Quantcast
Channel: zRYSIOwana ja
Viewing all articles
Browse latest Browse all 1083

"Książę z lawendowych pól", fanfik autorstwa Kate. Część 25.

$
0
0
Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść, "Książę z lawendowych pól" zainspirowana jest postacią Johna Standringa granego przez Richarda Armitage’a w serialu „Sparkhouse" polski tytuł ”Dom na wrzosowisku” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich. Opowieść zawiera treści erotyczne, więc jeśli nie macie skończonej odpowiedniej ilości lat (to jest 18 lat) aby czytać takie teksty, to proszę nie czytajcie dalej.
-------------------------

Poprzednia, dwudziesta czwarta część tutaj.


Głośne, szybkie kroki po schodach jeszcze mocniej spotęgowały mój niepokój. W pewnym momencie usłyszałam dźwięk, jakby John potknął się. Tak, na pewno się potknął, bo zaklął dość głośno i szedł dalej. Kiedy wpadł do sypialni, od razu wiedziałam, że coś się stało. Padł na kolana tuż przy łóżku i przytulił się do mojego brzucha, obejmując mnie mocno. No tak, zapomniałabym że jest przecież pijany i ledwo trzyma się na nogach…
- Co się stało, John? – pytałam, głaszcząc go po głowie – Mów, bo oszaleję!
- Kate… Jezu, co ja narobiłem…
- John!!!
- Wybacz mi, kochanie…
- John! Opanuj się! – krzyknęłam, potrząsając nim – Co stało się u Carol!?
- Katie, przepraszam cię za to. Ja nie wiedziałem…
- Zdradziłeś mnie!? John, przyznaj się, jeśli… Nie, Boże, zniosłabym zdradę z każdą kobietą, ale nie z nią… Zabiję cię, rozumiesz?
- Posłuchaj – spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem – Zabrałem się za naprawę tego kranu, ale jej chodziło o coś innego… Usiadła na podłodze obok mnie i zaczęła ze mną rozmawiać. O tym, że nadal coś do niej czuję, że ona jest tego pewna, że widzi to, że nie jestem z tobą szczęśliwy bo… nie jesteś kobietą dla mnie. Powiedziała, że jesteś głupią smarkulą.
- Mów dalej – powiedziałam lodowato, może zbyt lodowato, bo przecież wynikało z tego na razie, że John nie ponosi żadnej winy.
- Nie odpowiedziałem jej nic. Ona powiedziała wtedy, że wie, że od kiedy przyjechała, mam ochotę iść z nią do łóżka. Wtedy mnie dotknęła… Nigdy w życiu nic nie brzydziło mnie tak, jak jej dłoń na moim udzie. Chciałem ją odepchnąć, a wtedy powiedziała, że teraz nam wyjdzie, że będzie cudownie, tu, w kuchni, na podłodze… Że pragnie mnie. I że ja też jej pragnę, nie ciebie, ale jej, że zawsze widziałem ją w tobie, i dlatego tak dobrze się z tobą… pieprzę – zawiesił głos; nie wiedziałam, czy mam mu współczuć, czy wściec się… to było okropne!
- John, do celu… Jestem na skraju wytrzymałości.
- Wtedy zaczęła mnie całować, dotykać… Wyrwałem jej się. Powiedziałem jej, że jest chora, że brzydzę się jej, nienawidzę, i że to nie ty jesteś głupią smarkulą, a ona jest… popieprzoną dziwką. Tak na nią powiedziałem – John brzmiał, jakby nie dowierzał w to, co sam mówi – I nie mam wyrzutów sumienia. Próbowała do mnie podejść, ale powiedziałem jej jeszcze raz, że brzydzę się nią, i że…
- Powiedz. Proszę, powiedz, John.

- Powiedziałem Carol, że kiedyś chciałem się z nią pieprzyć, bo chciałem zaliczyć byle kogo, a kiedy robię to z tobą, to robię to z miłości i z najlepszą kochanką na świecie. Wyglądała, jakby chciała mnie zabić… Ale powiedziałem jej jeszcze, że jest obrzydliwą puszczalską wariatką. Wyszedłem. Przybiegłem do ciebie…
- Mój Boże, John… Chodź do mnie.
Przyciągnęłam go, by usiadł obok mnie, i mocno przytuliłam. Więc nie myliłam się, ta wredna suka chciała od początku uwieść i odebrać mi go. Naprawdę była tak głupia, że nie widziała, że to od początku zły pomysł? Że jest na straconej pozycji? Byłam wściekła, najchętniej w tej chwili poszłabym do niej i tak obiła jej tę fałszywą facjatę, że nawet Andrew by jej nie poznał! Ani jej rodzona córka!
- Kochanie, popatrz na mnie – poprosiłam – Popatrz… Kocham cię. Jestem z ciebie dumna. A najbardziej z tego, że potrafiłeś powiedzieć jej w twarz, co o niej myślisz.
- Katie, ona od początku…
- Wiem. Doskonale o tym wiedziałam, John, przecież wiesz. Ale nie chciałam wyjść na zazdrosną kretynkę, dlatego byłam opanowana, kiedy jej pomagałeś. Zresztą bezgranicznie ci ufam i wiedziałam, że za nic w świecie mnie nie zdradzisz.
- Nie mógłbym – przyznał – Gdybym to zrobił, chyba od razu bym się zabił. Nie potrafiłbym spojrzeć ci w oczy… Ale nie potrafiłbym dotknąć innej kobiety, bo przecież to ciebie mam cały czas przed oczami. Katie, przysięgam ci że Carol już nigdy nie zbliży się do nas…
- Wierzę ci. Dobrze, przestańmy o tym mówić, bo zaczyna się we mnie budzić psychopatyczna morderczyni…
- Chcesz mnie zabić?
- Nie ciebie, ale ją. John, naprawdę użyłeś takich słów? Powiedziałeś jej, że jest… dziwką?
- No tak – speszył się – Teraz chyba powstrzymałbym się. Cholera, gdybym nie był pijany, to nie powiedziałbym tego!
- Ale mnie się podoba to, że potrafiłeś tak powiedzieć – mruknęłam mu wprost do ucha – Tak ostro, zdecydowanie, po męsku… John, jesteś taki podniecający w takich momentach…
- Przestań…
- Ale ja tak myślę naprawdę – sunęłam dłonią po jego udzie wprost do zapięcia spodni, a ustami błądziłam po jego brodzie – Teraz mnie masz… całą i całkowicie oddaną.
- Katie, proszę… jestem pijany…
- Nieważne.
- Śmierdzi ode mnie alkoholem…
- Nie przeszkadza mi to – westchnęłam, wsuwając palce pod materiał jego spodni – Wiesz, że jak raz mnie podniecisz, to nic mnie nie powstrzyma…
- Boże… Co ty ze mną robisz…
- Ja? Nic – odparłam niewinnie, popychając go lekko i szarpiąc w dół jego spodnie – To ty robisz ze mną to wszystko…
- Błagam…
- O co, kotku? – zatrzepotałam rzęsami, nachylając się nad nim, a jednocześnie dłonią delikatnie dotykając jego najwrażliwsze miejsca.
- Zróbmy to… Nie drażnij się ze mną, po prostu… Zrób, co należy.
- Nie będzie tak łatwo. Musisz wybrać. Jak to dziś chciałeś…? Po włosku? Grecku? Hiszpańsku? Po amerykańsku, rosyjsku, holendersku? Może po irlandzku? Nie, to nie to… To chyba okolice Szwajcarii…
- Przestań… się… ze… mną… drażnić… - cedził powoli każde słowo – Rób, co należy.
- Ale… jak? Nie odpowiedziałeś…
- Kate! – krzyknął zduszonym głosem.
- No dobrze, dobrze… Mój ty gorący, francuski kochanku… Chyba muszę ci odpowiednio podziękować za dzisiejsze… stanięcie… na wysokości zadania…
Musnęłam lekko ustami jego rozchylone kusząco wargi i podążyłam w dół, powoli rozpinając guziki jego koszuli i obdarowując pocałunkami jego ciepły tors. Poruszał się niespokojnie. Kiedy dotarłam do celu, wbrew jego prośbom drażniłam go przez moment czubkiem nosa przez materiał. Pojękiwał niecierpliwie. Nie mogłam dłużej zwlekać, w końcu ten cudowny mężczyzna zasługiwał na nagrodę za… Właściwie za wszystko. Za to, że był, i był sobą. Spojrzałam na niego; niecierpliwie zerkał w dół. Uśmiechnęłam się i powoli zsunęłam mu bokserki. Jego biodra jakby bezwiednie poruszyły się, pragnąc bliskości i pieszczot, które mu obiecałam. Najpierw drżącymi dłońmi powoli dotykałam go z zamkniętymi oczami, przypominając sobie te rejony, tak dobrze mi znane, ale tak bardzo napawające mnie za każdym razem jakąś dziwną nieśmiałością, zupełnie jakbym badała nieznany sobie teren. W końcu usiadłam wygodnie między jego udami i nachyliłam się nad jego podbrzuszem. Subtelnymi, powolnymi ruchami muskałam go zwilżonymi wargami, z każdą chwilą czując się coraz pewniej, aż w końcu moje pocałunki były mocniejsze i bardziej zdecydowane. John odczuł to, bo odszukał dłońmi mojej głowy i głaskał mnie powoli, z czułością. Było cudownie… Patrzenie na jego ogarniętą skrajnym podnieceniem twarz było czymś wyjątkowym, obserwowanie i czucie reakcji jego rozgrzanego, spragnionego ciała było fantastycznym doznaniem. Moje pieszczoty stawały się z każdą chwilą coraz bardziej intensywne, sama zatraciłam się w tym tak bardzo, że zapomniałam o moralności i dobrym wychowaniu. Dla niego potrafiłam być niegrzeczna, wyuzdana, perwersyjna, rozwiązła – wszystko, co tylko może być najgorsze i najbardziej grzeszne. John wyzwalał ze mnie takie cechy, takie zachowania, na myśl o których normalnie rumieniłabym się jak wstydliwa nastolatka. Moja ciotka zwykła mawiać, że każda kobieta powinna być damą w towarzystwie, szczególnie w obliczu wroga, a w sypialni… no właśnie. W tym miejscu nie ma mowy o byciu damą. Tu rządzi pożądanie, pragnienie, gorąco ciał złączonych ze sobą, wszelkie odgłosy miłości, i ten nieopisany, przyprawiający o zawrót głowy zapach seksu, zapach dwojga rozgrzanych i spoconych ludzi, którzy poza sobą i swoją rozkoszą świata nie widzą. A ja nie widziałam świata poza tym, by mojemu ukochanemu sprawić ogromną, zniewalającą rozkosz. Z każdym moim ruchem, dotykiem, z jego ust wyrywał się głuchy jęk, czułam jak mocno pulsuje, jak zbliża się ten moment, kiedy jego ciałem wstrząśnie dreszcz. I… stało się. Moje pieszczoty doprowadziły go na sam szczyt. John krzyknął donośnie, wymawiając kilkukrotnie moje imię – i to była dla mnie najlepsza nagroda. Nachyliłam się nad jego nieobecną twarzą i pocałowałam go lekko. Scałowałam z jego czoła kropelki potu. Odurzył mnie po raz kolejny ten niesamowity zapach jego rozgrzanego, lśniącego od potu ciała pomieszanego z alkoholem – ale kompletnie mi to nie przeszkadzało. Nabrałam głośno powietrza i przejechałam językiem po jego suchych, otwartych ustach. Zamknął je, wsuwając swój język pomiędzy moje wargi, i przyciągnął mnie do siebie, całując szaleńczo, tak, że całym ciałem leżałam na nim i czułam, jakby nasze ciała stapiały się ze sobą. Jego męskość nadal pulsowała gorącem gdzieś w okolicy mojego uda. Przerwałam pocałunek i wsparłam się na łokciach, patrząc z góry na jego piękną twarz.
- Czy było wystarczająco francusko? – zapytałam prowokacyjnie. John uśmiechnął się i otworzył oczy.
- Myślę, że zrobiłabyś karierę we francuskiej branży porno – odparł nieco bezczelnie.
- Cóż, nie jestem dobrą aktorką…
- Dlatego musiałabyś grać w filmach bez fabuły.
- Jesteś pijany, nie będę z tobą rozmawiać, draniu – roześmiałam się.
- Jestem pijany, to prawda, ale ze szczęścia. I nie jestem aż tak pijany, żeby… nie potrafić się… odwdzięczyć.
- Mhm… A w jakim języku?
- Dziś tylko po francusku…
Mimo, iż widziałam, że John ledwo ma siłę się ruszyć, zamienił nas pozycjami i teraz to on górował nade mną, dość niespodziewanie rozdzielając od siebie moje uda i… kontynuując naukę języków.
***
Długo patrzyłam, jak John słodko śpi, kompletnie ubrany. No, może nie tak kompletnie; w rozpiętej koszuli i zsuniętych spodniach. Oboje po długim i wyczerpującym seksie zasnęliśmy w dosłownie kilka sekund. John zaskoczył mnie, mimo tego że był porządnie wstawiony, stanął ubiegłej nocy na wysokości zadania i kochaliśmy się jak szaleni jeszcze długo. Do ostatnich sił… Widziałam w jego ogarniętej jeszcze snem twarzy ogromne zmęczenie, ale też zadowolenie. Uśmiechał się przez sen. Zamruczał coś niewyraźnie i przesunął rękę w moją stronę. Wyszłam z łóżka i zbiegłam do kuchni zrobić mu mocnej kawy. Przygotowałam szybko kilka kanapek i wróciłam na górę. Gdy weszłam do sypialni, John leżał, patrząc w sufit. Był mocno zmęczony…
- Jak się czujesz? – zapytałam, siadając obok.
- Mało wiele – mruknął niewyraźnie – Byliśmy wczoraj u Freemanów?
- Tak, kochanie.
- I… powiedziałem wszystkim, że bierzemy ślub?
- Tak.
- O Boże… Potem przyszła Carol i byłem u niej?
- Tak, John.
- Czyli nie śniło mi się to… A potem, tu, w sypialni…
- TO… też ci się nie śniło – odparłam – Było naprawdę. I było nieziemsko.
- Tyle akurat pamiętam – John podniósł się i oparł o zagłówek z głośnych westchnieniem – Byłem grzeczny?
- Wręcz przeciwnie. Spójrz zresztą, jak wyglądasz…
- Widzę. Aż wstyd pomyśleć… Co mnie opętało…
- Kochanie, o czym mówisz? – zdziwiłam się – Było cudownie, nawet teraz jak sobie przypomnę, to mam dreszcze…
- Nie o tym mówię! Jak mogłem tak się upić przy twojej ciotce! Potem będzie narzekała, i może poskarży twoim rodzicom…
- John… Myślałam, że to coś poważnego – roześmiałam się – Ciotka ostatecznie była bardziej pijana niż ty i William razem wzięci. Vincent i Freeman nieśli ją do domu we dwóch. Vincent dzwonił pół godziny temu, ciotka ma kaca stulecia. Nie pamięta niczego, tylko to, że bierzemy ślub pierwszego stycznia.
- Boże, jakie to szczęście – uspokoił się – A jak reszta?
- Kochanie, wszyscy byli bardziej pijani od ciebie. Wyszedłeś najwcześniej, nie pamiętasz?
- Nie przypominaj mi – burknął – Przytulisz mnie?
- No pewnie! – objęłam go ramieniem i podałam kubek z mocną, czarną kawą – Proszę, kochanie. Poczujesz się lepiej.
Z wdzięcznością spojrzał na mnie i zanurzył usta w gorącym napoju. Mój kochany… Martwił się o to, czy moi rodzice i ciotka nie pomyślą o nim źle. Jak w ogóle mógł się o to martwić? Przecież wszyscy go uwielbiali, łącznie ze mną, a to, że raz zdarzyło mu się trochę odpłynąć podczas imprezy… Mojej ciotce zdarzało się to częściej, więc mógł być pewny, że akurat w tym przypadku znajdzie w niej sojusznika.
***
Tydzień zleciał jak z bicza strzelił. John na tę niedzielę obiecał mi wspólne strojenie domu na święta, więc nie mogłam się już doczekać. Najpierw jednak załatwiliśmy formalności i w sobotę w końcu odwiedziliśmy księdza – wszak ślub miał się odbyć już za dwa i pół tygodnia. Na niedzielnej mszy ksiądz z nieskrywaną radością ogłosił zebranym, że Catherine Newman i John Ralph Standring zamierzają zawrzeć przed Bogiem święty związek małżeński dnia pierwszego stycznia dwa tysiące trzeciego roku o godzinie czwartej popołudniu. Nie omieszkał dodać złośliwego „nareszcie”, ale nie mogłam się o to gniewać, bo przecież walczył o nasz ślub od wielu miesięcy. Czasami nie w taki sposób, w jaki powinien, ale wszystko było już na dobrej drodze. Po mszy ludzie gratulowali nam, a ciotka Josephine i pani Freeman bardzo głośno zapraszały wszystkich mieszkańców Terrington na wielkie wesele. John podszedł do Colina, George’a i Pierce’a, by osobiście ich zaprosić i podziękować za dotychczasową pomoc, a ja odnalazłam w tłumie Williama.
- Cieszysz się, panno młoda? – zapytał, otaczając mnie ramieniem.
- Czy się cieszę? Jestem obrzydliwie i nieprzyzwoicie szczęśliwa! I choć wiem, że to nic między nami nie zmieni, to mimo wszystko… czuję się inaczej.
- A ja nadal nie będę mógł zaglądać ci do majtek – roześmiał się.
- Lepiej trzymaj się od nich z daleka – zawtórowałam mu głośnym śmiechem – Wpadniesz do nas? Pomożesz Johnowi zawiesić lampki.
- A co masz na obiad?
- Rosół z kury od twojej babci.
- To proszę dwie porcje! Czekamy na szczęśliwego  małżonka czy idziemy?
- Chodźmy – obejrzałam się za siebie – John chyba zagadał się z naszymi przyjaciółmi.
- Ciekawy element – przyznał Will.
- Ale bardzo pomocni i życzliwi ludzie. Naprawdę ich lubię.
- Ty lubisz wszystkich, Katie, jesteś takim nieznośnie jasnym promyczkiem.
- Nie, nie wszystkich… lubię – zatrzymałam się w bramie kościoła, widząc krążące niedaleko Sarah i Carol – Są osoby, które zamordowałabym z zimną krwią. Ale nie mogę, cholera, bo ponoć jestem damą.
- Spokojnie, zachowaj spokój… Możemy pójść inną drogą.
- Zwariowałeś? Jestem u siebie, mam się bać kryminalistki i psychopatki?
- Katie, powiedz mi, Carol podobno ma córkę, tak? Przyjechała z nią?
- Nie… Chyba nie – zamyśliłam się – Nie widziałam jej, to dziwne.
- Posłuchaj, słyszałem plotki, że Carol zostawiła to dziecko samo. Ludzie na wsi gadają, że mieszkają od niedawna w Leeds, w jakiejś obskurnej norze, utrzymują się głównie z zasiłków pomocy społecznej, a teraz, gdy Carol przyjechała tu oskubać z kasy Johna, zostawiła córkę samą, bez większych środków do życia.
- Skąd ty to wiesz? – zdziwiłam się.
- Podsłyszałem. Podobno Carol bez skrępowania przyznała się komuś, że zostawiła córkę samą, że da sobie radę, a w ostateczności nauczyła ją żebrać i… poradzi sobie.
- Boże, co za… bezduszna suka – warknęłam – Nawet własne dziecko tak traktuje. A twierdzi, że Lisa jest jedynym, co ma w życiu, próbowała wejść Johnowi na uczucia, wziąć go na litość, że chce jedynie dobrego życia dla córki…
- Nie wierzę, że można być tak podłym!
- A mnie już nic nie zdziwi, Will. Chodźmy.
Szłam wyprostowana i pewna siebie, nie mogłam zachować się inaczej w obliczu tych idiotek. Carol bez zastanowienia zagrodziła mi drogę.
- Myślisz, że wygrałaś, mała dziwko? – syknęła, a w jej oczach żarzyło się szaleństwo.
- Myślę, że wygrałam – odparłam spokojnie – Potrzebujesz dowodów?
- Carol, zostaw ją – odezwała się Sarah – To już nie ma sensu.
- O, czyżby moja dawna koleżanka zmądrzała? Will, poznaj, to Sarah Jones, a o Carol Bolton chyba już słyszałeś.
- Zniszczę cię. John będzie MÓJ – ciągnęła Carol – Mogę zmieść cię jednym ruchem, mogę zrobić z tobą wszystko.
- Jeśli byłaś w kościele, słyszałaś, że od pierwszego stycznia niewiele zdziałasz – uśmiechnęłam się.
- Myślisz, że dożyjesz? – wrzasnęła.
- Kate, chodźmy – Will przeraził się i próbował mnie odciągnąć, ale ja twardo stałam naprzeciw niej.
- Myślę, że dożyję w dobrym zdrowiu. Nie ma już tu miejsca dla ciebie, Carol, rozumiesz? Dla żadnej z was. Miejsce jednej jest w kryminale, a drugiej w zakładzie dla obłąkanych. Ja się stąd nie ruszę.
- Carol, zostaw ją! Jest niebezpieczna! – odezwała się znowu Sarah – Żebyś nie żałowała!
- Odpieprz się, tchórzliwa kretynko! Nie potrzebuję cię już! Ciągniesz się za mną jak cień, i w ogóle mi nie pomagasz! Miałaś pomóc mi ze Standringiem, a ty chowałaś się w domu!
- Carol, ja mam trójkę dzieci, mam dość niebezpieczeństwa, nie chcę się nikomu narażać.
Zrobiło mi się żal Sarah. Jednak miała jakieś uczucia… Czyżby coś do niej dotarło? Oby. Zdecydowanie jedna psychopatka w Terrington wystarczy.
- A ty, Carol? Ty nie masz córki? Nie boisz się, że ktoś dowie się o tym, że zostawiłaś ją samą w zimnej, cuchnącej norze, i kazałaś żebrać? – zdobyłam się na odwagę i powiedziałam to pewnym głosem.
- Odpieprz się od Lisy – warknęła wściekle – Nic nie wiesz!
- Czyli to jednak prawda… Cóż, opieka społeczna w dzisiejszych czasach działa w mgnieniu oka. Chodź, Will, nic tu po nas. A ty Sarah… Trzymaj się od niej z daleka. Naprawdę nie życzę ci źle.
Złapałam Williama za ramię i już odeszliśmy kilka kroków, kiedy odwróciłam się. Carol trzęsła się cała, patrzyła na mnie z taką nienawiścią, jakiej nigdy nie znałam. Wyglądała naprawdę przerażająco, gdyby miała w dłoni nóż, od razu zaczęłabym uciekać. Ale podeszłam do niej jeszcze i spojrzałam wprost w jej przepełnione przeraźliwym szaleństwem oczy.
- Wygrałam, Carol. I wiesz, co mogę ci teraz powiedzieć? Że zemsta najlepiej smakuje na zimno. Pewnie myślałaś, że przybiegnę do ciebie tydzień temu, kiedy próbowałaś przespać się z Johnem? Myślałaś, że zniżę się do twojego poziomu i przybiegnę się bić? Że będę chciała cię zakatować, udusić? Nie, Carol. Damy mszczą się na zimno, z lodowatą krwią. Ale co ty możesz o tym wiedzieć, biedna… - uśmiechnęłam się triumfująco – To JA wygrałam. I dobrze radzę… Jeszcze dziś wracaj do Leeds.
Obróciłam się na pięcie, nadal uśmiechnięta, i czym prędzej poszliśmy z Williamem do domu. Will oglądał się parę razy za siebie; Sarah również poszła, a Carol tkwiła na środku Terrington, trzęsąc się z wściekłości po przegranej. Nic nie mówiłam, nie odzywałam się do Willa, ale gdy tylko przekroczyłam próg domu, chwyciłam za telefon. Najlepsza przyjaciółka mojej mamy była kierowniczką ośrodka opieki społecznej. Opowiedziałam mamie całą historię, a ta obiecała od razu zadzwonić do przyjaciółki, by zajęła się tym tematem. Okazało się, że historia Carol i Lisy Bolton była świetnie znana urzędnikom, i nie pierwszy raz zdarzyła się taka sytuacja. Kiedy do obskurnej nory, gdzie mieszkały, przyszła opieka społeczna, Lisa była przemarznięta i przerażona, miała dość takiego życia, i wcale nie protestowała, gdy zabierano ją z „domu”. Ulżyło mi, bo tak naprawdę żal było mi tej dziewczyny. Młoda, niczemu niewinna nastolatka tak potraktowana przez matkę, która twierdzi że córka jest najważniejsza w jej życiu, podczas gdy sama jeździ po kraju i próbuje przespać się z mężczyzną dla jego pieniędzy. Na coś takiego brakło mi słów… Mama, która pamiętała Lisę sprzed pięciu lat, gdy była jeszcze małą dziewczynką, pojechała do ośrodka by zobaczyć się z nią, i skontaktowała się z Andrew, który od razu przyjechał po córkę. Cóż, był jaki był, odszedł do innej kobiety, ale sama Lisa zeznała że ojciec traktował ją zawsze dobrze, i dzwonił codziennie, przyjeżdżał tak często, jak mógł, ale nie wiedział o tym że Carol zostawiła ich córkę samą, w innym przypadku od razu zabrałby ją do siebie. Dowiedziałam się tylko, że Andrew postanowił zmusić Carol do leczenia psychiatrycznego, ograniczyć jej prawa rodzicielskie i zabrać Lisę do siebie. Więcej mnie nie obchodziło. Przez chwilę miałam wyrzuty sumienia, że wystarczył jeden mój telefon by rozsypać Carol wszystko, co miała, ale… czy ona nie próbowała usilnie zrobić tego samego z moim życiem? Zresztą, chrzanić zemstę, mnie było żal tego dziecka, i dobrze się stało, że odizolowano ją od toksycznej matki. Może kiedyś, po leczeniu, Carol choć trochę zmieni się… Tak, jak chyba zaczynała zmieniać się Sarah. Może kiedyś jeszcze będę mogła z nią porozmawiać…? Nie, chyba stanowczo za dużo sobie wyobrażałam. Wystarczy, że przestanie mieszać mi w życiu i mścić się na wszystkich za to, że jej nie wyszło.
Kiedy po wykonaniu pierwszego telefonu do mamy, do domu wrócił John, aż nie dowierzał we wszystko, co mu opowiedziałam wraz z Williamem; o spotkaniu z Carol i rozmowie pod kościołem. Był zły, że w ogóle z nią rozmawiałam, ale nie gniewał się. W końcu stwierdził, że jest ze mnie niesamowicie dumny, i spróbowaliśmy o wszystkim zapomnieć. Nie dało się, bo jeszcze do wieczora wisieliśmy na „gorącej linii” Terrington – Leeds, ale w końcu wszystko ucichło. Udekorowaliśmy do końca dom, pod dachem z pomocą Williama zawiesiliśmy lampki, na niewielkiej choince przed wejściem też pojawiły się światełka, zostało tylko czekać na święta. Najchętniej ubrałabym też choinkę w domu, ale jeszcze jej nie mieliśmy, bo John z Willem mieli załatwić skądś piękne, żywe drzewka, ale dopiero dwa dni przed Wigilią. Serce mi rosło z radości, gdy widziałam, jak wspaniale dogadują się chłopcy, i jak rozwija się ich przyjaźń. Dużo rozmawiali, i w pewnym momencie podsłyszałam, jak Will namawia Johna na spróbowanie swoich sił i zdanie matury. John popatrzył wtedy w moją stronę, uśmiechnął się promiennie i usłyszałam, jak mówi:
- Dla niej zrobię wszystko.
Tak, kochanie… Tak jak i ja dla ciebie. Ale o tym przecież doskonale wiesz.
***
Życie wróciło do normy. Carol już dla nas nie istniała, z tego co wiedziałam, Andrew udało się skierować ją do szpitala psychiatrycznego, grożąc, że w innym przypadku nie zobaczy nigdy dziecka. Ale nie to było dla mnie ważne. Ostatnimi czasy słyszałam dużo plotek odnośnie Lavender Yorkshire. Nie wiedziałam, czy w nie wierzyć, bo brzmiały dość nieprawdopodobnie, aż do czasu, gdy do cukierni pana Jackmana przyszedł nie kto inny, a sam właściciel lawendowych pól. Mogłam zweryfikować pogłoski u źródła, a właściwie nie musiałam o nic pytać, bo pan Gordon Porter miał wyjątkowo zły dzień i ochotę na zwierzenia. Wysłuchałam go, porozmawialiśmy, i… podsunął mi pewien pomysł. Przez pół dnia zastanawiałam się, myślałam, i doszłam do wniosku, że warto spróbować. Oby tylko John się zgodził! Po pracy pobiegłam wprost do niego; miał poszukać na strychu ozdób świątecznych jeszcze po swojej mamie.
- John? Jesteś? – krzyknęłam na cały głos, wchodząc do domu – Kochanie?
- Na górze – odpowiedział – Poczekaj, już schodzę.
Stąpałam z nogi na nogę, niecierpliwiąc się. John powoli schodził w dół, trzymając w dłoniach spore pudło, z którego wystawały ozdoby. Uśmiechnął się szeroko i postawił je na podłodze.
- Pamiętam je z dzieciństwa – powiedział – Mama tak pięknie stroiła nimi choinkę…
- Skarbie, potem. Musimy porozmawiać.
- To takie ważne? Coś się stało?
- John, posłuchaj, mamy szansę na coś wielkiego. Wspaniałego. To dla nas szansa.
- Zamieniam się w słuch – rozparł się wygodnie w fotelu, a ja krążyłam nerwowo po pokoju.
- Posłuchaj, wpadłam na pomysł, jest może szalony, ale tak naprawdę genialny. Potrzebujemy pieniędzy…
- No, to nie jest dla mnie nowość – roześmiał się – Pieniędzy nigdy nie jest za wiele.
- Nie przerywaj mi. Posłuchaj, możemy zrobić świetny interes i robić coś naprawdę fantastycznego. Pan Porter sprzedaje lawendowe pola, to przykra sprawa bo zmuszają go do tego osobiste sprawy, poza tym nie ma już sił, ma już siedemdziesiąt lat i chce przejść na spokojną emeryturę. Sęk w tym, że nie mamy takiej gotówki, ale łatwo możemy ją zdobyć.
- Jak…? – John patrzył na mnie jakoś dziwnie.
- Pomyślałam, oczywiście na razie tak wstępnie, że… moglibyśmy sprzedać twój dom.
W Johna jakby coś wstąpiło. Poderwał się z fotela i podszedł do okna, nie patrząc na mnie. Przestraszyłam się.
- Kochanie…?
- Jesteś taka sama, jak ona – powiedział oschle – Zależy wam tylko na jednym.
- John, o co…
- I co, też rzucisz mnie przed ołtarzem, jak przelew pójdzie na twoje konto!?
Zamarłam. Jak on mógł w ogóle tak pomyśleć… Mój Boże, co mu się stało!?
- John, kocham cię, jak możesz? Chciałam dobrze…
- Carol też chciała dobrze! – krzyknął z żalem – Też miałem sprzedać MÓJ dom, żeby ONA miała pieniądze na SWOJĄ farmę!
- John, jeśli nie chcesz… Wystarczyło powiedzieć. Zresztą równie dobrze możemy sprzedać mój dom…
- Tak? Jesteś taka mądra, i nie wiesz, że nie możesz sprzedać domu, który należy do twoich rodziców!? Przestań udawać!
- A ty przestań mnie tak traktować – szepnęłam, rozczarowana – Tato w prezencie ślubnym chciał przepisać dom na nas. Nie na mnie, John, na nas.
- Teraz mam ci uwierzyć?
- John, co ci się stało? Ranisz mnie! Traktujesz tak, jak tamta podła dziwka na to zasługiwała, a jeszcze biegałeś do niej na każde zawołanie! A ja… chciałam stworzyć coś dla nas, zrobić coś, dzięki czemu będziemy całe dnie razem, pracowalibyśmy wspólnie. Myślałam, że skoro i tak mieszkamy razem, utrzymujemy bezsensownie dwa domy… Bierzemy ślub…
Zapadła cisza. Patrzyłam na niego z rosnącym niedowierzaniem. Jak mógł… To nie był mój John. To był obcy, zimny mężczyzna, którego nie znałam.
- John, ja nie podjęłam decyzji, zapytałam cię o zdanie – szepnęłam – Ale widzę, że na to nie zasługujesz. Prędzej czy później każdą kobietę traktujesz tak samo, jak podłą pijawkę, której zależy tylko na twoich pieniądzach. Dla ciebie jestem jak Carol… Nigdy w życiu nikt mnie tak nie poniżył.
Powoli odwróciłam się i wyszłam. Nie zatrzymał mnie. Poczułam okropny ból i cholernie przytłaczającą pustkę, zupełnie, jakby ktoś odizolował mnie od niego już na zawsze.


Notka od Ani: w związku z tym, że za tydzień będzie Wigilia i zapewne każda z nas będzie spędzać ten czas w rodzinnym gronie, Kate zaproponowała aby kolejną część umieścić w następny wtorek, na co ja chętnie się zgodziłam. Zatem następna część 23 grudnia.


Viewing all articles
Browse latest Browse all 1083

Trending Articles


TRX Antek AVT - 2310 ver 2,0


Автовишка HAULOTTE HA 16 SPX


POTANIACZ


Zrób Sam - rocznik 1985 [PDF] [PL]


Maxgear opinie


BMW E61 2.5d błąd 43E2 - klapa gasząca a DPF


Eveline ➤ Matowe pomadki Velvet Matt Lipstick 500, 506, 5007


Auta / Cars (2006) PLDUB.BRRip.480p.XviD.AC3-LTN / DUBBING PL


Peugeot 508 problem z elektroniką


AŚ Jelenia Góra