Poprzednia, osiemnasta część tutaj.
Słońce powoli zachodziło, wokół Góry hulał chłodny wiatr. Niebo pociemniało, zdawało się jakby cały świat przygotowywał się do wielkiej bitwy, która zbliżała się wielkimi krokami. Stojący przed wejściem do Góry Balin słyszał z daleka nadchodzące wojska, jednak nie to było jego największym zmartwieniem. Bał się o Thorina, który nie zaprzestał poszukiwań od południa. Przegarniał złoto, drążył, przeszukiwał wszystkie kąty w poszukiwaniu Arcyklejnotu, podczas gdy wszyscy zbroili się i przygotowywali do walki. Był głuchy na prośby i nawoływania, skarb zawrócił mu w głowie tak bardzo, że stawał się bardzo agresywny gdy ktoś się do niego zbliżał. Obcy, przepełniony wściekłością, z szaleństwem i żalem w dzikim spojrzeniu, wzbudzał przerażenie wszystkich obecnych. W końcu usiadł pod królewskim tronem, zrezygnowany.
- Nie ma go – szeptał nerwowo – Nie ma, zniknął, został skradziony…
Bilbo zerkał na niego, dręczony wyrzutami sumienia. Po co zabierał ten przeklęty klejnot, po co wtrącał się w tę sprawę… Postanowił jednak, że nie odda go teraz. Kto wie, jak zareagowałby Thorin? Choć obawiał się, że pogrążony w nieszczęściu i poszukiwaniu Arcyklejnotu, zaniecha udziału w bitwie, która z każdą minutą była coraz bliżej. Hobbit był rozdarty, bardzo chciał zwierzyć się Balinowi, lecz bał się mówić cokolwiek, nawet staremu krasnoludowi, który zawsze go rozumiał. Postanowił zmierzyć się z tym samemu.
- Bilbo! – usłyszał nagle głos Kiliego i ruszył w stronę zbrojowni.
- Co się stało?
- Mam coś dla ciebie! – uśmiechnął się książę, rzucając mu cienką, małą kolczugę – Idealna na twój rozmiar. To mithril, najbardziej wytrzymały na świecie. Może cię trafić i ze sto strzał, a żadna cię nie zabije!
- Chcesz topór? – zapytał Nori, oglądając wszystkie ich rodzaje, wiszące na ścianie.
- Żartujesz! To nóż do krojenia sera – roześmiał się Bombur – Orków najlepiej zabijać ciężką, krasnoludzką bronią.
- Nie chcę nikogo zabijać!
- To po co tu przyszedłeś? To nie wycieczka! – Dwalin założył na siebie ciężką zbroję.
- Dajcie mu spokój, to włamywacz, a nie wojownik – Fili stanął w obronie niziołka – I tak uratował nam skórę wiele razy.
- Mój kuzyn jest bohaterem?
- To cudownie! – krzyknęła zachwycona Esmeralda – Mój kuzyn jest bohaterem, a mój mężczyzna księciem! Będę miała tyle do opowiedzenia, kiedy wrócę do domu!
- Wracasz? Nie zostajesz z Filim? – zdziwił się Bilbo.
- No tak… W zasadzie to… Nie poprosił mnie o to i myślałam, że nie chce…
- Mój kwiatuszku! To jedyna rzecz, o której teraz myślę! – zapewnił Fili – Zostaniesz moją żoną i zamieszkasz ze mną w Ereborze?
- Och, dajcie spokój bo zaraz coś rozwalę!!! – Dwalin rzucił swoimi toporami o podłogę.
- Fili, naprawdę chcesz…?
- Tak, Esmeraldo, chcę abyś została moją żoną. Księżniczką.
- To najbardziej romantyczne zaręczyny jakie mogłam sobie wyobrazić – szepnęła hobbitka – TAK! Chcę być twoją żoną!!!
- I księżniczką – złośliwie dodał jej kuzyn.
- Nie zależy mi na tym!
- Zaraz zacznie się wojna, a wy zajmujecie się pleceniem bzdur! – krzyczał poirytowany Dwalin – Zaręczyny, miłość, księżniczki, niedobrze się robi! Esmeraldo, zakładaj kolczugę i bierz miecz!
- Ale…
- Bez dyskusji!
- Nie ty jesteś dowódcą! – zauważył Nori, wywołując powszechną wesołość.
- Właśnie, Kili wydaje rozkazy! – poparł Bofur – Kili, Kili powiedz nam, dzieciaczku, co mamy robić?
- Do broni, żołnierze! Droga bratowo, kolczuga dla ciebie, proszę tu masz miecz i mały toporek.
- Hej, to mój kuchenny! – oburzył się Bombur – Siekam nim mięso!
- Esmeralda będzie nim siekać wnętrzności orków – zarządził Kili – Gotowi? Dobrze, na stanowiska. Niedługo zjawi się Gandalf z elfami. Jeszcze jedno… Bombur, Bifur, Bofur, Gloin, Dori, Nori i Dwalin, idźcie przeciągnąć smocze truchło gdzieś dalej. Jeśli będzie za ciężkie, posiekajcie je na mniejsze części. Nie może zagradzać nam wejścia do Góry. Ori, przygotuj na szybko z Esmeraldą jakąś strawę. Fili, gdybyś mógł pójść z Bilbem na punkt obserwacyjny i określić, jakie jest położenie wroga, Daina i Gandalfa, wy dwaj macie najlepszy wzrok. Oin pójdzie ze mną do wujka. Dziękuję za uwagę, możecie odmaszerować.
Wszyscy bez słowa sprzeciwu wypełnili słowa nieformalnego przywódcy, jakim od momentu gdy Thorin podupadł na zdrowiu stał się Kili. Młody krasnolud miał nadzieję, że może zioła Oina pomogą na psychiczne problemy Thorina. Gdy weszli do sali tronowej, na klęczkach szukał czegoś po kątach. Oin westchnął z rezygnacją i pokręcił głową.
- Wujku… Chodź, niedługo przyjedzie Gandalf – Kili podszedł do Thorina i pomógł mu wstać.
- Tak… Gandalf? Po co?
- Pomóc nam.
- Ach tak… Pomoże odnaleźć Arcyklejnot?
- Dobrze, tylko go znajdę – spojrzenie Thorina było puste i nieobecne, co niesamowicie przeraziło jego siostrzeńca. Błagalnie spojrzał na Oina, który jednak niewiele był w stanie zrobić.
- Mam zestaw ziół na omamy, ale nie wiem czy to coś pomoże – powiedział.
- Spróbujmy – odparł Kili – Wujku, usiądź sobie tu na tronie, poczekaj moment, odpocznij…
- Nie! – krzyknął Thorin – Nie wolno mi siadać na tronie, nie wolno…
- To twój tron, masz do niego jedyne prawo.
- To tron króla, ja nie mogę, nie mogę…
- Wasza wysokość – westchnął ciężko Oin, podsuwając Thorinowi dymiącą misę – Proszę głęboko wdychać dym.
- Po co to?
- Pomoże znaleźć waszej wysokości klejnot, rozjaśni umysł i odświeży myślenie – na poczekaniu wymyślił Oin – Proszę, niech wasza wysokość wdycha.
- Dlaczego on mówi na mnie wasza wysokość? – Thorin spojrzał pytająco na Kiliego z obłąkańczym błyskiem w oku. Zdawało się, jakby kompletnie stracił rozum i nie wiedział, co się wokół niego dzieje.
- Bo jesteś królem.
- Nie, nie jestem…
- Jesteś!
- Nie jestem, ja… Ja nie mam uprawnień, nie mam…
- Zrozum, że Arcyklejnot nie jest ci do tego potrzebny. Twój dziadek był królem jeszcze zanim go odkryto! Ten klejnot był tylko symbolem, prawdziwe źródło jest tu, w naszych sercach – spokojnie tłumaczył mu Kili – Wywodzimy się z rodu Durina, nasi przodkowie byli królami, więc i ty jesteś. Po tobie będzie nim Fili. Niezależnie, czy znajdziemy Arcyklejnot, czy też nie. Proszę teraz, zrób o co prosi cię Oin, to doskonały fachowiec, chce dla ciebie dobrze.
- Proszę, wasza wysokość, proszę wdychać dym z ziół.
Thorin posłusznie spełnił polecenie. Po chwili uspokoił się, zamknął oczy i zdawało się, że wreszcie przestał drżeć. Usiadł na podłodze i oparł się o tron, wdychając opary. Kili odciągnął Oina na bok, by Thorin nie słyszał, o czym rozmawiają.
- Nie zaszkodzi mu to? – zapytał z obawą.
- Absolutnie, ręczę za tę mieszankę. Swego czasu książę Thrain prosił mnie, abym tymi ziołami uspokajał jego ojca, Throra. Thorin nie wiedział o tym, Thrain ukrywał przed nim początki obłędu króla, ale młody książę sam zaczął się wszystkiego domyślać. Szczerze mówiąc, specjalnie zabrałem ze sobą pęczek tych ziół, na wypadek gdyby… Gdyby ta paskudna choroba dotknęła też i jego.
- Jesteś nieoceniony. Powiedz mi, znasz się na tym dobrze… Może gdybyśmy spróbowali znaleźć Arcyklejnot, może gdyby wujek miał go w swoich rękach, może przeszłoby mu?
- Wątpię – Oin stanowczo pokręcił głową – Wydaje mi się, że w tym stadium taki szok pogłębiłby tylko jego chorobę. Więc nawet, jeśli go znajdziemy, odczekałbym z oddaniem Arcyklejnotu przynajmniej do zakończenia bitwy. Prawdę mówiąc, odstawiłbym to najlepiej do powrotu Luthien. Ta dziewczyna działa na niego lepiej niż jakiekolwiek moje lekarstwo!
- Gdyby tu była, nie mielibyśmy problemu!
- Kili… Kili? – usłyszeli cichy głos Thorina. Młody krasnolud podbiegł do niego natychmiast.
- Co się stało, wujku?
- Czy Gandalf już jest?
- Nie, ale za chwilę dowiemy się, jak daleko są. Fili i Bilbo są na obserwacji.
- Co z resztą? – Thorin podniósł się i wyprostował; wyraz jego twarzy był zupełnie inny. Wróciła mu dawna bystrość i rozum.
- Ori i Esmeralda robią kolację, a reszta zajmuje się trupem Smauga. Przeszkadzał mi przed wejściem do Ereboru, uznałem że trzeba się go pozbyć.
- Bardzo dobrze. Wszyscy są gotowi i uzbrojeni?
- Tak, wasza wysokość! – Kili wyprostował się jak struna i skłonił z szacunkiem.
- Cieszy mnie to… Dobrze się spisałeś. Teraz jeszcze JA muszę się przygotować…
Raźnym krokiem Thorin opuścił salę tronową, udając się do zbrojowni. Tam znalazł najpiękniejszą, bogato zdobioną zbroję króla Throra, założył ją i zaopatrzywszy się jeszcze w
dwa ciężkie topory, które zarzucił sobie na plecy, wyszedł przed Górę i stanął na dużym głazie dumny, wyprostowany i pełen dostojeństwa. Ci, którzy wracali właśnie z zadania przesunięcia smoczego trupa, zatrzymali się z boku i z podziwem patrzyli na pełną majestatu postawę Thorina. Odruchowo oddali mu pokłon. Starszym krasnoludom zdawało się, jakby ujrzeli ponownie wielkiego króla Throra w latach jego największej świetności. Od Thorina bił niesamowity blask i waleczność, jego oczy wpatrzone w dal płonęły. Zrozumiał, że musi stanąć na wysokości zadania i poprowadzić swój lud do wojny.
dwa ciężkie topory, które zarzucił sobie na plecy, wyszedł przed Górę i stanął na dużym głazie dumny, wyprostowany i pełen dostojeństwa. Ci, którzy wracali właśnie z zadania przesunięcia smoczego trupa, zatrzymali się z boku i z podziwem patrzyli na pełną majestatu postawę Thorina. Odruchowo oddali mu pokłon. Starszym krasnoludom zdawało się, jakby ujrzeli ponownie wielkiego króla Throra w latach jego największej świetności. Od Thorina bił niesamowity blask i waleczność, jego oczy wpatrzone w dal płonęły. Zrozumiał, że musi stanąć na wysokości zadania i poprowadzić swój lud do wojny.
***
Gandalf w towarzystwie elfów zbliżali się do Samotnej Góry. Właściwie tylko kilkadziesiąt minut dzieliło ich od celu, kiedy Thranduil zatrzymał cały pochód.
- Zaczekajcie – powiedział niepewnym głosem, a wszyscy spojrzeli na niego ze zdumieniem – Może to nie jest najlepszy pomysł, żebym pokazywał się teraz Thorinowi. Nie zrozumcie mnie źle, chcę mu pomóc, ale… Obawiam się tego spotkania.
- Nie chcesz się chyba wycofać? – Radagast zmierzył go podejrzliwym wzrokiem – Moje króliczki są nadal głodne!
- Nie, to nie o to chodzi. Uważam, że lepiej nie denerwować Thorina, skoro jak mówi Galadriela, ma ze sobą problemy. Dość już ma na głowie, bardzo chciałbym żeby był zdrów i w pełni mocy umysłowych, ale… Po prostu uważam, że moje przybycie w tym momencie byłoby dla niego może zbyt dużym szokiem i mógłby odebrać to jako atak.
- Co chcesz zatem zrobić? – zapytał Celeborn.
- Zostanę z moimi wojskami tu, w tym wąwozie – odparł Thranduil – Przeczekamy tu do rana, i wtedy ruszymy do ataku od tej strony. Tak będzie najrozsądniej, i ze względów logistycznych, i ze względu na zdrowie i… temperament Thorina – dokończył Thranduil z uśmiechem – I jego niesamowicie gorące uczucia w moim kierunku. Bezpieczniej będzie, kiedy spotkamy się bezpośrednio na polu bitwy lub po niej. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie.
- To bardzo mądre z twojej strony – poparł Elrond – Zmieniłeś się, przyjacielu, a Thorin na pewno to doceni. Proponowałbym rozdzielenie naszych wojsk. Ty zostaniesz ze swoimi w wąwozie, część armii Rivendell i Lorien pójdzie z nami i obstawi stoki Góry, a trzecia część ustawi się na wschodzie, skąd przybędą posiłki z Żelaznych Gór.
- Niech tak będzie – zgodził się Celeborn, po czym zwrócił się do swej małżonki – Galadrielo, czy jesteś pewna, że chcesz być z nami na tej wojnie? Możesz wrócić do domu, jeszcze jest czas…
- Nie będę uciekać przed złem – odparła królowa – Razem je pokonamy.
Po tych słowach ruszyła przed siebie, a zaraz za nią jej mąż i Elrond. Gandalf i Radagast pożegnali jeszcze Thranduila i przekazali wojsku rozkazy Elronda, po czym podążyli śladem elfów.
***
Bilbo nerwowo chodził przed Górą, oczekując niecierpliwie przybycia Gandalfa. Tak bardzo musiał zwierzyć się mu, że znalazł Arcyklejnot… Kamień ciążył mu strasznie mocno, nie tak bardzo fizycznie, jak psychicznie. Nie mógł znieść świadomości, że okłamuje Thorina, choć uspokoił go fakt, że zioła Oina podziałały na niego nadzwyczaj skutecznie i
przywódca jest znowu w pełni sił. Hobbit podszedł do niego nieśmiało i stanął tuż obok.
przywódca jest znowu w pełni sił. Hobbit podszedł do niego nieśmiało i stanął tuż obok.
- Dobrze wyglądasz – mruknął.
- Dziękuję – Thorin obejrzał się na przyjaciela i uśmiechnął się – Ty też niczego sobie.
- Niezła zbroja.
- Rodowa – podkreślił krasnolud, wpatrując się w dal – Wykuto ją specjalnie dla mego dziadka, kiedy miał objąć panowanie.
- Pasuje jak znalazł do twojej sytuacji. Też je właśnie objąłeś.
- Nie. Dopóki nie znajdę Arcyklejnotu…
- Znowu zaczynasz!
- Nie wiesz, o czym mówisz! Nie masz pojęcia…
- Posłuchaj, to zwykły, świecący kamyk, nawet niezbyt ładny i…
- Skąd wiesz jak wygląda!? – przerwał mu Thorin, przewiercając go wzrokiem na wskroś. Bilbo przestraszył się jego spojrzenia.
- Tak tylko… zgaduję… - wzruszył ramionami – Przecież w porównaniu do Luthien to zwykły kamień jakich wiele w piasku – wybrnął zręcznie – Nic nie przebije jej piękna. Prawda?
- Jesteś uzbrojony? – krasnolud niespodziewanie zmienił temat.
- Tak, powiedzmy że tak…
- W takim razie właź na górę i siedź w punkcie obserwacyjnym. Weź ze sobą Oriego, przydadzą się tam dwie osoby. Będziecie nas o wszystkim informować.
Kiedy Bilbo spełnił rozkaz, Thorin stał samotnie wypatrując przybycia posiłków. Jego myśli zaprzątnięte były tylko jednym tematem…
Luthien… Moja mała, słodka dziewczynko. Nie ma cię tu, a tego właśnie pragnę najbardziej, jesteś mi potrzebna, czuję, że gdybyś była… Ja byłbym inny. Tak naprawdę nie wiem, co teraz czuję i czego chcę, co jest dla mnie ważne, ale wiem, że chcę ciebie obok. Jest ze mną źle, boję się czy nie spadnę na samo dno, ten koszmar nawiedza mnie co noc. Nie chcę skończyć jak mój dziadek i ojciec, a wygląda na to że podążam dokładnie tą samą ścieżką… A ja za bardzo cię kocham, żeby cię stracić, i żeby pozbawić cię bycia ze mną. Wiem, że kochasz mnie jak nikogo innego, że dałabyś wszystko żeby teraz ze mną być, wiem że jestem dla ciebie najważniejszy, dlatego chcę zrobić wszystko, żeby cię odzyskać. Za kilka dni będzie po wszystkim, przeżyję kochanie, zrobię to dla ciebie, a wtedy przyjdziesz do mnie i będziemy tu razem, szczęśliwi…
Zadumany Thorin nawet nie zauważył przybycia Gandalfa. Dopiero jego głos wyrwał go z krainy marzeń, gdzie utonął, myśląc o swojej ukochanej.
- Thorinie! – krzyknął czarodziej, zeskakując z konia.
- Gandalf! – krasnolud otrząsnął się i uśmiechnął szeroko, wpadając w ramiona przyjaciela – Jak dobrze mieć cię znowu obok!
- Zmieniłeś się, chłopcze. Wyglądasz jak prawdziwy król!
- W końcu podobno mam królewskie korzenie – roześmiał się Thorin – Tak się cieszę, że cię widzę! Elrondzie!
- Witaj, Thorinie! To niesamowite szczęście widzieć cię tu, w twoim domu, w dobrym zdrowiu!
- Ze zdrowiem bywa różnie… Ale jest dobrze. Udało nam się – odetchnął z ulgą krasnolud, kiedy ujrzał nagle niesamowicie piękną postać wyłaniającą się z mroku – Pani Galadrielo… - skłonił się głęboko, i spojrzał na jej męża – Panie Celebornie, witam królewską parę w Ereborze.
- Twój widok bardzo nas ucieszył – odparł Celeborn – Zabiłeś smoka, to wielki wyczyn. Śródziemie ci tego nie zapomni.
- Porzuć smutek, Thorinie, synu Thraina – odezwała się milcząca dotąd Galadriela – Widać go w twoich oczach. Wiem, o czym myślisz… Twoje pragnienia ziszczą się. Zdobyłeś Erebor, zabiłeś smoka, czekasz na tą jedyną, która już niedługo na powrót wróci do twego życia. Masz wszystko, czego potrzebujesz…
- Nie mam Arcyklejnotu – mruknął zdezorientowany Thorin – Serce Góry zaginęło…
- Będzie w twoich rękach szybciej, niż się spodziewasz – elfka uśmiechnęła się tajemniczo – Wszystko w swoim czasie.
Bilbo obserwował osobliwą scenkę z wysoka i nie mógł wytrzymać, aby nie zejść i nie przywitać się z Gandalfem. Cała drużyna wyszła przed Górę aby ponownie ujrzeć czarodzieja. Chwila radości nie trwała długo, bowiem przybył spóźniony Radagast, który zatrzymał się po drodze, by wysłuchać ptaków, przekazujących mu nowiny.
- Całe legiony orków – mamrotał, zdenerwowany – Mnóstwo, ogrom!
- A co z Dainem? – zapytał Thorin.
- Spieszy tu, powinni być jeszcze przed świtem. Ludzie z Esgaroth już są blisko.
- Jak wyglądamy liczebnie?
- Nieszczególnie, biorąc pod uwagę, że orkowie są na wargach, więc podwójnie groźni. Naszą przewagą jest jednak Góra, będzie nas idealnie osłaniać.
- A więc wojna… - westchnął Thorin, odstępując kilka kroków w bok – W imię Durina, bracia, do broni!
- Do broni, wasza wysokość! – odkrzyknęli mu krasnoludzcy towarzysze.
- Zająć pozycje! Bilbo, Ori, na obserwację! Esmeraldo, pójdziesz z nimi! Fili, Kili… Choćby to miała być nasza ostatnia bitwa, choćbyśmy mieli polec, choćbyśmy mieli zginąć, zginiemy razem.
W milczeniu oczekiwali na najgorsze. Hałas nadciągających wrogich wojsk był coraz głośniejszy. Zastępy ludzi przybyły dość szybko i ustawiły się, podobnie jak elfickie armie, na swoje stanowiska. Oczekiwanie było nerwowe, lecz mimo wszystko noc minęła bardzo szybko. Gdy tylko pierwsze promienie słońca wyłoniły się zza chmur, na horyzoncie pojawili się wrogowie.
- Gdzie u diabła podziewa się Dain? – Thorin był coraz bardziej ogarnięty wściekłością i dziką chęcią walki.
- Już nadchodzi – krzyknął z góry Bilbo – Będą tu lada moment!
- Musieli mieć małe opóźnienie, nie denerwuj się – uspokajał Thorina Balin.
- Ja się NIE denerwuję. Ja jestem szczęśliwy, że za moment spadnie tu tysiące parszywych łbów i przeleje się krew orków!
- Myślę, że już czas – powiedział Elrond, dając znać swym wojskom.
- Naprzód – warknął groźnie Thorin – Po zwycięstwo.
- Gelekh d’ashrud bark! – krzyknął Bifur.
- Czas rozbujać nasze topory – Dwalin, powtórzywszy jego słowa, chwycił swój oręż i pierwszy ruszył przed siebie.
Wyjąwszy Orkrista podążył śladem przyjaciela, a za nimi cała reszta wojsk. Natarli na nieprzyjaciela z ogromną wściekłością, i wtedy ujrzeli wyłaniających się z leżącego nieopodal wąwozu elfickich żołnierzy. Thorin z łatwością rozpoznał Tauriel i Legolasa, którzy wraz z całą armią ruszyli do ataku na orków, których pojawiły się niesamowicie ogromne ilości. Król krasnoludów z obawą i niecierpliwością rozglądał się, czy wojska Daina już przybyły, i w końcu usłyszał charakterystyczny dźwięk rogu, zwiastującego przybycie posiłków. Odetchnął z ulgą i ponownie zatracił się bez pamięci w walce, co rusz ścinając kolejnego wroga. Nagle znieruchomiał… Nie, to niemożliwe. Nie mogło go tu być, to zdrajca, podły zdrajca, to…
- Thranduil!? – wrzasnął wściekle Thorin, a elf obejrzał się w jego stronę – To ty!!!
Król elfów zamarł, obawiając się reakcji krasnoluda. Nie zauważył zbliżającego się do niego od tyłu orka, który już brał zamach by go ściąć. Widział tylko, jak Thorin wyjmuje pokaźny nóż i rzuca nim w jego stronę. Był przekonany, że celował do niego, ale nie uchylił się, mimo tego nóż przeleciał tuż przy jego twarzy i trafił w ostatniej chwili w stojącego za nim wroga. W tym momencie ork zdążył jeszcze chwycić Thranduila za szyję i powalić go na ziemię, a Thorin bez namysłu podbiegł i dobił potwora. Przyklęknął przy przerażonym elfie i chwycił go za ramiona z całych sił, aż ten syknął z bólu.
- Thorinie, wybacz mi… - szepnął. Krasnolud puścił go z niedowierzaniem, myśląc że się przesłyszał.
- Co powiedziałeś?
- Wybacz, przepraszam!!!
Zdezorientowany Thorin rozejrzał się wokół siebie i jednym machnięciem miecza zabił kolejnego orka, który się do nich zbliżył. Spojrzał na Thranduila i szarpnął go mocno za szaty.
- Wstawaj, podła świnio – syknął ze złością – Chyba nie przyszedłeś tu, żeby odpoczywać.
Thorin odskoczył od niego i zatracił się ponownie w szale walki. Thranduil otrząsnął się z szoku i ramię w ramię wraz z krasnoludzkim królem siekał orków z ogromnym zacięciem. Wiele już było ofiar po obu stronach, a wroga zdawało się nadal przybywać. Posiłki z Żelaznych Gór przybyły, walka trwała już dość długo, lecz Thorin zmuszony był pod naporem wroga zarządzić nagły odwrót i cofnąć się bliżej Góry, skąd ustawieni na stokach łucznicy mieli lepsze pole do popisu. Kili wraz z Legolasem i Tauriel krążyli w pobliżu dwóch królów, odcinając wrogom strzałami dostęp do nich.
- Tobie też, jak na tak niski wzrok – odparła Tauriel – Uważaj, za tobą!
Legolas w mgnieniu oka zabił orka przymierzającego się do ataku na krasnoludzkiego księcia. Ten skinął z wdzięcznością głową i już po chwili mógł odwdzięczyć się tym samym. Bitwa rozgorzała na dobre, krew lała się wszędzie a trup ścielił się gęsto. Orków jednak zdawało się przybywać, aż w końcu na horyzoncie pojawił się najbardziej znienawidzony przez Thorina: Azog Plugawy wraz ze swoim synem, Bolgiem. Powoli kroczyli na swych wargach, jakby napawając się widokiem swych walczących żołnierzy i przelanej krasnoludzkiej krwi. Azog nie dostrzegł jeszcze Thorina, który walczył akurat przy samotnej skale niedaleko Góry, ale krasnolud zdążył zauważyć nadejście swego największego wroga… Tak, nadszedł w końcu ten dzień, kiedy jego miecz przeszyje serce Azoga, kiedy pomści w końcu śmierć swego dziadka i ojca. Był pewien, że tego dokona. Kiedy jednak chciał iść w jego stronę, stanąć twarzą w twarz ze swoim największym wrogiem, coś innego przykuło jego wzrok. Coś, co bardzo go zaniepokoiło i sprawiło, że na chwilę zamarł w bezruchu.
Z niedowierzaniem patrzył przed siebie rozszerzonymi oczyma. Był w kompletnym szoku, wyglądał jakby zobaczył ducha. Balin z niepokojem spojrzał na niego; ostatnio Thorin wyglądał tak, kiedy widział śmierć swojego dziadka. Obrócił się w stronę, w którą patrzył król i zrozumiał… W stronę Thorina biegła drobna postać, której jasne, płomienne włosy lśniły w promieniach słońca.
- Luthien! – krzyknął krasnolud, zrywając się z miejsca.
- Thorin! – dziewczyna biegła co sił, trzymając w dłoni miecz – Kochany…
- Luthien… Co ty tu…
- Mój kochany – dziewczyna wpadła w drżące ramiona Thorina, który przycisnął ją do siebie z całych sił – Ty żyjesz… Jesteś tu, żyjesz…
Padli na kolana, tuląc się mocno do siebie, i nie zważając na trwającą wokół bitwę. Krasnolud łapczywie dotykał jej twarzy i ramion, jakby chciał upewnić się czy naprawdę ma ją przy sobie. Tak, była obok, tak samo piękna jak przedtem, tak samo słodka, czuła i kochana…
- To niebezpieczne, co tu robisz!? Jak się tu dostałaś!? – pytał nerwowo, pozwalając wśród nadmiaru emocji wkraść się na swe usta delikatnemu uśmiechowi.
- Nieważne jak, ważne że jestem i obronię cię przed wszystkim – odparła ściśniętym głosem Luthien, a po jej twarzy spływały łzy – Widziałam wszystko w zwierciadle Galadrieli, nie mogłam cię zostawić…
- Kazałem ci czekać w Rivendell!
- Moje miejsce jest przy tobie.
Thorin był wstrząśnięty. Ujął w dłonie twarz Luthien i delikatnie pocałował ją drżącymi ustami.
- Zabiłem smoka – szepnął – Zrobiłem to…
- Wiedziałam, że ci się uda. Nikt inny by tego nie…
Luthien przerwała, bo tuż przy jej uchu przeleciała z ogromną prędkością strzała. Thorin odepchnął ją i podniósł się, widząc biegnących ku niemu orków.
- Uciekaj! – krzyknął do swej ukochanej, lecz ta chwyciła w dłoń swój miecz.
- Nie ma mowy!
- Ty głupia, bezmyślna kobieto, uciekaj stąd!
Odwrócił się od niej, nacierając samotnie na wroga, jednak już po chwili z pomocą pospieszył mu Thranduil i siostrzeńcy. Luthien wstała i dźgnęła jednego z orków w plecy, udało jej się unieszkodliwić jeszcze kilku innych. Thorin zerknął na nią i uśmiechnął się pod nosem. Wyglądała przepięknie w krasnoludzkiej kolczudze z mithrilu, a jej powiewający w szale walki warkocz lśnił w słońcu. Krasnolud jednak musiał przestać o niej myśleć i stawić czoła największemu zagrożeniu. Oto zbliżał się do niego Azog na wielkim, białym wargu. Thorin wyprostował się i chwycił w lewą dłoń topór, w prawej trzymając Orkrista. Kroczył dumnie przez pole walki w kierunku wroga, osłaniany przez siostrzeńców.
- Spróbuj ich tknąć – warnkął wściekle Thorin – Nareszcie zginiesz, śmieciu.
- Doprawdy?
Blady ork okrzykiem rozkazał swemu wargowi ruszyć do ataku. Potwór naskoczył na Thorina, trafiony w locie strzałą Kiliego, lecz zdawał się tego nie poczuć, a król, robiąc zręczny unik, obronił się przed skokiem bestii. Z przerażającym krzykiem ruszył wprost na wroga, wbijając topór w ogromne cielsko warga, który zawył z bólu i padł. Azog zdołał zeskoczyć i ruszył na Thorina z ogromnym wojennym młotem z kolcami. Chybił kilkakrotnie, jednak Thorin unikając jego ciosów, padł na ziemię. Luthien nie mogła spokojnie patrzeć na to, co się dzieje, i zaczęła biec w jego kierunku, wtedy jednak Thranduil zatrzymał ją.
- Zostań tu – powiedział – Nie narażaj się…
- A co ty masz do gadania!? – oburzyła się Luthien – Zejdź mi z drogi! Powinnam cię zabić za to, co mu zrobiłeś!
- Proszę cię, idź w bezpieczne miejsce, Tauriel cię odprowadzi…
- Nie dotykaj mnie – Luthien przystawiła miecz do szyi Thranduila – Inaczej zginiesz.
Thranduil zrobił krok w tył, nie chcąc denerwować dziewczyny, lecz ujrzał w tym momencie, jak Thorin słania się na kolanach, zasłaniając się kawałkiem pnia. Azog brał właśnie kolejny zamach, kiedy miecz króla elfów dźgnął go przelotem w brzuch. Thorin spojrzał na swego wybawcę ze zdziwieniem, ale i z wdzięcznością, jednak nie był to czas na podziękowania; ruszył do ataku i wbił ostrze Orkrista w ciało Azoga aż po samą rękojeść. Blady ork z potwornym wrzaskiem padł, po raz ostatni biorąc zamach ogromnym młotem. Udało mu się drasnąć Thorina w ramię, a kiedy ten odsunął się, chwytając za bolące miejsce, Luthien wbiła miecz w serce konającego Azoga.
- Mój syn… i tak cię dopadnie – syknął ork, chwytając ostatni oddech, po czym wrzasnął przeraźliwie – Bolg!!!
Po tych słowach umarł na środku pola bitwy, pokonany przez samego krasnoludzkiego króla z pomocą jego ukochanej i króla elfów. Jego syn błyskawicznie znalazł się tuż przy trupie ojca, w dzikim szale machając swym młotem na wszystkie strony, Thranduil jednak zasłonił Thorina i Luthien własnym ciałem i upadł, uderzony dość mocno. Wtedy Bolga przeszyło kilkanaście strzał wypuszczonych z elfickich łuków i padł martwy tuż przy Azogu. Thorin podbiegł do Thranduila i uklęknął przy nim, chwytając go za ręce.
- Wszystko dobrze? – zapytał, wyraźnie zmartwiony.
- Tak, to tylko draśnięcie… Ukryj Luthien, idź z nią w bezpieczne miejsce…
- Nie zostawię was! A kompletnie nie wiem, co mam z nią zrobić, jest strasznie uparta! Thranduilu, co ci jest…
- Nic, przejdzie – wycedził przez zęby elf, mocno ściskając swe ramię i próbując wstać – Idź, poradzę sobie.
- Na Durina… Jesteś poważnie ranny! Nie ma mowy, ty i Luthien idziecie się schronić, nie będę narażał żadnego z was – postanowił Thorin – Kili! Do mnie!
Zanim jednak siostrzeniec zdążył zareagować, na pole bitwy wjechała na swym koniu Arwena. Thorin patrzył na nią z nieskrywanym zdumieniem; skąd elficka księżniczka wzięła się pod Samotną Górą!?
- Thorinie, Luthien mi uciekła, nie mogłam jej dogonić – tłumaczyła się, zdyszana – Zmyliła mnie! Mam nadzieję, że nic jej się nie stało…
- Nie, oprócz tego że zabiła kilkunastu orków i dobiła Azoga. Posłuchaj, weźmiesz ją i Thranduila w bezpieczne miejsce, rozumiesz?
- Niedaleko stąd jest mały zagajnik, schronimy się tam…
- Chcę zostać – wymruczał słabo Thranduil.
- Zamknij się! – odparł stanowczo Thorin – Jesteś wprawdzie podłą świnią, ale nie pozwolę ci tak umrzeć.
Bez namysłu sam dźwignął elfa i wsadził go na grzbiet konia. Arwena usiadła za nim, trzymając go, by nie spadł. Thorin podbiegł do Luthien, która ramię w ramię z Kilim walczyła z orkami. Porwał ją w ramiona i odciągnął kawałek, by byli niewidoczni dla oczu wszystkich.
- Dlatego też przyjechałam… Bo ja też nie miałabym po co żyć, gdybyś umarł!
Thorin ścisnął mocno jej ramiona i przeraźliwie krzyknął, a jego krzyk przepełniony był kompletną bezsilnością.
- Kocham cię, ty niemądry, lekkomyślny dzieciaku! Nie rozumiesz tego!?
Nie bacząc na toczącą się wokół bitwę, przylgnął do niej i pocałował ją z mocą, aż Luthien zakręciło się w głowie. Znowu czuła go blisko, jego usta na swoich, znowu czuła się wyjątkowa i kochana… Tak, w końcu to powiedział! Z radości miała ochotę śpiewać, i tylko odgłosy walki przypomniały jej, że nie jest to najlepszy moment. Poczuła mocne kopnięcie w brzuchu i odsunęła się odruchowo od Thorina. Przecież on o niczym nie wiedział… I nie mogła powiedzieć mu teraz! Tak, zdecydowanie powie mu jak tylko wygrają bitwę, kiedy emocje opadną i będą mogli spokojnie porozmawiać…
- Arweno! – krzyknął Thorin, a elfka błyskawicznie zjawiła się tuż obok na swym koniu; krasnolud wsadził Luthien na jego grzbiet i zwrócił się do córki Elronda – Oboje mają przeżyć. Z obojgiem mam do pogadania, jak już będzie po wszystkim.
Elfka pogalopowała na koniu z Luthien i Thranduilem daleko, Thorin bardzo szybko stracił ich z oczu. Spokojny o ich bezpieczeństwo, ponownie zatracił się w walce, jeszcze bardziej skuteczny, bo wiedział, że ma o co walczyć. Luthien dodała mu takich sił, jakich już dawno nie miał. Okazała się być najskuteczniejszym lekarstwem na wszystkie dręczące go problemy. Czuł rozpierającą go dumę i w końcu opuściło go poczucie winy, które mu ciążyło, bo wmawiał sobie że wszystkie nieszczęścia rodu krasnoludów są przez niego, ponieważ nie potrafi pomścić śmierci ojca, dziadka i setek swoich rodaków. Teraz, kiedy miał na rękach krew Smauga i Azoga, czuł się wygrany. Czuł, że zemsta dokonała się, a ostatnim jej etapem będzie rozgromienie armii nieprzyjaciela w pył. To jednak wydawało się nie być łatwe. Wyjątkowo wcześnie tego dnia zaszło słońce, a niebo stało się ciemne i ponure. Kili uniósł wzrok i dostrzegł ogromne ptaki, lecące w ich stronę.
- Wysłuchały nas – szepnął uradowany Radagast do Gandalfa.
- Wygraliśmy – odparł drugi czarodziej – Bitwa jest nasza…
Zastępy krasnoludów z imieniem Durina na ustach ruszyły do ostatecznego ataku. Orły chwytały w swe ostre szpony wargów i rozszarpywały ich, a orków zrzucały na ziemię z dużej wysokości. Bitwa powoli kończyła się; księżyc wychylał się nieśmiało zza ciemnych, ciężkich chmur. W serca sojuszników wstąpiły nowe nadzieje, w momencie, gdy ostatecznie zatriumfowano nad siłami zła, niejeden krasnolud wpadł w objęcia elfa, dzieląc tę wielką radość ponad podziałami i dawnymi zatargami. Wszystko zaczynało być tak, jak od dawna być powinno…
-------
Notka: Autorem opowiadania jest Kate, która publikuje swoją opowieść na Wattpad. Prace Kate znajdziecie tutaj. Opowieść oparta jest na postaciach z filmu „Hobbit: Niezwykła podróż” i „Hobbit: Pustkowie Samuga” i nie ma na celu naruszenia praw autorskich. Do zilustrowania opowiadania użyto screenów i przyciętych screenów Kate z filmów „Hobbit: Niezwykła podróż” i „Hobbit: Pustkowie Samuga”.
-------