Quantcast
Channel: zRYSIOwana ja
Viewing all articles
Browse latest Browse all 1083

"Książę z lawendowych pól", fanfik autorstwa Kate. Część 15.

$
0
0

Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecietutaj. Opowieść zainspirowana jest postacią Johna Standringa granego przez Richarda Armitage’a w serialu „Sparkhouse" polski tytuł ”Dom na wrzosowisku” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich. Opowieść zawiera treści erotyczne, więc jeśli nie macie skończonej odpowiedniej ilości lat (to jest 18 lat) aby czytać takie teksty, to proszę nie czytajcie dalej.
-------------------
Poprzednia, czternasta część tutaj.

Obudziłam się z ogromnym moralnym kacem. Czułam się okropnie, jak jeszcze nigdy w życiu, ale nadal nie wiedziałam, na kogo jestem bardziej wściekła, pierwszy raz czułam w sobie aż tyle sprzeczności. Powoli dochodziło do mnie co prawda, że to JA zawaliłam, ale czułam się egoistycznie urażona wybuchem Johna. Tak, doskonale wiedziałam że miał rację, ale bolało mnie to, że tak po prostu wyszedł. Nie byłam świadoma, że ta jedna rzecz tak bardzo go wzburzy… Zaczęłam zastanawiać się, jak ja zareagowałabym na jego miejscu. Na pewno byłoby bardzo emocjonalnie i głośno. Ale czy John nie przesadził? Odruchowo odwróciłam się tak, jak to robię zawsze rano, by go przytulić. Doskonale wiedziałam, że go nie ma, ale to było silniejsze ode mnie. W tym momencie zrozumiałam, że to TYLKO moja wina. Zawiodłam go po raz kolejny, jak zwykle chciałam dobrze, a wyszło tragicznie. Miałam tylko nadzieję, że John tak łatwo nie przestanie mnie kochać i będzie mi wybaczał moje wszystkie nietakty i błędy, bo przecież nie robiłam nic umyślnie. Nie potrafiłabym go skrzywdzić z czystym sumieniem, i doskonale o tym wiedział. Ale ja mimo wszystko byłam pełna wyrzutów sumienia. Nie wiem jak to zrobiłam, ale zwlokłam się z łóżka, choć ledwo mogłam patrzeć na siebie w lustrze, i poszłam do cukierni. Tam zebrałam wszystkie swoje siły i udawałam, że jest dobrze. Głupio mi było mówić o tym Jackmanowi, choć on powinien być drugą zaraz po Johnie osobą, która dowiedziałaby się o moim awansie i, co za tym idzie, odejściu z cukierni. Ja jednak bałam się mu cokolwiek powiedzieć, i prawdę mówiąc po głowie chodziła mi nawet rezygnacja z pracy w redakcji. Skoro do tej pory przysparzała mi więcej problemów, niż korzyści – najpierw Hugh, teraz to… Byłam o krok od zakończenia mojej przygody z dziennikarstwem. Tak, zdecydowanie już postanowiłam – skończę z tym i będę żyła spokojnie na wsi z Johnem. Zrobiło mi się nieco lżej z tym postanowieniem, i to też utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie powinnam nic mówić panu Jackmanowi. Od razu po wyjściu z pracy poszłam do Johna, jednak nie było go jeszcze w domu. Rozejrzałam się trochę; w kuchni stało kilka pustych puszek po piwie i niedokończona zupa. Nachyliłam się nad talerzem i powąchałam – okazało się, że to jakieś paskudztwo z proszku. Musiał to jeść przeze mnie! Okropność. W pokoju kanapa była rozłożona i rozgrzebana była na niej pościel, na podłodze obok leżały jego wczorajsze ubrania. Wzięłam je w rękę i siedziałam tak dłuższą chwilę, dopóki nie usłyszałam pukania do drzwi. Ściskając jego bieliznę i koszulę otworzyłam i myślałam, że wybuchnę – za progiem stała Sarah Jones.

- O, Kate, nie sądziłam że cię tu zobaczę – uśmiechnęła się sztucznie – Mogę?
- Czego chcesz?
- Jestem umówiona z Johnem.
- Ty!? – krzyknęłam.
- Och, nie mówił ci? Jaka szkoda… Może nie chciał ci mówić, może to była tajemnica!
- Nie denerwuj mnie, Sarah, tylko wyjdź stąd – wycedziłam chłodno – Nie zbliżaj się do niego.
- Zaczekaj, wieszakowata snobko – Sarah przytrzymała drzwi, bym ich nie zamknęła – Zamierzasz zamknąć Johna w złotej klatce i nikogo do niego nie dopuszczać? To ci się nie uda. Mówiłam ci, że ja się tak łatwo nie poddaję.
- Wyjdź stąd, bo zadzwonię na policję!
- Grozisz mi? Nawet nie jesteś u siebie – roześmiała się mi prosto w twarz – Ciebie pierwszą by zwinęli za przebywanie w nie swoim domu.
- Mam klucz, mam prawo tu być!
- Ja też, bo John się ze mną umówił! A zresztą o czym my rozmawiamy, myślisz że jestem głupia i nie widziałam, jak wychodził od ciebie wczoraj wieczorem wściekły? A dziś rano umówił się ZE MNĄ!
- Niemożliwe, on by nigdy z tobą…
- Co tu się dzieje!?
Obok Sarah nagle pojawił się John, wyjątkowo niezadowolony. Cofnęłam się, przestraszona, a on spojrzał na nią pytająco, po czym przeniósł wzrok na mnie, jakby to ode mnie wymagał wyjaśnień. Bałam się go w tym momencie, nigdy nie patrzył na mnie z taką złością i rozczarowaniem. Zrobił krok w przód i wręcz wyrwał mi z ręki swoje ubrania.
- Sarah, zaczekaj na zewnątrz – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- John, ty… umówiłeś się z nią? – nadal nie dowierzałam w to, co słyszę.
- Możesz zaczekać na zewnątrz? – powtórzył, ignorując moje pytanie. Sarah grzecznie wykonała jego prośbę i zamknęła za sobą drzwi, a wtedy John wbił we mnie wzrok i milczał.
- Jak mogłeś się z nią umówić – cofnęłam się – Ona mnie nienawidzi, chce zniszczyć nasz związek…
- Do tej pory ty bardziej się do tego przyczyniłaś – odparł ze złością – Poza tym, będziesz dobierać mi znajomych? Będziesz kontrolować, z kim się umawiam i po co? Wydawało mi się, że stawiasz na całkowicie wolny związek bez żadnych zobowiązań i konsekwencji.
- O czym ty mówisz!? – wybuchnęłam – Mam zamiar wyjść za ciebie i mieć z tobą dzieci, chcę z tobą mieszkać, a ty mówisz mi że nie chcę zobowiązań!? Jedyne o czym marzę to mieć zobowiązania wobec ciebie!
- Tak? Nie zauważyłem tego w ostatnich dniach! Zachowujesz się jak rozkapryszona gwiazda, dla której jestem tylko zakompleksionym prostakiem z niskim poczuciem wartości! To teraz pokażę ci, jak wysokie jest moje poczucie własnej wartości. Wyjdź stąd, proszę.
- John…
- Kate, wyjdź – powiedział dobitnie – Nie pogarszaj tego.
- John, dlaczego mnie ranisz? – szepnęłam, bliska płaczu – Nie rozumiesz, że jestem tu dla ciebie? Przyszłam przeprosić i naprawić wszystko, a ty mnie ranisz tak mocno…
- Ja ciebie ranię? JA?
- Na dodatek wychodzisz z… nią. I co? W ten sposób pokażesz mi, jak wysokie jest twoje poczucie własnej wartości? Udowodnisz mi, że wierzysz w siebie tak mocno, że prześpisz się z Sarah, a wtedy ona będzie triumfować, bo zapowiedziała mi kilka tygodni temu, że zaciągnie cię do łóżka bez problemów, a ja głupia broniłam cię, że nigdy tego nie zrobisz, że kochasz mnie tak mocno że nie zrobisz mi tego…
- Naprawdę sądzisz, że mógłbym z nią uprawiać seks, żeby coś ci udowodnić? Mój Boże, Kate, i ty twierdzisz, że ja cię ranię? A co ja mam myśleć, kiedy słyszę od ciebie tak krzywdzące słowa? Nadal cię kocham, i nie wyobrażam sobie żebym mógł z kimkolwiek… Nie chcę nawet o tym myśleć! A ty znowu oceniasz mnie tak źle, choć niczym nie zawiniłem!
- Nie, John, to nie tak…
- Doskonale wiem, jak. Teraz wyjdź stąd i przestań korzystać z klucza do mojego domu.
- John, na litość boską! Nie chcesz ze mną rozmawiać, dzień po kłótni umawiasz się z moim największym wrogiem i zabraniasz mi wchodzić do swojego domu! Nie zasłużyłam na takie traktowanie!
- Ja tym bardziej – odpowiedział sucho – Nie pogarszaj sytuacji, po prostu zrób o co proszę.
- Ja wyjdę, a ty pójdziesz do Sarah… Tak to ma się skończyć?
- Do cholery, przestań oskarżać mnie o coś, co nie jest moim zamiarem! Nie zamierzam prosić cię o pozwolenie.
- Świetnie! Cudownie! – krzyknęłam rozżalona – Rozumiem twoje rozczarowanie, ale nie musisz pokazywać całemu Terrington, że coś jest między nami nie tak. A szczególnie jej. Zawiodłeś mnie, John.
- Ty mnie też.
Podeszłam do niego, ale odwrócił wzrok. Co miałam zrobić… Nie wiedziałam, jak z nim rozmawiać, i co zrobić, by było jak wcześniej. Wyszłam. Przed drzwiami stała Sarah, uśmiechając się kpiąco.
- Biedaczka – powiedziała niby ze współczuciem – Idealny książę schodzi na złą ścieżkę… I co ty teraz poczniesz?
- Zamknij się! – warknęłam, ledwie powstrzymując się od uderzenia jej – Tknij go tylko, a będziesz martwa.
- Będziemy się znowu bić? Co ci się stało, zawsze taka ułożona, grzeczna, snobistycznie zadzierająca nosa, a teraz chcesz okładać się na ulicy dla jakiegoś faceta?
- To nie jest JAKIŚ facet! – krzyknęłam, a John w domu bezsprzecznie słyszał naszą kłótnię – To mój narzeczony, i nie pozwolę ci…
- Słuchaj, laleczko – przerwała mi ostro – Mam gdzieś twoje pozwolenia. Lepiej wracaj tam, skąd przyszłaś.
Zatkało mnie i po prostu odwróciłam się od niej. Pobiegłam wprost do cukierni, gdzie pan Jackman właśnie kończył obsługiwać klientów. Spojrzał na mnie tym swoim specyficznym wzrokiem i od razu wiedział, że coś jest nie w porządku. Kiedy klienci wyszli, zamknął drzwi na klucz i usiadł ze mną przy stoliku, stawiając przede mną talerzyk z tortem bezowym.
- Mów, dziecko, co się znowu stało – pogłaskał mnie po głowie jak ojciec – Co z Johnem.
- Zrobiłam coś okropnego, a on… On jest z Sarah.
- Co!? Jak to: jest z Sarah?
- Muszę się panu przyznać do wszystkiego od początku – westchnęłam ciężko – Trzy dni temu dostałam propozycję awansu, bardzo dla mnie korzystnego, ale musiałabym przestać u pana pracować, bo naczelny wymagałby ode mnie codziennej obecności w redakcji. Nie mówiłam o tym ani panu, ani Johnowi, a wczoraj się zgodziłam. Wiem, że zachowałam się nie w porządku, od razu powinnam wam powiedzieć… Kiedy wczoraj John dowiedział się, że dostałam awans, zrobił mi straszną awanturę, nie dlatego, że go dostałam, tylko że nie powiedziałam mu, że to rozważam. Uznał, że nie szanuję go i nie liczę się z jego zdaniem…
- Wiesz, że miał prawo się tak poczuć?
- Och, wiem, ale to nie powód żeby wściekać się aż tak, by trzaskać drzwiami i umawiać się z Sarah! Teraz ja czuję się, jakby przejechał po mnie cały zastęp radzieckich wojsk swoimi czołgami, bo nie dość że mam koszmarne wyrzuty sumienia, to on dobija mnie swoją obojętnością, a raczej bezgraniczną złością!
- Katie, Katie – Jackman pokręcił głową – Wiesz, że cię strasznie lubię i nieba bym ci przychylił, ale postaw się w jego sytuacji. Jesteście razem, a nie powiedziałaś mu o tak kluczowej sprawie.
- Pana też chciałam przeprosić, bo powinien pan się dowiedzieć od razu… Tak strasznie mi głupio.
- Spokojnie, nic złego się nie stało. Zgadzam się jednak, że postąpiłaś bardzo lekkomyślnie, nie mówiąc nic swojemu narzeczonemu, w końcu zamierzacie się pobrać, i nie możesz zatajać przed nim tak ważnych rzeczy! Pomyśl, jak on może się z tym czuć!
- Wiem, od wczoraj wczuwałam się w jego sytuację chyba ze sto razy – odparłam z rezygnacją – Ale nie powiedziałam mu tylko dlatego, że John sam chciał, żebym się rozwijała, opowiadałam panu o sytuacji z mamą i o tym, że John powiedział jej jakie ma podejście do mojej pracy, że chce dla mnie jak najlepiej, żebym awansowała i robiła karierę… Myślałam, że skoro tak mówi, to nie muszę mówić mu o propozycji, że zrobię mu niespodziankę, kiedy okaże się że awans jest faktem…
- Dziecko, nigdy więcej tak nie rób. Pamiętaj, że mężczyźni, mimo że pozornie o wiele prostsi, są paradoksalnie dość skomplikowani, i to, co wam, kobietom, wydaje się oczywiste, dla nas wcale takie nie musi być. Zresztą sama pomyśl, jak poczułabyś się, gdyby to John przyszedł do ciebie nagle i powiedział, że od tygodnia zastanawia się czy przyjąć propozycję pracy w dużej firmie i teraz nagle się zgodził, i właśnie oznajmia ci swoją decyzję. Jak byś się czuła?
- No… pominięta – przyznałam szczerze – I troszkę oszukana.
- Widzisz?
- Boże, co ja narobiłam… Ale on teraz na złość mi umówił się z tą jędzą! Wie pan, jak ja się czuję? Nie zasłużyłam na taką zemstę! I najzwyczajniej w świecie wyrzucił mnie z domu!
- Cóż ja mogę powiedzieć…
- Wiem, że zawiniłam, ale to co zrobił dziś John było po prostu podłe!
- Katie, musicie sobie z tym poradzić – Jackman wzruszył ramionami – Nie mogę między wami pośredniczyć.
- No tak… Wiem. Jeszcze raz pana przepraszam, że panu też nic nie powiedziałam.
- Nie przepraszaj, powiedz tylko kiedy chcesz odejść? Będzie mi ciebie brakowało.
- Niech pan tak nie mówi bo się rozpłaczę! Od pierwszego października mam być dyspozycyjna w redakcji, ale… Niech pan się na nic nie nastawia. Ja jestem gotowa zrezygnować z tej pracy, jeśli ma to pomóc w moich relacjach z Johnem.
- Katie, nie rób głupstw! – oburzył się Jackman – John nie jest zazdrosny o twoją karierę, tylko zły że go pominęłaś gdy się zastanawiałaś nad propozycją! Zresztą muszę ci się przyznać, że zgłosiła się do mnie jedna chętna pani do pracy tutaj…
- Tak? Jeszcze tu jestem, a pan już szuka nowej pracownicy? Kto to?
- Katie, nie wiem jak ci to…
- Jeśli to któraś z tych przeklętych Jones, to znienawidzę pana do końca życia!
- Broń Boże! Nigdy w życiu, masz mnie za samobójcę?
- Więc kto próbuje mnie wygryźć? – umierałam wręcz z ciekawości, a mina Jackmana wskazywała, że może to być dla mnie spory szok.
- No więc… Katie, kiedy była tu twoja ciocia, wspominała o przeprowadzce do Terrington, potem poszłaś do domu, a ona…
- Niech pan nie mówi że zamienia mnie pan na Josephine!
- Stwierdziła, że namówi cię do walki o awans, albo sama ci go załatwi, a wtedy będzie mogła pracować tu i…
- Josephine!?
- Katie, słońce, nie denerwuj się…
- O nie, ona tego nie przeżyje!!!
Wybiegłam z cukierni wściekła. Moja ciotka znowu wtrąca się w moje życie! Nie zamierzałam tak tego zostawić. Gdy szłam do domu, zauważyłam Johna przy płocie Jones’ów. A więc tylko naprawiał im ten cholerny płot, o którym mówiła kiedyś matka Sarah… Ulżyło mi, ale ciśnienie ponownie podniosło mi się, kiedy zobaczyłam jak pani Jones w nieprzyzwoicie krótkiej spódnicy i ogromnym dekolcie nachyla się nad Johnem, podając mu puszkę piwa. Zaniepokoiło mnie, że obok niego leżała już jedna pusta puszka, co jasno dawało mi do zrozumienia, że ta kobieta próbowała go upić! Czarę goryczy przelał fakt, że Jones powiedziała coś do niego i oboje wybuchnęli radosnym śmiechem. Tego nie mogłam już znieść. Zacisnęłam pięści i poszłam do domu, kompletnie go ignorując. Chwyciłam telefon i nerwowo wykręciłam numer ciotki Josephine.
- Halo, kto mówi? – w słuchawce rozległ się jej perlisty śmiech.
- Ciociu, dlaczego niszczysz mi życie!? – wydarłam się na nią. Przez chwilę trwała cisza.
- Katie, koteczku, to ty? Jak miło cię słyszeć!
- Ciociu, wiem o czym rozmawiałaś z Jackmanem! Wiem, że chciałaś namawiać mnie do awansowania, byle bym zwolniła ci miejsce w cukierni! Jak mogłaś!
- Ależ cukiereczku, ja to wszystko dla ciebie zrobiłam! Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak ja musiałam długo przepraszać mojego Vincenta za zdradę!
- Ale… Jezu Chryste, nie! – telefon prawie wypadł mi z ręki – Jeśli powiesz mi, że przespałaś się z Jackmanem… Boże, nienawidzę was oboje!!!
- Katie, z jakim Jackmanem, dajże spokój! Nigdy nie kręcili mnie faceci z wąsami!
- Błagam, powiedz mi WSZYSTKO, dopóki jeszcze czegoś nie rozwaliłam z wściekłości! Z KIM zdradziłaś tego swojego Vincenta!?
- Och Katie, aleś ty głupiutka! – ciotka roześmiała się, jakby rozmawiała ze mną o kolejnym odcinku jakiejś opery mydlanej, a nie poważnych, życiowych sprawach i ZDRADACH! – Muszę Ci powiedzieć, że Henry to istny ogień… Wiadomo, jest młodszy ode mnie o te paręnaście lat, ale co on potrafi zrobić na tym swoim biurku redakcyjnym…
Zamarłam. Chwilę zajęło mi zrozumienie, kim jest Henry. Mój Boże, zrobiło mi się niedobrze… Moja własna ciotka uprawiała seks z przyjacielem swojego brata, który był moim szefem, po to by dał mi awans! Chciało mi się wymiotować i płakać. Nigdy w życiu nie czułam się tak upodlona! Podejrzewam że nie czułabym się tak nawet, gdybym dobrowolnie przespała się z Hugh.
- Ciociu, powiedz że to nieprawda – wyjąkałam niepewnie – Proszę, powiedz że nie próbowałaś zniszczyć mi życia w ten sposób…
- Zniszczyć? Słodka naiwności! Otworzyłam ci wrota do kariery…
- Chyba otworzyłaś wrota przed… moim naczelnym!!! – przerwałam jej – Jak mogłaś!? Wiesz, jak się teraz czuję!? A wiesz, że od wczoraj jestem skłócona z Johnem przez ten właśnie pieprzony awans? Gdybym wiedziała, że to przez ciebie…
- Dziecko, przestań na mnie krzyczeć! To ja poświęcam się dla ciebie i zdradzam Vincenta, dobrze że jest niezwykle otwarty i tolerancyjny, a ty masz pretensje! Wiesz, co ja teraz przeżywam? W dodatku pozwoliłam Vincentowi na skok w bok w rewanżu za moje małe szaleństwo i umieram z zazdrości, bo poszedł do starej Virginii z warzywniaka, akurat jej mąż jest w szpitalu, dom stoi pusty…
- Przestań! Cholera, to obrzydliwe co mówisz! Nie chcę z tobą rozmawiać.
- Katie!
- Ciociu, nie utrudniaj! Może jak ochłonę to... A wiesz co? Mam gdzieś ten awans, który wywalczyłaś mi swoją… otwartością! – wypaliłam – Nie czuj się winna, biegnij wspomóc Vincenta w zabawie z Virginią! Ja jutro zwalniam się z redakcji.
- Kochanie, nie możesz! Starałam się!
- Nie wątpię, że się starałaś, ale to obrzydliwe. Jest mi niedobrze, jak o tym pomyślę. A facet, który awansował mnie bo moja niemal siedemdziesięcioletnia ciotka się z nim puściła, nie będzie moim przełożonym. Nie mogłabym mieć do niego szacunku. Wybacz, że gardzę twoją pomocą, ale mogłaś zapytać mnie, czy życzę sobie żebyś zdejmowała przed nim majtki dla mojej kariery!
- Kate, nie bądź wulgarna!
- Że co proszę!? – prawie zakrztusiłam się, słysząc to – Ciociu, JA jestem wulgarna?!
- No… W zasadzie masz to po mnie. Dobrze, skoro tak stawiasz sprawę, może rzeczywiście… Vincent prosił mnie kiedyś żebym wpuściła do naszej sypialni Virginię, ale ja kategorycznie odmawiałam. Może to jednak dobry pomysł… Wpadnę do nich – głos ciotki wyraźnie poweselał – Może lepiej okaże mi się z Virginią? A jeśli jemu będzie bardziej pasowała, zawsze czeka na mnie Henry.
- Do diabła z tobą, nie będę tego słuchać!
Rzuciłam słuchawką i popłakałam się jak małe dziecko. Nie mogłam nadal uwierzyć w to, co zrobiła Josephine, i jak przez to ucierpiał mój związek z Johnem. Tak bardzo go teraz potrzebowałam, by wtulić się w jego silne ramiona, by otarł moje łzy, pocałował mnie tak, jak tylko on jeden na świecie potrafi… Ale on był u Sarah. Wściekłam się do granic możliwości. Zerwałam się z fotela i szybko wrzuciłam do małej torby ubrania na następny dzień, kilka przyborów toaletowych i wyszłam z domu. Poszłam do Jackmana, wyjaśniłam mu że nie będzie mnie nazajutrz w pracy i poszłam na przystanek. Pech chciał, że musiałam przechodzić obok domu Jones’ów. John właśnie żegnał się z Sarah i jej matką. Zwolniłam kroku, żeby jak najdłużej wszystko słyszeć.
- Jesteś kochany! – Sarah uwiesiła mu się na szyję; z pewnością dojrzała mnie z daleka i zrobiła to specjalnie – Jak mogę ci się odwdzięczyć?
- Nie trzeba, naprawdę, miło mi że mogłem pomóc.
- A może dasz się zaprosić na kolację? Nie odmawiaj, proszę – matka Sarah już zastawiła sidła i działała, nie wiedziałam tylko, czy na rzecz swoją, czy córki – Wpadniesz, posiedzimy, porozmawiamy…
- Nie, dziękuję, nie chciałbym sprawiać kłopotu, poza tym…
- Pewnie masz plany? – wtrąciła Sarah – Umówiony z narzeczoną? Romantyczna kolacja?
Co za wredna małpa! To był cios poniżej pasa… Zrobiła to specjalnie! Wiedziała doskonale, jak napięta jest sytuacja między nami, widziała, że idę niedaleko i wszystko słyszę.
- Nie, nie mam planów na wieczór – westchnął, chowając ostatnie narzędzie do skrzynki, i wtedy obrócił się i zobaczył mnie, idącą chodnikiem kilka metrów dalej – Jestem wolny wieczorem.
- To dlaczego nie przyjdziesz?
- W zasadzie… Mogę wpaść na chwilę – powiedział zdecydowanie – O której?
- Bądź o ósmej.
- Dobrze. Do zobaczenia.
Zacisnęłam pięści, żeby nie rozpłakać się na środku ulicy. Jak mógł zachować się tak podle! Przyspieszyłam kroku, żeby go nie spotkać, ale niestety gdy byłam przy furtce, John właśnie do niej dochodził. Udawałam, że go nie widzę i przyspieszyłam, ale słyszałam za sobą jego kroki. W końcu doszłam do przystanku i usiadłam na ławeczce, przygryzając mocno wargę, tak bardzo chciało mi się płakać. Wbiłam wzrok w ziemię i postanowiłam dzielnie czekać na autobus. Jednak John stanął przede mną i milczał, ja nie podnosiłam wzroku, widziałam tylko jego buty. Było mi coraz trudniej pohamować emocje. Na szczęście kątem oka zauważyłam, że autobus już nadjeżdża. Wstałam i napotkałam wzrok Johna. Zacisnęłam rękę na rączce torby i usiłowałam znieść jego spojrzenie, ale coś we mnie pękło i poleciała łza.
- Kate – głos John nie był już obcy, ale nadal nie był to mój John, do którego byłam przyzwyczajona.
- Spieszę się, przepraszam – mruknęłam, odsuwając się.
- Co ci się stało?
- Co mi się stało? – krzyknęłam, nie potrafiąc zapanować nad emocjami – Co cię to obchodzi!? Ty i ciotka Josephine jesteście siebie warci, nikt nie rozpieprzył mi dotąd życia tak jak wasza dwójka!
- O czym ty mówisz…?
- Nie powinieneś iść już przygotowywać się do kolacji? – spojrzałam na niego z wyrzutem, a w tym momencie podjechał autobus – Nie zapomnij się zabezpieczyć. Nie życzę Sarah czwartego dziecka. Albo młodszej siostry.
To, co powiedziałam na końcu, było podłe, i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Zrobiłam to celowo, z żalu, z wściekłości – w końcu specjalnie zgodził się na tę cholerną kolację dopiero wtedy, gdy zobaczył mnie idącą kawałek dalej. Bolało mnie, że jeszcze poprzedniego dnia byliśmy w sobie szaleńczo zakochani i żadne nie pomyślałoby nawet, że może zrobić drugiemu krzywdę, a teraz umyślnie wbijaliśmy sobie szpile, i o ile mogłabym zrozumieć swoje postępowanie, bo zawsze byłam równo postrzelona i humorzasta, o tyle byłam zszokowana, że John, ten dobroduszny, do rany przyłóż John był w stanie tak się zachowywać. Miał co prawda prawo gniewać się na mnie, ale nie pomiatać mną wespół z Sarah Jones, tego nie mogłam mu darować. Kiedy zatrzasnęłam za sobą drzwi autobusu i ulokowałam się na jednym z miejsc, widziałam jego pytający wzrok. Zamknęłam oczy i czekałam tylko na to, aż dojadę na miejsce… Po niecałych dwóch godzinach autobus nareszcie zatrzymał się. Leeds… Spędziłam tu pięć lat mojego życia, studiując i czekając tylko, aż wrócę do Terrington i znowu ujrzę Johna. Teraz przyjechałam tu również z jego powodu. Już nieco spokojniejsza, kierowałam się do domu moich rodziców. Wprawdzie po awanturze sprzed paru dni nadal miałam dość niechętne podejście do mojej mamy, to jednak musiałam tu przyjechać. Kiedy stałam przed drzwiami ich mieszkania, cała się trzęsłam. Nie wyobrażałam sobie tego spotkania, ale jednocześnie coś pchało mnie tutaj, coś mówiło mi że muszę ich zobaczyć. Zadzwoniłam do drzwi i dłuższą chwilę czekałam, aż ktoś otworzy. Kiedy zobaczyłam twarz taty, poczułam niesamowitą ulgę.
- Katie, dziecko, co ty tu robisz!? – krzyknął, patrząc na mnie jak na ducha.
- Mogę wejść? – zwiesiłam głowę, i poczułam szarpnięcie za rękę.
- Jeszcze pytasz? – ojciec wciągnął mnie do środka i zatrzasnął drzwi – Jesteś u siebie! Co ci się stało, skarbie, przyjechałaś tak nagle i… sama.
- Proszę pomóż mi, bo nie daję już rady…
- Jeremy, kto przyszedł? – usłyszałam głos mamy i po chwili ujrzałam ją – Katie, córeczko…
- Mamo…
- Kochanie – wyciągnęła do mnie ręce, a ja nie potrafiłam pozostać na to obojętną i rzuciłam jej się w objęcia.
- Mamusiu – płakałam jej w rękaw – Życie mi się wali…
- Już dobrze, kochanie, jesteśmy z tobą – powiedział tata – Zaraz nam na spokojnie wszystko opowiesz.
- Nie wiem, co mam robić…
- Katie, coś z Johnem? – podejrzliwie zapytała mama, spoglądając mi w oczy, ale ojciec zgromił ją wzrokiem – To pewnie moja wina, byłam strasznie niesprawiedliwa – przyznała.
- Daj dziecku usiąść i zebrać myśli, Sharon, powoli – tata wprowadził nas do pokoju, gdzie usiedliśmy razem na kanapie – Spokojnie, kochanie, jeśli chcesz chwilę odetchnąć to powiedz.
- Nie, ja po prostu… Nie zasłużyłam na coś takiego. Nie zasłużyłam…
- Na co, Katie?
- Nie wiem, od czego zacząć – otarłam łzy i głęboko odetchnęłam – Kilka dni temu naczelny, twój przyjaciel, tato, zaproponował mi awans i dał dwa dni do namysłu. Nie mówiłam o tym Johnowi i okazało się to błędem, poczuł się urażony i pominięty. Wiem, miał rację – wyjaśniłam, widząc dezaprobatę w oczach ojca – Jackman też mi to wyjaśnił. Trochę się pokłóciliśmy, on miał rację, a ja powiedziałam parę słów za dużo, wyszedł wieczorem i… jest źle. Zraniłam go mocno, i padły słowa, które paść nie powinny – celowo ominęłam wątek z Sarah, nie chcąc wtajemniczać rodziców zbyt głęboko, i z obawy że to John wyszedłby w oczach mamy na tego złego, a mimo wszystko nie chciałam, by tak było – Najgorsze jest to, że Jackman powiedział mi, że ma kandydatkę na moje miejsce i jest nią… Josephine.
- Moja siostra?! – ojciec poderwał się na równe nogi – A co to za pomysł!?
- Tato, to nie jest najgorsze… Zadzwoniłam do niej, okazało się że ten awans to jej sprawka. Nie chce mi to przejść przez gardło, ale… Ona przespała się z moim naczelnym, tato. Z twoim przyjacielem. Zrobiła to, żeby dał mi awans, a ona wtedy mogłaby przeprowadzić się do Terrington i pracować u Jackmana zamiast mnie. Ona… uprawiała seks z moim szefem, żeby dał mi awans! Nigdy nikt mnie tak nie upokorzył… I przez to jestem pokłócona z moim narzeczonym, przez ciotkę Josephine.
- Chryste, nie wierzę w to… To jakiś koszmar! – mama wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem. Ojciec bez słowa wyjął trzy szklanki i nalał do nich whisky.
- Nie wiem, co ci powiedzieć – westchnął ciężko – Jestem w ciężkim szoku. Nie wiem, jak moja siostra mogła zrobić coś tak obrzydliwego…
- Zawsze mówiłam, że to puszczalska lafirynda! – zdenerwowała się mama – Jedyne, co potrafi robić, to demoralizować i niszczyć rodzinie życie! Moje biedne dziecko, chodź do mnie, tak mocno cię kochamy…
Przytuliła mnie i poczułam się lepiej. Nie wyjaśniłyśmy jeszcze sprawy kłótni o Johna, ale jej bliskość bardzo mi pomogła. Czułam, że mam w niej oparcie. Tkwiłam w jej ramionach dość długo, aż uspokoiłam się. Spojrzałam na mamę i próbowałam wyczytać coś z jej twarzy, ale ona zakłopotała się i odwróciła wzrok.
- Zostaniesz do jutra? – zapytał ojciec.
- Tak, nie chcę dziś wracać – odparłam – Jutro popołudniu pojadę i… postaram się porozmawiać z Johnem. Może mi wybaczy. Tak mi źle z tym, że zachowałam się jak totalna egoistka…
- Katie, córeczko – mama wychyliła szklaneczkę whisky i spojrzała na mnie przepraszająco – Chciałam, żebyś wybaczyła mi to, jak się zachowałam wobec Johna. Nie wiem, co mnie napadło, byłam dla niego okropnie podła, ale to był dla mnie szok, że ty, moje małe dzieciątko, wyrosłaś i spotykasz się z mężczyzną, że mieszkasz z nim, a ja… Ja nic nie wiedziałam, nie mówiłaś mi, nie przychodziłaś do mnie po radę, ze zwierzeniami, poczułam się pominięta, a między wami wszystko potoczyło się tak szybko… Sypiasz z nim.
- Tak mamo, sypiam z nim i chcemy mieć dzieci – odparłam poważnie – Jest mi z nim cudownie, nie rozstajemy się ani na chwilę, kiedy w nocy nie ma go przy mnie, jest mi strasznie źle… Ja go po prostu wariacko kocham. I on mnie też – dodałam, choć serce ścisnęło mi się na myśl, że jest na mnie wściekły i właśnie spotyka się z Sarah.
- Zdecydowanie za szybko dorosłaś, a ja za tym nie nadążyłam – mama ukradkiem otarła łzę – Nie było mnie przy tobie, i miałaś rację, kiedy wykrzyczałaś mi, że nie interesowałam się tobą, tylko zawsze mówiłam o naszych sprawach, ale ja po prostu nie wyobrażałam sobie że ty możesz już…
- Nieważne, mamo – przytuliłam ją – Już dobrze. Cieszę się, że to zrozumiałaś i zaakceptowałaś Johna… Bo nie masz nic przeciwko niemu, prawda?
- No nie mam… Nie mam. Wprawdzie ciężko mi to sobie wyobrazić, ale skoro ty jesteś tak bardzo z nim szczęśliwa, to ja nie mogę mieć nic przeciwko. Martwię się tylko, że przez Josephine wszystko się skomplikowało. Co teraz zrobisz?
- Muszę się zwolnić. Nie będę pracować w tej sytuacji i z tym człowiekiem.
- Ale jak ty sobie dasz radę! – zdenerwował się ojciec – Z jednej wypłaty na pół etatu u Jackmana?
- Mam Johna. Jeśli będzie chciał mnie widzieć po tym wszystkim, jeśli będzie chciał ze mną być, to damy radę. A jeśli nie, to…
- Jeśli nie, to wrócisz do domu, do nas – oznajmiła mama – Nie zostaniesz tam sama, bez środków do życia. Ale jeśli John rozstanie się z tobą, to będzie znaczyło że nigdy nie był dla ciebie odpowiedni i nie zasługuje na tak wspaniałą dziewczynę, jak ty.
- Nie jestem wspaniała, mamo… Zawiodłam go i bardzo źle potraktowałam. To on jest wspaniały i wyrozumiały, ale też ma swoją granicę, którą ja przekroczyłam.
- Dobrze, nieważne już. Cieszę się, że jesteś ze mną i tatą, córeczko…
- Ja też się cieszę, że między nami wszystko dobrze – szepnęłam, ściskając jej rękę – Bardzo mi tego brakowało.
- I znowu jest tak jak dawniej – ojciec uśmiechnął się do nas wyjątkowo czule i pogłaskał nas obie po policzkach – To co, zjemy jakąś kolację?
- Chętnie, tato, ale dajcie mi dwadzieścia minut, chciałabym chwilkę odpocząć, pobyć sama… Czy mój pokój…
- Jest nadal cały twój – mama od razu wiedziała, o co chcę zapytać – Idź kochanie, my przygotujemy jedzenie. Nie spiesz się.
Było cudownie… Tak ciepło i z miłością. Szkoda, że bez najważniejszej osoby w moim życiu. Czułam dotkliwy brak Johna i jego dotyku, słów, spojrzenia, i nie potrafiłam stuprocentowo cieszyć się wizytą u rodziców. Kiedy zamknęłam z sobą drzwi mojego pokoju, wróciły wspomnienia minionego dnia, kiedy John wyrzucił mnie z domu, kiedy widziałam go z Sarah i jej matką… Nie zasłużyłam sobie na taką zemstę, to było strasznie niesprawiedliwe. Z bezsilności popłakałam się, wtulając twarz w mojego starego misia. Mój misiaczek… Skojarzenia były zbyt silne, odrzuciłam więc maskotkę w kąt. Otworzyłam szufladę w biurku, chcąc odwrócić swoją uwagę od Johna, i przeglądałam jej zawartość. No tak… Wszędzie szukałam tej płyty! „Older” George’a Michaela było prezentem od rodziców na moje osiemnaste lub dziewiętnaste urodziny, przez ostatnich kilka miesięcy myślałam, że ją zgubiłam, a okazało się że najzwyczajniej w świecie zostawiłam ją w Leeds! Ucieszyłam się i od razu włożyłam ją do odtwarzacza, a z głośników popłynęła smutna, przepiękna melodia. „Jesus to a child” to jedna z moich ukochanych piosenek. Niesamowicie mocno dotykała najczulszych strun w duszy i zawsze zmuszała do refleksji, no i oczywiście powodowała potok łez. When you find a love, when you know that it exists, then the lover that you miss will come to you on those cold, cold nights. When you've been loved, when you know it holds such bliss, then the lover that you kissed will comfort you when there's no hope in sight”*, śpiewał George Michael. I mimo, że zdawałam sobie sprawę z przesłania, jakie miał na myśli autor tych słów, i dlaczego napisał tę piosenkę, słysząc ten refren widziałam oczyma wyobraźni mojego Johna. Bardzo pragnęłam, by pojawił się w tę nadchodzącą zimną, samotną noc i pocieszył mnie, uspokoił, a przede wszystkim – pocałował i wybaczył. Ale na to się nie zanosiło. Zaczęłam coraz bardziej bać się powrotu do Terrington, bo mógł to być powrót po ostateczne pożegnanie. Chciałam go błagać o wybaczenie, ale czułam że sama nie  mogłabym mu wybaczyć zdrady z Sarah, i choć wiedziałam że na pewno nie tknął jej palcem, to moja duma strasznie ucierpiała na tym upokorzeniu. Czułam się zdradzona, choć wiedziałam że on może czuć się tak samo, a nawet gorzej.

- Nie pobiegnę do ciebie na kolanach, kochanie – powiedziałam sama do siebie, patrząc w lustro na moje zapłakane odbicie – Nie tym razem…



* tłumaczenie piosenki George Michaela "Jesus To A Child"tutaj

Viewing all articles
Browse latest Browse all 1083

Trending Articles


TRX Antek AVT - 2310 ver 2,0


Автовишка HAULOTTE HA 16 SPX


POTANIACZ


Zrób Sam - rocznik 1985 [PDF] [PL]


Maxgear opinie


BMW E61 2.5d błąd 43E2 - klapa gasząca a DPF


Eveline ➤ Matowe pomadki Velvet Matt Lipstick 500, 506, 5007


Auta / Cars (2006) PLDUB.BRRip.480p.XviD.AC3-LTN / DUBBING PL


Peugeot 508 problem z elektroniką


AŚ Jelenia Góra