Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść zainspirowana jest postacią Johna Standringa granego przez Richarda Armitage’a w serialu „Sparkhouse" polski tytuł”Dom na wrzosowisku” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich. Opowieść zawiera treści erotyczne, więc jeśli nie macie skończonej odpowiedniej ilości lat (to jest 18 lat) aby czytać takie teksty, to proszę nie czytajcie dalej.
---------------------
Poprzednia, siódma część tutaj.
Bałam się południa. Bałam się rozmowy z nim. Najchętniej w ogóle nie wychodziłabym z cukierni. Ale musiałam, nie mogłam chować się cały czas. Postanowiłam jednak, że nie będę w ogóle poruszać tematu księdza i związanych z tym nieprzyjemności. Jeśli uda mi się oczywiście zachować zimną krew… John stał już przed cukiernią i czekał na mnie. Kiedy wyszłam, patrzył na mnie z dozą nieśmiałości i niepewności.
- Przejdziemy się? – zapytał cicho.
- Wiesz co, może lepiej usiądźmy na ławce – odparłam – Nie mam siły na chodzenie.
Milcząco zgodził się na to. W Terrington centralnym punktem wsi był niewielki placyk porośnięty trawą i kwiatami, wokół którego stały cztery ławki: jedna na wprost kościoła, druga skierowana na sklep, trzecia na urząd pocztowy, a czwarta na dom Turnerów. Nie miałam najmniejszej ochoty patrzeć na kościół, usiedliśmy więc na wprost poczty. Przez chwilę panowała cisza, ale w końcu stała się nieznośna.
- Co u Freemanów? – zapytałam.
- W porządku. Pan Freeman czuje się lepiej, może już więcej pracować.
- Tak… To dobrze.
- Tak.
- A jak… owce? Wszystkie ostrzyżone? – nie wierzyłam, że zadałam to pytanie. Siedziałam obok mężczyzny mojego życia i mogłam z nim porozmawiać bezpiecznie tylko o OWCACH!?
- Tak, na szczęście już się z tym uporałem.
- To cudownie! – uśmiechnęłam się sztucznie i zamilkłam. Niech teraz on zada pytanie…
- Katie, a jak w redakcji? Wszystko w porządku?
- Tak, wspaniale! Naczelny jest dla mnie coraz milszy.
- To dobrze, zasługujesz na to.
- Wiem, John.
- Tak… A o czym teraz piszesz?
- Artykuł o seksualności ludzi z małych miejscowości – wypaliłam szczerze, powodując zaczerwienienie na jego twarzy – Bardzo interesujące. I tak bardzo różne od wyników badań ludzi z miasta!
- Wierzę ci – bąknął – A o czym napiszesz następny?
- Wiesz, moje artykuły o sprawach damsko-męskich robią furorę, i zastanawiam się z naczelnym, czy nie skupić by się na tym. Seks dobrze się sprzedaje, a ja nie mam z tym problemu.
- Katie, co u twoich rodziców? – John nerwowo zmienił temat i zaczęłam zastanawiać się, jak długo będzie trwać ta idiotyczna wymiana zdań.
- Bardzo dobrze, żyją jeszcze – odpowiedziałam całkiem poważnie – I mam nadzieję, że nie czytają moich artykułów. Ale nie tylko oni, znając życie nikt w Terrington nie czytał, prócz pana Jackmana.
- Nie wiem, Kate.
- Ty też na pewno nie czytałeś?
- Dawno… Dawno nie kupowałem żadnych gazet – szepnął drżącym głosem.
- To nic nie szkodzi, dam ci moją!
- Nie! Nie trzeba, nie kłopocz się…
- Cóż to za kłopot? – zdziwiłam się – Po prostu podrzucę ci przy okazji gazetę.
Milczał. Doskonale wiedziałam, o co chodzi. Tylko głupi by się nie domyślił. Nie chciał czytać artykułu o brudnym, złym seksie, który na domiar złego wyszedł spod ręki jego zepsutej moralnie i grzesznej narzeczonej. Paranoja…
- Dobrze, John, ja muszę uciekać. Naprawdę się spieszę.
- Katie, nie porozmawialiśmy jeszcze… - poderwał się na równe nogi. Popatrzyłam na niego z dołu.
- Ależ poruszyliśmy chyba wszystkie możliwe tematy.
- Muszę wiedzieć, czy nie gniewasz się na mnie.
Powoli wstałam i spojrzałam w jego zbolałą twarz. Oczy pełne smutku. Serce mi się ścisnęło i najchętniej przytuliłabym go i pocieszyła, zapewniła o mojej miłości, ale przecież on nie chciał mojej bliskości… Nie mogłam mu jej narzucać. Wzięłam głęboki oddech.
- John, dobrze wiesz, że mnie zawiodłeś. Nie, nie chodzi o seks… Choć tego nie rozumiem, podobno pragniesz mnie ale odpychasz. I to tylko dlatego, że ktoś coś ci powiedział. Ale wiesz co, kocham cię, i poczekam, może przemyślisz parę spraw i wróci mój kochany, cudowny John, który jest moim mężczyzną, moim oparciem. Bo ten, którego zobaczyłam wczoraj… Nie był tym, którego pokochałam. Mój prawdziwy John nie pozwoliłby na obrażanie mnie i wtrącanie się w nasze życie przez obcych ludzi. Po prostu cierpliwie poczekam, aż on wróci.
Przelotnie i delikatnie musnęłam go ustami w policzek i odeszłam. Nie wołał za mną, nie biegł… Trudno. Nie było to dla mnie łatwe, ale musiałam dać radę. Nie miałam żadnego wsparcia, nie licząc pana Jackmana, któremu jednak nie chciałam zawracać głowy moimi problemami. To John powinien być dla mnie oparciem, niestety, jakkolwiek to nie zabrzmiało, odebrał mi go ksiądz. W innym przypadku działałabym od razu, tak jak robiłam to od samego przyjazdu do Terrington, ale teraz sytuacja była inna. Nie mogłam żebrać o seks, próbować tłumaczyć Johnowi że to cudowne i dobre, że powinniśmy się kochać, że ksiądz nie ma racji. Wystarczająco dużo już na ten temat powiedziałam, a dalsze wnikanie w tę kwestię byłoby dla mnie poniżające. Miałam wrażenie, że im więcej powiedziałabym na temat naszej intymnej bliskości, tym bardziej John skłaniałby się ku poglądom księdza – wolałam więc to zostawić i poczekać, aż sam co nieco zrozumie.
***
Hugh był tak irytujący… Niby nie odzywał się do mnie w redakcji ani słowem, ale jego spojrzenia sprawiały, że wszystko gotowało się we mnie ze złości. Do tego ta sytuacja z Johnem wyprowadzała mnie z równowagi. Tęskniłam, tak normalnie, po ludzku tęskniłam za jego głosem i spojrzeniem. To tylko dwa dni, ale były dla mnie udręką. Tego dnia John nie przyszedł nawet do cukierni, choć miał zwyczaj wpadać po pączki – pewnie po ostatniej rozmowie, kiedy powiedziałam mu że nie mam dla niego czasu i jestem umówiona, odpuścił. Czy już zawsze miało tak być…? Czy to ja całe życie będę musiała biegać za nim i prosić go o odrobinę uczucia i zrozumienia? Tak, mogłam to robić, ale nie w tej sytuacji. To mnie po prostu przerosło, i chyba potrzebowałam po prostu czasu. Myślę, że gdyby tego dnia sprawy nie potoczyły się tak, jak się potoczyły, może sama nie wytrzymałabym i na drugi dzień pobiegła do Johna przeprosić go…
Kiedy przyjechałam z Yorku, nad Terrington wisiały ciężkie, burzowe chmury. W powietrzu czuć było duchotę i pojawiły się już pierwsze kropelki deszczu. Nienawidziłam burz… Bałam się ich. Kiedyś jednego z moich kuzynów uderzył piorun, już zawsze miałam z tego powodu traumę. Kiedy więc tylko wysiadłam z autobusu, pobiegłam do domu i gdy zatrzasnęłam za sobą drzwi, niebo przeszyła pierwsza błyskawica. Z nieba lunął deszcz, dosłownie nie było widać zza niego świata. Potężne grzmoty raz po raz rozbrzmiewały groźnym echem, i wydawało mi się jakbym widziałam błyskawice nawet przy zamkniętych oczach… Zrobiłam sobie kubek kawy i zaszyłam się w sypialni. Siedziałam skulona na łóżku, patrząc jak deszcz głośno bębni w moje szyby. Próbowałam czytać książkę, ale to na nic, burza skutecznie mnie rozpraszała, i miałam wrażenie że z każdą chwilą przybiera na sile. Nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Mój Boże, co to mogło być…
- Kate! – zawołał ktoś z dołu – Kate, jesteś?
Zadrżałam. Nie rozpoznałam głosu, i słyszałam tylko szybkie kroki na schodach. Naraz ucichły i w drzwiach mojej sypialni pojawił się on…
- Katie… Wszystko w porządku?
- John! Co ty tu robisz w tę paskudną pogodę…? – biedak był cały przemoczony, z włosów wręcz spływała mu woda, ubranie było przyklejone do ciała…
- Przyszedłem do ciebie – szepnął, klękając przy łóżku – Wiem, że boisz się burzy. Nie mogłem zostawić cię samej…
- Och John, kochany…
Wyciągnęłam do niego ręce, a on pocałował je każdą z osobna i patrzył w moje oczy. Poderwałam się i wyjęłam z szafki ręcznik, osuszając mu włosy. Wytarłam mu twarz, ale… co dalej? Był CAŁY mokry. Podskoczyłam ze strachu, słysząc potężny grzmot. John nie bacząc na przemoczone ubranie przytulił mnie do siebie i wtedy spojrzał mi w twarz. Był przejęty i zatroskany, ale w jego oczach tliło się jeszcze coś innego… Ujął moje policzki i nachylił się, czułam jego ciepły oddech. Musnął moje usta kilkakrotnie, aż w końcu wpił się w nie mocno i namiętnie. Gdzieś w tle słyszałam nadal burzę, ale już się nie liczyła. On był ze mną…
- Powinieneś wysuszyć ubranie – powiedziałam, dotykając jego mokrej koszulki.
- Powinienem… - szepnął, a w jego twarzy zauważyłam zwątpienie. Bił się z myślami, co zrobić. Odsunęłam się więc od niego.
- Nie chcę, żebyś robił coś wbrew sobie.
- Tak, masz rację. Nie powinienem…
- Ale przeziębisz się w mokrych ubraniach.
- To nic… Zostanę, dopóki burza nie przejdzie – westchnął ciężko – Mogę?
Kiwnęłam głową, zgadzając się. Usiadłam na łóżku, a John stał przy oknie. Panowała cisza, zakłócana tylko bębnieniem deszczu o szybę. Nagle niebo przeszyła błyskawica, a po kilku sekundach nastąpił potężny grzmot. Zadrżałam, a John już był przy mnie, klęcząc i przytulając mnie. Trzymałam go mocno i nie chciałam wypuszczać z rąk, ale kiedy poruszył się, wyraźnie dając mi do zrozumienia, ze tego nie chce, odepchnęłam go lekko. On jednak ani myślał odsuwać się ode mnie; jednym ruchem zdjął z siebie przemoczoną koszulkę i przekonałam się, że błędnie odczytałam jego intencje. Wsunął dłoń w swoje mokre włosy i odgarnął je do tyłu. Ujrzałam płomień w jego oczach…
- Przepraszam – powiedział, łapczywie całując moje wargi i policzki – Przepraszam cię… Jak mogłem być tak głupi!
- To nic, John, to nic nie znaczy – zapewniałam gorąco, wplatając palce w jego włosy.
- Mogłem cię stracić…
- Nie straciłeś.
Trzymał mnie mocno w swych silnych ramionach, kiedy niebo przeszywały kolejne błyski i słyszałam przerażające uderzenia piorunów. Sprawił, że zapomniałam o strachu, czułam go całą sobą. Jego zdecydowane, szybkie i silne ruchy zaprowadziły mnie tam, gdzie nie było burzy, byłam tylko ja i on… John był tak spragniony, że wystarczyła nam chwila, by w słodkim zmęczeniu opaść bezsilnie na łóżko i wtulić w siebie nasze nagie, rozgrzane ciała…
- Dobrze, że wróciłeś – szepnęłam, całując jego skroń – Tak dobrze…
- Wybacz mi, Katie. On namieszał mi w głowie, nie chciałem cię krzywdzić i…
- Ciii, już dobrze… Wiem o wszystkim. Słyszałam twoją rozmowę z Jackmanem. Proszę, zapomnijmy o tym, dobrze?
- Dobrze – John wsparł się na łokciu i obdarowywał mnie pocałunkami; jego wilgotne włosy muskały moją rozgrzaną skórę, doprowadzając mnie do szaleństwa. Sunął ustami po mojej brodzie, po szyi, dekolcie, dotarł do brzucha, któremu poświęcił najwięcej uwagi. Nie mogłam uwierzyć, że mój nieśmiały, wycofany John bez cienia wstydu pieścił moje ciało.
- Kochanie… Skąd wiedziałeś, że boję się burzy? – zapytałam, przyciągając go bliżej siebie.
- Powiedziałaś mi to kiedyś, wśród tysiąca różnych bzdur – uśmiechnął się ciepło – Zapamiętałem to, bo przecież to ważne. Zapamiętałem też, że słodzisz dwie łyżeczki cukru do herbaty, że lubisz poziomki i chciałabyś mieć psa.
- Jesteś cudowny!
- Nie, to ty jesteś cudowna. Tak mi źle z tym, co ostatnio zrobiłem… A ty tak po prostu wybaczyłaś mi.
- Kocham cię, John. To normalne, że już o tym zapomniałam, a poza tym… To nie twoja wina. To ksiądz namieszał ci w głowie, mogłeś się pogubić.
- Powinienem zachować się jak mężczyzna, a nie zrobiłem tego!
- Dziś zachowałeś się jak mężczyzna. Nigdy w ciebie nie zwątpię, John, nie po tym co mi dziś pokazałeś.
- Dziękuję ci. Dziękuję, że nadal we mnie wierzysz…
- Kto ma wierzyć, jeśli nie ja?
Roześmiał się. Ciepło i radośnie, wtulając twarz w moją szyję. Tak bardzo było mi tego trzeba… Jego obecności, śmiechu, dotyku, głosu, spojrzenia. Jego spracowanych, szorstkich dłoni, które kiedy dotykały mojej skóry, zdawały się być niczym miękki jedwab. Tego, że czułam na szyi jego usta i miarowy, równy oddech… I czułam się szczęśliwa. Leżeliśmy razem na łóżku, rozkoszując się swoją obecnością. I było wreszcie tak, jak powinno być…
- Burza przeszła – zauważyłam po jakimś czasie – Już po strachu.
- Rzeczywiście… Już mnie nie potrzebujesz?
- A jak sądzisz, misiu?
John uniósł się na łokciu i popatrzył na mnie poważnie.
- Kate… Czy mogę… To znaczy, bardzo chciałbym…
- Powiedz, spokojnie, nie denerwuj się – zachęcałam go łagodnie. Widziałam, że jest spięty i nerwowy.
- Kochanie, chciałbym spędzić z tobą noc – powiedział w końcu twardym głosem – Potrzebuję tego… Potrzebuję ciebie.
- Och John! – podniosłam się i ujęłam jego twarz w dłonie – Nawet nie wiesz, jak smutno mi spać w pustym łóżku!
- Więc zostanę – oznajmił – Będę obok ciebie.
Bez słowa przytuliłam się do jego torsu i ułożyliśmy się na łóżku. Mimo ogromnego podekscytowania, bardzo szybko poczułam, jak wpadam w objęcia Morfeusza… będąc w silnych objęciach mego Johna.
***
Czułam na sobie coś ciężkiego. W półśnie zorientowałam się, że o dziwo leżę na brzuchu, a nie wtulona w mojego ukochanego. Co się mogło stać? Nigdy nie spałam w ten sposób. Chwilę zajęło mi zrozumienie, że ciężar, który czułam, to John. Ale cóż mógł robić na mnie w środku nocy? Dopiero po minucie poczułam jego oddech na moim uchu i palce sunące po skroni, odsuwające moje włosy. Na pośladkach czułam… No tak, tego nie mógł ukryć. I chyba nawet nie chciał tego robić…
- Katie… śpisz? – szeptał mi do ucha ciepłym tonem, a mnie przeszły ciarki na sam dźwięk.
- Już nie – odparłam, sięgając na oślep po zegarek – John, jest druga w nocy…
- Nie zwróciłem uwagi. Przepraszam, ale nie mogę… Nie potrafię…
- Co, John? Czego nie potrafisz?
- Opanować się – zamruczał – Pragnę cię teraz, kochanie.
- Teraz…? – próbowałam odwrócić się na plecy, ale on skutecznie zablokował mnie.
- Nie ruszaj się. Tak jest dobrze… Chcę próbować cię w każdy możliwy sposób…
Musiałam przyznać, że zaintrygował mnie, a nawet zaszokował. Mój wstydliwy John budzi mnie w środku nocy, aby uskuteczniać seksualne eksperymenty! Nigdy bym się tego nie spodziewała… W momencie pojęłam, jak bardzo ekscytująca jest to sytuacja, i jak podniecająco zadziałało na mnie seksowne mruczenie mojego nieśmiałego chłopca. W momencie byłam gotowa na wszystko, czego tylko zapragnął. Zachęcająco uniosłam biodra ku górze, a on niezwłocznie skorzystał z zaproszenia. Było… inaczej, ale po prostu nieziemsko. Czułam go całym ciałem, całował moją szyję, ramiona, plecy, pieścił językiem okolice łopatek, co zadziałało na mnie niezwykle silnie. John stawał się tak świadomy swojego ciała i swoich możliwości, aż miałam wrażenie że jestem z doświadczonym kochankiem, a nie facetem który do niedawna nie wiedział co to seks. Czułam, że się stara, że każdy mój ruch, każdy dźwięk który z siebie wydawałam był dla niego wskazówką, i niemal każdą odczytywał bezbłędnie. Cudowne gorąco rozchodziło się po moim ciele, a on przylegał do mnie ściśle, nie było między nami ani kawałka wolnej przestrzeni. Nagle szarpnął mnie lekko za włosy, co wprawiło mnie w niemałą konsternację, ale zrobił to po to, by ujrzeć moją twarz. Intensywnie wpatrywał się w moje oczy, chcąc z nich wszystko wyczytać, ale zamknęłam je; chciałam, by zaczął czuć, a nie obserwować. I chyba to do niego dotarło. Zwolnił na chwilę, by ochłonąć, a gdy znowu jego biodra zaczęły pracować, poczułam jak przeszywa mnie silna iskra. Nie potrafiłam opanować krzyku, a on przyspieszył, by do mnie dołączyć. Chwilę potrwało, nim opadł na mnie w spełnieniu, a równocześnie ja poczułam to samo po raz drugi. Obezwładniona nadmiarem rozkoszy, wtuliłam twarz w poduszkę i nie miałam siły by cokolwiek zrobić. Poczułam tylko chłód na plecach – to John podniósł się i położył obok mnie. Przez chwilę nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu, ani cielesnego ani werbalnego, lecz nagle poczułam jak chwyta mnie i obraca na plecy. Nachylił się nade mną i patrzył, patrzył, patrzył… Byłam oszołomiona, ale czułam na sobie jego wzrok. Mimo otwartych oczu nie widziałam prawie niczego, a może wydawało mi się że nie widzę; moje ciało nadal było jednym, wielkim, silnym doznaniem, i nie potrafiłam otrząsnąć się z tego cudownego stanu. Zrobił to w końcu John, zamykając moje rozchylone usta czułym pocałunkiem. Tak czułym, a zarazem namiętnym, po chwili szaleńczym, zaborczym… Znowu nie mogłam oddychać. Posiadł moje usta i ani myślał ich opuścić. Był tak spragniony… Tak wygłodniały, głodny bliskości i uczucia. Ja także, choć wydawało się że przy nim mój poziom potrzeb jest o wiele niższy, nie mogłam nawet okazać moich pragnień, bo on sycił się mną tak zachłannie… Ale sprawiał, że i moje poczucie nienasycenia spadało. Kiedy oderwał się od moich ust, patrzył mi w oczy z lekką niepewnością. Zaczął mrugać powiekami… Wrócił mój słodki, nieśmiały John.
- Katie… Czy ja… Czy tobie było…
- Powiedz to, John. Mów wprost, musimy zacząć ze sobą rozmawiać!
- Wiesz, o co chcę zapytać – spuścił wzrok – Czy… Czy było ci choć trochę przyjemnie? – szepnął tak, że ledwo go usłyszałam.
- Misiu… - odparłam, rozczulona – Przyjemnie? To było jak eksplozja, dwukrotna eksplozja. Nie potrafię tego opisać, dotknij mnie i sam zobacz, nadal drżę i czuję tam w środku te iskry…
- Dwukrotna…
- Tak, kochanie. Nie rozumiem tylko, dlaczego straciłeś pewność siebie? Zrobiłeś ze mną coś, czego nie potrafi zrobić większość facetów na świecie…
- Przyszło mi do głowy, że… że może ty… że może nie podobała ci się ta pozycja – odparł nerwowo, drżącym głosem – Może czułaś się źle…
- Przestań. Nigdy o to nie pytaj, z tobą nie mogę czuć się źle w żadnej sytuacji, uwierz w to w końcu. John, było cudownie, rozumiesz? Jesteś niesamowity!
- Nie mów tak – poczerwieniał gwałtownie i odwrócił się. Co z nim jest nie tak!?
- Powiedz mi, co się dzieje – usiadłam na łóżku i objęłam go ramieniem – Nie rozumiem, przed chwilą było nam obojgu cudownie, a teraz ty… John, masz jakiś problem, prawda? Nie chcesz mi o czymś powiedzieć.
- Nie!
- Tak, widzę to. Powiedz mi, inaczej nigdy nie będzie dobrze…
- Och Katie, ja… Ja po prostu nie wierzę w to, co mówisz. Wiem, jak było z Carol…
- Na Boga, John! – przerwałam mu brutalnie – Nie porównuj mnie do tej… Nie porównuj mnie do niej, po prostu nie!!!
- Nie porównuję ciebie, chodzi o mnie… Wiem, jak było wtedy, ja zawiodłem, po prostu zawiodłem…
- Nie mogę tego słuchać! John, TY się zmieniłeś, rozumiesz? Twoje ciało się zmieniło, teraz jesteś ze mną i przysięgam ci, że gdybym nie wiedziała o tym, że jestem twoją pierwszą poza Carol partnerką, w życiu bym się nie zorientowała. Twoje ciało reaguje jakby było niesamowicie doświadczone, uwierz mi. Nauczyłeś się kontrolować swoje ciało, swoje pragnienia i odczytywać moje. Czytasz ze mnie jak z otwartej książki. Posłuchaj mnie w końcu uważnie, nie jest łatwo doprowadzić kobietę do stanu, do jakiego ty mnie doprowadziłeś, czy to dziś, czy w poniedziałek, czy w niedzielę. Powinieneś wiedzieć, że kobietom trudniej jest dojść na szczyt, w przeciwieństwie do mężczyzn, a jednak przy tobie czuję to za każdym razem… A dziś przeszedłeś samego siebie.
- Tylko tak mówisz – burknął – Zawsze zawodzę.
Miałam ochotę potrząsnąć nim i wyjść!
- John! Doprowadziłeś mnie na szczyt DWA razy!!! W ciągu kilku minut! Jakich jeszcze dowodów potrzebujesz… Co mam zrobić, żebyś mi uwierzył? Nie jestem ze stali, moja cierpliwość zaraz się skończy. Staram się, kocham cię jak wariatka, znoszę twoje humory i izolowanie mnie od ciebie, znoszę księdza wtrącającego się w nasze życie, ale zaraz przestanę znosić to, że muszę przekonywać własnego faceta do tego, że jest fantastyczny w łóżku!!! Jesteś okropny i niesprawiedliwy dla nas obojga, ranisz nie tylko siebie ale i mnie! Zrozum, jestem w tobie beznadziejnie zakochana i uwielbiam nasz seks, bo pokazujesz mi, że potrafisz dbać o mnie i tak się mną zaopiekować, że nieomal mdleję z rozkoszy. Kiedy to do ciebie dotrze, uparty ośle!?
Popatrzył na mnie, zdumiony tą ostrą reakcją. Patrzył jakby nie rozumiejąc, co zadziałało na mnie jak płachta na byka i w momencie poderwałam się i zbiegłam po schodach, nie bacząc na to że nie mam nic na sobie. Trudno. To mój dom i mam prawo chodzić sobie po nim nago. John oczywiście pewnie będzie innego zdania, twierdząc że to złe, niemoralne i prowadzi do piekła… Przez chwilę myślałam, że naprawdę go znienawidzę. Weszłam do kuchni i wyjęłam z szafki butelkę wódki; byłam tak wściekła, że musiałam się czegoś napić. Drżącymi dłońmi wlałam sobie trochę do szklanki i wypiłam jednym łykiem, dławiąc się i kaszląc niemiłosiernie. Do cholery, przecież nie lubię wódki, więc po co ją piję!!! Krztusiłam się ohydnym, mocnym trunkiem, kiedy poczułam mocny uścisk na moich ramionach. John odwrócił mnie przodem do siebie i złapał mocno za nadgarstki.
- Już! Wystarczy, głupia kobieto! – powiedział ostro – Jeśli nie umiesz pić wódki, to się za to nie bierz.
- Sam nie potrafisz! Mam polskie korzenie, więc jak mogłabym nie potrafić pić wódki!
- Dobrze, wystarczy – John przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił – Przestań się denerwować.
- Zmuszasz mnie do tego!
- Wystarczy, Kate.
Poddałam się. Nie byłam w stanie kłócić się z nim, czując na policzku jego pierś, tak cudownie ciepłą…
- Przepraszam – szepnął ledwo słyszalnie.
- Ja po prostu cię kocham, John, i nie mogę znieść tego, jak źle o sobie myślisz…
- Wiem, wybacz mi.
- Ale bardzo podobało mi się, jak powiedziałeś do mnie… głupia kobieto… Byłeś taki stanowczy i zły… To bardzo podniecające…
- Naprawdę? – John zdziwił się mocno, ale zdziwienie na jego twarzy wzrosło, kiedy poczuł moje kolano między swoimi udami. Jakież było z kolei moje zdumienie, gdy ja poczułam natychmiastowe efekty moich działań… John poczerwieniał od razu.
- Jesteś niesamowity – szepnęłam z podziwem – Wracamy na górę?
- Nie – jednym ruchem posadził mnie na stole – Nie wracamy…
***
Poczułam na ustach stanowczy, mocny pocałunek. Cudownie ciepły i pełen uczucia… Kiedy chciałam go odwzajemnić, przy moich ustach nie było już nikogo. Otworzyłam oczy; przez odsłonięte okna wpadały promienie słońca, otulając mnie swoim ciepłem. I ten wspaniały zapach kawy… Obok mnie na łóżku stała taca ze śniadaniem. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Miałam najwspanialszego mężczyznę na świecie. Zegar wskazywał 5.30, co znaczyło, że mam czas tylko na zjedzenie i wyjście, ale śniadanie stało tuż obok, więc przynajmniej mogłam chwilę poleżeć. Mój cudowny, kochany John, dbał o mnie jak o księżniczkę! Co też przygotował mi do zjedzenia… Pachnąca jajecznica i chleb z masłem – doskonale wiedział, co lubię, to jeden z moich ulubionych, najprostszych zestawów śniadaniowych. Do tego pyszna kawa… Czego mogłam chcieć więcej? Chyba tylko jego obecności. Wiedziałam niestety, że John musiał iść do pracy, zresztą moja pora też już się zbliżała. Z ogromnym apetytem zjadłam wszystko co do ostatniego kawałka i pobiegłam do cukierni. Pan Jackman już od progu zauważył zmianę.
- Kwitniesz, kochana! Czyżby John wrócił?
- Wrócił, i to w jakim stylu… Wczoraj przybiegł do mnie, bo wiedział, że boję się burzy, na początku było dziwnie, ale potem… Potem przeprosił – zarumieniłam się na samo wspomnienie minionego wieczoru – I przeszedł samego siebie.
- Dość, oszczędź mi szczegółów! – roześmiał się mój szef – Nie chcę wiedzieć ile razy, jak, i ile czasu…
- Nie musi pan wiedzieć.
- Wystarczy, że widzę. Jesteś kompletnie niewyspana!
- Naprawdę? – uśmiechnęłam się ironicznie – To nie moja wina!
- Oczywiście, że nie twoja, ale powiem temu nicponiowi, co myślę o męczeniu moich pracownic!
- Niech pan za dużo nie mówi, bo się znowu speszy. A jest tak dobrze… Zrobił mi dziś śniadanie, przyniósł do łóżka, obudził, a potem wybiegł tak szybko, że nawet go nie widziałam!
- Naprawdę cieszę się, że wam się układa, Katie. Oby tak dalej, oby nikt wam już nie przeszkodził…
Tak, rzeczywiście to było moją największą obawą… Czy John znowu nie posłucha kogoś, kto nam źle życzy, i nie skończy się to dla nas źle? Tym razem, po interwencji księdza, było to zaledwie trzy dni, ale co może się wydarzyć, tego nie wie nikt. Ja wierzyłam jednak w Johna i byłam przekonana, że nie da już sobą manipulować. A nawet gdyby coś złego się stało, wiedziałam że oboje mamy wsparcie u pana Jackmana, który ostatnio gotów był nawet kłócić się o nas z księdzem. Mimo wszystko miałam nadzieję, że to koniec naszych problemów, i tego dnia byłam bardzo szczęśliwa. John obiecał, że postara się skończyć pracę o pierwszej, więc kiedy ja wyszłam z mojej, pobiegłam czym prędzej do jego domu, przygotowałam obiad i zrobiłam mu kąpiel – wiedziałam, że będzie zmęczony po pracy i nie będzie chciał się przytulać, „bo śmierdzę owcami” – to jego naczelna wymówka, choć mnie wcale zapach owiec nie przeszkadzał. Wspaniale pachnąca woda z pianą czekała na mojego księcia, który pojawił się punktualnie. Stanął w progu jak wryty i rozglądał się wokół siebie.
- Co ty tu robisz? – zapytał dziwnym tonem. Boże, czyżby znowu coś się stało…?
- Czekam na ciebie, misiu – odpowiedziałam pewnym siebie głosem – Coś nie tak?
- Skąd miałaś klucze?
- Eee… klucze?
- Kate!
- John, misiaczku… - bąknęłam, zawstydzona. Tak, złapał mnie na gorącym uczynku!
- Kate, albo powiesz mi, skąd wzięłaś klucze, albo…
- Albo co? – podchwyciłam, ale John zmieszał się natychmiast:
- Nieważne. Skąd miałaś klucze?
- Och… Ukradłam! Tak, przyznaję się, kiedy byłam u ciebie ostatnio, pod komodą leżał zapasowy komplet, wzięłam je bez pytania! Chciałam po prostu je mieć, być bliżej ciebie, móc przychodzić posprzątać, gdy ciebie nie ma, ugotować coś… John przepraszam cię!
- Katie… W porządku – John uśmiechnął się ciepło i przytulił mnie – Mogłaś mi o tym powiedzieć, prawdę mówiąc sam mogłem ci je dać. Ale… wtedy bałem się jeszcze.
- A teraz? – zapytałam z obawą.
- A teraz… Teraz jestem szczęśliwy. Bo kocha mnie najcudowniejsza kobieta na świecie, i naprawdę nie wiem jak mogę jej się odwdzięczyć za wszystko, co dla mnie robi…
- Misiaczku… Wystarczy mi, że jesteś. I że robisz to, co ubiegłej nocy. I przygotowujesz mi śniadanie, i przytulasz mnie, mówisz, że jestem cudowna… Nikt nigdy nie mówił mi tego.
- Przyzwyczaj się, bo zamierzam ci to mówić codziennie… - John obdarował mnie tak czułym, pięknym uśmiechem, że zakręciło mi się w głowie. W życiu nie widziałam piękniejszego mężczyzny! – Katie, a co tak pachnie…? Coś jakby… lawenda?
- Ach! Kompletnie bym zapomniała! – krzyknęłam – Kąpiel dla ciebie!
- Kąpiel!?
- Jesteś po pracy, pomyślałam że przyda ci się odrobina odpoczynku i odświeżenia.
- Jesteś naprawdę cudowna – John sprawiał wrażenie innego mężczyzny, jakby oddaliła się jego dotychczasowa nieśmiałość, zdawało się jakbym rozmawiała z inną osobą – Odwdzięczę ci się.
- Mam nadzieję…
Chwyciłam go za rękę i poprowadziłam do łazienki. O dziwo nie protestował, kiedy zdejmowałam mu koszulę, miałam nawet wrażenie że oczekiwał tego i sprawiało mu to niesamowitą przyjemność – patrzył, jak kobieta, która za nim szaleje, dba o niego. A ja czułam, że mogłabym poświęcić wszystko, dla niego mogłabym zostać nawet kurą domową… Tylko że on nie byłby ze mną wtedy szczęśliwy. Nie chciałby, abym zniszczyła swoją karierę, nie chciałby żebym stała się taka, jak większość kobiet ze wsi po ślubie. Pokochał mnie taką, jaką jestem, tak jak ja jego. Popatrzyłam w górę na jego piękną twarz… Tak, niczego bym w nim nie zmieniła. Nawet nie chciałabym pozbyć się tego rumieńca… John chwycił moje dłonie, gdy dotknęłam zapięcia jego spodni.
- O czym myślałaś? – zapytał, odpychając moje ręce i samemu zsuwając spodnie.
- O tobie. O tym, że cię kocham – uśmiechnęłam się, przepełniona radością – Skąd wiedziałeś, że o czymś myślałam?
- Miałaś nieobecny wzrok. Patrzyłaś, ale nie widziałaś.
- Znasz mnie tak dobrze…
- Tak, jak ty mnie.
Pochylił się i musnął przelotnie moje usta, po czym wszedł do wanny. Rozłożył się w niej na tyle wygodnie, na ile pozwalał mu jej niewielki rozmiar, i westchnął z ulgą. Zdecydowanie było mu to potrzebne… Usiadłam obok na podłodze i wpatrywałam się w niego z zachwytem. Prawdopodobnie byłam jedyną kobietą na świecie, która uważała, że John był nie tylko zwyczajnie przystojny, ale po prostu piękny! Przeszkadzały mi tylko włosy, które uparcie zasłaniały całą jego twarz… A miał tak ładne rysy! Byłam przekonana, że bez tych kręconych pukli wyglądałby zupełnie inaczej!
- Kochanie, może umyję ci włosy? – zaproponowałam nieśmiało. John uśmiechnął się promiennie.
- Mogłabyś? Nie mam siły ruszyć ręką.
- Z przyjemnością, zrobię co tylko zechcesz…
Chwyciłam za szampon i wylałam odrobinę na jego włosy, polewając je nieco wodą. Dłuższą chwilę masowałam skórę jego głowy, tworząc pachnącą pianę, podczas gdy John zamknął oczy i oparł się z westchnieniem. Musiało mu być bardzo dobrze… Ja tymczasem zwiedzałam każdy centymetr jego głowy, pieszcząc go delikatnie palcami, aż zauważyłam powoli wykwitający na jego ustach uśmiech. Uwielbiałam ten widok… Był szczęśliwy i zrelaksowany, totalnie odprężony. Nie przestawałam krążyć palcami po jego włosach, aż nagle poczułam mokrą dłoń na szyi, i przyciągnął mnie do siebie, całując z pasją.
- Och… Mówiłeś, że nie możesz ruszyć ręką! – oburzyłam się na żarty, kiedy zdołałam oderwać od niego usta.
- Bardzo szybko nabieram sił przy tobie – odparł – Katie, jesteś pierwszą osobą… Pierwszą kobietą, która dotyka mnie z miłością. Ja… ja nie wiedziałem przedtem, że tak można, że tak wygląda związek dwojga ludzi. Nie wiedziałem… że można tak kochać i tak to okazywać.
- Ja też nie wiedziałam. Przy tobie to po prostu… samo przychodzi. Instynktownie. John, ja po prostu uwielbiam dbać o ciebie, gotować ci, pomagać w kąpieli, choć jeszcze niedawno sądziłam, że nie ma powodu, abym zabiegała o mężczyznę w taki sposób. Ja? W kuchni? Sprzątająca i piorąca męskie skarpetki? Widzisz teraz, jak miłość zmienia ludzi… Mogłabym rzucić pracę i być twoją kucharką, sprzątaczką i kochanką.
- Ale ja nie chcę, żebyś się zmieniała. Nie zakochałem się w bezrobotnej kobiecie, na dodatek bez ambicji. Kocham ciebie, moją Katie, mądrą, ambitną, bardziej wykształconą ode mnie…
- To nie jest ważne!
- Wiem… Teraz to wiem. Mam nadzieję, że… To znaczy wiem, że się mnie nie wstydzisz. Wierzę w to.
- John, ja jestem z ciebie dumna – zapewniłam gorąco – Jesteś dla mnie idealny.
Uśmiechnął się tylko i nic nie odpowiedział. Zamknął oczy; pewnie speszył się lekko. To było rozczulające – w jednym momencie zdawał się być tak pewny siebie, a w drugim zamykał się w sobie i zawstydzał się najmniejszą błahostką. Przynajmniej nie musiałam już z nim walczyć… Zadowolona z siebie i dumna z jego małych kroków naprzód, zaczęłam spłukiwać pianę z jego włosów. Odchylił głowę do tyłu i uśmiechał się nieznacznie… Było w nim coś, co niesamowicie mnie zachwyciło. To był naprawdę niewiarygodnie piękny mężczyzna! Odgarnęłam mu wszystkie włosy do tyłu i uważnie mu się przyglądałam. John w końcu otworzył oczy i popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Katie, coś się stało? – zapytał, podnosząc się nieco i prostując plecy.
- Nie, John, ja po prostu… - urwałam, wygładzając jego mokre włosy i wpatrując się w tę hipnotyzującą twarz.
- Co?
- John, nie śmiej się ze mnie, i proszę uwierz mi… Jesteś przepiękny. Uwielbiam twoje rysy, twoją twarz, Boże jesteś najpiękniejszym facetem jakiego widziałam w życiu…
- Przestań! – John zaczerwienił się i spuścił głowę, ale ja chwyciłam jego podbródek i uniosłam do góry.
- Teraz dostrzegam to wszystko w pełni. Posłuchaj mnie, wiesz że kocham cię takiego, jakim jesteś, ale chciałabym, żebyś na coś się zgodził. Pojedziemy do miasta, do fryzjera, i pozbędziemy się tego, co zakrywa twoje piękno. Nie chcę więcej domyślać się, co kryje się pod tymi przydługimi włosami! Nie chcę zgadywać, chcę to widzieć tak, jak widzę teraz. Popatrz! – poderwałam się i zdjęłam ze ściany lustro, podchodząc z nim do wanny i przysuwając je do Johna – Spójrz na siebie. Jestem kompletnie zniesmaczona faktem, że te wszystkie ślepe baby dotąd nie biegały za tobą! Spójrz na siebie i przyznaj, że jesteś piekielnie przystojny.
- Katie, nie mów tak – szepnął nieśmiało – Ja jestem prostym człowiekiem, mam brudną robotę…
- Jesteś przede wszystkim piękny. Tak, będę używać tego słowa, bo jest właściwe. Proszę cię, zgódź się, nie chcę robić tego, bo się ciebie wstydzę, absolutnie nie! Chcę, żebyś zauważył swoją wartość i żeby wszyscy dostrzegli, co się w tobie kryje. Chcę, żebyś zaczął pokazywać siebie, John, nie ukrywać się już nigdy więcej za tymi długimi włosami i ubraniami, które ukrywają twoje obłędne ciało. Uwierz mi, nie chcę cię zmieniać dlatego, że do mnie nie pasujesz, chcę to zrobić dla ciebie. Ja zakochałam się w prostym, ubrudzonym facecie pachnącym owcami, i to się nigdy nie zmieni, ale jest w tobie coś więcej, i chcę abyś w to uwierzył.
- Nie wiem, co powiedzieć…
- Pokażę im wszystkim, że cię nie doceniali, że byli niesprawiedliwi, ślepi, że jesteś mężczyzną z marzeń, aż zzielenieją z zazdrości! A ja będę mogła bez przeszkód podziwiać twoją urodę, bez konieczności przedzierania się przez gęstwinę twoich włosów.
- Katie, zaskoczyłaś mnie – mruknął, nieco zagubiony – Nie zgadzam się z tym, co mówisz, nie jestem piękny i nigdy nie byłem, ale… Dobrze. Robię to dlatego, żebyś nie musiała się mnie wstydzić, nie chciałbym, żeby różnica między nami była tak widoczna.
- Skarbie, nie ma żadnej różnicy…
- Powiedziałem – przerwał mi ostro – Nie czuję się dobrze z tym, że najśliczniejsza dziewczyna, jaką znam, prowadza się z kimś takim, jak ja. Nie cierpię, kiedy ludzie to komentują. Zmienię się dla ciebie.
- Nie John, nie tędy droga… Ja nie chcę tego dla siebie, chcę żebyś ty odkrył siebie i przestał się chować. Żebyś spojrzał w lustro i nabrał pewności siebie, widząc że nie jesteś wcale prostym człowiekiem od owiec, tylko przystojnym, młodym mężczyzną. Ja kocham ciebie takiego, jakim jesteś, ale…
- Dobrze, rozumiem – zapewnił mnie, przyciągając do siebie moją głowę – Spróbujmy.
- Naprawdę chcesz?
- Po obiedzie pojedziemy do Yorku. Obiecaj mi tylko jedno.
- Co?
- Ja… Ja się nie znam i… Ja nie wejdę do takiego sklepu… Ale ty możesz…
- Nie rozumiem, o czym mówisz!
- Och Katie, jesteś czasem tak niedomyślna! Chciałbym kupić ci coś… Coś ślicznego, coś co by do ciebie pasowało… Wybierzesz sobie, co chcesz, a ja za to zapłacę, dobrze?
- Misiu, nadal nie wiem o czym mówisz!
- Katie! – John zaczerwienił się mocno i zdenerwował – W tej lawendowej wyglądasz przepięknie… Ale chciałbym kupić ci też inną…
- Ty mówisz o… Mówisz o bieliźnie!?
- A o czym myślałaś? – mruknął, zirytowany. Mój biedny John, chciał kupić mi nową bieliznę a wstydził się o tym mówić…
- Dobrze, wybiorę coś ekstra, coś seksownego, może być z koronki?
John uśmiechnął się pod nosem, jednocześnie spuszczając wzrok. Zarumienił się znowu, co z jednej strony rozczuliło mnie, a z drugiej było niesamowicie podniecające. Uwielbiałam w nim i tego małego, nieśmiałego chłopca, i drapieżnika, który wyszedł z niego chociażby ubiegłej nocy. John był zagadką i jedną wielką niewiadomą, a ja to kochałam. Naprawdę miałam ogromne szczęście, że los postawił nam siebie na naszych drogach, że złączył nasze drogi w jedną. Dostrzegłam błysk w jego oku i zanim się zorientowałam, przycisnął mnie do swego mokrego ciała i z pasją pocałował…