Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj.
Opowieść, "Czarny anioł" zainspirowana jest postacią Sir Guy'a Gisborne granego przez Richarda Armitage'a w serialu BBC "Robin Hood" i nie ma na celu naruszenia praw autorskich.
![]() |
Richard Armitage jako sir Guy w serialu BBC "Robin Hood". Screen Kate. |
***
Poprzednia, trzecia część tutaj.
Guy z satysfakcją patrzył na szeryfa opuszczającego salę, ale jeszcze większą satysfakcję czuł, widząc, jak Anastazji drżą dłonie. Wiedział, że ma ją w garści, że może zrobić z nią, co zechce, wybornie się nią bawił. Pytanie tylko, co zrobić z nią teraz… Ale nad tym zastanowi się później.
- Ruchy! – wrzasnął na służące – Nie ociągać się! Za pięć minut ma tu błyszczeć!
Uśmiechnął się jadowicie do Anastazji i wyszedł, kusząco bujając biodrami na swój specyficzny sposób. Dziewczę oparło się o krzesło i westchnęło głośno; wiedziała doskonale, że wpadła w jego pułapkę, że jego piękno, ruchy, spojrzenie, głos, powiązane z jego niebezpiecznym charakterem sprawiały, iż kompletnie traciła głowę. Co chwilę w duszy błagała swojego Boga o wybaczenie, i męczyła się ze swoimi uczuciami, a jej rozpacz potęgował fakt, że Guy przed momentem jak gdyby nigdy nic obiecał szeryfowi…
- Zbieraj się! – warknęła nagle Mary – Posprzątałyśmy za ciebie, królewno. Joan wzywa do kuchni!
Wszystkie dziewczęta zebrały się w kuchni, czekając na przybycie swojej przełożonej. Anastazja drżała ze strachu, oczyma wyobraźni widząc, jak Joan rozkazuje jej przebrać się i iść do szeryfa. Ale dziękowała w duchu Bogu, że przynajmniej uchroniła przed tą męką Brigitte, która leżała cały wieczór skulona na swoim posłaniu. Joan zaś wparowała do kuchni z impetem, ale w dobrym humorze.
- Należy wam się pochwała, dziewczęta – oznajmiła – Bardzo ładnie wam to poszło, oby tak dalej.
- Jedna wcale nie pomagała – Mary wyszła przed szereg i oskarżycielsko wskazała palcem na bladą Anastazję – Snuła się cały wieczór, a kiedy raczyła się pojawić, gdy sprzątałyśmy, tylko trzęsła się i gapiła w stół!
- To nie twój interes, smarkulo! JA tu rządzę i JA oceniam pracę, tobie NIC do tego!
- W rzeczy samej, Joan – rozległ się za nią głos Gisborne’a, który wkroczył do kuchni – Masz jakiś problem ze służbą?
- Absolutnie, sir Guy. Radzę sobie.
- Świetnie! – uśmiechnął się, a wszystkim dziewczętom zmiękły kolana; wszystkim, prócz przerażonej Anastazji, na którą mężczyzna skierował swój wzrok – Potrzebna mi jest jedna z dziewcząt.
- Zawsze do usług, sir Guy – Mary skłoniła się i zalotnie poprawiła sukienkę. Rycerz spojrzał na nią i ponownie uśmiechnął się ciepło.
- Wspaniale. Joan, przygotuj…
- Mary.
- Przygotuj Mary, i niech biegnie do szeryfa. TERAZ.
Dziewczę cofnęło się o krok, a Joan z satysfakcją patrzyła na nią. Tak, nareszcie najbardziej nieznośna wywłoka dostanie to, na co zasłużyła – zamiast upojnej nocy z sir Guy’em, o której marzyła, dostanie noc z obrzydliwym szeryfem. Dla Joan ten wieczór nie mógł być piękniejszy!
- Rusz się, pan czeka – zwróciła się do niej uprzejmie, a Mary tupnęła nogą i poszła do izdebki sług.
- Joan…?
- Pójdzie, panie, nie martw się. Osobiście ją tam zaprowadzę.
- Cieszę się – Guy zwrócił wzrok ku zaskoczonej i zmieszanej Anastazji, patrzył na nią intensywnie i nie odrywając od niej oczu, odezwał się znowu – Przyślij i do mnie jedną z dziewcząt.
- Z przyjemnością, panie.
- Dziękuję, Joan.
Spojrzał na przełożoną służby znacząco; doskonale wiedziała, o co chodzi Gisborne’owi. Czuła, że nie chodzi mu o pierwszą lepszą z dziewcząt, ale o tę konkretną. O Anastazję. Prawdę mówiąc obawiała się trochę, bo polubiła tę dziewczynę, a kiedy przypomniała sobie historię Annie, która nieszczęśliwie zakochała się w Gisbornie, przez co musiała opuścić Nottingham… Nie. Anastazja jest rozsądniejsza niż Annie, jeśli będzie na tyle silna – odmówi mu, a jeśli zechce – odda mu się. Ale Joan nie sądziła, by Anastazja mogła zakochać się w kimś, kto porwał ją, traktował nie zawsze dobrze – liczyła na rozsądek dziewczęcia i na to, że będzie potrafiła oddzielić współżycie z sir Guy’em od uczuć. Tak trzeba. Tak wygląda życie na tym zamku, każda musiała do tego przywyknąć…
- Nigdzie nie idę! – rozległ się wrzask Mary, gdy tylko Gisborne zamknął za sobą drzwi.
Joan zatrzęsła się ze złości. Wparowała do izby dla służby i szarpnęła obrażoną dziewkę.
- Nie zmuszaj mnie, żebym sprawiła, że Vasey przyjdzie po ciebie OSOBIŚCIE – krzyknęła ostro – A wtedy nie będzie miał ŻADNEJ litości, i weźmie cię TU, przy wszystkich. Nie pamiętasz, że jest do tego zdolny?
- Ale ja chciałam iść do sir Guy’a…!
- On cię nie chce, głupia wywłoko! Jazda mi stąd, szeryf czeka!
Wściekła Mary wybiegła z pomieszczenia. Joan rozkazała jednej z dziewcząt biec za nią i przypilnować, by poszła do szeryfa, a sama wróciła do kuchni i stanęła przed skonsternowanymi dziewczętami. Uśmiechnęła się do nich pokrzepiająco.
- Z szeryfem się nie dyskutuje, pamiętajcie – powiedziała spokojnie – Z Gisbornem… też nie radzę. No dobrze, Anastazjo, przygotuj się.
- Ja…? – cofnęła się i poczuła, że kręci jej się w głowie.
- Przygotuj się, powiedziałam, i idź do sir Guy’a.
Nie śmiała odmówić, ale drżała z przerażenia. Kompletnie niczego nie rozumiała; jak to? Przecież to ją chciał wysłać do szeryfa, przecież… Dlaczego to zrobił? Ochronił Brigitte, i nie pozwolił, by i ona znalazła się w komnacie Vasey’a. W co on grał? Bawił się nią? Nawet jeśli, to była mu wdzięczna, i czuła że potwierdzają się jej przypuszczenia: sir Guy to dobry, wrażliwy człowiek.
- Oczywiście – skłoniła się pokornie – Już idę.
Dziewczęta z niesmakiem patrzyły na Anastazję, która zniknęła w izbie dla służby. Najporządniejsza, najbardziej świętoszkowata – a do Gisborne’a leci jak na skrzydłach! Nie posiadały się z oburzenia. Ona tymczasem dopadła do posłania Brigitte i odsunęła pled, którym ta okryła się po sam czubek głowy.
- Brigitte, już po wszystkim – uspokajała przyjaciółkę – Sir Guy uratował cię.
- Jak… jak to!? – Francuzka poderwała się i patrzyła na Rusinkę z niedowierzaniem.
- Powiedziałam mu o wszystkim, a on… kochanie, pomógł nam, rozumiesz? Przejął się! Kazał iść Mary do szeryfa, ona to bardzo lubi – Anastazja wzdrygnęła się z niesmakiem – Choć na własne uszy słyszałam, że szeryf prosił o ciebie! Sir Guy skłamał, że masz jakąś paskudną chorobę.
- Nie wierzę, przecież… to podły, okrutny człowiek! Musi chcieć czegoś w zamian!
- Nie chce – niepewnie odparła Rusinka – Ale idę mu podziękować.
- Nastya, nie rób tego! Błagam, nie idź, on cię upodli tak, jak szeryf mnie…!
- Co ty mówisz! Sir Guy jest dobry! Nie mów tak o nim. Przysięgam, że nie zrobi mi nic, czego sama bym nie chciała.
- Nastya…
- Zaufaj mi, Brigitte – Anastazja wstała i poprawiła suknię – Śpij, kochana. Niedługo wrócę, a rano porozmawiamy.
Wyszła z izby, powitana w kuchni wbitymi w nią kilkunastoma parami oczu, które patrzyły na nią z niechęcią. Jedynie w Joan widziała zrozumienie i otuchę; skłoniła się jej i udała się do komnaty sir Guy’a. Idąc do niego długimi, zimnymi korytarzami cały czas zastanawiała się, co powinna zrobić. Na pewno oczekiwał od niej jednego… Bała się. Miała nadzieję, że uszanuje ją tak, jak potrafił uszanować Brigitte. A jeśli… jeśli ona, Anastazja, miała być zapłatą za spokój swojej francuskiej przyjaciółki? Jeśli ona zgodzi się być zabawką sir Guy’a w zamian za to, że Brigitte już nigdy nie wejdzie do komnaty szeryfa? Nie, to niemożliwe. On jest dobry, właśnie to pokazał…
Zapukała do jego drzwi i od razu usłyszała zaproszenie. Wzięła głęboki oddech, weszła do środka i stanęła w progu. Zamarła. Gisborne zdejmował właśnie koszulę, prężąc swe ciało w boleśnie podniecający sposób. Zamknęła oczy, ale usłyszała jego cichy śmiech.
- To nic nieprzyzwoitego – powiedział – Zamknij drzwi. I otwórz oczy.
Spełniła rozkaz. Stał kilka kroków od niej, nagi od pasa w górę. Jednak skórzane spodnie, opinające jego obłędne nogi, były nie mniej zachwycającym widokiem. Czuła, jak krew zaczyna szybciej w niej krążyć, jak serce jej bije…
- Więc to ty jesteś moją dzisiejszą kochanką – stwierdził sarkastycznie – Dziwne, bo kilka dni temu stanowczo protestowałaś…
- Panie, chciałam ci podziękować. Uratowałeś Brigitte, nie pozwoliłeś, by…
- Anastazjo, uratowałem ją, ale ty jesteś tu. Chcesz mi podziękować? Przecież dzieje się to, czego tak bardzo chciałaś uniknąć, cnotliwa panienko.
- Dlaczego to zrobiłeś? – nie zważała na jego złośliwości – Dlaczego powiedziałeś szeryfowi, że Brigitte jest chora? I dlaczego nie posłałeś do niego… mnie, zamiast niej.
- Zadajesz za dużo pytań, jak na służącą. Ale jesteś inteligentna i bystra, więc rozmowa z tobą nie jest dla mnie żadną ujmą – Guy złapał ją za rękę i wpatrywał się w jej szczupłe palce – Widziałem twoją francuską przyjaciółkę, gdy wychodziła z jego łoża. Widziałem jej oczy. I widziałem szeryfa nago – dodał z ogromnym niesmakiem – Nie jestem potworem. A tobie obiecałem, że nigdy nie trafisz do jego alkowy, prawda?
- Mówiłeś też…
- Przestań. Od początku się tobą świetnie bawię, nie widzisz tego? Mówię różne rzeczy. Mógłbym cię mieć już pierwszej nocy, mógłbym też cię zabić, zabić twojego ojca, twoją przyjaciółkę…
- Dlaczego więc tego nie zrobiłeś, panie?
Guy patrzył na nią z zaintrygowaniem. W przeciwieństwie do innych dziewcząt Anastazja nie była tchórzliwa. Owszem, bała się, przede wszystkim bała się jego, tego co z nią zrobi, i co zrobi jej bliskim, ale przy tym zupełnie nie hamowała się przed rozmową z nim, przed zadawaniem pytań, za które przy jego gorszym humorze mogła nawet zawisnąć. Ufała mu – ale dlaczego?
- Anastazjo, Joan wybrała ciebie; zostajesz, czy odmawiasz i wychodzisz?
- Zostaję, panie – odparła z całą pewnością, czym zbiła Guy’a nieco z tropu.
- Zostajesz? – położył jej dłoń na swoim barku; nabrała powietrza i spojrzała mu w oczy.
- Zostaję – powtórzyła – Chcę ci podziękować za to, co zrobiłeś. To bardzo szlachetne, zresztą ta sytuacja z moim ojcem… Nie wiesz nawet, jak jestem ci wdzięczna, panie.
- Tak bardzo wdzięczna, że chcesz mi się oddać? – spojrzał na nią uważnie.
- Nie chcę ci się oddać w ramach podziękowania, panie. Chcę podziękować ci normalnie, po ludzku, bo jeszcze nikt nigdy tyle dla mnie nie zrobił.
Ku wielkiemu zdziwieniu Guy’a Anastazja przytuliła go. Nie czuł oburzenia, jak to zwykle było gdy któraś ze służących przekraczała granicę spoufalania się, poczuł się dobrze, błogo, choć dziwnie – dawno nikt go nie przytulał, dawno już nie czuł na swojej szyi oplatających go z ufnością ramion. Nie bardzo wiedział, jak się zachować, stał sztywno, mając ręce opuszczone wzdłuż ciała, jednak jej bliskość była dla niego jak wybawienie. Kiedy dotarło do niego, że ona bardzo pragnie wzajemności, i gdy zorientował się, jak cudownie czuć jej ciepły policzek przy swojej szyi, położył niepewnie dłonie na jej plecach i przysunął ją do siebie. Anastazja poczuła dziwne ukłucie radości, ekscytacji – sir Guy odwzajemnił jej uścisk! Odchyliła głowę, by spojrzeć mu w oczy. Były zamknięte, zacisnął powieki, a dziewczyna nie wiedziała, czy robi to z odrazy do niej, czy wręcz przeciwnie. Nie bała się go już jednak ani trochę; delikatnie pocałowała jego zaciśnięte usta. Guy otworzył oczy.
- Co ty robisz? – zapytał, zdumiony – Nie rozumiem cię…
- Wybacz, panie, że się ośmieliłam – szepnęła – Ale nie znajduję słów, by ci podziękować.
- Anastazja…
- Nigdy nie przestanę być wdzięczna. Wiem, że to dla ciebie może mało istotne, ale dla mnie to znaczy wiele.
Odsunęła się od niego i pochyliła lekko głowę, zawstydzona. Guy obserwował ją z mieszanymi uczuciami. Pierwszy raz naprawdę dobrze jej się przyjrzał: długie, lśniące włosy w kolorze ciemnego blondu splecione były w opadający na prawe ramię warkocz, słodkie, wydatne usta kusiły go swym niewinnym różem, długie rzęsy okalały duże oczy, które hipnotyzowały go swym błękitem. Jej cera była delikatna i blada, sylwetka kobieca, ale szczupła – przez suknię nie widział zbyt wiele, ale wyobrażał sobie jej kształtne piersi, wąską talię i krągłe biodra. Dziewczę było niższe od niego o głowę, i kiedy tak na nią patrzył z góry, nie czuł tylko pożądania, było coś więcej, czego nie potrafił nazwać. To było dziwne, i w ciągu tych paru chwil próbował zrozumieć swoje odczucia, niestety nie potrafił. Jedyne, co krążyło mu po głowie, było to, że Anastazja jest wyjątkowa. Patrzył na nią i zastanawiał się, co robić – miał ochotę kochać się z nią, ale nie potrafił zrobić tego wbrew jej woli; wiedział, że tego nie chce, że się bała, że…
- Nastya – wyrwało mu się całkiem nieświadomie; dziewczyna podniosła wzrok i patrzyła na niego, zaskoczona.
- Tak, panie?
- Pewnie chcesz wyjść – starał się, by jego głos brzmiał pewnie i twardo – Możesz to zrobić.
Anastazja nie wierzyła w to, co słyszy. Mężczyzna, który miał prawo zrobić z nią wszystko, tak po prostu pozwala jej odejść…? Zrobiło jej się niespodziewanie przykro. Tak naprawdę nie chciała go zostawiać, jasne że bała się tego, co miało nastąpić, i już teraz miała wyrzuty sumienia z powodu nieczystych myśli, i jakaś część jej chciała uciec z zamku, wrócić do mamy i schronić się w jej ramionach, podczas gdy druga część pragnęła podarować miłość, czułość i bliskość człowiekowi, który stał przed nią i patrzył na nią łagodnym wzrokiem. Nie był potworem, nie był barbarzyńcą ani okrutnikiem – w oczach Anastazji był dobrym człowiekiem, zagubionym, który potrzebował ponad wszystko ciepła. Czy była w stanie poświęcić dla niego swoje przekonania, swoją wiarę, ideały, to, jak wychowali ją rodzice?
Guy odwrócił się od niej, chcąc, by nie czuła presji. Pragnął tej dziewczyny mocno, a jednocześnie w zdumiewający dla siebie samego sposób szanował ją i jej przekonania. Widział jednak, że Anastazję coś ciągnie w jego stronę. Wiedział, że jeśli nie zachęci jej, nie przekona, nie pokaże jej, że powinna zostać… ona wyjdzie. A bardzo tego nie chciał; czuł się przy niej inaczej, niż przy reszcie dziewcząt.
- Anastazja – odwrócił się nagle i chwycił ją mocno za rękę – Nie idź – poprosił.
Patrzyła na niego, a jej oczy rozbłysły: zrozumiała, że chciał jej obecności, potrzebował jej! Zrobiła krok w jego kierunku, a Guy chwycił ją za ramiona i lekko pchnął w dół, by usiadła na skraju jego łoża. Przykucnął przy niej i odsunął jej długi warkocz na plecy. Palcem dotknął jej skroni i zsunął go niżej, do samej szyi, w kierunku której nachylił się i pocałował ją pod uchem. Anastazja głośno nabrała powietrza i zesztywniała. Guy wyczuł jej zmieszanie i stanowczo chwycił ją za ramiona, po czym pocałował delikatną skórę na jej szyi drugi, trzeci, czwarty raz, zmierzając powoli do jej ust, a gdy dotarł do nich, musnął je nieznacznie i spojrzał prosto w przepełnione lękiem oczy dziewczęcia.
- Nie musisz tego robić, Nastya – szepnął – Nie zmuszę cię do niczego…
Niepewnie złapała jego dłoń, ściskającą jej ramię, i odsunęła ją; po chwili to samo zrobiła z drugą. Złożyła obie na swoich kolanach i uważnie patrzyła mu w oczy. Musiała upewnić się, kim jest ten człowiek. Czy jest potworem, czy wrażliwym, samotnym człowiekiem? Ale co do tego nie miała wątpliwości. Ujęła jego szorstkie policzki w swoje drobne dłonie i skupiła wzrok na jego rozchylonych wargach. Nie zastanawiała się długo – pocałowała go tak, jak tylko potrafiła, choć jako cnotliwa panienka w ogóle nie miała o tym pojęcia. Guy’owi to jednak nie przeszkadzało, bo odwzajemnił jej pieszczotę powoli, nie nachalnie, tak, by naprowadzić ją na właściwy rytm. Sam był trochę oszołomiony, bo już dawno nie całował żadnej kobiety, ale ona zdecydowanie była tego warta.
- Nie zmuszasz mnie do niczego, panie – powiedziała, zarumieniona – Pragnę zostać z tobą, i…
- I?
- Nie robię tego z wdzięczności ani w ramach podziękowania – zawahała się przez chwilę – Chcę uczynić dla ciebie wszystko, czego będziesz chciał.
Spojrzał na nią zdumiony.
- Dlaczego, Anastazjo?
- Ponieważ… Jesteś moim panem.
Wiedział, że to nie tylko to. Coś więcej musiało się kryć za jej słowami, ale nie chciał drążyć. Była już tylko jego, w jej pięknym spojrzeniu prócz strachu było też pożądanie – a taki widok w oczach niewinnej panienki był niesamowicie podniecający. Bez cienia wysiłku uniósł ją i położył na swym łożu. Pełna sprzecznych uczuć, wstydu i pożądania, a także obaw i wstrętu do samej siebie, zapomniała o wszystkim, gdy ujrzała nad sobą ponownie jego oczy, lśniące łagodnym błękitem. Guy nachylił się nad jej twarzą i subtelnie ucałował jej usta; czuła, jak na jej ciało powoli opada jego ciężar, to było dla niej zupełnie obce doznanie, ale niezwykle ekscytujące. Objęła go za szyję i z pasją odwzajemniła pocałunek. Zdziwiła go jej nagła inicjatywa, ale bardzo mu się to podobało. Nim zetknął ze sobą ich ciała, podwinął jeszcze materiał jej sukni do góry, by mogła na własnej skórze poczuć, jak bardzo na niego zadziałała. Anastazja zadrżała, gdy jego biodra dotknęły jej bioder, gdy poczuła nieznane sobie dotąd pokaźne wybrzuszenie w jego skórzanych spodniach. Strach zagościł w jej oczach, ale Guy uśmiechnął się do niej czule.
- Nie zrobię ci tym krzywdy – szepnął uspokajająco – Wręcz przeciwnie.
- Wybacz, panie, ja…
-Ciii… Będę delikatny, i zobaczysz, jakie to przyjemne. Wierzysz mi, Anastazjo, prawda? Ufasz mi…
- Ufam ci, panie, jak nikomu – odparła – I… pragnę cię – dodała cichutko.
Gisborne spojrzał na nią z rozczuleniem. Podniósł się i pociągnął za sobą Anastazję, a gdy już siedziała, zdjął z niej suknię. Nie protestowała, choć wstydziła się – nikt nigdy nie widział jej nago, żaden mężczyzna, i powróciły wyrzuty sumienia. Poczuła się winna, choć im dalej w to brnęła, tym bardziej pragnęła zbliżenia z sir Guy’em. Całkowicie rozdarta poddała się jednak i spojrzała na mężczyznę, który z lekkim uśmiechem na twarzy podziwiał jej ciało, równocześnie rozsznurowując swe spodnie. Anastazja zacisnęła powieki i tylko czekała na ciąg dalszy; słyszała, jak Gisborne podnosi się, staje na podłodze, słyszała stukot butów rzucanych w kąt i szelest zdejmowanych spodni, a w końcu usiadł ponownie przy niej i chwycił jej nadgarstek, który pociągnął w swoją stronę.
- Otworzysz oczy czy wolisz… dotknąć? – zapytał tonem ociekającym ironią.
Nie odpowiedziała. Po chwili poczuła pod palcami miękką skórę, gorącą, pulsującą… Podniosła powieki i napotkała jego wzrok. Patrzył na nią z nieskrywanym zaciekawieniem, ale nie był w stanie dłużej już bawić się nią i czekać. Nie przerywając kontaktu wzrokowego sięgnął dłońmi na tył jej głowy, gdzie rozplątał jej warkocz; miękkie, falujące włosy opadły luźno na plecy, a gdy pchnął ją na łoże, rozpostarły się dookoła jej głowy niczym złocista korona. Nie miał jednak czasu na podziwianie jej, zbyt mocno pragnął Anastazji, by skupiać się na szczegółach. Pocałował ją namiętnie, sam będąc zaskoczony, że to robi, i już po chwili kochał się z nią powoli i delikatnie. Wystarczyła chwila, by przestała odczuwać dyskomfort i zażenowanie, Guy sprawiał, że czuła się niesamowicie – obco, ale wyjątkowo. Nie sądziła nigdy, że zbliżenie z mężczyzną może być tak cudownym doświadczeniem, raczej sądziła, że to przykry obowiązek, szczególnie że nasłuchała się od służek, że Gisborne wykorzystuje je dla własnej przyjemności i w ogóle nie całuje, ale teraz… Guy dawał jej czułość i ciepło, obdarowywał ją dotykiem swoich ust, czuła na sobie jego ciepłe dłonie, długie palce, które przytrzymywały jej głowę, a ruchy jego bioder były niesamowicie cudowne dla niedoświadczonego dziewczęcia. W dodatku czuła… TO w sobie. I nie było to niczym przykrym, a wręcz przeciwnie – było dziwnie, ale błogo. Nie chciała, by to się kiedykolwiek kończyło, by jeszcze kiedyś pan wezwał do alkowy Mary lub inną z dziewcząt, pragnęła być jedyną. I pragnęła, by przestał kochać lady Marian, i przelał swe uczucia na nią…
- Panie – jęknęła cicho, gdy odsunął od niej usta – Mój panie…
- Nic nie mów – odparł łagodnie – Poczekaj…
Długo jeszcze kochał się z nią czule i namiętnie – nie tak, jak z Mary. Nie wykorzystał jej, a pragnął, by z nim była i czuła jego opiekuńczość, to, że o nią dba – bo dbał jak o żadną ze służek wcześniej. Tamte nie wychodziły zazwyczaj z jego komnaty niezaspokojone, ale nie poświęcał im tyle troski i uwagi, nie ofiarowywał im tyle czułości, co Anastazji. Nie całował ich, podczas gdy był gotów pieścić ustami całe kształtne ciało dziewczęcia, które właśnie za jego sprawą wydało z siebie stłumione westchnienie. Spojrzał na nią z góry; jej śliczna twarz była rumiana i przepełniona radością i spełnieniem. Palce Anastazji przeczesywały jego włosy, a jej uda coraz bardziej zaciskały się na jego biodrach, kiedy w środku poczuła nieznajome uczucie, jego mięśnie naprężyły się i… otworzyła oczy: nigdy wcześniej nie widziała czegoś piękniejszego. Jego twarz była ogarnięta ekstazą, otwarte usta łapały powietrze, a przymrużone oczy patrzyły na nią. Pocałowała go gorąco, a po chwili opadł na nią, wtulając twarz w jej włosy rozpostarte na poduszce. Anastazja chwyciła jego dłoń, leżącą przy jej twarzy, i czule ucałowała jej wnętrze. Guy podniósł głowę i patrzył na nią z rosnącą fascynacją, w końcu uniósł się i położył obok niej, patrząc przed siebie. Zerknęła na niego, wydawał się być nieobecny. Zawstydzona, zakryła piersi i usiadła na łożu, chcąc wstać i wyjść, ale niespodziewanie chwycił ją za rękę.
- Zostań – szepnął ledwo słyszalnie.
Obróciła głowę i zobaczyła jego wzrok skupiony na jej plecach.
- Nie wychodź – powiedział stanowczo – Wróć do mnie.
- Ale, panie… Będą plotkować…
- Nie zajmuj się tym. Nie obchodzi mnie to, i ciebie również nie powinno. Zostajesz ze mną.
Uśmiechnęła się, uszczęśliwiona, i ponownie położyła się przy nim. Guy okrył ich oboje i przygarnął Anastazję do siebie, całując ją w czoło.
- Dziękuję – powiedział.
- Za co, panie?
- Za to, że zostałaś. Że przełamałaś się i… jesteś tu. Przecież się bałaś, prawda? Jeszcze niedawno błagałaś mnie, bym cię nie dotykał, nie krzywdził…
- Nie krzywdzisz mnie, panie – odparła, zawstydzona – A twój dotyk jest dla mnie nagrodą. Twoja obecność i twoja bliskość to dla mnie najpiękniejsze, co mogło mi się przydarzyć.
- Co cię tak odmieniło, moja prawosławna, bogobojna niewolnico? – uśmiechnął się złośliwie – Czy dogadzanie swemu panu to jedno z waszych przykazań?
Nie odpowiedziała, oblewając się rumieńcem, i natychmiast poczuła jego usta na swoich. Znowu ją całował… Co się z nim stało? Przecież według dziewcząt NIGDY tego nie robił… I odsyłał je od razu po fakcie – a jej kazał zostać! Czyżby… czuł coś do niej?
- Panie… - oderwała się od niego – Masz jakieś życzenie?
- Chcę tylko, żebyś została. Nie wychodź.
- Dlaczego?
Spojrzał na nią łagodnym wzrokiem i przejechał palcami po jej policzku.
- Jest mi z tobą dobrze – powiedział cicho i niepewnie – Nie jestem potworem, mówiłem ci już.
- Panie, nigdy tak nie pomyślałam! Jesteś wspaniałym, dobrym człowiekiem…
- Nie jestem, Anastazjo – westchnął – Nie jestem…
Dziewczę podparło się łokciem i patrzyło na Guy’a pytającym wzrokiem. O co mogło mu chodzić? Był jakiś nieswój, zdawał się być w tej chwili skrzywdzonym, wrażliwym, bezbronnym chłopcem, a nie tym groźnym, bezwzględnym mężczyzną. Jaka była jego prawdziwa twarz…? Czy to, co widziała na co dzień, czy też ten moment słabości, na który sobie teraz pozwolił? Patrzył na nią nieodgadnionym wzrokiem, ale widziała, że jego oczy powoli się zamykają. Przeczesywała powoli palcami jego czarne włosy, czekając, aż zaśnie. Widziała, że bardzo chciał na nią patrzeć, może nawet coś powiedzieć, ale przegrywał ze snem, nie mógł utrzymać otwartych powiek. W końcu poddał się zmęczeniu. Anastazja obserwowała go, czując wzbierające w niej silne i sprzeczne ze sobą emocje. Wstyd, upokorzenie i bunt próbowały przebić się przez ścianę, jaką wokół jej serca zbudowały sobie jej dobroć, miłość i… tak, musiała to przyznać – pożądanie, które czuła. Po raz pierwszy w życiu wiedziała, jak to jest pożądać mężczyzny, i mimo że obiektywnie rzecz biorąc było to uczucie bardzo przyjemne i duchowo, i fizycznie, to jednak głęboko wpojone jej moralne zasady krzyczały głośno, że oto otwiera się pod nią piekło. Popatrzyła na Guy’a ze zwątpieniem i odsunęła się od niego.
- Co ja robię…?
Zerwała się z łoża i skuliła się w chłodnym kącie, naga i roztrzęsiona. Łkała cicho, nie chcąc zbudzić swego pana, choć tak naprawdę wolała, by usłyszał jej płacz, przyszedł do niej, przytulił ją – wtedy może przestałaby mieć wątpliwości. A teraz…
- Panie Boże, przepraszam. Wybacz mi, ciężko zgrzeszyłam – szeptała cicho, czyniąc znak krzyża – Ja wiem, że to złe, że nie powinnam, że sama się upodliłam… Jest mi tak strasznie wstyd! Zeszłam na drogę grzechu, splamiłam się cudzołóstwem z człowiekiem, który… wyrządził mi tyle zła – brnęła, ale bez większego przekonania; sama dostrzegła, że wcale w głębi duszy nie czuje tego, co wypowiadają jej usta – Jak mogę zmyć z siebie ten wstyd i grzech? Jak spojrzę rodzicom w oczy, jak spojrzę w lustro…? Boże, pomóż mi, i wybacz, bo z własnej woli cudzołożyłam jak najgorsza nierządnica…
Płakała, modląc się w duszy słowami wszystkich znanych sobie modlitw. Modliła się o siebie, o wybaczenie tego strasznego grzechu, o odsunięcie tej okropnej pokusy, ale także o niego, o Guy’a – by zawrócił z drogi zła, by odnalazł spokój, dobro, i przede wszystkim miłość, która pomoże mu wyjść z mroku. Ale… przecież to ona go kocha! Przecież to jej miłość ma szansę pomóc mu, to przy niej złagodniał i jego oczy świeciły innym blaskiem – nie tylko widziała w nich pożądanie, ironię, złość, okrucieństwo, ale pokazał jej, że potrafi być czuły, łagodny, że potrzebuje bliskości i ciepła, że właśnie przy niej jest inny. Czyżby to Anastazja była jego szansą…? Poderwała się i podeszła do niego. Uklękła przy łożu, wpatrując się w jego piękną, ogarniętą snem twarz. Czy rzeczywiście to, co zrobiła, było aż tak złe i godne potępienia? Nikogo nie skrzywdziła, a wręcz przeciwnie – przy niej pan zmieniał się na lepsze, tak jej się przynajmniej wydawało. A i ona, ku swojemu zdziwieniu, nie czuła się ani wykorzystana, ani skrzywdzona, a tym bardziej upokorzona. Zdawała sobie sprawę, że ciężko zgrzeszyła, ale kiedy patrzyła na śpiącego Guy’a, jej uczucia skutecznie stłumiły głos rozsądku i wypchnęły z jej głowy myśli o żalu za to, co uczyniła.
- Nie zostawię go, Boże – powiedziała po rusku, gładząc jego policzki – Wybacz mi, ale nie umiem. Nie wiem, czy tego chce, czy potrzebuje, i w jaki sposób będzie mnie… potrzebował. Wiem, że to złe, ale nie potrafię żałować. Jest mi wstyd, ale… Kocham go.
Zamknęła oczy i ponownie zapłakała, a po chwili poczuła na swoim ramieniu jego dłoń. Podniósł się i patrzył na nią z niepokojem.
- Anastazja…
- Panie – podniosła wzrok i zauważyła autentyczne przejęcie na jego twarzy – Wybacz…
- Anastazja, co ci się stało? – zapytał, chwytając ją za ramiona i sadzając na łóżku – Przecież… sama chciałaś!
- Chciałam, panie. I nadal chcę. Ja po prostu jestem… szczęśliwa.
Przetarł oczy i wpatrywał się z nią, nie ukrywając swego zdumienia. Jak to: szczęśliwa!? Co prawda każda ze służek, odwiedzających jego komnatę, była zadowolona i zaspokojona, wiedział też doskonale że dziewczęta są w stanie zrobić wiele, by się do niej dostać, ale JAK ona mogła powiedzieć, że będąc w tak beznadziejnym położeniu jest… szczęśliwa?!
- To nieprawda. Jak możesz być szczęśliwa?
- Jestem, panie. Przy tobie jestem szczęśliwa.
- Przy… przy mnie…?
Kiwnęła głową, ocierając łzy. Guy był kompletnie zmieszany; nigdy nie był w takiej sytuacji. Nigdy zresztą żadna kobieta nie zostawała w jego łożu na noc… Nigdy też żadna nie mówiła do niego w ten sposób. Prócz Annie… Ale nie miało to dla niego wtedy znaczenia. Świetnie się nią bawił, co prawda jej słowa były dla niego miłe, ale nie brał ich do końca na poważnie. A to, co teraz powiedziała Anastazja, było szczere i takie naturalne, niewymuszone, że zrobiło mu się ciepło na sercu. Przysunął ją do siebie i pocałował delikatnie.
- Ja też jestem… - zawahał się, szukając odpowiedniego słowa – Też jestem…
- Wiem – przerwała mu, nie chcąc, by zmuszał się do wyznań – Widzę.
- Jak?
- W twoich oczach, panie.
- Nie pierwszy raz mówisz o moich oczach – powiedział poważnie – Słyszałem, jak kiedyś mówiłaś sama do siebie po rusku.
- Skąd znasz ruski, panie? – przestraszyła się.
- Byłem tu i ówdzie, miałem kontakty z różnymi ludźmi. Osłuchałem się. Sam zresztą uczyłem się kilka lat temu od starego popa, którego szeryf przymknął w lochu na kilka miesięcy. Nie masz przede mną żadnych tajemnic, Anastazjo, i tak wszystko rozumiem. Nadal jednak nie wiem, co takiego widzisz w moich oczach…
Dziewczę zarumieniło się mocno; spojrzała na niego i ścisnęła jego dłoń.
- Widzę w nich wszystko, panie – szepnęła – Dlatego tu jestem.
Uśmiechnął się; nie chciał wyciągać z niej więcej. Przygarnął ją do siebie i przytulił mocno, okrywając dokładnie pledem. Był już pewien, że ta ruska dziewka będzie bardzo częstym gościem w jego komnacie. Dlaczego? Czuł się przy niej nadzwyczajnie dobrze i bezpiecznie – tak, jak jeszcze nigdy od lat. Dawała mu ciepło, którego łaknął ponad wszystko, i którego nie chciał stracić. Może dzięki temu, czym obdarowywała go Anastazja, zmieni się, i wtedy Marian go pokocha?
-----------------
Informacja od Ani: Chciałabym Was poinformować, że Kate dziś nie może być z Wami, ale na wszystkie Wasze komentarze odpowie najszybszym możliwym terminie.