Quantcast
Channel: zRYSIOwana ja
Viewing all 1083 articles
Browse latest View live

Nowy miesiąc – moja nowa RAtapeta na marzec 2014.

$
0
0
Z nastaniem nowego miesiąca pożegnałam lutową tapetę z panem Thorntonem granym przez Richarda Armitage’a i powitałam nową z …

… z Harrym Kennedym. I podobnie jak w zeszłym miesiącu i tym razem zrobiłam dwie wersje. A do ich zrobienia użyłam moich sreenów i zdania, które jest moim ulubionym zdaniem wypowiedzianym przez Harry’ego, a mianowicie: 
… finally I’ve decided that I must follow my heart …
czyli:
 … w końcu zdecydowałem, że muszę podążyć za głosem mojego serca …


Wywiad z Richardem Armitage'em dla The Anglophile Channel- część pierwsza.

$
0
0


I jak podał na swojej facebookowej stronie The Anglophile Channel wywiad będzie w częściach. I bardzo się cieszę, że dziś udostępnili jego pierwszą część.

Aktualizacja,03/03/2014: Dzięki uprzejmości RACentral, klikając tutaj, możecie przeczytać transkrypcję tego wywiadu. 

Nowy projekt pana Armitage’a- małe uzupełnienie.

$
0
0
Jak zapewne przypominacie sobie tutaj wspomniałam o nowym projekcie pana Armitage’a. A jak podało RACentral można już zamówić tego najnowszego audiobooka ( chociaż nie jestem pewna czy ta możliwość również nas dotyczy), czytanego przez Richarda Armitage’a. Więcej o tym tutaj

"Serce Góry", fanfik autorstwa Kate, część 6.

$
0
0
 Część piąta tutaj

Wszyscy zgromadzili się wokół Gandalfa i oczekiwali na wejście swego przywódcy z dziewczyną. Bombur skorzystał z okazji i podjadł jeszcze nieco za plecami reszty. Głosy były coraz głośniejsze, i co dziwne – śmiech Thorina nie słabł, a wręcz przeciwnie, przybierał na sile, zupełnie jakby Luthien zabawiała go najwyborniejszymi dowcipami. Balin porozumiewawczo spojrzał na Gandalfa, który z rozbawieniem kiwał głową na boki.
- Nie róbmy z tego cyrku – odezwał się Bilbo – Na całym świecie ludzie wiążą się w pary i nie są pod stałą obserwacją wszystkich!
- Ale to nasz wujek! – szepnął podekscytowany Fili – Gdybyś wiedział, hobbicie, jak mało śmiechu Thorina słyszeliśmy w życiu… On jest szczęśliwy! Nareszcie jest szczęśliwy, i to przez kogo!?
- Zawsze mówiłem, że kobiety to błogosławieństwo – mruknął Gloin – Nie rozumiem tylko, dlaczego nikomu nie podoba się moja żona.
- Powiedzmy, że jej uroda jest specyficzna – oznajmił przyjacielowi Dwalin – A kobiety to…
- Nie kończ bracie, wiemy jakie jest twoje zdanie – Balin roześmiał się – Nie masz szczęścia w miłości, ale za to masz w walce.
- Odezwał się, następny stary kawaler! – Dori przepchnął się do czarodzieja – Panie Gandalfie, czy zaparzyć im herbatki na powitanie? A może kieliszek czerwonego wina dla uczczenia sytuacji?
- Uspokójcie się! Jeszcze Thorin gotów pomyśleć, że czekamy tu na nich by schwytać ich jak zwierzątka do klatki! A twierdził, że to ja jestem wścibski, widocznie nie zna własnego narodu…
- Patrzcie, są!
Istotnie, jak powiedział Kili, w tym momencie Thorin roześmiany wyłonił się zza krzaków, a zaraz za nim Luthien. Stanęli jak wryci, widząc ten osobliwy komitet powitalny. Thorin szybko puścił dłoń dziewczyny i spoważniał.
- Coś mnie ominęło? – zapytał – Gotowi do drogi?
- Jak jeszcze nigdy – mruknął Bilbo – Od trzech godzin czekamy na waszą królewską mość!
- Więc jestem. Dziewczyna nic nie jadła, Bombur, daj jej coś szybko i idziemy.
- A ty? – zapytała Luthien, próbując złapać Thorina za rękę, ale on odsunął się od niej.

- Nie jestem głodny. Ruszajcie się, co tak stoicie? Pojawił się jakiś problem, o którym powinienem wiedzieć?


- A my nie powinniśmy o czymś wiedzieć, wujku? – uśmiechnął się tajemniczo Kili.
- Nie sądzę. Nie mam wam do powiedzenia nic, co musielibyście wiedzieć. Skąd ten pomysł?
- Na Durina, wujku! Nie było was całą noc, teraz nagle wracacie razem, roześmiani, trzymając się za ręce! Nie chcesz nic powiedzieć?

- Jesteś wścibski jak czarodziej! – Thorin ze złością wskazał na Gandalfa – Kręciła się wczoraj koło miejsca, gdzie się położyłem żeby odpocząć z dala od was, to ją przygarnąłem żeby nic jej się nie stało. I wróciliśmy.
- Krasnoludy są strasznie irytujące i uparte – westchnęła Luthien i podeszła do Bombura – Coś na szybko, proszę, muszę coś zjeść bo samą miłością się nie nakarmię…
- Więc to prawda – Fili podszedł do Thorina i odciągnął go na bok, a reszta krasnoludów zajęła się swoimi sprawami.
- Co jest prawdą?
- Jesteście razem… To znaczy, może to dziwnie brzmi w tych okolicznościach, ale… Wujku, wiesz o czym mówię! Ty i Luthien…
- Fili, mój drogi synu… - twarz Thorina pojaśniała i westchnął z rezygnacją – Gloin zawsze powtarza, że kobieta to błogosławieństwo, chociaż nigdy tego nie rozumiałem patrząc na jego żonę, ale mniejsza o to, każdy ma swój gust… Ale ma rację. Luthien to największe błogosławieństwo, jakie mogli zesłać mi nasi przodkowie. Czuję, że Durin maczał w tym palce.
- Myślę, że nasz pradziadek i dziadek również. Zresztą my wszyscy chcieliśmy, żebyś był szczęśliwy… Kochamy cię, wujku. Nawet nie wiesz, jaka to ulga widzieć cię takiego odmienionego.
- To jej zasługa – Thorin kiwnął głową w kierunku Luthien – Nie chciałem, żeby wszyscy wiedzieli, nie mam zamiaru się chwalić tym, co zrobiłem, bo to wcale nie jest chwalebne… Uległem słabości. Ale ona… Ona pokazała mi, że mnie kocha. A ja chyba tego właśnie potrzebuję. Fili, mówię ci to bo jesteś dla mnie jak syn, ufam ci bezgranicznie.
- A ty, wujku? Czujesz coś do niej?
- To nie jest takie proste… Potrzebuję czasu. Przede wszystkim potrzebuję Luthien. Rozumiesz?
- Jasne. Pamiętaj, zawsze jesteśmy z tobą. Zjedz coś. I nie ukrywaj tego, że coś między wami jest. Wiesz, Luthien może być przykro że się jej wypierasz… Nie musisz mówić wszystkim tego, co mnie, ale nie traktuj jej jak Bilba.
- Co wyście się tak wszyscy przyczepili… Lubię tego marudnego hobbita! Ale czasem trzeba go postawić do pionu. Wracamy do reszty.
Tymczasem cała namolna grupka krasnoludów otoczyła Luthien, nie dając jej nawet zjeść.
- Więc co między wami zaszło? – dociekał Bofur.
- Nic takiego – odparła speszona dziewczyna.
- Och daj spokój, nam możesz powiedzieć! – dopytywała reszta jeden przez drugiego – Co robiliście?
- Naprawdę nic, powiedział wam przecież że natknęłam się na niego przypadkiem!
- To niemożliwe żeby wytrzymał całą noc przy tobie, nie dotykając cię nawet palcem! Przecież to krasnolud w kwiecie wieku, a ród Durina musi przetrwać! Jego przodkowie byli wyjątkowo aktywni w tej kwestii – przekonywał Nori.
- Powiedz chociaż trochę – namawiał jego młodszy brat. Bilbo skrzywił się i spojrzał zniesmaczony na Gandalfa.
- Krasnoludy to doprawdy naród dziwny, są jak najgorsze plotkary bez odrobiny taktu! – stwierdził.
- Zostawcie ją – rozległ się głos Thorina i cała grupa odstąpiła od dziewczyny. Podszedł do niej i niby od niechcenia pocałował ją przelotnie w policzek – Najadłaś się?
- Niestety, nie dali mi szansy – Luthien zarumieniła się – Więc jednak…
- Powiedziałem już raz, muszą wiedzieć że jesteś dla mnie ważna. Chodź do mnie… - Thorin przysunął do siebie Luthien i przytulił ją mocno, nie zważając na wpatrzone w niego kilkanaście par oczu – Co z tym jedzeniem, Bombur? Panienka doczeka się przed zachodem słońca?
- Myślę, że już czas przygotować się do drogi – oznajmił Gandalf – Dajcie im chwilę na posiłek i ruszamy dalej. Nori… Nori! Nie drąż tematu. Pozbieraj wszystko co zostało. Ori, pomóż bratu! Cała reszta do mnie.
Kiedy wokół było już względnie pusto, Thorin i Luthien przysiedli pod drzewem, by zjeść coś przed wymarszem. Cała drużyna jednak patrzyła na nich z daleka z zaciekawieniem, mimo próśb Filiego i Bilba, by dali im spokój. Gandalf tylko uśmiechał się tajemniczo i nic nie mówił, a Thorin przestał w ogóle zauważać co się dzieje obok niego.
- W dzień jesteś piękniejsza niż nocą – powiedział, świdrując Luthien wzrokiem – Słońce wydobywa z ciebie to, co nocą nie jest widoczne. Promieniejesz…
- Ty również – odparła dziewczyna – Tak pięknie wyglądasz, kiedy się śmiejesz. Kocham cię, Thorinie.
- Ja… Wiesz, że to dla mnie nowe i trudne…
- Spokojnie, nie chcę od ciebie deklaracji. Chcę, żebyś ty czuł się kochany.
- A co z tobą?
- Mnie wystarczy to, że jesteś obok.
- Tylko tyle? – zdziwił się krasnolud – I nie czujesz się przez to… No nie wiem, jak to nazwać… Niedoceniona?
- Czuję się najszczęśliwszą kobietą na świecie. A wiesz, dlaczego? Bo mam ciebie. Pomijając fakt, że jesteś wielkim, dostojnym, legendarnym królem, i zwróciłeś uwagę na zwykłą, przeciętną dziewczynę, to przecież jesteś tak wspaniałą osobą, tak bogatą wewnętrznie, masz delikatną duszę i wrażliwe serce… Nie mogłabym pragnąć niczego więcej, uwierz mi. Chcę dać ci szczęście, jeśli będę potrafiła podołać temu wyzwaniu.
- Już podołałaś. Nie rozmawiajmy, proszę, o przyszłości, dobrze?
- Boisz się?
- Nie, po prostu sam siebie nie rozumiem. Tego, co czuję, i co jest dla mnie ważne. Odłóżmy to na później, i cieszmy się chwilą. Mogę cię o to prosić?
W odpowiedzi Luthien podarowała mu cudowny pocałunek, któremu przyglądała się cała drużyna krasnoludów, oraz, jakżeby inaczej, czarodziej napawający się swoim sukcesem i dość sceptycznie nastawiony do wszystkiego hobbit.
- Mówiłem że są razem! – ekscytował się Kili.
- Ja stawiałem dwa razy więcej niż ty! – odgryzł się Gloin – A teraz wszystkie niedowiarki, proszę płacić za zakłady!
- Przestańcie o tym mówić – Fili próbował uspokoić towarzyszy – To nic nadzwyczajnego, a wujek potrzebuje teraz spokoju. Nie plotek, Nori, spokoju. Czy mam powtórzyć po elficku, żeby to do was dotarło?
- Coś ty się taki porządny zrobił…
- Rozmawiałem z nim, Kili! Dajcie im spokój. Muszą dojść do wszystkiego sami, rozumiecie?
Na te słowa kompania umilkła, a Gandalf posłał Filiemu spojrzenie pełne aprobaty i dumy z jego dojrzałego zachowania. Tymczasem Thorin i Luthien posilili się i byli gotowi do drogi, a ta czekała ich długa i kręta. Poprzez doliny, bagna, strome góry i niewielki las iglasty, szli przed siebie, ostrożni jak jeszcze nigdy dotąd. Nie mieli ochoty na powtórkę ze spotkania z Azogiem, szczególnie, że po Thorinie bardzo było widać udrękę, jaką sprawia mu myśl o tym spotkaniu. O tym, że miał wroga na wyciągnięcie ręki, a nie potrafił go zabić. Że blady ork śmiał mu się prosto w twarz, obrażając jego ojca. Czuł się też dziwnie, że uratował go mały, niepozorny hobbit. Hobbit, dla którego wcześniej w zasadzie w ogóle nie miał szacunku, uważał go za kulę u nogi, a w najlepszym przypadku za nienajlepszy żart czarodzieja. A teraz okazało się, że w tej małej istocie tkwi ogromna siła, przecież to właśnie on pierwszy, nie żaden z krasnoludów tylko pogardzany przez Thorina niziołek rzucił się na pewną śmierć, by ratować jego życie. Kiedy do przywódcy krasnoludów to dotarło, poczuł wyrzuty sumienia. Szedł na przedzie samotnie, ale obejrzał się do tyłu i przywołał do siebie hobbita.
- Panie Baggins! Pozwól do mnie na moment…
- Co się stało? Nie masz się do kogo przyczepić? – Bilbo uśmiechnął się z ironią – Oto jestem, gotów na kąśliwe uwagi króla!
- Nie zmienisz się nigdy, co? – odparł Thorin, o dziwo z pogodną miną – Zawsze zrzędliwy, pełen sarkazmu i złośliwości.

- Niczym twoje odbicie w lustrze – odparował bez zastanowienia niziołek, a Thorin westchnął z rezygnacją. 
- Masz rację.
- Słucham!?
- Tak, przyznaję ci rację, mój drogi przyjacielu! Zdziwiony? Jestem zrzędą, czepiam się i mam ze sobą problem. Ty nie masz?
- Nie, nie sądzę. Nigdy nie miałem ze sobą problemu – zdziwił się Bilbo.
- To dobrze. Nieźle wyglądasz jak na hobbita po przejściach…
- Za to twoja twarz… Wybacz, Thorinie, ale to nie wygląda dobrze.
- Cóż, nie tobie muszę się podobać – uśmiechnął się krasnolud – Na szczęście są na tym świecie istoty, które doceniają moją urodę.
- Hej, ty masz poczucie humoru! Nie znałem cię i myliłem się
co do ciebie – Bilbo pochylił głowę z uznaniem – Ale rzeczywiście, pewna panienka bardzo docenia twój niewątpliwy urok nawet mimo tych paskudnych ran.
- Zazdrosny?
- Ja? Ależ skąd… Wiesz, w Shire mamy wiele pięknych panien, na pewno się za którąś obejrzę kiedy wrócę do domu.
Thorin zwolnił kroku i spojrzał niepewnie na Bilba, który też wyglądał na zaskoczonego swoimi własnymi słowami. Dom… Jakże inne mieli wyobrażenia na ten temat, ale tak samo za nim tęsknili. Jednak różnica polegała na tym, że hobbit miał swoją norkę na własność i czuł się pewien tego, że kiedy wróci, z powrotem zasiądzie w swoim ukochanym fotelu, a Thorin… Odebrano mu dom, i tak naprawdę szedł w nieznane. Krasnolud spojrzał na przyjaciela ze wzruszeniem.
- Masz jeszcze nadzieję? – zapytał cicho. Bilbo zastanowił się głęboko.
- Mam nadzieję, że uda nam się odzyskać wasz dom. Jeśli odzyskamy wasz, wrócę do mojego. Posłuchaj, czy jeszcze kilka dni temu miałeś nadzieję, że będziesz szczęśliwy? Że pojawi się w twoim życiu ktoś, kto spowoduje, że będziesz się uśmiechał?
- No nie…
- A Luthien weszła do naszej drużyny i zmieniła wszystko. Chyba nam wszystkim dała promyk nadziei, ale tobie dała najwięcej.
- Tak… Dała mi siebie. Nie chciałbym jej skrzywdzić… Ale masz rację, jej obecność mi pomaga, ale nie wyobrażam sobie jej z nami, kiedy staniemy ze smokiem twarzą w twarz. Nadejdzie moment, kiedy będzie musiała nas opuścić…
- Ale jak zamierzasz to zrobić? Powiesz jej po prostu „Odejdź”? I puścisz ją w nieznane, zupełnie samą?
- Nie wiem, Bilbo, naprawdę nie wiem… Ale nie mogę narażać jej na niebezpieczeństwo. Swoją drogą, właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać… Uratowałeś mi życie, przyjacielu, po raz kolejny udowodniłeś mi, że myliłem się co do ciebie. Nawet nie wiesz, jak jestem ci wdzięczny.

Ale może to jest moment, żebym ci podziękował i nie narażał twojego życia. Możesz wrócić do Shire.
- O czym ty mówisz… Jak to: wrócić? Teraz? Kiedy w końcu cię polubiłem?
- Uprzejmy, ale boleśnie szczery i kąśliwy, jak zawsze. To w tobie cenię, hobbicie. Nie chciałbym jednak, żebyś wspominał mnie źle i miał mi za złe, że narażałem twoje życie zbyt długo. Albo… żebyś nie doczekał tej chwili, żeby wspominać…
- Przestań! – uciął Bilbo – Jestem włamywaczem? Podpisałem umowę? Więc nie obrażaj mnie! Jeśli Baggins się czegoś podejmuje, to doprowadza to do końca! Chcesz odesłać mnie do Shire w momencie, kiedy ułożyłem sobie już wstęp przemowy do Smauga!?
- Ułożyłeś? – Thorin uniósł brew, zdumiony – Mogę wiedzieć, jaki?
- Owszem. Słuchaj uważnie. W zasadzie to… wiesz, będę improwizował. Ale improwizacje są najlepsze. Drogi Smaugu! Potężna i plugawa jaszczurko!
Ty jesteś jak… Nie, to niedobre, może tak: Gadzie ogromny i mało skromny! Otwórz swe oczy, zanim przeoczysz wejście Thorina i jego drużyny! Thorin cię zmiecie, w proch cię rozgniecie, Bombur zaś strawę z zadniej szynki twej przyrządzi! Wnet ci pokażą, kto tutaj rządzi!
- Dobre, świetne to jest! – roześmiał się szczerze Thorin – Może dalej ja powiem: Słuchaj uważnie, gadzie plugawy, nie mamy czasu na twe zabawy, bo nasz włamywacz, każdy to powie, zniszczy cię w każdym swym krótkim słowie! Intelekt jego nieprzebrany, będą na jego cześć peany, kiedy dowiedzie odwagi i męstwa, krasnoludy będą go nosić na rękach na znak zwycięstwa!
- Nie jesteś dobry w układaniu wierszy, wiesz o tym – Bilbo zrobił poważną minę.
- Wiem, wolę władać mieczem niż słowem. Dlatego ułóż naprawdę dobrą przemowę, żeby ta jaszczurka miała przyjemne ostatnie chwile życia, zanim wbiję Orkrista w jego cielsko.
- Ale serio, ten wers o intelekcie, całkiem trafny! Nie to, żebym się chwalił… Ale rytmikę masz kiepską, nie bierz się za poezję. Zajmij się lepiej swoim potomstwem.
- Co masz na myśli!?
- A nie, nic takiego… Twoi mali synkowie, Kiluś i Filuś, popatrz, jak się wdzięczą do twojej dziewczyny.
- Panie Baggins, robi się pan nieco bezczelny. Czy ja kiedykolwiek wtrącałem się w pańskie pożycie intymne?
- A posiadam takowe, żeby się wasza wysokość wtrącała? Wszyscy wiedzą, że moją partnerką życiową jest moja spiżarnia, którą twoi przyjaciele splądrowali doszczętnie.
- Zdradziła cię z dwunastką krasnoludów? Niedobrze… Widzisz, i tu mam przewagę, bo MOJA dziewczyna, jak raczyłeś to określić, nigdy mnie nie zdradzi. Kocha mnie.
- Wiem, widzę to po niej. I powiem ci, że ci zazdroszczę. Oczywiście też życzę wam jak najlepiej…
- Nie, żadnych życzeń, wybiegania w przyszłość ani o jeden dzień – zaprotestował Thorin – Jest dobrze, jak jest. Proszę, zrozum, muszę uporać się z samym sobą zanim zrobię cokolwiek innego.
- Jasne… To kiedy podwieczorek? – niziołek zwrócił się w stronę reszty kompanii i wywołał ogromną wesołość wśród wszystkich. Cofnął się, by wtopić się w tłum krasnoludów i zabawiać ich swoimi żartami, a jego miejsce przy boku Thorina zajął Gandalf.
- Miałem rację – stwierdził pewnym głosem.
- Jak zwykle zresztą – krasnolud wzruszył ramionami – Oczekujesz podziękowań?
- Nie… Nigdy ich nie oczekuję. Ale mógłbyś zdobyć się na odrobinę uprzejmości.
- Wykorzystałem cały zapas nocą, korzystając z obecności Luthien – odparł Thorin, ironicznie przytaczając słowa samego czarodzieja z wczorajszego dnia.
- Och, więc noc była godna zapamiętania, skoro nie zostawiłeś ani odrobiny czułości dla mnie…
- Wybacz, Gandalfie, ale kijem bym cię nie tknął.
- Z wzajemnością, drogi chłopcze – roześmiał się czarodziej, a zaraz po nim krasnolud.
- Całe szczęście że chociaż ona w całej tej zwariowanej gromadzie ma dobry gust…
- Podbudowała twoje poczucie wartości, co?
- Nie musiała.
- Tak, skoro tak uważasz… Pozwól jednak, że będę miał swoje własne zdanie.
- Tylko nie wypowiadaj go, proszę, na głos. Nie potrzebuję przyzwoitki ani tym bardziej swatki, stać mnie jeszcze na samodzielny związek z kobietą bez czarodziejskich sztuczek!
- Związek – Gandalf podkreślił to słowo z zadowoleniem, na co natychmiast zareagował Thorin:
- Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele! Jak powiedział hobbit, to MOJA dziewczyna, i ja będę określał, jak nazywa się to, co nas łączy.
- Thorinie, nie masz tu wrogów, pamiętaj – przypomniał Gandalf i ściszył jeszcze głos – Wszyscy są przychylni tobie i Luthien. A poza tym podoba mi się to, że zaczynasz się otwierać, przede mną, przed Bilbem. Ona ma na ciebie dobry wpływ.
- Nie miałem koszmarów w nocy – krótko odpowiedział Thorin.
- Sam widzisz…
- Widzę. Proszę, skończmy ten temat bo czuję się rozjechany, rozdeptany i rozciągnięty na wszystkie strony. Dość mam czczej gadaniny o szczęściu, miłości i pięknej kobiecie. To nie są tematy, o których rozmawia się na wojnie.
- Nie jesteśmy jeszcze na wojnie…
- Jesteśmy – warknął z wściekłością Thorin – Odkąd ten podły, obślizgły jaszczur zabrał mi dom. Dla mnie wojna trwa odkąd wyszedłem za próg Ereboru.
- Zadręczasz się, zupełnie niepotrzebnie.
- Może i tak, ale potrafię z tym żyć. Nawet to polubiłem. No już, idź męczyć kogoś innego, dajcie mi chwilę wytchnienia…
- Uparty jak osioł… - westchnął Gandalf, a Thorin nie pozostał mu dłużny:
- Wścibski, a do tego irytujący jak natrętna mucha!
Gandalf odszedł, zupełnie jednak niezrażony tym, co usłyszał od krasnoluda. Przyzwyczaił się do tego, wiedział że Thorin ma trudny charakter i nade wszystko nie lubi dobrych rad, nie znosi wręcz kiedy ktoś chce mu pomagać. Dlatego też rozumiał, że Thorin chętniej rozmawiał z Filim czy Bilbem, którzy dalecy byli od pouczania i radzenia, niż z nim samym. Dobrze jednak, że w ogóle zaczął z kimkolwiek rozmawiać. Teraz jednak wolał samotne maszerowanie na czele drużyny, spędzone na przemyśleniach i rozpamiętywaniu minionej nocy. Odwrócił się do tyłu – Luthien szła na samym końcu zamyślona, wpatrzona w niebo. Zdawała się być smutna… Thorin nie mógł pozwolić na to, by cierpiała, i zleciwszy Dwalinowi prowadzenie grupy, podszedł do niej i objął ją ramieniem.
- Co się stało? – zapytał.
- Brakowało mi tego – Luthien wtuliła się w niego i całkowicie zatonęła w jego szerokich ramionach.
- O czym myślałaś?
- O tobie – odparła, uśmiechając się.
- Ale zdawałaś się być smutna.
- Bo brakowało mi ciebie.
- A tak poważnie?
- Cóż… Tak bardzo chciałabym ci pomóc. Sprawić, żebyś zapomniał.
- Nie możesz – Thorin westchnął z rezygnacją – Możesz pomóc mi uporać się doraźnie z dniem dzisiejszym i nocnymi koszmarami, ale nie zapomnę. Wiem, że chcesz dobrze.
- Kocham cię, pamiętasz?
- Tak, dziękuję ci za to – krasnolud poczerwieniał zdając sobie sprawę, jak bardzo chciałby jej odpowiedzieć „ja ciebie również”, a nie może, będąc z nią i z sobą samym szczerym. Bo tak naprawdę nie rozumiał swojej relacji z Luthien, pragnął jej obecności, ale nie potrafił sobie tego ułożyć w sensowną całość. Chciałby kochać, ale czuł że to kolidowałoby z jego przeznaczeniem i obowiązkiem wobec swego narodu.
- O czym teraz ty myślisz? – dziewczyna wyrwała go z zadumy.
- O tobie.
- Jesteśmy obok siebie, nie musimy o sobie myśleć.
- A co wolałabyś robić, moja mądra panienko?
- Możemy rozmawiać…
- Rozmawiać? – Thorin uśmiechnął się tajemniczo – O czym?
- O wszystkim… No dobra, nie patrz tak na mnie! Doskonale wiesz, co chciałabym zrobić, i doskonale wiesz, że czujesz to samo! Zresztą, widzę to po tobie.
- Jak? – zmieszał się krasnolud – Jak możesz widzieć? Mam na sobie tyle ubrań, nie ma szans żebyś…
- Głuptasie, rumienisz się i iskrzą ci oczy, o tym mówię – roześmiała się dziewczyna – Iskrzą tak niezwykle, są takie… Odważne. Tak, to dobre słowo. I takie…
- Uważaj, nie mam doświadczenia w tego typu rozmowach z kobietami, prawdę mówiąc wolę czyny zamiast słów.
- Udowodnij to – prowokowała Luthien.
- Jesteś bezwstydna. Kim byli twoi rodzice!?
- Najporządniejszymi ludźmi jacy istnieli, paradoksalnie. Geny musiałam odziedziczyć po dalekich przodkach. Swoją drogą ty też nie przypominasz porządnego, idealnie wychowanego księcia z wielkiego rodu. To, co zrobiłeś ze mną w nocy…
- Nie rozmawiajmy o tym. Wystarczy, że to zrobiłem – mruknął Thorin.
- Wstydzisz się tego?
- Nie powinienem cię tknąć nawet jednym palcem. Nie potrafiłem uszanować twojej czci.
- Thorinie, przestań…
- W zasadzie to powinienem się z tobą ożenić.
- Thorinie!
- Co znowu!?
- Zapędziłeś się trochę, nie uważasz? Nie zrobiłeś nic wbrew mojej woli, uznajmy że to ja zmusiłam cię do tego, dobrze? Myśl o tym jak chcesz, wykorzystałam cię, skorzystałam z twojej chwili słabości.
- Dobrze wiesz, że…
- Nie musisz się ze mną żenić – twardo powiedziała Luthien – Nie rób ze mnie mdłej i bezwolnej panienki. Dam sobie w życiu radę i bez ślubu z tobą. Nie obraziłeś mnie, nie wykorzystałeś, nie zgwałciłeś…
- Luthien, przestań!
- To ty przestań i daj mi dokończyć! Przestań się obwiniać o wszystko, co się dzieje! Obwiniasz się nawet o rzeczy, które ciebie nie dotyczą albo na które nie miałeś wpływu! Jeszcze kilka lat i przy takim podejściu będziesz starym wrakiem w wiecznej depresji, a ja potrzebuję ciebie takiego, jakim jesteś teraz, ale bez tych wszystkich udziwnień! Chcę młodego, pięknego krasnoluda, który porwie mnie w ramiona i nie będzie myślał o tym, co powiedzą inni, tylko zadba o to, żebym krzyczała jego imię, kiedy on będzie sprawiał jednym swoim dotykiem, że będę w samym niebie!!!
Thorin całkowicie zszokowany w milczeniu patrzył na Luthien, nie dowierzając w to, co przed chwilą powiedziała. Dziewczyna zorientowała się, że trochę ją poniosło.
- Przepraszam – mruknęła – Ale wkurzasz mnie.
- Ja ciebie? – wydusił z siebie krasnolud.
- Nie potrafisz zadbać o kobietę, która cała ci się oddaje. Nie próbujesz mnie zrozumieć. W ogóle dla ciebie liczysz się tylko ty i ten twój…
- Nie kończ – groźnie przerwał jej Thorin – Ty też mnie wkurzasz.
- Droga wolna, zostaw mnie tu na środku lasu. Powodzenia, panie wszystkowiedzący i odpowiedzialny za wszystkie narody tego świata!
- Nie pogrywaj sobie ze mną w ten sposób…
- Mogę mieć coś jeszcze do powiedzenia?
- Co?
- Jak już znajdziesz Arcyklejnot, wsadź go sobie w…
- Luthien!!! – Thorin mocno i boleśnie ścisnął nadgarstek dziewczyny.
- Czego chcesz?
- Zamknij się w końcu – szepnął łagodnie i pociągnął dziewczynę za duże drzewo, gdzie nikt nie zauważył ich zniknięcia. Przycisnął ją do pnia i złączył ze sobą ich usta tak blisko, tak mocno, z nieopisaną pasją i buzującymi wewnątrz obojga gorącymi emocjami. Przygryzł jej wargę do krwi, aż krzyknęła, zaraz potem odwdzięczając mu się tym samym. Zewnętrzna strona jej dłoni była obtarta od silnego przyciskania ich przez Thorina do drzewa. Piekło, ale bardziej palący był jego wzrok. Sama nie wiedziała, czego się po nim spodziewać. Odpowiedziała mu równie piorunującym spojrzeniem. Napięcie między nimi było ogromne, jednocześnie coś ich do siebie przyciągało, ale i odpychało. W końcu milczenie przerwała Luthien:
- Co teraz zrobisz?
- To, czego chciałaś – odparł krasnolud.
- Nie… Nie zrobisz tego…
- Wątpisz? – Thorin spojrzał na nią z wyższością – Uratowałem cię przed goblinami, ale przed samym sobą, no niestety, nie dam rady… Za dobry przeciwnik.
- Dlaczego taki jesteś, co?
- Bo ty taka jesteś – krasnolud puścił ręce dziewczyny i wrócił na ścieżkę, którą dalej podążyli ich przyjaciele – Idziesz ze mną, pani nieprzyzwoita?
- Jak… jak mnie nazwałeś? – oburzyła się Luthien. Thorin roześmiał się.
- To było miłe słowo na zgodę. Ale taka przecież jesteś, prawda? Masz wolną wolę i bardzo dobrze ją wykorzystujesz. Przeciwko mnie.
- Nie powinieneś narzekać!
- Ależ oczywiście że nie narzekam… Wszystko jest dobrze, oprócz tego że przy poznaniu ciebie gdzieś pogubiłem swoje żelazne zasady. Ale tobie, zdaje się, też ich niewiele zostało…
- Próbujesz mnie obrazić?
- Próbuję znaleźć nić porozumienia z najpiękniejszą kobietą na świecie. I najbardziej irytującą.
- Nienawidzę cię, wiesz?
- Wspomnę te słowa dziś w nocy – Thorin uśmiechnął się lubieżnie – I obiecuję, że odpowiednio za  nie ukaram. Bo nie znoszę nielojalności w mojej drużynie.
- Thorinie, Luthien, gdzie jesteście!? Zgubiliśmy ich, czekajcie, wracamy!!! – rozległ się nagle głos Bofura.
- To co, będziemy się na siebie obrażać czy powiesz mi znowu, że mnie kochasz i wszystko wróci do normy? – Thorin wyciągnął rękę do dziewczyny, a ona zawahała się.
- A Arcyklejnot?
- Nadal pozostaje moim celem. A ty masz mi pomóc.
- Myślałam, że…
- Że będę się wściekał? Nie, tylko wolałbym go nigdzie nie wsadzać. Najpiękniej lśni własnym blaskiem w słońcu… Zresztą podobnie jak ty – krasnolud spojrzał na Luthien z niezwykłą łagodnością w oczach – To co, wracamy?
- Kocham cię, mimo wszystko cię kocham…
- Wiem. Ani przez chwilę nie zwątpiłem – szepnął zmysłowym tonem Thorin, całując dziewczynę przelotnie w policzek, po czym krzyknął donośnym głosem – Jesteśmy tu, nie zatrzymujcie się! Już do was wracamy!!!
Spojrzeli na siebie ostatni raz i pobiegli przed siebie, w kierunku zachodzącego już słońca, gdzie czekała na nich cała zniecierpliwiona kompania. W małym, brzozowym zagajniku, gdzie po godzinnym marszu Gandalf zarządził nocleg, znowu dziwnym trafem znalazło się miejsce, gdzie Thorin i Luthien mogli z dala od wścibskich spojrzeń spędzić wspólnie noc…

---------
Notka: Autorem opowiadania jest Kate. Opowieść oparta jest na postaciach z filmu "Hobbit: Niezwykła podróż” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich. Do zilustrowania opowiadania użyto screenów i przyciętych screenów Kate z w/w filmu.
---------


Kolejna część za tydzień.

Wywiad z Richardem Armitage'em dla The Anglophile Channel- część druga.

Wywiad z Richardem Armitage'em dla The Anglophile Channel- część trzecia- ostatnia.

$
0
0

Dziękuję Kasieńce za przetłumaczenie tego wywiadu, a z którym podzieliła się z nami tutaj i tutaj.

Być tak blisko Lucasa Northa… hmmm….

$
0
0
Czy jest ktoś kto nie chciałby być tak blisko niego? :-)

Richard Armitage jako Lucas North w serialu "Spooks"/"Tajniacy"S8Ep.8. Mój screen.
Co byście powiedziały, gdyby te niebieskie oczy wpatrywały się w Was tak intensywnie? 

Richard Armitage jako Lucas North w serialu "Spooks"/"Tajniacy"S8Ep.6. Mój screen


"Serce Góry", fanfik autorstwa Kate, część 7.

$
0
0
Część szósta tutaj.

- Luthien, za tobą! – krzyknął Fili, a dziewczyna obróciła się i wzięła zamach mieczem, który napotkał ostrze trzymane przez drugiego z bratanków Thorina – Od dołu! Teraz z lewej, przyciśnij go, świetnie!
- Dobrze, możesz mnie puścić – roześmiał się Kili, przyciśnięty do drzewa przez dziewczynę z ostrzem przy swej szyi.
- Jak mi idzie? – zapytała Luthien, ocierając pot z czoła.
- Jak na pierwszy trening wspaniale. Pokonać mojego brata to nie lada wyczyn!
- Daj spokój, Fili, dałem jej fory!
- Jasne! Potknąłeś się o patelnię Bombura, niezdaro!
- Chłopcy, dajcie spokój. Kiedy wyruszamy dalej?
- Jeszcze trochę, czarodziej zabrał gdzieś hobbita, kiedy wrócą to ruszymy w drogę. Tymczasem może mała lekcja strzelania z łuku? – w oczach Kiliego pojawił się szalony, radosny błysk. Dziewczyna ucieszyła się:
- Może w końcu się na coś przydam waszemu wujkowi, kiedy będę umiała obsłużyć chociaż dwa rodzaje broni!
- Bardziej, niż się przydałaś do tej pory, już mu się nie przydasz – Kili wybuchnął śmiechem, nie zważając na surowe spojrzenie brata.
- Co masz na myśli?
- Potrafisz obsłużyć samego Thorina, to wystarczająco…
- Kili! – zagrzmiał starszy z braci – To było nie na miejscu!
- Żartowałem przecież! Hej, nie znacie się na żartach? Luthien, chyba się nie gniewasz…
- Skądże. Ale mógłbyś trochę zapanować nad swoją niespożytą energią. Czy twój starszy brat musi pilnować cię całe życie?
- Niestety, wujek przykazał mi nadzór nad tym lekkoduchem – odparł blondwłosy krasnolud.
- Dobrze, przestań zgrywać już dobrego ojczulka, Fili. Potrafię sam się upilnować, a w razie problemów wychowawczych mam wujka i nową ciocię…
- Co powiedziałeś!? – krzyknęła Luthien, a nagle jak spod ziemi wyrósł obok nich Thorin:
- Jakiś problem?
- Eee… Nie, chciałem tylko powiedzieć… Mieliśmy taką ciocię, straszna była, jedyne miejsce na którym nie miała włosów był nos. Chociaż i z jego środka wystawały pojedyncze, rude kłaczki… Okropnie jej nie lubiłem. Krzyczała na mnie i musiałem się do niej przytulać za karę… - bąkał nieskładnie Kili.
- Nie przypominam sobie takiej ciotki – poważnie stwierdził Thorin – Moją jedyną siostrą była Dis, wasza matka. Więc co to za ciotka, o której mówisz?
- Wujku, to żarty, daj spokój. Wiesz, chciałem rozbawić Luthien…
- Nazywając mnie swoją ciotką!? – dziewczyna patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- No bo… Przecież wy… Dajcie spokój, nie powiedziałem nic złego!
- Kili, synu…
- Wujku, ja to załatwię – Fili chwycił brata za ramię i szarpnął go, ciągnąc za sobą kawałek dalej. Thorin spojrzał na Luthien z rozbawieniem.
- Co cię tak śmieszy?
- Nie, przepraszam, nie chciałem się śmiać. Uraził cię?
- W żadnym wypadku, po prostu cały czas nie mogę się przyzwyczaić że gada co mu ślina na język przyniesie. Nikt nigdy nie nazwał mnie „ciocią”.
- Bywa bezczelny, to prawda, ale to dobre dziecko.
- Mówisz o nich z taką czułością…
- Traktuję ich jak swoich synów. Chociaż nie wiem, jak powinien zachowywać się ojciec i czy wszystko w ich wychowaniu zrobiłem dobrze. Są wobec mnie lojalni i darzą mnie szacunkiem, to chyba znaczy że podołałem.
- Kochają cię, wiesz o tym – Luthien uśmiechnęła się ciepło, a Thorin odwzajemnił jej uśmiech.
- Tak… Ja też ich… No, późno już, Gandalfa i Bilba nie ma – krasnolud zmienił temat, uświadamiając sobie, że jednym słowem może zranić Luthien. Mówiąc, że kocha swoich siostrzeńców, w momencie kiedy nie potrafi jej powiedzieć tego samego…
- Powiedz mi, jacy oni są? Kili i Fili, wychowywałeś ich, trzymałeś w ramionach jako malutkie dzieci.
- Kili, jak zdążyłaś zauważyć, jest lekkoduchem. Strasznie niesforny, całe życie w dobrym humorze i skory do żartów, ma czasem aż zanadto energii. Jest buntownikiem, ale tak naprawdę… Wiesz, nigdy się do tego nie przyznał i ja nie powiedziałem głośno, że o tym wiem, ale widzę że zabiega o moją uwagę. Chciałby dokonywać wielkich rzeczy, pragnie być jak nasi przodkowie, choć tak naprawdę jest kochanym dzieciakiem. Fili za to jest poważniejszy. Rzeczywiście, kiedyś prosiłem go żeby opiekował się młodszym bratem, ale to było kiedy mieli po kilkanaście lat. Fili do dziś dotrzymuje słowa. Jest lojalny i oddany, wiem że oddałby za mnie życie, zresztą obaj by to zrobili. Myślę, że Fili bardziej czuje tę odpowiedzialność, która na nas ciąży, jako na bezpośrednich dziedzicach Durina. Ale łączy ich silna więź, zauważyłem że podczas walki zawsze muszą być w zasięgu swojego wzroku. Przyznam ci się zresztą, że mam to samo. Muszę mieć ich na oku. Moich małych synków… Chyba jeszcze nie dotarło do mnie, że to całkiem dobrzy i niebezpieczni wojownicy, a nie tylko mali chłopcy którzy w dzieciństwie uwieszali się na mnie, prosząc bym opowiedział im historię albo pobawił się z nimi w wojnę… Dziś już się nie bawimy, jesteśmy na otwartej wojnie i cieszę się, że przez ostatnie lata ich do tego przygotowałem.
- Tak, dziś podzielili się ze mną swoją wiedzą – Luthien roześmiała się na wspomnienie walki z Kilim.
- Widziałem z daleka, całkiem dobrze ci szło.
- Dziękuję, mój panie. To zaszczyt słyszeć to z twoich ust.
- Z twoich ust wolę jednak coś innego, niż tylko słowa, moja pani – Thorin ściszył głos – Jak ty to robisz, że tak skutecznie mącisz mi w głowie, a ja nie dość że nie potrafię się na ciebie za to gniewać, to jeszcze jestem ci za to wdzięczny?
- Ależ kochanie, nie robię nic nadzwyczajnego…
- Och, gdyby każda kobieta „nie robiła nic nadzwyczajnego” w taki sposób, jak ty…
- Próbujesz mnie uwieść?
- Nie muszę – Thorin spojrzał na nią z góry – Zrobiłem to przy naszym pierwszym spotkaniu jednym spojrzeniem.
- Jesteś bardzo pewny siebie!
- Powiedzmy, że szybko się uczę przy tobie. Wiesz co, pasowałabyś bardziej do Kiliego niż do mnie. Jesteście tak samo bezczelni, bardzo dużo mówicie, z czego połowę rzeczy można by spokojnie pominąć milczeniem.
- Przymknę oko na to, że próbowałeś mnie właśnie obrazić – odparła Luthien – A Kili nie ma tego, co masz ty.
- To znaczy…?
- Myślę, że akurat to mogę pominąć milczeniem, zgodnie z prośbą waszej wysokości – dziewczyna udawała poważną i odsunęła się od Thorina, ale ten nie dawał za wygraną:
- Powiedz co ci chodzi po głowie, proszę… Co tak bardzo różni mnie od Kiliego?
- Ależ wasza wysokość, milczenie jest złotem. Tak stwierdził ostatnio Gloin, przeliczając oszczędności.
- Ale ja nie jestem Gloinem i wcale tak nie uważam. Naprawdę, przy tobie zacząłem rozmawiać z nimi wszystkimi, otworzyłaś mnie na to wszystko, na cały świat wokół mnie. I dlatego proszę, bądź w swoich naukach konsekwentna i rozmawiaj ze mną.
- I tu mnie masz, nie spodziewałam się takiego argumentu. Wygrałeś!
- Co wygrałem?
- Nagrodę, do odbioru dzisiejszej nocy – mruknęła mu wprost do ucha Luthien, ale Thorinowi to nie wystarczało:
- Odpowiedz: co mam ja, a czego nie ma Kili? Wiesz, od początku ta myśl nie daje mi spokoju. Wędruję przez całe Śródziemie z dwunastką pierwszej klasy krasnoludów, dość przystojnym hobbitem i niczego sobie czarodziejem. Spotykam w mało przyjemnych okolicznościach przepiękną kobietę, która mając do wyboru czternastu wyborowych kandydatów na męża, wśród tego trzech młodych i jednego z magicznymi mocami, to właśnie przede mną paraduje bez ubrania, wodząc mnie na pokuszenie i… Nie rozumiem Luthien, dlaczego ja!?
- Thorinie… - dziewczyna z uśmiechem westchnęła, pogłaskała go po policzku i pociągnęła na trawę. Oparli się o drzewo i spojrzała krasnoludowi w oczy – Ja ci to wszystko już tłumaczyłam. Jesteś bardziej magiczny niż mogłoby być dziesięciu Gandalfów, sto razy bardziej przystojny niż Baggins, i masz wspaniały charakter. Trudny co prawda, w życiu nie spotkałam większej zagadki niż ta, którą jesteś ty. Ja po prostu spojrzałam na ciebie pierwszy raz i wiedziałam, że cię kocham. To trudno sobie wyobrazić, możesz mi nie wierzyć… Ale tak właśnie jest. To było jak rażenie piorunem. Miałam wrażenie, wtedy w mieście goblinów, że twoje oczy mnie wołają. Że proszą o odrobinę ciepła, uczucia, normalności… Za tą maską odwagi, męstwa skrywałeś się prawdziwy ty. Zobaczyłam to od razu. Byłeś nieustraszony, ale twoje oczy zdradzały wszystko. No i stało się, utonęłam w nich. Nie uwolnisz się ode mnie tak łatwo. A z rzeczy bardziej przyziemnych, to pociąga mnie twój Arcyklejnot.
- Ale jak to… Luthien, ja myślałem… Myślałem, że nie ma znaczenia to, kim jestem, cała ta historia z Ereborem, bogactwem, tronem który na mnie czeka… Tobie chodzi tylko o to? – Thorin zdawał się być zupełnie zagubiony, a dziewczyna tylko roześmiała się głośno.
- Nie. Tamten Arcyklejnot jest dla mnie zbyt odległy i nawet o nim nie pomyślałam. Miałam na myśli coś… innego.
- Co?
- Thorinie, mówisz że Kili jest dzieckiem, a ty nie rozumiesz tak jasnej aluzji! Mężczyźni… Czy to hobbit, czy krasnolud, czy elf, to tak samo nie rozumie prostych przekazów!
- Nie porównuj mnie do elfa – zdenerwował się Thorin.
- Widzisz, jaki jesteś? Zaślepiony nienawiścią do elfów, wystarczy to jedno słowo i wpadasz w gniew. Zapominasz, o czym mówiłam, i skupiasz się na wysokich istotach ze spiczastymi uszami zamiast na mnie!
- Kobieto… Nawet nie wiesz, ile bym dał, żeby cię choć trochę zrozumieć!!!
- Ale nawet nie próbujesz.
- Wszystkie takie jesteście!?
- Tak, jak wy wszyscy jesteście tacy sami.
- Bzdura!
- Odnoszę wrażenie, że jedyną normalną osobą w całym tym twoim niecodziennym składzie jest poczciwy Bombur. I przepraszam cię, ale idę do niego coś zjeść. I porozmawiać! Bo z tobą się już chyba nie da!
- Luthien… Luthien proszę, zostań – oczy Thorina zaświeciły i stały się ogromne – Nie zostawiaj mnie tak bez wyjaśnienia. Skoro nie mogę cię zrozumieć, wyjaśnij mi, o co chodziło ci z tym „moim Arcyklejnotem”?
Dziewczyna najpierw spojrzała na ukochanego z niedowierzaniem, potem przewróciła z rezygnacją oczami i bardzo sugestywnie zjechała wzrokiem niżej, po czym uśmiechnęła się znacząco. Thorin dokładnie wodził wzrokiem tam, gdzie wędrowało jej spojrzenie, a w końcu zarumienił się. Tak, teraz dotarło do niego, co Luthien nazywała Arcyklejnotem.
- Jesteś naprawdę pozbawiona wstydu, prawda? – powiedział cicho. Luthien nachyliła się i musnęła nosem jego ucho.
- Przy tobie jestem odarta z jakichkolwiek moralnych pobudek – wyszeptała, sprawiając, że ciało Thorina zesztywniało i przeszedł go zimny dreszcz. Dłoń dziewczyny spoczęła na jego biodrze i delikatnie pocałowała jego rozchylone usta.
- Co ty ze mną robisz…
- Kocham cię. Tylko tyle. Proszę, pozwól mi na to i nie utrudniaj tego.
- Na Durina… Kochaj mnie Luthien, kochaj mnie tak mocno jak potrafisz, wiesz że tylko tego teraz potrzebuję…
- Tylko tego? – upewniła się dziewczyna.
- W tej chwili jest to dla mnie najważniejsze. Chcę czuć twoją miłość wszędzie, w każdym zakamarku mojego ciała i duszy. Ty jedna mnie rozumiesz… Mimo, że ja nie rozumiem ciebie. To dziwne, prawda?
- Nie, Thorinie, tak wygląda miłość. Nie musimy się rozumieć, wystarczy że się kochamy… - Luthien przerwała, widząc że krasnolud patrzy na nią dziwnym wzrokiem – Przepraszam, nie chciałam.
- Luthien, naprawdę nie chcę, żebyś miała nadzieję na coś, co nie ma racji bytu.
- Przed chwilą sam prosiłeś, żebym cię kochała! Że tego potrzebujesz, mówiłeś że jestem dla ciebie ważna… O co ci chodzi?
- Sam nie wiem, o co – Thorin nagle spochmurniał – Uprzedzałem cię. Prosiłem, żebyś zastanowiła się, czy chcesz żeby coś nas łączyło. Wyjaśniałem ci tyle razy, że to dla mnie trudne. Nie potrafię się w tym odnaleźć. Nie oczekuj ode mnie, że…
- Że mnie pokochasz? To chciałeś powiedzieć? Nie oczekuję tego. Ale nie odrzucaj uczucia, które ja mam dla ciebie. Może kiedyś, kiedy poukładasz swój świat, znajdziesz w nim małe miejsce dla mnie… Ale nie skreślaj mnie.
- Luthien… Wiesz, co jest najgorsze? Że zaprzątasz większość moich myśli. Cały czas zastanawiam się, po co zostałaś nam zesłana, jaki jest w tym cel, po co to wszystko… Kim jesteś, dlaczego mnie kochasz i jak bardzo będziesz przez to cierpiała. Jesteś w mojej głowie cały czas, przez co tracę zdolność do kierowania drużyną, zapominam o smoku, o dziedzictwie mojego dziadka… To nie może tak być.
- Chcesz mnie zostawić…?
- Kiedyś nasze drogi się rozejdą, musisz zdawać sobie z tego sprawę.
- Nie. Nie, rozumiesz?! Nie chcę i na to nie pozwolę! – krzyknęła dziewczyna.
- Ciszej, nie krzycz – Thorin przytulił roztrzęsioną Luthien do serca – Jesteś moim lekarstwem, ale nie można całe życie brać jednego leku.
- Chcesz przez to powiedzieć, że odstawisz mnie i znajdziesz sobie inną?
- W końcu muszę zacząć żyć ze swoją chorobą bez leków – odparł poważnie krasnolud.
- Nie możesz. Choroby trzeba leczyć! Nie wolno ich zaniedbywać!
- A co, jeśli lek zaczyna być dla organizmu zbyt ważny? Organizm uzależnia się i słabnie, nie jest odporny i traci rozum. Traci wszystkie ważne cele, do których dążył, bo teraz dąży tylko do tego, żeby po raz kolejny zażyć swojego leku.
- Thorinie, co chcesz mi powiedzieć…?
- Luthien, jesteś cudowna i bardzo piękna. Potrzebuję cię, ale…
- Nie będę tego słuchać.
Dziewczyna wyrwała się Thorinowi i pobiegła wprost do Bombura. W tym samym czasie powrócił Gandalf z Bilbem, i już po chwili ruszyli w dalszą drogę. Luthien trzymała się całą drogę między Bomburem a jego kuzynem Bifurem. Dobrze jej zrobiła pogawędka na temat krasnoludzkiej kuchni, przynajmniej przestała się zadręczać dziwną rozmową z Thorinem. Tak, była pewna że wieczorem, gdy zatrzymają się na nocleg, znowu do tego dojdzie. Znowu pójdzie z nim gdzieś na ubocze, gdzie będą sami, i zatracą się w sobie po raz kolejny. Zapewne bez słowa wyjaśnienia ani nawiązania do dzisiejszej rozmowy. Dlaczego tak zawsze jest, że kiedy jest miło, wręcz rodzinnie, jak z Filim i Kilim, to po jakimś czasie sytuacja znowu staje się napięta i kończy się to kłótnią z niedopowiedzeniami? Co właściwie chciał jej powiedzieć? Z jednej strony twierdzi, że potrzebuje jej, że desperacko pragnie jej miłości, a zaraz potem zaprzecza wszystkiemu, mówiąc że nadejdzie moment rozstania, że nie może się od niej uzależnić… Kim on jest i w co gra? Co siedzi w jego głowie? Za każdym razem, kiedy Luthien była niemal pewna, że przejrzała go na wylot, on znowu pokazywał kolejną ze swoich twarzy. Ale o dziwo, każda z nich była prawdziwa… Dziewczyna miała wrażenie, że w Thorinie jest co najmniej kilkunastu małych Thorinów, każdy zupełnie inny, i każdego musi sobie oswoić. Zrozumieć. Kochała go, więc postanowiła, że tego dokona. Choć czasem czuła, że to ponad jej siły. Porwała się z motyką na słońce, chce zmienić dotkniętego nieszczęściem i klęską człowieka, który cierpi nieprzerwanie od lat. Ale przecież nie zostawi go teraz nagle samego tylko dlatego, że to, co sobie założyła, zaczynało ją powoli przerastać… Patrząc na niego czuła że może i chce zmienić jego życie. Byle tylko on jej na to pozwolił…
- Bomburze, mam do ciebie pytanie – zagadnęła krasnoluda Luthien – Co Thorin lubi jeść na śniadanie?
- W tej sytuacji nie może wybrzydzać i je, co akurat uda nam się znaleźć. Normalnie zwykł jadać jajecznicę z szynką, dobrze przyprawioną.
- Nie mamy jajek – mruknęła pod nosem dziewczyna.
- Zawsze można wyciągnąć je z gniazda – wesoło odparł Bombur – Nie mamy też szynki. Dobrze, że chociaż zostało mi jeszcze sporo soli.
- To świetnie! Chciałabym mu zrobić rano niespodziankę.
- Bifur wejdzie na drzewo i poszuka jajek, kiedy się zatrzymamy. Prawda, kuzynie?
Krasnolud odburknął coś po swojemu, zgadzając się. W tym czasie do rozmowy wtrącił się Dori:
- Słyszałem o planach na śniadanie! Ja mogę zrobić herbatkę rumiankową!
- Obawiam się, że Thorin wolałby kufel porządnego piwa…
- Niestety, panienko, nie dysponuję przenośnym browarem. Sam natomiast również uwielbiam dobre piwo, a do tego kawałek wykwintnego sera, delicje! – spokojnym tonem oznajmił Dori. Luthien spojrzała na niego z zainteresowaniem:
- Różnisz się od pozostałych, łatwo to zauważyć.
- Widzisz, moja droga, dobrze mnie wychowano, jestem przyzwyczajony do dobrych rzeczy i dobrych obyczajów. Maniery wpajano mi od kołyski, zasady mam niezachwiane od lat.
- To stary hipochondryk, nie słuchaj go! – wtrącił się nagle Nori – Do tego czarnowidz!
- Sama widzisz, nasza mama zdołała wpoić kulturę tylko mnie, mój młodszy brat ma w tym zakresie wielkie braki… Nie mogę spuszczać z niego oka, ma fatalny wpływ na Oriego, a przecież Ori jest jeszcze dzieckiem!
- Zmień melodię, bo przynudzasz! – złośliwie wytknął bratu Nori.
- Jesteś nieokrzesany! To drobny złodziejaszek, gdyby nasza matka wiedziała…
- Przynajmniej potrafię sobie poradzić w życiu! A poza tym nie ukradłem tego świecznika z Rivendell, dostałem go na pamiątkę…
- Do tego notoryczny kłamca – z rezygnacją westchnął Dori – Uciekł z domu, nie było go przez wiele lat, a teraz, kiedy wrócił, Ori jest w niego zapatrzony i muszę go pilnować, żeby też nie zaczął kombinować na boku!
- Hej, ochraniam was, jasne? – oburzył się Nori – Gdyby nie ja, zabiłoby was już co najmniej dziesięciu orków i trzech wargów!
- Nie kłóćcie się – roześmiała się Luthien, szukając wzrokiem najmłodszego z ich braci – A Ori? Jaki jest?
- To jeszcze dzieciak, ma wielkie i dobre serce, ale niewiele jeszcze w życiu widział. Nawet nie potrafi zbyt dobrze walczyć, włada tylko procą i nożem Bombura do obierania ziemniaków – objaśnił Dori – Ale za to jest naszym skrybą, widziałaś pewnie jego dziennik? Co chwilę coś w nim zapisuje, szkicuje, coś w rodzaju naszego pamiętnika.
- Gdybyś pozwolił mi nauczyć go kilku sztuczek… - zaczął mówić Nori, ale straszy brat zbeształ go:
- Czego nauczyć? Podkradać gospodarzom wyposażenie domu? Pan Elrond do dziś pewnie liczy straty po naszej wizycie!
- Najwięcej strat spowodował tam Bombur – wtrącił się do rozmowy Bofur – Złamał 2 stoły, 5 krzeseł i jedną balustradę od balkonu. No i ostatniego dnia, kiedy wskoczył do fontanny, cała woda się wylała…
- Strasznie dogryzasz swojemu bratu – zauważyła Luthien.
- Jak przestanę im gotować, to przestaną mi dokuczać! – krzyknął najgrubszy z krasnoludów, a dziewczyna roześmiała się i poklepała go z sympatią po ramieniu.
- Dlaczego w zasadzie tak rzadko się odzywasz? Nie mieliśmy nigdy okazji porozmawiać!
- Bo on gada za dwóch! – Bombur wskazał na brata – Za to ja więcej myślę, szczególnie o tym, co zrobić na kolejny posiłek.
- Przepysznie gotujesz, naprawdę zawsze mi smakowało! Najlepsza była potrawka z królika dwa dni temu, ale do dziś nie wiem jakich ziół tam dodałeś…
- Odrobinę liści dębu, trochę pokrzyw i trochę kwiatów. Chyba nie były trujące, bo wszyscy żyjemy.
- Testowałeś na nas jakieś kwiaty!? – wrzasnął Bofur z pretensją – A gdybyśmy poumierali?
- Nie ma ryzyka, nie ma zabawy – ponuro mruknął Bombur – Przynajmniej miałbym z tobą spokój. Wiesz Luthien, że mój brat zdecydował się pójść na wyprawę tylko dlatego, że powiedziano mu o możliwych dostawach darmowego piwa?
- Przestań mi już to wypominać! Gdybym nie poszedł, ta kompania nie miałaby połowy takiego poczucia humoru i zabawy! Kto by wam śpiewał i grał na flecie?
- Poradzilibyśmy sobie, a przynajmniej nie straszyłbyś Bagginsa i Oriego wymyślonymi historyjkami o przerażających potworach! – odparł Gloin, zwabiony śmiechami do rozgadanej grupki na końcu pochodu.
- Czy krasnoludy zawsze spędzają wyprawy, kłócąc się ze sobą? – Luthien nie kryła rozbawienia sprzeczkami przyjaciół, po czym spojrzała na milczącego Bifura i zrobiło jej się go żal – Co z nim? – zapytała dyskretnie Gloina.
- Kiedyś, dawno temu jakiś ork zadał mu cios toporem w głowę. Nasz dzielny Bifur ma niesłychanie twardą czaszkę, więc żyje po dziś dzień, tylko że od tego dnia nie mówi normalnie, mamrocze tylko w języku khuzdul.
- Tak, Gandalf kiedyś tłumaczył mi, że tylko on potrafi zrozumieć, co mówi Bifur… Jest chyba trochę samotny, prawda?
- Siłą rzeczy nie mamy z nim wspólnych tematów – uśmiechnął się ponuro Gloin – Chyba że po wypiciu sporej ilości piwa. Wtedy wszyscy rozmawiamy na migi.
- Thorin też? – zapytała rozweselona Luthien.
- On najbardziej – odparł Bofur – Kiedyś Thorin wypił sporo, naprawdę sporo… Przebił nawet mojego brata!
- I co wtedy się działo?
- Kochana, pełzał po podłodze, krzycząc „Do broni, żołnierze!”, po czym chwycił pierwszą lepszą poduszkę i zaczął tarzać się z nią po podłodze, myśląc że to goblin. Bił ją pięściami, w końcu Bombur rzucił mu nóż, którym właśnie obierał marchewkę, i wtedy Thorin pokonał złego goblina…
- A teraz prawdziwa wersja, Luthien: Thorin, kiedy wypije, zasypia jak malutkie dziecko i nie walczy z żadnymi poduszkami – sprostował fantazyjną wersję Bofura Dori – Przestań zmyślać, bo dziewczyna w to uwierzy i nici z królowej krasnoludów!
Luthien spojrzała na niego zdziwiona i zarumieniła się lekko, bo nie bardzo wiedziała, co ma o tym myśleć. Już teraz stawiają ją przy tronie Thorina…
- Przepraszam, ale to chyba za wcześnie na królową – odpowiedziała, speszona – Nie sądzicie?
- Przecież Thorin jest honorowym krasnoludem, skoro jest z tobą teraz, będzie i później. To jasne jak słońce, że kiedyś będziesz naszą królową – uśmiechnął się dobrotliwie Gloin – Przynajmniej tak nam się wydaje. A musisz wiedzieć, że krasnolud rzadko się myli. Ja zwłaszcza.
- Dobrze… Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. A co z twoim bratem? O nim wiem nadal niewiele!
- Oin jest stary i głuchy jak pień. Nie chwaląc się powiem, że jako duet jesteśmy nie do pokonania, nasze umiejętności dotyczące rozpalania ognia w każdym miejscu, czasie i warunkach atmosferycznych są fenomenalne – szczycił się Gloin – A mój brat jest do tego imponująco dobrym specjalistą do spraw zdrowia. Sporządza różne ziołowe maści, mikstury, jest naszym lekarzem polowym. Jest też znakomitą położną! Wiesz, że kiedy moja przepiękna żona rodziła naszego synka Gimliego, to właśnie Oin odebrał poród?
Miała to zrobić moja teściowa, ale niestety, niech Durin czuwa nad jej czarną duszą, zeszła z tego świata dzień wcześniej. Na szczęście mój brat był obok i z niesamowitą finezją wyciągnął Gimliego z mojej żony! Co prawda kiedyś podejrzewałem ich o romans, ale stwierdziłem potem że to niemożliwe, moja małżonka ma cichy, melodyjny głos, a do niego trzeba krzyczeć głosem jak dzwon. Nie dogadaliby się. Zresztą Gimli to krew z mojej krwi! Chcesz zobaczyć ich portrety?
Luthien kiwnęła głową, a Gloin z nieskrywaną dumą pokazał jej wizerunek swej żony i syna. Dziewczyna bardzo chciała być uprzejma, więc z grzeczności pochwaliła, w duszy jednak zastanawiając się, cz naprawdę widziała kobietę i małe dziecko, czy też dwóch starych i niezbyt urodziwych krasnoludów. Uśmiechnęła się, zmieszana, po czym Gloin niczym niezrażony opowiadał dalej:
- Kiedy Oin odebrał poród, musiałem wyjść z pokoju, zbyt wiele wzruszenia… Ale kiedy wyszedłem, usłyszałem straszny huk, zupełnie jakby ktoś rzucił kamieniem o podłogę… Wpadłem tam, ale nic się nie działo. Potem słyszałem na mieście plotki, że ktoś widział przez okno, jak Oin przypadkiem upuścił Gimliego a mój synek upadł na główkę… Nie dałem temu wiary, przecież dziecięca główka nie byłaby tak twarda, żeby dało to aż taki huk, prawda?
- Nie wiem, nie mam dzieci…
- To umówmy się, że jak już będziesz miała, to powiesz mi. Wtedy rozwieję wszelkie wątpliwości. Wiesz, Oin od lat zapewnia mnie że nic takiego nie miało miejsca, ale zastanawia mnie to, że Gimli tak dziwnie mruga jednym okiem. Od zawsze ma też bliznę przy tym właśnie oku. W zasadzie może mieć to po mnie, też mam od zawsze taką samą…
- A ciebie nikt czasem nie upuścił w dzieciństwie? – zakpił Dwalin, nagle zjawiając się przy Luthien i Gloinie – Może to też dziedziczne? Nabijacie jej głowę bzdurami, opowiadacie historie nie z tej ziemi, dziewczyna się męczy!
- Nie, ależ skąd! – zaprotestowała Luthien – To bardzo interesujące rozmowy. Wiele się z nich dowiedziałam. Nadal intryguje mnie tylko, dlaczego tam, gdzie jest kilku krasnoludów, natychmiast pojawiają się sprzeczki, złośliwości i kłopoty.
- To, moja droga, nasza natura. Jednym z nielicznych wyjątków jest mój brat, Balin. Muchy by nie skrzywdził, nigdy nie sprawił nikomu przykrości.
- Jest dla Thorina bardzo ważny, prawda?
- Tak, są blisko. W zasadzie Balin to najmądrzejszy krasnolud, jakiego znam. Thorin też tak uważa, i zawsze radzi się go w trudnych sytuacjach, w zwątpieniach… Balin traktuje go jak syna. Przeżyli razem najgorsze chwile…
- Byliście tam… wtedy, prawda?
- Tak – westchnął Dwalin, patrząc w zamyśleniu w niebo – Ja i Thorin w dzieciństwie przyjaźniliśmy się. W zasadzie u krasnoludów to normalne, kłócimy się ale nie potrafimy bez siebie żyć. Tego dnia nie było mnie przy nim, byłem w mieście Dale. Udało mi się ujść z życiem, bardzo bałem się wtedy o mojego brata i Thorina, którzy stanęli twarzą w twarz ze Smaugiem. Bałem się o naszego króla, o ich wszystkich… A przecież strach jest mi obcy. Nigdy się nie boję. Nie ma takiej rzeczy, której nie mógłbym pokonać. A jednak wtedy bałem się o nich. Zdołali uciec, ale widok miasta trawionego przez ogień i Góry zajmowanej przez smoka pozostał w naszej pamięci… To potężny przeciwnik, i Balin zdaje sobie z tego sprawę. On jedyny próbował nakłonić Thorina do zaniechania wyprawy, tłumaczył mu że i tak wiele już dla nas zrobił. Nie wiem, czy ktoś ci już to mówił, ale Thorin, po wygnaniu nas z Ereboru przez Smauga, tułał się z nami po świecie, a w końcu znalazł miejsce w Błękitnych Górach, gdzie stworzył nam nowe życie, bez zmartwień, na dobrym poziomie, może nie opływaliśmy w bogactwa jak za czasów Ereboru ale wszystkiego było pod dostatkiem. Jednak całe życie pałał żądzą zemsty, i ja go doskonale rozumiem. Próbowaliśmy odbić Khazad-dum, ale… Wiesz, wtedy zginął Thror. Thorin na własne oczy widział, jak Azog ścina głowę jego dziadkowi. On nigdy się po tym nie pozbierał. Zmienił się wtedy, od tamtej chwili jest jeszcze bardziej zamknięty i zacięty, niż przedtem, a musisz wiedzieć że Thorin nigdy nie był zbyt wylewny. Ale po tamtej traumie coś się w nim zablokowało. Najpierw ścięto jego dziadka, potem pojmano jego ojca, nikt nigdy już go nie ujrzał, nie wiemy co się z nim stało. I nagle, z dnia na dzień, na jego barki spadła cała odpowiedzialność. Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo obciążony jest Thorin.
- Domyślam się – Luthien ukradkiem otarła spływające jej z oczu łzy – Powiedz mi, jak on to wszystko znosi… Tyle lat, a on ma w sobie nadal siłę i chęć do walki. Nie zniechęcił się.
- To duma. Urażona krasnoludzka duma jest gorsza niż cokolwiek innego. Thorin ma w sobie poczucie tego, że jest władcą, że jest królem, w jego żyłach płynie krew Durina, ale zabrano mu tron. To nie daje mu spać i nie spocznie, dopóki nie odzyska naszej ojczyzny. Poza tym, i to chyba jest jeszcze ważniejsze, chce pomścić dziadka i ojca. Thorin to najbardziej honorowy krasnolud, jaki chodzi po tym świecie. Teraz, kiedy jest tak blisko celu, nie ugnie się przed nikim i niczym.
- Bardzo chciałabym, żeby było inaczej… żeby nie miał tego wszystkiego na swoich barkach.
- Luthien, już jest inaczej, i to dobrze o tym wiesz – Dwalin puścił dziewczynie oczko – Ma ciebie. Nigdy nie był taki, jaki jest od kilku dni.
- To znaczy?
- Nie zmienisz wszystkiego, nie zmienisz biegu historii, tego co się stało już nie cofniemy i to zawsze będzie raną w duszy Thorina. Ale widzę, że potrafisz sprawić, że na chwilę zapomina o wszystkim. Zrobił się trochę weselszy, otwarty… Jak nie lubię kobiet, tak ciebie polubiłem – zakończył twardo krasnolud. Dziewczyna spojrzała na niego z wdzięcznością.
- Nawet nie wiesz, ile takie słowa od przyjaciela Thorina dla mnie znaczą.
- Dobrze, skończmy te łzawe pogaduszki. Wiesz co myślę, i wystarczy. Nie powtórzę tego drugi raz.
- Spokojnie, nie będę cię już męczyć – roześmiała się pogodnie Luthien – Dwalinie, jeśli mogę o coś zapytać… Co oznaczają te tatuaże na tobie?
- To moja duma! Każdy z nich ma swoje znaczenie, każdy upamiętnia ważne wydarzenie, większości bitwy, innych rozrywek nie uznaję. Wiele z nich to starożytne krasnoludzkie runy.
- Fascynujące… Chciałabym poznać bliżej waszą kulturę i historię, z każdym dniem przekonuję się, że krasnoludy są o wiele bardziej intrygujące od elfów!
- To chyba oczywiste – burknął Dwalin – Zniewieściałe twory ze spiczastymi uszami… Co oni mogą mieć do powiedzenia! Nie potrafią nawet walczyć toporem! Popatrz, to są moje topory. Na każdym z nich jest wiele szczerb i rys. Kocham każdą z nich, bo oznaczają zabitych wrogów. A to mój młot bojowy.
- Oskarżasz nas o zanudzanie dziewczyny, a sam opowiadasz jej o młotach bojowych i toporach, zlitujże się nad nią! – Gloin odepchnął Dwalina od Luthien i zwrócił się w jej stronę – Co sądzisz o tych dziecięcych główkach? Mogą być tak twarde? Czy dziecko, spadając na głowę, by się zabiło?
- Popiło? – wtrącił się do rozmowy przygłuchy Oin – Macie piwo i nikt mi nie powiedział!?
- Rozmawiam z nią o moim synu!
- Wino? Nie, nie przepadam za winem, jest za słodkie!
- Bracie, wydawało mi się że czarodziej cię wołał!
- Kto skonał? Kolejny pogrzeb? Mówiłem, żeby pilnować, co Bombur wkłada do garnków! Zdecyduj się wreszcie, czy rozmawiamy o trupach czy o piwie!
- To chyba będzie długa i trudna rozmowa – zauważyła rozbawiona Luthien.
- Krowa? – zdziwił się Oin – Żartujecie sobie ze mnie? Nie zabraliśmy ze sobą krów, tylko kucyki, których już zresztą nie mamy!
- Tu się zatrzymujemy! – rozległ się donośny głos Thorina, który przerwał wszystkie dyskusje – Fili, sprawdź teren. Kili, pójdziesz w drugą stronę. Oin, Gloin… Wiecie, co robić.
- Idę z tobą – Luthien ostentacyjnie chwyciła Kiliego pod ramię i ruszyła z nim na zwiady. Thorin ze zdumieniem patrzył na oddalającą się parę i już chciał zawołać dziewczynę, ale powstrzymał go Gandalf.
- Pokłóciliście się – stwierdził – To widać. Daj jej czas. To wbrew pozorom silna dziewczyna, choć wygląda na delikatną. Oboje macie trudne charaktery, i mimo, że Luthien bardzo cię kocha, to musi czasem odreagować trudy bycia z tobą.
- A skąd ty możesz wiedzieć o tym, jak to jest być ze mną!
- Drogi chłopcze, wędrujemy razem od wielu tygodni, to chyba wszystko tłumaczy.
- Tak w ogóle to z nikim się nie kłóciłem. To ona ma jakiś problem – Thorin ze złością rzucił na ziemię miecz.
- To nie jest w porządku. Ona, jak ją nazwałeś, jest przy tobie i próbuje pomóc ci z twoimi problemami. Ty odcinasz się od jej problemów.
- Bo Luthien je wymyśla, tworzy na poczekaniu! Jak każda kobieta…
- Jak na krasnoluda, który nie ma doświadczenia z kobietami, masz o nich całkiem spore pojęcie!
- Znowu się wtrącasz – niezbyt grzecznie wytknął czarodziejowi Thorin.
- Pomagam, chociaż ty jesteś zaślepiony i wszystko uważasz za atak, nie dostrzegasz pomocy.
- Po co ona z nim poszła? Po co, pytam? – krasnoludowi puściły nerwy i wylał z siebie wszystko, co go gryzło – Chce zrobić mi na złość? Wzbudzić zazdrość? Myśli, że pobiegnę za nimi i wyrwę ją stamtąd! To się myli! Nie obchodzi mnie, co tam robią, niech ją nawet…
- Wystarczy! – Gandalf zgromił Thorina wzrokiem – Kili to twój siostrzeniec, nie zapominaj o tym.
- Luthien chyba o tym zapomniała!!!
- Głupi, uparty szaleniec! Co się z tobą stało!? Oskarżasz ją o rzeczy, które po prostu nie mieszczą mi się w głowie!
Thorin zamilkł, bo czuł, że czarodziej ma absolutną rację. Zrobiło mu się strasznie wstyd za scenę, którą urządził. Spuścił wzrok i zaczął zastanawiać się, co właściwie strzeliło mu do głowy.
- Co ja robię… Co się ze mną dzieje? – mamrotał nieskładnie pod nosem. Gandalf spojrzał na niego ze współczuciem.
- Pogubiłeś się. I to bardzo…
- Ja nie chciałem tego powiedzieć…
- Wiem. Poniosło cię. Pytanie tylko, dlaczego.
- Jak to: dlaczego? Bo jej nie rozumiem. Bo boję się myśli, że ona mogłaby przestać mnie kochać. Nie chcę, żeby ktokolwiek inny jej dotykał. Jest przecież moja.
- A co czujesz? – dociekał czarodziej – Kochasz ją?
- Przestań! Nie zadawaj mi takich pytań!
- Dlaczego? Albo kochasz albo nie, oczekujesz od niej miłości a sam nie potrafisz jej ofiarować?
- To nie jest takie proste – odparł Thorin – Ale Luthien jest moja, bez niej… Co ja mówię, co się ze mną stało… Proszę, zapomnij o tej rozmowie.
- Mój drogi, zachowujesz się ostatnio bardzo dziwnie… Mam wrażenie, że ta dziewczyna przewyższyła dla ciebie swoją wartością całe bogactwo Ereboru. A nawet Arcyklejnot.
- Nigdy więcej tego nie mów. To nieprawda.
- Więc co do niej czujesz?
- Muszę ją znaleźć!
Thorin podniósł swój miecz i powoli poszedł szukać dziewczyny. Powoli, by po drodze zastanowić się nad wszystkim, co chce jej powiedzieć. Tymczasem Kili i Luthien szli przed siebie dość szybkim krokiem. Krasnolud bardzo dziwił się, dlaczego dziewczyna poszła za nim na zwiady, jednak ona zbyła go tym, że chciała po prostu się z nim przejść.
- Nie zrobiłaś tego na złość wujkowi? – zapytał podejrzliwie.
- Nie śmiałabym – odparła Luthien – Postawiłeś mu się kiedyś?
- Eee… Niejednokrotnie. Ale zawsze miał do mnie słabość, więc kończyło się na groźnym spojrzeniu.
- O tak, groźne spojrzenie opanował do perfekcji – dziewczyna zarumieniła się na wspomnienie ubiegłej nocy.
- Chyba mamy odmienne wspomnienia z groźnym spojrzeniem?
- Słucham?
- Nie, nic – roześmiał się Kili – Masz na niego dobry wpływ, wiesz?
- Daj spokój, wszyscy mi to powtarzają. Może i mam, ale on tego nie widzi. Zresztą nieważne, Kili, zakończmy ten temat. Rozdzielmy się, co? Ja pójdę w tę stronę, będzie nam łatwiej. Krasnolud przytaknął i poszli w różne strony, choć miał pewne obawy czy jego towarzyszka nie zgubi się sama w obcym, potencjalnie niebezpiecznym miejscu. Ona jednak odganiała od siebie strach. Szła przed siebie, rozmyślając o wszystkim, co nie było związane z Thorinem – a nie było to łatwe. Wszystko kojarzyło jej się z jednym. Zeszła już z niej cała złość i tak naprawdę pragnęła znaleźć się teraz w jego bezpiecznych ramionach, szczególnie, że wydawało jej się, że słyszy za sobą jakieś kroki… Jednak gdy odwróciła się, niczego nie zobaczyła. Zawahała się, ale zrobiła kilka kroków w przód i nagle poczuła na szyi zimne ostrze.
Kili był już pewien, że teren jest czysty, i postanowił wrócić się, by poszukać Luthien. Nie wiedział jednak, gdzie iść, by się z nią nie minąć.
- Na Durina, po co pozwoliłeś jej odejść! – powiedział głośno sam do siebie – Durniu! Ona może być wszędzie!
- Kili!? – usłyszał za sobą głos Thorina – Kili! Gdzie Luthien!?
- Wujku…
- Gdzie ona jest!?
- Nie wiem…
- Kili zabiję cię!
- Spokojnie, wujku! Po prostu my…
- Co: wy!? – Thorin momentalnie stracił nad sobą panowanie – Co się stało, co zrobiliście!? Zrobiłeś jej krzywdę!? Co między wami zaszło?!
- Wujku! NIC nie zaszło, musisz się uspokoić! Rozdzieliliśmy się niedawno, jestem na siebie za to wściekły, mogłem jej na to nie pozwalać… Ale nic między nami nie było i nigdy nie będzie!
- Kili, wybacz mi… Kili, ja nie chciałem, po prostu tak się o nią boję, jest taka krucha i delikatna, a teraz sama w tej dziczy…
- Spokojnie, znajdziemy ją. To ja przepraszam, że pozwoliłem jej odejść.
- Żadna siła by jej nie powstrzymała, nie mogłeś jej zabronić. Kili, tak mi głupio że w ogóle pomyślałem, że wy…
- Nigdy bym ci tego nie zrobił – młody krasnolud położył wujowi dłonie na ramionach – A ona prędzej dałaby się zabić, niż zrobiłaby ci taką krzywdę. Może poszukajmy jej, a nie stójmy tu bez sensu, co?
Thorin kiwnął głową i obaj ruszyli na poszukiwanie dziewczyny, która była naprawdę w ogromnym niebezpieczeństwie…
Zimna stal powoli przesuwała się po szyi Luthien. Nawet porwanie przez gobliny nie było tak przerażające, jak ta krótka chwila, w której czuła na sobie ostrze, i nawet nie wiedziała, do kogo ono należy. Czuła tylko smród, okropny smród, od którego robiło jej się niedobrze, i czyjś gorący oddech na karku. Sparaliżowana, nie była w stanie poruszyć nawet palcem.
- Skąd tak piękna panienka wzięła się samotnie w takim miejscu? – odezwał się straszny głos tuż za nią – Gdzie twoi towarzysze?
- Nie wiem… Nie wiem, o czym mówisz – wydusiła z siebie Luthien.
- Ooo, to nieprawda, dobrze wiesz… Nie możesz być sama. Powiedz tylko, gdzie są, i daruję ci życie.
- Jestem tu sama, zabłądziłam, zmierzałam do Rivendell i…
- Jesteś blisko granic Mrocznej Puszczy, i twierdzisz, że zmierzasz do Rivendell? Tym bardziej muszę cię unieszkodliwić, bo kłamiesz jak z nut – ciągnął okropny głos. Luthien z całych sił musiała się pilnować, żeby niczego nie zdradzić i nie narazić kompanii na niebezpieczeństwo.
- Jestem sierotą, nie mam się gdzie podziać, a w Rivendell… Tam jest bezpiecznie, przebywali tam kiedyś moi przodkowie, znali władcę tego miejsca, byli przyjaciółmi. Pan Elrond pamięta mnie i otoczy tam opieką, dlatego idę właśnie do Rivendell – podkreśliła z tak dużą mocą, na jaką było ją stać, mając miecz przy gardle.
- A co, jeśli powiem ci, że śmierdzisz krasnoludami? – głos był coraz bardziej obrzydliwy i bała się strasznie.
- Spotkałam dwóch kilka dni temu… Zmierzali na południe. To znaczy… Do Rohanu. Szli do Edoras. Jeden z nich dał mi swój koc, ale zgubiłam go dziś po drodze. Może dlatego wciąż czuć ich zapach…
- Kłamiesz! Dwóch krasnoludów idących do Edoras! Po co krasnoludom wycieczka do krainy koni!?
- Może właśnie szli po konie…
- Kłamiesz! – usłyszała ponownie, a ciemna, obślizgła ręka chwyciła ją za ramię i przekręciła przodem do siebie. Głos należał do wyjątkowo szpetnego orka.
- Błagam o litość, nic nie zrobiłam, pozwól mi iść do Rivendell…
- Mam cię puścić, żebyś poszła do tych przeklętych elfów? Zresztą prędzej uwierzyłbym w tę bajeczkę o Rivendell, gdybyś powiedziała mi że widziałaś się z krasnoludami, które zmierzają do Ereboru, nie do Edoras… A może tak właśnie było? – ork przystawił ostrze miecza do policzka dziewczyny, a ta drgnęła niespokojnie.
- Nie wiem, gdzie jest Erebor, nigdy tam nie byłam… Nie znam żadnego krasnoluda z Ereboru!
- A Thorin Dębowa Tarcza… Nic ci to nie mówi, piękna panienko? Thorin, syn Thraina, syna Throra, król spod Góry na wygnaniu. I jego piękni, młodzi siostrzeńcy, następni pretendenci do tronu. Kolejny? Niejaki Balin, syn Fundina. Oin i Gloin, synowie Groina. Nie znasz ich? Było ich razem piętnastu. Widziano też z nimi niziołka z Shire i szarego czarodzieja.
- Naprawdę, nie znam ich…
- A taki szaleniec z obłędem w oczach i kawałkiem topora w głowie? Rzuca się w oczy, zapamiętałabyś go – ork przycisnął miecz do policzka Luthien – To mój podarunek, wiesz? Pamiątka. Podobno biedaczysko szuka mnie po całym świecie, żeby się zemścić…
- To ty… - oczy Luthien pociemniały, a po chwili zdała sobie sprawę, że wszystko wydała.
- Więc jednak znasz te przeklęte krasnoludzkie ścierwa… Ty kłamliwa, mała wiedźmo! – ork wziął zamach mieczem, lecz Luthien zdążyła się uchylić i ostrze przecięło jej tylko policzek. Kiedy chciała wstać, ohydny stwór przytrzymał ją przy ziemi z ostrzem przy szyi.
- Dobrze, skoro już wiemy że znasz byłych mieszkańców Ereboru… Grzecznie powiesz mi, gdzie są, a ja odprowadzę cię do Mglistych Gór. Stamtąd trafisz do Rivendell… Albo i nie. Zakładając, że nie spotkasz moich pobratymców, możesz przeżyć. Widzisz, nie jestem taki zły…
- I nie jesteś taki głupi jak reszta orków – butnie dodała Luthien. Ostrze mocniej przycisnęło jej skórę.
- Komplementy ci wiele nie pomogą. Gdzie jest Dębowa Tarcza? – zapytał ork.
- Sądzisz, że ci powiem? Wolałabym zginąć!
- Panienki życzenie jest dla mnie rozkazem…
- Kili! Pomocy, Kili, ratunku! – zaczęła niespodziewanie krzyczeć Luthien.
- Więc jednak ściągniesz ich do mnie… Grzeczna dziewczynka. Krzycz głośniej… Choć wątpię, że ktoś cię tu usłyszy.
- Kili!!!
Tymczasem Thorin z siostrzeńcem biegli dokładnie w tę stronę, gdzie była Luthien. Coraz bardziej zaniepokojeni, wręcz przerażeni wizjami, jakie kołatały im się w głowach. Myśleli już o najgorszym, kiedy nagle Kili usłyszał krzyk.
- To ona – przystanął na chwilę i wsłuchał się – Wujku, to Luthien!
- Na co czekasz, biegnijmy tam!
Kili natychmiast ruszył do przodu, zostawiając Thorina w tyle. Był najszybszym biegaczem w całej kompanii, toteż dotarł na miejsce bardzo prędko. Zamarł, widząc jak ork nachyla się nad leżącą Luthien i przystawia jej brudne ostrze do szyi. Wyskoczył zza drzewa i wyciągnął swój miecz.
- Puść ją – powiedział groźnie. Potwór spojrzał na niego z obrzydliwym uśmiechem.
- Proszę proszę! Panicz z rodu Durina! Kili, jeśli się nie mylę? Gdzie twój wuj?
- Niedaleko, i lepiej módl się, żeby nie zdążył zobaczyć cię przy dziewczynie – warknął krasnolud – Puść ją, powtarzam.
- Poczekam na Króla. Zgotuję mu iście królewski widok i powitanie…
Nim ork zdążył się zorientować, Kili rzucił się na niego i odepchnął go od Luthien. W tym samym momencie nadbiegł Thorin i od razu skierował się w stronę dziewczyny. Wziął ją w ramiona i przycisnął do siebie z całych sił.
- Żyjesz… Nigdy się tak nie bałem… - szeptał nerwowo, i wtedy zauważył krew spływającą z jej bladej twarzy – Co on ci zrobił…
- To nic, tylko draśnięcie. Bałam się, pytał o was… Gdzie jesteście. Próbowałam kłamać, że was nie znam, przysięgam nie zdradziłam was, potem wspomniał o Bifurze, że to on wbił mu topór w głowę, wtedy przypadkiem wydałam że wiem kim jest Bifur. Ale nie powiedziałam mu, gdzie jesteście, próbował to ze mnie wyciągnąć, ale uwierz mi kochany, nic nie powiedziałam, ani słowa…
- Spokojnie maleńka, wierzę ci. Nie zrobiłabyś tego, nie ty… Nie rób tego więcej. Nie odchodź sama.
- Wujku! – zawołał Kili, przyciskając orka do ziemi – Co z nim zrobić?
- Poczekaj tu, kochanie – Thorin spojrzał Luthien w oczy i pocałował ją delikatnie – Już się nie bój, zaraz będę przy tobie – zapewnił, po czym zerwał się w stronę siostrzeńca – Puść go – rozkazał, po czym wyciągnął Orkrista i przeciągnął nim po twarzy orka, robiąc mu dokładnie to, co on uczynił na policzku Luthien – A teraz zabiję cię z radością i pokroję twojego trupa na 50 równych kawałków. Potem odnajdę twojego przywódcę i przysięgam, że zrobię z nim to samo.
- O ile pamiętam, kilka dni temu ponownie przegrałeś z moim panem – szyderczo zauważył potwór. Oczy Thorina zrobiły się ciemne i duże i jeszcze mocniej przycisnął wroga do ziemi.
- Gdzie on jest? – zapytał powoli – Gdzie ten śmieć się ukrywa?
- Chciałbyś wiedzieć, upadły królu – zarechotał ork – Ale tak, jak twoja panienka nie chciała zdradzić twojego pobytu, tak i ja nie zdradzę, gdzie jest Azog.
- Zabiję go!!! – krzyknął Thorin, i tylko szybka reakcja Kiliego powstrzymała go od zbyt szybkiego wydania wyroku:
- Zaczekaj wujku. Ja to załatwię – powiedział spokojnie, po czym wycelował strzałą z bliska w sam środek głowy orka i zwrócił się do niego – Powiesz nam, gdzie jest reszta twojej bandy. Przyznasz, z kim jesteś i gdzie są, a my puścimy cię wolno. Nie zginiesz.
- Kili! – krzyknął Thorin z pretensją, ale stanowczy wzrok siostrzeńca spowodował, że w mig pojął powagę sytuacji i nie może sobie pozwolić na bezmyślną zemstę – Racja. Przyznaj się, jesteś sam?
- Obym zgnił jeśli wam powiem! – zasyczał ork, próbując grać na czas, jednak zbyt mocno bał się o swoje życie, i był coraz bliższy współpracy z agresywnymi krasnoludami.
- Zgnijesz tu samotnie, jeśli nam nie powiesz – zagroził Thorin, przyduszając go – Jeśli powiesz nam prawdę, nie zabiję cię. Inaczej posmakujesz mojego ostrza, które zabiło z łatwością króla goblinów.
- Dobrze! – ork zaczął wić się z bólu, jaki zadawał mu mocny uścisk Thorina wokół jego szyi – Powiem! Jestem… Jestem tu sam! Chciałem was wyśledzić, odnaleźć i donieść o waszym położeniu blademu orkowi!
- Gdzie jest ten plugawiec?
- Prawdopodobnie teraz w Dol Guldur…
- Dol Guldur? – zdziwił się Kili – Gandalf coś wspominał o fortecy, o rodzącym się tam źle, o czarnoksiężniku… Po co Azog miałby iść do Dol Guldur?
- Jestem zwykłym szpiegiem, gdybym zadał mu to pytanie, zabiłby mnie na miejscu! – zawył żałośnie ork – Puśćcie mnie, powiedziałem wszystko! Jestem tu sam, oprócz mnie nie ma nikogo, przysięgam na moją plugawą matkę!!!
- Skoro jesteś sam… Dlaczego odważyłeś się zapuścić tak daleko wiedząc, że będziemy mieli nad tobą przewagę w razie spotkania? – Thorin nie do końca wierzył w historię samotnie wędrującego orka i mocniej zaciskał pięść na jego gardle.
- Chciałem… Chciałem powybijać was w nocy! – krzyknął z bólu – A ciebie żywego doprowadzić do mojego pana! Przysięgam że jestem sam i mówię prawdę!
- Wujku… Jest zbyt głupi, żeby kłamać. Spójrz, jak się boi – zauważył Kili. Thorin przytaknął.
- Tak… Dziękuję za pomoc – powiedział spokojnie, po czym wbił ostrze w serce orka.
- Obiecałeś… że… zostawisz mnie… przy życiu… - wybełkotał ostatkiem sił.
- Tak powiedziałem? – krasnolud uśmiechnął się z ironią – Najwidoczniej powiedziałem coś innego, niż myślałem. Może po prostu kłamałem.
- Ty krasnoludzki śmieciu… I tak cię zabiją…
- Gdybyś miał wątpliwości – Thorin wyciągnął miecz i wbił go po raz kolejny zaraz obok – To było za Luthien. A to – wyrwał Kiliemu drugi miecz i odciął orkowi głowę – Za Bifura!!!
Thorin wstał i z obrzydzeniem otrzepał się. Stanął jedną nogą na trupie i wyciągnął z niego Orkrista, po czym nadział na niego głowę orka.
- Trzymaj – rzucił broń z ulokowanym na niej trofeum zdezorientowanemu Kiliemu – Zanieś to w prezencie naszemu przyjacielowi.
- Wujku… Ale jesteś fantastyczny – młody krasnolud nie mógł wyrazić podziwu dla Thorina – To było coś! Opowiem wszystkim, co zrobiłeś! Ori spisze to w dzienniku, taka akcja nie może przejść sobie tak po prostu zapomniana!
Thorin jednak nie słuchał już rozentuzjazmowanego siostrzeńca, tylko podbiegł do Luthien i wziął ją w ramiona tak, jakby odzyskał najcenniejszy na świecie utracony skarb. Długo nie mógł oderwać się od niej, tak bardzo cieszył się, że ma ją przy sobie żywą. Dziewczyna zamknęła oczy i oddała się temu pięknemu, magicznemu uczuciu, w tym momencie poczuła że to, co ich łączy, to nie jest tylko uczucie z jej strony. Wiedziała, że Thorin ją kocha, czuła to w każdym zakamarku swojej duszy. On również w tym momencie uświadomił sobie, że gdyby tego dnia Luthien zginęła, nic nie byłoby już ważne. Całe to bogactwo, odzyskany tron, Arcyklejnot… Arcyklejnot mógłby nie istnieć. Gdyby Luthien umarła, umarłby i Thorin. Jego dusza i serce. I może kontynuowałby dalszą wyprawę, ale tylko po to, by pomóc swemu narodowi. Po odzyskaniu Góry oddałby jej Serce swoim siostrzeńcom, by to oni sprawowali władzę, bo właśnie zrozumiał, że Serce Góry niekoniecznie jest jego sercem, jak dotąd myślał. Jego serce było wypełnione uśmiechem Luthien i tylko to się dla niego liczyło…
I teraz, kiedy wziął ją na ręce i niósł do obozu jak najpiękniejszy na świecie skarb, zaczynał rozumieć. To Luthien jest jego własnym Arcyklejnotem. I nie może pozwolić jej zginąć…






--------- 
Notka: Autorem opowiadania jest Kate. Opowieść oparta jest na postaciach z filmu "Hobbit: Niezwykła podróż” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich. Do zilustrowania opowiadania użyto screenów i przyciętych screenów Kate z w/w filmu. 
--------- 


Kolejna część za tydzień. :-)

Efekty wizualne od Weta Digital w "Hobbit:Pustkowie Smauga".

$
0
0
Weta Digital na sowim kanale na YouTube zamieściło dwa filmy z produkcji efektów wizualnych jakie mieliśmy możliwość oglądać w filmie„Hobbit:Pustkowie Smauga”



Uwielbiam ten dźwięk spadających monet kiedy zaczynamy poznawać Smauga a i chyba nie muszę mówić co myślę o scenach z beczkami. :-)

Nowy projekt pana Armitage’a!

$
0
0
Jak tutaj podała Ali z RANet, pan Armitage został zaangażowany do ekranizacji powieści Bernarda Hare’a „Urban Grimshaw and the Shed Crew”, niestety nie udało mi się znaleźć polskiego wydania tej książki. Filmowanie ma miejsce w Leeds w Wielkiej Brytanii i ma potrwać 6 tygodni. A postać w którą wcieli się mój nasz ulubiony aktor, to 37-mio letni Chop były pracownik socjalny, który poznając syna swojej przyjaciółki Urbana Grimshawa, który nie potrafi czytać ani nie chodzi do szkoły a swój czas spędza w gangu na kradzieży samochodów, zaprzyjaźnia się z nim i postanawia mu pomóc.

Wygląda na to, że to nie będzie łatwa fabuła, ale jestem przekonana, że pan Armitage wykreuje wspaniałą postać.
Richard Armitage podczas promocji "Hobbita" w Nowym Yorku. Grudzień 2012. Źródło obrazka:armitage-online.ru

Richard Armitage Interview: Out takes with Host Marlise Boland

Bo lubię półcienie na twarzy Lucasa Northa.

$
0
0
Które sprawiają, że na każdym z poniższych screenów twarz Lucasa Northa granego przez Richarda Armitage’a wygląda inaczej. 
Richard Armitage jako Lucas North w serialu "Spooks"/"Tajniacy" S8Ep.8. Mój screen.  



 Miłego tygodnia Wszystkim! 

"Serce Góry", fanfik autorstwa Kate, część 8.

$
0
0
Zanim zaczniecie czytać kolejną część, chciałabym zwrócić uwagę na jedną sprawę. Otóż fanfik, który tu zamieszczam jest autorską wizją Kate, jej spojrzeniem na Thorina, i bardzo dziękuję Kate, że dzieląc się swym wyobrażeniem sprawia nam, a przynajmniej mnie, wiele radości. Wiec proszę pozwolić autorce zachować jej spojrzenie na tą postać. Dzięki. A teraz zostawiam Was z Thorinem i Luthien.


Część siódma tutaj.

Wszyscy w obozie niepokoili się długą nieobecnością Kiliego, Luthien i Thorina, szczególnie że Fili dawno zdążył wrócić ze zwiadów. Kiedy Gandalf chciał już wysyłać grupę krasnoludów na poszukiwania, Kili z okrzykiem radości wbiegł pomiędzy nich.
- Mój wujek jest bohaterem! – krzyknął.
- To wiemy od dawna – zauważył z przekąsem Bilbo – Co tym razem zrobił?
Kili nie zdążył odpowiedzieć, bo w tym momencie nadszedł Thorin. Oczy wszystkich zwróciły się w jego stronę, patrząc jak niesie na rękach Luthien. Gandalf pytająco spojrzał na przywódcę krasnoludów, a zaraz potem na jego siostrzeńca. Thorin najdelikatniej jak tylko potrafił posadził Luthien na trawie tuż przy drzewie, by mogła się oprzeć, po czym wziął z ręki Kiliego Orkrista i uniósł go w górę.
- Drogi przyjacielu – powiedział z uśmiechem, zwracając się do Bifura – Pomściłem cię najlepiej, jak potrafiłem. Wybacz, że nie mogłeś ujrzeć tego na własne oczy. Przyprowadziłbym ci go, ale zagrażał Luthien, musiałem go unieszkodliwić.
Bifur z niedowierzaniem wbił wzrok w głowę orka sterczącą na ostrzu Orkrista. Wszędzie rozpoznałby ten wstrętny wyraz twarzy i niekompletne uzębienie. To był ork, który lata temu skrzywdził go, i którego przez lata ścigał, ogarnięty żądzą zemsty.

Nie potrafił wyrazić swoich uczuć zrozumiale dla wszystkich, ale niezmiernie cieszył się, że Thorin własnoręcznie zabił jego odwiecznego wroga. Najpierw zdjął cenne trofeum z miecza, rzucił je na ziemię i zdeptał je bezlitośnie, a następnie rzucił się Thorinowi na szyję, krzycząc coś w języku khuzdul.

- Bifur jest szczęśliwy – tłumaczył Gandalf – Choć trochę żal mu, że nie widział jego miny w chwili śmierci. Dziękuje ci, Thorinie, że to zrobiłeś, i mówi że to dla niego zaszczyt i najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek od kogoś dostał.
- Jesteś moim przyjacielem, Bifurze – Thorin uśmiechnął się szczerze – To dla mnie zaszczyt, że mogłem okazać ci w ten sposób moją wdzięczność, że jesteś tu, by mnie wspierać.
- Dobrze, ale jak do tego doszło? – Bilbo zniecierpliwił się i nudziły go już wymiany grzeczności – Co tam właściwie zaszło?
- Ja powiem! – wyrwał się Kili – Szliśmy z Luthien na zwiady, w pewnym momencie rozdzieliliśmy się, po jakimś czasie spotkałem wujka i ruszyliśmy jej szukać. Kiedy ją zobaczyłem, ten przebrzydły ork groził jej mieczem… Wtedy nadbiegł wujek i załatwił go na dobre!
- Uratowałeś ją, Kili – powiedział Thorin – To ty odepchnąłeś go od Luthien, byłeś tam pierwszy…
- Ale to ty go zabiłeś!

- Uratowałeś ją. Dziękuję – król przytulił do siebie mocno swego siostrzeńca – Poza tym, dzięki tobie i twojemu opanowaniu wiemy, że był sam i gdzie jest Azog. Zabiłbym go od razu, gdyby nie ty… Tak bardzo jestem z ciebie dumny!
- Wujku, nie trzeba… - Kili speszył się, nie co dzień przecież słyszał takie pochwały z ust Thorina.
- Kocham cię, synu – szepnął cicho i nieśmiało przywódca do swego siostrzeńca, a zaraz potem dodał głośno – Ta plugawa kreatura jest w Dol Guldur, Gandalfie. Nie wiem, co knuje, ale nie podoba mi się to.
- Dol Guldur… To nie może wróżyć nic dobrego – zadumał się Gandalf, jednak nie chciał straszyć współtowarzyszy i zmienił temat – Jak się czujesz, Luthien?
- Nadzwyczaj dobrze, nic mi nie jest.
- Co właściwie chciał od ciebie ten ork? O co pytał?
- O moich towarzyszy – odparła dziewczyna – Kłamałam, że jestem sama, i idę do Rivendell… Wtedy wyczuł ode mnie zapach krasnoludów. Wymyśliłam szybko, że spotkałam dwóch krasnoludów idących do Edoras. Nie wierzył mi, ale próbowałam go przekonać… W końcu zapytał o was. Wymienił Thorina, Kiliego, Filiego, Balina, Oina i Gloina. Znał imiona. Wiedział, że jest was piętnastu, w tym hobbit i czarodziej.
- Wiedzą wszystko – nerwowo zauważył Bilbo – Ciekawe, skąd?
- Nie wiem, ale potem wspomniał o Bifurze. Kiedy zdałam sobie sprawę, że to on wyrządził mu tę krzywdę…. Zdenerwowałam się i dałam po sobie poznać, że… - dziewczynie załamał się głos. Natychmiast podszedł do niej Thorin i uklęknął tuż obok.
- To nie jest twoja wina, nie zrobiłaś nic złego! Nie wydałaś nas, postąpiłaś bardzo odważnie, mało kto potrafiłby się tak zachować! Mimo, że wiedział że nas znasz, nie powiedziałaś mu nic więcej, Luthien co mogłaś więcej zrobić? I tak wystarczająco mocno się naraziłaś! Bałem się o ciebie…
- Nigdy bym was nie zdradziła. Nigdy – Luthien wielkimi oczami spojrzała po twarzach wszystkich zebranych, i jej wzrok utkwił na Bifurze – Zabiłabym go, gdybym miała możliwość. Naprawdę chciałam to zrobić…
- Jest ci wdzięczny – Gandalf tłumaczył niezrozumiałe pomruki krasnoluda – Mówi, że ma u ciebie dług wdzięczności za twoje dobre i odważne serce. Luthien, nie myliłem się co do ciebie, kiedy namawiałem Thorina aby zabrać cię z nami – dodał na koniec od siebie.
- Luthien jest zmęczona – przerwał dyskusję Thorin, biorąc ją za rękę i podnosząc do góry – Musi odpocząć. Bombur, daj mi jakieś jedzenie, pójdziemy trochę dalej, musi zjeść w spokoju i spać w ciszy.
Thorin chwycił Luthien za rękę, wziął od Bombura jedzenie i poszedł z Luthien w kierunku oddalonej o kilkaset kroków kępy krzewów, za którą byli całkowicie niewidoczni dla reszty. Krasnolud posadził ją na ziemi, oparł o gruby pień drzewa i usiadł obok niej. Wziął w dłoń miskę z gorącą zupą, kawałek chleba i karmił dziewczynę powoli.
- Musisz zjeść, żeby nabrać sił – przekonywał ją łagodnym głosem – Bombur bardzo dobrze gotuje, prawda? Nigdy nie jadłem lepszych zup niż te, które on przyrządza.
- Też spróbuj, nie zjadłeś ani łyżki.
- Dam sobie radę, nie jestem głodny.
- Proszę, zjedz resztę, ja już nie dam rady.
Thorin odstawił miskę na bok i ujął twarz Luthien w obie dłonie. Dłuższą chwilę patrzył jej prosto w oczy, jakby próbował ją zapamiętać, wyryć w swojej głowie portret ukochanej…
- Nigdy o nikogo się tak nie bałem – wyznał – Kiedy odeszłaś z Kilim, szalałem z zazdrości. Gandalf świadkiem, powiedziałem coś, czego żałuję, ale kiedy poszedłem was szukać i Kili powiedział mi, że jesteś sama… Wtedy oszalałem z rozpaczy. Myśl, że mogłoby cię tu nie być… - Thorin zawiesił głos i mocno zacisnął powieki. Luthien zdawało się, jakby usiłował zapobiec wypłynięciu z oczu łez. Jego usta drżały.
- Ale jestem – przypomniała mu szybko – Jestem i nigdzie się nie wybieram. Spójrz na mnie kochanie, chcę cię widzieć, chcę widzieć każdą emocję którą w sobie masz, nie ukrywaj się przede mną…
Krasnolud spełnił jej prośbę i rzeczywiście, jego oczy lśniły od łez, które próbował jeszcze przed chwilą ukryć. Luthien momentalnie poczuła nieznośny ucisk w sercu i przytuliła Thorina z całych sił. Nie mogła znieść myśli, że przejął się jej zniknięciem tak bardzo, że teraz odreagowuje to wszystko, pozwalając łzom płynąć po policzkach i nie wstydząc się tego przy niej.
- Strasznie cię przepraszam – powiedziała, sama z trudem opanowując płacz – Gdyby nie moje humory, gdyby nie to że na złość tobie poszłam z Kilim… Jestem głupia i nieodpowiedzialna. Sprawiłam ci przykrość. Kiedy myślę, że martwiłeś się o mnie…
- Luthien, martwiłem? Ja byłem przerażony wizją, że mogę cię nigdy nie zobaczyć żywej! – krzyknął donośnie – Myśl, że mogę cię nigdy nie dotknąć, nie poczuć, nie wziąć w ramiona i zapomnieć przy tobie o całym świecie… To było straszne. Nigdy się tak nie czułem.
- Nawet, kiedy… - zaczęła dziewczyna, myśląc o najbardziej tragicznej chwili z jego życia, ale Thorin wszedł jej w słowo, wiedząc, co ma na myśli:
- Nawet wtedy, uwierz. Nie wiesz, ile dla mnie znaczy to, że tu jesteś…
- Kiedy byłam tam sama, z nim – zaczęła opowiadać Luthien drżącym głosem – Jedyną osobą, o której myślałam, byłeś ty. Kiedy miałam jego ostrze przy szyi, bałam się o ciebie. Bałam się, że on ciebie znajdzie i…
- Już spokojnie, jestem z tobą.
- Miałam przed oczami wszystkie nasze wspólne chwile, myśl o twoich oczach, o twoim uśmiechu dodawała mi jakoś dziwnie sił, w głowie słyszałam twój głos, który mówił mi „Nie poddawaj się, Luthien, zaraz z tobą będę”… Ale bałam się jak nigdy. Jedyne miejsce, gdzie czuję się najbezpieczniej w świecie jest tu, w twoich silnych ramionach. Czuję się przy tobie tak mała, krucha, a jednocześnie najbezpieczniejsza na świecie.
- Ochronię cię przed wszystkim, tylko już więcej mi nie uciekaj – poprosił Thorin, patrząc na nią łagodnym wzrokiem. Dotknął palcem rany na jej policzku i delikatnie przesunął go do jej ust. Na jego twarzy wykwitł ledwo zauważalny uśmiech, a jego oczy rozbłysły niczym milion gwiazd. Słodkie, różowe, zwykle miękkie, a teraz suche usta… Uwielbiał czuć ich dotyk. Nachylił się i subtelnie obdarowywał pocałunkami jej twarz, począwszy od świeżej rany na policzku, poprzez całe czoło, drugi policzek, aż zatrzymał się na jej ustach. Przywarł do nich swoimi i zwilżył je swoim językiem. Luthien westchnęła cicho i pozwoliła mu wejść dalej, pragnęła poczuć jak dba o nią, jak mocno ją kocha… Tylko czy jest w stanie jej to powiedzieć?
- Kocham cię – zapewniła go, jednak Thorin nic nie odpowiedział. Kiedy powtórzyła to po raz drugi, milczał, zwiększając intensywność pocałunku. Kiedy spróbowała powiedzieć to po raz trzeci, jego ciało opadło na nią z głośnym westchnieniem, i nawet ona nie była w stanie już nic powiedzieć. Teraz nie potrzebowali już żadnych słów, ich ciała poruszały się własnym rytmem, grały własną muzykę, która wyrażała więcej, niż jakiekolwiek słowa…
***
THORIN
Luthien, co ty ze mną zrobiłaś… Jesteś obecna w mojej głowie cały czas, bardzo intensywnie. Przeraża mnie myśl, że zacząłem cenić cię bardziej niż dziedzictwo mego dziadka. Jesteś ważniejsza niż to wszystko. Jesteś dla mnie, dla mojej chorej duszy o wiele cenniejsza niż Arcyklejnot. Tak, teraz to widzę… Całe życie bez niego nie było tak bolesne, jak dzisiejsza chwila bez ciebie, z tą okropną myślą że możesz nie żyć… Ale nie mogę postawić ciebie ponad to wszystko. Chciałbym, żebyś zrozumiała, ale nie wiem czy będziesz w stanie mnie zrozumieć. Choć ja sam, moje serce, moja poraniona dusza potrzebują ciebie jak powietrza, tak nie mogę zawieść moich ludzi. Luthien, ja po prostu nie mogę tego zrobić… Patrzę teraz na ciebie, kiedy śpisz, i serce mi pęka na myśl, że niedługo się rozstaniemy. Jesteś dla mnie najważniejsza, ale oni na mnie liczą, przysięgałem że odbiorę to, co nasze, nie mogę tak po prostu zostawić tego i być z tobą, choć nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo bym tego pragnął… Musisz zrozumieć, że jestem zmuszony cię opuścić. Nie zaryzykuję twojego życia, wystarczająco bałem się dziś, żeby pozwolić na kolejną taką sytuację. Nie wiem, kiedy to nastąpi, dam nam jeszcze trochę czasu, jeszcze kilka chwil razem, może dwa, trzy dni… Ale jakkolwiek złamie to moje serce, nie pójdziesz za mną na pewną śmierć. Mogę umrzeć, i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Nie chcę, żebyś to widziała, nie chcę żebyś w ogóle o tym wiedziała. Zapomnisz o mnie kiedyś, na pewno poradzisz sobie z tym. Wiem, że cię tym zranię, ale jestem odpowiedzialny za zbyt wielką sprawę, żeby sobie to odpuścić dla ciebie. Mimo tego, że… Luthien, kocham cię, kocham! Ale nigdy ci tego nie powiem… Nie powiem tego nikomu, a tobie przede wszystkim. Kocham cię, potrzebuję cię, ale oni też mnie potrzebują. Gdybym z tobą został, nigdy nie wybaczyłbym sobie, że zaniechałem zemsty, że nie pomściłem tej krzywdy, jakiej doznali moi ludzie. Mam nadzieję, że zrozumiesz. Wolałbym cię nigdy nie spotkać i nie stawiać w takiej sytuacji. Wolałbym, żeby uratował cię ktoś inny, zresztą jesteś tak mądra i silna, że sama uciekłabyś goblinom. Wierzę w ciebie, kochanie, poradzisz sobie, tak jak zawsze sobie radziłaś. Już teraz przepraszam cię za to, co będzie, ale nie potrafię zrobić nic innego. Stałaś się dla mnie zbyt ważna, żebym wystawiał cię na takie niebezpieczeństwo. Wystarczająco gryzie mnie sumienie, że zabrałem na wyprawę hobbita, który mógłby spokojnie siedzieć w swojej norce, czytać książki i nie interesować się grupą zubożałych krasnoludów bez domu. Ale tego już nie cofnę. Mogę uratować choć jedną osobę, i będziesz nią ty. Opuścisz nas i nic nie będzie ci zagrażało, a ja będę spokojny i pewien, że jesteś bezpieczna. Moja mała, słodka dziewczynko, odmieniłaś mnie, odmieniłaś moje życie i dałaś mi radość, jakiej nie znałem. Dałaś mi szczęście, które przez całe życie mylnie utożsamiałem z władzą, bogactwem… Dałaś mi miłość, której bałem się i nadal się boję. Boję się, bo to silne uczucie, które żywię do ciebie, osłabia mnie. Może kiedyś spotkamy się… Może kiedy będzie po wszystkim, jeśli przeżyję, odnajdę cię. A może spotkamy się w innym świecie… Jedno jest pewne: kocham cię, Luthien, ale moja miłość nie da ci szczęścia. Wybacz…
***
Kilka kolejnych dni kompania szła wolniej, niż zwykle. W zasadzie nikt nie rozumiał, dlaczego Thorin spowalnia wyprawę, jednak nikt nie śmiał go o to pytać. Nawet Balin. Gandalf nic nie mówił, jednak on jedyny domyślał się, co kryje się w myślach Thorina. Domyślał się, że chodzi o Luthien, aczkolwiek nie wtrącał się do niczego, wszak do Dnia Durina mieli jeszcze sporo czasu i mogli sobie pozwolić na małe opóźnienie. Dziewczyna zaś była przeszczęśliwa, widząc Thorina, który był inny niż dotąd – teraz zdawał się być beztroski i radosny. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo jest to dla niego trudne; musiał udawać, a tak naprawdę był tym wszystkim przytłoczony, gryzł się strasznie tym, co kołatało się w jego głowie. Kochał ją, ale musiał ją zostawić, jednocześnie musiał grać przed wszystkimi szczęśliwego. Patrzył na Luthien i tak bardzo pragnął z nią być, teraz zdawał sobie z tego doskonale sprawę. Widział jej uśmiech, który zrywał te nieznośne więzy krępujące jego serce łaknące miłości, i tak naprawdę żałował, że ją spotkał. Ta chwila szczęścia nie była warta tego, by dziewczyna do końca życia cierpiała. Ale nie mógł jej ze sobą zabrać, po prostu nie mógł… Patrzyłaby na wojnę, na śmierć, może nawet i na jego własną śmierć… Nie, to stanowczo za dużo jak na tak młodą, delikatną osobę. Musiał o nią zadbać. Teraz jego największym zmartwieniem było, jak zapewnić jej bezpieczeństwo, gdzie ją odesłać, gdzie ją ukryć…
- Zatrzymajcie się – Gandalf uważnie rozejrzał się dookoła i zarządził postój – To tu.
- Co: tu? – zdziwił się Thorin – Nic nam nie mówiłeś… Znowu jakieś plany za moimi plecami? Przypominam ci, że nie byłem już zadowolony z niespodziewanej wizyty w Rivendell.
- Która wyszła ci na dobre, przyjacielu. Nie zapominaj o tym.
- Co wymyśliłeś tym razem?
- Posłuchajcie mnie uważnie. Za chwilę znajdziemy się w domu kogoś… Jak to powiedzieć… To nietypowa osoba. Ma na imię Beorn i może być nieco niebezpieczny…
- Na brodę Thraina, prowadzisz nas w paszczę lwa!? – krzyknął Thorin.
- Nie do końca lwa, bardziej… niedźwiedzia.
- Jeszcze gorzej!
- Spokojnie, Thorinie, wysłuchaj mnie. Beorn ma dwojaką naturę. Nocą zamienia się w ogromnego, groźnego niedźwiedzia. Zresztą może się zamieniać w niego, kiedy chce. Ale nie bój się, na pewno wysłucha nas, udzieli nam pomocy. Musicie tylko uważać, co i jak mówicie. Dlatego też pozwól, że podobnie jak u Elronda, to ja będę mówił. Na pewno Beorn zgodzi się, byśmy u niego przenocowali…
- Wykluczone! – zaprotestował Thorin – Chcesz, żeby nas pozabijał!?
- Wiem co robię, zaufaj mi. Nie mamy wyjścia, musimy zasięgnąć u niego porady.
- Ja nie pozwolę, żeby jakiś ogromny niedźwiedź zjadł moich przyjaciół!
- Gandalf musi mieć rację – odezwała się cicho Luthien – Proszę, zgódź się, przynajmniej jedną noc spędzimy pod dachem, w lepszych warunkach niż dotąd… Zjesz coś porządnego, wyśpisz się i wtedy ruszymy dalej. Proszę, zgódź się. Gandalf wie, co robi, nigdy cię nie zawiódł.
- Dobrze – Thorin od razu zmienił zdanie – Niech tak będzie. Ale jeśli komuś coś się stanie…
- Nie bądź dzieckiem!
- Robię to tylko dlatego, że chcę, żeby Luthien spała w normalnych warunkach – powiedział cicho Thorin, tak, aby nikt poza Gandalfem go nie słyszał – A ty masz zadbać o bezpieczeństwo. Jeśli ten niedźwiedź ją tknie, zginie, a ty razem z nim.
- Ostre słowa, przyjacielu… Ale dobrze, niech i tak będzie. Miło widzieć, jak się o nią troszczysz.
- To gdzie idziemy? – zdenerwowany krasnolud zmienił temat.
- Widzicie tę skałę? Nazywana jest Samotną Skałą. Wyrzeźbił ją właśnie Beorn. Tuż za nią jest mały, dębowy lasek, w którym jest jego dom. Nie ma na co czekać, ruszajmy. Ale… jest jeszcze jedno.
- Co znowu? Wielki niedźwiedź mieszka ze stadem groźnych wilków? – Thorinowi wyjątkowo nie dopisywał humor.
- Nie. Po prostu nie możemy pójść tam wszyscy naraz…
- Oszalałeś, tak?
- Nie. Po prostu… To specyficzna osoba. Może wpaść w zły humor, kiedy zwalimy się naraz całą gromadą, i to jeszcze tak… nietypową – Gandalf rzucił okiem na Bombura i Bifura – Dlatego ja z Bilbem pójdziemy pierwsi. Możemy wziąć Luthien…
- Nie!
- Wiedziałem, że to powiesz – czarodziej uśmiechnął się pod nosem – Tak więc odczekacie trochę, kilka minut, i wtedy naszym śladem przyjdziesz ty z Luthien. Potem ty, Balinie, przyjdziesz z Dwalinem. Po was niech przyjdą Oin i Gloin, potem Kili z Filim. Następni będą Dori i Nori, później Ori i Bofur, a na końcu Bifur z Bomburem. Tylko proszę was o myślenie i odrobinę taktu. Bofurze, słyszałeś? Nori, żadnego brania pamiątek. Bombur… Pamiętaj, że jedzenia musi starczyć dla wszystkich. Thorinie, bez pokazywania swojej władzy i pozycji, dobrze? Aha, Bilbo… Nie wspominaj Beornowi o chusteczkach do nosa. Wcale go o to nie pytaj, rozumiesz? No, a teraz… Do zobaczenia za chwilę.
Gandalf chwycił Bilba za ramię, odwrócili się i momentalnie już ich nie było. Thorin zdołał tylko zauważyć, w którą stronę poszli. Wrócił szybko do Luthien i przytulił ją do siebie.
- Mam nadzieję, że się nie boisz? – zapytał.
- Nie, skąd. Myślę, że nie ma czego.
- Moja mała, odważna dziewczynka…
- Zwracasz się do mnie czasem, jak do dziecka – zauważyła Luthien, a Thorin pogłaskał ją z czułością po policzku.
- Może nie zauważyłaś, ale jestem od ciebie kilka lat starszy.
- Kilka… Łagodnie powiedziane.
- No, trochę ponad sto… Ale czy to w czymś przeszkadza?
- Absolutnie – Luthien pocałowała ukochanego w usta, a on odwzajemnił pocałunek bardzo żarliwie.
- Ja bardzo lubię młode, piękne dziewczęta – szepnął, gdy zdołał oderwać się od słodkich warg ukochanej.
- Mam czuć się zazdrosna? Czy moja pozycja jest zagrożona?
- Twoja pozycja jest… - Thorin uśmiechnął się w ten cudowny sposób, który Luthien kochała, a który oznaczał że jest w świetnym nastroju i ma myśli zgoła inne niż walka i niebezpieczeństwa. Spojrzał na nią i dokończył cicho – Jest niezachwiana.
- Niczym niezachwiana? – upewniła się dziewczyna, a w odpowiedzi otrzymała ten sam uśmiech:
- Nawet nie wiesz, jak bardzo niezachwiana… No, ale czas już chyba na nas, mała, odważna dziewczynko, prawda? Pani przodem…
Kiedy tak szli przed siebie, śladami Gandalfa i Bilba, serce Thorina ściskał ogromny żal, że to są prawdopodobnie ich ostatnie wspólne chwile. Luthien co chwilę odwracała się i obdarowywała go swym pięknym uśmiechem, ale on, zamiast cieszyć się, czuł coraz większy smutek. Chwilami miał ochotę zaniechać swego planu, jednak zabrać ją ze sobą w dalszą podróż, a im bliżej byli domu Beorna, tym bardziej mieszane były jego uczucia. Przestał więc o tym myśleć i skupił się na drodze. Gdy doszli do drzwi domu, słyszał jak Gandalf rozmawia z gospodarzem.
- Niewiarygodny początek opowieści – zabrzmiał niski głos Beorna – Lecz nie wiem, czy mogę ci wierzyć, czarodzieju. Jesteś tu u mnie z hobbitem niewiadomego pochodzenia…
- O przepraszam, pochodzę z Shire! – wtrącił rozzłoszczony Bilbo, ale natychmiast został uciszony przez Gandalfa kopniakiem w kostkę.
- Więc z hobbitem z Shire – kontynuował gospodarz – I wspominasz o gromadce krasnoludów, których tu nie widzę…
- Drogi Beornie, za chwilę powinien pojawić się pierwszy z nich – wyjaśnił Gandalf – O, już chyba słyszę kroki i pukanie do drzwi… Oto jest.
- Wejdź! – zagrzmiał Beorn, i po chwili w jego domu zjawił się Thorin, trzymający lekko jednak zalęknioną Luthien – Kim jesteś? I kim jest twoja towarzyszka, o której czarodziej nie wspomniał?
- Jestem Thorin, syn Thraina, z rodu Durina. Pochodzę z Ereboru – wyjaśnił dumnie krasnolud, nie bacząc na ostrzeżenia Gandalfa, który zakazał mu chwalenia się swym pochodzeniem i pozycją – A to jest Luthien, kobieta którą uratowałem z łap goblinów.
- Thorin Dębowa Tarcza… Wiele o tobie słyszałem. Musisz wiedzieć, że nie ufam krasnoludom. Nie lubię ich, delikatnie mówiąc. A panienka, jeśli wolno wiedzieć, dlaczego podąża z królem-wygnańcem i jego przyjaciółmi?
- Kocham go, idę więc wszędzie, gdzie on idzie – wyjaśniła rezolutnie dziewczyna.
- To zresztą nasza sprawa – dokończył Thorin, co zdenerwowało gospodarza:
- Odkąd wszedłeś za próg mego domu, wszystko, co mi powiesz, jest również moją sprawą! – huknął, i tak wystraszył zgromadzonych, że zdawało się im, iż Beorn urósł w jednej chwili aż do sufitu.
- Wybacz nam tę niespodziewaną wizytę i lekkie nieokrzesanie mych przyjaciół – próbował załagodzić sytuację Gandalf – Musisz wiedzieć, że jesteśmy strasznie zmęczeni. A poza tym, za chwilę powinni się zjawić kolejni…
W tym momencie rozległo się stukanie do drzwi i pojawili się Balin z Dwalinem, a następnie Oin i Gloin i cała reszta kompanii. Beorn z coraz większym zaciekawieniem słuchał opowieści Gandalfa i krasnoludów i, jako że uwielbiał dobre i trzymające w napięciu historie, dał się łatwo udobruchać. Nadal jednak nie do końca dowierzał w perypetie tej przekomicznej jego zdaniem gromady. Gdy jednak czarodziej mówił o orłach i ich pomocy, zmienił nastawienie.
- Istotnie, przypominam sobie rozmowę z Gwaihirem, przywódcą orłów… Spotkałem go kilka dni temu. Mówił, że zło powraca w te strony, rozprzestrzeniają się czarne moce, i że pomogli grupce wędrowców uciec z pułapki orków. To zgadza się z tym, co opowiadasz, czarodzieju. Słyszałem też wieści o śmierci króla goblinów. Jedno chcę wam powiedzieć. Jakkolwiek do krasnoludów nie żywię żadnych ciepłych uczuć, tak goblinów i orków szczerze nienawidzę. Pomogę wam, bo wiem, że cel waszej wyprawy jest słuszny. Możecie u mnie przenocować. Dostaniecie ode mnie również kucyki, które zawiozą was na skraj Mrocznej Puszczy. Proszę was jednak, abyście przed wejściem do lasu odesłali je do domu. W przeciwnym razie… sam je odbiorę – zakończył groźnie Beorn.
- Dziękujemy ci, przyjacielu. Bądź pewien, że jeśli tylko będziemy mogli, odwdzięczymy ci się – zapewnił Gandalf, a Thorin przytaknął:
- Jesteśmy twoimi dłużnikami.
- Postaram się wam pomóc na tyle, na ile potrafię.
Thorin zamyślił się, słysząc te słowa. A może Beorn mógłby pomóc mu bardziej, niż by się wydawało… Spojrzał ukradkiem na Luthien, po czym poprosił gospodarza o chwilę rozmowy na osobności, co zdziwiło wszystkich, ale równie szybko przestało ich to interesować, kiedy na stole zaczęło pojawiać się jedzenie. To było to, co krasnoludy kochają najbardziej – pyszne jadło, wyborne piwo i głośne śpiewy. Gandalf zwrócił uwagę na to, że rozmowa Thorina z Beornem była dość żywa, i prawdę mówiąc bał się, czy krasnolud nie powiedział czegoś, co mogłoby rozzłościć gospodarza, ale o dziwo obaj wrócili do stołu spokojni, choć Thorin nieco smutny. Luthien próbowała rozweselić ukochanego, ale jakoś wyjątkowo jej się to nie udawało. W pewnym momencie Beorn wstał od stołu.
- Na mnie już czas – oznajmił – Robi się ciemno. Gośćcie się tutaj do woli, jedzcie, pijcie, mam nadzieję że wygód wam nie zabraknie. Nie mogę zostać z wami… Ale rano się zobaczymy. I najważniejsze… Nie wychodźcie na zewnątrz, nie otwierajcie drzwi. Tak będzie lepiej. Dobrej nocy.
Kompania spojrzała na gospodarza z wdzięcznością, a kiedy ten wyszedł i zamknął ze sobą drzwi, nagle rozległ się głośny ryk. Wszyscy spojrzeli po sobie; wiedzieli, że nastąpił moment, kiedy Beorn przeistoczył się w ogromnego niedźwiedzia. Usłyszeli jednak, że zwierz opuszcza teren i idzie głośnymi krokami w kierunku lasu. To uspokoiło ich i na nowo zaczęli biesiadowanie. Krasnoludy miały niespożyte wręcz siły do zabawy, kiedy widziały przed sobą kufle pełne piwa i pierwszej klasy jedzenie. Wtedy wszystkie stawały się niezwykle muzykalne…
- Hej, pamiętacie naszą piosenkę, którą śpiewaliśmy u Bilba po kolacji? – krzyknął Kili i głośno zaintonował, wskakując na stół – Tępić noże…
- Nie nie nie, proszę mi tego NIE przypominać! – zaprotestował głośno Bilbo – Śpiewajcie coś innego, jeśli już musicie!
- Kiedy to świetna piosenka!
- Nie dla mnie, Kili, jasne? – oburzył się hobbit – Splądrowaliście mi spiżarnię, zniszczyliście kanalizację, potłukliście naczynia!
- Dajże spokój, przynajmniej było wesoło! – uznał Bofur – Chłopaki, przecież Luthien nie słyszała ani jednej naszej pieśni, jak to możliwe?
- Masz rację, nie słyszałam. Jak mogliście pozbawić mnie tej możliwości?
- Zawsze można to nadrobić, droga panno! Thorinie… Thorinie?
Przywódca kompanii stał smutny i zamyślony, opierając się o kominek, w którym trzaskały rozpalone drwa. Zdawał się nie słyszeć radosnych rozmów i śmiechów przyjaciół, jednak kiedy po raz trzeci padło jego imię, otrząsnął się i spojrzał na nich.
- Coś się stało? – zapytał.
- Zaśpiewajmy Luthien jakąś pieśń! – odparł wesoło Bofur – Nie słyszała jeszcze naszej twórczości, uważam że to poważny błąd, jako twoja narzeczona powinna poznać naszą kulturę!
- Jako… - zaczął zdezorientowany Thorin, ale nie chciał wdawać się w dyskusje i nie negował faktu, że Luthien została nazwana jego narzeczoną – Tak, masz rację, zaśpiewajmy coś.
- A co?
- Daleko za chłód Mglistych Gór – zaśpiewał niskim tonem Thorin – W głąb lochów i jaskiń dziur, musimy ruszyć, nim wstanie świt, odnaleźć… - przerwał, zaciskając pięści. Luthien zerwała się z krzesła i podeszła do niego.
- Co się stało?
- Thorinie – Gandalf spojrzał pytająco na przyjaciela – Coś nie tak?
- Nie, wszystko w porządku. Potrzebuję chwili dla siebie, wybaczcie.
Wyszedł bez słowa, ignorując zalecenie Beorna o nie otwieraniu drzwi. Kilku przyjaciół chciało go powstrzymać, ale Gandalf ruchem ręki nakazał im pozostać na miejscach. Wiedział, że Beorn w postaci niedźwiedzia odszedł dość daleko poza teren swojego gospodarstwa, więc Thorin był bezpieczny, o ile nie wypuścił się w las. Czarodziej jednak wiedział, a raczej domyślał się, co gryzie króla krasnoludów, i obawiał się, że dla jednej z osób siedzących tego wieczoru przy stole będzie to ostatni wieczór w podróży…
Tymczasem Thorin poszedł do stajni, gdzie Beorn trzymał swe kucyki. Było ich aż dwadzieścia. Krasnolud powoli krążył między nimi i podziwiał je. Był zdołowany, ale towarzystwo zwierząt wyjątkowo mu odpowiadało, przynajmniej nie musiał nikomu się tłumaczyć i z nikim rozmawiać, choć tak naprawdę doskwierała mu ogromna samotność. Pogłębiona tym bardziej, że zdał sobie sprawę, że to naprawdę jego ostatnie chwile z kobietą, którą pokochał. W tym właśnie momencie podjął ostateczną decyzję. Nie wiedział, jak to rozwiązać, jak jej to powiedzieć, czy zrobić to rano, po spędzeniu ostatniej, wspólnej, namiętnej nocy, czy teraz, co jednak groziło tym że z upojnych chwil nic by nie wyszło, a tak bardzo pragnął posmakować jej ten ostatni raz, być może ostatni raz w życiu… Przeszło mu przez myśl również, by wymknąć się po cichu nad ranem, a wyjaśnienie sprawy Luthien zostawić Beornowi, jednak porzucił tę koncepcję, przecież nie był tchórzem i musiał spojrzeć jej prosto w oczy. Musiał, jakiekolwiek miałyby być tego konsekwencje…
- Wiesz, że muszę to zrobić – powiedział, spoglądając w oczy pięknemu, czekoladowemu kucykowi i głaszcząc go po grzywie – Zabrałbyś kobietę, którą kochasz, na pewną śmierć? No właśnie, nie zrobiłbyś tego… Dlatego i ja nie mogę, rozumiesz? Chociaż bardzo chcę mieć ją przy sobie, nie mogę. I nie mogę jej okazać słabości. Nie mogę pokazać Luthien, że zostawiam ją dlatego, że ją kocham. Że boję się o nią. Rozumiesz, prawda? Najlepiej byłoby gdybym po prostu ją do siebie zniechęcił. Gdyby myślała, że jestem strasznym draniem, zapatrzonym tylko w siebie i moje złoto. Tak, muszę to przedstawić tak, żeby mnie znienawidziła. Wtedy łatwo o mnie zapomni. Wiesz, o co mi chodzi, prawda?
- Thorinie… Kto ma o tobie zapomnieć? – krasnolud usłyszał nagle za sobą głos ukochanej. Nie odwracając się, otarł z oka łzę i poklepał kucyka po grzbiecie.
- Luthien, to ty – wymamrotał niewyraźnie – Co tu robisz? Prosiłem, żebyście dali mi chwilę spokoju…
- Chwila minęła. A ja cię potrzebuję… Bardzo – dziewczyna podeszła do niego i wtuliła się w jego szerokie plecy. Objęła go w biodrach i przycisnęła mocno do siebie.
- Posłuchaj mnie – Thorin próbował zachować jasność umysłu, ale było to niesłychanie trudne, mając ją tak blisko siebie – Jest coś, o czym… Błagam, nie rób mi tego…
- Myślałam, że też tego chcesz… Nie pragniesz mnie już?
- Na Durina, pragnę jak jeszcze nigdy dotąd – westchnął krasnolud – I to jest najgorsze…
- Nie rozumiem. Chyba musimy porozmawiać?
- Tak. Musimy – Thorin odepchnął ją od siebie i zrobił krok w tył. Dziewczyna patrzyła na niego zdumiona, całkowicie w szoku.
- Stało się coś złego… Tak?
- W momencie, kiedy spotkałem cię w lochach goblinów. Luthien, to nigdy nie miało nawet cienia przyszłości. Nie pasujesz do tej układanki. Nie pasujesz do mnie…
- Co za brednie! – wybuchła dziewczyna, podchodząc szybko do Thorina i chwytając go za ramiona, on jednak nie ustępował.
- Luthien! Bądź rozsądna. To jest wojna, ja… Ja nie mogę zabrać cię na pewną śmierć, rozumiesz? Dość już przeszłaś, jesteś kruchą, słabą kobietą, nie dasz rady… Zdecydowałem…
- TY zdecydowałeś!? – głos Luthien był coraz głośniejszy, a ona sama szalała wewnątrz z wściekłości i rozczarowania – Zdecydowałeś za mnie? Że co, że usuniesz mnie tak nagle ze swojego życia, nie pytając mnie o zdanie!?
- Rozmawiałem z Beornem…
- Rozmawiałeś z Beornem!!! Wydasz mnie za niego za mąż, czy zrobisz ze mnie jego kucharkę!?
- Proszę, nie krzycz… Rozmawiałem z nim. Poprosiłem o schronienie dla ciebie. Przynajmniej na jakiś czas. Szczerze mówiąc wolałbym cię ulokować w Rivendell…
- ULOKOWAĆ!? – Luthien wrzasnęła jak oparzona – Lokujesz mnie gdzieś jak jakąś… rzecz!?
- Źle się wyraziłem – Thorin aż skulił się pod wpływem jej płonącego spojrzenia – Chcę cię chronić, Luthien. Najbezpieczniej byłoby dla ciebie w Rivendell, ale jesteśmy daleko, a Beorn zgodził się przetrzymać cię tu jakiś czas. Poza tym powiedział, że co jakiś czas wędruje tędy posłaniec z Rivendell do Mrocznej Puszczy i z powrotem, po drodze zawsze odwiedza Beorna, i on mógłby cię przetransportować do Elronda. Zrozum, to jedyne wyjście w tej chwili.
- Powiedz mi… Wyjaśnij mi, dlaczego w ogóle uratowałeś mnie wtedy w lochach goblinów – głos dziewczyny był już cichy, ale było w nim jednocześnie tyle złości, że Thorin zaczynał żałować że podjął ten temat – Po co ci to było. Żeby podnieść sobie samoocenę? Udowodnić sobie i reszcie, że jesteś bohaterem? W ogóle… po co brałeś mnie ze sobą? Nie mów tylko, że Gandalf ci kazał, bo pierwsze słyszę żeby był dla ciebie wyrocznią. Podważasz KAŻDĄ jego decyzję. Tę o zabraniu mnie też mogłeś, panie wszystkowiedzący. Trzeba było zostawić mnie tam w lesie, kiedy uciekliśmy goblinom. Po co mnie brałeś, co? Żeby mieć rozrywkę?
- Luthien, doskonale wiesz, że to nie tak…
- A jak!?
- Na Durina, przysięgam… Myślałem, że coś z tego będzie. Było mi z tobą dobrze, wiesz że masz na mnie zbawienny wpływ. Nie będę powtarzał ci tego po raz kolejny.
- To co się zmieniło… - Luthien zmiękła nieco, z oczu popłynęły jej łzy i podeszła do Thorina, chwytając jego policzki w swe dłonie – Już nie jestem potrzebna? Powiedz mi to wprost. Moje lecznicze działanie wygasło, prawda? Po prostu mi to powiedz.
- Kochanie, to wszystko nie tak… - Thorin zupełnie się pogubił i nie miał pojęcia, jak z nią rozmawiać. Znowu zaczęły targać nim wątpliwości, czy aby dobrze robi, i czy nie powinien wyznać jej szczerze swoich uczuć, ale doszedł do wniosku, że zbyt daleko zaszedł w tej rozmowie, żeby się teraz nagle wycofać – Posłuchaj mnie uważnie. Jesteś piękną, przepiękną, młodą kobietą. Jesteś cudowna, wspaniała. I moje życie nie pasuje do twojego. Nie jesteś stworzona do wojny, nie jesteś stworzona do tego, by oglądać krew, łzy i śmierć. Jesteś młoda, powinnaś biegać po ukwieconych łąkach, cieszyć się życiem, chłonąć promienie słońca, gonić motyle i powiewy wiatru, pleść wianki i puszczać je z nurtem rzeki… To jest twoje życie. Młodej, ślicznej dziewczyny, która ma wszystko przed sobą i powinna cieszyć się życiem.
- Powiedz mi, co to za życie, jeśli nie będzie w nim ciebie… Ty jesteś moim życiem.
- Tak ci się tylko wydaje… Nie chciałbym, żebyś mnie znienawidziła, jeśli za jakiś czas zrozumiałabyś, że to jednak nie to. Że chcesz jednak na nowo zachłysnąć się pięknem świata i swoją młodością. Pomyśl, o ile przeżyłbym wojnę, i zostałbym królem… Jakie to byłoby dla ciebie życie? Potrafiłabyś całe dnie siedzieć na tronie i patrzeć, jak zarządzam królestwem? To nic ekscytującego. Nudne, szare życie.
- Jednak ty pragniesz takiego życia – zauważyła Luthien, co kompletnie zbiło Thorina z tropu.
- Widzisz… To jest moje przeznaczenie i muszę je wypełnić. A twoje jest inne, nie powinnaś rezygnować z pięknej, kolorowej przyszłości. Bycie królową to same nieciekawe, oficjalne obowiązki. Zero spontaniczności. Zero radości. Zero…
- Thorinie, przestań! – Luthien zakryła ukochanemu usta dłonią – Wiem, że nie tak będzie wyglądać twoje panowanie. Ty taki nie jesteś. Ty jesteś radosny, spontaniczny, choć może sam do końca tego nie pojmujesz. Wierzę, że nasze życie byłoby inne. A ja chciałabym z tobą biegać po łąkach i gonić motyle. Bo wiem, że bycie królem to nie więzienie, i nikt nie odebrałby ci tronu tylko dlatego, że byłbyś szczęśliwy i chłonął promienie słońca, zamiast przeliczać każdy kawałek złota. Nie zaprzeczaj, bo wiem to lepiej od ciebie. Znam cię na wylot, wiem co w tobie drzemie, i co jeszcze może się w tobie obudzić. Zaopiekuję się tobą i sprawię, że nasze życie będzie jak najcudowniejsza tęcza, tylko pozwól mi na to…
- Luthien, teraz ty posłuchaj – krasnolud mocno ścisnął dłonie dziewczyny i spuścił wzrok – Nie mogę dać ci tego czego pragniesz.
- A skąd wiesz, czego ja pragnę?
- Wiem, czego mogą pragnąć kobiety.
- Wiesz? Niby skąd? Ty nie masz pojęcia o kobietach, czego mogą pragnąć, czego mogę pragnąć ja! Prawda jest taka, że cały czas pragnę tylko ciebie, ciebie w każdym momencie twojego życia, w każdej chwili smutku, zwątpienia, złości, w każdej sekundzie w której jesteś szczęśliwy, nawet kiedy będziesz stary i głuchy jak Oin, gruby jak Bombur i coś poprzestawia ci się w głowie i będziesz mówił do mnie tylko w starokrasnoludzkim! Nawet, kiedy będziesz zrzędą jak Baggins, co ja mówię, ty już jesteś większą zrzędą! A mimo to cię kocham i nie chcę niczego innego. Nawet, gdybyśmy mieli całe życie spędzić na tułaczce z całą paczką twoich lekko nieokrzesanych przyjaciół.
- Mówiłem ci już. Moje przeznaczenie jest inne. Nie mogę dać ci tego, czego pragniesz.
- Bo jesteś egoistą! – krzyknęła z wyrzutem Luthien.
- Ja jestem egoistą? – wybuchnął Thorin – Oddaję całe moje życie dla swojego narodu. Nie jestem tu na romantycznej wycieczce. Walczę o życie moich poddanych! I według ciebie jestem egoistą!
- Jesteś zaślepiony. Gubisz w tym wszystkim siebie. I w ogóle nie dostrzegasz mnie. Nie widzisz tego, że wcale nie przeszkadzam ci w osiągnięciu twojego celu, a staram się pomóc, i przy tym dać odrobinę szczęścia. No chyba, że to dla waszej wysokości zbyt mały podarunek od podrzędnej, nędznej biedaczki bez królewskiego pochodzenia!
- Nie mów tak…
- Więc to prawda? Nie zaprzeczasz, prosisz tylko żebym nie mówiła.
- Na Durina… Baby! Wszystkie jesteście takie same, wszystkie! Nieważne jakiej rasy, jesteście z tej samej gliny! Mieszacie w głowach, mącicie, osłabiacie każdego mężczyznę!
- Więc to o to chodzi… - Luthien odsunęła się od ukochanego – Czujesz się słabszy? Przeze mnie?
- Nie. Nie jesteś w stanie mnie osłabić – nieporadnie skłamał Thorin, lecz Luthien i tak rozgryzła jego tok myślenia – Ale też nie mogę sobie pozwolić na jakiekolwiek ryzyko w tej kwestii, przykro mi. Wiesz, jakie jest moje przeznaczenie, i nie mogę zawieść moich ludzi.
- Thorinie, czy ty kiedykolwiek coś do mnie poczułeś…? Cokolwiek, chociaż odrobinę sympatii. Pozytywne uczucie. Nie wymagam wiele.
- Wiesz, że tak. Inaczej by cię tu nie było.
- I dlatego nie chcesz mnie już dłużej?
- Tak będzie lepiej – Thorin udawał niewzruszonego, co było z każdą chwilą coraz trudniejsze, bo Luthien niestrudzenie drążyła temat:
- Dla kogo?
- Dla nas.
- Dla nas… Myślę, że jednak dla ciebie. Dla twojej wielkiej wizji zbawienia narodu krasnoludów!
- Nie obwiniaj mnie za to, że chcę odzyskać moją ojczyznę, zrobić to, czego pragnął mój ojciec, z powrotem odebrać to, co zostało odebrane mojemu dziadkowi. Jestem jedyną osobą, która może to zrobić. I nie zostawię ich samych dla jednej kobiety, która przypadkiem wpakowała się w moje życie! I przed tobą było trudne, a teraz podziwiam sam siebie że nadal daję radę!
- Więc teraz ja jestem największą plagą tego świata… Nie Smaug, tylko ja. Ta najgorsza, podła…
- Och zamknij się! – Thorin uniósł się, wyprowadzony z równowagi – Jesteś najgorszą plagą… mojego serca.
- A więc jednak… Kochasz mnie?
- Luthien…
- Thorinie, nigdy nie powiedziałeś mi, że mnie kochasz, podczas gdy ja powtarzam ci to co chwilę! Powiedz to w końcu…
- Jesteś taka irytująca… - westchnął krasnolud, unikając odpowiedzi, jednak Luthien była nieugięta:
- Nie proszę o wiele. Tylko, żebyś…
- A ja prosiłem: zamknij się.
Thorin ścisnął jej nadgarstki i płonącym wzrokiem przeszywał ją na wskroś. Widziała, że nawet gdyby chciała, to nie ucieknie mu, a najgorsze było to, że wcale nie chciała uciekać. Nawet, gdyby miała to być ich ostatnia wspólna noc, pragnęła tego najbardziej na świecie… Mimo tych wszystkich mocnych słów, które padły. Miała jednak nadzieję, że coś się odmieni, albo to wszystko okaże się przykrym snem i Thorin wcale nie chce, aby go teraz opuściła… Bo tak naprawdę jego oczy zdawały się przeczyć temu, co jej powiedział. To jak na nią patrzył, jak drżały jego usta i jak biło jego serce… Nie mógł chcieć rozstania. I bardzo pragnęła mu to udowodnić…



--------- 
Notka: Autorem opowiadania jest Kate. Opowieść oparta jest na postaciach z filmu "Hobbit: Niezwykła podróż” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich. Do zilustrowania opowiadania użyto screenów i przyciętych screenów Kate z w/w filmu, natoniast screen z Beornem pochodzi z tego wideo.
---------

To jest post dla zachwytu nad kilkudniowym zarostem na twarzy pana Armitage’a.

$
0
0
Zgodnie z obietnicą daną przeze mnie w komentarzu do tegoposta, dziś proponuję nacieszyć nasze oczy kilkudniowym zarostem na twarzy pana Armitage’a. I przyznam, że mając na uwadze to, że nie mogę umieścić tu wszystkich cudnych zdjęć wybór był bardzo trudny. Zacznę zatem od RApostaci, które miały kilkudniowy zarost.

Jako pierwszy John Standring ("Sparkhouse" / "Dom na wrzosowisku").








Na drugim miejscu Sir Guy of Gisborne (serial  "Robin Hood"/ "Robin Hood").




Trzecim jest John Mulligan ( "Moving On" / "Na rozdrożu"). 





Czwartym jest John Porter ("Strike Back"/ "Kontra").




I oczywiście w tym zestawieniu RApostaci nie może zabraknąć Lucasa Northa ("Spooks"/"Tajniacy").

Ale zdjęcia, które wywołują moje drżenie serca to te, na których mój nasz ulubiony aktor jest we własnej osobie. I to niezależnie od tego jak dawno temu zrobiono dane zdjęcie. Dla przykładu kilka zdjęć z ostatnich lat.

Rok 2006, zdjęcie autorstwa Drew Gardnera


Rok 2007 zdjęcie zrobione przez Chrisa Floyda

Z 2010 roku autorstwa Perou


Z 2012 roku, podczas promocji "Hobbita” w Toronto




i podczas konferencji prasowej w Wellington z 6 grudnia 2012r.


Z tego samego roku, sesja zdjęciowa w Nowym Jorku 



Z 2013 roku zdjęcie autorstwa Roberta Ascrofta


Z tego samego roku, zdjęcie autorstwa Leslie Hassler


I jeszcze jedno zdjęcie z 2013 roku autorstwa Leslie Hassler, może dlatego, że to jest jedna z moich ulubionych sesji zdjęciowych RA



Z grudnia 2013 roku z premiery drugiej części "Hobbita" w Los Angeles


I z berlińskiej premiery filmu „Hobbit: Pustkowie Smauga” również z grudnia 2013r.

I na tym zakończę mój krótki przegląd zdjęć pana Armitage’a z kilkudniowym zrostem, jednak coś mi się mocno zdaje, że do tematu będę musiała jeszcze powrócić.;-)


Piersze zdjęcie pana Armitage'a jako Chop.

$
0
0
Dzięki RACentral za udostępnienie pierwszego zdjęcia Richarda Armitage’a z planu zdjęciowego do ekranizacji powieści Bernarda Hare’a „Urban Grimshaw and the Shed Crew”.
Richard Armitage jako Chop na planie zdjęciowym w Beeston. Źródło:RichardArmitageCentral.co.uk


Happy Guy Day! I jedno szybkie pytanie.

$
0
0
Richard Armitage jako sir Guy i Lucy Griffiths jako Marian w serialu BBC "Robin Hood". Zdjęcie promocyjne do serii pierwszej serialu.Źródło: RichardArmitageNet.Com.
Jak sądzicie, co Sir Guy szepce do ucha Marian?

A żeby łatwiej się Wam myślało, proponuję do posłuchania piosenkę zespołu One Republic"Something I Need", która od dłuższego czasu nie chce się ode mnie odczepić. Tłumaczenie piosenki tutaj

Na dobry początek tygodnia.

$
0
0
Porter, John Porter i jego niebieskie, przenikliwe spojrzenie. 

Richard Armitage jako John Porter w serialu "Strike Back”/”Kontra” Ep.1. Mój screen.






Miłego tygodnia Wszystkim! 

Zanim pojawi się zwiastun do "Into the Storm".

Jedno wyznanie.

$
0
0
To nie jest moje wyznanie, ale muszę przyznać, że w pełni się pod nim podpisuję. 

Źródło
Co w moim tłumaczeniu oznacza:
Richard stworzył taki standard, że nie sądzę aby jakiś mężczyzna mógł sprostać temu. 

"Serce Góry", fanfik autorstwa Kate, część 9.

$
0
0
Poprzednia, ósma część tutaj

Luthien poczuła na sobie ciepłe promienie słońca, wpadające przez okno stajni. Otworzyła powoli oczy i przeciągnęła się. Otulała ją niesamowicie piękna woń świeżego siana, ale czegoś jej brakowało. Podniosła się i zauważyła, że nie ma obok niej Thorina. To dziwne, nigdy nie opuszczał jej do momentu, kiedy się obudziła. Ogarnął ją niepokój. Przypomniała sobie wczorajszy wieczór: najpierw okropną kłótnię, ostre słowa, a potem tę cudowną bliskość, te namiętne chwile, których nie mogła porównać do żadnych wcześniejszych. Tej nocy było inaczej. I bała się, że to dlatego, iż Thorin chce ją opuścić. Ale przecież obiecał, że to przemyśli, potem powiedział że chce aby była jego małą, słodką dziewczynką, to chyba znaczyło że chce ją ze sobą zabrać. Jednak w jej sercu tliła się niepewność, która wzrosła, kiedy zdała sobie sprawę, że w stajni oprócz Thorina nie ma też ani jednego kucyka…
***
Fili, z rozkazu swego wujka, pilnował przygotowań do dalszej wędrówki. Obszedł całe gospodarstwo Beorna, pozbierał wszystkie krasnoludy w jedno miejsce, jednak nadal brakowało mu jednej osoby. Póki co nie przejmował się tym i dbał, aby każdy wziął ze sobą bagaż i zapas jedzenia od gospodarza. Kątem oka zauważył, że Thorin trzyma się jakby na uboczu i unika kontaktu z resztą. Zawołał do siebie swego brata.
- Kili, co mu jest? – zapytał.
- Bo ja wiem, może było mu niewygodnie w tej stajni. A gdzie ciocia? – dodał z łobuzerskim uśmiechem.
- To mnie właśnie najbardziej nurtuje.
- Bracie, od czego masz mnie, zajmę się tym.
- Kili, zaczekaj…!
Ten jednak nie słuchał i popędził w stronę Thorina. Fili załamał ręce; jego młodszy brat był gotów znowu zrobić coś głupiego. Nie zdążył jednak w żaden sposób zareagować.
- Wujku, coś się stało? – wypalił na głos bez zastanowienia Kili.
- Nie, wszystko w porządku, dlaczego pytasz?
- Nie rzuciłeś dziś ani jednym żartem, to niepokojące…
- Od kiedy to niby rzucam żartami z samego rana? – Thorin zmarszczył czoło, przeczuwając że jego siostrzeniec zaraz powie coś, czego zapewne w ogóle nie przemyśli.
- Od kiedy sypiasz z… Eee, wujku, co to za czerwony ślad na twojej szyi? I ten z drugiej strony? Na Durina, Gandalfie, wujek jest chory! Pomocy!
- Zamknij się smarkaczu! – Thorin szarpnął Kiliego za rękaw i odciągnął go na bok, jednak wszyscy zdążyli usłyszeć rozpaczliwe wołanie młodego krasnoluda, i pierwszy na pomoc przybiegł Bilbo.
- To klasyczna malinka – stwierdził rzeczowym tonem. Przywódca kompanii zapłonął gniewem.
- Że co? – dopytywał Kili, nie zrozumiawszy przyjaciela.
- Malinka, drogie dziecko. Powstaje podczas pocałunków i…
- Dość!!! – krzyknął Thorin – Baggins, może zobacz czy nie ma cię w spiżarni Beorna!? A może przypadkiem się tam zatrzaśniesz i będę miał z tobą święty spokój!?
- Dobrze, spokojnie, już idę – Bilbo wzruszył ramionami – Ale jeśli tak słabo wyedukowałeś siostrzeńców w tematach damsko-męskich to nie wróżę im świetlanej przyszłości…
- Ty przeklęty, głupi hobbicie!!!
- Gandalfie, on mnie znowu obraża – nucił pod nosem zadowolony z siebie Baggins, odchodząc w stronę czarodzieja. Thorin ze złością patrzył na swego siostrzeńca.
- Najlepiej od razu się zamknij – zastrzegł.
- Ale wujku, naprawdę nie przeszkadzają mi twoje malinki!
- Kili!!!
- Dobrze, już uciekam i nie przeszkadzam. Wujku, doliczyliśmy się z Filim, że brakuje jednej osoby. Nie ma Luthien, wiesz coś o tym? W zasadzie powinieneś, jesteś jedyną osobą która z nią… No tak, to było niepotrzebne.
- Kili, zajmę się tym. Nie przejmujcie się Luthien, załatwię to. Wy macie być gotowi do drogi.
- Tylko nie zapomnij jej zabrać, jesteś dziś jakiś mało rozgarnięty…
- Zajmę się tym – wycedził przez zęby Thorin – Odejdź, dopóki jeszcze żyjesz.
Zdezorientowany Kili czym prędzej opuścił swego wujka i wrócił do brata, który surowo upomniał go za lekkomyślność i gadulstwo. Jednak młody krasnolud przeczuwał coś złego, sam nie wiedział czemu ale miał wrażenie, że Thorin zamierza zrobić coś, czego robić nie powinien… On tymczasem rozglądał się nerwowo wokół siebie, kiedy nagle poza granicami gospodarstwa Beorna ujrzał coś, co na równi go zdumiało, jak i ucieszyło, choć w obecnej sytuacji mało co mogło go ucieszyć. Zrobił kilka kroków do przodu i wpatrywał się w jasną, niewyraźną postać.
- Lindir…
***
Beorn wraz z Gandalfem spacerowali po lesie, rozmawiając o różnych sprawach, które miały wielką wagę dla całego Śródziemia. Czarodziej wprowadził przyjaciela w tajniki wyprawy krasnoludów i podzielił się z nim obawami o przebudzeniu zła w fortecy Dol Guldur.
Kiedy tak dyskutowali nad niepewną przyszłością, zauważyli zbliżającego się do nich jeźdźca. Byli już blisko zagrody Beorna, więc tym bardziej zdziwili się nadjeżdżającym gościem, im bliżej jednak był, tym bardziej stawał się rozpoznawalny.
- Elf w tym zakątku? – zdziwił się Gandalf – Przecież tu nigdy nie było nikogo prócz ciebie i twoich zwierząt…
- Żyję w dość chłodnej i pożytecznej przyjaźni z władcami Rivendell i Mrocznej Puszczy. Jak pewnie wiesz, między tymi miejscami często kursują posłańcy, i zawsze po drodze wstępują do mnie; ja udzielam im gościny, a oni informują mnie o tym, co dzieje się na świecie. Ja też czasami wspomnę o czymś, co udało mi się zauważyć… W ten sposób ostrzegamy się wzajemnie. Nie ma po co żyć we wrogim nastawieniu, skoro można się wspierać.
- Zawsze myślałem, że jesteś samowystarczalny.
- Owszem, jestem, ale lepiej wiedzieć więcej, niż mniej. Zresztą, skoro mogę pomóc innym, dlaczego by tego nie zrobić, Gandalfie.
- Masz rację, przyjacielu – uśmiechnął się czarodziej, jednak coś nie dawało mu spokoju – Powiedz mi, o ile możesz… Rozmawiałeś wczoraj z Thorinem, dość długo i żywo.
- Prosił mnie o przysługę – zdawkowo odparł Beorn.
- Nie dowiem się od ciebie, jaką?
Beorn już chciał odpowiedzieć, kiedy elf na swym niewiarygodnie szybkim wierzchowcu wkroczył między nich, po czym zeskoczył z konia i ukłonił się nisko.
- Lindir… Przyjacielu! – ucieszył się Gandalf – Zupełnie się ciebie nie spodziewałem!
- Ani ja ciebie, Mithrandirze. Nadal wędrujesz z krasnoludami? – elf skrzywił się na wspomnienie uczty u Elronda.
- Niezmiennie, z tymi samymi.
- A ten młody, nieokrzesany, nauczył się już manier czy nadal rzuca jedzeniem we wszystko, co popadnie?
- Kili? To dobre dziecko, ale krasnoludy nigdy się nie zmieniają. Chyba, że pod wpływem uczucia, ale to inna bajka.
- Lindirze, co słychać w Mrocznej Puszczy? – zapytał poważnie Beorn.
- Cisza przed burzą. Zawiozłem tam tylko wieści od mojego pana, ale od króla Thranduila nie dowiedziałem się niczego nowego.
- Thranduil… - westchnął Gandalf – Wielki, dostojny król elfów, robiący z pięknego niegdyś lasu fortecę, zamykający swe królestwo na klucz…
- Mój pan, Elrond, też nie pochwala sposobu w jaki postępuje władca Mrocznej Puszczy. Ale on nie słucha nikogo, jest przekonany o własnej nieomylności.
- Skąd ja to znam – czarodziej uśmiechnął się znacząco na myśl o Thorinie – A wieści z Lothlorien? Czy pani Galadriela przekazała coś nowego?
- Nic, Mithrandirze. Wszyscy czekają na to, co się wydarzy, ale każdy powtarza jedno: to cisza przed burzą.
- Niestety mogą mieć rację – spochmurniał Beorn – Lindirze, jest w moim domu ktoś, kto chciałby z tobą pilnie pomówić. Tak, to Thorin – dodał, widząc pytający wzrok Gandalfa.
- W takim razie prowadźcie – powiedział radośnie elf. Czarodziej zerknął na Beorna, coraz bardziej zaintrygowany czego może chcieć krasnolud od… No właśnie, od swojego potencjalnie największego wroga, czyli elfa. Czuł, że sprawa jest poważna.
- Drogi przyjacielu – Beorn domyślił się, co chodzi po głowie Gandalfa, i postanowił rozwiać jego wątpliwości – Nie powiem ci, co jest problemem Thorina, ale uważam, że każda podjęta przez niego w tej chwili decyzja byłaby trudna i na swój sposób zła. Dlatego proszę, daj mu wolną rękę i pozwól działać tak, jak podpowiada mu intuicja.
- Gdybyśmy całą drogę wierzyli jego królewskiej intuicji, nie wyszlibyśmy żywi poza granice Shire.
- Może to jest właśnie ten moment, aby pozwolić mu działać samemu. Przecież i tak zamierzasz ich opuścić, prawda?
***
Luthien, kiedy tylko zorientowała się, że jest sama, poderwała się z miejsca i najszybciej jak tylko mogła ubrała się. Przeczuwała coś złego, było jakoś dziwnie cicho i spokojnie… Nie słyszała żadnego głosu. Czy to znaczy, że… Zostawił ją? Opuścił? Tak po prostu bez słowa pożegnania odjechał, zostawiając ją sam na sam z ogromnym człowiekiem – niedźwiedziem? Nie, nie mógłby tego zrobić. A jednak, nie było go przy niej, i nic nie wskazywało na to, żeby był gdziekolwiek. Oszukał ją. Obiecywał, że… Zaraz, przecież NIC jej tak naprawdę nie obiecywał. Mówił tylko, że przemyśli sprawę. A ona jak ostatnia naiwna dała się podejść, uwierzyła w to, co właściwie sama sobie wmawiała… Nie wiedziała, czy w jej serce przeważa teraz gniew czy rozpacz, poczuła jakby dostała obuchem w głowę. Krążyła po stajni bez celu, jednak nagle otrzeźwiała, słysząc z zewnątrz głos Thorina:
- Gotowi do wyjścia? Wszyscy są? Ruszamy!
Zamarła. Więc nadal tu był… Ale właśnie odchodził! Po chwili ciszy usłyszała kolejny głos, należący do Balina:
- Thorinie, nie ma jeszcze wszystkich…
- Jesteś ty, Dwalin, Fili i Kili, Bifur, Bofur i Bombur, Oin, Gloin, Ori, Dori i Nori. Jest Bilbo i Gandalf. Ruszamy – odparł przywódca, jednak pośród kompanii rozległy się pomruki niezadowolenia – Coś nie tak? Ktoś ma jakieś wątpliwości i problemy?! – zagrzmiał groźnie.
- Tak wujku. Prosiłem, żebyś nie zapomniał o Luthien – Kili jako jedyny nie bał się na głos wypowiedzieć tego, co myśli.
- A ja prosiłem, żebyś się nie odzywał. Mówiłem, że to załatwię. Naprzód! – odparł Thorin, a tego Luthien nie mogła już znieść. Otworzyła drzwi stajni i zamarła, widząc jak kucyki z krasnoludami na grzbietach odwracają się i już mają kierować się w stronę lasu.
- Załatwisz…? – powiedziała drżącym głosem –
Co załatwisz?
Thorin najpierw spuścił głowę, wściekły sam na siebie i na wszystkich wokół za zaistniałą sytuację, po czym wyprostował się i odwrócił powoli na swym kucyku w stronę dziewczyny.
- Luthien…
- Co ty robisz? Możesz mi to jakoś wyjaśnić?
- Wszystko wyjaśniliśmy sobie wczoraj – odparł poważnie – Wracasz do Rivendell. Lindir pojedzie z tobą.
- Wczoraj podle mnie wykorzystałeś! To nie była rozmowa, rzuciłeś mi kilka niejednoznacznych słów, które ja naiwna oczywiście źle zrozumiałam, tylko po to żebym ci uległa! – krzyczała, nie bacząc na kilkanaście par oczu w nią wlepionych – Było cudownie, prawda? Wspaniale, nigdy nie było tak dobrze, jak wczoraj. Ale to tylko dlatego, że chciałeś ulżyć sobie na zapas! Czeka cię teraz wiele dni drogi bez przyjemności, ale kto wie, jakie piękności czekają na ciebie na miejscu, na pewno będziesz zadowolony, prawda, wasza wysokość!?
- Luthien, zamknij się na Durina!!! – Thorin stracił nad sobą panowanie i zeskoczył z kucyka, podbiegając do niej. Chwycił ją mocno za ramiona i zmusił, by na niego patrzyła – Dobrze wiesz, co powiedziałem ci wczoraj. Nie zostawiam cię tu dlatego, że mi na tobie nie zależy, tylko właśnie dlatego, że nie mogę pozwolić, żeby coś ci się stało.
- Zabiję się. Przysięgam, zabiję się jeszcze dziś, jeśli nie weźmiesz mnie ze sobą…
- Wrócisz do Rivendell – krasnolud powtórzył powoli i wyraźnie słowa, które rozzłościły jego ukochaną.
- Proszę, zabij mnie sam – powiedziała, padając nagle na kolana i nie potrafiąc powstrzymać potoku łez – Dalej, weź swój piękny, królewski miecz i przebij mi serce. Inaczej zrobię to sama.
- Thorinie, uspokójcie się oboje, po co to wszystko – wtrącił nieśmiało Balin – Nie możesz tak postępować, nie możesz tak jej traktować…
- Nie ty będziesz mówił mi, co mogę robić!!! – krzyknął donośnie – A ty wracasz z Lindirem do Rivendell! – dodał do Luthien. Dziewczyna chwyciła go za dłonie i zaniosła się głośnym płaczem.
- Dlaczego… Po tym wszystkim, co nas łączyło. Po tym, co dla ciebie zrobiłam, troszczyłam się o ciebie, opiekowałam się tobą, kochałam cię… Ty też mnie kochałeś. Powiedziałeś mi to wczoraj…
- Wydawało ci się – odparł szorstko – To wszystko ci się wydawało. To między nami… To od początku było niemożliwe.
- Powiedziałeś mi! Powiedziałeś: „nie wyobrażasz sobie, jakie masz dla mnie znaczenie”, mówiłeś że jestem jedyną osobą, którą chcesz ochronić…
- I właśnie to robię, Luthien – spokojnym głosem oznajmił Thorin – Proszę, nie przeszkadzaj mi w tym. Wstań. Wstań z ziemi.
- Zabierz mnie ze sobą…
- Wstań!
- Błagam cię, zabierz mnie, nie zostawiaj mnie w takim momencie, nie teraz…
- Nie rób scen, już wystarczająco nadszarpnęłaś mój autorytet – rzucił z pretensją krasnolud.
- Autorytet? Traktujesz kobietę, która cię kocha ponad życie, jak przedmiot, obrażasz ją swoim zachowaniem, oczekujesz że będziesz miał autorytet!? – nie wytrzymał w końcu Bilbo – Po co to robisz!?
- A po to, że nie powinno jej tu być, tak samo jak ciebie! I nie pozwoliłem ci się wtrącać!
- Wiesz co? Nie jestem tu dla ciebie. Gdyby o ciebie chodziło, pozwoliłbym żebyś zgnił w jakimś koszmarnym lochu. Albo żeby strawiły cię żołądki trolli. Pozwoliłbym też, żeby Azog pokroił cię na kawałki i zrobił z ciebie gulasz! Ale jestem tu dla nich – rozzłoszczony hobbit wskazał ręką na kompanię krasnoludów – Są chwile, że żałuję, iż cię poznałem. I podziwiam tę dziewczynę, że pomimo tego wszystkiego nadal jest ci bezgranicznie oddana.
Wściekły Thorin podszedł do Bagginsa i chwycił go za kamizelkę, potrząsając nim dość mocno.
- Jesteś naprawdę tak głupi? Nie rozumiesz, że robię to dla niej? – powiedział cicho, aby nikt więcej go nie słyszał – Życzę ci, żebyś kiedyś kogoś pokochał. Wtedy zrozumiesz istotę trudnych wyborów.
Kiedy puścił hobbita, podszedł z powrotem do Luthien. Bez odrobiny delikatności szarpnął ją za ramię, podnosząc do góry i spojrzał na nią twardo.
- Wracasz do Rivendell. Lindir zadba o ciebie, a na miejscu będziesz pod dobrą opieką. Życzę ci wszystkiego dobrego – oznajmił oschle, i zwrócił się do gospodarza – Beornie, dziękuję ci za wszystko. Mam nadzieję, że będę miał okazję ci się kiedyś odwdzięczyć.
- Nie musisz… Wystarczy, że u progu Mrocznej Puszczy odeślecie moje kuce – odparł gospodarz, nieco zażenowany sceną, którą przed chwilą widział.
- Lindir… Daj to swojemu panu – Thorin wręczył elfowi tajemniczy rulon – Opiekuj się przesyłką. Nawet nie wiesz, jak jest ważna.
- Przesyłka… Tak mój panie, dostarczę ją panu Elrondowi najszybciej jak się da. O nic się nie martw, jest w dobrych rękach.
- Dziękuję… przyjacielu – to słowo z trudem przeszło Thorinowi przez gardło, ale musiał się przemóc, bo właśnie zrozumiał, że zarówno Elrond, jak i sam Lindir wcale nie są jego wrogami. Potrzebował ich pomocy. Lindir nie odmówił, a wręcz przeciwnie, zdawało się że doskonale go rozumie, i wie, że tą cenną przesyłką wcale nie jest rulon, który wręczył mu król krasnoludów…
- Thorinie – odezwała się ponownie Luthien, i spojrzała na niego przejmująco smutnymi oczami przepełnionymi morzem łez – Spójrz na mnie…
- Żegnaj, Luthien – odpowiedział, nie potrafiąc na nią spojrzeć, i wsiadł na swego kucyka. Kili na znak protestu zeskoczył ze swojego.
- Wujku, nie wolno ci tak postępować!
- Możesz zostać z nią, jeśli tak widzisz swoje przeznaczenie, potomku Durina – z naciskiem na ostatnie słowa odrzekł Thorin, nie oglądając się za siebie i powoli jadąc w stronę lasu.
- Ale on ma rację – Fili niespodziewanie poparł brata. Przywódca zatrzymał kuca i popatrzył ze zdziwieniem na starszego z siostrzeńców.
- Myślałem, że chociaż ty jesteś lojalny wobec mnie. Myślałem, że jesteś mądrzejszy.
- Ona też jest lojalna, bardziej niż my wszyscy razem wzięci. Zapomniałeś?
- Dobrze, lojalna drużyno, zostańcie tu wszyscy – odparł ze złością Thorin, po czym dodał z sarkazmem – Potomkowie Durina…
Kucyk Thorina ruszył w stronę lasu, a po chwili w ślad za nim podążył Dwalin, za nim nieco zdezorientowani Dori, Nori i Ori, smutno uśmiechając się na pożegnanie dziewczyny. Bombur i Bofur wyruszyli tuż za nimi, a chwilę po nich Bifur, który przed odejściem podbiegł do Luthien i jeszcze raz, wspomagany tłumaczeniem przez Gandalfa, podziękował jej za odwagę i dobre serce, które okazała. Po nim odjechali Gloin z Oinem. Gandalf zszedł ze swego konia i poważnym wzrokiem zmierzył Beorna.
- „Daj mu wolną rękę”, tak mówiłeś? „Pozwól działać tak, jak podpowiada mu intuicja”. Od początku wiedziałeś, Beornie, i nie powiedziałeś mi…
- Co by to zmieniło – przerwał gospodarz – Znalazłby inny sposób. Był zdesperowany.
- Co nas obchodzi jego desperacja, skoro skrzywdził tę biedną istotę!? – wybuchł Bilbo.
- Powiem wam jedno. Nie osądzajcie go zbyt wcześnie.
- Przeszedł samego siebie. Nie dość, że zranił Luthien, to wyżywał się na wszystkich których miał pod ręką, podniósł głos na Balina, który jest mu jak ojciec! – wyliczał nerwowo czarodziej.
- Spróbujcie go zrozumieć – Beorn obstawał przy swoim – Nie mówię, że go pochwalam, ale nie mówię też że go potępiam. Ale nie wiem, czy będąc na jego miejscu, nie zrobiłbym podobnie. Luthien, czy chcesz wyruszyć do Rivendell dziś czy przenocujesz u mnie jeszcze jedną noc?
- Dajcie sobie spokój z tą szopką, skoro jego wysokość zwolnił mnie ze służby, jestem wolnym człowiekiem, poradzę sobie – z rezygnacją stwierdziła dziewczyna – Nie musicie się mną przejmować.
- Mam rozkaz dowieźć cię w najbezpieczniejsze miejsce w Śródziemiu, pani – zadeklarował Lindir.
- Przyjacielu, zostawmy ją na chwilę z jej towarzyszami – zaproponował Beorn – Później zastanowimy się, co dalej.
Elf skinął głową i udał się wraz z gospodarzem do jego domu. Wtedy Luthien nie wytrzymała i rozpłakała się na dobre, padając bezsilnie na kolana. Kili podbiegł do niej i wziął ją w ramiona, ocierając dłonią łzy z jej twarzy. Gandalf z Balinem usiedli na dużym głazie tuż obok i w ciszy czekali, aż dziewczyna uspokoi się. Bilbo wraz z Filim po chwili wahania usiedli na ziemi przy Luthien i Kilim. Panowała cisza, zakłócana tylko przez rozpaczliwy szloch dziewczyny.
- Nie miał prawa tego robić – powiedział w końcu Fili – Myślałem, że jest inny…
- I mnie się tak wydawało – westchnął Balin – Nie płacz, drogie dziecko, to już nic nie zmieni…
- Ale ja go kocham… Ja nie umiem bez niego…
- Jesteś silną kobietą – powiedział spokojnie i przekonująco Gandalf – Dasz sobie radę. Jesteś silna.
- Thorin też tak mówił… Prosił mnie, żebym była silna. Powiedział że muszę być silna, że tylko przy nim mogę pozwolić sobie na bycie jego słodką, małą dziewczynką, ale poza tym mam być silną kobietą.
- Wydaje mi się… Nie chcę wydawać wyroków, bo wcale nie znam się na uczuciach, ale… Na Durina, wydaje mi się, że Thorin ją po prostu kocha – powiedział niepewnie Balin.
- I tak ją potraktował? Nie kupuję tego – Bilbo zdecydowanie pokręcił głową.
- Może wydawało mu się, że ją ochroni…
- Cały czas mi to powtarzał – potwierdziła Luthien – Że chce mnie ochronić, że jestem jedyną osobą, którą chce ochronić…
- Lepiej ochronilibyśmy cię, gdybyś była z nami – odezwał się stanowczo Kili – A teraz masz zostać tu sama z człowiekiem-niedźwiedziem i zniewieściałym elfem!
- Trochę tolerancji rasowej, braciszku – upomniał młodszego Fili – Luthien, chcę ci obiecać jedno. Kiedy będzie już po wszystkim, odnajdziemy cię. Jesteś nam bliska, bardzo cię polubiliśmy, nie chciałbym żebyśmy się już nigdy nie spotkali… Zaczekasz na nas w Rivendell, obiecujesz?
- Co ja bym bez was zrobiła – dziewczyna uśmiechnęła się przez łzy – Wybaczcie, że wasza nauka walki mieczem poszła na marne. Tak bardzo pragnęłam walczyć u waszego boku…
- I tak wiele dla nas zrobiłaś – zapewnił Balin – Kiedyś się spotkamy. Obiecuję ci to, nie zapomnimy o tobie i twoim wkładzie w naszą wyprawę. O tym, że zmieniłaś naszego przywódcę. A to, że teraz sam wszystko zepsuł na własne życzenie… Trudno. Może się opamięta, mam nadzieję że tak będzie.
- Jeśli wcześniej ego nie wyjdzie mu bokiem – złośliwie zauważył Bilbo. Gandalf uśmiechnął się dobrotliwie i spojrzał w stronę, w którą przed chwilą odjechali ich towarzysze.
- Musimy ruszać. Luthien, co prawda moglibyśmy teraz zabrać cię w drogę bez pytania naszego nieomylnego przywódcy o zdanie, ale myślę, że zaszło to już tak daleko, że rzeczywiście pomysł z wykorzystaniem Lindira będzie najlepszy. Nie chciałbym, żeby…
- Żeby co? – dopytywał hobbit. Czarodziej westchnął głośno:
- Kiedy dotrzemy do granicy Mrocznej Puszczy, będę musiał was opuścić i udać się w stronę Dol Guldur. Wtedy stracę jakikolwiek wpływ na to, co dzieje się w drużynie, i nie będę mógł cię bronić przed Thorinem, Luthien. A nikt z nas nie wie, co w tej chwili tli się w jego głowie. Jest nieobliczalny, co mieliśmy okazję dziś ujrzeć. Nie smuć się, może to dobrze że tak się stało… Poznasz gościnność Elronda, na pewno miło spędzisz tam czas, założę się że z wizyty z Lothlorien powróciła już jego córka, Arwena. Naprawdę wspaniała dziewczyna. Zaopiekuje się tobą należycie, tego jestem pewien.
- Gandalfie, dziękuję ci za wszystko. Dziękuję wam wszystkim… Będę za wami tak strasznie tęskniła…
- Wrócimy po ciebie – zapewnił Kili – W końcu jesteś już jedną z nas. Krasnoludką bez brody, można powiedzieć. Do zobaczenia. Byłaś świetną ciocią – krasnolud przytulił Luthien z całych sił, po czym wstał i podszedł do swego kucyka.
- Czekaj na nas. Odliczaj dni, a potomkowie Durina pojawią się na twoim progu – wesoło dodał jego brat – Kochamy cię, pamiętaj!
- Bądź zdrowa, moja droga – powiedział Balin, gdy Fili odsunął się od dziewczyny i podążył śladem młodszego brata – I pamiętaj, że to nie jest koniec świata. To, co się dziś wydarzyło, jeszcze nic nie znaczy, wszystko może się odwrócić.
- Nie wiem, czy potrafię w to wierzyć, ale dziękuję – Luthien uśmiechnęła się blado i przeniosła wzrok na czarodzieja, który położył jej dłonie na ramionach:
- Dziękujemy ci za to, że z nami byłaś. Nie rozpaczaj, proszę, tylko ciesz się życiem.
- Bez Thorina? Bez tego, którego kocham?
- Żal przeminie, pustka zostanie, ale pustkę można powoli wypełnić szczęściem. Do zobaczenia, Luthien – zakończył Gandalf i wsiadł na swego konia, kiedy zorientował się że nie dołączył do niego jeszcze hobbit – Bilbo? Ruszamy! Chyba nie chcesz jechać do Rivendell?
Baggins tymczasem nie omieszkał jeszcze pożegnać się osobiście z Luthien.
- Nie jestem dobry w pożegnaniach – mówił szybko – Ale jedno, co mogę ci obiecać, to że skopię mu królewski tyłek. Jeśli chcesz, wsadzę mu też Żądełko, niech poczuje jego elficką stal i…
- Nie nie nie, Bilbo, nie trzeba. Proszę cię o jedno… Obiecasz mi coś?
- Dla ciebie wszystko.
- Powiedz Thorinowi, że bardzo go kocham. Chciałabym, aby czuł moją miłość codziennie, niezależnie od tego, jak bardzo mnie znienawidził.
Powiedz mu, że nigdy nie spojrzę na innego mężczyznę, i będę miała go w sercu do końca swoich dni, on będzie jedynym w moim życiu. Po prostu powiedz, że go kocham – zakończyła nerwowo. Bilbo uśmiechnął się serdecznie.
- Nie zasłużył na to, ale przekażę – obiecał – Jak ta farsa się skończy, też przyjadę na wakacje do Elronda. Do zobaczenia, piękna panno z lochów goblinów!

Piątka przyjaciół odjechała w dal, a Luthien została sama przed wejściem do domu Beorna. Usiadła na kamieniu i zapłakała. Pomimo tych wszystkich pięknych, przepełnionych nadzieją i przyjaźnią słów, nie wierzyła, że kogokolwiek z nich jeszcze zobaczy, a przecież tak mocno się z nimi zżyła, tak bardzo ich wszystkich pokochała, byli dla niej jedyną rodziną, jaką miała. Teraz Thorin brutalnie odebrał jej wszystko, co było dla niej ważne. Odebrał jej siebie – jedynego, którego kochała miłością czystą i bezgraniczną, zranił aż do szpiku kości, ale w tym momencie czuła, że kocha go jeszcze bardziej, niż kochała go wczoraj i przedwczoraj. Jeśli tak miało już teraz być, jeśli to uczucie miało wzrastać na sile każdego kolejnego, samotnego dnia… To nie miało sensu. Nie chciała tak żyć. Rozejrzała się wokół siebie i jej wzrok przykuł sporych rozmiarów, lśniący i ostry nóż…


--------- 

Notka: Autorem opowiadania jest Kate. Opowieść oparta jest na postaciach z filmu "Hobbit: Niezwykła podróż” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich. Do zilustrowania opowiadania użyto screenów i przyciętych screenów Kate z w/w filmu, natoniast zdjęcie Gandalfa z Beornem pochodzi z tej strony. 

---------
Viewing all 1083 articles
Browse latest View live