciły, i to jeszcze bardziej dotkliwe niż kiedykolwiek… Ostatni zły sen, jaki miał tej nocy, znowu dotyczył Luthien. Widział w nim, jak dziewczyna błaga o pomoc, jak krzyczy żeby ją uratować. Tuż za nią widział Lindira. Był przerażony, choć coś w głębi podpowiadało mu, że przecież to silna kobieta, poradzi sobie ze wszystkim. Silna, choć w jego ramionach była tylko małą dziewczynką, którą się opiekował… Czuł się teraz, jakby wypuścił młode pisklę z gniazda, które bardzo kochał, ale musiał przygotować do dorosłego życia. Nie wiedział jednak, że niedługo sam poczuje się jak porzucone pisklę…
- Zwariowałeś!? – krzyczał, zdenerwowany – Chcesz nas zostawić!? - Thorinie, uspokój się, nie mam wyboru – tłumaczył mu Gandalf – Zresztą, to ty jesteś dowódcą.
Po tym, jak czarodziej z samego rana oznajmił, że do Mrocznej Puszczy wkroczą sami, bez niego, rozpętała się awantura. Krasnoludy były pewne, że Gandalf będzie z nimi od początku do końca, a teraz na progu największego niebezpieczeństwa zostawia ich…
- Posłuchaj mnie uważnie: na południu dzieją się rzeczy, o których nie masz nawet pojęcia. Nawet ja nie wszystko jeszcze rozumiem… Ale jeśli nie pojadę i nie sprawdzę, może to mieć katastrofalne skutki dla waszej misji. Czuję… Czuję wojnę, Thorinie – złowieszczo oznajmił Gandalf.
- Wojna będzie czy z tobą, czy bez ciebie – burknął krasnolud – Ale to nie w porządku, co nam robisz.
- Czy nie rozumiesz? Wasza misja nie jest najważniejszą sprawą. Jest coś większego. Wielkie zło, którego nie jesteście sobie w stanie wyobrazić, i jeśli w porę tego nie powstrzymam, to Smaug wyda wam się niewinnym stworzeniem w porównaniu z tym, co nadejdzie. Chmury nadciągają nad Śródziemie, Thorinie…
- Jakie chmury… Co to za zagrożenie!?
- Sam jeszcze tego do końca nie wiem… Ale czuję przed tym strach.
- Jak zwykle nic mi nie mówisz, traktujesz mnie jak mało znaczący pionek! – zdenerwował się Thorin. Gandalf położył mu rękę na ramieniu i westchnął ciężko.
- Wybacz, ale są sprawy w historii, które desperacko chcą powrócić, przy których nawet potężny król Ereboru jest pionkiem… Tak samo zresztą, jak i ja. W pojedynkę nie jesteśmy w stanie nic zdziałać, ale gdy będziemy razem wobec tego zła, które zamierzam teraz zbadać, mamy realne szanse. Thorinie, po prostu zrozum, że robię to dla naszego wspólnego dobra…
- A jeśli… Jeśli nie wrócisz? – zapytał poważnie krasnolud.
- Wrócę. Nie obiecam ci, kiedy to nastąpi, ale spotkamy się, Thorinie Dębowa Tarczo. Tymczasem życzę ci powodzenia, podejmuj same mądre decyzje, spróbuj czasem posłuchać serca, a nade wszystko pamiętaj, że masz w drużynie niezwykły skarb.
- Tak, wiem… Zauważyłem już, że hobbit to był dobry wybór. Dziękuję ci za to, Gandalfie. Mam nadzieję, że szybko do nas dołączysz.
Czarodziej ze smutkiem w oczach spojrzał na załamane jego odejściem krasnoludy, lecz bez słowa wsiadł na konia i odjechał na południe. Thorin zwołał wszystkich w jedno miejsce i stanął przed nimi.
- Bracia… Zaczyna się najtrudniejszy etap naszej wędrówki – zaczął ponuro – Niestety, opuścił nas Gandalf, musimy radzić sobie sami. Chcę, żebyście wiedzieli, że bardzo na was polegam, na każdym z was. Każdy z osobna jest dla mnie ważny, i nie waham się umrzeć, jeśli miałoby to komuś uratować życie. Chciałbym też, żeby w takim przypadku… Jeśli zginę, moje miejsce zajmie Fili. To ty będziesz przywódcą w razie mojej śmierci, ty zostaniesz również królem. - Wujku błagam, nawet tak nie mów…
- Fili, są sprawy które należy uporządkować. Ty wiesz, co czuję, znasz odpowiedzialność, która ciąży mi z dnia na dzień coraz bardziej. Poza tym jesteś kolejnym w drodze do tronu. Kili, nie martw się, ty dostaniesz mój miecz – Thorin uśmiechnął się nieznacznie, a oczy jego siostrzeńca pojaśniały – Dopiero, gdy umrę, i nie próbuj tego przyspieszyć! Nie chcę skończyć zadźgany przez własnego siostrzeńca w ciemnym lesie.
- Ale to w ogóle nie w moim stylu, wujku – zapewnił młodzieniec, po czym dodał – Prawdę powiedziawszy mógłbym kogoś do tego wynająć…
- Poczucie humoru zdecydowanie odziedziczyłeś po matce, dziecko. Dis potrafiła wbić mi nóż w plecy swoimi mało taktownymi żartami… Pamiętam, kiedy się urodziłeś, wyznała mi że jesteś synem Dwalina, właściwie już biegłem żeby go zabić za to, że wykorzystał moją małą siostrzyczkę, i biegła za mną przez całe miasto Dale, żeby mnie powstrzymać. Nie zabiłem go, choć potem jeszcze przez pół roku przekonywała mnie, że to był żart z okazji Dnia Krasnoluda. Prawdę mówiąc… tylko udawałem przez te pół roku, że mam wątpliwości. Mieliśmy z Dwalinem niezły ubaw, doprowadzając ją do poczucia winy, kiedy myślała że przez swój głupi żart zniszczyła naszą przyjaźń.
- Wujku, jesteś okropny – z podziwem stwierdził Kili – Takiego cię nie znałem! - Bo nie słyszałeś jeszcze opowieści o tym, jak Thorin wykradał Throrowi złoto ze skarbca, i chował je pod swoim łóżkiem – przypomniał sobie Balin – Przez tydzień nikt nic nie wiedział, Thorin brał po 10 sztuk złota na dzień, a kiedy po tygodniu król zorientował się, że brakuje aż 70 sztuk, swoją drogą do dziś fascynuje mnie, jak on to zauważył, kazał bić na alarm i szukać złodziei! Oczywiście pierwsze podejrzenia padły na elfy…
- Należało im się – mruknął Thorin, a Balin ciągnął opowieść dalej:
- Ale kiedy przeszukano komnatę młodego Thorina, a Thror odkrył że złoto jest pod jego łóżkiem, najpierw kazał mu wszystko odpracować w kopalni, a kiedy Thorin oświadczył, że absolutnie tego nie zrobi bo jest księciem i ma delikatne dłonie, Thror zaczął podziwiać jego spryt i kazał wyłożyć tym złotem podłogę w komnacie Thorina.
- Ale numer, wujku! – zachwycił się Kili – Ile miałeś wtedy lat?
- Tyle samo, co ty, wiążąc mi stopy pod stołem – Thorin parsknął śmiechem.
- Przecież przeprosiłem!
- Ale nie musiałeś! Powinieneś wiedzieć, że jestem z ciebie dumny, rozrabiałeś nie gorzej, niż ja w twoim wieku. Tylko… Kili, ty nadal to robisz!
- Wujku, on jest niedojrzały – stwierdził poważnie Fili – Ustaliliśmy ostatnio z Orim, że należałoby mu znaleźć jakąś piękną krasnoludkę o bujnej brodzie, może nauczyłaby go życia.
- Zdajesz sobie sprawę, co by było, gdyby ziemię zaludniły takie małe krasnoludki o charakterze Kiliego? – z obawą zapytał Bofur – Przecież toto się nie powinno rozprzestrzeniać! - Odezwał się! Grajek od siedmiu boleści, w niemodnym kapeluszu! Ile krasnoludzic miałeś, co!? – krzyknął Kili – Ja przynajmniej wzbudzam zainteresowanie pięknych elfich panien!
- Myślałem, że temat zakończyłeś – groźnie powiedział Dwalin – Wybiję ci te elfickie baby z głowy raz na zawsze!!!
- Przepraszam, panie Dwalinie – Kili ze skruchą spuścił głowę. Co jak co, ale Dwalin był jego niekwestionowanym autorytetem zaraz po Thorinie, i choćby się z nim nie zgadzał, nigdy tego nie okazywał.
- Dobrze, panowie, uspokójcie się. Kili, jeśli kiedykolwiek zechcesz się rozmnażać, najpierw przedstaw ją mnie – Thorin nie krył rozbawienia całą sytuacją – Chcę wiedzieć, czy z tej historii nie wyjdzie jakaś wybuchowa mieszanka, której Śródziemie nie zniesie!
- Wybacz wujku, ale ty nie zapytałeś nas, czy możesz się rozmnażać z Luthien! – rezolutnie zauważył Kili, na co Thorin zrobił ogromne oczy:
- Ja… Ja… - jąkał się, zaskoczony – Ja się wcale z nią nie rozmnażałem, paskudny smarkaczu!!!
- To skąd malinki? – usłyszeli głos Bilba, ale nikt go nie widział; hobbit do perfekcji opanował sztukę znikania.
- Właśnie wujku! Bądź co bądź, to ma być nasza ciotka, co ja mówię, to miała być nasza druga matka, a ty po prostu bez pytania wziąłeś ją w krzaki… I tyle was widzieli!
- Gloin, Oin, trzymajcie mnie bo zabiję smarkacza… - Thorin pobladł, a przyjaciele posłusznie trzymali go za ramiona. - A co, gdyby z waszych malinek powstały śliczne, małe Thorinki!? Tak wujku, Bilbo dokładnie powiedział mi, jak powstają krasnoludki – Kili, nieświadomy wzbierających w Thorinie emocji, brnął dalej w ten niebezpieczny temat – Nie zapytałeś nas! A Fili jest przekonany, że po tobie to on wskoczy na tron, a tu nagle okazałoby się, że przychodzisz do nas, i mówisz: „moi drodzy, chciałbym wam przedstawić mojego syna, a waszego kuzyna, Frora”. Chociaż nie, nigdy nie lubiłem tego imienia… Pewnie nazwałbyś go Durin! Tak, znając twoje zamiłowanie do chwalenia się pochodzeniem z rodu Durina, nazwałbyś go Durinem! Tylko czy Luthien by się zgodziła… To rozsądna dziewczyna, może nie chciałaby takiego rozgłosu…
- Kili, zamknij się! – Fili nie wytrzymał i uderzył brata strzałą wyjętą z jego kołczanu – Przekroczyłeś czerwoną granicę – dodał cicho, widząc że Thorin powoli zbliża się do Kiliego.
- Ori, pozwól do mnie – powiedział, siląc się na spokój, kiedy stanął twarzą w twarz z siostrzeńcem.
- Tak, panie Thorinie – nieśmiało odezwał się najmłodszy z krasnoludów. Był bardzo skryty, mało się odzywał, a do Thorina czuł ogromny respekt i podziw, i nigdy nie wiedział co i jak do niego powiedzieć, żeby nie zabrzmiało to ani źle, ani za słabo, ani na wyrost; uznał, że forma „pan” chyba jest w porządku.
- Ori, mój drogi, piszesz wspaniały pamiętnik, za co jestem ci wdzięczny. To będzie pamiątka dla całego narodu krasnoludzkiego, kiedy wrócimy do domu, zadbam o to, żeby wszyscy poznali twoje dzieło, i oczywiście cię za to odpowiednio wynagrodzę. Fili, jeśli nie ja, to ty to zrobisz – mówił jeszcze spokojnie, lecz w końcu wybuchnął – Ale, na Durina, dajże te kartki temu przeklętemu bajkopisarzowi, żeby przestał mówić i zajął się czymś, co go trochę wyciszy i nauczy pokory!!!
Kili zląkł się gniewu wujka i skulił się, próbując skryć się za Bomburem, jednak poczciwy krasnolud usunął się królowi z drogi i Thorin znowu stanął przed siostrzeńcem. Chwycił go za ramię, drugą ręką podniósł jego brodę tak, by spojrzeć wprost w jego przestraszone oczy, i uśmiechnął się:
- Nie będę ci się tłumaczył, z kim i w jakich krzakach sypiam – powiedział z nutą satysfakcji i rozbawienia w głosie – Widzisz? Jeden zero dla mnie, nabrałeś się.
Wszyscy ze zdziwieniem spojrzeli na Thorina, który mimo wszystkich przeciwności, miał tak dobry humor, jakiego dawno u niego nie widzieli. Biedny Kili nie wiedział już, co jest prawdą, a co żartem, i jak na egzekucję oczekiwał na dalsze słowa wujka. Thorin puścił go i pokręcił głową.
- Gdybym chciał, trzymałbym cię w niepewności przez pół roku, jak twoją matkę. Tak samo krnąbrny, ale równie naiwny, jakbym widział Dis. Dlatego proszę cię, przedstaw mi swoją ukochaną, kiedy się pojawi, chcę wiedzieć czy cię nie skrzywdzi, mój mały, naiwny synku, rozumiesz?
Kili nerwowo przytaknął, a Thorin odszedł od niego, nakazując Bofurowi i jego bratu uwolnić kucyki i odesłać je do Beorna, zgodnie z obietnicą. Po chwili wahania i przygotowań, wkroczyli na mroczną ścieżkę, prowadzącą w głąb ciemnego, niebezpiecznego lasu…
***
Noc była trudna zarówno dla Luthien, jak i dla Lindira. Rano w ogóle się do siebie nie odzywali: on ze wstydu, ona z wściekłości. Ledwie mogła znieść jego bliskość, gdy musiała siedzieć za nim na koniu. I pomyśleć, że Thorin zostawił ją z nim samą… Była zła na wszystko. Na siebie, na Lindira, na Thorina, po jakimś czasie zaczęła też w duszy złorzeczyć Gandalfowi, który nie potrząsnął jej ukochanym dość skutecznie. Dalsza podróż byłaby naprawdę nie do zniesienia, gdyby nie przypadkowe spotkanie grupy elfów z Rivendell, które właśnie wracały do swego domu z wyprawy do Lothlorien. Luthien mogła więc przesiąść się z konia Lindira do innego elfa, i świetnie jej się z nim rozmawiało. Pomijała oczywiście taktownie temat zatargu z jego przyjacielem, także nikt nie domyślił się, co zaszło między nimi zeszłego wieczoru. Od momentu spotkania podróż trwała niespodziewanie szybko; trasa, którą Luthien przebyła pieszo z krasnoludami w ciągu kilkunastu dni, na niewiarygodnie szybkich elfickich koniach trwała zaledwie trzy dni. W końcu nadszedł dzień, gdy Luthien poczuła w powietrzu magię. To było coś niesamowitego, nigdy wcześniej powietrze nie było tak świeże, rześkie i cudownie pachnące, dodatkowo sprawiało, że na duszy robiło się o wiele lżej. Kiedy ominęli kilka wysokich skał, zrozumiała atmosferę tego miejsca: w końcu dotarła do Rivendell…
***
Po kilku godzinach wędrówki w ciemnym lesie krasnoludy miały już serdecznie dosyć. W powietrzu wisiało niebezpieczeństwo, które łatwo dało się wyczuć. Gandalf stanowczo zabronił im zbaczać ze ścieżki, ale mimo to niejednokrotnie mieli ochotę to uczynić, gdy wydawało się im, że kilka kroków przed sobą słyszą niepokojące dźwięki. Nawet odważny zwykle Dwalin miał tej sytuacji po dziurki w nosie.
- Mówcie coś – syknął – Chcę wiedzieć, że nie tylko ja tu żyję. - Kiedy byłem mały, zjadłem cały słoik miodu i okropnie bolał mnie brzuch. Wtedy mama kazała mi wypić jakieś ziółka, to było straszne, i nie mówię tu tylko o smaku… - zaczął opowiadać Bilbo, lecz krasnolud brutalnie mu przerwał:
- Ale z sensem i do rzeczy, włamywaczu!
- …miałem po nich halucynacje, podczas których widziałem na wpół łysego, wściekłego krasnoluda. Teraz wiem, że to nie były tylko halucynacje, musiałem poznać cię już w dzieciństwie – dokończył na przekór Baggins.
- Zaraz skręcę ci kark i będzie po kłopocie! – warknął Dwalin.
- Uspokój się, bracie, sam chciałeś żebyśmy rozmawiali. A nie będziemy przecież w takich warunkach mówić o przykrych rzeczach.
- Balinie, weź niziołka i zobacz czy nie ma was z tyłu pochodu!
- Uspokój się, nie krzycz bo coś na nas ściągniesz – upomniał Dwalina Thorin – Nie wiem, czy dobrze idziemy, mam wrażenie że kręcimy się w kółko…
- Gandalf uprzedzał, że możemy mieć różne dziwne odczucia, ale nie możemy się tym przejmować – odparł Bilbo – Dalej naprzód, wodzu, prowadź nas poprzez las!
- Kiedy rymujesz, jesteś bardziej irytujący niż zwykle – odparował Thorin – Ale lubię cię takiego.
- Nie przesadzaj bo łapię rumieńce na całym ciele…
- Byleś ich tylko nie zechciał nam pokazać.
- Straciłem rachubę, ale… trzy zero dla waszej wysokości? – zakpił Bilbo, po czym naszło go na śpiewanie – Kobiety, ach kobiety, osłabiają nas niestety, zostawiają nam malinki, takie cudowne wspominki… - A niziołki to osiołki, kobiet nie mają i innym wypominają – zripostował Thorin – Skończysz wreszcie?
- Cztery zero, poddaję się, on jest za dobry.
Cała kompania za Thorinem i Bilbem chichotała pod nosem, rozbawiona słownymi przepychankami króla i jego nowego doradcy. Między sobą żartowali, że oto na ich oczach rodzi się nowy sojusz, którego nigdy w historii Śródziemia nie było, sojusz krasnoludów z hobbitami.
- Pod przywództwem Bilba Mężnego przynajmniej nigdy nas nie wystawią tak, jak zrobiła to armia Thranduila – szepnął idący z tyłu Nori, a wszyscy przed nim przekazywali sobie ten tekst po cichu.
Thorin i Bilbo udawali, że nie słyszą żartów na ich temat, ale też wcale im to nie przeszkadzało. Nagle usłyszeli niepokojący dźwięk i jakby zduszony krzyk…
- Zatrzymajcie się! – krzyknął Thorin – Ani kroku… Jesteście wszyscy? Bilbo?
- Jestem!
- Balin, Dwalin?
- Jesteśmy!
- Mówcie dalej, w takiej kolejności jak stoicie! – rozkazał Thorin.
- Fili!
- Kili!
- Bombur!
- Oin!
- Bofur!
- Kuldar! – powiedział po krasnoludzku Bifur, a znaczyło to „wojownik z toporem”, jak lubił siebie określać.
- Dori!
- Gloin!
- Nori!
Zapadła cisza. Nikt więcej się nie odezwał…
- Ori! – szepnął przerażony Thorin – Ori, gdzie jesteś!? Ori!!!
- Mój brat zginął, mój mały braciszek – zaczął lamentować Dori.
- Stójcie tu! Nie ruszajcie się – rozkazał przywódca – Fili! Jeśli nie wrócę, prowadź.
Po tych słowach Thorin nie zważając na przestrogi Gandalfa jednym susem skoczył pomiędzy wysokie drzewa. Przebiegł kawałek i ujrzał, jak przerażony Ori leży na ziemi, a nad nim zwisa ohydny, ogromny pająk. Młody krasnolud nie mógł nawet wydobyć z siebie głosu, a potwór powoli owijał go obślizgłą, klejącą siecią, śliniąc się przy tym i wydając z siebie dziwne dźwięki.
- Nie pozwolę ci na to!!! – krzyknął rozwścieczony Thorin – Puść go, wstrętna poczwaro!
Pająk na chwilę oderwał się od Oriego i spojrzał na groźnie wyglądającego Thorina. Nim jednak zdążył się poruszyć, krasnolud z dzikim wrzaskiem podbiegł do niego i wbił mu swój miecz prosto w środek głowy, potem w mgnieniu oka odciął mu przednie kończyny, a na sam koniec wskoczył na niego i z całej siły dźgnął pająka w centralne miejsce na tułowiu. Wbił miecz po samą nasadę i zaciskając zęby, przeciągnął nim aż do samej głowy. Pająk znieruchomiał. Thorin szybko schował miecz i zeskoczył z trupa, by rozplątać Oriego z pajęczyn.
- Nic ci nie jest? – zapytał troskliwie.
- Chyba… chyba nie – odparł Ori słabym głosem.
- Jak to się stało?
- Nie wiem, szedłem za Kilim i nagle coś złapało mnie za nogi i odciągnęło, czułem coś obrzydliwie włochatego na ustach, więc nie mogłem krzyczeć – opowiadał przerażony młodzieniec – Byłem przekonany, że już po mnie, że nie zboczyłem z drogi i zginę…
- Ori, nie zostawiłbym cię w takiej sytuacji, powinieneś o tym wiedzieć – Thorin kończył właśnie oswabadzać go z sieci – Teraz zboczyliśmy oboje, i jeśli zginiemy, to razem. No, spróbuj, możesz wstać?
- Nie… nie bardzo – jęknął, słaniając się na nogach. Thorin podtrzymywał go swoim silnym ramieniem.
- Dobrze się czujesz?
- Trochę mi słabo… Ale dam radę.
- Jesteś bardzo dzielny i silny – Thorin uśmiechnął się i mówił do niego ciepłym, spokojnym głosem, niczym ojciec – Poniosę cię. - Panie Thorinie, ja… Ja naprawdę dam radę…
- Jestem ci winien chociaż tyle za to, że jesteś tu z nami.
Przywódca jednym ruchem wziął młodego krasnoluda na ręce i powoli, dokładnie myśląc nad każdym poczynionym krokiem, kierował się w stronę, z której zdawało mu się że przybyli. Wprawdzie sam zdjęty strachem, że się zgubili, ale nie mógł tego okazać przy Orim. Był jeszcze praktycznie dzieckiem w porównaniu do niego, młodszy od Kiliego, choć mentalnie bardziej dojrzały niż jego roztrzepany siostrzeniec. Tak, zdecydowanie Ori był skarbem w jego kompanii; mimo że nie był wytrawnym wojownikiem, to jednak jego zapiski były niesamowicie ważnym elementem ich podróży, a w przyszłości miały być udokumentowaniem zwycięskiej walki kilkunastu krasnoludów z potężnym smokiem.
- Boli cię coś? – zapytał Thorin.
- Nie, czuję mrowienie w lewej stopie…
- To dobrze, wraca ci czucie. Pająk pewnie ukąsił cię, co spowodowało chwilowy paraliż. Nie masz zawrotów głowy?
- Nie. Dziękuję, że pan się o mnie troszczy – odparł z wdzięcznością Ori – Jest pan taki dobry i odważny, robi pan wspaniałe rzeczy i jest najlepszym królem w Śródziemiu!
- Ori, Ori… Bez was byłbym tylko jednym, nic nie wartym zagubionym krasnoludem. To wy dajecie mi siłę, to że odpowiedzieliście na moje wezwanie. Nawet ty, który nie jesteś wojownikiem, jesteś młody i mógłbyś siedzieć spokojnie w domu, układać sobie życie…
- Chciałem pójść za tobą, mój panie – poważnie odpowiedział Ori – Jesteś dla mnie wzorem. Chciałbym być taki, jak pan, panie Thorinie. Wiem, że nigdy nie będę, ale…
- Już jesteś. Jesteś odważny i walczysz za naszą ojczyznę. Lojalność, honor, waleczne serce… Nie proszę o więcej.
- Nie mam walecznego serca – ze smutkiem westchnął młody krasnolud, ale Thorin uśmiechnął się lekko.
- Masz, i jestem pewien, że w najbliższym czasie je pokażesz. Nie pamiętasz Ereboru, tych wspaniałych komnat, naszych kuźni, ale kiedy je ujrzysz, usłyszysz zew Durina. Usłyszysz echo dawnych lat, ciężkich młotów, kilofów wydobywających drogocenne kamienie we wnętrzu Góry… Zobaczysz wielkość i wspaniałość naszego dziedzictwa. A kiedy je zobaczysz, poczujesz niesamowitą więź, poczujesz się prawdziwym potomkiem Durina, staniesz się silny i twoje waleczne serce da ci o sobie znać… - Thorin zawiesił głos i zamyślił się na chwilę, przystając, rozejrzał się w prawo, w lewo, znowu w prawo, i uśmiechnął się radośnie – Tędy.
Nie wiedziałby, że to ta ścieżka, gdyby nie głębokie ślady Bombura, które rozpoznałby nawet z zamkniętymi oczami. Ori nie ciążył mu mocno, był dość lekki jak na krasnoluda, więc Thorin przyspieszył kroku i coraz wyraźniej słyszał głosy swoich kompanów, mocno zaniepokojonych. Było ciemno, tak ciemno że nie widział prawie nic przed sobą, więc szedł niemal na oślep, i szedłby dalej gdyby nie wpadł na coś wielkiego…
- Ratunku, potwór, obrzydliwy potwór, zaatakował mnie!!! – las przeszył przeraźliwy krzyk Bombura. Thorin roześmiał się, uradowany: - Bomburze, gdyby nie ty, niechybnie byśmy zginęli – powiedział, poklepując krasnoluda po plecach.
- To ty, Thorinie?
- Któżby inny! Twoje ślady pokazały nam drogę.
- Nam? – pisnął Dori – Jest z tobą mój malutki braciszek?
- Jest cały i zdrów, lekko jeszcze sparaliżowany po spotkaniu z pająkiem. Poniosę go dalej.
- Ja będę niósł tego brzdąca – odezwał się Nori – W końcu to mój brat. Gdzie się pałętasz, smarkaczu!
- Nie krzycz na niego! – zaprotestował Dori.
- Zamknij się, stary hipochondryku!
- Kleptoman!
- Spokój! – zagrzmiał Thorin – Ori idzie ze mną, wy dwaj rozdzielcie się. Bombur, jesteś moim bohaterem.
- Czyli moje notowania spadły – Bilbo udał zasmucenie – Jaka szkoda… A mnie kiedy poniesiesz?
- Zaraz zapytam jakiegoś jadowitego pająka, czy nie ma ochoty się z tobą zabawić – wesoło odparł Thorin, mijając wszystkich i idąc na sam przód pochodu – Po zabawie chętnie cię poniosę… Ale niestety będziesz się już nadawał chyba tylko do grobu.
- Tak Bilbo, pięć zero – parsknął śmiechem Kili – To mój wujek! – dodał z dumą.
Kompania uspokoiła się po powrocie króla z Orim i rozweseliła, jednak radość nie trwała długo. Nagle zostali otoczeni przez wysokie, zakapturzone postacie, celujące do nich z łuków. Postacie nie odzywały się, słyszeli tylko specyficzny dźwięk naprężanych cięciw.
- Na Durina, co znowu! – krzyknął Thorin, przytrzymując Oriego jedną ręką, a drugą wyciągając miecz i celując w ciemną postać, która zrzuciła kaptur i okazała się być elfem o długich, jasnych włosach. Twarz Thorina wykrzywił grymas wściekłości i zaciętości. Elfy… Do niedawna jego najwięksi wrogowie, dopiero co niedawno zrozumiał że wcale wrogami nie są, a teraz stał na środku Mrocznej Puszczy z kilkudziesięcioma strzałami wycelowanymi w jego głowę. Krasnolud zacisnął zęby i warknął:
- Pozwól mi przejść, albo…
Blondwłosy elf ścisnął pięści na swym łuku jeszcze mocniej, przybliżył strzałę tuż do czoła Thorina i spojrzał na niego z pogardą. Kiedy on również wysunął Orkrista bliżej w stronę atakującego i prawie dotykał nim jego szyi, oczy elfa zapałały nienawiścią. Cichym, spokojnym głosem powiedział tylko:
- Nie myśl, że zawaham się by cię zabić, krasnoludzie…
---------
Notka: Autorem opowiadania jest Kate. Opowieść oparta jest na postaciach z filmu "Hobbit: Niezwykła podróż” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich. Do zilustrowania opowiadania użyto screenów i przyciętych screenów Kate z w/w filmu, natoniast zdjęcie z Legolasa pochodzi z
tej strony.
---------