Część szósta tutaj.
- Luthien, za tobą! – krzyknął Fili, a dziewczyna obróciła się i wzięła zamach mieczem, który napotkał ostrze trzymane przez drugiego z bratanków Thorina – Od dołu! Teraz z lewej, przyciśnij go, świetnie! - Dobrze, możesz mnie puścić – roześmiał się Kili, przyciśnięty do drzewa przez dziewczynę z ostrzem przy swej szyi.
- Jak mi idzie? – zapytała Luthien, ocierając pot z czoła.
- Jak na pierwszy trening wspaniale. Pokonać mojego brata to nie lada wyczyn!
- Daj spokój, Fili, dałem jej fory!
- Jasne! Potknąłeś się o patelnię Bombura, niezdaro!
- Chłopcy, dajcie spokój. Kiedy wyruszamy dalej?
- Jeszcze trochę, czarodziej zabrał gdzieś hobbita, kiedy wrócą to ruszymy w drogę. Tymczasem może mała lekcja strzelania z łuku? – w oczach Kiliego pojawił się szalony, radosny błysk. Dziewczyna ucieszyła się:
- Może w końcu się na coś przydam waszemu wujkowi, kiedy będę umiała obsłużyć chociaż dwa rodzaje broni!
- Bardziej, niż się przydałaś do tej pory, już mu się nie przydasz – Kili wybuchnął śmiechem, nie zważając na surowe spojrzenie brata.
- Potrafisz obsłużyć samego Thorina, to wystarczająco…
- Kili! – zagrzmiał starszy z braci – To było nie na miejscu!
- Żartowałem przecież! Hej, nie znacie się na żartach? Luthien, chyba się nie gniewasz… - Skądże. Ale mógłbyś trochę zapanować nad swoją niespożytą energią. Czy twój starszy brat musi pilnować cię całe życie?
- Niestety, wujek przykazał mi nadzór nad tym lekkoduchem – odparł blondwłosy krasnolud. - Dobrze, przestań zgrywać już dobrego ojczulka, Fili. Potrafię sam się upilnować, a w razie problemów wychowawczych mam wujka i nową ciocię…
- Co powiedziałeś!? – krzyknęła Luthien, a nagle jak spod ziemi wyrósł obok nich Thorin:
- Jakiś problem?
- Eee… Nie, chciałem tylko powiedzieć… Mieliśmy taką ciocię, straszna była, jedyne miejsce na którym nie miała włosów był nos. Chociaż i z jego środka wystawały pojedyncze, rude kłaczki… Okropnie jej nie lubiłem. Krzyczała na mnie i musiałem się do niej przytulać za karę… - bąkał nieskładnie Kili.
- Nie przypominam sobie takiej ciotki – poważnie stwierdził Thorin – Moją jedyną siostrą była Dis, wasza matka. Więc co to za ciotka, o której mówisz?
- Wujku, to żarty, daj spokój. Wiesz, chciałem rozbawić Luthien…
- Nazywając mnie swoją ciotką!? – dziewczyna patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- No bo… Przecież wy… Dajcie spokój, nie powiedziałem nic złego!
- Kili, synu…
- Wujku, ja to załatwię – Fili chwycił brata za ramię i szarpnął go, ciągnąc za sobą kawałek dalej. Thorin spojrzał na Luthien z rozbawieniem.
- Co cię tak śmieszy?
- Nie, przepraszam, nie chciałem się śmiać. Uraził cię?
- W żadnym wypadku, po prostu cały czas nie mogę się przyzwyczaić że gada co mu ślina na język przyniesie. Nikt nigdy nie nazwał mnie „ciocią”.
- Bywa bezczelny, to prawda, ale to dobre dziecko.
- Mówisz o nich z taką czułością…
- Traktuję ich jak swoich synów. Chociaż nie wiem, jak powinien zachowywać się ojciec i czy wszystko w ich wychowaniu zrobiłem dobrze. Są wobec mnie lojalni i darzą mnie szacunkiem, to chyba znaczy że podołałem.
- Kochają cię, wiesz o tym – Luthien uśmiechnęła się ciepło, a Thorin odwzajemnił jej uśmiech.
- Tak… Ja też ich… No, późno już, Gandalfa i Bilba nie ma – krasnolud zmienił temat, uświadamiając sobie, że jednym słowem może zranić Luthien. Mówiąc, że kocha swoich siostrzeńców, w momencie kiedy nie potrafi jej powiedzieć tego samego…
- Powiedz mi, jacy oni są? Kili i Fili, wychowywałeś ich, trzymałeś w ramionach jako malutkie dzieci.
- Kili, jak zdążyłaś zauważyć, jest lekkoduchem. Strasznie niesforny, całe życie w dobrym humorze i skory do żartów, ma czasem aż zanadto energii. Jest buntownikiem, ale tak naprawdę… Wiesz, nigdy się do tego nie przyznał i ja nie powiedziałem głośno, że o tym wiem, ale widzę że zabiega o moją uwagę. Chciałby dokonywać wielkich rzeczy, pragnie być jak nasi przodkowie, choć tak naprawdę jest kochanym dzieciakiem. Fili za to jest poważniejszy. Rzeczywiście, kiedyś prosiłem go żeby opiekował się młodszym bratem, ale to było kiedy mieli po kilkanaście lat. Fili do dziś dotrzymuje słowa. Jest lojalny i oddany, wiem że oddałby za mnie życie, zresztą obaj by to zrobili. Myślę, że Fili bardziej czuje tę odpowiedzialność, która na nas ciąży, jako na bezpośrednich dziedzicach Durina. Ale łączy ich silna więź, zauważyłem że podczas walki zawsze muszą być w zasięgu swojego wzroku. Przyznam ci się zresztą, że mam to samo. Muszę mieć ich na oku. Moich małych synków… Chyba jeszcze nie dotarło do mnie, że to całkiem dobrzy i niebezpieczni wojownicy, a nie tylko mali chłopcy którzy w dzieciństwie uwieszali się na mnie, prosząc bym opowiedział im historię albo pobawił się z nimi w wojnę… Dziś już się nie bawimy, jesteśmy na otwartej wojnie i cieszę się, że przez ostatnie lata ich do tego przygotowałem.
- Tak, dziś podzielili się ze mną swoją wiedzą – Luthien roześmiała się na wspomnienie walki z Kilim.
- Widziałem z daleka, całkiem dobrze ci szło.
- Dziękuję, mój panie. To zaszczyt słyszeć to z twoich ust.
- Z twoich ust wolę jednak coś innego, niż tylko słowa, moja pani – Thorin ściszył głos – Jak ty to robisz, że tak skutecznie mącisz mi w głowie, a ja nie dość że nie potrafię się na ciebie za to gniewać, to jeszcze jestem ci za to wdzięczny?
- Ależ kochanie, nie robię nic nadzwyczajnego…
- Och, gdyby każda kobieta „nie robiła nic nadzwyczajnego” w taki sposób, jak ty…
- Próbujesz mnie uwieść?
- Nie muszę – Thorin spojrzał na nią z góry – Zrobiłem to przy naszym pierwszym spotkaniu jednym spojrzeniem.
- Jesteś bardzo pewny siebie!
- Powiedzmy, że szybko się uczę przy tobie. Wiesz co, pasowałabyś bardziej do Kiliego niż do mnie. Jesteście tak samo bezczelni, bardzo dużo mówicie, z czego połowę rzeczy można by spokojnie pominąć milczeniem.
- Przymknę oko na to, że próbowałeś mnie właśnie obrazić – odparła Luthien – A Kili nie ma tego, co masz ty.
- To znaczy…?
- Myślę, że akurat to mogę pominąć milczeniem, zgodnie z prośbą waszej wysokości – dziewczyna udawała poważną i odsunęła się od Thorina, ale ten nie dawał za wygraną:
- Powiedz co ci chodzi po głowie, proszę… Co tak bardzo różni mnie od Kiliego?
- Ależ wasza wysokość, milczenie jest złotem. Tak stwierdził ostatnio Gloin, przeliczając oszczędności.
- Ale ja nie jestem Gloinem i wcale tak nie uważam. Naprawdę, przy tobie zacząłem rozmawiać z nimi wszystkimi, otworzyłaś mnie na to wszystko, na cały świat wokół mnie. I dlatego proszę, bądź w swoich naukach konsekwentna i rozmawiaj ze mną.
- I tu mnie masz, nie spodziewałam się takiego argumentu. Wygrałeś!
- Co wygrałem?
- Nagrodę, do odbioru dzisiejszej nocy – mruknęła mu wprost do ucha Luthien, ale Thorinowi to nie wystarczało:
- Odpowiedz: co mam ja, a czego nie ma Kili? Wiesz, od początku ta myśl nie daje mi spokoju. Wędruję przez całe Śródziemie z dwunastką pierwszej klasy krasnoludów, dość przystojnym hobbitem i niczego sobie czarodziejem. Spotykam w mało przyjemnych okolicznościach przepiękną kobietę, która mając do wyboru czternastu wyborowych kandydatów na męża, wśród tego trzech młodych i jednego z magicznymi mocami, to właśnie przede mną paraduje bez ubrania, wodząc mnie na pokuszenie i… Nie rozumiem Luthien, dlaczego ja!?
- Thorinie… - dziewczyna z uśmiechem westchnęła, pogłaskała go po policzku i pociągnęła na trawę. Oparli się o drzewo i spojrzała krasnoludowi w oczy – Ja ci to wszystko już tłumaczyłam. Jesteś bardziej magiczny niż mogłoby być dziesięciu Gandalfów, sto razy bardziej przystojny niż Baggins, i masz wspaniały charakter. Trudny co prawda, w życiu nie spotkałam większej zagadki niż ta, którą jesteś ty. Ja po prostu spojrzałam na ciebie pierwszy raz i wiedziałam, że cię kocham. To trudno sobie wyobrazić, możesz mi nie wierzyć… Ale tak właśnie jest. To było jak rażenie piorunem. Miałam wrażenie, wtedy w mieście goblinów, że twoje oczy mnie wołają. Że proszą o odrobinę ciepła, uczucia, normalności… Za tą maską odwagi, męstwa skrywałeś się prawdziwy ty. Zobaczyłam to od razu. Byłeś nieustraszony, ale twoje oczy zdradzały wszystko. No i stało się, utonęłam w nich. Nie uwolnisz się ode mnie tak łatwo. A z rzeczy bardziej przyziemnych, to pociąga mnie twój Arcyklejnot.
- Ale jak to… Luthien, ja myślałem… Myślałem, że nie ma znaczenia to, kim jestem, cała ta historia z Ereborem, bogactwem, tronem który na mnie czeka… Tobie chodzi tylko o to? – Thorin zdawał się być zupełnie zagubiony, a dziewczyna tylko roześmiała się głośno.
- Nie. Tamten Arcyklejnot jest dla mnie zbyt odległy i nawet o nim nie pomyślałam. Miałam na myśli coś… innego.
- Co?
- Thorinie, mówisz że Kili jest dzieckiem, a ty nie rozumiesz tak jasnej aluzji! Mężczyźni… Czy to hobbit, czy krasnolud, czy elf, to tak samo nie rozumie prostych przekazów!
- Nie porównuj mnie do elfa – zdenerwował się Thorin.
- Widzisz, jaki jesteś? Zaślepiony nienawiścią do elfów, wystarczy to jedno słowo i wpadasz w gniew. Zapominasz, o czym mówiłam, i skupiasz się na wysokich istotach ze spiczastymi uszami zamiast na mnie!
- Kobieto… Nawet nie wiesz, ile bym dał, żeby cię choć trochę zrozumieć!!!
- Ale nawet nie próbujesz.
- Wszystkie takie jesteście!?
- Tak, jak wy wszyscy jesteście tacy sami.
- Bzdura!
- Odnoszę wrażenie, że jedyną normalną osobą w całym tym twoim niecodziennym składzie jest poczciwy Bombur. I przepraszam cię, ale idę do niego coś zjeść. I porozmawiać! Bo z tobą się już chyba nie da!
- Luthien… Luthien proszę, zostań – oczy Thorina zaświeciły i stały się ogromne – Nie zostawiaj mnie tak bez wyjaśnienia. Skoro nie mogę cię zrozumieć, wyjaśnij mi, o co chodziło ci z tym „moim Arcyklejnotem”?
Dziewczyna najpierw spojrzała na ukochanego z niedowierzaniem, potem przewróciła z rezygnacją oczami i bardzo sugestywnie zjechała wzrokiem niżej, po czym uśmiechnęła się znacząco. Thorin dokładnie wodził wzrokiem tam, gdzie wędrowało jej spojrzenie, a w końcu zarumienił się. Tak, teraz dotarło do niego, co Luthien nazywała Arcyklejnotem.
- Jesteś naprawdę pozbawiona wstydu, prawda? – powiedział cicho. Luthien nachyliła się i musnęła nosem jego ucho.
- Przy tobie jestem odarta z jakichkolwiek moralnych pobudek – wyszeptała, sprawiając, że ciało Thorina zesztywniało i przeszedł go zimny dreszcz. Dłoń dziewczyny spoczęła na jego biodrze i delikatnie pocałowała jego rozchylone usta.
- Co ty ze mną robisz…
- Kocham cię. Tylko tyle. Proszę, pozwól mi na to i nie utrudniaj tego.
- Na Durina… Kochaj mnie Luthien, kochaj mnie tak mocno jak potrafisz, wiesz że tylko tego teraz potrzebuję…
- Tylko tego? – upewniła się dziewczyna.
- W tej chwili jest to dla mnie najważniejsze. Chcę czuć twoją miłość wszędzie, w każdym zakamarku mojego ciała i duszy. Ty jedna mnie rozumiesz… Mimo, że ja nie rozumiem ciebie. To dziwne, prawda?
- Nie, Thorinie, tak wygląda miłość. Nie musimy się rozumieć, wystarczy że się kochamy… - Luthien przerwała, widząc że krasnolud patrzy na nią dziwnym wzrokiem – Przepraszam, nie chciałam.
- Luthien, naprawdę nie chcę, żebyś miała nadzieję na coś, co nie ma racji bytu.
- Przed chwilą sam prosiłeś, żebym cię kochała! Że tego potrzebujesz, mówiłeś że jestem dla ciebie ważna… O co ci chodzi?
- Sam nie wiem, o co – Thorin nagle spochmurniał – Uprzedzałem cię. Prosiłem, żebyś zastanowiła się, czy chcesz żeby coś nas łączyło. Wyjaśniałem ci tyle razy, że to dla mnie trudne. Nie potrafię się w tym odnaleźć. Nie oczekuj ode mnie, że…
- Że mnie pokochasz? To chciałeś powiedzieć? Nie oczekuję tego. Ale nie odrzucaj uczucia, które ja mam dla ciebie. Może kiedyś, kiedy poukładasz swój świat, znajdziesz w nim małe miejsce dla mnie… Ale nie skreślaj mnie.
- Luthien… Wiesz, co jest najgorsze? Że zaprzątasz większość moich myśli. Cały czas zastanawiam się, po co zostałaś nam zesłana, jaki jest w tym cel, po co to wszystko… Kim jesteś, dlaczego mnie kochasz i jak bardzo będziesz przez to cierpiała. Jesteś w mojej głowie cały czas, przez co tracę zdolność do kierowania drużyną, zapominam o smoku, o dziedzictwie mojego dziadka… To nie może tak być.
- Chcesz mnie zostawić…?
- Kiedyś nasze drogi się rozejdą, musisz zdawać sobie z tego sprawę.
- Nie. Nie, rozumiesz?! Nie chcę i na to nie pozwolę! – krzyknęła dziewczyna.
- Ciszej, nie krzycz – Thorin przytulił roztrzęsioną Luthien do serca – Jesteś moim lekarstwem, ale nie można całe życie brać jednego leku.
- Chcesz przez to powiedzieć, że odstawisz mnie i znajdziesz sobie inną?
- W końcu muszę zacząć żyć ze swoją chorobą bez leków – odparł poważnie krasnolud.
- Nie możesz. Choroby trzeba leczyć! Nie wolno ich zaniedbywać!
- A co, jeśli lek zaczyna być dla organizmu zbyt ważny? Organizm uzależnia się i słabnie, nie jest odporny i traci rozum. Traci wszystkie ważne cele, do których dążył, bo teraz dąży tylko do tego, żeby po raz kolejny zażyć swojego leku.
- Thorinie, co chcesz mi powiedzieć…?
- Luthien, jesteś cudowna i bardzo piękna. Potrzebuję cię, ale…
- Nie będę tego słuchać.
Dziewczyna wyrwała się Thorinowi i pobiegła wprost do Bombura. W tym samym czasie powrócił Gandalf z Bilbem, i już po chwili ruszyli w dalszą drogę. Luthien trzymała się całą drogę między Bomburem a jego kuzynem Bifurem. Dobrze jej zrobiła pogawędka na temat krasnoludzkiej kuchni, przynajmniej przestała się zadręczać dziwną rozmową z Thorinem. Tak, była pewna że wieczorem, gdy zatrzymają się na nocleg, znowu do tego dojdzie. Znowu pójdzie z nim gdzieś na ubocze, gdzie będą sami, i zatracą się w sobie po raz kolejny. Zapewne bez słowa wyjaśnienia ani nawiązania do dzisiejszej rozmowy. Dlaczego tak zawsze jest, że kiedy jest miło, wręcz rodzinnie, jak z Filim i Kilim, to po jakimś czasie sytuacja znowu staje się napięta i kończy się to kłótnią z niedopowiedzeniami? Co właściwie chciał jej powiedzieć? Z jednej strony twierdzi, że potrzebuje jej, że desperacko pragnie jej miłości, a zaraz potem zaprzecza wszystkiemu, mówiąc że nadejdzie moment rozstania, że nie może się od niej uzależnić… Kim on jest i w co gra? Co siedzi w jego głowie? Za każdym razem, kiedy Luthien była niemal pewna, że przejrzała go na wylot, on znowu pokazywał kolejną ze swoich twarzy. Ale o dziwo, każda z nich była prawdziwa… Dziewczyna miała wrażenie, że w Thorinie jest co najmniej kilkunastu małych Thorinów, każdy zupełnie inny, i każdego musi sobie oswoić. Zrozumieć. Kochała go, więc postanowiła, że tego dokona. Choć czasem czuła, że to ponad jej siły. Porwała się z motyką na słońce, chce zmienić dotkniętego nieszczęściem i klęską człowieka, który cierpi nieprzerwanie od lat. Ale przecież nie zostawi go teraz nagle samego tylko dlatego, że to, co sobie założyła, zaczynało ją powoli przerastać… Patrząc na niego czuła że może i chce zmienić jego życie. Byle tylko on jej na to pozwolił…
- Bomburze, mam do ciebie pytanie – zagadnęła krasnoluda Luthien – Co Thorin lubi jeść na śniadanie?
- W tej sytuacji nie może wybrzydzać i je, co akurat uda nam się znaleźć. Normalnie zwykł jadać jajecznicę z szynką, dobrze przyprawioną. - Nie mamy jajek – mruknęła pod nosem dziewczyna.
- Zawsze można wyciągnąć je z gniazda – wesoło odparł Bombur – Nie mamy też szynki. Dobrze, że chociaż zostało mi jeszcze sporo soli.
- To świetnie! Chciałabym mu zrobić rano niespodziankę.
- Bifur wejdzie na drzewo i poszuka jajek, kiedy się zatrzymamy. Prawda, kuzynie?
Krasnolud odburknął coś po swojemu, zgadzając się. W tym czasie do rozmowy wtrącił się Dori:
- Słyszałem o planach na śniadanie! Ja mogę zrobić herbatkę rumiankową! - Obawiam się, że Thorin wolałby kufel porządnego piwa…
- Niestety, panienko, nie dysponuję przenośnym browarem. Sam natomiast również uwielbiam dobre piwo, a do tego kawałek wykwintnego sera, delicje! – spokojnym tonem oznajmił Dori. Luthien spojrzała na niego z zainteresowaniem:
- Różnisz się od pozostałych, łatwo to zauważyć.
- Widzisz, moja droga, dobrze mnie wychowano, jestem przyzwyczajony do dobrych rzeczy i dobrych obyczajów. Maniery wpajano mi od kołyski, zasady mam niezachwiane od lat.
- To stary hipochondryk, nie słuchaj go! – wtrącił się nagle Nori – Do tego czarnowidz!
- Sama widzisz, nasza mama zdołała wpoić kulturę tylko mnie, mój młodszy brat ma w tym zakresie wielkie braki… Nie mogę spuszczać z niego oka, ma fatalny wpływ na Oriego, a przecież Ori jest jeszcze dzieckiem!
- Zmień melodię, bo przynudzasz! – złośliwie wytknął bratu Nori.
- Jesteś nieokrzesany! To drobny złodziejaszek, gdyby nasza matka wiedziała…
- Przynajmniej potrafię sobie poradzić w życiu! A poza tym nie ukradłem tego świecznika z Rivendell, dostałem go na pamiątkę…- Do tego notoryczny kłamca – z rezygnacją westchnął Dori – Uciekł z domu, nie było go przez wiele lat, a teraz, kiedy wrócił, Ori jest w niego zapatrzony i muszę go pilnować, żeby też nie zaczął kombinować na boku! - Hej, ochraniam was, jasne? – oburzył się Nori – Gdyby nie ja, zabiłoby was już co najmniej dziesięciu orków i trzech wargów!
- Nie kłóćcie się – roześmiała się Luthien, szukając wzrokiem najmłodszego z ich braci – A Ori? Jaki jest? - To jeszcze dzieciak, ma wielkie i dobre serce, ale niewiele jeszcze w życiu widział. Nawet nie potrafi zbyt dobrze walczyć, włada tylko procą i nożem Bombura do obierania ziemniaków – objaśnił Dori – Ale za to jest naszym skrybą, widziałaś pewnie jego dziennik? Co chwilę coś w nim zapisuje, szkicuje, coś w rodzaju naszego pamiętnika.
- Gdybyś pozwolił mi nauczyć go kilku sztuczek… - zaczął mówić Nori, ale straszy brat zbeształ go:
- Czego nauczyć? Podkradać gospodarzom wyposażenie domu? Pan Elrond do dziś pewnie liczy straty po naszej wizycie!
- Najwięcej strat spowodował tam Bombur – wtrącił się do rozmowy Bofur – Złamał 2 stoły, 5 krzeseł i jedną balustradę od balkonu. No i ostatniego dnia, kiedy wskoczył do fontanny, cała woda się wylała…
- Strasznie dogryzasz swojemu bratu – zauważyła Luthien.
- Jak przestanę im gotować, to przestaną mi dokuczać! – krzyknął najgrubszy z krasnoludów, a dziewczyna roześmiała się i poklepała go z sympatią po ramieniu.
- Dlaczego w zasadzie tak rzadko się odzywasz? Nie mieliśmy nigdy okazji porozmawiać!
- Bo on gada za dwóch! – Bombur wskazał na brata – Za to ja więcej myślę, szczególnie o tym, co zrobić na kolejny posiłek.
- Przepysznie gotujesz, naprawdę zawsze mi smakowało! Najlepsza była potrawka z królika dwa dni temu, ale do dziś nie wiem jakich ziół tam dodałeś…
- Odrobinę liści dębu, trochę pokrzyw i trochę kwiatów. Chyba nie były trujące, bo wszyscy żyjemy.
- Testowałeś na nas jakieś kwiaty!? – wrzasnął Bofur z pretensją – A gdybyśmy poumierali?
- Nie ma ryzyka, nie ma zabawy – ponuro mruknął Bombur – Przynajmniej miałbym z tobą spokój. Wiesz Luthien, że mój brat zdecydował się pójść na wyprawę tylko dlatego, że powiedziano mu o możliwych dostawach darmowego piwa?
- Przestań mi już to wypominać! Gdybym nie poszedł, ta kompania nie miałaby połowy takiego poczucia humoru i zabawy! Kto by wam śpiewał i grał na flecie?
- Poradzilibyśmy sobie, a przynajmniej nie straszyłbyś Bagginsa i Oriego wymyślonymi historyjkami o przerażających potworach! – odparł Gloin, zwabiony śmiechami do rozgadanej grupki na końcu pochodu.
- Czy krasnoludy zawsze spędzają wyprawy, kłócąc się ze sobą? – Luthien nie kryła rozbawienia sprzeczkami przyjaciół, po czym spojrzała na milczącego Bifura i zrobiło jej się go żal – Co z nim? – zapytała dyskretnie Gloina. - Kiedyś, dawno temu jakiś ork zadał mu cios toporem w głowę. Nasz dzielny Bifur ma niesłychanie twardą czaszkę, więc żyje po dziś dzień, tylko że od tego dnia nie mówi normalnie, mamrocze tylko w języku khuzdul.
- Tak, Gandalf kiedyś tłumaczył mi, że tylko on potrafi zrozumieć, co mówi Bifur… Jest chyba trochę samotny, prawda?
- Siłą rzeczy nie mamy z nim wspólnych tematów – uśmiechnął się ponuro Gloin – Chyba że po wypiciu sporej ilości piwa. Wtedy wszyscy rozmawiamy na migi.
- Thorin też? – zapytała rozweselona Luthien.
- On najbardziej – odparł Bofur – Kiedyś Thorin wypił sporo, naprawdę sporo… Przebił nawet mojego brata! - I co wtedy się działo?
- Kochana, pełzał po podłodze, krzycząc „Do broni, żołnierze!”, po czym chwycił pierwszą lepszą poduszkę i zaczął tarzać się z nią po podłodze, myśląc że to goblin. Bił ją pięściami, w końcu Bombur rzucił mu nóż, którym właśnie obierał marchewkę, i wtedy Thorin pokonał złego goblina…
- A teraz prawdziwa wersja, Luthien: Thorin, kiedy wypije, zasypia jak malutkie dziecko i nie walczy z żadnymi poduszkami – sprostował fantazyjną wersję Bofura Dori – Przestań zmyślać, bo dziewczyna w to uwierzy i nici z królowej krasnoludów!
Luthien spojrzała na niego zdziwiona i zarumieniła się lekko, bo nie bardzo wiedziała, co ma o tym myśleć. Już teraz stawiają ją przy tronie Thorina…
- Przepraszam, ale to chyba za wcześnie na królową – odpowiedziała, speszona – Nie sądzicie?
- Przecież Thorin jest honorowym krasnoludem, skoro jest z tobą teraz, będzie i później. To jasne jak słońce, że kiedyś będziesz naszą królową – uśmiechnął się dobrotliwie Gloin – Przynajmniej tak nam się wydaje. A musisz wiedzieć, że krasnolud rzadko się myli. Ja zwłaszcza.
- Dobrze… Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. A co z twoim bratem? O nim wiem nadal niewiele!
- Oin jest stary i głuchy jak pień. Nie chwaląc się powiem, że jako duet jesteśmy nie do pokonania, nasze umiejętności dotyczące rozpalania ognia w każdym miejscu, czasie i warunkach atmosferycznych są fenomenalne – szczycił się Gloin – A mój brat jest do tego imponująco dobrym specjalistą do spraw zdrowia. Sporządza różne ziołowe maści, mikstury, jest naszym lekarzem polowym. Jest też znakomitą położną! Wiesz, że kiedy moja przepiękna żona rodziła naszego synka Gimliego, to właśnie Oin odebrał poród?
Miała to zrobić moja teściowa, ale niestety, niech Durin czuwa nad jej czarną duszą, zeszła z tego świata dzień wcześniej. Na szczęście mój brat był obok i z niesamowitą finezją wyciągnął Gimliego z mojej żony! Co prawda kiedyś podejrzewałem ich o romans, ale stwierdziłem potem że to niemożliwe, moja małżonka ma cichy, melodyjny głos, a do niego trzeba krzyczeć głosem jak dzwon. Nie dogadaliby się. Zresztą Gimli to krew z mojej krwi! Chcesz zobaczyć ich portrety? Luthien kiwnęła głową, a Gloin z nieskrywaną dumą pokazał jej wizerunek swej żony i syna. Dziewczyna bardzo chciała być uprzejma, więc z grzeczności pochwaliła, w duszy jednak zastanawiając się, cz naprawdę widziała kobietę i małe dziecko, czy też dwóch starych i niezbyt urodziwych krasnoludów. Uśmiechnęła się, zmieszana, po czym Gloin niczym niezrażony opowiadał dalej:
- Kiedy Oin odebrał poród, musiałem wyjść z pokoju, zbyt wiele wzruszenia… Ale kiedy wyszedłem, usłyszałem straszny huk, zupełnie jakby ktoś rzucił kamieniem o podłogę… Wpadłem tam, ale nic się nie działo. Potem słyszałem na mieście plotki, że ktoś widział przez okno, jak Oin przypadkiem upuścił Gimliego a mój synek upadł na główkę… Nie dałem temu wiary, przecież dziecięca główka nie byłaby tak twarda, żeby dało to aż taki huk, prawda? - Nie wiem, nie mam dzieci…
- To umówmy się, że jak już będziesz miała, to powiesz mi. Wtedy rozwieję wszelkie wątpliwości. Wiesz, Oin od lat zapewnia mnie że nic takiego nie miało miejsca, ale zastanawia mnie to, że Gimli tak dziwnie mruga jednym okiem. Od zawsze ma też bliznę przy tym właśnie oku. W zasadzie może mieć to po mnie, też mam od zawsze taką samą…
- A ciebie nikt czasem nie upuścił w dzieciństwie? – zakpił Dwalin, nagle zjawiając się przy Luthien i Gloinie – Może to też dziedziczne? Nabijacie jej głowę bzdurami, opowiadacie historie nie z tej ziemi, dziewczyna się męczy!
- Nie, ależ skąd! – zaprotestowała Luthien – To bardzo interesujące rozmowy. Wiele się z nich dowiedziałam. Nadal intryguje mnie tylko, dlaczego tam, gdzie jest kilku krasnoludów, natychmiast pojawiają się sprzeczki, złośliwości i kłopoty.
- To, moja droga, nasza natura. Jednym z nielicznych wyjątków jest mój brat, Balin. Muchy by nie skrzywdził, nigdy nie sprawił nikomu przykrości.
- Jest dla Thorina bardzo ważny, prawda?
- Tak, są blisko. W zasadzie Balin to najmądrzejszy krasnolud, jakiego znam. Thorin też tak uważa, i zawsze radzi się go w trudnych sytuacjach, w zwątpieniach… Balin traktuje go jak syna. Przeżyli razem najgorsze chwile… - Byliście tam… wtedy, prawda?
- Tak – westchnął Dwalin, patrząc w zamyśleniu w niebo – Ja i Thorin w dzieciństwie przyjaźniliśmy się. W zasadzie u krasnoludów to normalne, kłócimy się ale nie potrafimy bez siebie żyć. Tego dnia nie było mnie przy nim, byłem w mieście Dale. Udało mi się ujść z życiem, bardzo bałem się wtedy o mojego brata i Thorina, którzy stanęli twarzą w twarz ze Smaugiem. Bałem się o naszego króla, o ich wszystkich… A przecież strach jest mi obcy. Nigdy się nie boję. Nie ma takiej rzeczy, której nie mógłbym pokonać. A jednak wtedy bałem się o nich. Zdołali uciec, ale widok miasta trawionego przez ogień i Góry zajmowanej przez smoka pozostał w naszej pamięci… To potężny przeciwnik, i Balin zdaje sobie z tego sprawę. On jedyny próbował nakłonić Thorina do zaniechania wyprawy, tłumaczył mu że i tak wiele już dla nas zrobił. Nie wiem, czy ktoś ci już to mówił, ale Thorin, po wygnaniu nas z Ereboru przez Smauga, tułał się z nami po świecie, a w końcu znalazł miejsce w Błękitnych Górach, gdzie stworzył nam nowe życie, bez zmartwień, na dobrym poziomie, może nie opływaliśmy w bogactwa jak za czasów Ereboru ale wszystkiego było pod dostatkiem. Jednak całe życie pałał żądzą zemsty, i ja go doskonale rozumiem. Próbowaliśmy odbić Khazad-dum, ale… Wiesz, wtedy zginął Thror. Thorin na własne oczy widział, jak Azog ścina głowę jego dziadkowi. On nigdy się po tym nie pozbierał. Zmienił się wtedy, od tamtej chwili jest jeszcze bardziej zamknięty i zacięty, niż przedtem, a musisz wiedzieć że Thorin nigdy nie był zbyt wylewny. Ale po tamtej traumie coś się w nim zablokowało. Najpierw ścięto jego dziadka, potem pojmano jego ojca, nikt nigdy już go nie ujrzał, nie wiemy co się z nim stało. I nagle, z dnia na dzień, na jego barki spadła cała odpowiedzialność. Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo obciążony jest Thorin.
- Domyślam się – Luthien ukradkiem otarła spływające jej z oczu łzy – Powiedz mi, jak on to wszystko znosi… Tyle lat, a on ma w sobie nadal siłę i chęć do walki. Nie zniechęcił się.
- To duma. Urażona krasnoludzka duma jest gorsza niż cokolwiek innego. Thorin ma w sobie poczucie tego, że jest władcą, że jest królem, w jego żyłach płynie krew Durina, ale zabrano mu tron. To nie daje mu spać i nie spocznie, dopóki nie odzyska naszej ojczyzny. Poza tym, i to chyba jest jeszcze ważniejsze, chce pomścić dziadka i ojca. Thorin to najbardziej honorowy krasnolud, jaki chodzi po tym świecie. Teraz, kiedy jest tak blisko celu, nie ugnie się przed nikim i niczym.
- Bardzo chciałabym, żeby było inaczej… żeby nie miał tego wszystkiego na swoich barkach.
- Luthien, już jest inaczej, i to dobrze o tym wiesz – Dwalin puścił dziewczynie oczko – Ma ciebie. Nigdy nie był taki, jaki jest od kilku dni.
- To znaczy?
- Nie zmienisz wszystkiego, nie zmienisz biegu historii, tego co się stało już nie cofniemy i to zawsze będzie raną w duszy Thorina. Ale widzę, że potrafisz sprawić, że na chwilę zapomina o wszystkim. Zrobił się trochę weselszy, otwarty… Jak nie lubię kobiet, tak ciebie polubiłem – zakończył twardo krasnolud. Dziewczyna spojrzała na niego z wdzięcznością.
- Nawet nie wiesz, ile takie słowa od przyjaciela Thorina dla mnie znaczą.
- Dobrze, skończmy te łzawe pogaduszki. Wiesz co myślę, i wystarczy. Nie powtórzę tego drugi raz.
- Spokojnie, nie będę cię już męczyć – roześmiała się pogodnie Luthien – Dwalinie, jeśli mogę o coś zapytać… Co oznaczają te tatuaże na tobie?
- To moja duma! Każdy z nich ma swoje znaczenie, każdy upamiętnia ważne wydarzenie, większości bitwy, innych rozrywek nie uznaję. Wiele z nich to starożytne krasnoludzkie runy.
- Fascynujące… Chciałabym poznać bliżej waszą kulturę i historię, z każdym dniem przekonuję się, że krasnoludy są o wiele bardziej intrygujące od elfów!
- To chyba oczywiste – burknął Dwalin – Zniewieściałe twory ze spiczastymi uszami… Co oni mogą mieć do powiedzenia! Nie potrafią nawet walczyć toporem! Popatrz, to są moje topory. Na każdym z nich jest wiele szczerb i rys. Kocham każdą z nich, bo oznaczają zabitych wrogów. A to mój młot bojowy.
- Oskarżasz nas o zanudzanie dziewczyny, a sam opowiadasz jej o młotach bojowych i toporach, zlitujże się nad nią! – Gloin odepchnął Dwalina od Luthien i zwrócił się w jej stronę – Co sądzisz o tych dziecięcych główkach? Mogą być tak twarde? Czy dziecko, spadając na głowę, by się zabiło?
- Popiło? – wtrącił się do rozmowy przygłuchy Oin – Macie piwo i nikt mi nie powiedział!?
- Rozmawiam z nią o moim synu!
- Wino? Nie, nie przepadam za winem, jest za słodkie!
- Bracie, wydawało mi się że czarodziej cię wołał!
- Kto skonał? Kolejny pogrzeb? Mówiłem, żeby pilnować, co Bombur wkłada do garnków! Zdecyduj się wreszcie, czy rozmawiamy o trupach czy o piwie!
- To chyba będzie długa i trudna rozmowa – zauważyła rozbawiona Luthien.
- Krowa? – zdziwił się Oin – Żartujecie sobie ze mnie? Nie zabraliśmy ze sobą krów, tylko kucyki, których już zresztą nie mamy! - Tu się zatrzymujemy! – rozległ się donośny głos Thorina, który przerwał wszystkie dyskusje – Fili, sprawdź teren. Kili, pójdziesz w drugą stronę. Oin, Gloin… Wiecie, co robić.
- Idę z tobą – Luthien ostentacyjnie chwyciła Kiliego pod ramię i ruszyła z nim na zwiady. Thorin ze zdumieniem patrzył na oddalającą się parę i już chciał zawołać dziewczynę, ale powstrzymał go Gandalf.
- Pokłóciliście się – stwierdził – To widać. Daj jej czas. To wbrew pozorom silna dziewczyna, choć wygląda na delikatną. Oboje macie trudne charaktery, i mimo, że Luthien bardzo cię kocha, to musi czasem odreagować trudy bycia z tobą.
- A skąd ty możesz wiedzieć o tym, jak to jest być ze mną!
- Drogi chłopcze, wędrujemy razem od wielu tygodni, to chyba wszystko tłumaczy.
- Tak w ogóle to z nikim się nie kłóciłem. To ona ma jakiś problem – Thorin ze złością rzucił na ziemię miecz.
- To nie jest w porządku. Ona, jak ją nazwałeś, jest przy tobie i próbuje pomóc ci z twoimi problemami. Ty odcinasz się od jej problemów.
- Bo Luthien je wymyśla, tworzy na poczekaniu! Jak każda kobieta…
- Jak na krasnoluda, który nie ma doświadczenia z kobietami, masz o nich całkiem spore pojęcie!
- Znowu się wtrącasz – niezbyt grzecznie wytknął czarodziejowi Thorin.
- Pomagam, chociaż ty jesteś zaślepiony i wszystko uważasz za atak, nie dostrzegasz pomocy.
- Po co ona z nim poszła? Po co, pytam? – krasnoludowi puściły nerwy i wylał z siebie wszystko, co go gryzło – Chce zrobić mi na złość? Wzbudzić zazdrość? Myśli, że pobiegnę za nimi i wyrwę ją stamtąd! To się myli! Nie obchodzi mnie, co tam robią, niech ją nawet…
- Wystarczy! – Gandalf zgromił Thorina wzrokiem – Kili to twój siostrzeniec, nie zapominaj o tym.
- Luthien chyba o tym zapomniała!!!
- Głupi, uparty szaleniec! Co się z tobą stało!? Oskarżasz ją o rzeczy, które po prostu nie mieszczą mi się w głowie!
Thorin zamilkł, bo czuł, że czarodziej ma absolutną rację. Zrobiło mu się strasznie wstyd za scenę, którą urządził. Spuścił wzrok i zaczął zastanawiać się, co właściwie strzeliło mu do głowy.
- Co ja robię… Co się ze mną dzieje? – mamrotał nieskładnie pod nosem. Gandalf spojrzał na niego ze współczuciem.
- Pogubiłeś się. I to bardzo…
- Ja nie chciałem tego powiedzieć…
- Wiem. Poniosło cię. Pytanie tylko, dlaczego.
- Jak to: dlaczego? Bo jej nie rozumiem. Bo boję się myśli, że ona mogłaby przestać mnie kochać. Nie chcę, żeby ktokolwiek inny jej dotykał. Jest przecież moja.
- A co czujesz? – dociekał czarodziej – Kochasz ją?
- Przestań! Nie zadawaj mi takich pytań!
- Dlaczego? Albo kochasz albo nie, oczekujesz od niej miłości a sam nie potrafisz jej ofiarować?
- To nie jest takie proste – odparł Thorin – Ale Luthien jest moja, bez niej… Co ja mówię, co się ze mną stało… Proszę, zapomnij o tej rozmowie.
- Mój drogi, zachowujesz się ostatnio bardzo dziwnie… Mam wrażenie, że ta dziewczyna przewyższyła dla ciebie swoją wartością całe bogactwo Ereboru. A nawet Arcyklejnot.
- Nigdy więcej tego nie mów. To nieprawda.
- Więc co do niej czujesz?
- Muszę ją znaleźć!
Thorin podniósł swój miecz i powoli poszedł szukać dziewczyny. Powoli, by po drodze zastanowić się nad wszystkim, co chce jej powiedzieć. Tymczasem Kili i Luthien szli przed siebie dość szybkim krokiem. Krasnolud bardzo dziwił się, dlaczego dziewczyna poszła za nim na zwiady, jednak ona zbyła go tym, że chciała po prostu się z nim przejść.
- Nie zrobiłaś tego na złość wujkowi? – zapytał podejrzliwie.
- Nie śmiałabym – odparła Luthien – Postawiłeś mu się kiedyś?
- Eee… Niejednokrotnie. Ale zawsze miał do mnie słabość, więc kończyło się na groźnym spojrzeniu.
- O tak, groźne spojrzenie opanował do perfekcji – dziewczyna zarumieniła się na wspomnienie ubiegłej nocy.
- Chyba mamy odmienne wspomnienia z groźnym spojrzeniem?
- Słucham?
- Nie, nic – roześmiał się Kili – Masz na niego dobry wpływ, wiesz?
- Daj spokój, wszyscy mi to powtarzają. Może i mam, ale on tego nie widzi. Zresztą nieważne, Kili, zakończmy ten temat. Rozdzielmy się, co? Ja pójdę w tę stronę, będzie nam łatwiej. Krasnolud przytaknął i poszli w różne strony, choć miał pewne obawy czy jego towarzyszka nie zgubi się sama w obcym, potencjalnie niebezpiecznym miejscu. Ona jednak odganiała od siebie strach. Szła przed siebie, rozmyślając o wszystkim, co nie było związane z Thorinem – a nie było to łatwe. Wszystko kojarzyło jej się z jednym. Zeszła już z niej cała złość i tak naprawdę pragnęła znaleźć się teraz w jego bezpiecznych ramionach, szczególnie, że wydawało jej się, że słyszy za sobą jakieś kroki… Jednak gdy odwróciła się, niczego nie zobaczyła. Zawahała się, ale zrobiła kilka kroków w przód i nagle poczuła na szyi zimne ostrze.
Kili był już pewien, że teren jest czysty, i postanowił wrócić się, by poszukać Luthien. Nie wiedział jednak, gdzie iść, by się z nią nie minąć.
- Na Durina, po co pozwoliłeś jej odejść! – powiedział głośno sam do siebie – Durniu! Ona może być wszędzie!
- Kili!? – usłyszał za sobą głos Thorina – Kili! Gdzie Luthien!?
- Wujku…
- Gdzie ona jest!?
- Nie wiem…
- Kili zabiję cię!
- Spokojnie, wujku! Po prostu my…
- Co: wy!? – Thorin momentalnie stracił nad sobą panowanie – Co się stało, co zrobiliście!? Zrobiłeś jej krzywdę!? Co między wami zaszło?!
- Wujku! NIC nie zaszło, musisz się uspokoić! Rozdzieliliśmy się niedawno, jestem na siebie za to wściekły, mogłem jej na to nie pozwalać… Ale nic między nami nie było i nigdy nie będzie!
- Kili, wybacz mi… Kili, ja nie chciałem, po prostu tak się o nią boję, jest taka krucha i delikatna, a teraz sama w tej dziczy…
- Spokojnie, znajdziemy ją. To ja przepraszam, że pozwoliłem jej odejść.
- Żadna siła by jej nie powstrzymała, nie mogłeś jej zabronić. Kili, tak mi głupio że w ogóle pomyślałem, że wy…
- Nigdy bym ci tego nie zrobił – młody krasnolud położył wujowi dłonie na ramionach – A ona prędzej dałaby się zabić, niż zrobiłaby ci taką krzywdę. Może poszukajmy jej, a nie stójmy tu bez sensu, co?
Thorin kiwnął głową i obaj ruszyli na poszukiwanie dziewczyny, która była naprawdę w ogromnym niebezpieczeństwie…
Zimna stal powoli przesuwała się po szyi Luthien. Nawet porwanie przez gobliny nie było tak przerażające, jak ta krótka chwila, w której czuła na sobie ostrze, i nawet nie wiedziała, do kogo ono należy. Czuła tylko smród, okropny smród, od którego robiło jej się niedobrze, i czyjś gorący oddech na karku. Sparaliżowana, nie była w stanie poruszyć nawet palcem.
- Skąd tak piękna panienka wzięła się samotnie w takim miejscu? – odezwał się straszny głos tuż za nią – Gdzie twoi towarzysze?
- Nie wiem… Nie wiem, o czym mówisz – wydusiła z siebie Luthien.
- Ooo, to nieprawda, dobrze wiesz… Nie możesz być sama. Powiedz tylko, gdzie są, i daruję ci życie. - Jestem tu sama, zabłądziłam, zmierzałam do Rivendell i…
- Jesteś blisko granic Mrocznej Puszczy, i twierdzisz, że zmierzasz do Rivendell? Tym bardziej muszę cię unieszkodliwić, bo kłamiesz jak z nut – ciągnął okropny głos. Luthien z całych sił musiała się pilnować, żeby niczego nie zdradzić i nie narazić kompanii na niebezpieczeństwo. - Jestem sierotą, nie mam się gdzie podziać, a w Rivendell… Tam jest bezpiecznie, przebywali tam kiedyś moi przodkowie, znali władcę tego miejsca, byli przyjaciółmi. Pan Elrond pamięta mnie i otoczy tam opieką, dlatego idę właśnie do Rivendell – podkreśliła z tak dużą mocą, na jaką było ją stać, mając miecz przy gardle.
- A co, jeśli powiem ci, że śmierdzisz krasnoludami? – głos był coraz bardziej obrzydliwy i bała się strasznie.
- Spotkałam dwóch kilka dni temu… Zmierzali na południe. To znaczy… Do Rohanu. Szli do Edoras. Jeden z nich dał mi swój koc, ale zgubiłam go dziś po drodze. Może dlatego wciąż czuć ich zapach…
- Kłamiesz! Dwóch krasnoludów idących do Edoras! Po co krasnoludom wycieczka do krainy koni!?
- Może właśnie szli po konie…
- Kłamiesz! – usłyszała ponownie, a ciemna, obślizgła ręka chwyciła ją za ramię i przekręciła przodem do siebie. Głos należał do wyjątkowo szpetnego orka. - Błagam o litość, nic nie zrobiłam, pozwól mi iść do Rivendell…
- Mam cię puścić, żebyś poszła do tych przeklętych elfów? Zresztą prędzej uwierzyłbym w tę bajeczkę o Rivendell, gdybyś powiedziała mi że widziałaś się z krasnoludami, które zmierzają do Ereboru, nie do Edoras… A może tak właśnie było? – ork przystawił ostrze miecza do policzka dziewczyny, a ta drgnęła niespokojnie.
- Nie wiem, gdzie jest Erebor, nigdy tam nie byłam… Nie znam żadnego krasnoluda z Ereboru!
- A Thorin Dębowa Tarcza… Nic ci to nie mówi, piękna panienko? Thorin, syn Thraina, syna Throra, król spod Góry na wygnaniu. I jego piękni, młodzi siostrzeńcy, następni pretendenci do tronu. Kolejny? Niejaki Balin, syn Fundina. Oin i Gloin, synowie Groina. Nie znasz ich? Było ich razem piętnastu. Widziano też z nimi niziołka z Shire i szarego czarodzieja.
- Naprawdę, nie znam ich…
- A taki szaleniec z obłędem w oczach i kawałkiem topora w głowie? Rzuca się w oczy, zapamiętałabyś go – ork przycisnął miecz do policzka Luthien – To mój podarunek, wiesz? Pamiątka. Podobno biedaczysko szuka mnie po całym świecie, żeby się zemścić…
- To ty… - oczy Luthien pociemniały, a po chwili zdała sobie sprawę, że wszystko wydała.
- Więc jednak znasz te przeklęte krasnoludzkie ścierwa… Ty kłamliwa, mała wiedźmo! – ork wziął zamach mieczem, lecz Luthien zdążyła się uchylić i ostrze przecięło jej tylko policzek. Kiedy chciała wstać, ohydny stwór przytrzymał ją przy ziemi z ostrzem przy szyi.
- Dobrze, skoro już wiemy że znasz byłych mieszkańców Ereboru… Grzecznie powiesz mi, gdzie są, a ja odprowadzę cię do Mglistych Gór. Stamtąd trafisz do Rivendell… Albo i nie. Zakładając, że nie spotkasz moich pobratymców, możesz przeżyć. Widzisz, nie jestem taki zły…
- I nie jesteś taki głupi jak reszta orków – butnie dodała Luthien. Ostrze mocniej przycisnęło jej skórę.
- Komplementy ci wiele nie pomogą. Gdzie jest Dębowa Tarcza? – zapytał ork.
- Sądzisz, że ci powiem? Wolałabym zginąć!
- Panienki życzenie jest dla mnie rozkazem…
- Kili! Pomocy, Kili, ratunku! – zaczęła niespodziewanie krzyczeć Luthien.
- Więc jednak ściągniesz ich do mnie… Grzeczna dziewczynka. Krzycz głośniej… Choć wątpię, że ktoś cię tu usłyszy.
- Kili!!!
Tymczasem Thorin z siostrzeńcem biegli dokładnie w tę stronę, gdzie była Luthien. Coraz bardziej zaniepokojeni, wręcz przerażeni wizjami, jakie kołatały im się w głowach. Myśleli już o najgorszym, kiedy nagle Kili usłyszał krzyk.
- To ona – przystanął na chwilę i wsłuchał się – Wujku, to Luthien!
- Na co czekasz, biegnijmy tam!
Kili natychmiast ruszył do przodu, zostawiając Thorina w tyle. Był najszybszym biegaczem w całej kompanii, toteż dotarł na miejsce bardzo prędko. Zamarł, widząc jak ork nachyla się nad leżącą Luthien i przystawia jej brudne ostrze do szyi. Wyskoczył zza drzewa i wyciągnął swój miecz.
- Puść ją – powiedział groźnie. Potwór spojrzał na niego z obrzydliwym uśmiechem.
- Proszę proszę! Panicz z rodu Durina! Kili, jeśli się nie mylę? Gdzie twój wuj?
- Niedaleko, i lepiej módl się, żeby nie zdążył zobaczyć cię przy dziewczynie – warknął krasnolud – Puść ją, powtarzam.
- Poczekam na Króla. Zgotuję mu iście królewski widok i powitanie…
Nim ork zdążył się zorientować, Kili rzucił się na niego i odepchnął go od Luthien. W tym samym momencie nadbiegł Thorin i od razu skierował się w stronę dziewczyny. Wziął ją w ramiona i przycisnął do siebie z całych sił.
- Żyjesz… Nigdy się tak nie bałem… - szeptał nerwowo, i wtedy zauważył krew spływającą z jej bladej twarzy – Co on ci zrobił…
- To nic, tylko draśnięcie. Bałam się, pytał o was… Gdzie jesteście. Próbowałam kłamać, że was nie znam, przysięgam nie zdradziłam was, potem wspomniał o Bifurze, że to on wbił mu topór w głowę, wtedy przypadkiem wydałam że wiem kim jest Bifur. Ale nie powiedziałam mu, gdzie jesteście, próbował to ze mnie wyciągnąć, ale uwierz mi kochany, nic nie powiedziałam, ani słowa…
- Spokojnie maleńka, wierzę ci. Nie zrobiłabyś tego, nie ty… Nie rób tego więcej. Nie odchodź sama.
- Wujku! – zawołał Kili, przyciskając orka do ziemi – Co z nim zrobić?
- Poczekaj tu, kochanie – Thorin spojrzał Luthien w oczy i pocałował ją delikatnie – Już się nie bój, zaraz będę przy tobie – zapewnił, po czym zerwał się w stronę siostrzeńca – Puść go – rozkazał, po czym wyciągnął Orkrista i przeciągnął nim po twarzy orka, robiąc mu dokładnie to, co on uczynił na policzku Luthien – A teraz zabiję cię z radością i pokroję twojego trupa na 50 równych kawałków. Potem odnajdę twojego przywódcę i przysięgam, że zrobię z nim to samo.
- O ile pamiętam, kilka dni temu ponownie przegrałeś z moim panem – szyderczo zauważył potwór. Oczy Thorina zrobiły się ciemne i duże i jeszcze mocniej przycisnął wroga do ziemi.
- Gdzie on jest? – zapytał powoli – Gdzie ten śmieć się ukrywa?
- Chciałbyś wiedzieć, upadły królu – zarechotał ork – Ale tak, jak twoja panienka nie chciała zdradzić twojego pobytu, tak i ja nie zdradzę, gdzie jest Azog.
- Zabiję go!!! – krzyknął Thorin, i tylko szybka reakcja Kiliego powstrzymała go od zbyt szybkiego wydania wyroku:
- Zaczekaj wujku. Ja to załatwię – powiedział spokojnie, po czym wycelował strzałą z bliska w sam środek głowy orka i zwrócił się do niego – Powiesz nam, gdzie jest reszta twojej bandy. Przyznasz, z kim jesteś i gdzie są, a my puścimy cię wolno. Nie zginiesz.
- Kili! – krzyknął Thorin z pretensją, ale stanowczy wzrok siostrzeńca spowodował, że w mig pojął powagę sytuacji i nie może sobie pozwolić na bezmyślną zemstę – Racja. Przyznaj się, jesteś sam?
- Obym zgnił jeśli wam powiem! – zasyczał ork, próbując grać na czas, jednak zbyt mocno bał się o swoje życie, i był coraz bliższy współpracy z agresywnymi krasnoludami.
- Zgnijesz tu samotnie, jeśli nam nie powiesz – zagroził Thorin, przyduszając go – Jeśli powiesz nam prawdę, nie zabiję cię. Inaczej posmakujesz mojego ostrza, które zabiło z łatwością króla goblinów.
- Dobrze! – ork zaczął wić się z bólu, jaki zadawał mu mocny uścisk Thorina wokół jego szyi – Powiem! Jestem… Jestem tu sam! Chciałem was wyśledzić, odnaleźć i donieść o waszym położeniu blademu orkowi!
- Gdzie jest ten plugawiec?
- Prawdopodobnie teraz w Dol Guldur…
- Dol Guldur? – zdziwił się Kili – Gandalf coś wspominał o fortecy, o rodzącym się tam źle, o czarnoksiężniku… Po co Azog miałby iść do Dol Guldur?
- Jestem zwykłym szpiegiem, gdybym zadał mu to pytanie, zabiłby mnie na miejscu! – zawył żałośnie ork – Puśćcie mnie, powiedziałem wszystko! Jestem tu sam, oprócz mnie nie ma nikogo, przysięgam na moją plugawą matkę!!!
- Skoro jesteś sam… Dlaczego odważyłeś się zapuścić tak daleko wiedząc, że będziemy mieli nad tobą przewagę w razie spotkania? – Thorin nie do końca wierzył w historię samotnie wędrującego orka i mocniej zaciskał pięść na jego gardle.
- Chciałem… Chciałem powybijać was w nocy! – krzyknął z bólu – A ciebie żywego doprowadzić do mojego pana! Przysięgam że jestem sam i mówię prawdę!
- Wujku… Jest zbyt głupi, żeby kłamać. Spójrz, jak się boi – zauważył Kili. Thorin przytaknął.
- Tak… Dziękuję za pomoc – powiedział spokojnie, po czym wbił ostrze w serce orka.
- Obiecałeś… że… zostawisz mnie… przy życiu… - wybełkotał ostatkiem sił.
- Tak powiedziałem? – krasnolud uśmiechnął się z ironią – Najwidoczniej powiedziałem coś innego, niż myślałem. Może po prostu kłamałem.
- Ty krasnoludzki śmieciu… I tak cię zabiją…
- Gdybyś miał wątpliwości – Thorin wyciągnął miecz i wbił go po raz kolejny zaraz obok – To było za Luthien. A to – wyrwał Kiliemu drugi miecz i odciął orkowi głowę – Za Bifura!!!
Thorin wstał i z obrzydzeniem otrzepał się. Stanął jedną nogą na trupie i wyciągnął z niego Orkrista, po czym nadział na niego głowę orka.
- Trzymaj – rzucił broń z ulokowanym na niej trofeum zdezorientowanemu Kiliemu – Zanieś to w prezencie naszemu przyjacielowi.
- Wujku… Ale jesteś fantastyczny – młody krasnolud nie mógł wyrazić podziwu dla Thorina – To było coś! Opowiem wszystkim, co zrobiłeś! Ori spisze to w dzienniku, taka akcja nie może przejść sobie tak po prostu zapomniana!
Thorin jednak nie słuchał już rozentuzjazmowanego siostrzeńca, tylko podbiegł do Luthien i wziął ją w ramiona tak, jakby odzyskał najcenniejszy na świecie utracony skarb. Długo nie mógł oderwać się od niej, tak bardzo cieszył się, że ma ją przy sobie żywą. Dziewczyna zamknęła oczy i oddała się temu pięknemu, magicznemu uczuciu, w tym momencie poczuła że to, co ich łączy, to nie jest tylko uczucie z jej strony. Wiedziała, że Thorin ją kocha, czuła to w każdym zakamarku swojej duszy. On również w tym momencie uświadomił sobie, że gdyby tego dnia Luthien zginęła, nic nie byłoby już ważne. Całe to bogactwo, odzyskany tron, Arcyklejnot… Arcyklejnot mógłby nie istnieć. Gdyby Luthien umarła, umarłby i Thorin. Jego dusza i serce. I może kontynuowałby dalszą wyprawę, ale tylko po to, by pomóc swemu narodowi. Po odzyskaniu Góry oddałby jej Serce swoim siostrzeńcom, by to oni sprawowali władzę, bo właśnie zrozumiał, że Serce Góry niekoniecznie jest jego sercem, jak dotąd myślał. Jego serce było wypełnione uśmiechem Luthien i tylko to się dla niego liczyło…
I teraz, kiedy wziął ją na ręce i niósł do obozu jak najpiękniejszy na świecie skarb, zaczynał rozumieć. To Luthien jest jego własnym Arcyklejnotem. I nie może pozwolić jej zginąć…
---------
Notka: Autorem opowiadania jest Kate. Opowieść oparta jest na postaciach z filmu "Hobbit: Niezwykła podróż” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich. Do zilustrowania opowiadania użyto screenów i przyciętych screenów Kate z w/w filmu.
---------
Kolejna część za tydzień. :-)