Quantcast
Channel: zRYSIOwana ja
Viewing all articles
Browse latest Browse all 1083

"Książę z lawendowych pól", fanfik autorstwa Kate. Część 12.

$
0
0

Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść zainspirowana jest postacią Johna Standringa granego przez Richarda Armitage’a w serialu „Sparkhouse" polski tytuł ”Dom na wrzosowisku” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich. Opowieść zawiera treści erotyczne, więc jeśli nie macie skończonej odpowiedniej ilości lat (to jest 18 lat) aby czytać takie teksty, to proszę nie czytajcie dalej.

-----------------

Poprzednia, jedenasta część tutaj

- Nie! Oszalałaś! Nigdy się na to nie zgodzę!
- Kochanie, pomyśl, może być super, a poza tym… To dla mnie ważne!
- Kate, powiedziałem już: NIE!
Kłóciliśmy się tak już od dłuższej chwili; wyglądało na to, że czeka nas jeszcze długa przeprawa. John zdenerwowany krążył po pokoju, a ja spokojnie stałam w miejscu, obserwując go uważnie. Dlaczego tak mocno się uparł…?
- John… Proszę – podeszłam do niego i położyłam mu dłonie na ramionach – Przecież to tylko zwykła, redakcyjna impreza. Dlaczego nie chcesz ze mną pójść?
- I co im powiesz? To mój narzeczony, który pasie owce?
- Nie wstydzę się ciebie – odparłam pewnym głosem – Powiedziałam już kiedyś naczelnemu, czym się zajmujesz. Zajmujesz się hodowlą owiec, a poza tym jesteś specjalistą od remontów.
- Czyli jednak podkoloryzowałaś…
- John, powiedziałam prawdę! Nie rozumiem, gdzie widzisz problem, myślałam że wyleczyłam już wszystkie twoje kompleksy…
- Dobrze, że ty żadnych nie masz – mruknął ze złością. Objęłam go delikatnie w pasie.
- Nie o to chodzi, przepraszam jeśli źle to zabrzmiało… Posłuchaj, to dla mnie ważne, na tej imprezie będzie też góra, ludzie ważniejsi od Hugh. Jeśli dobrze podejdę do sprawy, jeśli porozmawiam z kim trzeba, to mogę liczyć na awans. Wiem, że pracuję tam od niedawna, ale Hugh mówił że wielokrotnie chwalił mnie na zebraniach, że moje artykuły są dobrze ocenianie… John, to dla mnie szansa, zrozum.
- Ja i tak nie pomogę ci w tych rozmowach – oznajmił twardo – Będę tylko przeszkadzał. A poza tym… Jak chcesz ich przekonać, że zasługujesz na awans? Bo nie sądzę, żeby narzeczony u twego boku ci w tym pomógł.
- John… Co ty masz na myśli!?
Popatrzył na mnie ze złością i zazdrością. Niemożliwe… Czyżby myślał, że byłabym zdolna do uwiedzenia któregoś z przełożonych, by dostać awans!? Nie wierzyłam, że mógłby tak pomyśleć. Wbiłam w niego pytający wzrok, ale on ani drgnął. Wszystko było jasne…
- Jak możesz tak nisko mnie oceniać? – zapytałam go, drżąc z wściekłości – JAK mogłeś pomyśleć, że…
- Skoro ten awans jest dla ciebie tak ważny!
- John! NIC nie jest dla mnie ważne, jeśli nie chcesz, nigdzie nie pójdę, mogę się zwolnić z redakcji! Jeżeli to cię uszczęśliwi, zrezygnuję ze wszystkiego! Ale nie rób ze mnie… łatwej panienki!
- Kate! Kate… Przepraszam – szepnął, podchodząc do mnie i ściskając mocno moje dłonie – Nie wiem, co strzeliło mi do głowy. Przepraszam.
- Nie przepraszaj… John, czy ty boisz się mojego awansu? Boisz się, że coś się przez to zmieni?
- A ty… Potrzebujesz tego? Będziesz szczęśliwsza, dostając awans? – spojrzał na mnie dziwnie. Zmieszałam się, nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
- Nie wiem, John… Chyba, chyba tak – westchnęłam – Chyba po to tam pracuję. Żeby nie tkwić ciągle w tym samym miejscu. Rozwijać się. Jasne, że chciałabym dostać awans.
- Nawet, jeśli wiązałoby się to z…
Wydawało się, że głos ugrzązł mu w gardle i nie był w stanie dokończyć zdania. Jakby bał się, że powie coś, czego się boi, a ja przytaknę. Położyłam mu dłoń na policzku i wyczułam zdenerwowanie.
- Z czym? – zapytałam.
- Nie udawaj, wiesz że w twoim przypadku na pewno wiązałoby się to z codzienną pracą w Yorku. Musiałabyś tam codziennie dojeżdżać albo… zamieszkać tam.
- John… Nie zamieszkałabym tam bez ciebie…
- A ja nie zamieszkałbym tam – przerwał mi szybko – Bo nie miałbym tam pracy. Tu mam wszystko, i…
- Daj mi skończyć! Nie zamieszkałabym tam bez ciebie, ani sama, to jest moje miejsce i tu zostanę. A dojeżdżanie tam nie jest problemem, John, i tak oboje pracujemy, nie widujemy się przez większość dnia…
- To co innego – odparł smutnym tonem – Zawsze mogę przyjść do ciebie, do cukierni, albo ty do mnie, do Freemanów, jak dwa tygodnie temu… Jesteś obok, mam świadomość że mam cię tutaj, że… Mogę się tobą opiekować.
- Kochanie moje… Nie martw się na razie niczym – przytuliłam się do niego, czując się winną jego smutku i obaw – Nie myślmy o tym. Nie będę rozmawiać o awansie.
- Nie, nie możesz odpuścić… Chcę, żebyś była szczęśliwa.
Spojrzałam mu w oczy i przeczesałam dłonią jego włosy.
- Będę szczęśliwa, jeśli pójdziesz ze mną na tę imprezę, będziesz cały czas trzymał mnie tam za rękę i wspierał. Dobrze?
Pokręcił najpierw przecząco głową i uśmiechnął się nieśmiało, po czym pocałował mnie lekko i spojrzał w taki sposób, że miałam już odpowiedź – wiedziałam, że ze mną pójdzie.

***
Czekałam na piątek cała w nerwach. A co, jeśli John źle będzie czuł się na imprezie? Jeśli zaszyje się gdzieś w kącie i będzie cały w stresie czekał tylko, aż wszystko się skończy? Albo, co gorsza, zaczną go podrywać stare panny, których w redakcji miałam pod dostatkiem? Nie, to nie mogło się zdarzyć, bo przecież będę go miała zawsze obok siebie. Ale mimo wszystko bałam się, bałam się bo to było jego pierwsze, oficjalne wyjście do ludzi, facet który 33 lata przesiedział w domu nagle miał wejść w paszczę lwa i to ja sama go do tego nakłoniłam. Znowu czułam się winna, że do czegoś go zmuszam, ale po krótkim czasie naszła mnie refleksja, że gdyby John naprawdę mocno tego nie chciał, to postawiłby mi się, albo zadziałał w… inny sposób, aby odwieść mnie od tego pomysłu. A jednak się zgodził, co znaczyło że zależało mu na mnie i chciał przełamać się, żebym widziała, że zrobi dla mnie wszystko. Był taki kochany…
- Katie! – krzyknął do mnie przez okno. Nie spodziewałam się go, myślałam że przygotuje się u siebie na spokojnie i wtedy dopiero przyjdzie do mnie…
- Hej kochanie, co się stało? – oparłam się o parapet i pocałowałam go w czoło – Co się dzieje?
- Chciałem się tylko poradzić…
- W czym?
Uniósł obie ręce ku górze. W jednej dłoni miał błękitny, a w drugiej szary krawat. Uniósł brwi i delikatnie, niepewnie uśmiechnął się, na co zareagowałam wybuchem śmiechu. Był tak słodki!
- Skarbie! Nie musisz zakładać krawatu! – ponownie wychyliłam się przez okno i ucałowałam go w czoło – To nie jest aż tak oficjalna impreza!
- To garnituru też nie musi być?
- Ależ skąd… Misiaczku mój, nie musisz się stroić, w czymkolwiek pójdziesz, będziesz najprzystojniejszy.
- Proszę, powiedz mi w co się ubrać – jęknął żałośnie – Kompletnie się na tym nie znam…
- Dobrze. Po prostu załóż to, co zwykle. Dżinsy, biała koszula… Do tego możesz założyć krawat. Ale tylko czarny.
- Nie mam czarnego…
- Pokaż ten szary… Może być, nada się – stwierdziłam eksperckim tonem – Chodzi o to, żeby krawat był wąski, rozumiesz? Jeśli zastosowałbyś szerszy, wyglądałoby to niezbyt dobrze. Do dżinsów i białej koszuli pasuje tylko wąski krawat – tłumaczyłam mu jak dziecku.
- Ach, no tak… Czy coś jeszcze?
- Możesz założyć tę skórzaną kurtkę, wyglądasz w niej piekielnie seksownie.
- Dobrze, kochanie. Zaraz się ubiorę, przyjdę dosłownie za piętnaście minut!
Z radością patrzyłam, jak John biegnie do swojego domu. Zrobiło mi się ciepło na sercu; ufał mi mocno, przychodził radzić się nawet w sprawie ubioru. Ja na szczęście nie musiałam się go w niczym radzić, bo wiedziałam, co lubi – założyłam jego ulubioną, lawendową sukienkę. Byłam pewna, że będzie zadowolony. A ja musiałam przyznać, że mój narzeczony po raz kolejny wyglądał olśniewająco. Jak to jest, że mówi się „nie szata zdobi człowieka”, a ja na własne oczy każdego dnia przekonywałam się, że mój niepozorny jeszcze miesiąc wcześniej John wygląda teraz jak gwiazda filmowa? I ten jego uśmiech…
- Zwala pan z nóg, proszę pana – stwierdziłam poważnie, wychodząc przed dom, gdy John akurat parkował przed nim samochód – Nie wiem, czy mogę zabrać pana między ludzi.
- A to dlaczego?
- Moje redakcyjne koleżanki to albo napalone małolaty, nieważne czy w związku czy nie, albo wieczne singielki. To nie jest środowisko dla takiego mężczyzny.
- Tym bardziej chcę jechać.
- Ty draniu!
John przytulił mnie ze śmiechem i otworzył mi drzwi do auta. Jak zwykle szarmancki… Miałam więcej szczęścia niż rozumu. Trafiła mi się gwiazdka z nieba, którą musiałam chronić przed całym światem, ale najczęściej też przed samą sobą i moimi destrukcyjnymi pomysłami i gafami. Ale John kochał mnie i to było najcudowniejsze, co mogło mnie spotkać. Zerkał na mnie co chwilę, prowadząc samochód. Widziałam, że jest skrępowany tym, co ma się tego wieczoru wydarzyć, choć starał się udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Kiedy dojechaliśmy pod redakcję, zesztywniał cały. Kiedy ja wysiadałam z auta, on kurczowo trzymał jeszcze kierownicą. Podeszłam do jego drzwi i otworzyłam je.
- Kochanie, co się dzieje? – zapytałam.
- Nie, nic, zamyśliłem się tylko – mruknął, odpinając pas – To gdzie ta impreza?
- John, jeśli mocno nie chcesz, to… Możemy jechać do domu – westchnęłam ciężko, widząc, jak mój ukochany reaguje na wizję spotkania z tak wieloma obcymi ludźmi.
- Nie, dlaczego? Jest dobrze.
- Na pewno?
Wysiadł z samochodu, objął mnie ramieniem i w milczeniu poprowadził do wejścia. Skoro tak stawia sprawę… Może rzeczywiście przekonał się do tego pomysłu i postanowił sobie, ze będzie dzielny? Że przetrwa wszystko dla mnie? Jeśli tak, to dobrze. Musi w końcu zacząć wierzyć w siebie i zacząć bywać wśród ludzi. Kiedy weszliśmy do dużej sali konferencyjnej, gdzie już zaczynała się impreza, ścisnął mocno moją rękę, a ja uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco. Od razu zbiegło się do nas kilka moich redakcyjnych koleżanek.
- Kate, myślałyśmy że nie przyjdziesz! – pisnęła irytująco jedna z nich, Helen – Już cię skreśliłyśmy, prawda, Liz?
- Gadasz głupstwa, ja wiedziałam że będzie! – odparła druga z nich – Kate, może przedstawisz nas w końcu?
- Tak, taki miałam zamiar, ale mnie zagadałyście. To John, mój narzeczony – powiedziałam z dumą, a on spuścił wzrok – John, to Helen, ta rozsądniejsza to Liz, obok jest Bridget, Isabel i Margaret.
- Witam panie – John każdej z nich podał nieśmiało rękę – Jak się bawicie?
- Wspaniale! – wręcz krzyknęła z euforią Bridget – Kate nie wspominała nam o tym, że ma TAKIEGO faceta!
- Widocznie nie było o czym wspominać – mruknął z rezerwą.
- Nie chwaliłam się, bo bałam się że mi go ukradniecie! Ale teraz już nie mam obaw, John oświadczył mi się i tak łatwo się nie wywinie.
Margaret szybko chwyciła moją dłoń i wpatrywała się jak urzeczona w pierścionek, którym wcale nie zamierzałam sama się chwalić; po prostu rzucał się w oczy. Isabel nie odrywała wzroku od Johna.
- Taki piękny – odezwała się dziwnym głosem – Mój facet kupił mi jakieś badziewie z różowym oczkiem, zupełnie jakbym była małą dziewczynką!
- Kochana, mój dał mi tysiąc funtów i powiedział, żebym sama poszła sobie kupić! – przebiła ją Helen, a Liz nie chciała być gorsza:
- Mój zabrał mnie do jubilera i chciał, żebym pokazała, który mi się podoba, a na każdą z moich propozycji słyszałam tylko głośne i krępujące „za drogi, wybierz o połowę tańszy”! Myślałam, że obsługa pęknie ze śmiechu! John, sam kupowałeś pierścionek, czy Kate dawała ci jakieś wskazówki?
- Nie, Katie nie wiedziała, że w ogóle zamierzam go kupić. Po prostu chciałem poprawić swoje pierwsze, spontaniczne oświadczyny i… kupiłem pierścionek, taki żeby pasował do jej oczu.
- Och, jakie to romantyczne! – krzyknęły wszystkie chórem.
- Dziewczyny, muszę przywitać się z zarządem – chwyciłam Johna za rękę – Przepraszam was, później porozmawiamy.
Odeszliśmy kawałek, i zauważyłam, że Johna coś gryzie. Przystanęłam z nim przy ścianie i spojrzałam w jego twarz.
- Kochanie, co jest?
- Czuję się jak zwierzątko na wybiegu – szepnął – Oglądają mnie z każdej strony! Komentują, patrzą, nie jestem jakimś eksponatem!
- John, uprzedzałam, że takie właśnie są moje koleżanki…
- Która to grupa? – zapytał ze strachem. Uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
- Wieczne singielki. Najgorsze już przeszedłeś, napalone małolaty nie są aż tak agresywne i pewne siebie w bezpośrednim kontakcie.
- Singielki? Przecież każda opowiadała o facecie!
- Tak, każda z nich przez krótki okres miała faceta, najdłuższy staż miała chyba Helen, bo aż pół roku miała narzeczonego. Teraz są znowu samotne, wiem to wszystko bo nieustannie plotkują w redakcji o swoim życiu prywatnym, i chcąc nie chcąc, wszystko słyszę.
- Nie powinnaś tu pracować. Zdecydowanie nie.
- O, kogóż to widzę! Dobry wieczór, Kate – usłyszałam za plecami; obróciłam się gwałtownie. To niestety Hugh.
- Witaj, Hugh – odparłam – Jak mija wieczór?
- Wspaniale! A odkąd cię zobaczyłem, jeszcze lepiej – z wyższością spojrzał na Johna – A to zapewne jest ten sławny narzeczony, specjalista od… przepraszam, wypadło mi z głowy.
- John Standring, miło mi – mój ukochany mechanicznie wyciągnął rękę do Hugh i ścisnął tak mocno, że naczelny skrzywił się.
- Widać, że jesteś ze wsi, masz ogromną siłę – mruknął – Biznesmeni w dzisiejszych czasach ściskają sobie dłonie tak, że w ogóle tego uścisku nie czujesz.
- Przepraszam, o co panu chodzi? – oczy Johna pociemniały i wiedziałam, że nie jest dobrze.
- Hugh, przecież i ja jestem ze wsi, doskonale wiesz że wieśniacy są twardzi w każdym aspekcie życia, prawda? – powiedziałam złośliwie – Jesteśmy inni od was, miastowych, ale nie gorsi.
- Och Katie, nie używaj słowa „wieśniak”, jest tak negatywnie nacechowane – niby uprzejmie odparł Hugh – Musisz wiedzieć, John, że bardzo szanuję ludzi ze wsi. Mój dziadek, świeć Panie nad jego duszą, mieszkał w malutkiej miejscowości pod Liverpoolem. Hodował świnie, wyobraź sobie, i jako dziecko lubiłem do niego jeździć. Bardzo szanowałem jego ciężką pracę…
- Przepraszam – warknął John i odszedł w kierunku baru. Spojrzałam na naczelnego z wyrzutem.
- Zadowolony jesteś? Chciałeś go poniżyć, sprawdzić?
- Przecież wypowiadam się w samych superlatywach o ludziach ze wsi, nie posądzaj mnie o takie podłości, Kate!
- John jest inteligentnym facetem, i nie da się omamić twoimi śmiesznymi i bardzo słabymi próbami bycia uprzejmym – syknęłam wściekle – Rozumie więcej, niż tobie może się wydawać.
Odwróciłam się i kierowałam się w stronę Johna, ale słyszałam jeszcze z tyłu ciche:
- Tego się nie spodziewałem, inteligentny pastuch… To nowość!
Postanowiłam nie reagować tylko poszłam prosto do mojego ukochanego, który właśnie zamawiał sobie kieliszek wódki. Było mi tak strasznie wstyd, przyprowadziłam go w to miejsce, nie zdając sobie sprawy, że Hugh może próbować go upokorzyć… Czułam się winna. Usiadłam na krześle obok Johna i patrzyłam, jak wypija jednym łykiem zawartość kieliszka. Moje kochane biedactwo…
- Misiu… Kochasz mnie jeszcze? – zapytałam. Popatrzył na mnie smutnym wzrokiem.
- Nie przestanę cię kochać – odparł poważnie – Ale jestem zły, że dałem namówić się na przyjazd tu. Jego dziadek hodował świnie, tak?
- No i wyhodował, największą świnię w Yorku – uśmiechnęłam się lekko. John rozchmurzył się.
- Przytulisz mnie? – spojrzał na mnie tak, że nie miałabym nawet serca odmówić. Przytuliłam go mocno i pocałowałam w policzek. Objął mnie w pasie i mocno trzymał, a wtedy rozbrzmiały dźwięki piosenki George’a Michaela, „I’m your man” (*). Mój ukochany jak gdyby nigdy nic zanucił wraz z nim wprost do mojego ucha  – Call me good, call me bad, call me anything you want to baby…
- John! – roześmiałam się – Jak możesz, tak publicznie!
Wypił kolejny kieliszek i uśmiechnął się do mnie czarująco. Zrobiło mi się tak gorąco, że najchętniej wyszłabym się przewietrzyć. Wytworzyło się między nami niesamowite napięcie, a John właśnie zamówił kolejny kieliszek wódki i drinka dla mnie. Barman w błyskawicznym tempie podał nam trunki, a mój narzeczony, jakby dla odwagi, znowu jednym łykiem opróżnił swój kieliszek. Powoli napiłam się słodkiego drinka i zmysłowo oblizałam usta, odkładając szklankę. John śladem mojego języka pocałował mnie delikatnie, zbierając z moich warg pozostałość smaku po drinku, i patrzył mi w oczy.
- So good, you're divine, wanna take you, wanna make you but they tell me it's a crime– zanucił zmysłowym głosem – Everybody knows where the good people go, but where we're going, baby, ain't no such word as “no”! Baby, I'm your man…
- Zatańczymy? – zaproponowałam, rumieniąc się. Kto by pomyślał, że John może mnie tak zaskoczyć w publicznym miejscu! On tylko kiwnął głową i pociągnął mnie na parkiet, gdzie szalało już wiele osób. My, jakby na przekór energetycznej i szybkiej muzyce, tańczyliśmy wolno, wpatrując się w siebie jak zaczarowani. Nagle obok nas pojawił się Hugh, obściskujący w tańcu Bridget.
- So why waste time with other guys when you can have mine? – wymruczał mi do ucha John. Pocałowałam go namiętnie, tak, żeby Hugh wyraźnie widział, gdzie są wyznaczone granice.
- Jest mi z tobą tak cudownie – wyznałam, wtulając się w Johna – Zaśpiewaj mi coś jeszcze, uwielbiam twój głos…
- I'll be your boy, I'll be your man, I'll be the one who understands. I'll be your first, I'll be your last, I'll be the only one you ask– czule wyśpiewał wraz z wokalistą mój John - I'll be your friend, I'll be your toy, I'll be the one who brings you joy…
Poczułam, jakby coś gorącego uderzyło we mnie nagle, jakbym zakochała się w tym fantastycznym mężczyźnie po raz kolejny, zupełnie od nowa. Wiedziałam, że potrafi zaskakiwać, ale teraz to przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Nie wiem, czy to alkohol na niego zadziałał, czy chęć pokazania Hugh, kto jako jedyny może rościć sobie do mnie prawo, ale nie obchodziło mnie to. John był cudowny i tak pewny siebie… Kiedy piosenka skończyła się, nachylił się i lekko pocałował mnie w usta, potem drugi raz, trzeci, a na koniec szarmancko ucałował moją dłoń i usunęliśmy się na bok. John zamówił w barze jeszcze jedną kolejkę dla siebie i nowego drinka dla mnie, po czym usiedliśmy przy stoliczku w rogu sali. Patrzyłam w niego jak zaczarowana. Jedno było moim błędem: nie zwróciłam uwagi na to, że wypił za dużo alkoholu. Początkowo podobało mi się to, bo wódka rozluźniła go, i przestał być nieśmiałym chłopcem, ale nie wiedziałam, że każdym kolejnym kieliszkiem John dodaje sobie kolejnej porcji odwagi, i że może skończyć się to źle…
- Dlaczego na mnie patrzysz? – zapytał, nachylając się przez stolik i całując mnie gorąco. Nigdy nie robił tego przy tak wielu ludziach!
- Podobasz mi się, i tyle – odparłam, oddając pocałunek – John, nie miałbyś nic przeciwko, jeśli poszłabym porozmawiać z przełożonymi? Możesz zostać tu, albo iść ze mną, ale chciałabym porozmawiać o awansie.
- Zaczekam tu, ślicznotko – puścił mi oczko i po raz kolejny przechylił się, by mnie pocałować.
- John, uwielbiam cię. Jesteś inny niż zwykle, jakbyś był zupełnie innym mężczyzną…
- Staram się dla ciebie. No już, biegnij tam, dopóki jeszcze są.
Cmoknęłam go przelotem w czoło i poszłam do kierownictwa. W połowie drogi obejrzałam się na Johna; Bridget szybko skorzystała z okazji, że go opuściłam. Przecież dopiero co obściskiwała się z Hugh! Czyżby… Nie, to niemożliwe. Bridget nie byłaby zdolna do pójścia z tą kanalią na układ. Może po prostu podeszła, bo zauważyła, że siedzi sam. Nie mogłam nakręcać się i wmawiać sobie, że Hugh zaplanował sobie, że Bridget uwiedzie Johna, to było śmieszne. Otrząsnęłam się i pewnym krokiem podeszłam do kierownictwa. Dziwnym trafem naczelny również w tej samej chwili zjawił się w tym samym miejscu…
- Dobry wieczór – przywitałam się grzecznie.
- Czyżby nasz nowy nabytek? – jeden z mężczyzn spojrzał na mnie łagodnym wzrokiem.
- Tak, panna Kate Newman – potwierdził Hugh – Nasz skarb.
- Córka tego Newmana? Tak, poznaję, jak się pani miewa?
- Wspaniale, dziękuję. Zna pan mojego ojca?
- Oczywiście, wie pani, oprócz tego, że jestem w zarządzie wydawnictwa, czasem miewam wykłady na uniwersytecie w Leeds. Zresztą Newmana znam już od czasów studiów.
- Ach tak… Nie wiedziałam – szepnęłam niepewnie, bo w tym momencie przypomniałam sobie, w jak dziwny i nagły sposób zostałam przyjęta do pracy.
- Henry, odkąd przyjęliśmy Kate, chciałem z tobą porozmawiać – wtrącił się znowu Hugh – Ta dziewczyna to diament. Ma tak ogromny potencjał jak żadna inna z moich podwładnych. Myślę, że powinniśmy pomyśleć o jakiś awansie.
- No nie wiem, Hugh… Cięcia kosztów, rozumiesz.
- Myślę że jedna Kate wystarczy nam za dwie inne. Jest bardziej wydajna, a poza tym młoda, ma świetne, świeże pomysły i podejście… Są dwie dziewczyny, które i tak chciałem prędzej czy później zwolnić, więc…
- Jeśli znajdziesz dwa miejsca do likwidacji, Hugh, panna Kate dostanie awans od ręki.
Popatrzyłam na nich z niedowierzaniem. Nie potrafiłam nawet się cieszyć. Ktoś miał stracić pracę, żebym ja mogła dostać awans…? To obrzydliwe i nieetyczne.
- Przepraszam, ja…
- Kate, nie musisz dziękować – Hugh nie pozwolił mi dokończyć – To kwestia paru dni. Zresztą, porozmawiamy o tym za chwilę…
Uśmiechnęłam się sztucznie i odeszłam od nich. Chciałam podejść do naszego stolika ale nigdzie nie widziałam Johna. Poczułam, że mam w głowie totalny mętlik, nie wiedziałam czy powinnam biec go szukać, czy otrząsnąć się z szoku, jakiego właśnie doznałam. Jeśli tak ma wyglądać mój awans, to ja za niego serdecznie dziękuję! Byłam wściekła na Hugh za tę propozycję, ale wiedziałam już, że po prostu odmówię i powiem wprost, co o tym myślę. Teraz liczyło się tylko, by znaleźć Johna… Zauważyłam go, siedzącego z Bridget przy barze. Widziałam, że wypija kolejny kieliszek, a kto wie, ile wypił ich, gdy ja beztrosko rozmawiałam sobie kawałek dalej? Mogłam go nie zostawiać! Szczególnie, że tuż obok niego siedziała Bridget, roześmiana i też już porządnie wstawiona. Próbowała dotykać Johna, wykonywała gest jakby odgarniała mu włosy za ucho. Zatrzęsłam się z oburzenia. Co to babsko robiło!? John niby nieporadnie odsuwał od siebie jej dłoń, ale Bridget tylko śmiała się i obsuwała coraz niżej swój i tak głęboki dekolt. Z jednej strony cała wyrywałam się, by pobiec tam i uratować go z łap tej harpii, ale chciałam zobaczyć, do czego się posunie, i jak wybrnie z tego John – bo co do jego wierności nie miałam żadnych wątpliwości. Podeszłam nieco bliżej i ukryłam się za filarem. Bridget śmiała się głośno i wyraźnie próbowała uwieść mojego mężczyznę:
- Jesteś przesłodki – chichotała – Jak cukiereczek! Ile bym dała, żeby się z tobą zabawić, chłopczyku…
- Przepraszam, ja mam narzeczoną – nieśmiało odparł John.
- Och, Katie nie musi wiedzieć! Zresztą, ona ma Hugh, który na nią leci, więc kwestią czasu jest, kiedy się z nim prześpi. Bądźmy szczerzy, Kate chciałaby awansu, a nasz naczelny pieprzy się z każdą, która tego chce. Nie chciałam cię rozczarować, ale twoja narzeczona położy swój zgrabny tyłek na jego biurku prędzej, niż myślisz!
- To brednie – John zerwał się z krzesła – Jak możesz!
- Chodź, pójdziemy na górę do gabinetu Hugh – Bridget wręcz dyszała Johnowi w szyję, klejąc się do niego – Przelecisz mnie i po sprawie.
Tego już było za wiele. Ta obrzydliwa flądra posunęła się o krok za daleko. Teraz dodatkowo uwiesiła się na nim i próbowała go całować! Kątem oka zauważyłam tylko, jak stanowczo ją odepchnął, ale nie widziałam nic więcej, bo sama poczułam mocny uścisk na pośladku i gorący oddech na plecach.
- Tu jesteś, kocico – wymruczał Hugh, obracając mnie przodem do siebie i przyciskając do filaru – Jak się masz?
- Puszczaj!
- Posłuchaj, pójdziesz teraz ze mną grzecznie do mojego gabinetu i porozmawiamy o awansie.
- Puść mnie, bo zacznę krzyczeć!
- Kotku, postawię sprawę jasno: zaliczę cię dzisiejszego wieczoru, bo wiem, że chcesz tego awansu. Dostaniesz go jutro, ale dziś się tobą zabawię, dobrze?
Hugh przygniatał mnie do filaru i zaczął całować. Czułam się okropnie, prawie jakby mnie gwałcił, i nie zważał przy tym na liczne towarzystwo. Nagle poczułam jak ktoś silnym ruchem odsuwa go ode mnie; otworzyłam zaciśnięte oczy – to był John. Wściekły jak nigdy dotąd, nawet Paul Turner nigdy nie doprowadził go do takiego stanu. Szarpnął Hugh i przewrócił go na podłogę, po czym rzucił się na niego i zaczął okładać pięściami. Hugh, który wypił o wiele mniej niż John, zebrał się w sobie i oddał Johnowi, który upadł na plecy. Naczelny chwycił go za kołnierzyk koszuli jedną ręką, a drugą uderzył go tak mocno, aż popłynęła krew. John był jak w szale, po chwili rozpętała się regularna bójka. Krzyczałam, ale nic do niego nie docierało, widziałam tylko jak uderza głową o filar i już padałam na kolana, by go podnieść, ale Hugh szarpnął nim i na nowo zaczęli się bić.
- Ty podły śmieciu! – wrzasnął John – Nigdy nie dotykaj mojej narzeczonej!!!
- Ta mała dziwka? Właśnie chciała puścić się ze mną  dla awansu! – odgryzł się Hugh, plując krwią.
- Zabiję cię…!!!
John zamachnął się, ale Hugh zrobił unik, wtedy mój ukochany resztą sił podniósł się i powalił go na podłogę jednym, silnym kopnięciem ciężkiego buta. Naczelny ledwo oddychał, a ja dopadłam do Johna i mocno trzymałam go za ramiona. Mój Boże, wyglądał okropnie, cały zakrwawiony… Z rozciętego łuku brwiowego leciała strużka krwi.
- Nie pozwolę ci tu wrócić, Kate – powiedział ostro – Nie będziesz tu pracować!
- John, spokojnie, porozmawiamy w domu…
- Jak się czujesz? Zrobił ci krzywdę? – ujął moją twarz w swoje zakrwawione dłonie i patrzył na mnie z troską.
- Kochanie, ja nie chciałam z nim iść, uwierz mi, ja…
- Katie, ja to wiem – szepnął drżącym głosem – Pytam, czy nic ci nie zrobił.
Potrząsnęłam nerwowo głową i popłakałam się. John przytulił mnie, a przy Hugh leżącym na podłodze już zebrał się wianuszek dziewczyn z redakcji.
- Ten wieśniak chciał mnie zabić! – lamentował – To jakiś dzikus! Zgłoszę to na policję!
- Spróbuj, Hugh! Ja zgłoszę, że próbowałeś mnie zgwałcić, a John mnie bronił, i będą ludzie, którzy bez obaw poświadczą o tym. Na przykład dwie dziewczyny, które chciałeś zwolnić, by mnie awansować! – powiedziałam głośno, a wzrok wszystkich moich koleżanek skierował się ku mnie.
- Jak to? – zdziwiła się Helen – Jakie zwolnić?
- A tak, Hugh powiedział zarządowi że chce mnie awansować, ale do tego musi zwolnić dwie z was! Po czym próbował mnie… - zawiesiłam głos, czując obrzydzenie na samo wspomnienie – Ale i tak nie zgodziłabym się na to. Nigdy w życiu.
John mocniej przycisnął mnie do siebie, choć sam ledwie stał na nogach. Zauważyłam, jak do leżącego Hugh podchodzi kolega mojego ojca z zarządu.
- Podnieś się i nie rób scen – warknął – Jesteś skończony.
John zwolnił trochę uścisk i w tym momencie, patrząc na niego, zauważyłam, że nie ma już sił. Wyprowadziłam go na zewnątrz i usiedliśmy na schodach przed redakcją. Twarz we krwi, koszula we krwi… Podbite oko, rozcięta warga i brew – wyglądał strasznie. Pocałowałam lekko jego usta, i poczułam metaliczny posmak krwi. Mój biedny, kochany John, znowu bił się o mnie, ale teraz na poważnie. To nie było to, co z Paulem, Hugh zasłużył na to, co go spotkało. Kiedy pomyślałam, do czego mogłoby dojść, gdyby nie interwencja Johna…
- Jedźmy do domu – zaproponował cichym głosem.
- Nie, kochanie. Pojedziemy do szpitala, opatrzą cię i wtedy pojedziemy do domu.
Bez słowa wstał i wsiadł do samochodu po stronie pasażera. Nie mogłam pozwolić, by prowadził w takim stanie! W szpitalu na szczęście szybko został opatrzony, ale i tak wyglądał jak jedno, wielkie nieszczęście. Milczał przez większość drogi do domu; w końcu gdy prawie dojeżdżaliśmy, spojrzał na mnie smutno.
- Zepsułem wszystko – szepnął nieporadnie – Zniszczyłem ci karierę, gdyby mnie tam nie było…
- John, przestań! – zaprotestowałam – Uratowałeś mnie, Hugh by mnie… Boże, to okropne! Nie mogę myśleć o tym, ciągle czuję obrzydzenie, jak sobie przypomnę… To ja nie powinnam w ogóle chcieć iść na tę imprezę, i ciągnąć cię za sobą. Widziałam, jak Bridget cię obściskuje i słyszałam, co mówi, ale nie podchodziłam, bo wiedziałam, że sobie poradzisz. Przepraszam cię za to, John, gdybym podeszła i uratowała cię od tej okropnej baby, nie doszłoby do tego z Hugh…
- Ale wtedy kto wie, do czego doszłoby w przyszłym tygodniu, gdybyś pojechała do redakcji – John delikatnie oparł głowę o zagłówek fotela – Tu było pełno ludzi, byłem ja, i ten obślizgły sukinsyn nie miał hamulców, a co byłoby, gdybyś znalazła się z nim sam na sam w jego gabinecie w normalny dzień pracy? Boję się myśleć… Gdyby coś ci zrobił, a ja nie potrafiłbym ci pomóc…
- Kochanie, już dobrze. Jest po wszystkim – podjechałam samochodem pod same drzwi – Nie gdybajmy, co by się stało. Teraz chcę tylko iść do domu, wziąć gorącą kąpiel i zapomnieć… Położyć się do łóżka, przytulić się do ciebie i nie myśleć o niczym.
Weszliśmy w milczeniu do domu, a ja moje pierwsze kroki skierowałam do łazienki. Gdy otwierałam drzwi, John spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem.
- Co jest, misiu? – zapytałam, zaniepokojona.
- Katie, ja… Ja wiem, że to było dla ciebie okropne, i możesz nie chcieć w najbliższym czasie, możesz się bać, czuć wstręt… Jak będziesz gotowa, to powiedz. Ja zaczekam.
- Ale o co ci chodzi?
- O to, że… Pewnie nie masz ochoty, by się ze mną kochać – szepnął ledwo słyszalnie – Ja bardzo bym chciał, ale wiem, że ty…
- John, chcesz się ze mną kochać? – podeszłam do niego.
- Bardzo – odparł, drżąc. Uśmiechnęłam się czule i pogłaskałam po zaczerwienionym po bójce policzku.
- Myślałam, że nigdy tego nie zaproponujesz – przyznałam – Myślałam, że to ty nie będziesz chciał…
Spojrzał na mnie nieśmiało i zsunął z ramion kurtkę, odrzucając ją na oparcie kanapy. Delikatnie chwyciłam jego dłoń i weszliśmy razem do łazienki. I znowu był dawnym, słodkim chłopcem, który jest niepewny, nieśmiały, który zerka na moje ciało jakby robił coś zakazanego, ale… musiałam przyznać, że nie tęskniłam za tym zbyt pewnym siebie mężczyzną, który objawił mi się po paru kieliszkach wódki na imprezie. Wrócił John, którego pokochałam.


(*) polski tekst piosenki Georga Michaela "I’m your man” tutaj

Viewing all articles
Browse latest Browse all 1083

Trending Articles


TRX Antek AVT - 2310 ver 2,0


Автовишка HAULOTTE HA 16 SPX


POTANIACZ


Zrób Sam - rocznik 1985 [PDF] [PL]


Maxgear opinie


BMW E61 2.5d błąd 43E2 - klapa gasząca a DPF


Eveline ➤ Matowe pomadki Velvet Matt Lipstick 500, 506, 5007


Auta / Cars (2006) PLDUB.BRRip.480p.XviD.AC3-LTN / DUBBING PL


Peugeot 508 problem z elektroniką


AŚ Jelenia Góra