Notka: Autorem tego opowiadania jest Kate, która publikuje swoje opowieści na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść zainspirowana jest postacią Johna Standringa granego przez Richarda Armitage’a w serialu „Sparkhouse" polski tytuł ”Dom na wrzosowisku” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich. Opowieść zawiera treści erotyczne, więc jeśli nie macie skończonej odpowiedniej ilości lat (to jest 18 lat) aby czytać takie teksty, to proszę nie czytajcie dalej.
------------------
Poprzednia, trzynasta część tutaj.
- Coś ty narobiła! – John był zdenerwowany i ledwo nad sobą panował.
- Ja!? Co ja mam z tym wspólnego?
- To TWOJA ciotka i TWOJA matka!
- Nie kazałam im tu przyjeżdżać!
- Ale musisz coś wymyślić! – syknął – Albo pójdę stąd i tyle mnie zobaczysz! Za dobrze pamiętam, co obie o mnie sądzą!
- John, ogarnij się! Jesteś mężczyzną! – krzyknęłam, ciągnąc go za rękaw w kierunku domu – Nie bądź rozkapryszonym dzieckiem!
- JA!?
- Dobrze, przepraszam. Przepraszam, wiem co czujesz, ale będę przy tobie, czy kiedykolwiek cię zostawiłam? John, nie dam im cię skrzywdzić, zrozum to!
- Mam po prostu dość obrażania mnie. Nie pamiętasz, co…
- Pamiętam – przerwałam mu – Ale to się nie powtórzy. Idziemy. Pamiętaj, że cię kocham.
Z drżeniem serc podeszliśmy pod dom. Stanęliśmy pod oknem i chwilę słuchaliśmy ożywionej dyskusji. John patrzył na mnie z przerażeniem.
- Ona z nim sypia, Josephine! – wrzeszczała moja mama – TU, w MOIM domu!
- Tylko sypia? Kochanieńka, przesadzasz! Taka piękna dziewczyna i nie może namówić chłopca do seksu… Muszę z nią porozmawiać, to wstyd żeby tylko tu sypiał.
- Ty głupia, stara latawico!
- Ależ skarbie, to jednak moja siostra, nie mów tak na nią – uspokajał sytuację ojciec – Poza tym Kate jest dorosła i…
- Zamilcz! Jesteś taki sam jak twoja puszczalska siostrzyczka!
- Ja jestem puszczalska? – ciotka wybuchnęła głośnym śmiechem – A ty jesteś hipokrytką! Mój biedny braciszek, gdyby pojechał ze mną w świat kilkadziesiąt lat temu, miałby na koncie dziesiątki takich jak ty! Nie dość, że ograniczyłaś biednego Jeremy’ego, to zabraniasz bawić się życiem swojemu dziecku!
- Josephine, może dość już tych mądrości – tato czuł się chyba nieco skrępowany kłótnią dwóch najbliższych sobie kobiet – Usiądźmy i poczekajmy, aż Kate z Johnem przyjdą. Może napijemy się czegoś mocniejszego. Sharon?
- Daj mi wódki. O ile ten… John wszystkiego nie wypił – warknęła mama.
- Dla mnie też, braciszku. A kim jest ten tajemniczy John? Kiedy byłam u naszej Katie ostatnio, był tu taki jeden, przygarbiony, nie za ładny, kędzierzawy, w brudnych ubraniach, ale tylko tu pracował, choć Katie twierdziła że to coś ważnego i że zniweczyłam jej wszystkie plany… Zaraz, on też miał na imię John!
Nie wytrzymałam dłużej. Mocno ścisnęłam Johna za rękę i weszliśmy do domu, gdzie ciotka i mama właśnie wychylały po kieliszku wódki.
- TO jest John, ciociu – powiedziałam ostro – Ten sam, którego wtedy obraziłaś.
- Wszyscy święci, co za mężczyzna! – Josephine wstała i podeszła do nas szybkim krokiem – Witaj, dziecko, ale się zmieniłeś! Nie dziwię się mojej bratanicy, że straciła dla ciebie głowę! Sharon, gdzie ty widzisz problem!?
- Pani wybaczy, ale ostatnio słyszałem, że Kate stać na coś lepszego – mruknął John.
- Któż ci takich głupstw naopowiadał, synku kochany… Pewnie Sharon?
- Pani!
- Ja!? Och, musiało ci się coś pomylić…
- John, moja siostra czasem plecie rzeczy, nad którymi w ogóle nie pomyśli – próbował tłumaczyć ciotkę tata – Miło was widzieć, jak wam się spało?
- Jeremy! Pytasz ich, JAK się spało!? – wybuchnęła mama – Doprawdy!? Nie macie wstydu! Żadne z was!
- Kochanie, nadal nie wiem, gdzie widzisz problem…
- Tato, nie próbuj zrozumieć. Mama po prostu uwzięła się i nie odpuści – krzyknęłam, wściekła do granic – Nie rozumiem tylko dlaczego! John kocha mnie, rozpieszcza, chroni, czego ty od niego chcesz!?
- Nie jest dla ciebie dobrą partią! Nie widzisz tego?
- Sharon, zdecydowanie przesadzasz! – ojciec nalał mamie kolejny kieliszek – To dobry chłopak, pracowity, uczciwy…
- To nie jest dobra partia dla mojej córki!
- To dlaczego nie wydała jej pani za jakiegoś cholernego biznesmena!? – John stracił nad sobą panowanie – Dlaczego pozwoliła pani jej wrócić do Terrington samej!? Przecież w Leeds miałaby pani pod dostatkiem dobrych partii dla świetnie wykształconej córeczki!
- Jaką przyszłość czeka ją przy tobie? Będziecie razem wypasać owce!? – syknęła wściekle.
- Mamo! – cofnęłam się o krok – Nie wierzę, że to słyszę…
- Momencik, Jeremy, przybliż mi proszę, czym zajmuje się ten przystojny młody człowiek – ciotka z błyskiem w oku patrzyła na mojego ukochanego.
- Pracuję na gospodarstwie u państwa Freemanów – odparł od razu John – I nie wstydzę się tego. Robię to, co potrafię.
- Zawsze podniecali mnie farmerzy – westchnęła Josephine, czym wywołała nerwowy uśmieszek mojego ojca – Co w tym złego? Na gospodarstwie jest tyle fascynujących miejsc, by uprawiać miłość… Traktor, przyczepa, pole, stodoła, siano…
- Tak? Cudownie! Tylko widzisz, Josephine, pan Standring nie ma nawet własnego ogródka! – mama przechodziła tego dnia samą siebie – Pracuje u obcych ludzi za marne grosze. W brudzie i smrodzie.
Spojrzałam na Johna, który poczerwieniał i zacisnął pięści. Mnie chciało się płakać, moja własna matka bez cienia zażenowania obrażała mojego ukochanego. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię…
- To się dla pani liczy? – John zacisnął dłoń na oparciu krzesła – Jestem za głupi, by stworzyć rodzinę z pani córką? Obawia się pani, że nie utrzymam jej, i będzie żyła w ubóstwie?
- Młody człowieku, nie opowiadaj bzdur – wtrąciła się ciotka – Kate pracuje i nie potrzebuje być niczyją utrzymanką. Powinna w życiu zaznać ciężkiej pracy, i jako jej najlepsza ciotka wiem, że nie boi się tego.
- Jeśli będzie trzeba, mogę pracować w polu – powiedziałam ze łzami w oczach – Przecież radzimy sobie z Johnem, utrzymujemy dwa domy z naszych pensji, nie głodujemy, jest nam dobrze… Chcemy stworzyć rodzinę. A jeśli kiedykolwiek będzie nam brakowało pieniędzy, to poradzimy sobie jakoś, bo mamy przede wszystkim siebie.
Do mamy jednak nic nie docierało:
- Nie po to inwestowałam w twoją edukację, żebyś skończyła jako… kura domowa!
- Sharon, zamknij się wreszcie! – w końcu ojciec nie wytrzymał – Po pierwsze, Katie wykształciłem JA za MOJE pieniądze! I o ile dobrze wiem, nie poszły na marne, bo jej kariera w redakcji się rozwija. Jeśli nawet będzie chciała stamtąd odejść i wieść życie na wsi z Johnem, to ja się na to zgadzam, bo wiem, że skoro moje dziecko jest szczęśliwe z tym chłopakiem, to jest dla niej najlepszą partią na świecie.
- Jeremy, ty… Ty nie wiesz, co mówisz…
- Nie przerywaj mi! Chciałem, żebyś wiedziała, że jeżeli kiedykolwiek będą potrzebowali mojej pomocy finansowej, to ją dostaną. Przyjmij do wiadomości, że John będzie ojcem naszych wnuków, i nigdy nie odmówię mu pomocy. Chyba, że skrzywdzi Kate, ale…
- To się nigdy nie zdarzy, proszę pana – szepnął onieśmielony John. Tata uśmiechnął się do niego pokrzepiająco:
- Wiem, John. Widzisz, znam moją córkę nie od dziś, zawsze miała nierówno pod sufitem, a wymagania wobec chłopców tak wygórowane, że nawet sam George Clooney by jej nie zadowolił. Ale jeśli spośród wszystkich, których poznała, wybrała właśnie ciebie, to ja jej ufam. Wiem, że nie pomyliłaby się w takiej sprawie. Nie moja Katie…
- Tato… - podeszłam do niego i przytuliłam się tak mocno, jak od dawna tego nie robiłam – Dziękuję. Nie wiesz, jakie to dla mnie ważne.
- A ty nie gniewaj się na mnie za to, co powiedziałam przy pierwszym spotkaniu, synku – Josephine niespodziewanie przylgnęła do Johna i tuliła go jak własnego syna – Mój brat ma rację, czasem plotę różne rzeczy. Ale zmieniłeś się nie do poznania… Katie ma na pewno ogromną konkurencję!
- Nie dbam o to, że zauważam żadnych kobiet poza nią – spojrzał na mnie z miłością, odsuwając od siebie Josephine, i zrobiło mi się od razu lepiej – Kocham ją jak nigdy nikogo nie kochałem. I nie będę nikogo tak kochał. Nigdy nie stanie jej się ze mną krzywda. A pani chciałem powiedzieć – zwrócił się do mojej matki – Nie spełnię pani oczekiwań. Przykro mi. Ale też nie mogę spełnić pani największego życzenia, bo przysiągłem Katie, że nigdy jej nie zostawię. A skoro pani przedkłada wszystko inne ponad dobro i szczęście swojej jedynej córki… Kochała ją pani kiedykolwiek tak mocno, jak ja?
- Jesteś bezczelny – warknęła mama – Jestem jej matką!
- To dlaczego chcesz, żebym była nieszczęśliwa? – wyswobodziłam się z objęć taty i podeszłam do niej z nadzieją, że coś do niej dotrze – Powiedz, dlaczego?
- Powinnaś wieść życie na takim poziomie, na jaki zasługujesz.
- Wiesz, co ci powiem? Ja nie jestem pewna, czy zasługuję na Johna. Bo on jest dla mnie za dobry, to co codziennie z nim przeżywam, to nadmiar szczęścia, cały czas zastanawiam się, za co spotkała mnie taka nagroda. Jestem z najwspanialszym człowiekiem na świecie…
- Który nie jest w stanie zapewnić ci dostatniego życia – wtrąciła. We mnie wszystko się zagotowało.
- Przynajmniej mnie kocha! A ty odmawiasz mi prawa do miłości tylko dlatego, że chcesz, żebym robiła coś, czego nie chcę.
- Ta rozmowa nie ma sensu – orzekła Josephine – John, synku, weź Katie i idźcie się przejść. Porozmawiam z tą smutną panią.
- Odejdź ode mnie, lafiryndo! – warknęła mama.
- Dość! – wrzasnął ojciec, który najwidoczniej miał już dość – Zostajesz sama. Josephine, weź Katie i idźcie gdzieś razem. John idzie ze mną się napić do baru.
- Świetny pomysł – westchnęłam – Nic tu po nas. Może mama potrzebuje trochę spokoju.
- Kocham cię – szepnął John, całując mnie w nos – Zobaczymy się niedługo.
Uśmiechnęłam się do niego z nadzieją, że wszystko będzie dobrze. Mój narzeczony pogłaskał mnie po głowie i wyszedł z moim ojcem. Ciotka bez słowa wzięła mnie pod rękę i wyprowadziła z domu. Wychodząc, obejrzałam się jeszcze ze smutkiem na mamę; siedziała pochylona na fotelu i wpatrywała się w podłogę. Nie chciałam jej tracić, ale skoro była jedyną osobą, która nie chciała mojego szczęścia… Nie mogłam zrezygnować z Johna tylko dlatego, że ona tego chciała. Gdybym go straciła, straciłabym go bezpowrotnie. Teraz traciłam matkę, ale wierzyłam, że jeśli kocha mnie naprawdę jak matka córkę, to w końcu ją odzyskam.
- O czym myślisz, dziecko? – zapytała ciotka.
- Jestem wściekła, i tyle.
- Och, zapomnij! – Josephine skręciła w stronę jeziora – Pogadajmy lepiej o Johnie. Jak ci z nim?
- Ciociu, jest… fantastycznie. Pod każdym względem jest fantastycznie.
- A jaki jest w łóżku?
- Ciociu!!!
- Dajże spokój, Katie, nie bądź obłudną hipokrytką jak twoja matka! Nie udawaj, że tego nie robicie, bo kiedy ostatnio cię widziałam, byłaś moją małą dziewczynką, a teraz widać, że jesteś spełnioną, dosłownie i w przenośni, kobietą. Przecież między wami idą widoczne iskry, nawet jak na siebie patrzycie!
- Och… John jest niesamowity. Jest taki… Nie wiem, jak ci to powiedzieć – zarumieniłam się jak wstydliwa nastolatka – Na początku był strasznie nieśmiały, taki mały chłopiec, który wszystkiego się uczy, bycia z kimś w związku, i tego… No wiesz. Oboje się uczyliśmy. Ale potem wyszedł z niego prawdziwy wulkan… Jest nie do powstrzymania.
- Ale ty chyba też?
- Ciociu!
- Katie, prawdziwy wulkan nigdy nie byłby z kobietą, która jest jak kłoda!
- Powiedzmy, że pasujemy do siebie pod każdym względem – ucięłam – Wystarczy?
- Moja krew! – zaśmiała się głośno Josephine – Wiedziałam, że wyrośnie z ciebie pełnokrwista, prawdziwa kobieta. Akurat to wszystko masz po mnie. Popatrz jak tu pięknie – wskazała na jezioro, lśniące w porannym słońcu.
- Tak, cudownie – jak bumerang wróciły do mnie wspomnienia sprzed paru tygodni, kiedy wraz z Johnem nad tym jeziorem kochaliśmy się jakby to miała być nasza ostatnia noc – Przecudownie…
- Kate – Josephine spojrzała na mnie badawczo – Rozmarzyłaś się, widzę to. A to ma jakieś ukryte znaczenie.
- Nie, ciociu…
- Nic przede mną nie ukryjesz! Coś się kryje za tym jeziorem! Nie mów, że…
- Może przejdziemy się w stronę wsi? – zaproponowałam, spłoszona, na co ciotka zareagowała histerycznym wręcz śmiechem.
- Gdyby twoja matka wiedziała, że uprawiasz seks na łonie natury! Och, kochanie, ja ciebie w ogóle nie znałam! A to numer… Gdzie jeszcze?
- Ciociu, przestań!
- Czego się wstydzisz? Mów wszystko jak na spowiedzi! Gdzie jeszcze zaciągnęłaś Johna?
- No wiesz… Kiedyś poszłam do niego, kiedy pracował, przerzucał siano w stodole Freemanów… Boże, nie wierzę że ci to mówię!
- Kochanie, co jak co, ale jeśli chodzi o seks to ja jestem idealnym rozmówcą. Może podpowiesz mi coś, z czego sama mogłabym skorzystać!
- Lavender Yorkshire – odparłam bez emocji – Całkiem przyjemnie.
- Co? To tam, gdzie te kwiaty?
- Tak, ciociu, lawendowe pola – potwierdziłam – Jest przepięknie.
- Jak żyję, nie spodziewałam się, że z ciebie taki okaz wyrośnie! – Josephine spojrzała na mnie z podziwem – Jest jakieś publiczne miejsce, w którym jeszcze się z nim nie kochałaś?
- Zapewniam cię, ciociu, że jest wiele takich miejsc. Proszę skończmy ten temat. Czuję się jednak trochę skrępowana…
- Takie cuda z nim robisz, a mówić się krępujesz!
- Zrozum, ciociu, że czym innym jest uprawiać seks z ukochanym mężczyzną, a czym innym opowiadać o tym na lewo i prawo! Nie jestem taka, jak ty, żeby nie sprawiało mi to problemu… To sprawy między mną i Johnem, i najlepiej czułabym się, gdyby mogło tak zostać.
- No tak… Mogłam się spodziewać. Nie pogadamy sobie! Chodź, przejdziemy się dalej.
Zakończywszy nareszcie temat erotycznych doznań poszłyśmy w stronę wsi. Ciotka chciała odwiedzić wszystkie zakątki, których dawno nie widziała, więc spacer potrwał niemal trzy godziny, włączając pogaduszkę u Jackmana, w trakcie której Josephine niespodziewanie zadeklarowała, że zamierza sprowadzić się wraz ze swoim najnowszym ukochanym do Terrington do końca roku. Miałam jednak nadzieję, że to tylko jej gadanie i nigdy to nie dojdzie do skutku. Nie wiem, czy zniosłabym opiekę ciotki roztaczaną nad nami codziennie… I jak zareagowałby na to John. Właśnie, John… Zostawiłam Josephine w doborowym towarzystwie pana Jackmana i pobiegłam do baru. Niestety, Johna i taty już tam nie było, poszłam więc czym prędzej do domu, obawiając się najgorszego… I miałam rację. Ojciec siedział na ławeczce przed domem tuż przy drzwiach i palił spokojnie papierosa.
- Tato… Ty nie palisz – usiadłam obok niego i patrzyłam z obawą w jego pokerową twarz – Gdzie John?
- Przy twojej matce czasem nie da się nie palić – odparł ze stoickim spokojem – A John jest w środku, jak przestaniesz gadać, to usłyszysz.
-Boże, nie mogę na to pozwolić…
- Siedź!
Drzwi były otwarte, więc doskonale słyszałam, co działo się w domu. Trzęsłam się ze strachu, i nie rozumiałam, dlaczego ojciec pozwolił Johnowi samemu mierzyć się z moją matką!
- Wiem, że nie jestem pani wymarzonym zięciem – mówił łamiącym się głosem John – Wiem, że mnie pani nie zaakceptuje, i nie rozumiem tego, ale proszę tylko, żeby nie łamała pani serca Katie. Ona jest najcudowniejszą istotą na świecie, kocham ją ogromnie i bezwarunkowo, i może się pani wydawać, że nie mogę jej nic zaoferować, ale… Właśnie mogę. Moje uczucie jest jedynym, co mam, ale jej to wystarcza. I daje mi w zamian to samo. Dlaczego sądzi pani, że jestem gorszy od innych, którzy mogliby jej zapewnić życie w bogactwie? Co się nagle pani stało? Nigdy nie miała pani do mnie zastrzeżeń, mogę nawet powiedzieć że odnosiłem wrażenie, że jako jedna z nielicznych lubi mnie pani, a teraz… Co zrobiłem nie tak, że nie jestem godny ręki pani córki?
- Nie miała mieszkać na wsi i pracować na wsi… Nie po to się kształciła – odparła sucho mama – To nie jest miejsce dla niej.
- Musi pani zrozumieć, że Kate sama układa sobie życie, i jeżeli tak chce je spędzić… Ona jest tu szczęśliwa. Ma mnie, a ja nie pozwolę jej zginąć. Jeżeli za coś się biorę, to jestem od początku do końca za to odpowiedzialny, oświadczyłem się pani córce i zrobiłem to poważnie i z przekonaniem. Nie ma na świecie nic ważniejszego dla mnie, niż ona, i proszę mi uwierzyć, że też nie chciałbym za kilka lat widzieć jej zajmującej się gospodarstwem, dojącej krowy, żniwującej… Kate to najpiękniejsza na świecie, delikatna, wrażliwa kobieta, mądra i wykształcona, i pragnę tylko jej szczęścia, chciałbym żeby realizowała się w tym, co dla niej ważne, żeby była najsłynniejszą dziennikarką w całym Zjednoczonym Królestwie, jeśli tego będzie chciała. A ja będę zawsze tu na nią czekał, albo… może poświęcę się i pójdę wszędzie, gdzie ona. Podejmę się każdej pracy, byle zapewnić je godne życie, może nie opływające w luksusy, ale pani córce nigdy niczego nie zabraknie.
Nastała cisza. Chciałam wstać i wejść tam, ale tata stanowczo przytrzymał mnie, bym została i czekała. Miał rację, John był dorosłym mężczyzną i musiał zmierzyć się z tą sytuacją, choć w zasadzie powinnam tam być, w końcu to moja matka… Ale rozumiałam go, męska duma nakazała mu w samotności walczyć o kobietę, którą kochał. Ja natomiast w tej chwili poczułam, że nigdy jeszcze tak mocno go nie kochałam… Teraz, kiedy wszedł w samą paszczę lwa, kiedy walczył o naszą miłość, poczułam że moje uczucia do niego wzrosły kilkukrotnie. Wykazał się naprawdę ogromną odwagą, może ktoś uznałby że to normalne, ale w przypadku mojego nieśmiałego Johna to był wielki postęp.
- Po co mi to wszystko mówisz? – zapytała go mama, wyraźnie pociągając nosem.
- Chciałem, żeby spróbowała pani zrozumieć. Katie nie stanie się ze mną nic złego, a wręcz przeciwnie, będę dbał o to, by nie zmarnowała swojego talentu, lat nauki, a przy tym będę ją mocno kochał. Nawet pani nie wie, ile jej zawdzięczam, ile dla mnie zrobiła… Chcę jej się za to wszystko odwdzięczyć.
- Wiesz, jak się możesz odwdzięczyć? Zostaw ją. To będzie zdecydowanie dla niej najlepszy wyraz twojej wdzięczności.
- Jak pani może – John brzmiał, jakby ktoś uderzył go w twarz – Jak może pani być tak bezduszna! Dlaczego odmawia mi pani prawa do uszczęśliwienia Katie?
- Bo ty nie masz NIC, co mogłoby ją uszczęśliwić.
- JA nie mam nic? JA!? – usłyszałam hałas przewracanego krzesła – Niech pani zapyta swojej córki, czy tak jest. Jestem zdania, że mam jej bardzo DUŻO do zaoferowania! Coś, czego pani nie potrafi jej dać: zrozumienie, szacunek i bezwarunkową miłość. Nie wymagam od niej, żeby się dla mnie zmieniła, żeby robiła to, czego chcę, bo mam takie widzimisię, bo wymyśliłem sobie dla niej idealny scenariusz. Przy mnie jest szczęśliwa, i nie pozwolę tego zniszczyć. Nawet jej własnej matce.
Spojrzałam przerażona na ojca, który trzymał mnie za rękę. Na jego twarzy malował się jednak totalny spokój, czego w ogóle nie rozumiałam.
- Słyszysz? Postawił jej się. Jestem z niego dumny – powiedział konspiracyjnym szeptem – Jak ten chłopak dojrzał przez te kilka lat…
- Tato, ale mama kompletnie oszalała, ona go nienawidzi!
- Nie martw się matką, ciesz się tym, że masz takiego faceta! Mało kto zachowałby się tak stanowczo.
Miał rację. Jeśli mama choć trochę mnie kochała, musiała kiedyś zrozumieć, że jej aktualne zachowanie było błędem. Teraz cieszyłam się, że John tak ostro zareagował, i może powiedział o parę słów za dużo, ale zrobił to dla mnie… Kiedy wyszedł przed dom, stanął jak wryty, widząc mnie z tatą. Bez słowa pociągnął mnie za rękę i mocno przytulił.
- Przepraszam, kochanie – szepnął roztrzęsionym głosem – Wybacz, chciałem poprawić sytuację, a wszystko zepsułem, ale… Ja po prostu mam już dość, tyle lat mną pomiatano, nie zasługuję sobie niczym na takie traktowanie.
- Wiem, misiu, wiem, i kocham cię za to, co jej powiedziałeś. Jesteśmy z ciebie dumni… Ciotka, kiedy się dowie, też będzie – głaskałam go po głowie i czułam rozpierającą mnie radość mimo tego, że sytuacja z mamą była tragiczna – Nie martw się, będzie dobrze. Kocham cię najmocniej jak umiem.
- Och Katie…
- Już dobrze – pocałowałam go w jego drżące usta i poczułam, jak napięcie z niego schodzi, rozluźnił się i usiadł na ławce, ciągnąc mnie za sobą na swoje kolana.
- Zajmę się nią, John – odezwał się mój ojciec – Myślę, że damy wam spokój i pojedziemy zaraz do domu. Pójdzie po rozum do głowy i przeprosi cię prędzej czy później.
- Nie chcę, żeby mnie przepraszała. Chcę, żeby przestała krzywdzić Katie i układać jej życie, bo ona na to nie zasługuje. Ja wiem, że nie jestem obiektywnie najlepszą partią dla pana córki…
- Daj spokój, John!
- Panie Newman, zdaję sobie sprawę że Kate mogłaby mieć inne życie, ale… Wie pan co? Nikt jej nie będzie kochał tak, jak ja.
- Wierzę ci, i wiem, że zostawiam ją pod najlepszą opieką. Jesteś świadom, że zabiję cię, jeśli stanie się jej krzywda?
- Tak – wreszcie uśmiechnął się John – Ale jestem spokojny o swoje życie.
- To chciałem usłyszeć – ojciec położył rękę na ramieniu Johna – Wpadnę do was za kilka dni.
Wstał z ławki i wszedł do środka. Słyszeliśmy, że mówi coś do mamy, ale nie chcieliśmy zwracać na to uwagi. Siedzieliśmy sami, wpatrując się w siebie. Mój bohater… Bronił mnie jak księżniczki z bajki.
- Mój odważny książę – westchnęłam, sunąc palcami po jego włosach – Książę z lawendowych pól…
- Dlaczego tak?
- Nie pamiętasz? Pierwszy raz kochaliśmy się na polu lawendy, uwielbiasz moją lawendową sukienkę i bieliznę, jeśli przynosisz mi kwiaty, to zawsze jest to moja ukochana lawenda… Zawsze będziesz moim księciem z lawendowych pól.
- A ty moją małą księżniczką – pocałował mnie w skroń i mocno przytulił do siebie – Pójdziemy na lawendowe pola?
- Teraz?
- Tak, teraz. Tylko może najpierw pożegnaj się z mamą…
- Nie – odparłam stanowczo – Myślę, że i ja, i ona nie mamy ochoty się już dziś widzieć. Nie zrozum mnie źle, po prostu czuję, że nic dobrego z naszego pożegnania nie wyjdzie… A nie chcę rozstawać się z nią bardziej skłócona niż jestem.
- Pokłóciłyście się przeze mnie… - John posmutniał, ale ja nie zgadzałam się z tym, co mówił.
- Pokłóciłyśmy się przez jej brak empatii i szacunku, nie przez ciebie. Nie masz prawa się obwiniać.
- Ale to jest twoja mama…
- A ty jesteś moim przyszłym mężem – uspokoiłam go – I jesteś dla mnie najważniejszy. Koniec tematu.
Wzięłam go za rękę i poszliśmy w stronę Lavender Yorkshire, gdzie choć na chwilę zapomnieliśmy o problemach, gdzie dla mnie liczył się tylko on, a dla niego – tylko ja.
***
Na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy i było bardzo zimno, a John wciąż siedział przed domem i naprawiał radio. Wyszłam do niego i okryłam go kurtką, po czym wróciłam do swoich zajęć w kuchni, przygotowując mu kolację. Ochłonęłam po wizycie rodziców, kiedy wróciliśmy po ponad dwugodzinnym spacerze na Yorkshire Lavender, nie było ich już w domu. Była za to Josephine, która z zachwytem oglądała Johna z każdej strony i nad wyraz jasno dawała mu do zrozumienia, że jest nim olśniona i będzie broniła go jak niepodległości przed swoją „wredną, smutną szwagierką”, czyli moją matką. Na szczęście z nadejściem wieczora ciocia opuściła nas i każde zajęło się swoimi sprawami. John jednak zbyt długo siedział przed domem, i postanowiłam sprawdzić, jak mu idzie naprawa. Kurtka, którą uprzednio narzuciłam mu na ramiona, zsuwała się już z nich, więc poprawiłam ją i usiadłam obok.
- Kończysz już? – zapytałam.
- Mhm – mruknął, nie patrząc na mnie – Jeszcze tylko jedna śrubka…
- Jest zimno, powinieneś robić to w domu.
- Jestem przyzwyczajony do zimna. W moim domu zimą i jesienią temperatura rzadko przekracza 19 stopni.
- Zamarzłabym chyba – wzdrygnęłam się na samą myśl – Jak ty to wytrzymujesz?
- Po prostu ciepło się ubieram, kochanie – pocałował mnie w policzek – Gotowe. Naprawiłem ci radio.
- A ja zrobiłam ci kolację. Sałatka z makaronem i kurczakiem, i kupiłam dziś bardzo dobre, białe wino.
- Jaka to okazja?
- Taka, że ciotka Josephine nie została na noc – zażartowałam, przytulając się do niego – A tak poważnie, to bardzo cię kocham, i chciałam zjeść z tobą dobrą kolację.
- Rozpieszczasz mnie…
- Nie tak, jak na to zasługujesz. Chodźmy do środka.
Siedzieliśmy razem, oglądając w telewizji ulubiony serial Johna, „Spooks”, i jedząc kolację. Było niby bardzo miło, jednak widziałam, że coś jest nie tak, że coś mojemu narzeczonemu przeszkadza. Był jakiś nieswój, i rzucało się to mocno w oczy. Dolałam mu trochę wina i podałam kieliszek.
- Powiesz mi, co się z tobą dzieje?
- Ze mną?
- No chyba nie ze mną, John! Coś cię gryzie.
- Przypomniała mi się rozmowa z twoją mamą – wyznał, odkładając talerz i sięgając po kieliszek – Ja nadal nie mogę tego zrozumieć. Ona mnie nie cierpi.
- Ja to wszystko wiem, ale czy to naprawdę dla ciebie takie ważne? Mój tata cię uwielbia, ciotka tak samo, a ja wprost szaleję za tobą, kocham cię jak wariatka. To powinno być najistotniejsze.
- Jest, ale… Katie, to twoja mama, w ogóle cię to nie rusza?
- Oczywiście, że tak, ale nie będę rozpaczać. To jej problem. A jestem pewna, że ojciec poradzi sobie z nią i przemówi jej do rozumu. Nie możemy się tym zadręczać, kochanie, przestań o tym myśleć. Możesz to dla mnie zrobić?
- Dla ciebie? – John spojrzał na mnie z ukosa – No, może… Może mógłbym…
- Bardzo bym prosiła – wtuliłam się w jego pierś – Bo potrzebuję cię teraz bardzo, bardzo mocno…
***
Tata w ciągu kilku kolejnych dni dzwonił parokrotnie, zdając relację z postępów mamy, które nie były zachwycające, ale mimo wszystko – jakieś. Rozumiała już to, że mam prawo do życia takiego, jakie sobie sama wybiorę, niestety nadal nie akceptowała Johna. Nie mówiłam mu nic o tym, zbywając go tylko krótko, że ojciec wciąż nad nią pracuje i osiąga minimalne póki co efekty. Na razie wystarczało. Żyliśmy sobie w spokoju i dobrze nam z tym było. Raz w tygodniu musiałam chodzić sprzątać dom Johna, bo choć w ogóle prawie w nim nie mieszkał, to mimo wszystko kurz zbierał się na meblach. John oczywiście nie chciał, bym u niego sprzątała, mówiąc że sam to zrobi, ale chciałam zdjąć z jego ramion ten obowiązek, wystarczająco ciężko pracował u Freemanów. A ja miałam lekką pracę u Jackmana i wizyty w redakcji tylko dwa razy w tygodniu, więc sprawiało mi przyjemność odciążanie Johna jak tylko mogłam, kilka razy zdarzyło mi się nawet pomagać mu u Freemanów. Jednak pewnego dnia, kiedy wróciłam z Yorku, miałam mieszane uczucia. John czekał na mnie w moim domu z gotową kolacją. Pięknie ubrany, uśmiechnięty… A ja nie potrafiłam się tym cieszyć. Choć wiedziałam, że powinnam.
- Katie, co jest? – podszedł do mnie i wziął mnie w ramiona, okręcając kilka razy dookoła – Ktoś zrobił ci przykrość?
- Nie, misiaczku. Jest dobrze – odparłam bez przekonania, jemu to jednak nie wystarczało.
- Kochanie, widzę że czymś się martwisz. A ja nie lubię, kiedy się martwisz – szepnął, odrzucając na bok moją torebkę i zsuwając ze mnie kurtkę – Powiesz mi?
Westchnęłam z rezygnacją i zdecydowałam się mówić:
- John, to wyszło dziś, i…
- Poczekaj – wziął mnie na ręce i przeniósł na krzesło, po czym uklęknął przede mną i powoli zdejmował mi buty – Może dziś ja rozmasuję ci zmęczone stópki? Kto to widział, żeby biegać w tak wysokich obcasach…
- Nie musisz… - zaprotestowałam, ale zmieniłam zdanie, gdy poczułam, jaka to ulga – O jak dobrze… Kocham cię, misiu, jesteś najcudowniejszy na świecie. I zrobiłeś kolację! Kupiłeś wino?
- Nie kupiłem wina, ale… Pani Freeman dała mi jedną ze swoich nalewek z aronii, a wiesz że jej nalewki są najlepsze na świecie!
- Cudownie! Coś czuję że dziś zaszalejemy – ucieszyłam się, próbując odwlec moment rozmowy na poważny temat.
- Czyżby moja mała dziewczynka chciała być dziś niegrzeczna i się upić?
- A jeśli się upiję, zaopiekujesz się mną i zaniesiesz mnie do łóżka?
- Kochanie… Nie wiem, czy dojdziemy do łóżka – zmysłowo zamruczał John – Miałem dziś wiele pomysłów… Muszę wypróbować na tobie co najmniej trzy.
- Zaskakujesz mnie…
- Staram się – mój narzeczony uśmiechnął się rozczulająco, ale błogi nastrój szybko prysnął – No ale chciałaś o czymś powiedzieć.
- Nie, to może zaczekać…
- Skarbie, jeśli się upijesz, to zapomnisz, proszę powiedz teraz, póki oboje jesteśmy świadomi.
Problem tkwił w tym, że obawiałam się, co będzie, jeśli mu powiem… Może w ogóle nasz romantyczny wieczór szlag by trafił. Ale musiałam wierzyć w rozsądek Johna. Przecież nie mógł być aż tak zazdrosny o moją karierę…
- Katie? Coś ukrywasz, tak? – zaniepokoił się – Możesz w końcu powiedzieć?
- John, ja… Proszę, zrozum, ja musiałam się zgodzić, nie miałam wyjścia.
- Musiałaś czy chciałaś? – John spojrzał na mnie podejrzliwie – A poza tym to o czym mówisz?
- Kochanie, ja dostałam awans – wyznałam jednym tchem – To wiąże się z tym, że muszę zrezygnować z pracy u Jackmana, i będę na całe dnie jeździć do Yorku.
Patrzył na mnie bardzo dziwnym wzrokiem. Bardzo… Było w nim dużo dezaprobaty i rozczarowania. Tak nagle wszystko się zmieniło…
- John powiedz coś – poprosiłam, chwytając jego dłonie i przyciskając sobie do policzków – Kochanie, nie milcz teraz!
- Co ja mam co powiedzieć? – odsunął się ode mnie i wbił wzrok w podłogę – To twoje życie…
- To NASZE życie! Proszę, nie odsuwaj się…
- Kate, to twoja kariera, rób co chcesz – John wstał z podłogi i usiadł w drugim kącie pokoju – Nie będę się wtrącał.
- Kochanie, ja myślałam… Myślałam, że się ucieszysz, że chociaż pogratulujesz mi awansu! Co się z tobą dzieje?
- Daj spokój, chyba nie potrzebujesz mojej aprobaty!
- John, jak możesz! Twoje zdanie jest dla mnie najważniejsze! Zresztą już ci kiedyś mówiłam, że dla ciebie mogę zrezygnować z tego wszystkiego, że nie potrzebuję tego awansu i mogę zrezygnować dla ciebie…
- Jednak go potrzebowałaś – odparł z wyraźnym wyrzutem – Więc przestań mydlić mi oczy!
- John, ty masz mi za złe, że chcę się rozwijać? Przecież jeszcze kilka dni temu wykrzyczałeś mojej matce, że zrobisz wszystko, żebym była szczęśliwa, że nie pozwolisz bym stała się kurą domową, że chcesz bym rozwijała karierę!
- Nie, kochanie – podkreślił ironicznie – Ja po prostu myślę i zastanawiam się, KIEDY zaoferowano ci ten cholerny awans.
- Jakie to ma znaczenie…
- Kiedy!?
- No… Przedwczoraj – przyznałam, nie rozumiejąc jego wściekłości – Miałam dwa dni do namysłu.
- Pięknie! – John poderwał się z krzesła – DWA DNI! A dziś przychodzisz i twierdzisz, że MOJE zdanie jest dla ciebie najważniejsze? Gdzie byłem, kiedy dostałaś propozycję?
- Przecież sam mówiłeś mojej matce, że nie pozwolisz żebym zmarnowała talent i że mam się rozwijać… Uznałam, że…
- Uznałaś, że możesz przestać mi mówić o czymkolwiek! Tylko dlatego, że kiedyś coś powiedziałem trzeciej osobie! Nie pomyślałaś, że warto byłoby przynajmniej poinformować mnie, że padła propozycja, nie chciałem żebyś pytała mnie o zdanie, ale choćbyś powiedziała, że się nad tym zastanawiasz! Żebym miał świadomość, że w naszym życiu szykują się zmiany!
- John, nie będzie żadnej zmiany, wszystko będzie jak dotąd…
- I to samo powiesz Jackmanowi? – spojrzał na mnie z pretensją w oczach – Czy może on wie, że straci pracownicę?
- No nie, nie wie jeszcze…
- Jesteś cholernie nieodpowiedzialna!
- Proszę przestań tak do mnie mówić!
- Wiesz co? Zaczynam zastanawiać się, czy twoja mama nie miała racji – syknął ze złością – Nie ma dla mnie miejsca w twoim życiu.
- Przestań, John! Nie życzę sobie, żebyś tak mówił…
- Na co ja głupi liczyłem? Że będę szczęśliwy z tobą? Że będziesz mnie szanować, zwykłego, prostego, niewykształconego pastucha? Pytać mnie o zdanie w najważniejszych życiowych sytuacjach?
- Boże, przepraszam że tak zrobiłam! Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to cię tak zaboli, pomyślałam że skoro powiedziałeś tamto mojej mamie, to po prostu… przyjmę ten awans i będziesz się cieszył razem ze mną! A teraz wszystko z ciebie wychodzi!
- Wybacz, nie rozumiem, może jestem za prosty. CO ze mnie wychodzi!?
- Twoje… cholerne kompleksy! I egoizm! Myślisz tylko o sobie, o tym, żeby ktoś nie uraził twojej próżnej, męskiej dumy i nie zdeptał twojego nikłego poczucia własnej wartości!!!
Wykrzyczałam to i… dotarło do mnie, co powiedziałam. Widziałam w jego twarzy, że zabolało go to gorzej niż uderzenie w twarz. Podeszłam do niego szybko i chwyciłam za ramiona z całych sił.
- Nie chciałam tego powiedzieć, nie wiem, co mnie napadło. Wybacz mi kochanie, przepraszam cię…
- Ależ chciałaś – odparł z godnością, unosząc głowę – Nareszcie wiem, co o mnie myślisz. Ciekaw jestem, czy tak było od początku, czy jednak kontaktowałaś się ostatnio w tej sprawie z mamusią.
Wyrwał się z mojego uścisku i z wściekłością założył buty i kurtkę.
- Smacznego – powiedział, naciskając klamkę – I śpij dobrze.
Wyszedł, trzaskając drzwiami. A we mnie kotłowała się złość i na siebie, i na niego. Oboje przesadziliśmy… Ale to ja wbiłam gwóźdź do trumny, i to ja będę musiała to wszystko naprawić. Nie mogłam pozwolić, by tak po prostu się to skończyło. Teraz jednak nie zniosłabym kolejnej konfrontacji z rozwścieczonym Johnem, musiałam się z tym przespać, choć zmrużenie oka nie przyszło wcale łatwo, kiedy w wyobraźni widziałam ciągle jego zbolałą twarz i smutne oczy…